ROZDZIAŁ TRZECI

To był długi spacer. Szli wolno wzdłuż morskiego brzegu, zanurzając stopy w chłodnych falach. Na szczęście pager Emily milczał jak zaklęty, jakby miasto w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin zrzuciło na jej barki wszystko, co najgorsze, i teraz uznało, że jego lekarz znalazł się zbyt blisko punktu krytycznego. Ta chwila wytchnienia była jej bardziej potrzebna, niż sama przypuszczała.

Gdy księżyc był już wysoko na niebie, Emily zdecydowała, że czas wracać do domu.

– Ale Anna nigdy nie kładzie dzieci przed dziewiątą – zaprotestował Jonas – nie ma więc sensu iść do niej wcześniej. Po prostu nie będzie miała dla nas czasu, a spacer w wodzie to dla duszy równie dobry balsam jak sen.

Szli więc dalej. Obok siebie. Jak dwoje przyjaciół.

Dwoje dobrych przyjaciół.

Emily milczała, całą sobą ciesząc się wieczorem, cudowną pieszczotą obmywających stopy fal i chłodną księżycową poświatą. Ten spacer sprawił, że uczucie krańcowego wyczerpania i osamotnienia minęło. Wiedziała, że tej nocy będzie spała jak dziecko. I to dzięki Jonasowi.

Wciąż nie była pewna, jak to się stało, ale kiedy doszli do skalnego urwiska i dalszy spacer stał się niemożliwy, odwróciła się do niego, jakby pod wpływem impulsu.

– Dziękuję – powiedziała.

– Za co? Za zabranie pięknej kobiety na spacer po plaży? – odparł z uśmiechem. – To dla mnie ogromna przyjemność.

Piękna kobieta… Kiedy ostatnio ktoś do niej tak mówił? Dziadek, Charlie… ale oni mówili tak do niej od chwili, gdy skończyła trzy lata. W akademii medycznej miała sympatie, ale odkąd przeniosła się do Bay Beach… nie miała na to czasu.

Nie miała czasu, żeby ktoś mówił do niej, że jest piękna? Pomyślała, że to absurdalne i na jej twarzy pokazał się gorzki uśmiech.

– Z czego się śmiejesz? – zapytał.

– Z niczego – odparła i odwróciła twarz w stronę, gdzie Jonas zostawił samochód.

Szedł wolno obok niej. Spodnie miał mokre aż do kolan. Wprawdzie podwinął je wysoko, ale i tak się przemoczyły. Nie przejmował się tym jednak. Wieczór był ciepły, a dotyk fal taki cudowny. Suknia Emily również była mokra, aż do ud, ale ona też nie zwracała na to uwagi. Czuła, że kręci się jej w głowie i nie miała pojęcia dlaczego.

Może to zmęczenie, może reakcja na śmierć Charliego? A może… coś zupełnie innego!

– Nie powiesz mi, co cię rozśmieszyło? – nie ustępował.

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo to nie twoja sprawa.

– Mylisz się – odparł i zanim się spostrzegła, do czego zmierza, ponownie chwycił ją za rękę i odwrócił do siebie. – Ponieważ udało mi się odnieść pierwszy sukces i chciałbym wiedzieć, jak go powtórzyć.

– Jaki sukces?

– Sprawiłem, że wreszcie się uśmiechnęłaś. – W jego oczach pokazały się wesołe iskierki. – Kiedy cię ujrzałem po raz pierwszy, pomyślałem: założę się, że ta kobieta ma najcudowniejszy uśmiech na świecie. I okazało się, że to prawda. A teraz chciałbym wiedzieć jeszcze coś.

– A mianowicie?

– Jak wyglądają twoje włosy, kiedy je rozpuścisz. -Cofnął się nagle i Emily podniosła wolną rękę w obronnym geście.

– Będziesz musiał trochę na to poczekać.

– Dlaczego? – W jego głosie brzmiało zaciekawienie. Wciąż trzymał ją za rękę i to było takie… miłe.

– Ponieważ moje włosy są rozpuszczone jedynie przez kilka minut dziennie – odparła szorstko. – Zaplatam je przed snem, aby nie tracić czasu, gdy zostanę wezwana do chorego.

– Chcesz powiedzieć… – spojrzał na nią z namysłem – że jeśli będę miał nocny dyżur za ciebie, to będziesz mogła spać z rozpuszczonymi włosami?

Pytanie było absurdalne, ale on czekał na odpowiedź. Emily machnęła stopą, wznosząc w górę strumienie wody. Na litość boską, co się z nią dzieje? Zachowuję się jak uczennica na pierwszej randce, pomyślała ze złością, po czym, podniósłszy głowę, spokojnie oznajmiła:

– Mogłabym.

– Ale to nie jest pewne. – W jego głosie było tyle rozczarowania, że z trudem powstrzymała śmiech.

– Zapewne bym spała – odparła, aby go udobruchać.

I to się jej udało.

– Teraz czuję się już znacznie lepiej – przyznał. – Jeśli zostanę wezwany do wrastającego paznokcia i będę go usuwał o trzeciej nad ranem, wciągając powietrze przesiąknięte zapachem spoconych stóp, to przynajmniej pocieszeniem dla mnie będzie myśl, że moja partnerka śpi w domu z włosami rozrzuconymi na poduszce…

– I psem między jej łóżkiem a zamkniętymi drzwiami

– oświadczyła.

– Naprawdę? – Wydawał się tak zszokowany tym brakiem zaufania, że nie mogła dłużej utrzymać powagi.

Jej głośny śmiech długo jeszcze rozbrzmiewał echem w wieczornej ciszy. Ten facet był naprawdę zabawny.

– Tak, doktorze Lunn, za mocno zamkniętymi drzwiami – powtórzyła. – Czy pan uważa mnie za naiwną? W odpowiedzi jego dłoń mocniej ścisnęła jej rękę.

– Nie będzie pani musiała zamykać drzwi, pani doktor, ponieważ ja będę zajęty zabiegiem chirurgicznym.

– Jego głos nieoczekiwanie zmatowiał. -i myślę – dodał – że można o pani powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest pani naiwna.

– Jonas…

– Emily… – Tak śmiesznie naśladował ton niepewności w jej głosie, że znowu wybuchnęła śmiechem.

– Jesteś niemożliwy! Musimy jechać do Anny.

– A wiec jedźmy – westchnął. – Ale wrócimy tu któregoś wieczoru?

– Może.

– A cóż to za odpowiedź? – zapytał ze świętym oburzeniem i znowu trudno jej było się nie roześmiać.

– Bezpieczna – odparła, po czym nagle uwolniła dłoń z jego uścisku i zaczęła biec. – Będę pierwsza przy samochodzie! – zawołała.

Jednak ku jej zdumieniu Jonas nie podjął wyzwania. Przeciwnie, zatrzymał się i obserwował, jak w blasku księżyca jego towarzyszka pokonuje piaszczyste wydmy. Uśmiech na jego twarzy powoli gasł.

– Zastanawiam się, czy nie jestem durniem – rzekł na głos, ale wokół nie było nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć.

Jonas miał rację.

Anna była przerażona i chciała się wycofać, i tylko perswazje jego i Emily zdołały ją od tego powstrzymać.

– Wszystko już załatwiliśmy – oznajmił Jonas. – Zaprowadzisz Sama i Matta do szkoły, a Ruby do Lori, a potem ja zawiozę cię do Blairglen. Jeśli oprócz mammografii i biopsji będą potrzebne dodatkowe badania, Lori odbierze dzieci ze szkoły i da im lunch.

– Ale oni zatrzymają mnie w szpitalu. Jeśli to będzie rak… – Głos Anny załamał się.

– Nie zatrzymają – zapewniła ją Emily i położyła rękę na jej dłoni. – Kilka dni zwłoki nie ma znaczenia. Bez względu na wyniki będziesz miała czas wrócić do domu i wszystko przemyśleć. Tak czy owak, nikt nie ma zamiaru zmuszać cię do czegoś, czego nie będziesz w stanie zaakceptować.

Anna z rozpaczą patrzyła to na brata, to na Emily.

– Ale Jonas rozmawiał już przecież z Lori o dłuższej opiece nad dziećmi.

– Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność – odparła Emily. – Bądź gotowa na najgorsze, ale spodziewaj się najlepszego. To jest moja dewiza i przypominam ją sobie za każdym razem, kiedy odezwie się mój telefon.

– To musi być okropne – zauważyła Anna po dłuższej chwili. – Nigdy tak o tym nie myślałam. Jednak teraz… ta niepewność jest rzeczywiście najgorsza, a ty masz ją na co dzień.

– To prawda – przyznała Emily. – Ale kiedy już wiem, z czym mam do czynienia, strach znika i robię to, co muszę. Jutro tak samo będzie z tobą.

– Nie mam pojęcia, jak sobie z tym radzisz – szepnęła Anna i Jonas, chcąc jej dodać odwagi, wyciągnął do niej rękę, ale Anna gwałtownie się od niego odsunęła. – Nie dotykaj mnie! – zawołała ze złością.

– Chciałem tylko powiedzieć, że jestem z tobą. Jutro zawiozę cię na badania, ale postanowiłem zostać w Bay Beach na dłużej.

– Dlaczego?

– Żeby ci pomóc.

– Nie ma mowy, Jonas. Nie potrzebuję cię. – Zagryzła wargi. – Nigdy zresztą cię nie potrzebowałam, tak jak ojca czy Kevina. Nie zostaniesz z mojego powodu.

Co się za tym kryje? – zastanawiała się Em. Z pewnością coś więcej niż tylko konflikt pomiędzy Jonasem a Kevinem.

Ale Jonas pokręcił tylko głową i uśmiechnął się do Anny, jakby chciał ją zapewnić, że nie będzie się jej narzucał.

– Nie zostaję tu z twojego powodu, głuptasie – rzekł.

– Nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówił. – Ręka Anny zacisnęła się kurczowo, ukazując pobielałe kostki.

– W porządku. – Twarz Jonasa nagle spoważniała. Podniósł się i nieoczekiwanie ruszył w kierunku Emily.

Po chwili stanął za nią i położył ręce na jej ramionach, ale wciąż mówił do siostry. – Nigdy już nie nazwę cię głuptasem – obiecał.

– Doskonale. I nie musisz tu zostawać!

– Niestety, muszę – powtórzył. – Muszę, ponieważ Em mnie potrzebuje.

– Em?

– Sama widziałaś, co się działo w przychodni. – Jego dłonie wciąż spoczywały na ramionach Emily. – Ogromnie to mną wstrząsnęło. Wiem, że miałem wyjechać do Europy, ale na razie postanowiłem ten wyjazd odłożyć. Zostaję w Bay Beach.

– Z… z doktor Mainwaring?

– Z Emily – poprawił ją. – Z jedną z najbardziej zapracowanych, pięknych i atrakcyjnych kobiet, jakie kiedykolwiek miałem przyjemność spotkać.

– Nie wierzę ci.

Emily również nie wierzyła własnym uszom. Dobry Boże! Jak on ładnie mówi, i do tego jak ją obejmuje! Ten facet zachowuje się tak, jakby był w niej zakochany!

– Em i ja spędziliśmy dwie ostatnie godziny na plaży i wszystko omówiliśmy – ciągnął Jonas, ściskając mocniej jej ramiona. Emily zastanawiała się, czy jest to wyraz uczucia, czy ostrzeżenia. – Nie zostawię Em. Jesteśmy partnerami.

– Ja…

– Oczywiście, zostaję również z powodu ciebie, ale nie kryję, że przede wszystkim z powodu Em. Bez względu na to, czy sobie tego życzysz, czy nie.

– Wariat! – rzekła Emily, gdy znaleźli się w samochodzie. – Sugerowałeś, że łączy nas miłość od pierwszego wejrzenia.

– Nieźle to odegrałem, co? – odparł z miną człowieka bardzo z siebie zadowolonego. Emily miała ochotę go uderzyć.

– Zrobiłeś to specjalnie?

– Oczywiście.

Oparła się o fotel i w milczeniu patrzyła przed siebie. Zastanawiała się, jak powinna zareagować.

– Miałeś… jakiś powód? – zapytała w końcu.

– Nie ma potrzeby podchodzić do tego zbyt osobiście.

– O tak, z pewnością. – Z trudem się opanowała. -Dajesz swojej siostrze do zrozumienia, że jesteś we mnie zakochany, a ja nie powinnam podchodzić do tego osobiście.

– Czy masz jeszcze jakieś wizyty domowe?

– Nie zmieniaj tematu.

– Odpowiedz – nalegał. – Jeśli tak, to chętnie cię zawiozę, a potem podrzucę do przychodni.

– Żeby wybrać miejsce, gdzie mógłbyś się ze mną kochać – rzuciła z ironią, a Jonas wybuchnął śmiechem.

– No wiesz, to jest pomysł!

– Bardzo zły pomysł.

– Nie lubisz się kochać?

– Ale tylko z mężczyznami, których darzę uczuciem i którzy budzą we mnie zaufanie – odparła, krzywiąc wymownie twarz.

– Uch!

– Masz, czego chciałeś, a teraz odwieź mnie do domu.

– Przecież wiesz, że mam powody – odrzekł z namysłem i nie mogła się z nim nie zgodzić.

– Wiem. Nie możesz być przecież taki kompletnie pomylony, inaczej nie otrzymałbyś dyplomu.

– No właśnie. – Spochmurniał nagle i utkwił wzrok w widniejącej za szybą samochodu drodze. – Em, przecież wiesz, że Anna nie chce, abym się nią zajął.

– Podejrzewam, że ma powody.

– Możliwe. – Twarz Jonasa jeszcze bardziej spochmurniała.

– A te powody to…

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Chcę wiedzieć wszystko o rodzinie mojego ukochanego – odparła, uśmiechając się złośliwie.

– Nie kpij sobie ze mnie.

– No to mów.

Znowu zapadło milczenie. Jechali wzdłuż wybrzeża. Światło księżyca odbijało się od lśniącej tafli wody, a zza otwartego okna samochodu dochodził szum morskich fal. To wymarzony wieczór dla zakochanych, pomyślała Emily, a przecież Jonas dopiero co przyznał, że się zakochał…

Skłamał. Powiedział tak, żeby osiągnąć swój cel; a ten cel nie miał nic wspólnego z Emily.

– Mój ojciec był alkoholikiem – odezwał się w końcu. W jego głosie zabrzmiał ból. – Nasza matka nie mogła tego znieść. Kiedy miałem dwanaście lat, a Anna dziewięć, związała się z kimś innym i odeszła, zostawiając nas z ojcem.

W samochodzie znowu zaległa cisza. Emily wiedziała, jak czują się dzieci, gdy ich rodzice piją. W swojej praktyce często spotykała się z tym problemem.

– Chcesz mi o tym opowiedzieć? – spytała w końcu i Jonas skinął głową.

– Niechętnie, ale jeśli zgodzisz się grać tę rolę…

– Masz na myśli, udawać, że jestem twoją kochanką…

– Udawać, że mnie potrzebujesz. – Na jego twarzy pojawił się znowu ten jego urzekający uśmiech. – Choć przecież naprawdę mnie potrzebujesz.

– Oczywiście – zauważyła, wydymając usta. – Ale jedynie w przychodni.

– A nie w twoim łóżku.

– Mam wiekowego kundla, Bernarda – oznajmiła surowo. – Wzięłam go ze schroniska, kiedy miał chyba ze sto lat, co znaczy, że do tej setki przybyło jeszcze dziesięć. On ogrzewa moje łóżko i to mi zupełnie wystarcza.

– Szczęśliwy stary Bernard. Czy widział cię już z rozpuszczonymi włosami?

– Doktorze Lunn, albo powie mi pan w końcu, na czym polega pański problem z Anną, albo natychmiast wypuści mnie pan z samochodu – syknęła. – Mam już tego powyżej uszu.

– Natomiast ja bawię się znakomicie i nie bardzo mam ochotę mówić o moim ojcu.

– Niestety, musisz.

– Nie ma zbyt wiele do opowiadania. – Jego twarz znowu spoważniała. – Mój ojciec był czarującym, przystojnym i bardzo dowcipnym człowiekiem…

Podobnie jak syn, pomyślała Emily.

– I… nałogowym pijakiem. Potrafił oczarować każdego. Anna kochała go tak bardzo, że nawet gdyby nasza matka chciała nas zabrać, nie sądzę, żeby Anna zdecydowała się z nią pójść. Wierzyła ojcu. Stale ją okłamywał, a ona zawsze potrafiła go wytłumaczyć. Kiedy matka nas opuściła, każdy powód, aby go usprawiedliwić, wiązał się z oskarżeniem mnie.

– Nie rozumiem.

– Ojciec cały czas kłamał – ciągnął ponuro Jonas. -Aż do niedawna nie wiedziałem, jak bardzo. Obiecał na przykład Annie suknię na bal, a potem powiedział jej, że ja wydałem wszystkie pieniądze. Albo przysiągł, że zabierze ją gdzieś na jej piętnaste urodziny, a potem tłumaczył, że musiał nagle wyjechać, ponieważ ja miałem jakieś kłopoty na uniwersytecie. Sam opłacałem studia, podejmując się każdej pracy, ale ojciec nigdy Annie tego nie powiedział. Oczywiście, Anna wiedziała, że pracuję, ale ojciec dawał jej do zrozumienia, że wszystkie swoje oszczędności musi wysyłać mnie.

– Och, Jonas…

– Były jeszcze inne, gorsze sprawy. Wystarczy, że powiem, że ojciec zawsze traktował mnie tak, jakbym był przyczyną wszystkich jego nieszczęść. Obwiniał mnie nawet o odejście matki. Znienawidził mnie, kiedy wystąpiłem o przekazywanie jego emerytury za pośrednictwem opieki społecznej. W ten sposób Anna miała przynajmniej co jeść. Nie mógł się z tym pogodzić, że go kontroluję, i znienawidził mnie jeszcze bardziej. A potem Anna poznała Kevina, który był taki sam jak nasz tatuś. – W głosie Jonasa brzmiała gorycz. – Kevin był bardzo przystojny i bardzo wesoły, potrafił rozśmieszyć Annę do łez, ale… pił na umór. Anna nieprzytomnie się w nim zakochała, a kiedy próbowałem ją ostrzegać, znienawidziła mnie tak jak ojciec.

– To musiało być prawdziwe piekło!

– To było piekło – odparł z goryczą. – I to piekło trwa do dziś!

– A wiec wciąż ma ci to za złe?

– Tak sądzę. – Wzruszył ramionami. – Mimo to kocham moją siostrę i zrobię wszystko, aby była szczęśliwa. Teraz, kiedy Kevin ją zostawił, jest pewna szansa. Chyba że ta cholerna choroba…

– Hej! – Emily położyła mu rękę na dłoni. – Jesteś lekarzem, więc chyba wiesz, że rokowania w tym przypadku są bardzo dobre.

– Tylko że rak to straszne słowo – odparł głucho.

– Spróbuj więc myśleć, że to torbiel. Do jutra.

– Sama w to nie wierzysz. To rak. Dobre rzeczy nie zdarzają się w naszej rodzinie. – Zacisnął dłonie na kierownicy. – Dobre rzeczy nie zdarzają się Annie.

– Teraz się zdarzą – szepnęła. Roześmiał się głucho.

– Skąd możesz wiedzieć?

– Ponieważ ma teraz ciebie i ponieważ zostaniesz z nią.

– Anna mi na to nie pozwoli.

– Skoro zostałeś moim partnerem, nie będzie miała wyjścia.

– A więc zgadzasz się na tę grę?

– Zgadzam się, że jesteś mi potrzebny. Tak długo, jak uznamy to za konieczne.

To jednak wcale nie jest takie proste, myślała, leżąc w łóżku i czekając, aż nadejdzie sen. Na szczęście bliźnięta, które przyszły na świat ubiegłej nocy, wysłano już do Sydney, a Henry'emu Tozerowi kamienie żółciowe przestały dokuczać, toteż w części szpitalnej ośrodka zapanował spokój.

Bernard cicho posapywał, śpiąc w nogach jej łóżka; w jego świecie najwyraźniej wszystko było w porządku. I tylko ona nie mogła tego powiedzieć o sobie.

Jeśli badania wykażą, że guzek Anny jest złośliwy, to Jonas zechce zostać nie tylko do czasu operacji, ale i później, gdy Anna będzie musiała przejść przez radioterapię, a być może i chemioterapię. To potrwa przynajmniej trzy miesiące i przez cały ten czas Jonas będzie udawał, że został ze względu na nią, a nie na Annę.

Zgodziła się jednak na to, ale dokąd ją to zaprowadzi? – pytała siebie z goryczą. Zbliża się do trzydziestki i jak wygląda jej życie? Śpi w łóżku z psem, który budzi się jedynie wtedy, gdy jest głodny! Nagle zapragnęła rozpuścić włosy i wyrzucić chrapiącego Bernarda z pokoju.

– Nie zrobię tego – powiedziała, głaszcząc po łbie swego ulubieńca. – Jesteś moim oparciem, Bernardzie. Bay Beach potrzebuje oddanego lekarza i wie, że może na mnie liczyć. Teraz, kiedy odszedł Charlie, ty jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu, i tak już zostanie. Na zawsze.

Na zawsze…

Загрузка...