ROZDZIAŁ TRZECI

Przez następne dni leżała półprzytomna i oszołomiona. Znajdowała się pod wpływem leków i wszystko widziała jak przez mgłę. Czuła przy sobie przez cały czas obecność Blaira Kinnane'a, widziała jego zatroskaną twarz, pamiętała dotyk delikatnie badających ją rąk. Słyszała głosy pielęgniarek, a także rozmowy, których nie rozumiała.

W końcu, czwartego dnia po wypadku, obudziła się na szpitalnym łóżku, patrząc na słońce wpadające do pokoju i zastanawiając się, co się z nią właściwie dzieje. Bolała ją głowa i raziło światło. Nie zamykała jednak oczu i zaczęła się rozglądać po pokoju. Podłączona była do kroplówki. Nieźle, pomyślała.

A co z nogami? Pamiętała, że coś stało się z jej miednicą. Przymknęła oczy i starała się zebrać myśli. Poruszyła palcami lewej nogi. Udało się! Potem palcami prawej. One także ruszały się bez trudu, choć czuła przy tym ból. Dzięki Bogu, że to nic z kręgosłupem! W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Blair Kinnane.

– Dzień dobry – powiedział.

– Jaki to dziś dzień? – spytała.

– Piątek.

– Piątek? Straciłam całe cztery dni!

– Nic ważnego się przez ten czas nie wydarzyło – pocieszył ją z uśmiechem i wziął do ręki kartę informacyjną.

– Coś jest nie tak? – spytała, gdy długo jej nie odkładał.

– Wszystko w porządku – zapewnił, kończąc lekturę. – Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, a pani też sprawuje się nieźle – zażartował.

– Zwłaszcza kiedy rozbijam się na równej drodze. Uśmiechnął się nieco ironicznie.

– Jestem pewna – rzuciła ze złością – że pana zdaniem zasługuję na to wszystko, co mnie spotkało.

Nie odpowiedział, ale uśmiechnął się teraz przyjaźnie.

– No więc dobrze – przyznała smutnym głosem. – Mam to, na co sobie zasłużyłam.

– Tu bym się nie zgodził. Zamiast pękniętej miednicy i osiemnastu godzin we wraku samochodu wystarczyłoby może solidne lanie.

– Lanie? – Zabrakło jej z oburzenia tchu. – Czy pan wie, ile mam lat?

– Wiem. Oglądałem pani prawo jazdy. Ma pani podobno dwadzieścia siedem lat, nie jest więc pani zbyt dojrzała ani wiekiem, ani… rozumem.

– Dziękuję!

– Czy chce pani pojechać do Perth? – spytał niespodziewanie.

.- Do Perth? Przytaknął.

– Chcieliśmy tam panią wysłać od razu w poniedziałek, ale straciła pani za dużo krwi i była za bardzo odwodniona. Teraz, kiedy wszystko się już unormowało i ma pani w perspektywie długi pobyt w szpitalu, może wolałaby pani być w większym ośrodku?

Przymknęła oczy. Czuła się jeszcze bardzo słaba i było jej trudno się skoncentrować. Ojciec z pewnością będzie jej szukać. Zacznie na pewno od dużych miejskich szpitali. I szukać będzie lekarza, a nie pacjenta. Pytać będzie o doktor Cari Eliss. Rzadko spotyka się takie nazwisko. Przy odrobinie szczęścia…

– Nie, dziękuję – rzekła stanowczo. – Chętnie tu zostanę, jeśli tylko ma pan ochotę mnie leczyć.

– Ale czy rodzice nie chcieliby, żeby znalazła się pani w rękach specjalistów? Albo przynajmniej żeby zbadał panią ktoś jeszcze?

Potrząsnęła głową.

– Widzę, że ma mnie pan ciągle za rozpieszczoną, bogatą jedynaczkę – powiedziała ze smutkiem.

Milcząc, wziął ze stolika kartę, jaką wypełniali zwykle nowi pacjenci.

– Jaki ma pani zawód? – spytał. – Ta rubryka nie jest wypełniona.

– Nie mam żadnego zawodu! – zawołała. – Jest pan zadowolony? To właśnie przecież chciał pan usłyszeć! Cari Eliss, bogata turystka amerykańska, która ma przewrócone w głowie i zachowuje się w sposób szalony, zostaje uratowana przez doktora Blaira Kinnane'a, znakomitego specjalistę i odpowiedzialnego człowieka.

– Myli się pani. Pani przeszłość zupełnie mnie nie interesuje. Jeśli zdecyduje się pani tu zostać, będzie pani po prostu przez parę tygodni moją pacjentką. To wszystko.

– I nie będzie prawił mi pan kazań? – spytała.

– Nie będę pani prawił kazań – obiecał z wymuszonym uśmiechem. – Opuści pani ten szpital za jakiś miesiąc i nikt pani nie zabroni zachowywać się niemądrze do końca życia. Interesuje mnie tylko doprowadzenie pani do takiego stanu, żeby mogła się pani znowu oddawać swoim szaleństwom. A teraz muszę panią zbadać i zobaczyć, czy udała mi się robota – powiedział.

Zabrało mu to nie więcej niż dziesięć minut.

– Wszystko wygląda całkiem dobrze – uznał z zadowoleniem.

– Moja głowa też? – zapytała, przymykając oczy. Mówiła ciągle z trudem i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że musi mieć spuchnięte i poranione usta.

– Wszystko wygląda lepiej. Szkoda, że nie widziała pani swojej głowy pierwszego dnia! To był dopiero widok. Jeszcze gorzej wyglądało głębokie cięcie na nodze.

– A miednica?

– Jeszcze przez tydzień nie będzie się pani mogła ruszać, a potem czeka panią trzytygodniowa rekonwalescencja.

Spojrzała na niego z przerażeniem, a on, by ją pocieszyć, powiedział tylko:

– Miała pani po prostu szczęście. Parsknęła śmiechem.

– Niejeden mi tego szczęścia pewnie zazdrości – zauważyła z ironią.

– To nawet całkiem możliwe – odparł poważnie. – Pani naprawdę miała szczęście. Wielu nie przeżyłoby podobnego wypadku. A gdyby nie znaleziono pani w ciągu następnej doby…

– Dobrze, już dobrze. – Cari podniosła ręce do góry gestem poddania. – Przyznaję. Miałam szczęście.

– Przy mnie też powinna to pani powtórzyć – rzekła pielęgniarka, która właśnie weszła do pokoju. – Panie doktorze, czy pamięta pan o kroplówce pana Sandersona?

– Dziękuję, Maggie – odparł i wyszedł z pokoju. Pielęgniarka podeszła do Cari.

– Jestem siostrą przełożoną. Nazywam się Maggie Brompton, ale proszę mi mówić Maggie. Wszyscy zwracają się do mnie w ten sposób.

– A ja nazywam się Cari Eliss. Mów do mnie Cari.

– Wiem, jak się nazywasz, bo wypełniałam twoją kartę, a dane brałam z prawa jazdy. Co ty robisz w tej Australii?

– Podróżuję – wyjaśniła krótko.

– Sama? – Maggie pokiwała z niedowierzaniem głową. – Przecież to szaleństwo! Może też i odwaga. Czy znasz się w ogóle na samochodach?

– Pewnie za mało, co wszyscy zauważyli.

– A czym się zajmujesz, kiedy nie podróżujesz?

Musiała się chwilę zastanowić.

.- Niczym – oznajmiła w końcu. – Nie mam żadnej pracy.

Maggie spojrzała na nią wyraźnie zaciekawiona.

– Niektórzy to mają szczęście – westchnęła. – Ty masz w ogóle szczęście. Blair Kinnane tak się niepokoił, że zmienił trasę lotu, żeby zobaczyć, co się z tobą dzieje. Inaczej już byś dawno nie żyła. No, a teraz otwórz usta – powiedziała, wkładając Cari do ust termometr.

Rozmowa tak ją zmęczyła, że oczy same jej się zamykały. Zasypiając, starała się uporządkować myśli, zastanowić się nad tym wszystkim, czego się dzisiaj dowiedziała.

Gdy znów się obudziła, zobaczyła w przyćmionym świetle Blaira, który stał w nogach jej łóżka i oglądał kartę. Przez chwilę mogła mu się dokładnie przyjrzeć, wiedząc, że nikt tego nie zauważy.

Jaki on jest naprawdę? Widać było, że traktuje pracę bardzo poważnie. Nic więcej nie umiałaby o nim powiedzieć. W każdym razie w jego rękach spoczywa teraz jej los. Intuicja mówiła jej, że można mu zaufać. Miała nadzieję, że się nie myli, w przeciwnym bowiem razie obrażenia, jakich doznała, łatwo mogłyby przyprawić ją o kalectwo. Wyobraziła sobie, co by się działo, gdyby wypadek zdarzył siew Stanach. Ojciec był profesorem chirurgii i poruszyłby niebo i ziemię, by zajęli się nią najwybitniejsi specjaliści. Nawet teraz, gdyby go tylko zawiadomiła…

Boże broń! Poruszyła się niespokojnie na samą myśl o tym, co by się od razu zaczęło dziać.

– Sprawdzam tylko kartę – odezwał się Blair. – Niech pani dalej odpoczywa.

Próbowała się uśmiechnąć. Wyglądało na to, że sen zajmuje jej dwadzieścia trzy godziny na dobę.

– Ciekawe, czy pan kiedykolwiek sypia? – spytała. Zegar przy jej łóżku wskazywał właśnie północ.

– Właśnie idę spać – wyjaśnił. – Zawsze sprawdzam przed wyjściem, jak zachowują się pacjenci. Nie ma nic gorszego niż wezwanie z powrotem do szpitala wtedy właśnie, kiedy człowiek zasypia.

– Na mnie chyba nie może się pan uskarżać…

– Na razie nie muszę się o panią niepokoić.

– Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby miał pan przeze mnie nie spać – rzekła opryskliwie.

Przez dłuższą chwilę patrzył na jej pokiereszowaną twarz.

– Wierzę pani – powiedział cicho, a potem wyszedł.

Minął jeszcze tydzień, zanim Cari poczuła się naprawdę lepiej. Rany się goiły i obniżono jej nawet dawki środków przeciwbólowych. Rozmowy z doktorem Kinnane'em były zwykle krótkie i napięte. Czuła, że nie akceptuje jej i byłby bardzo zadowolony, gdyby poleciała do Perth.

W szpitalu panował duży ruch. Było tam tylko dwadzieścia łóżek, a pacjenci często się zmieniali. Ona sama leżała w dwuosobowym pokoju i bardzo szybko poznała cały personel. Zaprzyjaźniła się zwłaszcza z Maggie i doktorem Rodem Danielsem, który chętnie przy niej przesiadywał. W miarę, jak znikała z jej twarzy opuchlizna, zaczął dostrzegać jej niezwykłą urodę.

– Z której części Kalifornii pochodzisz? – zapytał kiedyś.

– Nie bardzo mam ochotę o tym opowiadać. A dlaczego ty tu przyjechałeś? – zmieniła szybko temat.

– Szukałem wrażeń – odparł zrezygnowanym głosem. -Wyobrażałem sobie zawsze, że praca w australijskim pogotowiu będzie wielką przygodą. No i co? – spytał, rozkładając ręce. – Podpisałem umowę na dwa lata, posadzono mnie przy nadajniku radiowym i zajmuję się dokładnie tym samym, czym zajmowałem się przez całe życie, a co gorsza na ogół nie widzę nawet pacjenta, tylko wysłuchuję na odległość, jakie ma objawy.

Spróbowała zmienić pozycję, czuła się bowiem zdrętwiała.

– Ciągle boli? – spytał z troską w głosie. – Może coś ci przyniosę?

– Dziękuję. Doktor Kinnane już mi proponował. Wolę trochę pocierpieć, ale mieć za to jaśniejszą głowę.

Gdy Rod wyszedł, próbowała zasnąć, lecz nic z tego nie wyszło. Po raz pierwszy od chwili wypadku zaczęła myśleć o przyszłości. Niedługo spróbuję wstać, pomyślała. Zacznę chodzić po szpitalu. Za parę tygodni mogłabym wrócić do domu, gdybym tu miała dom. Oczywiście nie samochodem. Na to trzeba będzie zaczekać jeszcze kilka tygodni. Kto to zresztą wie? Może nawet miesięcy.

Kiedy wyjdę ze szpitala, polecę do Perth, postanowiła. Ale skąd wziąć na to pieniądze? Samochód był ubezpieczony, tylko że na zwrot pieniędzy trzeba pewnie czekać. Miała bilet powrotny do domu, wiedziała jednak, że na powrót jeszcze za wcześnie. Nie potrafiłaby rozmawiać z rodziną ani nie zniosłaby konwencjonalnych uśmiechów przyjaciół i ich zdawkowych pocieszeń. Co robić? Od lat żyła tylko pracą. Liczyła się dla niej tylko medycyna i… Harvey. Tracąc pracę i tracąc Harveya, straciła wszystko. Sens i cel życia.

– Pani płacze?

Blair. Ten człowiek porusza się jak kot, pomyślała, szukając nerwowo chusteczki.

– Czy ma pani bóle? – Patrzył na nią badawczym wzrokiem.

– Nie.

Zapadła cisza. Wytarła nos i oczy i spojrzała na niego wyzywająco.

– Miło, że pan o to pyta, ale czuję się doskonale. Pokiwał wyrozumiale głową.

– Naszły panią po prostu czarne myśli? – Przyjrzał jej się uważnie. – Dlaczego nie chce pani, żebyśmy zawiadomili rodzinę? Przecież z pewnością ktoś się o panią niepokoi?

Ktoś się niepokoi! Uśmiechnęła się z goryczą. Z pewnością. Cała rodzina rozmyśla z przerażeniem, co jeszcze zmaluję, żeby zhańbić nazwisko znanego profesora Elissa i jego synów, którzy robią właśnie wspaniałe kariery.

Nagle przed oczami stanęła jej matka. Ona z pewnością się o mnie niepokoi, pomyślała. Ale oczywiście nie przyzna się do tego przy ojcu. Westchnęła i pokręciła przecząco głową.

– Jestem zupełnie samodzielna.

– Z własnymi źródłami dochodu – przytaknął z uśmiechem.

– W każdym razie jestem z pewnością niezależna.

– Czy ma pani jakieś kłopoty finansowe?

– Nie.

– Naprawdę?

Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Dlaczego czuje się przy nim tak, jakby była nieznośnym dzieckiem, które obawia się reprymendy?

– Pan wybaczy, ale to moja sprawa – odparła szorstko. -I niech mnie pan już zostawi!

Czuła, że jest nieuprzejma i niesprawiedliwa, ale cóż jej innego pozostało? Dlaczego po każdej jego wizycie ma ochotę ukryć twarz w poduszce i głośno płakać sama nad sobą? Także i teraz, gdy tylko wyszedł, nie stać jej było na nic innego.

– Co to? Płaczesz?

To Maggie przyniosła jej filiżankę gorącej czekolady. Zmusiła się do uśmiechu i uniosła nieco na łóżku. Z przyjemnością przełknęła pierwszy łyk.

– Od kiedy to siostra przełożona przynosi chorym kolację?

– To nie jest przecież kolacja – rzekła Maggie, pokazując głową na łóżko w kącie pokoju, które obsiedli goście drugiej pacjentki. – Do wszystkich ktoś przychodzi, tylko ty jesteś sama i doktor Kinnane najwyraźniej pomyślał, że musisz się przy kimś wypłakać. – Przysunęła krzesło do łóżka Cari, przyglądając jej się badawczo. – Czasem nie wystarcza nawet najbardziej życzliwy lekarz… No to mów, co ci tam leży na sercu – dodała po chwili.

– Ja… wcale…

– Pewnie się zastanawiasz, co z sobą zrobisz, gdy wyjdziesz ze szpitala? – dociekała Maggie.

– Sama nie wiem. Nie myślałam o tym – skłamała.

– Czy wybierasz się do Perth?

– Będę musiała zaczekać, aż dostanę pieniądze za samochód.

– A z czego do tej pory żyłaś?

– Z różnych dorywczych prac – odparła Cari. – Byłam kelnerką, sprzątałam. Brałam wszystko, co popadnie, żeby przedłużyć pobyt.

– Ale dlaczego chcesz tu zostać?

– Bo, najprościej mówiąc, nie chcę wracać do domu – wyrwało jej się.

– Dlaczego? – Maggie była nieubłagana. Cari dostrzegła jej ciepłe, życzliwe spojrzenie.

– Bo nie umiem się jeszcze pogodzić z pewnymi rzeczami

– Z ludźmi?

– Tak, ale też i z pewnymi sprawami.

Zapadła ciągnąca siew nieskończoność cisza. Przez chwilę Cari spodziewała się dalszych pytań, ale wiedziała w gruncie j rzeczy, że Maggie jest zbyt delikatna, by dręczyć ją dalej.

– Jeżeli nie wiesz, co robić, zanim wyzdrowiejesz, chętniej ci pomogę – zaproponowała, wstając i biorąc od Cari po filiżankę. – Mój mąż Jock prowadzi owczarnię. Nasz znajduje się cztery kilometry od miasta. Byłoby nam ba miło, gdybyś u nas zamieszkała. Jeżeli oczywiście wytrzymasz z dwoma małymi chłopcami i najprzeróżniejszymi zwierzętami.

– Dziękuję, ale przecież nie mogę cię narażać…

– Na kłopoty? Kiedy to żaden kłopot. Uwielbiamy tym towarzystwo; tak mało przecież ludzi widujemy.

– No, jeżeli tak… – odparła Cari z uśmiechem, czując przy tym, jak spadł jej wielki kamień z serca.

– Bardzo się cieszę – rzekła Maggie, dotykając delikatnie głowy Cari. – A teraz może zajmiemy się twoimi włosami? Co ty na to? Przyniosę miskę z wodą.

– Myślałam, że trzeba je będzie zupełnie obciąć – powiedziała, przerażona myślą o rozplątywaniu zlepionych krwią pasemek.

– Dajże spokój! – zawołała Maggie. – Szkoda by było takich ślicznych włosów.

Godzinę później Cari wyglądała zupełnie inaczej. Była bardzo zmęczona, ale jej włosy lśniły jak niegdyś, okalając twarz złocistą aureolą.

– No, to rozumiem. – Maggie cofnęła się krok, by podziwiać swoje dzieło. – Nie pozbieram się teraz wprawdzie z moją robotą, ale warto było!

– Dziękuję – szepnęła Cari. – Naprawdę bardzo dziękuję – powtórzyła, walcząc ze zmęczeniem, które ogarnęło ją z nieprzepartą siłą.

Gdy zapadała już w sen, pojawił się przy jej łóżku Blair Kinnane, który robił wieczorny obchód. Wyczuła jego obecność, ale nie miała siły, by otworzyć szerzej oczy. Sądziła, że odezwie się do niej, że obejrzy jej kartę, on tymczasem stał nieruchomo, przyglądając się jej twarzy i włosom rozsypanym na poduszce. Przez chwilę widziała go spod półprzymkniętych powiek, a potem zamknęła oczy i zapadła w sen.

Загрузка...