Kiedy dotarłyśmy na miejsce, trzęsłam się jak osika. Ku memu zdziwieniu czekali na mnie w komplecie, Marcus, Marietta, pan i pani Fernér, pułkownik Lehbeck, Johan, Flora i jakiś jegomość o nieprzyjemnej powierzchowności, ubrany w bogato szamerowany mundur. Powiadomiono mnie, że to ojciec Marcusa i Marietty.
Towarzystwo uzupełniał inny dystyngowany mężczyzna, którego dotąd nie spotkałam. Był to brat pani Fernér ze Sztokholmu. To on pełnił funkcję łącznika między domem Fernérów a dworem królewskim.
Marietta siedziała obok męża i trzymała go za rękę. Jej twarz nosiła ślady łez. To było do niej zupełnie niepodobne.
Z duszą na ramieniu dygnęłam przed nimi. Generał Dalin nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Flora siedziała obok niego. W jej spojrzeniu nie było śladu litości. Nie wystraszyłam się, czułam się silna miłością Marcusa. Marcus milczał, ale wzrokiem dodawał mi otuchy.
Pierwszy przemówił pułkownik Lehbeck, spokojnie i przyjaźnie, jak to miał w zwyczaju:
– Dowiedzieliśmy się o wypadku, któremu uległ Marcus – powiedział. – Johan przyjechał z wieścią do Malmø i natychmiast się tu zjawiliśmy. Nie zrozumieliście powagi sytuacji?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wtrącił się generał:
– Zlekceważyliście mój zakaz! Potajemna schadzka, co za prostactwo! Poza tym naruszyliście cześć tej szlachetnej kobiety.
Flora zacisnęła usta i skinęła potakująco.
– Nie o tym właściwie myślałem – ciągnął Lehbeck, a ja poczułam doń jeszcze większą sympatię. – To, co mnie niepokoi, to pewien drobny szczegół, którego tu zgromadzeni zdają się nie zauważać. Mianowicie ktoś z obecnych musiał wiedzieć o miejscu spotkania! Marietta dostała list od Marcusa i miała przekazać go Annabelli. Co stało się z listem?
Marietta potarła dłonią czoło.
– Już mówiłam – zaczęła niepewnie. – Trzymałam go w torebce, ale kiedy tam pewnego razu zajrzałam, listu nie było. Później jednak go znalazłam, w torebce właśnie!
– A list był zmięty, jakby ktoś go przeczytał. Prawda?
– Tak…
– Miła moja! Nikt w tym domu nie zagląda do cudzych torebek – obruszyła się pani Fernér.
– To właśnie należy sprawdzić – wtrącił jej brat. – Jeśli nie znajdziemy rozwiązania tej zagadki, para królewska nie będzie mogła się tu zatrzymać. Trzeba będzie zmienić trasę podróży.
Pani Fernér wybuchnęła płaczem. Jej mąż usiłował ją uspokoić. Zauważyłam krople potu na jego czole.
– Panno Annabello – Lehbeck spojrzał na mnie. – Proszę opowiedzieć nam wszystko, ale to wszystko, o tym jeźdźcu, którego ujrzałaś w zatoczce koło Svarte.
Spojrzenia obecnych w pokoju spoczęły na mnie, więc bardzo się zmieszałam.
– Tam było tyle drzew – wyjąkałam. – Widziałam go jedynie przez parę sekund.
– Jakiej maści był koń?
– Kasztan… tak sądzę. Wszystko działo się szybko, daleko ode mnie…
– Ale to był mężczyzna?
– Nie jestem pewna. Przykro mi, widziałam jeźdźca przez krótką chwilę.
Pułkownik skinął głową i odwrócił się do pani Fernér.
– Pani Fernér, czy któryś z gości opuszczał dom wczoraj koło godziny dwunastej?
– Ja… mój Boże… ja też wyjeżdżałam.
Następna w kolejności gospodyni potwierdziła, że wszyscy przebywali o tej porze poza domem. Wszyscy oprócz Flory.
Flora uśmiechnęła się z zadowoleniem, a generał poklepał ją po ramieniu.
Nie mogłam znieść jej widoku, więc obróciłam się do pułkownika Lehbecka.
– Panie pułkowniku – zaczęłam ostrożnie – nie wiem, czy to może mieć jakieś znaczenie, ale wczoraj wieczorem widziałyśmy z matką pewnego mężczyznę.
– Tak?
– Ten człowiek… – Zawahałam się. – Marcus opowiadał mi o kimś, kogo spotkany przez nas mężczyzna przypomina z wyglądu.
– Mów dalej!
Zanim zdążyłam ponownie otworzyć usta, generał wysyczał:
– Marcus! Zdradziłeś tajemnice stanu tej… tej dziewce kuchennej!
Wywiązała się chaotyczna wymiana zdań. Wszyscy mówili jednocześnie, niektórzy brali mnie w obronę, inni nie byli pewni, co o tym wszystkim sądzić. Z ust Flory nie schodził uśmieszek zadowolenia.
W końcu do głosu doszedł Marcus.
– Annabella zamieszana jest w tę sprawę jak każde z nas, a może i bardziej. Napadnięto ją, próbowano pozbawić życia. To ona dostała kartkę z tym tajemniczym słowem.
Jego ojciec prychnął z pogardą.
– Też mi wymysł! Aldebaran i „wole oko” w teatrze kopenhaskim! To śmieszne!
Pułkownik Lehbeck siedział z niewzruszoną miną. Z wielkim trudem przychodziło mu sprzeciwiać się przełożonemu.
– To całkiem właściwe, że zapoznano nas z tą teorią – powiedział. – Mój kolega… – skinął głową w kierunku brata pani Fernér – przedstawi tę kwestię Jego Wysokości. Będzie usilnie odradzał wyjazd do Kopenhagi.
– Może lepiej byłoby zastawić na tych fanatyków pułapkę w teatrze – zaproponował Marcus.
Brat pani Fernér uśmiechnął się.
– Myśleliśmy o tym, nie jesteśmy jednak obecnie w najlepszych stosunkach z Duńczykami. Para królewska powinna porzucić myśl o wyjeździe do Danii.
– Uważam, że Marcus postąpił roztropnie, dzieląc się swymi wątpliwościami – wtrącił Johan, który rzadko zabierał głos.
– Ja też tak sądzę – przyznała Flora.
Generał musiał skapitulować, widać było, że liczy się ze zdaniem Flory.
– Wróćmy do człowieka, którego Annabella i jej matka spotkały wczorajszego wieczora – drążył temat Lehbeck. – Czy to mógł być Cederwed? Tak blisko domu? Wiecie, co to oznacza?
W pokoju zapadło ponure milczenie. Flora siedziała ze spuszczoną głową. Raptem podniosła ją i spytała przymilnie:
– Jesteście pewni, że ta dziewczyna mówi prawdę? A może stara się jedynie wzbudzić zainteresowanie swoją osobą?
– Zapytaj moją matkę – rzuciłam z pasją. – Zanim zdążę cokolwiek z nią uzgodnić!
– Nie ma co się denerwować… – Lehbeck pomachał uspokajająco ręką. – Wierzymy ci, Annabello. Musimy jedynie zastanowić się nad tym nowym aspektem sprawy…
Towarzystwo rozeszło się. Pan Fernér podszedł do mnie i poprosił o chwilę rozmowy.
Ruszyłam za nim do gabinetu, lecz uprzedził nas generał. Chciał porozmawiać ze mną pierwszy. Ani ja, ani pan Fernér nie ośmieliliśmy się zaprotestować.
Wymieniłam nerwowe spojrzenia z Marcusem i poszłam za jego ojcem. Nie miałam okazji, by zamienić z Marcusem choć parę słów. W jego wzroku wyczułam niepokój.
Miał ku temu powody. Dobrze znał ojca!
W gabinecie generał Dalin spojrzał na mnie ostro spod krzaczastych brwi.
– Znam takie jak ty – zaczął z pogardą. – Kobiety pozbawione zasad moralnych. Dobrze wiem, o co ci chodzi. Owinęłaś sobie mego syna wokół palca, tak że zapomniał o obowiązkach wobec ojczyzny i tej miłej, oddanej kobiety, którą mu wybrałem. Stanowi dobrą partię, pochodzi z dobrej rodziny i ma spory majątek. Twój plan spalił jednak na panewce. Mój syn nie ożeni się z byle kim! Masz… To powinno uleczyć twoje wygórowane ambicje!
Rzucił na stół skórzany mieszek.
– Co to jest? – Podniosłam woreczek i usłyszawszy brzęk monet, odrzuciłam go jak oparzona. – Chce pan zapłacić, bym trzymała się z dala od Marcusa? – powiedziałam lodowatym tonem. – Co za podłość! Jak pan może być taki wstrętny, taki odrażający!
Zraniona duma kazała mi zapomnieć o pozycji społecznej tego człowieka.
– Uważam poza tym, że syn pański sam potrafi podjąć właściwą decyzję – ciągnęłam. – Pragnie pan uczynić z niego tchórzliwego fajtłapę, który z pokorą zgina kark? Jeśli Flora rzeczywiście jest tak wspaniałą kobietą, to proszę pojąć ją za żonę! Złamała życie drugiemu z pańskich synów i się tym puszy. Chce pan, by złamała teraz życie Marcusowi? Zresztą proszę się nie obawiać, zostawię pańskiego syna w spokoju. Nie chciałabym mieć pana za teścia!
Cisnęłam mu woreczek z pieniędzmi na kolana i wypadłam z pokoju. Zalana łzami pobiegłam w kierunku wyjścia, odtrąciwszy rękę Marcusa, który usiłował mnie zatrzymać. Dogonił mnie dopiero przy bramie i siłą zmusił, bym weszła z powrotem do domu. Generał zmierzał właśnie schodami do swego pokoju. Miał marsową minę i w dłoni ściskał woreczek z pieniędzmi.
– Uspokój się, Annabello – pocieszał mnie Lehbeck. – Domyślam się, że generał postąpił z tobą mało dyplomatycznie. Nie odchodź jednak, zrób to dla Marcusa, on ciebie potrzebuje.
– Doprawdy? – Głos Flory zabrzmiał jak trzaśniecie bicza. Weszła niepostrzeżenie do pokoju.
Marietta spojrzała na nią z nienawiścią.
– Nie jesteś tu mile widziana – rzuciła cierpko. – Wyjdź!
Flora wyszła. Byłam pewna, że zatrzyma się za drzwiami i będzie podsłuchiwać.
– Marcus – wyszeptałam żałośnie – zachowałam się niewybaczalnie głupio wobec twego ojca. Wszystko zniszczyłam.
– Annabello, kochanie… – Marcus próbował mnie uspokoić. – To nie twoja wina, to ojciec zachował się nieodpowiednio. Proponował ci pieniądze?
Skinęłam tylko głową i przełknęłam łzy.
– Ja… rzuciłam mu pieniądze na kolana. I nagadałam tyle głupstw… Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
W pokoju pojawił się pan Fernér.
– Kiedy się uspokoisz, Annabello – powiedział do mnie, obrzucając pozostałe osoby spojrzeniem – przyjdź do gabinetu. Pamiętaj, że mam z tobą do pomówienia.
– Tak… – znów zaczęłam płakać. – Tak mi przykro… Narobiłam tyle zamieszania, i to przy tak dostojnych gościach!
– O tym porozmawiamy później.
– Idź, Annabello – rzekł Marcus, ocierając mi łzy chusteczką. – Zaczekam na ciebie na zewnątrz.
Ruszyłam za Fernérem do jego gabinetu.
W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Za oknem przechadzali się strażnicy miejscy, w dole ulicy widać było sylwetki żołnierzy.
Usiadłam i opuściłam głowę. Nigdy dotąd nie czułam się tak bezradna. Generał nigdy mi nie wybaczy, teraz mogłam być pewna, że Marcus nie będzie mój. Musiałby zerwać z ojcem, a tego przecież nie mogłam od niego wymagać. Zerwanie nie byłoby zresztą takie proste, skoro obaj byli oficerami. Pożałowałam przez chwilę, że Marcus nie jest cywilem.
Jeszcze jednej rzeczy byłam pewna – tego, że Marcus nie ożeni się z Florą. Zbyt mocno jej nienawidził.
Podniosłam głowę, kiedy wszedł Fernér. Pod pachą trzymał plik papierów.
– A więc, Annabello – zaczął usiadłszy – zapomnijmy o tym nieprzyjemnym incydencie. Co innego zaprząta mi umysł i potrzebuję twojej pomocy…
Miałam dość własnych problemów, tak że z trudem skupiłam uwagę.
– Chodzi o… Lite, moją żonę – wyjąkał. – Ona bardzo cię ceni, tak samo zresztą jak Mariettę i Marcusa, ale tamci należą do innego świata. Ty jesteś prostolinijna, miła i taktowna, twój dom jest tutaj, w Ystad.
Taktowna? Zwymyślanie generała trudno uznać za objaw taktu!
Wyszeptałam słowa podziękowania.
Pan Fernér mówił dalej:
– Otóż… – wyraźnie skrępowany z trudem dobierał słowa – panna Flora zachowała się niegrzecznie wobec Lity. Naopowiadała jej mnóstwo kłamstw.
– Nie dziwi mnie to wcale – przerwałam mu. – Twierdzi zapewne, że ją coś z panem łączy?
Pan Fernér spojrzał na mnie z przestrachem. Ja też przeraziłam się własnej szczerości.
– Tak – westchnął. – Nawet gorzej. Twierdzi, że jestem w niej zakochany do szaleństwa i obgaduję przy niej własną żonę. Że chciałem z nią uciec, lecz ona powstrzymała mnie przez wzgląd na Lite.
– Cała Flora! – rzuciłam szorstko. – Mnie też prawiła podłości o Marcusie. A on przecież jej nie znosi!
Pan Fernér westchnął.
– Jak mam przekonać Lite? – Pokręcił głową. – Wiesz, Annabello, jak bliski byłem, by ulec pokusie, lecz dzięki wam ustrzegłem się błędu. Między nami do niczego nie doszło! Kocham Lite, tylko ją, i nie chcę jej stracić. Mogłabyś z nią porozmawiać? Przemówić jej do rozsądku?
Zawahałam się. To nie moja sprawa… Ratować małżeństwo…
– Spróbuję – powiedziałam.
Fernér odetchnął z ulgą. Raptem przypomniał sobie o papierach, które trzymał w dłoni.
– Masz, Annabello – dodał – to dla ciebie. Przepisy mojej matki na potrawy z mięsa. Ona świetnie gotowała. Chcę, byś je zatrzymała.
– Ależ… Ja nie mogę…
– Bądź tak dobra! Wiele dla nas zrobiłaś.
Wzięłam zapisane odręcznym pismem arkusiki i przejrzałam je. Przepisy były wspaniałe.
– Dziękuję – zmieszałam się. – Nie powinien pan…
– Nie ma o czym mówić – przerwał mi. – Teraz są twoje.
Podziękowałam raz jeszcze. Rozległ się dzwonek wzywający na posiłek. Kiedy wyszłam, wszyscy czekali zgromadzeni przed jadalnią.
Marcus podszedł do mnie, wziął za rękę i obrzucił pytającym spojrzeniem. Nie mogłam mu wyjawić tematu mojej rozmowy z Fernérem, musiał powstrzymać ciekawość.
Poszukałam wzrokiem Lity Fernér, ale nigdzie nie było jej widać.
Do Fernéra zbliżyła się gospodyni. W ręce trzymała jakąś kartkę.
– Panna Flora zgubiła to, kiedy przed chwilą udawała się do swego pokoju – powiedziała. – Czy zechce pan jej to oddać?
Ci, co stali najbliżej, nie byli w stanie ukryć zdziwienia. Kartka wykonana była z takiego samego papieru jak ta, którą wręczono mi na ulicy. Ta ze słowem „Aldebaran”!
Pułkownik odebrał Fernérowi kartkę, rozłożył ją i zaczął głośno czytać, nie ukrywając podniecenia:
Mój gołąbku pocztowy!
Niedziela, ta sama pora, to samo miejsce, to samo przebranie. Inny posłaniec. Tym razem Ty masz odebrać wiadomość! Jeśli spiszesz się dobrze, nie minie Cię nagroda, tak jak ostatnio. Moja żona jest wciąż nieosiągalna! Twój C.
– C – zamyślił się brat pani Fernér. – To może oznaczać Cederwed.
Tak. Na imię ma Carl – dodał pułkownik.
Wszyty wstrzymali oddech. Ciszę przelała Marietta:
– Flora… Więc to ona donosiła. Nic dziwnego, że znali nasz każdy krok!
– Bzdura! – przerwał jej z irytacją ojciec. – Oskarżacie ją bezpodstawnie. Ktoś inny mógł zgubić tę kartkę. Na przykład ona… – spojrzał na mnie.
– Nie, panie generale – wtrąciła się gospodyni. – Panna Flora zgubiła tę kartkę. Widziałam. Annabella w ogóle nie wchodziła na schody!
Brat pani Fernér zwrócił się do mnie:
– Powiedziałaś, jak mi się zdaje, że byłabyś w stanie rozpoznać tę… ulicznicę, którą spotkałaś tamtej nocy? Czy to mogła być Flora Mørne?
– To niesłychane! – wybuchnął ojciec Marcusa.
Udałam, że nie słyszę jego uwagi.
– Trudno powiedzieć – zaczęłam – bo tamta kobieta miała mocny makijaż i była w przebraniu, chyba też w peruce. Lecz jej oczy… Te oczy najbardziej utkwiły mi w pamięci, chyba musiałam je widzieć wcześniej. Wprawdzie z Florą zetknęłam się na krótką chwilę, tu w tym domu, ale… – Zamyśliłam się. – Tak, to mogła być Flora – dokończyłam.
– Co za bezczelność, rzucać oskarżenia pod adresem tej biednej kobiety, która nawet nie może się bronić! – zagrzmiał generał.
– Spokojnie… – Pułkownik Lehbeck usiłował studzić rozpalone nastroje. – Najlepiej będzie, jak porozmawiamy z Florą Mørne osobiście i damy jej szansę złożenia wyjaśnień. Lub szansę obrony – dodał.
Wszyscy ruszyli schodami do pokoju Flory. Pułkownik Lehbeck zapukał. Nikt nie odpowiedział. Lehbeck zapukał ponownie. Cisza. Marietta pchnęła drzwi.
Stojący najbliżej weszli do środka i stanęli jak wryci. Zajrzałam do pokoju.
Flora leżała w poprzek łóżka. Na jej szyi zaciśnięta była pętla z cienkiego drutu.
Flora nie żyła.