ROZDZIAŁ TRZECI

Rhys ocknął się z zapatrzenia.

– Nie, coś ty – zapewnił. – Jak mógłbym cię prosić o coś podobnego? Czekaj, naleję ci jeszcze.

Powinna była zaprotestować, gdyż chyba wypiła już wystarczająco dużo. Pewnie to przez alkohol wciąż siedziała z zupełnie obcym człowiekiem przy stoliku, żartując sobie w podobny sposób.

W milczeniu sączyli retsinę, zastanawiając się nad tym zwariowanym pomysłem. Musieliby naprawdę upaść na głowę, zadając sobie tyle trudu tylko po to, by uniknąć nieznośnych uwag osoby, która nic dla nich nie znaczyła.

– Byłoby strasznie głupio, gdyby się wydało, że tylko udajemy – mruknęła Thea, jakby kontynuując na głos rozmowę prowadzoną w myślach.

– Pewnie, ale inaczej trzeba będzie spędzić cale wakacje, kombinując, jak się wykręcić od kolejnego wspólnego obiadu.

– I jak wytłumaczyć, czemu nie mam faceta – dodała ponuro.

Znowu zapadła cisza.

– Naprawdę sądzisz, że dałoby się ich nabrać? – spytała Thea.

– Czemu miałoby się nie udać?

– Musielibyśmy udawać zakochanych.

– No, musielibyśmy.

Spojrzeli na siebie i jednocześnie odwrócili wzrok.

– Właściwie nie jest to chyba aż taki wielki problem – rzekła, starając się przekonać samą siebie. – Nawet gdybyśmy naprawdę byli parą, nie całowalibyśmy się namiętnie przy wszystkich.

– Pewnie, że nie. – Odchrząknął. – Ale od czasu do czasu musiałbym cię objąć albo coś. Nie masz nic przeciw temu?

Thea wzruszyła ramionami, by ukryć nagły dreszcz.

– Jakoś to zniosę – rzuciła z udawaną nonszalancją. Nie, nie miała nic przeciw temu. Nawet była za.

– To co robimy?

– Jeśli jesteś zdecydowany, to ja też.

– Na pewno?

– Tak. W końcu to niewinne łgarstwo, nawet jeśli się wyda, nikomu nie będzie przykro. Chyba, że jest jakaś dziewczyna…? – zawiesiła głos.

– Nie, nie ma. A czy jest jakiś facet, który może się znienacka zjawić i zrobić scenę zazdrości?

Próbowała sobie wyobrazić Harry’ego, który mierzy Rhysa wściekłym spojrzeniem, widząc w nim rywala. Nie udało jej się. Harry w ogóle nie okazywał zazdrości o nią.

– Nie, nie zrobi tego. Rhys milczał przez chwilę.

– Czyli jednak masz chłopaka?

– Nie jestem pewna.

– Jak możesz nie być pewna? – spytał z niebotycznym zdumieniem.

Westchnęła, machinalnie powiodła palcem wzdłuż brzegu pustej już szklaneczki.

– Spotkałam Harry’ego rok temu i zakochałam się z miejsca. Mężczyzna jak marzenie. Niesamowicie przystojny, czarujący, bardzo modny, a do tego bezgranicznie wprost uczciwy i szczery. Opowiedział mi o tym, jak zerwał z poprzednią dziewczyną i jak wciąż czuje się z nią związany. Isabelle stanowi moje zupełne przeciwieństwo.

– Spotkałaś ją?

– Nie, ale wystarczająco często o niej słyszałam. Jest drobna i śliczna, ma stresującą pracę w wielkiej korporacji, co zresztą wcale jej dobrze nie robi, bo i tak jest kompletną neurotyczką. – Uśmiechnęła się krzywo. – Oczywiście Harry tak nie mówi, to moja diagnoza.

– Przy takiej osobie jak ty musiał więc odczuć ulgę – stwierdził Rhys, starannie dobierając słowa.

– Faktycznie, na samym początku powiedział mi coś podobnego, lecz podejrzewam, że tak naprawdę wydaję mu się trochę nudna po tych wszystkich scenach i histeriach, które serwowała mu Isabelle. Rozstali się w przyjaźni, obiecując sobie w razie potrzeby wzajemną pomoc, z czego ona cały czas korzysta. Gdy tylko ma jakieś problemy, dzwoni do Harry’ego, a on rzuca wszystko i leci ją ratować. – Wbiła wzrok w blat stołu.

– Na pewno nie jest to dla ciebie łatwe. Wzruszyła ramionami.

– Nie, ale co zrobić? Oni się przyjaźnią, więc Harry chce być w porządku wobec niej.

– Przede wszystkim powinien być w porządku wobec ciebie – zawyrokował stanowczo.

Zaskoczona, uniosła głowę.

– Jakbym słyszała Nell! – Westchnęła, znowu się zgarbiła. – Sama już nie wiem… Chyba wystarczało mi, że zawsze wracał i zapewniał mnie o swoim uczuciu. Dawałam się przekonać, bo chciałam w to wierzyć.

– Co się więc stało, że przestałaś być pewna, czy jesteście parą? – spytał ostrożnie.

– Mieliśmy jechać razem na wakacje, wyszukałam taki uroczy domek w Prowansji… Na miesiąc przed wyjazdem Harry zaczął mówić o przełożeniu go na inny termin. Co się stało? Otóż Isabelle miała mieć operację stopy. Nic poważnego, lecz zażądała, by podczas jej rekonwalescencji Harry podlewał jej kwiatki, karmił kotka, robił jej herbatkę i generalnie tańczył wokół niej. – Wydęła policzki i głośno wypuściła powietrze, dając ujście frustracji. – Przepraszam, nie chciałam być złośliwa. Na pewno nie zaplanowała sobie tej operacji specjalnie w terminie naszego wyjazdu. Mimo to była to kropla, która przepełniła czarę.

– Kazałaś Harry’emu wybrać między wami?

– Mniej więcej.

Wolałaby nie przypominać sobie tamtego koszmarnego dnia. Była śmiertelnie zdenerwowana czekającą ją rozmową. Miała wrażenie, że własnymi rękami niszczyła swoją jedyną szansę na prawdziwe szczęście.

– Harry powiedział, że jest nieustannie rozdarty między nami, czuje się winny oraz przytłoczony sytuacją. Zaproponowałam mu więc czas do namysłu. Przystał na to.

– I?

– I z tego, co wiem, nadal się zastanawia.

– A ty jesteś w tym czasie zawieszona w próżni, nie wiedząc właściwie, czy masz faceta, czy nie?

Usłyszawszy w jego głosie ostry ton, zerknęła na Rhysa ze zdziwieniem. Wyglądał, jakby był zły. Ale o co? Przecież ta cała sytuacja nie dotyczyła go w najmniejszym stopniu.

– Cóż, nie mogę go poganiać. Nie pojechałam więc do Prowansji, za to moja siostra wysłała mnie ze swoją córką na Kretę. No i jestem!

– Przykro mi, że wakacje nie ułożyły się po twojej myśli, ale ze względu na siebie jestem ogromnie zadowolony, że jednak trafiłaś tutaj.

Zrobiło jej się przyjemnie ciepło w środku.

– Nie tyle ja, co Clara.

– Ty też. Jeszcze cieplej.

– Ja też się cieszę z przyjazdu. – Objęła gestem malownicze domki, kolorowe kwiaty w doniczkach, Greków o spalonych słońcem twarzach i, zupełnie bezwiednie, swego towarzysza. – Bardzo mi się tu podoba.

– Wiesz, dobrze, że powiedziałaś mi o Harrym. To ułatwia sprawę.

– Nie rozumiem.

– Bo dzięki niemu nie istnieje niebezpieczeństwo… No, żadne z nas nie weźmie naszego udawania… na poważnie – wyjaśnił nieco niezdarnie, jakby nie był pewien jej reakcji.

– Ach, o to ci chodzi. Nie, skąd! – zapewniła z żarem. – Nie ma żadnego niebezpieczeństwa.

– W takim razie przypieczętujemy umowę. – Z uśmiechem wyciągnął dłoń.

Thea zawahała się. Wolałaby go nie dotykać, nawet w tak prosty i zwyczajny sposób. Bała się, że nie będzie miała ochoty go puścić… Nie miała jednak wyjścia, jeśli nie chciała wyjść na idiotkę. Szybko podała mu rękę i ku zaskoczeniu Rhysa cofnęła ją, nim zdążył ją uścisnąć.

Sięgnął po swoją szklaneczkę i wzniósł toast:

– Za szczęśliwe udawanie!

Napili się. Nagle Thea ściągnęła brwi.

– Czekaj, nie przemyśleliśmy sprawy do końca. Musimy też wciągnąć do spisku dziewczynki. O Clarę się nie martwię, ale co z Sophie? Przecież wie, że nie jesteśmy parą.

– Z nią nigdy nic nie wiadomo – rzekł z westchnieniem. – Jeśli pomysł jej się nie spodoba, będziemy musieli z niego zrezygnować. W każdym razie na pewno nie wygada się przed Kate, co planowaliśmy. Nie cierpi jej i bardzo niegrzecznie się do niej odzywa. Częściowo to wina samej Kate – dodał w obronie córki. – Cały czas krytykuje Sophie, najchętniej porównując ją do swoich synów, oczywiście na ich korzyść. – Nagle ożywił się. – O, nasz lunch!

Przy ich stoliku zjawił się kelner z hojnie zastawioną tacą. Clara, która miała szósty, a może nawet siódmy zmysł, gdy chodziło o jedzenie, już pędziła przez rynek. W ślad za nią biegła nowa przyjaciółka.

– Umieram z głodu! – oznajmiła gromko Clara, klapnąwszy na krzesło.

Sophie nic nie powiedziała, lecz chwyciła sztućce z niezwykłym jak na nią wigorem i wbiła je w przyrumienione mięso kurczaka. Na jej bladej twarzyczce pojawiły się zdrowe rumieńce, oczy zaczęły żywiej błyszczeć. Rhys przyglądał się temu, lecz rozsądnie powstrzymał się od wszelkich komentarzy na temat lepszego apetytu córki.

Gdy skończyli jeść, niby od niechcenia opowiedział dziewczynkom, co wymyślili podczas ich nieobecności. Thea słuchała go z prawdziwym podziwem. Przedstawił to w taki sposób, jakby podobne machinacje w celu uniknięcia nielubianych sąsiadów były czymś zupełnie naturalnym. Ba, niemal wskazanym.

– Bomba! – zawyrokowała z podekscytowaniem Clara.

– Tylko pamiętajcie, że to nasza wspólna tajemnica. Nie musicie robić nic specjalnego, by plan się powiódł, już my się tym zajmiemy, ale nie wolno wam nas zdradzić – tłumaczył z powagą Rhys. – Co wy na to? Zgadzacie się?

Clarze aż błysnęły oczy.

– No pewnie!

– A ty, Sophie? Nie masz nic przeciwko temu?

Mała wyraźnie nie była pewna, co myśleć, lecz entuzjazm przyjaciółki przechylił szalę na korzyść pomysłu.

– Nie.

Jak na Sophie, która dotąd w ogóle odmawiała udzielania ojcu jakichkolwiek wiążących odpowiedzi, to było naprawdę coś.

– Ale ciocia powinna być pana narzeczoną, a nie dziewczyną – wtrąciła Clara.

– Nie przesadzajmy – zbeształa ją Thea.

– Tak będzie lepiej. Ta okropna pani może pomyśleć, że wy nie chodzicie ze sobą na poważnie i dalej nie da nam spokoju.

Rhys spojrzał na nią z prawdziwym uznaniem.

– Dobrze mówisz. Nie tak łatwo pozbyć się Kate, musimy ją naprawdę zniechęcić do urządzania nam życia na jej modłę. – Podniósł wzrok na Theę. – Właściwie co to za różnica? I tak udajemy, i tak.

Różnica była taka, że to dodatkowo zachęcało Clarę do swatania ich na siłę, co nieuchronnie musiało prowadzić do kłopotliwych sytuacji. Oczywiście Thea nie zamierzała wyjawiać Rhysowi pomysłu swojej siostrzenicy.

– Cóż, skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B – przyznała z rezygnacją, co wywołało triumfalny uśmiech na twarzy jej siostrzenicy.

Rhys, dla odmiany, zafrasował się.

– Tylko co z pierścionkiem? – mruknął i ku zgrozie Thei pytająco spojrzał na Clarę. Na litość Boską, radził się w takich sprawach dziewięcioletniej dziewczynki?

– Zaręczyliśmy się dziś rano – zmyśliła na poczekaniu, ubiegając odpowiedź siostrzenicy. – Tak się ucieszyłeś na mój widok, że łuski spadły ci z oczu, zrozumiałeś, że nie możesz beze mnie żyć i oświadczyłeś się.

Popatrzył na nią, jakby upadła na głowę.

– O piątej rano?

Chyba faktycznie przesadziła, jaki facet wyrzekałby się wolności tak na wariata? Czy zresztą ona chciałaby usłyszeć oświadczyny, kiedy leciała z nóg po męczącej podróży? Nieumalowana? Nieświeża? W żadnym wypadku.

– W porządku, zaręczyliśmy się rano, gdy byłeś wyspany, wypoczęty i zdążyłeś wszystko przemyśleć i dojść do wniosku, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Zapadła dziwna cisza, w której ostatnie słowa Thei wydawały się rozbrzmiewać w nieskończoność. Pierwszy opamiętał się Rhys.

– W takim razie to jest nasze przyjęcie zaręczynowe – oświadczył.

– Wszystkiego dobrego! – Gara chwyciła szklankę z sokiem i wzniosła toast.

Ciocia łypnęła na nią, Rhys zaśmiał się i trącił się z dziewczynką swoją szklaneczką, więc Thei nie pozostało nic innego, jak zrobić to samo. Po chwili wahania Sophie przyłączyła się do zabawy. Powtórzyła nawet za Clarą życzenia „wszystkiego dobrego”, a kiedy potem uśmiechnęła się, Thea poczuła się tak, jakby udało im się zdobyć Mount Everest. Postęp był zdumiewający!

– Wiesz, Sophie, mogłabyś udawać, że mnie nie lubisz – podsunęła, starając się wciągnąć dziewczynkę do rozmowy z dorosłymi. – Mogłabyś na mój widok robić taką minę, o!

– Zmarszczyła się straszliwie i spojrzała spode łba. Zaskoczona Sophie zachichotała niepewnie.

– A jak nie będę pani lubić, to czy mogę się bawić z Clarą?

– Ale Sophie nie może cię nie lubić, bo jesteś moją ukochaną ciocią. I na pewno chce, żeby jej tata cię lubił – zaoponowała Clara i zaczęła opowiadać, niby to zwracając się do przyjaciółki, lecz naprawdę co i rusz zerkała na Rhysa: – Ciocia Thea jest super! Szkoda, że mój tata nie ożenił się z kimś takim. Moja macocha jest taka nuuuudna… Jak u nich jestem, to nie wolno bałaganić, przymierzać jej ubrań ani pomalować się jej szminką. Z nią nie da się tak fajnie gadać jak z ciocią Theą. No i nie gotuje tak pysznie. Mówi, że jedzenie ma być zdrowe i chude. Bleee… Za to ciocia Thea…

– Dobrze, wystarczy – przerwała jej tę reklamę swojej osoby. Jak ta mała swatka się rozkręci, to za pięć minut zacznie negocjować z Rhysem wysokość posagu ciotki. – Nie zapominaj, że tylko udajemy. Sophie nie musi mnie lubić i chcieć, żeby jej tata mnie lubił.

– Ale ja chcę – powiedziała cichutko i nieśmiało Sophie. Znowu zapadła kłopotliwa cisza, więc Thea przerwała ją czym prędzej:

– Musimy jeszcze ustalić, jak się poznaliśmy, bo oni na pewno o to spytają. Może na przyjęciu?

Rhys z powątpiewaniem pokręcił głową.

– Nie należę do osób udzielających się towarzysko, Lynda zawsze na to ogromnie narzekała. W dodatku od tygodnia w kółko tłumaczę Paineom, że nie mam zwyczaju nigdzie chodzić, bo chcę mieć pretekst, by odrzucać ich zaproszenia. Lepiej niech to będzie randka w ciemno. Dałaś do gazety ogłoszenie matrymonialne, zobaczyłem je i… Thea aż się żachnęła na ten pomysł.

– O, nie, nie chcę wyjść na tak zdesperowaną. Chyba najnaturalniej byłoby nawiązać znajomość dzięki kontaktom zawodowym.

– A czym się zajmujesz?

– Tym i owym – wyznała z westchnieniem. – Jakoś cały czas nie zdołałam zdecydować, kim właściwie chciałabym być… Aktualnie pracuję w agencji Public Relations.

– Twarz jej się rozjaśniła. – Właśnie, twoja firma zgłosiła się do nas, żebyśmy opracowali dla was projekt… projekt… Moglibyście na przykład planować zmianę logo. Przyszedłeś do naszej agencji i ledwie na mnie spojrzałeś, wiedziałeś, że jestem tą jedyną. Czemu masz taką minę?

– spytała nagle.

– Zastanawiam się, jak można zmienić logo skał.

– Co?!

– Jestem geologiem. Zajmuję się skałami, które liczą sobie miliony lat. Nie ma nic ważniejszego od geologii.

Trzy towarzyszące mu kobiety wymieniły wymowne spojrzenia, niezależnie od różnicy wieku rozumiejąc się bez słów.

– Jak to nie ma? A zakupy? – spytała niewinnym tonem Thea.

– A lody? – dodała Clara, by nie zostać w tyle. Rhys dał się nabrać aż miło.

– Jak w ogóle możecie to porównywać? – zakrzyknął z niedowierzaniem. – Wszystko, co was otacza, zostało ukształtowane dzięki procesom geologicznym. Gdyby nie one, życie nie rozwinęłoby się w takiej formie – perorował z zapałem. – Jak możecie zrozumieć świat, który was otacza, jeśli nie macie bladego pojęcia o geologii? Powinni jej uczyć w szkołach. Gdybym był ministrem… – Urwał nagle.

Thea i Clara, chichocząc, udawały, że przysypiają z nudów. Zamykały oczy, podpierały głowy rękami, łokcie ześlizgiwały im się ze stołu.

Rhys nie mógł się nie uśmiechnąć.

– Cóż, widać nie każdego to pasjonuje – przyznał. Thea spoważniała i wróciła do rzeczy.

– Skoro więc miłośnicy skał nie potrzebują usług agencji PR, nie pozostaje nam nic innego, jak jednak poznać się na jakimś przyjęciu. Mój dobry znajomy pracuje w jednej firmie z twoim przyjacielem i tak się złożyło, że któregoś razu znaleźliśmy się na tym samym przyjęciu.

– Zostańmy przy tej wersji, brzmi w miarę prawdopodobnie, a zweryfikować jej nie sposób. Nawet Kate nie ma tyle tupetu, by spytać o nazwiska i adresy.

– Mogę jej za to zrelacjonować, jak zacząłeś mi opowiadać o skałach oraz o procesach geologicznych, które mają decydujący wpływ na moje życie i siła twojej pasji poraziła mnie.

Popatrzył na nią z humorem.

– Ach, więc ty też zakochałaś się we mnie od pierwszego wejrzenia?

Na chwilę odebrało jej mowę.

– Na to wygląda – odparła wreszcie.

Dzwonek budzika wyrwał ją z głębokiego snu. Nie wiedziała, gdzie się znajduje i nie rozumiała, skąd tyle słońca w pokoju, jakby był środek dnia.

Powoli zaczęły napływać do niej obrazy – dłonie zaciśnięte na kierownicy i upiornie kręta droga bez barierek ochronnych, triumfalny uśmiech Clary, która zdołała jej coś udowodnić, Rhys… Rhys!

Thea usiadła gwałtownie. W co ona się znowu wpakowała? Retsina już wyparowała jej z głowy, więc dotarło do niej wreszcie, że bez namysłu zgodziła się przez całe dwa tygodnie udawać narzeczoną zupełnie obcego człowieka, praktycznie skazując siebie i Clarę na jego nieustanne towarzystwo. Co Nell by na to powiedziała?

Pocieszyła ją jedynie myśl, że Rhys – chociaż nie miał za sobą długiej podróży i nieprzespanej nocy – pewnie też uciął sobie drzemkę w czasie sjesty, a gdy się obudził, zastanowił się nad wszystkim na spokojnie i podobnie jak ona ujrzał cały bezsens ich planu.

W pokoju było gorąco i Thei zamarzyła się kąpiel w basenie. Tak, to by ją orzeźwiło. Czuła się nieco skacowana, przesadziła z tą retsiną. Wstała, a ponieważ nie miała siły ubrać się porządnie, wyciągnęła z walizki swój ukochany, stary jak świat sarong i owinęła się nim. Najpierw wyjrzy i dyskretnie sprawdzi, czy ci straszni Paineowie już wrócili. Jeśli nie, pójdzie popływać. Za nic nie chciała, by Kate ujrzała ją po raz pierwszy w stroju kąpielowym, który bezlitośnie odsłaniał jej pulchną figurę.

Zeszła na dół, ostrożnie uchyliła drzwi wejściowe.

– Thea!

Niemal podskoczyła z wrażenia. Rozpaczliwie przytrzymała sarong, by nie rozwiązał się i nie spadł z niej w najmniej stosownym momencie, po czym obróciła się. Ujrzała Rhysa w towarzystwie nieskazitelnie eleganckiej blondynki. Pewnie to ta osławiona Kate. No, to udało jej się wywrzeć dobre pierwsze wrażenie, nie ma co! Nie wystąpiła co prawda w kostiumie kąpielowym, za to pokazała się owinięta jedynie kawałkiem bawełnianej tkaniny, tak spranej, że prawie rozłaziła się w palcach. Na głowie jak zwykle miała siano i pewnie oczy podpuchły jej od spania. Odruchowo przeciągnęła pod nimi palcem i zamarła ze zgrozy, gdy ujrzała na nim ciemne ślady.

W drodze powrotnej ogarnęła ją przemożna senność, więc myślała już tylko o tym, by zwalić się na łóżko i odespać zarwaną noc. Gdy weszła do domu, byle jak wepchnęła zakupy do lodówki, ściągnęła z siebie sukienkę i zapominając o zmyciu makijażu, padła jak długa na łóżko. Z rozmazanym tuszem musiała wyglądać jak panda… Coraz lepiej!

Patrzyła na tamtych dwoje, zastanawiając się, czy po prostu nie wycofać się z powrotem do domu. Rhys i Kate z kolei wyglądali na zaskoczonych jej nagłym pojawieniem się, więc cała trójka przez długą chwilę przyglądała się sobie w milczeniu.

Co się tak dziwią, to ja powinnam się dziwić, pomyślała z lekką irytacją Thea. W końcu to mój taras!

Pierwszy oprzytomniał Rhys.

– Dobrze, że jesteś, kochanie. – Zbliżył się i objął ją z uśmiechem. – Przyszedłem sprawdzić, czy już się obudziłaś. Jak się czujesz?

– Trochę dziwnie, jeśli mam być szczera – wykrztusiła z trudem.

Trochę? Mało powiedziane!

Otaczało ją ramię obcego mężczyzny, podczas gdy ona była prawie naga – dzielił ich tylko jej cieniuteńki sarong, co okazało się niespodziewanie… podniecające. Ale jak Rhys mógł działać na nią w podobny sposób? Przecież spotkała go ledwie kilkanaście godzin wcześniej, właściwie go nie znała. Mimo to żywiła przekonanie, że nie ma nic naturalniejszego niż dotyk Rhysa.

– Właśnie opowiadałem Kate, jak mnie zaskoczyłaś dziś rano swoim przyjazdem. – Leciuteńko uścisnął ramię Thei, na wszelki wypadek przypominając jej o ich umowie.

Jakże mogłaby zapomnieć, skoro przyciskał ją do siebie, jakby faktycznie stanowili parę?

– Wspomniałem ci o rodzinie wynajmującej trzeci domek – ciągnął niewinnym tonem. – Poznaj więc Kate Paine. Spędza tu wakacje ze swoim mężem Nickiem i z dwoma synami.

– Hugonem i Damianem – doprecyzowała Kate.

Wyglądała tak świeżo, jakby ją przed chwilą wyjęto z lodówki. Śnieżnobiała bluzka, nienagannie zaprasowane beżowe spodnie, wypastowane buty, fryzura modna i praktyczna zarazem, jasnoniebieskie oczy, które krytycznie zmierzyły Theę od stóp do głów. Thea nie mogła jej winić za sceptyczną minę, gdyż wiedziała, jak wygląda tuż po wstaniu z łóżka. Nie był to szczególnie piękny widok…

Zdobyła się na blady uśmiech.

– Miło mi – rzekła.

– Kate, pozwól, to moja narzeczona, Thea Martindale.

W głosie Rhysa brzmiała radość, a w jego oczach widniał zachwyt, jakby nie miał przy sobie pulchnego śpiocha z rozmazanym tuszem do rzęs, tylko naprawdę piękną kobietę. Thea nigdy by nie przypuszczała, że z geologów są tacy świetni aktorzy.

– Zostaliśmy zaproszeni na dziś wieczór do naszych sąsiadów – ciągnął, znów ostrzegawczo ściskając jej ramię.

– Och, to bardzo miłe…

Nie zdążyła dodać „ale”, a potem jakiegoś wykrętu, gdyż Kate przerwała jej zdecydowanie:

– Rhys mówi, że to dla was specjalny dzień, lecz my też chcemy uczcić wasze zaręczyny. Nie zatrzymamy was długo, zapraszamy tylko na drinka. Najpierw musisz się odświeżyć, umówmy się więc na szóstą.

Загрузка...