Szyb, do którego wpadł Sam, znajdował się około poi mili od domu Anny. Kiedy mniej więcej sto lat temu odkryto tu złoto, kopalnie zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu. Z czasem, gdy zasoby złota się wyczerpały, większość z nich została zasypana. Niektóre z głębszych szybów zabezpieczono bardzo profesjonalnie, ale ten…
– Ktoś go zabezpieczył – powiedziała Anna, szlochając – ale użył do tego surowych drewnianych belek. Z czasem belki pokryła gruba warstwa ściółki, drewno spróchniało i zawaliło się pod nogami Sama. I nigdy bym go nie znalazła, gdyby nie Matt. Był z Samem i to on mnie o wszystkim zawiadomił.
Anna, oparta na ramieniu Emily, ponownie zalała się łzami. Kiedy Matt z krzykiem wpadł do domu, natychmiast pobiegła z nim na miejsce wypadku, po czym wróciła do domu, by zadzwonić do Emily i Jima. Teraz siedziała w szoferce pędzącego z maksymalną szybkością wozu strażackiego, wciśnięta pomiędzy Jima i Emily.
Twarz Jima była spięta. Podobnie jak Emily, zjawił się u Anny natychmiast po jej telefonie. Dobrze wiedział, jak groźne potrafią być takie szyby.
– Jesteś pewna, że chłopak tam jest? – zapytał.
– Matt widział, jak spadł. Jest przytomny. Rozmawiałam z nim, ale jego głos brzmiał tak głucho, jakby dochodził z bardzo daleka. – Znowu zaczęła szlochać. – Matt został tam – wyszeptała przez łzy – bo ja musiałam iść po pomoc i bałam się, że możemy później tego miejsca nie znaleźć, i że Sam może przestać wołać.
Głos Anny załamał się i Emily ścisnęła jej rękę, aby jej dodać odwagi. Tyle ostatnio wycierpiała.
– Dobrze zrobiłaś, Anno – powiedziała. – Teraz resztę pozostaw nam!
Anna nie miała wyboru. Powierzyła Ruby opiece sąsiadki. Po raz kolejny musiała prosić o pomoc, ale ty razem się nie cofnęła. Potrzebowała Emily i potrzebowała Jima. Potrzebowała każdego, kto mógłby pomóc. A szczególnie…
– Jonas – szepnęła. – Gdzie jest Jonas? Potrzebuję go.
– Pojechał do chorego. Lou usiłuje się z nim skontaktować. Zaraz tu pewnie będzie.
– Jak tylko dotrzemy na miejsce, wyślę jednego z moich ludzi, żeby mu wyszedł naprzeciw – rzucił Jim, nie odwracając głowy. Wciąż pędzili z maksymalną szybkością i Jim musiał dokonywać nadludzkich wysiłków, aby koła nie straciły przyczepności. Wkrótce jazda samochodem stanie się niemożliwa i dalej trzeba będzie iść pieszo.
– Dzieci wiedziały, że tu nie jest bezpiecznie – ciągnął Jim. – Powtarzałem im to setki razy.
– Ja również. – Anna odetchnęła głęboko. – Ale chłopcy się na mnie obrazili.
– Dlaczego?
– Podsłuchali, jak Jim pytał mnie, czy może ich zabrać w przyszłym tygodniu na wyścigi motocyklowe -powiedziała cicho. – Słyszeli, że się nie zgodziłam.
– I dlatego poszli na wyrobiska?
– Sam ma charakter – odparła Anna.
– A do tego jest uparty jak osioł – dodał Jim. – Zupełnie jak jego matka. – Zerknął kątem oka na Annę. – Ich wuj również – mruknął pod nosem. – Dlaczego, u licha, ja i Em musieliśmy zakochać się w…
Nie dokończył. Teren był już na tyle niebezpieczny, że musieli wysiąść z samochodu. Anna, Jim i Emily oraz sześciu członków drużyny strażackiej zaczęli przedzierać się przez zarośla. Anna szła przodem i pokazywała im drogę.
Po chwili dotarli do Matta. Mały, sześcioletni chłopczyk siedział samotnie na zwalonym pniu drzewa. Był śmiertelnie przerażony, a po jego twarzy spływały strumienie łez.
Serce Emily ścisnęło się. Chciała do niego podbiec i wziąć go w ramiona, ale Anna zrobiła to pierwsza. Rzuciła się do synka i, nie bacząc na wciąż bolące ramię, mocno go do siebie przytuliła.
– Już dobrze, skarbie – powiedziała cicho. – Już dobrze. Mamy pomoc. Spójrz tylko, jest tu doktor Mainwaring… i Jim… i ci wszyscy panowie. Oni wyciągną Sama.
– Sam powiedział, że potrzebujemy wujka Jonasa -wyszeptał drżącym głosem Matt. – Gdzie wujek Jonas?
– Jestem tu! – dobiegł głos z zarośli, a po chwili nieoczekiwanie wyłonił się z nich sam Jonas.
Musiał ich słyszeć i iść za nimi, pomyślała Emily, ale w jaki sposób dotarł tu tak błyskawicznie, nie miała pojęcia. Tymczasem Jonas szybko podszedł do Anny i Matta i bez słowa wziął ich w ramiona.
Sytuacja wyglądała wyjątkowo dramatycznie i Emily zadrżała na widok wąskiej szczeliny w warstwie maskującej wejście do szybu. Kłody drewna zakrywające otwór pokryte były grubą warstwą liści i zbutwiałych gałęzi. Teraz Emily zrozumiała, dlaczego żaden z chłopców nie zorientował się, co było pod spodem. Jeden ze spróchniałych pni załamał się i Sam wpadł do środka. Spadając, chwytał się leżących w pobliżu gałęzi, i w efekcie otwór zasłonięty był świeżą ich warstwą. Gdyby nie było z nim Matta, pewnie nigdy by tego miejsca nie znaleźli.
– Sam? – Jonas wypuścił z ramion Annę i zbliżył się do otworu na odległość metra. Dookoła leżały hałdy ubitej ziemi, wydobytej przez górników przed stu laty, i Jonas wiedział, że teren jest bezpieczny, ale wiedział też, że każdy następny krok byłby już równoznaczny z samobójstwem.
– Wujku… Jonas… – Głos Sama był przytłumiony, jakby dochodził z dużej głębokości. Wibrował i drżał, przechodząc w szept, który echem rozchodził się po buszu. To było tak, pomyślała Emily, jakby Sam już od nich odszedł i tylko jego duch ociągał się jeszcze z opuszczeniem tego świata.
Co za idiotyzm! Emily usiłowała przywołać się do porządku. Rozhisteryzowany lekarz, tego im tylko brakowało! Kiedy jednak rozejrzała się wokół, zauważyła, że na wszystkich twarzach malowała się ta sama groza.
Jonas także był wstrząśnięty, ale błyskawicznie się opanował.
– Jesteśmy tu wszyscy, Sam! – zawołał mocnym głosem. – Twoja mama, doktor Mainwaring, Jim i cała ekipa strażaków. Matt też tu jest. Przyprowadził nas tutaj. To dzielny chłopak! A teraz, Sam – jego głos stał się bardziej konkretny – możesz mi powiedzieć, na czym stoisz?
– Ja… Ja nie stoję na niczym – odpowiedział ten sam przytłumiony szept.
Nie stoję na niczym… To była najgorsza z możliwych odpowiedzi i na myśl o tym, co pod nią się kryło, Emily poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
– Co wobec tego cię trzyma? – zapytał Jonas i w jego głosie można było wyczuć lekkie drżenie.
– Coś mi trzyma ramiona – powiedział z trudem Sam, jakby każde słowo wymagało od niego ogromnego wysiłku.
– Spadałem i spadałem i nagle zaklinowałem się – ciągnął.
– Nogi zwisają mi w powietrzu i bardzo mnie bolą ramiona, ale boję się poruszyć, żeby nie spaść jeszcze niżej.
– Dzielny chłopiec! Niewykonywanie żadnego ruchu to rozsądna decyzja – pochwalił go Jonas. – Powiedz mi teraz, czy twoje ręce znajdują się ponad głową czy poniżej? – rzucił od niechcenia, ale wszyscy wiedzieli, do czego zmierza.
Gdyby ręce Sama były wolne, być może udałoby się chwycić go za nie i wyciągnąć do góry.
Jednak odpowiedź nie była dobra.
– Poniżej, wujku. Raczej poniżej – odparł z trudem Sam. – Jedna jest przyciśnięta do mojego brzucha, a druga utknęła między ramieniem a ścianą szybu. Ale nie mogę nic zrobić, bo pode mną jest przepaść. Wujku Jonasie, boję się, że w nią spadnę.
– Dopóki nie wykonasz żadnego ruchu, nic ci nie grozi – rzekł z pozornym spokojem Jonas, po czym odsunął się, żeby umożliwić strażakom przerzucenie desek nad wlotem do szybu. – Bądź dalej taki dzielny i nie ruszaj się – ciągnął – a my już coś wymyślimy, żeby cię szybko i bezpiecznie wydobyć.
Tyle tylko, że taka szybka i bezpieczna droga nie istniała. Kiedy konstrukcja z desek była gotowa, Jim powoli przeczołgał się do szczeliny, po czym oświetlił jej wnętrze latarką. Najwyraźniej to, co zobaczył, musiało go przerazić, ponieważ sposępniał jeszcze bardziej i mruknął pod nosem coś, co miało im uzmysłowić, że stoją przed trudnym zadaniem.
– Już po wykopaniu tego szybu wystąpiły tu silne wstrząsy podziemne – oznajmił po wycofaniu się w bezpieczne miejsce. – Ściany szybu zapadały się i wypiętrzały. Wlot szybu ma nieco ponad metr szerokości, a więc z łatwością można się przez niego przedostać. Jednakże na głębokości czterech metrów szyb zwęża się do zaledwie pół metra, po czym ponownie się rozszerza. Sam zakleszczył się poniżej tego miejsca.
– Ale dlaczego? – zdumiał się Jonas. – To przecież nie ma sensu.
– Dziesięć lat temu wstrząsy wystąpiły ponownie -ciągnął Jim. – Wiele kopalni się wtedy zawaliło. Ten szyb, jak sądzę, zmienił jedynie kształt. Żeby to sprawdzić, musimy użyć specjalnych luster, ale wszystko wskazuje na to, że poniżej tego miejsca, gdzie mały utknął, szyb ponownie się zwęża. Widziałem tylko głowę chłopca. Najwyraźniej zaklinował się ramionami i nie może spojrzeć do góry. Nie widział nawet światła mojej latarki.
Dookoła zaległa cisza, którą po chwili przerwało rozpaczliwe łkanie Anny. Jonas przytulił ją mocniej, jakby chciał dodać jej siły w obliczu tego, z czym mieli się zmierzyć.
– Wyciągniemy go, Anno – zapewnił, po czym zwrócił się do Jima: – Czy możecie mnie do niego opuścić?
– Niestety, nie, przyjacielu – odparł Jim. – Jak już mówiłem, pierwsze zwężenie występuje już na głębokości czterech metrów. Jest tam za wąsko, żebyś się przecisnął. Poza tym istnieje ryzyko, że jakiś oderwany kamień runąłby na głowę chłopca.
– Co robić? – wyszeptała Anna łamiącym się głosem.
– Jim… Jonas… Mój Boże…
Na to pytanie nie było jednak dobrej odpowiedzi.
– Potrzebne są reflektory i lustra – oświadczył Jim.
– Dysponujemy długimi prętami z przyrządami celowniczymi i możemy wszystko sprawdzić bez konieczności opuszczania kogokolwiek na dół. Nikomu nie wolno zbliżać się do szybu, zanim nie ustalimy, z czym mamy do czynienia. Nawet nie wiemy, jak głęboki jest ten szyb. A może ktoś coś wie na ten temat?
– Mój dziadek kiedyś tu kopał – odezwał się jeden ze strażaków. – Twierdził, że dawno temu było tu stare koryto rzeki. Ci, co tu kopali, starali się do niego dotrzeć, wierząc, że natrafią na żyłę złota. Powiedział mi… -Mężczyzna zawahał się.
– Tak?
– Powiedział mi, że szyby były głębokie na siedemdziesiąt metrów. To znaczy, że jeśli ramiona chłopca przecisną się przez to miejsce, gdzie uwięzły, to przepaść, w którą ranie, ma około pięćdziesięciu metrów. A może jeszcze więcej.
To, co zobaczyli przy pomocy luster, nie było pocieszające. Właściwie potwierdziło się to, czego Jim obawiał się najbardziej.
– Możemy zrobić tylko jedno – oznajmił w końcu Jim i zagryzł wargę tak mocno, że pojawiła się na niej kropla krwi.
– To znaczy? – W głosie Jonasa słychać było przerażenie. – Na Boga, człowieku! Musimy coś zrobić!
– Były już takie przypadki – ciągnął Jim. – Czytałem o nich. To trochę potrwa, ale to jedyne wyjście. Musze tylko przygotować ekwipunek.
– Co chcecie zrobić?
– Wykopiemy nowy szyb – odparł. – W odległości trzydziestu metrów od starego, aby nie spowodować zniszczeń w szybie Sama. Musimy się znaleźć ponad metr niżej od chłopca, następnie wykopiemy tunel, który połączy obydwa szyby, wsuniemy specjalną platformę, potem podciągniemy ją do góry i zatrzymamy tuż pod Samem.
– Do tego potrzeba wykwalifikowanych górników i… wielu dni! – zawołał z rozpaczą Jonas.
– Nie, dni z pewnością nie. Nie przy zaangażowaniu takich środków, jakie mamy do dyspozycji. Ale może to potrwać do jutra. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Sam wytrzyma.
– Nie wytrzyma! – Anna osunęła się na zwalony pień drzewa. Dygotała z przerażenia. – On bardzo cierpi. Wystarczy, że się mocniej poruszy i…
– To rozsądny chłopak – przekonywał ją Jonas, ale jego twarz była tak samo blada jak jej.
– On ma zaledwie osiem lat. I jest wyczerpany.
Wszyscy wiedzieli, że Anna ma rację. Szansa, że chłopak wytrzyma, była nikła.
Emily odetchnęła głęboko. Jak szeroki miał być najwęższy odcinek szybu?
– Muszę coś sprawdzić – powiedziała i, zanim Jim zdołał zaprotestować, zabrała mu latarkę i podczołgała się do szybu.
Wszystko było tak, jak mówił Jim. Zwężenie na wysokości czterech metrów w dół jest niedostatecznie szerokie, aby przepuścić mężczyznę, ale wystarczająco szerokie, aby chłopak zsunął się po nim do szerszej części poniżej, a potem do następnego zwężenia.
Niedostatecznie szerokie, aby zmieścił się w nim mężczyzna…
– Jim, jak szerokie jest to pierwsze zwężenie? – spytała. – Czy można to dokładnie zmierzyć?
– Myślę, że tak. Mamy w samochodzie odpowiednie przyrządy.
– A więc zrób to dla mnie. Jeśli jest szersze od moich ramion, to schodzę.
Minęło pół godziny, zanim Jim dał się przekonać.
– Zanim sprowadzisz sprzęt, miną godziny – tłumaczyła Emily – a Sam słabnie. Jest w szoku. Potrzebuje kroplówki, środków przeciwbólowych, a przede wszystkim kogoś, kto mógłby przy nim być. Mówiłeś, że przy jego głowie jest niewielki występ skalny…
– Nie wiemy, na ile jest stabilny.
– Nie będę tam stawiała ciężarów. Wykorzystam go jedynie do utrzymania odpowiedniej pozycji. Założę na głowę solidny kask, a drugi wezmę dla Sama. – Spojrzała na pełne napięcia twarze. – Proszę, to jedyna nadzieja, że on przeżyje.
Widziała, że nie byli tym zachwyceni, ale zmierzyli szerokość najwęższego odcinka szybu i wyglądało na to, że ramiona Emily będą miały jeszcze kilka centymetrów luzu.
– Sami widzicie – powiedziała. – Czasem opłaca się być chudym. A więc przygotujcie wszystko.
– Em… – odezwał się Jonas. Na jego twarzy malowało się ogromne napięcie. – Konstrukcja szybu na skutek podziemnych wstrząsów uległa naruszeniu. Bóg jeden wie, na ile jest stabilna. Do licha, nie możesz…
– A ma pan jakiś inny pomysł, doktorze Lunn?
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to wszystko może się zawalić?
– No tak, tylko tego brakuje, żeby to usłyszała Anna
– burknęła. – Zresztą to się nie zdarzy. Obiecuję, że będę bardzo ostrożna.
– Narażasz dwa życia zamiast jednego.
– Wobec tego kopcie szybciej – rzuciła z pozorną nonszalancją…
– Och, Em! – Anna podeszła do niej i mocno ją uścisnęła. – Jeśli naprawdę chcesz zrobić to dla nas…
Emily oddała uścisk i spojrzała wymownie na Jima. Musi zacząć działać, zanim straci odwagę.
Tak naprawdę nie miała jej zbyt wiele!
– Potrzebuję ekwipunku – powiedziała do strażaków.
– Możecie zorganizować jakąś linę do wciągania i opuszczania różnych rzeczy: sprzętu medycznego, żywności, wody?
– Ja to załatwię – rzekł Jonas, a Emily odniosła wrażenie, że jest bliski łez. – Em, czy ty zdajesz sobie z tego sprawę, że zanim wyciągniemy Sama, może być już jutro? Będziesz na dole przez cały czas. Nie możemy ryzykować wyciągania cię i ponownego opuszczania.
– Nie musisz się obawiać. Kiedy się już tam znajdę, z pewnością zostanę do końca.
– Em…
– Tak?
Milczał. Było jasne, że bez niej Sam nie przeżyje.
Ale co będzie, jeżeli stracą ich oboje?! Jonas nie zniósłby tego. Oddałby wszystko, żeby znaleźć się na jej miejscu. Ale ona była jedyną osobą, która mogła tego dokonać i on musiał jej na to pozwolić.
– Em – powtórzył i w tym słowie były wszystkie od dawna tłumione uczucia: tęsknota, lęk i miłość. – Moja kochana…
Podszedł do niej, wziął ją w ramiona i mocno pocałował, po czym odsunął od siebie jak ktoś, kto szykuje się do koszmaru, jakiego nikt nie był w stanie sobie wyobrazić.
– Trzymaj się! – wyszeptał, a Emily nie miała wątpliwości, że te słowa kierował do siebie, a nie do niej.
Opuszczenie Emily w głąb szybu zostało przygotowane z wielką starannością. Przykryto cały wlot deskami i zabezpieczono go siatką przed osypywaniem się gruzu. Następnie poszerzono otwór tak, by Emily mogła się przez niego przedostać.
– Zmontowaliśmy specjalną uprząż, w której będziesz opadała pionowo w dół – wyjaśnił Jonas. – Kiedy już dotrzesz na miejsce, podciągniemy uprząż do góry, tak żebyś znalazła się w pozycji siedzącej. Cały czas musisz jednak pamiętać, że podczas opadania nie wolno ci się kołysać ani dotykać ścian. Jeśli ci się to nie uda, możesz spowodować osypanie się gruzu lub nawet oderwanie się jakiegoś kamienia…
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Dobrze wiedziała, czym ryzykuje.
Tak więc, ubrana w kombinezon i kask, z lekami rozmieszczonymi wokół pasa, została umieszczona w specjalnej uprzęży i po chwili rozpoczęła się jej podróż w głąb szybu. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, zanim osunęła się w mroczną czeluść, była twarz Jonasa.
Malowała się na niej rozpacz.
– Sam…
Chłopiec był na wpół przytomny. Mówiła do niego szeptem, obawiając się, by się nie przestraszył i nie wykonał jakiegoś nagłego ruchu. Ale Sam nie reagował. Była zaledwie parę centymetrów od niego. Skierowała na niego światło latarki, chcąc sprawdzić, w jakim jest stanie, i serce się jej ścisnęło. Jak to się stało, że nie spadł niżej? Wystarczył jeden nieopatrzny ruch…
Widziała jego głowę, jego rude włosy i właściwie tylko po tym można go było poznać. Jego śmiertelnie blada twarz była pokrwawiona i zalana łzami.
– Sam…
Jego niewidzące oczy nagle ożyły. Emily położyła mu dłoń na głowie i zaczęła delikatnie wodzić palcami po włosach.
– Sam – szeptała – jestem przy tobie, ale nie wolno ci wykonać żadnego ruchu. Inaczej spadniesz, rozumiesz?
– Ja… Tak, rozumiem.
– Najważniejsze, że jestem przy tobie, i że cię nie zostawię.
– Mama… wujek Jonas – wyszeptał. – Chcę, żeby tu byli.
– Ja też bym chciała. – Jej zduszony śmiech rozszedł się echem w ciemności. – Niestety, są za grubi, żeby się tu zmieścić.
To było ogromnie stresujące, starać się siedzieć w uprzęży nieruchomo i mówić w ciemność. Emily miała reflektor przymocowany do kasku i snop światła chwiał się na wszystkie strony, gdy rozglądała się dookoła. W ręku trzymała małą latarkę, którą posługiwała się podczas badania Sama.
– Wpakowałeś się w niezłą kabałę, co, Sam?
– Ja… ja okropnie się boję…
– Obydwoje się boimy, ale jesteśmy razem i musimy się wspierać.
Jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy zakładał, że uda się jej opleść Sama pasami tak, aby można go było wyciągnąć. Okazało się to jednak mało prawdopodobne. Jedna ręka chłopca była niewidoczna, a druga, wypchnięta w górę, była wciśnięta pod dziwnym kątem między ramię chłopca a ścianę szybu. I to właśnie dzięki temu doszło do zaklinowania. Gdyby Sam chciał tę rękę wyciągnąć…
Nie było jednak wyjścia. Muszą czekać. Emily pomyślała, że jeśli Sam zacznie się zsuwać, to chwyci go za szyję i tę jedną, widoczną rękę, i zacznie go ciągnąć do siebie. Zdawała sobie sprawę, że może mu przy tym złamać kark, ale w tej sytuacji będzie to jedyna szansa, aby go uratować.
Boże, nie dopuść do tego!
– Czy ta ręka cię boli? – zapytała i leciutko dotknęła jego palców.
– Tak, okropnie boli.
Nie musiała go badać, by wiedzieć, że mówi prawdę. Sądząc po głosie, musiał bardzo cierpieć.
– Mogę ci pomóc, Sam – powiedziała, starając się opanować strach. – Zrobię ci teraz zastrzyk w kark. To będzie jak ukłucie szpilką. Po tym zastrzyku poczujesz się senny, ale to dobrze. Możesz zasnąć, jeśli chcesz. Ratownicy już zaczynają kopać nowy szyb, aby dotrzeć do nas od dołu. Musi to jednak trochę potrwać, może wiec lepiej, żebyś zasnął. Czy możesz mi obiecać, że nawet nie drgniesz, kiedy poczujesz ukłucie?
– Po… postaram się.
– Zuch chłopak!
Jest wspaniały, pomyślała.
Boże, nie pozwól, żeby spadł…
Później żałowała, że sama nie może zasnąć. Godziny mijały powoli, Sam zasypiał i budził się, a ona wciąż czuwała, dodając mu otuchy.
Kiedy przekonała się, że ma dostęp do przegubu jego dłoni, poprosiła Jonasa, aby przysłał wszystko, co jest potrzebne do. kroplówki z roztworu soli fizjologicznej. Właściwie nie bardzo wiedziała, jak to się jej udało, ale wkłuła się w rękę chłopca, a następnie w przymocowanej do pasa torbie umieściła pojemnik z roztworem.
Boże, nie pozwól, żeby Sam miał jakieś wewnętrzne obrażenia, powtarzała w duchu. Puls chłopca był wprawdzie nitkowaty, ale być może jest to jedynie efekt szoku. Gdyby nie obecność Jonasa, pewnie by tego wszystkiego nie wytrzymała.
Jonas mówił do niej, bez przerwy. Leżał na przykrywającej szyb konstrukcji z desek i opowiadał jej o wszystkim, co się działo na górze: jak zdecydowali, że nie będą używali świdrów, aby nie uszkodzić szybu, jak mnóstwo ludzi, pracując na zmianę, wydobywa ręcznie ziemię, podpiera ściany nowego szybu stemplami, rąbie pnie drzew na podpory…
Wydawało się, że przyszli tu wszyscy mieszkańcy Bay Beach. Lori, Shanni, Erin, Wendi. Wszyscy jej przyjaciele. Każdy chciał z nią rozmawiać, ale dla niej najważniejsze były rozmowy z Jonasem. To one najbardziej dodawały jej otuchy.
– Em, jestem tu – powtarzał. – Wszyscy tu jesteśmy. Nie opuścimy cię. – A potem, kiedy zrobiło się ciemno, szeptał cicho: – Nie opuszczę cię, Em. Nigdy!
Dyskomfort, jaki odczuwała, był nie do wyobrażenia. Wisiała w tej koszmarnej uprzęży i nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę snu. Czuwała więc, obserwując kroplówkę, podając chłopcu niezbędne środki przeciwbólowe i utrzymując z nim kontakt poprzez dotykanie jego włosów.
Zaczynała odczuwać potrzebę kontaktu z Samem w takim samym stopniu, w jakim on odczuwał potrzebę kontaktu z nią. Miała wrażenie, że ściany szybu zaczynają się do niej zbliżać.
– Jonas – szepnęła, a on odezwał się natychmiast.
– Jesteśmy już na głębokości czterech metrów – oznajmił. – Posuwamy się szybciej, niż oczekiwałem. Wyciągniemy cię, zanim nastanie świt.
Odetchnęła głęboko.
– Potrzebuję światła.
– Masz przecież lampę błyskową. Czyżby wyczerpały się już baterie?
– Nie… Chodzi mi o światło na górze. Żebym mogła widzieć… ciebie. – Jej głos słabł. Skutki klaustrofobii są trudne do przewidzenia. Gdyby więc miały to być jej objawy…
– Chcesz, żeby cię wyciągnąć? – spytał z niepokojem.
– Nie. – Nie może przecież zostawić Sama, a z klaustrofobią jakoś sobie poradzi. – Ja tylko chcę widzieć… górę – wyjaśniła.
– Załatwione – odparł Jonas. Po chwili światła reflektorów oświetliły wlot szybu i Emily dostrzegła jego twarz, jego uśmiech.
– To już nie potrwa długo, Em. Musimy nowy szyb zabezpieczać przed osypywaniem, a to zabiera sporo czasu. Nie możemy poruszać się zbyt szybko, żeby nie doprowadzić do tragedii, ale zapewniam cię, że robimy wszystko, aby to trwało jak najkrócej.
Sześć metrów. Już ich słyszała – przytłumione wołania, przekleństwa i krótkie rozkazy.
Sześć i pół metra, informował ją Jonas.
Dziewięć metrów.
A później.przez warstwę ziemi i skał dobiegł do niej przytłumiony hałas i Emily wiedziała, że ekipa ratowników jest już na jej poziomie. Wciąż jednak nie podchodzili bliżej, toteż pomyślała, że chcą kopać jeszcze głębiej, a dopiero potem w bok.
– To potrwa jeszcze jakieś dwie godziny. Czy wytrzymasz tyle, Em? – spytał z niepokojem Jonas. Cóż mogła mu na to odpowiedzieć?
– Oczywiście, że wytrzymam.
W końcu zza ściany szybu dobiegły jakieś zgrzyty i odgłosy osypującej się ziemi, a z dołu, zza głowy chłopca, zaczęła przenikać smuga światła. Ktoś pod nimi był.
Emily czuła się fatalnie. Bolał ją każdy mięsień. Była zmęczona i odrętwiała i marzyła o kąpieli. Sam odzyskiwał i tracił świadomość, lecz nie wiedziała, czy i w jakim stopniu spowodował to szok, w jakim ewentualne wewnętrzne obrażenia, a w jakim zaaplikowane mu środki przeciwbólowe.
– Ratownicy są już blisko – pocieszała go. – Niedługo będziesz z mamą.
A ona będzie znowu z Jonasem!
– Mamy go!
To był okrzyk triumfu, który doszedł gdzieś z dołu. Po chwili ramiona chłopca zostały uwolnione, ale Sam, zamiast spaść w liczącą kilkadziesiąt metrów przepaść, osunął się w ramiona ratownika, a Emily tuż pod sobą ujrzała roześmianą twarz jakiegoś mężczyzny.
– Czy nie będzie pani miała nic przeciwko temu, pani doktor, że zabiorę pani pacjenta? – zapytał, po czym ostrożnie przytulił chłopca do siebie i wyciągnął do góry rękę, aby odebrać od Emily pojemnik z roztworem soli fizjologicznej i wraz z przewodem do kroplówki umieścić go na brzuchu Sama. – No to w drogę, młody człowieku. Ten nowy szyb zmieści nas obydwu – oznajmił i po chwili zniknął wraz z Samem w tunelu.
Teraz Emily czekała już tylko na chwilę, kiedy i ona zobaczy światło dzienne.
I Jonasa.
On również nie mógł się tego doczekać i kiedy wreszcie Emily pojawiła się u wylotu szybu w promieniach wschodzącego słońca, to on pierwszy był przy niej, i to on wziął ją w ramiona. I trzymał ją tak, jakby już nigdy nie miał jej z tych ramion wypuścić.