ROZDZIAŁ JEDENASTY

Flynn posadził Dylana na foteliku umieszczonym na tylnym siedzeniu i wyprostował się. Molly stała tuż obok, czekając, aż będzie mogła usiąść przy dziecku. Myślała właśnie, że całkowite panowanie nad sobą uzyska chyba w następnym wcieleniu. Łzy śmiechu nie płynęły już po jej policzkach, lecz w ostrym świetle lamp widać było, że z trudem utrzymuje powagę.

– Dobrze, że McDonald's ma tyle filii, bo nie wydaje mi się, że chciałbyś wrócić tu jeszcze raz.

– Przecież kierownik zrozumiał wszystko. Powiedział, że nie jestem pierwszym ojcem, któremu przytrafił się drobny… wypadek na placu zabaw, gdy towarzyszył dziecku.

– A mnie się wydawało, że mówił coś o dorosłych, którzy ignorują napisy zabraniające im korzystania z tego typu urządzeń. – Molly zakasłała delikatnie. Musiała to zrobić, by powstrzymać śmiech. Niestety, to nie poskutkowało. Po – kasływanie przeszło w chichot, a potem w głośny śmiech. – O Boże! Nie mogę doczekać się jutrzejszego poranka…

– Mol, poczekaj. Nie rób niczego zbyt pospiesznie. Przecież w biurze nie muszą wiedzieć…

– Muszą! Muszą dowiedzieć się o wszystkim. Flynn westchnął.

– Dobrze. Poddaję się. Możesz mnie szantażować. Co chcesz w zamian za zatajenie całej prawdy?

– Wierz mi, nie masz takich pieniędzy. Już widzę twarz Baileya, gdy mu opowiem. A Simone…

Flynn natomiast widział twarz Molly. Rozświetloną uśmiechem. Błyszczące oczy, zarumienione policzki, rozchylone usta. Od dłuższego czasu tak się nie bawiła, choć wyśmiewała się z niego wiele razy. Z pewnością już dawno nie była tak odprężona. Chętnie utknąłby na zjeżdżalni jeszcze raz, jeśli dałoby to taki efekt.

– A Ralph i Darren…

– Czy ty nie znasz słowa „litość"?

– Nie. Ciekawe, czy są tu kamery. Może dostałabym taśmę z tobą wciśniętym do kabinki i z gromadą chcących ci pomóc dzieci. Posłałabym ją do wiadomości CNN…

Molly snuła dalsze plany skompromitowania swego szefa, przeciskając się obok niego na tylne siedzenie. Chwycił ją za rękę. Odwróciła się do niego. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. A przecież sama się o to prosiła. Ile można dokuczać poważnemu mężczyźnie, uśmiechając się w taki sposób?

Udało mu się trzymać od niej z daleka. Wiedział, że ich związek nie mógłby być udany, gdyby nie odzyskał jej szacunku. Ułożył całą listę rzeczy, które zamierzał jej zaprezentować. A więc opanowanie, odpowiedzialność, powagę, dojrzałość, uczciwość – wszystko to, co miało dla Molly duże znaczenie. Dla niego zresztą też. Obiecał sobie, że zostawi ją w spokoju, dopóki nie udowodni jej, że się zmienił.

No i udowodnił. Zachował się jak dzieciak i utknął na zjeżdżalni! Wszystko ułożyło się zupełnie nie tak, jak tego pragnął. Działał pod wpływem impulsu. Bawili się, a Dylan był taki szczęśliwy. Rzucił wyzwanie prawom fizyki i przegrał.

Wiedział, że nie powinien tego robić, wiedział też, że popełnił błąd, całując Molly. Ale wszystko potoczyło się inaczej.

Kiedy dotknął jej warg, zarzuciła mu ręce na szyję. Wyszła na spotkanie jego pocałunkom, jakby niecierpliwie czekała na moment, gdy będzie mogła doprowadzić go do szaleństwa.

Jej usta miały niezwykły smak. Były słodkie, subtelne, miękkie. Opanowało go pożądanie. Dylan ziewał w samochodzie, otulony kocykiem, obojętny na to, co się działo obok. Jakiś samochód przejechał koło nich, światła migały, ludzie mijali ich, spiesząc do domu. A Molly oddawała mu pocałunki. Flynn nie potrafił zrozumieć, jak tak niewinnie wyglądająca kobieta może doprowadzić go do takiego szaleństwa. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Molly potrafiła zmieniać się w żywy ogień, jeśli tylko tego chciała. Przy niej można było uwierzyć, że jest się dla niej wszystkim.

Zaczerpnął powietrza. Ona też. Drżały jej powieki. Nagle pociemniałe jak noc oczy spoczęły na jego twarzy.

– Myślisz, że w taki sposób zmusisz mnie do milczenia? – zażartowała.

– Nie. Nie obchodzi mnie to. Niech cały świat się dowie, jaki ze mnie idiota.

– Tak dawno mnie nie całowałeś.

– Ale bardzo chciałem. Tylko… – zawahał się. – Do diabła, czyżbym znowu zachował się jak jakiś niedomyślny kretyn? Myślałaś, że cię nie pragnę? – Nie odpowiedziała, ale widział wyraz jej oczu. – Nie! – niemal krzyknął. – Szalałem, myślałem o tobie, pragnąłem ciebie. Ale nie próbowałem zbliżać się do ciebie. Po prostu…

– Po prostu co, Flynn?

Czuł się jak schwytany w pułapkę. Nie potrafił wyjaśnić, że pragnie jej szacunku, bo same słowa nic nie znaczą – zamierzał albo go zdobyć, albo przegrać. Nigdy nie potrafił otwarcie mówić o uczuciach, ale chyba musi spróbować.

– Widzisz, przespaliśmy się ze sobą i bałem się, że będziesz tego żałować. Nie chciałem, żebyś z tego powodu czuła się nieszczęśliwa. I chciałem ci coś udowodnić.

Dotknęła jego policzka. Na jej twarzy malowała się powaga.

– Co chciałeś mi udowodnić? – zapytała.

– Że możesz mi zaufać. Uniosła brwi.

– Czy ty chcesz mnie obrazić, Flynn? Nie kochałabym się z tobą, gdybym nie miała do ciebie zaufania. Nie jestem taka lekkomyślna.

– Oczywiście, że nie. Nie to chciałem powiedzieć… – Przesunął dłonią po włosach. – Wiesz co, rozmowa na ten temat na parkingu jest po prostu szaleństwem. Poza tym muszę położyć tego potwora spać. Chodź do mnie.

Zawahała się przez chwilę.

– Dobrze.

Jej samochód stał na parkingu, ale Flynn był pewien, że sprawa transportu nie była przyczyną wahania Molly. Nie powinna się martwić. Nie posuną się dalej poza pocałunki. Muszą porozmawiać. Poważnie porozmawiać.

Jazda do domu, a potem przygotowanie do snu Dylana dały mu czas na zebranie myśli. Nie był pewien, dlaczego Molly przespała się z nim. Nie pragnął z nią krótkiego, przelotnego związku. Nie chciał jej skrzywdzić.

Przygotował sobie dokładnie całą przemowę. Ale zanim zdążył przewinąć, nakarmić i uśpić Dylana… prawie wszystko zapomniał. Gdy zszedł na dół, zobaczył, że Molly nie traciła czasu. Rozpaliła w kominku i przygotowała coś do picia. Siedziała na dywanie z kieliszkiem w ręku, oświetlona blaskiem płomieni.

Wyglądała cudownie. Serce zaczęło mu bić szybciej. Żakiet od kostiumu powiesiła na krześle, zdjęła buty i wyciągnęła wygodnie nogi. Miała na sobie jedwabną kremową bluzkę, delikatną jak jej skóra. Wąska spódnica opinała jej smukłe biodra i odsłaniała długie nogi. W powietrzu unosił się zapach perfum i płonącego drzewa.

Uśmiechnęła się na jego widok.

– Położyłeś go wreszcie?

– Tak. Przez jakiś czas będzie spokój. Molly, musimy porozmawiać – rzekł stanowczo.

Skinęła głową i wskazała mu miejsce obok siebie na dywanie.

– Pewnie, że musimy. Martwię się o ciebie.

– Martwisz się?

– Oczywiście! Od jakiegoś czasu wyglądasz strasznie – smutna twarz, żadnych uśmiechów, poważny jak grabarz. Dopiero dziś trochę się uspokoiłam, gdy usłyszałam twój śmiech u McDonald'sa. Coś cię męczy, a ja nie wiem, co. Najlepiej będzie, jak mi opowiesz o wszystkim.

Był zupełnie oszołomiony. Jeśli Molly uważa jego powagę i odpowiedzialność za chorobę, to ta rozmowa chyba nie ma najmniejszego sensu. Przez cały tydzień próbował wywrzeć na niej wrażenie, zachowując się jak wzorowy, porządny biznesmen. Nie udało się. Nie ma innego wyjścia, jak wrócić do dawnej postaci.

– Chyba masz rację. Coś mnie męczyło. I męczy nadal. Ciągle się boję, że cię skrzywdzę.

Popatrzyła na niego z uwagą.

– Dlatego, że się kochaliśmy?

– Tak. To też. Mol… Ile razy spałaś z facetem, nie wiedząc, że wasz związek będzie trwały i zakończy się małżeństwem?

– Nigdy – przyznała.

– Sama widzisz. Nagle pojawia się typ, który rąk od ciebie nie może oderwać. Nie wycofałem się dlatego, że nie chcę się z tobą kochać. Wiesz, że to nieprawda. Nie chcę, żebyś czuła się zmuszona do czegoś, co może ci nie odpowiadać.

– Przecież nie zmuszałeś mnie do niczego, Flynn. Owszem, kradłeś pocałunki, ale gdy tylko mówiłam: nie, nie nalegałeś. – W świetle ognia jej włosy wyglądały jak złocisty jedwab, a oczy pełne były ciepła. – Myślisz, że tu chodzi tylko o pociąg fizyczny?

– Nie wiem. I nie mam zamiaru dociekać.

Jakiś błysk pojawił się w jej oczach i wywołał w nim drżenie.

– Myślisz, że nie mogłabym cię pokochać, McGannon?

– Gdy flirtowaliśmy na początku, nie mogłem ci wyrządzić żadnej krzywdy. Niczego nie ryzykowałaś. Byłaś taka nieśmiała, zamknięta w sobie. Patrząc na ciebie i obserwując, jak w miarę upływu czasu zaczynasz być coraz bardziej pewna siebie, oddajesz pocałunki, kręcisz biodrami…

– Nie robię tego.

Uśmiechnął się po raz pierwszy od początku rozmowy.

– Robisz, robisz. Sprawia mi to zresztą przyjemność. Cieszyłem się, że nabierasz odwagi i pewności siebie. Tylko że ja zawsze myślałem o tym, by nikogo nie skrzywdzić i by nikt nie musiał płacić za moje błędy. Mój tata… On zawsze zrzuca winę na kogoś innego i każe mu płacić za siebie.

– A ty myślisz, że jesteś taki jak on?

– Mam nadzieję, że nie. Ale ty pewnie tak sądzisz. Zbliżyliśmy się do siebie w najgorszym momencie. Wiesz, że z Virginią spędziłem tylko jedną noc. Jej rezultat śpi w moim domu. Widzisz, ile mam kłopotów z Dylanem, ale ustawicznie pragniesz mi pomagać. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to robisz, bo ja nie mam ci nic do ofiarowania.

– Jesteś zbyt surowy dla siebie, Flynn.

– Po prostu staram się być szczery wobec ciebie.

– Zgoda. Ja też będę szczera. Masz złote serce. I wyobraźnię, która wykracza poza zwykłe ramy. Wystarczyło, że tylko cię obserwowałam, a pozwoliło mi to się zmienić. Twoja odwaga, hart ducha, śmiech, otwartość. Bierzesz z życia wszystko. A poza tym jesteś wspaniałym kochankiem.

– Mol…

– Teraz ja mówię. Nie przeszkadzaj mi.

Ale nie mówiła już nic więcej. Przytuliła się do niego i popchnęła lekko, a gdy upadł na dywan, zaczęła go całować.

Pieściła go delikatnie koniuszkami palców i wargami. Mógł ją jeszcze powstrzymać. Jeszcze tyle miał jej do powiedzenia. Nie był pewien, czy powinien wspomnieć o wspólnej przyszłości, o obrączkach, i nadal nie wiedział, czy Molly chciałaby o tym słuchać. Najważniejsze jednak było to, by uwierzyła, że ją kocha. Nie chciał, by kiedyś wspominała z rozżaleniem czas z nim spędzony.

Nie był w stanie oddawać się dłużej tak poważnym rozmyślaniom. Molly była jak ogień, nie do opanowania.

– Pokocham cię, jeśli tego zechcę, Flynn. Stale popełniasz jakieś błędy. Jesteś ślepy jak kret. A ja nie lubię głupców. Słyszysz?

– Tak, Mol.

– Jesteś czasami taki denerwująco nieśmiały. Zdejmij koszulę. Myślisz, że mnie dobrze znasz. Ty nie decydujesz, co mnie może zranić. Wcale mnie o to nie pytasz. Myślisz, że jestem na tyle niemądra, żeby nie wiedzieć, czego chcę?

– Ależ skąd – wykrztusił.

– To nie mów już nic więcej, tylko mnie kochaj. – Pocałowała go znowu i zmusiła, by przestał myśleć o czymkolwiek poza nią.

Jak przystało na księgową, z niesamowitą dokładnością pieściła każdy kawałek jego ciała. Oplotła go nogami i pieściła w rytm uderzeń jego serca.

Ach, te jej oczy. Zamknęła je. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Gdy w nią wszedł, otworzyła powieki i Flynn ujrzał w jej oczach przekorny uśmiech. I dumę. Dumę z tego, że jest kobietą i może się mu ofiarować.

Ale najbardziej zachwyciła go miłość, jaką widział w jej oczach. Kochała go. Nie mógł w to wątpić, bo miłość płonęła w niej jak ogień i wypełniała go całego. Kiedyś bał się takiej bliskości, a teraz też czuł lęk, bo w głębi swego serca czuł jeszcze obawę, że nie zasłużył na jej miłość.

Potrzebował jej jak nikogo na świecie, jakby cząstka jego duszy należała do Molly i nie istniało nic poza nimi i rytmem, który ich porywał. Wołała jego imię, ale to mu nie wystarczało. Chciał, by czuła go mocniej i połączyła się z nim w jedność.

Dopiero po chwili odzyskał oddech. Powoli do jego świadomości zaczęły docierać obrazy rzeczywistości. Nie ruszał się. Było mu tak dobrze. Czuł na sobie ciężar ciała Molly, jej ciepło i ogarnęło go intymne, radosne uczucie przynależności. Pogłaskał ją po włosach, które lśniły w blasku ognia i leżał z przymkniętymi oczyma… aż usłyszał jej cichy szept.

– Pokazałam ci, prawda?

Musiał się uśmiechnąć. Takie odważne słowa padły z ust damy, która leżała wykończona na jego piersi.

– Chciałaś mi pokazać coś szczególnego? Poza całym światem? Ależ jesteś piękna! Nieopisanie piękna.

Zaśmiała się, ale nie uniosła głowy ukrytej w zagłębieniu jego ramienia.

– Ja też chciałabym tak ładnie mówić o tobie, ale muszę myśleć o poważniejszych rzeczach. – Przytuliła mocniej policzek do jego ramienia.

– Kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, zgasiłeś światło. Nie będziesz więcej tego robił? To obraża moje poczucie kobiecości.

– Mol, przysięgam, nie chciałem ci sprawić przykrości.

– Wiem, ale nie rób już tego. Miałeś kłopoty i rozumiem, że nigdy dotąd nie było przy tobie nikogo, na kim mógłbyś polegać. Ale… chyba oboje przekonaliśmy się, że między nami jest inaczej. Masz jeszcze jakiś problem?

– Tak. Mam. Muszę ci coś powiedzieć.

– Słucham?

– Kocham cię, Molly Weston.

– Uniosła głowę. Jej oczy spoczęły na jego twarzy.

– Mówisz poważnie, prawda? – szepnęła. – Nie żartujesz.

– Mówię to z głębi serca. Kocham cię. Naprawdę. Zapanowała cisza. A potem Molly znowu odnalazła jego usta i rozpoczęli miłosne zmagania.

Flynn ciągle nie mógł w to uwierzyć. Powtarzał sobie, że to nie może być prawda. Nie wyobrażał sobie niczego lepszego niż Molly w jego ramionach przez całe życie. Po raz pierwszy uwierzył, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość.

Загрузка...