ROZDZIAŁ PIĄTY

Ku wielkiemu szczęściu Cari prześwietlenie nie wykazało żadnego złamania. Blair wyjaśnił jej, że ból został spowodowany uciskiem na kości, które nie były na to gotowe, gdyż proces zrastania jeszcze się nie zakończył.

Nie posiadała się z radości i gdy przywieziono ją z powrotem na oddział, czuła, jak kamień spada jej z serca. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, była operacja. Rana na nodze zaczęła po upadku krwawić, ale nie stanowiło to zagrożenia.

– No a teraz, jeśli poleży pani spokojnie na plecach przez najbliższą dobę, to jest nadzieja, że wszystko będzie wyglądało tak jak wczoraj – odezwał się Blair, zakładając jej opatrunek. – Balkonik lepiej zabiorę, żeby znów nie przyszło pani coś głupiego do głowy.

– Głupiego? – spytała z oburzeniem. Zapomniał na chwilę o oficjalnym tonie, którym tak chętnie przemawiał, i uśmiechnął się.

– Trudno to inaczej określić, jeśli patrzeć na to z punktu widzenia lekarza, który pragnie panią postawić na nogi – powiedział łagodnie. – Jednak z punktu widzenia Jamiego Bromptona nie było w tym oczywiście nic głupiego. Miał po prostu szczęście, że trafił na panią.

– Nie sądzę, żeby tak myślał – odparła.

– W tej chwili z pewnością o niczym nie myśli, choć gardło wygląda już lepiej.

Pokiwała głową. Spodziewała się tego. Chloromycetyna często zaczyna działać już po sześciu godzinach.

– Maggie mówi, że jest pani lekarzem o pełnych kwalifikacjach i posiada prawo praktyki. Dlaczego więc pani nie praktykuje?

Zamknęła oczy.

– Może medycyna mnie po prostu nic nie obchodzi? Zdawała sobie sprawę z jego obecności, ale nie otwierała oczu. Nie chciała, by zadawał jej jeszcze jakieś pytania.

– Dobranoc – powiedział wreszcie cicho i odszedł, a ona wsłuchiwała się w jego kroki, które oddalały się od niej coraz bardziej, i jedyne, czego pragnęła, to by do niej wrócił.

Kroki rozległy się znowu, lecz tym razem była to młodsza pielęgniarka.

– Doktor Kinnane pyta, czy chce pani tabletkę na sen?

– Proszę – odpowiedziała.

Sen jest najlepszym lekarstwem na zmęczenie, ból i emocje całego dnia. Blair nie mylił się. Następnego ranka czuła się już nieco lepiej, a w ciągu najbliższych dni nastąpiła znaczna poprawa. Pod koniec tygodnia zaczęła znowu chodzić z balkonikiem i poruszała się po całym szpitalu niemal bez trudności.

Traktowano ją teraz w nieco odmienny sposób. Czyżby zasługiwała na inne traktowanie tylko dlatego, że jest lekarzem? Blaira widywała rzadko. Ponieważ jej stan się poprawił, jego wizyty ograniczyły się do krótkich wizyt rano i wieczorem.

Odczuwała zazdrość, słysząc, jak łatwo mu przychodzą rozmowy z innymi pacjentami. Odnosiła wrażenie, że tylko z nią postanowił utrzymać oficjalne stosunki, jakie łączą zwykle lekarza i pacjenta. A niech tam, pomyślała ze złością. A niech tam. Nic mnie to nie obchodzi!

Pobyt w szpitalu zaczął powoli jej się dawać we znaki. Wędrowała po korytarzach, ćwicząc chodzenie, zaglądała do „biblioteki", w której było parę książek na krzyż, a potem zostawało jej już tyko spoglądanie w sufit.


Pod byle pretekstem wpadał do niej stale Rod.

– Gdzie studiowałaś? – zapytał kiedyś. Gdy odpowiedziała, zagwizdał zdziwiony.

– Proszę, proszę!

W tej chwili do pokoju wszedł Blair.

– Słuchaj tylko – powitał go Rod. – Czy wiesz, gdzie ta dziewczyna studiowała? – I zaczął opowiadać, jaką estymą cieszy się uczelnia Cari w Ameryce. – Gdyby tylko chciała, mogłaby w każdej chwili otrzymać tu prawo praktyki – zakończył.

Uśmiechnęła się tylko.

– A po cóż bym miała to robić? – spytała.

– Żeby choć trochę pomóc – ciągnął z entuzjazmem Rod. – Co ty na to? – zwrócił się do Blaira. Blair patrzył na nią badawczo.

– Pewnie się pani trochę tu nudzi?

Zaczerwieniła się. Blair Kinnane nie ukrywa, co o niej myśli. Nie zmienił tego ani trochę fakt, że pracowała kiedyś jako lekarz. Uznał, że praca była dla niej tylko dodatkiem, że mogła ją wykonywać tylko wtedy, gdy nie miała nic innego do roboty.

– Nie pracuję już jako lekarz – odpowiedziała.

– A to dlaczego? – zdziwił się.

Tak bardzo nie miała ochoty o tym rozmawiać! Zebrała się jednak w sobie i wyjaśniła:

– Ponieważ zaniedbałam swoje obowiązki i z mojej winy zmarł w Stanach człowiek – rzuciła szorstko. – Łatwo może pan to sprawdzić. Nazwisko doktor Cari Eliss figuruje w rejestrach sądowych stanu Kalifornia. Moje niedopatrzenie spowodowało śmierć dziecka. A teraz, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, nie chciałabym więcej o tym mówić.

Potrząsnął głową ze zdumieniem i przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej oczu.

– Przecież Maggie mówiła, że jest pani w rejestrze lekarzy. Czy to było kłamstwo?

– Nie. – Potrząsnęła głową z rozpaczą.

– To nie została pani wykreślona?

– Proszę pana, czy możemy zmienić temat? – spytała łamiącym się głosem.

Opanowała się jednak szybko i popatrzyła mu odważnie w oczy. Nie po raz pierwszy już zauważyła, że łączy ich z sobą coś niezwykłego. Zdawać by się mogło, że przebiega między nimi jakieś tajemnicze porozumienie, które sprawia, że liczy się dla niej tylko on. Rod mógłby sobie pójść, a żadne z nich nawet by tego nie zauważyło.

– Nie przypuszczałam, że będę miała jeszcze kiedykolwiek coś wspólnego z medycyną – odezwała się znowu. – I pewnie bym nie miała, gdyby Jamie tak nagle nie zachorował.

– A co by pani powiedziała, gdybym poprosił, żeby udzielała pani u nas porad przez radio? Cari spojrzała na niego zaskoczona.

– Wyraźnie już panu mówiłam, że nie wykonuję zawodu lekarza.

– Słyszałem – przytaknął, wzruszając ramionami. – Jesteśmy w dramatycznej sytuacji, inaczej bym nie prosił.

– Dlaczego pan mówi o dramatycznej sytuacji?

– Przecież jest tu pani ponad dwa tygodnie – zniecierpliwił się. – Widzi pani sama, co się tu dzieje. Ten szpital jest obliczony na czterech lekarzy, a pracuje w nim dwóch i jesteśmy już u kresu sił. Przypadek Jamiego mówi tylko o jednym z problemów, z którymi się stale borykamy.

Jeszcze raz energicznie potrząsnęła głową.

– Powiedziałam panu przecież, że nie wykonuję zawodu lekarza.

– Zgadza się. Mówiła pani nawet dlaczego, ale jeżeli mi to nie przeszkadza… – Patrzył na nią z zaciętą miną.

– Nie! – Był to niemal krzyk.

– Ma pani wobec nas dług wdzięczności. Otworzyła szeroko oczy i uniosła głowę, by napotkać jego chłodne spojrzenie.

– Co pan ma na myśli?

– Dobrze pani wie, że gdyby nie my, dawno by pani nie żyła. Nie żądamy, żeby powróciła pani na dobre do medycyny. Proszę tylko, żeby przejęła pani prowadzenie przychodni radiowej w ciągu sześciu tygodni, kiedy jest pani skazana na pobyt tutaj.

– To właściwie mały szantaż – szepnęła.

– Wiem – przyznał i uśmiechnął się, a kiedy to robił, świat przestawał dla niej istnieć. – Świadomie posługuję się groźbami i szantażem i zrobię wszystko, byle tylko mieć w szpitalu potrzebnych ludzi.

– Coś o tym wiem – mruknął Rod. – „Panie doktorze, czeka na pana wspaniała praca" – mówił, naśladując głos Blaira. – „A co za klimat! Okrągły rok można pływać…". Zapomniał tylko dodać, że idąc do kąpieliska, grzęźnie człowiek w błocie.

Uśmiechnęła się, lecz potrząsnęła głową.

– Nie mogę…

– Wprost przeciwnie. Może pani. – Spojrzał jej w oczy, jakby rzucał wyzwanie. – Czeka panią sześć długich tygodni bezczynności, więc uznałem, że potrzebne jest pani jakieś zajęcie. Nie może pani tylko siedzieć i rozmyślać o sobie. Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, załatwię pani tutaj prawo praktyki.

– Nie chcę!

– Ale dlaczego?

– Bo… bo…

– Stać panią na wymyślenie bardziej wiarygodnego powodu – oświadczył i wyszedł z pokoju.

W rezultacie była zadowolona. Nie miała pojęcia, w jaki sposób Blair zdołał załatwić dla niej prawo praktyki, w każdym razie nie minęły trzy dni, a siedziała w pokoju radiowym, słuchając w skupieniu jego objaśnień. Przed chwilą skończył jej tłumaczyć razem z radiooperatorem Rexem różne zawiłości techniczne, a ona myślała, że pęknie jej od tego wszystkiego głowa.

– W każdym domu i w każdym punkcie pierwszej pomocy, który z nami współpracuje, znajduje się zestaw podobny do tego. – Wskazał duże pudełko w kącie pokoju. – Jest on stale uzupełniany – dodał, wręczając jej spis leków i opatrunków.

Wszystko zdawało się jasne.

– Ale w jaki sposób pacjenci opisują swoje objawy? -spytała niespokojnie.

Przypomniała sobie pracę na ostrym dyżurze z początków swej praktyki. Ileż kłopotu sprawiali pacjenci narzekający na bóle w piersi lub ból brzucha! Mogło to znaczyć wszystko, równie dobrze dolegliwości w szyi, jak i pachwinie.

Blair wręczył jej wtedy spory rysunek, na którym zaznaczone były i dokładnie nazwane wszystkie części anatomii człowieka.

– Podobne rysunki znajdują się w każdym punkcie – wyjaśnił. – Z tylną częścią ciała nie ma kłopotów. Pacjenci patrzą na rysunek w odpowiedni sposób. Gorzej jest z przodem. Trzeba się zawsze upewnić, czy przypadkiem nie będzie tu występował efekt lustrzany; nie dowiedziałaby się pani wtedy, w którym miejscu występuje naprawdę ból. W razie wątpliwości należy poprosić, żeby przyłożyli rysunek do piersi i spojrzeli w dół. W ten sposób z pewnością się nie pomylą.

– Czy jest pewność, że nie pomylą lewej strony z prawą? – spytała z niedowierzaniem. Uśmiechnął się. – Często są to ludzie w podeszłym wieku – wyjaśnił – żyjący na odludziu, chorzy i zdezorientowani. A pani musi im wszystko wytłumaczyć w taki sposób, żeby nie popełnili omyłki.

– A jeśli okaże się, że powinien ich jednak obejrzeć lekarz?

– Niech pani zawsze pyta Rexa. On wszystko wie. Gdyby trzeba było natychmiast wysłać pogotowie, Rex wyekspediuje samolot. Jeżeli wystarczy odwiedzić chorego w ciągu najbliższych paru dni, Rex także to załatwi. Wie, kiedy i gdzie są czynne przychodnie, a w razie potrzeby przygotuje specjalną wizytę. Co więcej, zna sytuację większości naszych pacjentów i wie, którzy z nich mogą sami przyjechać do przychodni i kto może liczyć na pomoc życzliwych sąsiadów. A więc w razie jakichkolwiek wątpliwości proszę się zwracać do Rexa.

Cari uśmiechnęła się serdecznie do starszego pana, który właśnie do nich podszedł. Jak dobrze, że nie będzie zupełnie sama przy podejmowaniu różnych decyzji!

– Będę poza tym stale z panią w kontakcie, przynajmniej na początku – zapewnił ją Blair. – W razie potrzeby Rex mnie od razu zawoła. – Nerwowo spojrzał na zegarek. – A teraz przepraszam…

– Czy już nic więcej nie muszę wiedzieć?

– Myślę, że nie. No to idę już, pani też zaraz zacznie. Za chwilę odezwą się pierwsi pacjenci. Zagryzła nerwowo wargi.

– Wszystko będzie dobrze – dodał z uśmiechem. – Proszę tylko za długo nie rozmawiać – przypomniał. – Niektórzy są bardzo samotni, tygodniami nie widują żywej duszy i gdyby tylko mogli, gadaliby w nieskończoność. Nie można im jednak na to pozwolić, bo mogą być przecież w międzyczasie także nagłe wypadki.

Spojrzał znowu nerwowo na zegarek.

Tak! Nie ma żadnych wątpliwości, zauważyła to przecież już przedtem. Blair Kinnane nie ma najmniejszej ochoty przebywać w jej towarzystwie chwili dłużej, niż jest to konieczne.

– Muszę iść – zakończył poważnie. – Zaczyna więc pani znowu pracę. Życzę wszystkiego dobrego.

Gdy wyszedł, przez chwilę czuła, jak ogarnia ją paniczny strach. Opanowała się jednak szybko i spojrzała śmiało w stronę tych wszystkich straszliwych radiowych urządzeń.

Rex włączył nadajnik i rozpoczął krótkim wprowadzeniem. Zdała sobie wtedy sprawę, że w najodleglejszych zakątkach różni ludzie dowiadują się teraz od Rexa, że w Slatey Creek rozpoczęła właśnie pracę nowa lekarka.

W czasie pierwszych rozmów wyczuła ciekawość, a także chyba pewną nieufność. Tak jak zapewniał ją Blair, większość zgłoszeń dotyczyła pospolitych dolegliwości. Odzywali się rodzice dzieci z dużą gorączką i bólem uszu, starsze panie cierpiące na zapalenie stawów, rodziny zaniepokojone stanem chronicznie chorych, nad którymi sprawowały opiekę, a także ofiar wypadków na farmach.

Ropień na nodze starszego już człowieka zaniepokoił Cari na tyle, że zwróciła się o pomoc do Rexa. Okazało się, że nie było nikogo, kto mógłby się chorym zaopiekować, w dodatku on sam zajmował się znacznie od siebie słabszą żoną.

– Załatwię na popołudnie samolot – uspokoił ją Rex. -Przywiezie ich do szpitala.

Ostatnia tego ranka była kobieta w zaawansowanej ciąży, której Cari musiała udzielić różnych porad. Gdy spojrzała potem na zegarek, ze zdziwieniem spostrzegła, że od dwóch godzin nie wstawała z miejsca.

Poruszyła się na krześle i znowu przeszył ją ból. Zupełnie zapomniała o swojej miednicy! Wróciła na oddział i położyła się do łóżka z poczuciem prawdziwej satysfakcji. Po raz pierwszy od roku zrobiła coś pożytecznego i pracowała znowu w swoim zawodzie.

Co teraz będzie? – zaczęła się zastanawiać. Przysięgła sobie przecież nigdy więcej nie pracować w tym zawodzie, a wystarczyły te dwie godziny, by pojęła, że nie będzie w stanie dotrzymać obietnicy. Liczyła na to, że Blair wpadnie do niej choć na chwilę, by zapytać, jak przeszedł jej dyżur. Nawet się jednak do niej nie zbliżył. Nie po raz pierwszy zresztą.

Omija mnie tak, jakbym miała jakąś chorobę zakaźną, pomyślała z goryczą, ale roześmiała się cicho, gdy zdała sobie sprawę, jak nietrafne to było porównanie. Przecież gdyby miała chorobę zakaźną, Blair Kinnane opiekowałby się nią cierpliwie, zmieniając się znów we współczującego i zatroskanego lekarza.

Nie mogła się pozbyć uczucia przygnębienia i wkrótce zasnęła głęboko. Maggie z trudem ją obudziła po południu. Najwyraźniej nie doszła jeszcze do siebie po wypadku i potrzebowała bardzo dużo snu.

– Wstawaj, śpiochu! – Maggie ubrana była w kolorową bluzkę i spódnicę. – Gdyby miało przyjść do ciebie dzisiaj więcej gości, dałabym ci spokój, ale na pewno już nikt nie przyjdzie.

Cari otworzyła oczy. Jak to dobrze, że Maggie przyszła! Miło było patrzeć na jej pogodną twarz i wesołe oczy. Uniosła się nieco na łóżku i powitała gościa z niekłamaną radością, a Maggie wyciągnęła z przepastnej torby maleńki kartonik z truskawkami.

– Co za delicje! – rozkoszowała się Cari, wkładając aromatyczne i soczyste owoce do ust. – Ale skąd je masz? – spytała po chwili, truskawki w tym klimacie należały bowiem do rzadkości,

– Sama je wyhodowałam – rzekła z dumą Maggie. -W donicy na werandzie. I muszę ci się pochwalić – dodała z rozjaśnioną twarzą. – Kiedy powiedziałam, że właśnie dojrzały, Jamie kazał ci wszystkie przynieść. No, prawie wszystkie – poprawiła się ze śmiechem.

– A jak on się miewa?

– Zrobił się strasznie ważny, od kiedy wrócił do domu

– ciągnęła Maggie. – Nikt jeszcze nie słyszał w okolicy o chłopcu, który był jedną nogą na tamtym świecie. David okropnie mu zazdrości.

– Infekcja minęła? – Maggie kiwnęła głową. – A więc wracasz pewnie do pracy?

– Jeszcze nie. – Maggie usiadła wygodniej na krześle. – Mam zaległy urlop, więc postanowiłam wziąć teraz parę tygodni i zająć się Jamiem. Dom jest poza tym straszliwie zapuszczony, zrobię przy okazji wiosenne porządki. Jestem więc w domu i czekam na gości. Kiedy się do nas wybierasz?

– Sama nie wiem – odparła niepewnie. – Naprawdę chcesz, żebym przyjechała?

– Oczywiście – zapewniła Maggie i ujęła Cari za ręce.

– Sprawiłaś nam przecież niezwykły prezent – powiedziała cicho. – Wszyscy na ciebie czekamy.

– Tylko widzisz, nie bardzo wiem, czy mi się uda – tłumaczyła Cari i opowiedziała Maggie o obietnicy, którą dała Blairowi.

– Nic nie szkodzi – pocieszyła ją Maggie. – Poczekamy, aż będziesz mogła prowadzić. Kiedy nie pracuję, nikt nie korzysta z mojego samochodu. Sprowadzisz się do nas, a tutaj będziesz przyjeżdżać wtedy, kiedy cię będą potrzebowali.

– To chyba dobre rozwiązanie.

– Też tak uważam. A więc jesteśmy umówione. A teraz – dodała Maggie, wyciągając z torby kosmetyczkę i koszule nocne – masz tu swoje rzeczy.

– Boże, jak się cieszę! – zawołała Cari. – Skąd je masz?

– Udało się nareszcie sprowadzić twój samochód. Stoi teraz i czeka na przedstawiciela agencji ubezpieczeniowej. Jock był wczoraj w mieście, wyciągnął walizkę i przywiózł do domu. Była niestety otwarta i pełno w niej brunatnego kurzu. Tylko to udało mi się na razie doprowadzić do jakiegokolwiek porządku.

– Cudownie! Żebyś wiedziała, jak ja nie znoszę tej szpitalnej bielizny.

– No a co z sobotą?

– Z jaką sobotą?

– No, w sobotę szpital urządza uroczystą kolację z tańcami. Nie wiesz?

– Chyba żartujesz! Nie chcesz przecież powiedzieć, że ja mam też przyjść?

– Masz jeszcze sześć dni do końca leczenia – obliczyła Maggie – a mieszkańcy całej okolicy marzą tylko, żeby cię zobaczyć. Wszyscy wybierają się na tę zabawę i będzie znakomita okazja, żeby cię poznali. Inaczej żyć nam potem nie dadzą. Będą do mnie wpadać pod najrozmaitszymi pretekstami i będzie się to ciągnęło całe tygodnie. Zwłaszcza panowie sobie nie darują! – dodała żartobliwie.

– Ależ to nie ma sensu! Przecież ja z trudem siedzę.

– I nikt więcej od ciebie nie będzie wymagać – oznajmiła Maggie. – Rozmawiałam już o tym z Blairem, a on nie widzi żadnych przeciwwskazań. Przyjedziemy po ciebie z Jockiem i odwieziemy cię z powrotem, kiedy tylko będziesz chciała. Nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, ale…

– Ale? – przerwała jej Cari.

– Ale uważam, że jesteś taka jakaś osowiała i zamknięta w sobie, postanowiłam więc trochę cię rozerwać. – Spojrzała na Cari. -1 wiedz, że ja zwykle nie zmieniam swoich postanowień.

– Tak jest, proszę pani!

– Więc pójdziesz?

– Przecież nie mam wyjścia – westchnęła Cari, rozkładając bezradnie ręce. -1 przyjmuję z radością zaproszenie. Maggie roześmiała się.

– To świetnie – rzekła, zamykając torbę. – Zobaczysz, że nie pożałujesz. A co do ubrania, to przyszło mi do głowy, że mogłabyś włożyć tę śliczną białą sukienkę, którą masz w walizce. To znaczy sukienkę, która kiedyś była biała – poprawiła się. – Staram się ją właśnie doprać, a jeśli mi się me uda, przefarbuję ją na czerwono.

Загрузка...