– Mamo, nie chciałem cię przestraszyć. Nic złego się nie dzieje, ale mam ci coś do powiedzenia…
Molly nie wiedziała, czy ma zostać, czy wycofać się dyskretnie. Flynn prosił, by nie wychodziła, ale przecież nie wiedział, że będzie rozmawiał ze swoją matką. Nie chciała im przeszkadzać, ale Dylan, gdy tylko spuścili go z oka, porzucił piłkę i ruszył w stronę łazienki.
Molly zerwała się z podłogi i pospieszyła za nim. Malec uwielbiał psocić w łazience. W zeszłym tygodniu rozwinął całą rolkę papieru i wrzucił ją do sedesu. Tym razem udało jej się chwycić go w porę. Stanowczym gestem zamknęła drzwi łazienki i posadziła go przy klockach. Zdała sobie sprawę, że Flynn nie mógłby jednocześnie prowadzić rozmowy i pilnować tego małego łobuza.
W końcu została w pokoju, ale nie z powodu Dylana ani nie dlatego, że z rozmowy wynikało, że znane są wyniki testów. Zaskoczył ją Flynn. Stał się nagle taki cichy i spokojny – tak niepodobny do mężczyzny, którego znała.
– Nie. Nic złego się nie dzieje. Ale proszę cię, usiądź, dobrze?
Odwrócił siew fotelu. Widziała jego profil, sztywne ramiona i zarys szczęki. Czuła, że jest przygnębiony. Znała już dobrze jego twarz i rozpoznawała emocje, jakie nim rządziły. Ale nigdy nie widziała takiego bólu.
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć, mamo. Masz wnuka. Nazywa się Dylan i ma więcej niż roczek… Powoli, powoli, nie zasypuj mnie pytaniami. Nie, nie ożeniłem się nagle. Nie jestem żonaty z matką dziecka i nie zamierzam się z nią ożenić. Tak. Ja…
Nagle Dylan chwycił szalik i ze śmiechem zaczął uciekać w stronę łóżeczka.
– Tak. Masz rację. – W jego głosie było tyle bólu, że Molly spojrzała na niego uważniej. – To moja wina i nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Wiem, że przypomina ci to postępowanie ojca, ale nie chcę przed tobą niczego ukrywać. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jestem ojcem, a ty masz wnuka…
Coś zmieniło się w jego oczach, gdy wspomniał o ojcu. Molly nie wiedziała, o co tu chodzi, ale czuła się coraz bardziej skrępowana. Z pewnością Flynn nie spodziewał się, że będzie ona świadkiem tej rozmowy.
Niepokoiło ją, że dopiero teraz zawiadomił o wszystkim rodzinę. Była pewna, że zrobił to w dniu, w którym pojawiła się Virginia. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że trzymał tak ważną wiadomość w sekrecie i nie poprosił nikogo o pomoc.
– Tak. To pewne. Dziecko jest ze mną. Nie wiem sam, jak mogłem zrobić coś takiego… Tak, wiem, jak się postępuje w takiej sytuacji, ale nie ma mowy, żebym się z nią ożenił. Mamo, to się nigdy nie stanie… Nie dzwonię, żeby cię o coś prosić. Chciałem ci tylko powiedzieć, że masz wnuka. Cokolwiek sobie o mnie pomyślisz – uważałem, że musisz o tym wiedzieć. A może chciałabyś zobaczyć swego wnuka…
Między jego wypowiedziami panowały momenty ciszy i Molly mogła się tylko domyślać, że matka krzyczy na niego. Od czasu do czasu w rozmowie pojawiała się wzmianka o ojcu i wtedy Flynn zaciskał szczęki. Molly zaczęła się zastanawiać, jaka byłaby reakcja jej rodziców na taką wiadomość. Na pewno byliby przygnębieni, ale pojawiliby się od razu, aby jej pomóc.
Nie wszyscy jednak mają szczęście mieć taką rodzinę. Nie mogła nie dostrzec, że Flynn przedstawił swój problem bez żadnych wyjaśnień czy tłumaczeń. Poza tym zupełnie się nie bronił.
– Mamo, wiem, jak cię to zmartwiło… ale to moja wina, nie dziecka. Jeśli ty i tata chcielibyście zobaczyć Dylana…
Znowu zapanowała cisza i Molly poczuła wyrzuty sumienia. Jej zachowanie było niewybaczalne. Powinna była dawno stąd wyjść. Cicho ruszyła w stronę drzwi, ale właśnie wtedy Flynn odłożył słuchawkę i odwrócił się w jej stronę.
Poczuła, że się czerwieni.
– Flynn, tak mi przykro, nie chciałam zostać, gdy zorientowałam się, że to rozmowa prywatna.
– Co za okropna rozmowa. Jak wyrywanie zęba. Ale przynajmniej już wiesz to, co ci chciałem powiedzieć.
– Tak. Znasz wyniki badań i wiesz, że jesteś ojcem Dylana. Flynn, czy ty rzeczywiście nie powiedziałeś o tym wcześniej rodzicom?
Uniósł brwi.
– Nie mogłem przecież im nic powiedzieć, dopóki nie upewniłem się, że Dylan jest naprawdę ich wnukiem.
– Nie mogłeś? Jak to? Przecież miałeś ogromny kłopot. Nie chciałeś, żeby ci pomogli?
– Nigdy bym ich o to nie prosił. Mam trzydzieści pięć lat i nie jestem już małym dzieckiem. To oni zwierzają mi się ze swoich kłopotów, nie ja. Poza tym sytuacja w mojej rodzinie jest specyficzna i to ja im pomagam… – Flynn zerwał się gwałtownie z krzesła, jakby chciał uciąć tę rozmowę. – W każdym razie teraz wszystko jest już jasne. Dziecko jest moje. I tylko to jest ważne. – Popatrzył na chłopca. Dylan spał z palcem w buzi i szalikiem Molly w drugiej rączce. – Domyślałem się tego. Rude włosy. Okropny charakter. Dusza hazardzisty. Ten mały uwielbia niebezpieczeństwo. Kiedy dzieciak w jego wieku jest tak kłopotliwy, z pewnością odziedziczył temperament po rodzicach.
– Kochasz go – rzekła Molly miękko.
– To, że ma moje geny, nie uczyni ze mnie dobrego ojca, Mol. Nadal nie wiem, co powinienem zrobić. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Był zbyt silny, by go udusić, więc pocałowała go w policzek. Już w następnej chwili zorientowała się, że popełniła głupstwo. Ale Flynn był tak niemądry, tak uparty, zagubiony i tak zaślepiony, że nie widział, jak bardzo się zmienił.
Jej wargi zaledwie musnęły jego policzek. Zdążyła tylko poczuć jego zapach, dotyk skóry, ale jej serce już zaczęło bić jak oszalałe. Cofnęła się, ale Flynn chwycił ją za rękę i przytrzymał.
– Za co to, Mol? Nie zasłużyłem na pocałunek.
To sposób, w jaki patrzył na dziecko, rozczulił Molly. Flynn kochał Dylana. Nie rozumiała, jak mógł tego nie dostrzec, i była wzruszona takim uczuciem. A może nie chodziło tylko o dziecko? Może chodziło o nich?
– Myślisz, że trzeba na wszystko zasłużyć? Czasami pocałunki są za darmo.
– Nie chcę od ciebie ani pocałunków, ani niczego, jeśli dajesz mi to z litości!
– Litość jest ostatnim uczuciem, jakie do ciebie żywię, ty głupku. Sam sobie ułożyłeś życie, sam zafundowałeś sobie dziecko. Skąd ten idiotyczny pomysł, że jest mi cię żal?
Flynn rozluźnił się, nawet nie ściskał już tak mocno jej ręki, choć jeszcze się wahał.
– Mol, nie ryzykuj. Nie znam twoich uczuć, ale ja nie potrafię udawać. Nie łudź się, że zdołam się powstrzymać, jeśli mnie sprowokujesz następnym razem.
Słyszała telefon dzwoniący gdzieś w odległym pomieszczeniu, głosy współpracowników przechodzących korytarzem. Słyszała też, jak Flynn ostrzegają, że po prostu rzuci się na nią, jeśli jeszcze raz go pocałuje. Chciała mu powiedzieć, że przesadza, gdyż był to tylko niewinny pocałunek, ale i ona była zaskoczona swoją reakcją. Drżała. Ogarnął ją niepokój. Schyliła się, by podnieść szalik.
– Twoi rodzice przyjeżdżają na weekend? – zapytała cicho.
– Czyżbyśmy zmieniali na siłę temat, panno Weston?
– Możliwe. Popatrzył na nią uważnie.
– Tak. Mama powiedziała, że zjawią się w sobotę w południe i spędzą ze mną cały dzień. Może przyjedzie też moja siostra.
– O której mam przyjść, by ci pomóc posprzątać?
– Nie trzeba – mruknął pod nosem.
– Nie chcesz towarzystwa podczas tej wizyty?
– Nie. To mój kłopot.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. Ale moja propozycja dotyczy pomocy w sprzątaniu i przygotowaniu czegoś do zjedzenia. Nie widzę w tym nic niebezpiecznego.
– Ale ja tak. Nie chcę cię na nic narażać. Doceniam twoją propozycję, ale nie. Dziękuję. I nie mówmy już o tym.
Gdy Flynn szedł otworzyć drzwi w sobotę rano, jedną ręką przytrzymywał Dylana, w drugiej miał pieniądze dla chłopca roznoszącego gazety – był pewien, że to on tak natarczywie dzwoni.
Z włosami związanymi do tyłu, bez makijażu, w dżinsach i podkoszulku, Molly wyglądała jak młody chłopak. Z trudem dźwigała pękaty kosz i duży żółty garnek.
– Wiem, że nie kazałeś mi przychodzić. Ale nie krzycz na mnie choć przez chwilę. Ten garnek jest strasznie ciężki. Przygotowałam ci gulasz. To doskonała potrawa na obiad. Musisz go jeszcze trochę podgotować. Witaj, skarbie.
To „witaj, skarbie" wraz z pocałunkiem w czoło przeznaczone było dla Dylana i zaraz potem Molly pomknęła do kuchni. Gdy z niej wyszła, miała puste ręce. Zaczęła zdejmować kurtkę, mówiąc przy tym bez przerwy.
– W samochodzie mam jeszcze jedno pudło z rzeczami potrzebnymi do sprzątania. Byłabym wdzięczna, gdybyś je przyniósł – jest bardzo ciężkie. Boże, to miejsce wygląda, jakby stacjonował tu oddział wojska. Dzieci potrafią rozpanoszyć się wszędzie. Wiesz, lepiej będzie, jak zostawisz mnie samą. Uwielbiam sprzątać. Chyba zdążyłeś to już zauważyć. Pokaż tylko, gdzie jest odkurzacz, i możesz sobie iść. Naprawdę, nie musisz nawet ze mną rozmawiać…
Flynn miał nadzieję, że przestanie mówić, by zaczerpnąć oddechu, i będzie mógł wtedy coś powiedzieć. Niestety, było to tylko pobożne życzenie.
– Molly… – próbował się wtrącić. W jej oczach pojawił się nagły gniew.
– Słuchaj, McGannon. Tyle dla mnie zrobiłeś. Nie chodzi mi o pracę – jestem dobrą księgową i wszędzie mnie zatrudnią – ale o mnie samą. Przyjąłeś do pracy cichą myszkę i nauczyłeś, jak nie bać się mieć własne zdanie i jak go bronić. Oczywiście, nie jest to wyłącznie twoja zasługa – ja też się starałam. Ale dzisiaj chcę ci w ten sposób podziękować.
– Mol…
– Dobrze, dobrze. Muszę przyznać, że to nie wszystko. Miałeś rację, że cię wtedy sprowokowałam. Byłam oburzona na ciebie, że tak zareagowałeś na niewinny pocałunek. Tylko że on nie był taki niewinny. Odkąd cię poznałam, nie miewam niewinnych myśli. Dobrze wiedziałam, czym to się może skończyć, choć nie byłam pewna, jaką cenę za to zapłacę. Nienawidzę kobiet, które tak postępują, a tymczasem sama stałam się nachalna. Więc jedyne, co mogę zrobić na przeprosiny, to posprzątać twój dom, zanim pojawią się goście.
– Molly…
– Wyrzucisz mnie stąd przed przyjazdem twojej rodziny. I nie musisz teraz ze mną rozmawiać. To nic wielkiego. Po prostu posprzątam tu trochę i pomogę ci przygotować…
– Słuchaj, Weston, może zamilkniesz choć na kilka sekund?
Już otworzyła usta, by na to odpowiedzieć, więc Flynn zapomniał o dziecku oraz całej reszcie i pocałował ją z impetem. Jej reakcja na jego pocałunek sprawiła, że krew w nim zawrzała.
– Kocham cię, Molly – powiedział cicho, unosząc głowę. Zauważył blask w jej oczach, ale spojrzała na niego pobłażliwie.
– Aha! Tak jak kochasz lody z migdałami. – Zawahała się. – Nie zamierzasz na mnie krzyczeć, że przyszłam, mimo że tego nie chciałeś? Myślałam, że się będziesz wściekał. Zawsze mam wrażenie, że twój umysł przestaje pracować, gdy w grę wchodzi duma i ambicja.
– Tu nie chodzi o moją dumę.
– Nie?
– Nie chciałem narażać cię na niemiłą sytuację, gdy pojawi się moja rodzina. Nie chcę, żeby cię ktoś skrzywdził.
– Uważasz, że odkurzanie i sprzątanie mogą mnie zranić? – Dylan wyciągnął do niej rączki, więc Molly przytuliła go do siebie. – Wiem, że to nie będzie przyjemne spotkanie rodzinne i że ktoś obcy może jeszcze sprawę pogorszyć. Ale ja nie jestem obca i doskonale znam całą historię dziecka i Virginii, więc chyba mogę ci jakoś pomóc, Flynn. Przecież trzeba się zająć dzieckiem. Może będziesz musiał poważnie porozmawiać z mamą. Ja zajmę się Dylanem.
– Nie – powiedział Flynn.
– Nie? Przedstawiam ci tu argumenty nie do obalenia, a ty mówisz: nie? Dlaczego on jest taki niedobry? – powiedziała do Dylana. – Chyba zwrócimy go do sklepu i każemy zamienić na inny egzemplarz – taki z mniejszą ilością dumy i ambicji.
– Posłuchaj uważnie, Molly. Nie zostaniesz tutaj. To są moje sprawy i nie będę cię w nie wciągać.
Boże, co za kobieta. Mógł z równym skutkiem przemawiać do ściany. Twierdziła, że doskonale go rozumie, a jednocześnie czas mijał, goście niebawem się zjawią, a ona wciąż tu jest i właściwie byłby głupcem, gdyby zrezygnował z darmowej sprzątaczki.
Dom wymagał niewielkich, jego zdaniem, porządków, ale ta istota była maniakalną pedantką. Nie znał nikogo poza nią, kto sprzątałby za lodówką i przesuwał meble podczas odkurzania. Wszystko wokół zaczęło wyglądać obco, powietrze wypełniły kobiece zapachy – aromat gulaszu, płynu do polerowania mebli, środków dezynfekujących i pianki do czyszczenia dywanów.
Po dwóch godzinach Flynn marzył jedynie o dwutygodniowych wczasach na Tahiti. Pragnął odpoczynku. Nie zapomniał o tym, że ma pozbyć się Molly przed przyjazdem gości, tylko że ona nie dawała mu na to żadnej szansy. Najpierw wyszorowała dom, potem Dylana, a następnie przyjrzała się Flynnowi. Szybciutko pobiegł pod prysznic i pojawił się odświeżony, ale to nie wystarczyło. Kazała mu poszukać koszuli bez zmiętego kołnierzyka, bo inaczej zrobi mu awanturę.
Kiedy wreszcie znalazł koszulę, która zadowoliła Molly, ta jędza była już gotowa na przyjęcie gości. Przebrała się w ciemnozielone spodnie i kremowy sweterek. Włosy miała idealnie ułożone, na twarzy makijaż. Była pełna energii, gotowa zastąpić pułk wojska. Natomiast Flynn był tak wykończony tym przeklętym sprzątaniem, że nie mógł o niczym myśleć… ale nie pozbawiło go to czucia.
Nie wiedział, jak i dlaczego, ale nagle uświadomił sobie, jak gorąco, głęboko i boleśnie jest w niej zakochany. Wystarczyło, by podeszła, żeby poprawić mu kołnierzyk. W jej dotyku nie było nic szczególnego, zwykłe muśnięcie, ale jej zapach, oczy, jej ręce…
Czuł, że ogarnia go fala gorąca. Nie mógł oddychać z wrażenia.
Molly przygładziła kołnierzyk jego koszuli, cofnęła się i zmarszczywszy czoło, obejrzała go od stóp do głów. Nagle zadrżała.
– Nie wiem, Flynn, o czym teraz myślisz, ale ja zaczynam się denerwować. Przestań. Mamy jeszcze dużo roboty. Nie wiem, co piją twoi rodzice, i nie mam pojęcia… Boże! Czy to dzwonek do drzwi? To chyba nie oni? To niemożliwe!
Przez całe życie jego rodzice spóźniali się, ale nie dzisiaj. Nigdy też nie przywiązywali wagi do formalności. Zadzwonili raz i od razu weszli do środka. Najpierw rzuciła się na Flynna mama, potem siostra, podczas gdy ojciec wydawał głośne okrzyki radości.
– Gdzie jest mój wnuk? – zapytała Ellen i wtedy zauważyli Molly.
Flynn poczuł ucisk w żołądku. Nie bał się wprawdzie, że którekolwiek z nich zrobi jej jakąś przykrość. Przecież byli dobrze wychowani, ale Molly była taka wrażliwa. A nie unikną przecież drażliwych tematów.
Na początku wszystko szło dobrze. Burzliwe powitania sprawiły, że Dylan ryknął pełnym głosem. Molly podbiegła do niego, za nią mama i siostra Flynna, podczas gdy Flynn wybrał właśnie ten moment, aby je sobie przedstawić.
Wszyscy usiedli, Flynn podał napoje, a w chwilę potem Dylan odkrył pod krzesłem torebkę siostry tatusia. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, wyrzucił z niej kluczyki do samochodu, chusteczki, trochę drobnych i szminkę. Syn Flynna wybrał sobie najciekawszą rzecz – szminkę, i zaczął z nią uciekać z szybkością olimpijczyka. Cała piątka dorosłych rzuciła się za nim w pogoń.
Dziecko przełamało na szczęście pierwsze lody; bo przecież Dylan bez żadnego wysiłku mógł zająć sobą całą gromadę ludzi. W końcu panie usiadły na dywanie przy kominku, gawędząc o swoich sprawach i zabawiając dziecko. Flynn przez cały czas obserwował Molly, która, jak zauważył, oczarowała wszystkich.
Kochał swoją rodzinę. Miał też nadzieję, że i Molly ich kiedyś pokocha. Znał wszystkie wady swoich bliskich, ale to nigdy nie zakłóciło więzi, jaka ich łączyła.
Ellen była drobną, pięćdziesięciopięcioletnią kobietą. Miała ciemne, krótko obcięte, kręcone włosy i zazwyczaj nosiła wygodne, niewyszukane stroje. Dzisiaj była w legginsach i luźnej tunice. Siostra Flynna była oczarowana malcem. Cały czas robiła do niego miny, a on zaśmiewał się do łez. Therese miała trzydzieści dwa lata. Po matce odziedziczyła rysy i delikatną budowę ciała. Niedawno udało jej się wyplątać z niefortunnego związku małżeńskiego. Coraz bardziej stawała się podobna do matki – obie były pogodne i towarzyskie, ale w ich oczach czaił się smutek i ból.
Ojciec Flynna był spokojny i opanowany. Podczas gdy panie plotkowały o drobiazgach, zaczął opowiadać Flynnowi o kolejnym „dobrym interesie", który miał na oku. Flynn starał się powstrzymać od komentarza. Aaron McGannon przez całe życie czekał na swoją szansę, na wspaniałą okazję. Flynna bardzo interesowało, co Molly myśli o jego ojcu. Z pewnością dostrzegła ich fizyczne podobieństwo. Aaron miał szerokie bary, był wysoki, miał wystające kości policzkowe i rudą czuprynę. Potrafiłby wyłudzić od człowieka ostatni grosz, ale jednocześnie był czarującym mężczyzną.
Dylan nagle stracił humor i zaczął marudzić. Molly dobrze znała te objawy.
– Flynn, chcesz, żebym go położyła?
– Obawiam się, że i tak nie zaśnie, ale spróbuj. A ja tymczasem naleję wszystkim czegoś do picia.
Flynn wstał i ruszył do kuchni. W rzeczywistości potrzebował chwili samotności. Na razie wszystko szło dobrze, ale bał się, że nie wytrzyma i powie ojcu, co myśli o jego interesach. Chociaż nie miałoby to i tak żadnego sensu, bo Aaron nigdy nie przyznawał się do porażek. Zawsze winą obarczał innych lub twierdził, że ma pecha. Matka stale trwała przy nim, więc jedyne, co Flynn mógł dla niej zrobić, to zabezpieczyć ją finansowo.
– Tak jak zwykle? Sok z żurawinami? – zapytał słysząc, że ktoś wchodzi do kuchni. Nie miał żadnych wątpliwości, że to jego matka.
– Nie chcę niczego do picia. Muszę z tobą porozmawiać.
– Spodziewałem się tego. Ale przecież napić też się możesz. – Włożył kostkę lodu do szklanki. Mama zawsze obawiała się, że jest taki jak ojciec i prędzej czy później okaże swoją słabość jak on. Uważała, że sukcesy finansowe Flynn zawdzięcza temu, że pracę traktuje jak hazard. A przecież on nie zrobił nic złego. Przez całe życie nie opuszczał go strach. I to on był powodem tego, że się dotąd nie ożenił. Dlatego miłość do Molly też była zabroniona.
– Podoba mi się ta Molly. Jest bardzo miła. Nawet bardziej niż miła. To czarująca istota. Ale nie jest matką twojego dziecka?
– Cieszę się, że ci się podoba. To moja przyjaciółka, ale z Dylanem nie ma nic wspólnego…
– Może jednak ma. Czy to ona przeszkadza ci poślubić matkę Dylana?
– Nawet o tym nie myśl. Już ci mówiłem, że nigdy nie ożeniłbym się z jego matką. A Molly z pewnością nie przeszkodziłaby mi, gdybym miał taki zamiar. To naprawdę wspaniała dziewczyna, mamo. O nic jej nie obwiniaj, bo to ja sam narobiłem sobie kłopotów.
– Masz rację. Nic z tego nie rozumiem. Jak, mając tyle lat, mogłeś popełnić takie głupstwo? Gdzie jest ta kobieta? Jak się nazywa? Dlaczego nagle dziecko znalazło się u ciebie?
– Ma na imię Virginia, a Dylan jest u mnie, bo go po prostu tu przywiozła i zostawiła.
– Co to znaczy? Jak długo mały będzie u ciebie?
– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy z Virginią. Nie było na to ani czasu, ani okazji.
– Co za kobieta mogła spać z tobą i nie powiedzieć, że zaszła w ciążę? Z kim ty się, na litość boską, zadajesz?
– Nie potrafię na to odpowiedzieć. Nie wiem, dlaczego mi o tym nie powiedziała. Mieszka w innym stanie, ale nie miała kłopotów, żeby mnie teraz odnaleźć, więc mogła to zrobić i przedtem. Widocznie nie chciała.
– Nie tak cię wychowywałam. Jak mogłeś opuścić ciężarną kobietę?
– Nie zrobiłem tego. I nigdy bym nie zrobił. Przysięgam, nie wiedziałem o niczym. Mam poczucie winy. Ale nie zmienię tego, co się już stało.
– O to właśnie chodzi. To nie powinno było się zdarzyć.
Do diabła! Twój ojciec przynajmniej traci tylko pieniądze, a ty możesz skrzywdzić niewinne dziecko. Nie pragnęłam, żebyś był taki. Starałam się ciebie wychować inaczej. Nie chciałam, żebyś był taki jak twój ojciec…
Do kuchni wpadła Molly. Zamarła, gdy zobaczyła ich razem, a jej twarz pokryła się rumieńcem.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. Mały zasnął, co graniczy niemal z cudem, więc pomyślałam, że moglibyśmy coś zjeść. Zaraz się tym zajmę.
– To dobry pomysł – rzekła z uśmiechem pani McGannon. – Flynn, idź i pozbawiaj ojca i Therese, a my z Molly przygotujemy obiad, prawda, kochanie?
– Pomogę wam. – Flynn nie dowierzał matce. Nie chciał zostawić z nią Molly. Matka już zdążyła sobie wyrobić zdanie o Virginii, a on nie chciał, by równie szybko osądziła Molly.
– Dam sobie radę – zapewniła go Molly. – Pani również nie musi mi pomagać.
– Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Nakryję do stołu. – Obie kobiety wymieniły spojrzenia. – Idź stąd, Flynn.
– Tak, idź sobie – poparła matkę Molly.