ROZDZIAŁ SIÓDMY

A więc to był mężczyzna jej życia.

Zwyczajnie wyglądający, zaczynający siwieć, z okularami do czytania na nosie, geolog zakochany w skałach.

Nigdy przedtem nie przeżyła podobnego olśnienia i nie czuła podobnej pewności. Ten i żaden inny – to było takie oczywiste!

Jej serce wezbrało zachwytem i niedowierzaniem, sama obecność Rhysa, samo patrzenie na niego stało się źródłem radości. Kocham cię, myślała, i było jej z tym dobrze.

Rozejrzała się dookoła. Ku jej zdumieniu świat niczego nie zauważył i wcale nie zamarł, łódki kołysały się na wodzie, chłopcy dalej dokazywali na deskorolkach, kelner postawił na sąsiednim stoliku karafkę z wodą i zniknął z powrotem w kuchni. Dziewczynki chciwie słuchały słów Rhysa. Nikt się nie zorientował, że jej życie odmieniło się w jednej sekundzie i już nigdy nie będzie takie samo.

– „Czasem czujesz się zniechęcona i nic ci nie pasuje, ale czeka cię długie i szczęśliwe życie”. – Rhys skończył czytać przepowiednię przyszłości dla swej córki i zdjął okulary. – No, czyli wszystko dobrze. A co „Usta Prawdy” powiedziały tobie, Claro? – Wesoło mrugnął ponad stolikiem do Thei, nieświadom, jaki to efekt na niej wywarło.

– „Rzucasz się na oślep w różne przygody, niektóre mogą cię poważnie rozczarować. Masz niespożytą energię, cenisz sobie przyjemności życia”. – Wyraz jej buzi zmienił się, gdy czytała następne zdanie. – „Czasami próbujesz być za sprytna, uważaj, bo możesz przedobrzyć”. Ale głupoty! – wykrzyknęła z oburzeniem, a pozostała trójka wybuchnęła śmiechem.

– Zaczynam wierzyć, że jednak coś w tym jest! – podsumował Rhys.

– Tato, ty też musisz poczytać sobie z ręki! – zażądała Sophie.

Clara poparła ją natychmiast:

– Idź, wujku. Ciociu, ty też.

Ulegli dla świętego spokoju, chociaż czuli się dość głupio, wsuwając dłonie w uchylone kamienne usta. Clara zabrała wydrukowane kartki i wrócili do stolika.

– Ciociu, ja ci przeczytam, dobrze? „Jesteś dobra dla innych, pełna serdeczności i ciepła”. – Z triumfem spojrzała na dorosłych. – Wszystko się zgadza, a wy nie wierzyliście! „Przez długie lata będziesz się cieszyć dobrym zdrowiem. Często szukasz miłości nie tam, gdzie powinnaś”. To o Harrym!

– Kto to jest Harry? – zaciekawiła się Sophie.

– Chłopak cioci Thei. Okropny! – Clara skrzywiła się, jakby zjadła cytrynę. – Bardzo ładnie wygląda i niby mówi miłe rzeczy, tylko że on wcale tak nie myśli!

Rhys zauważył, jak Thea zmieniła się na twarzy, więc powiedział szybko:

– Przeczytaj i moją przepowiednię, bo już schowałem okulary.

To szczęśliwie odwróciło uwagę Clary od Harry’ego.

– Usta Prawdy mówią tak… – zaczęła z namaszczeniem.

– „Jesteś pe… per…” – Odbyła krótką szeptaną konsultację z ciocią i powiedziała powoli: – „Perfekcjonistą. W pracy potrafisz obsesyjnie skupiać się na szczegółach”. Wujku, zgadza się?

– Właściwie tak – przyznał niechętnie.

– Och, słuchajcie! – Clara potoczyła wzrokiem po twarzach otaczających ją osób, by upewnić się, czy aby nie uronią ani jednego słowa. – „Należysz do tych nielicznych szczęściarzy, dla których małżeństwo będzie źródłem nieustającej radości”.

– Teraz więc widzicie, ile warte te wasze Usta Prawdy – skwitował. – Nawet nie wiedzą, że jestem rozwiedziony.

– Ale to pewnie chodzi o drugie małżeństwo – zaoponowała Clara.

– Właśnie – przyświadczyła Sophie. – To o tobie i cioci Thei.

Przez moment panowała cisza.

– Nie bierzemy ślubu z ciocią Theą, Sophie – rzekł Rhys, starannie dobierając słowa. – My przecież tylko udajemy zaręczonych, żebyśmy nie musieli wszyscy ciągle chodzić do Paine’ów.

– Prawda… Cały czas zapominam.

Rhys unikał wzroku Thei.

– Wcale ci się nie dziwię. Ja czasem też o tym zapominam.


– Czy Sophie może zostać na noc? – spytała błagalnie Clara. – To nasza ostatnia szansa! Wujek Rhys mówi, że jutro się nie da, bo skoro wyjeżdżamy tak rano, to wieczorem trzeba będzie się pakować.

Była to też ostatnia szansa Thei porozmawiania z Rhysem. Kiedy dziewczynki pójdą spać, oni zostaną sami i wtedy powie mu o tym momencie, kiedy on włożył okulary, a ona się w nim zakochała. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, lecz taki miała plan, gdyż zachęciła ją tamta chwila w morzu, gdy chciał ją pocałować oraz to, co powiedział Sophie: zdarzało mu się zapomnieć, że tylko udają zaręczonych.

A jeśli zmyślił to na poczekaniu, by Sophie nie poczuła się głupio? Pewność siebie nigdy nie należała do mocnych stron Thei. Przecież właściwie nic nie wskazywało na zaangażowanie ze strony Rhysa. Nie rzucał jej znaczących spojrzeń, nie próbował jej dotknąć niby to przypadkiem…

Przekonawszy ciocię do swego pomysłu, Clara popędziła powiadomić przyjaciółkę. Po kilku minutach zjawiły się obie, a za nimi szedł Rhys z pościelą Sophie. Thea ucałowała dziewczynki na dobranoc.

– Obawiam się, że będą paplać całą noc – mruknął Rhys, gdy niedługo potem zszedł na dół, po zaniesieniu pościeli córki do sypialni Clary. – Dałem im na gadanie pięć minut, a potem surowo kazałem im spać, ale już widzę, jak posłuchają!

Tak bardzo czekała na ten moment, gdy znajdą się sami, a gdy wreszcie nadszedł, czuła przede wszystkim zdenerwowanie.

– Niech robią, co chcą, w końcu wciąż jeszcze są na wakacjach. My też – dodała z pewnym trudem. – Powinniśmy jak najlepiej wykorzystać czas, jaki nam został.

Czyż mogła dać mu lepszą zachętę, by wziął ją w ramiona i zaczął całować, domagając się przy tym, by została z nim do końca życia?

– Chyba masz rację. – Potarł twarz dłońmi, jakby był ogromnie znużony.

– Chodź, napij się czegoś, odpocznij – zaproponowała. – To był męczący dzień.

Gdy znaleźli się na tarasie, podała mu szklankę z zimnym sokiem.

– Dzięki, właśnie tego było mi trzeba…

Usiedli, zapadła cisza. Thea głowiła się, jak mu powiedzieć o swoich uczuciach. Przecież nie nadmieni mimochodem w trakcie rozmowy: „À propos, zakochałam się w tobie”.

– Jesteś dziwnie milcząca – zauważył. – O czym myślisz? O tym, że cię kocham, pragnę i nie wiem, jak mam dalej żyć bez ciebie.

– O naszym wyjeździe. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.

Kolejna szansa dla niego. Wystarczy przecież, by odpowiedział: „To wcale nie musi być koniec”.

– Tak, te dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. – Zdobył się na blady uśmiech. – To były piękne wakacje.

Skoro nie zauważał kolejnych zachęt, Thea musiała zdobyć się na odwagę i sama coś zaproponować. Zacznie od tego, że ma mu coś ważnego do powiedzenia. Wzięła głęboki oddech. Trzy, czte… ry! Teraz!

Rhys dziwnie głośno odstawił szklankę i wstał, akurat wtedy, gdy Thea otworzyła usta.

– Lepiej już pójdę – rzekł z nietypowym dla siebie zakłopotaniem.

Wpatrywała się w niego, kompletnie zbita z tropu. Nie mógł iść! Nie w takim momencie!

– Jak to? – wykrztusiła.

– Nie obawiaj się, to nie ma nic wspólnego z tobą. Nie, to znaczy ma, ale… – Urwał, zaklął, wykonał nerwowy gest.

Nigdy go nie widziała w podobnym stanie i to jej pomogło wziąć się w garść.

– Usiądź, dobrze? – poprosiła opanowanym głosem. Przez chwilę stał bez ruchu, po czym gwałtownie usiadł.

– A teraz powiedz mi, o co chodzi.

– O to, co powiedziałaś – wyjaśnił po dobrej minucie czy dwóch. – O wykorzystanie czasu, jaki nam został. Dzisiaj w morzu bardzo chciałem cię pocałować.

– Czemu tego nie zrobiłeś? – szepnęła.

– Ponieważ pojutrze każde z nas wraca do zwykłego życia i wszystko będzie wyglądać inaczej.

– To znaczy jak? – spytała, chociaż odgadła, co usłyszy.

– Taki wyjazd to jakby czas wyjęty z rzeczywistości. Przeżycia stają się intensywniejsze. Teraz jest cudowna noc, ciepło, gwiazdy, miły powiew, zapach kwiatów… Ale w pewnym sensie to nie jest rzeczywiste. Gdy wrócimy do Londynu, te wakacje wydadzą nam się pięknym, krótkim snem.

– Wiem – rzekła ze smutkiem.

– Wybacz, nie chciałem cię zmartwić! Jesteś taka cudowna, a ja… – Zgnębiony, ukrył twarz w dłoniach. – Pamiętam też o Harrym, pewnie nie możesz doczekać się powrotu i spotkania z nim.

Chciała mu powiedzieć, że ona sama o Harrym już nie pamięta, lecz Rhys ciągnął dalej:

– W dodatku wróciłem do Anglii dla Sophie. Zaniedbywałem ją przez lata, teraz chcę być dobrym ojcem i oddać jej do dyspozycji cały mój wolny czas.

Wszystko stało się jasne. W jego życiu nie było miejsca dla niej. Nawet jeśli jej pragnął, co jego słowa zdawały się sugerować, to nie zamierzał się w nic angażować. W imię ważniejszych spraw.

Serce ścisnęło jej się boleśnie, a jedyną pociechą stała się myśl, że na szczęście nie zdążyła przyznać się do swoich uczuć. Niestety, nieodwzajemnionych.

Ale przecież przynajmniej chciał ją pocałować. Musiała zrezygnować z marzeń o wspólnej przyszłości, ale czy musiała wyrzekać się nawet kilku pięknych momentów, gdy znajdowali się sami na tarasie, otuleni przyjazną ciemnością? Mogła przeżyć kilka niezapomnianych chwil, a reszta… Cóż, wzorem Scarlett O’Hary pomyśli o tym jutro.

– Tak, zgadzam się, że wakacje to czas poza rzeczywistością, która wygląda zupełnie inaczej… – zaczęła ostrożnie. – Ale dzisiaj w morzu ja też chciałam cię pocałować.

Gwałtownie uniósł głowę.

– Słucham?!

– To nasz ostatni wspólny wieczór. Nie marnujmy go, skoro mieliśmy ochotę na to samo… – Wstała. – To oczywiście nie będzie niczego oznaczać…

– Co to więc będzie? – spytał, nie odrywając wzroku od jej twarzy.

– Miłe zakończenie wakacji. Kilka chwil tylko dla nas dwojga.

Podeszła do niego.

Rhys ujął ją za rękę i pociągnął łagodnie, by Thea usiadła mu na kolanach.

– Jesteś pewna?

Pochyliła się i dotknęła wargami tego miejsca pod jego uchem, gdzie pulsowała mała żyłka. Marzyła o tym od wielu dni.

– Jestem pewna – szepnęła, całując szyję Rhysa. Otoczyła go ramionami i nie zamierzała go z nich wypuszczać. – Zupełnie pewna. – Przesuwała ustami wzdłuż jego policzka, gładziła dłońmi umięśnione barki.

Obrócił nieco głowę, by ich usta spotkały się. Pocałowali się chciwie, z całą tłumioną od jakiegoś czasu pasją. Po raz pierwszy nie robili tego ze względu na Kate, tylko dla samych siebie i zapamiętali się w tym zupełnie. Obsypywali pocałunkami swoje twarze, w gorączkowym zachwycie dotykali swoich włosów, ramion, pleców, dłoń Rhysa wsunęła się pod sukienkę Thei, zaczęła pieścić jej udo, przesunęła się wyżej.

Przywarła do niego mocniej, starając się nie myśleć o tym, że ten pierwszy raz jest zarazem ostatnim i że to musi się skończyć. Nie, nie może, ona nie pozwoli.

A jednak koniec nastąpił szybciej, niż się spodziewała.

Rhys rozpinał suwak sukienki, jego wargi przesuwały się w gorącej pieszczocie po obojczyku Thei i… i nagle zamarł.

– Dziewczynki!

Co? Jakie dziewczynki? Pocałowała go, spragniona dalszego ciągu.

– Musimy przestać, póki jeszcze mogę – rzekł z trudem. Nie! Wszystko w niej zaprotestowało gwałtownie. Nie przestaną, pójdą na górę, gdzie czeka jej wygodne białe łóżko i będą się poznawać do końca.

Nagle poczuła się tak, jakby rzeczywistość przedarła się przez spowijający ją opar pożądania. Prawda, dziewczynki! Clara i Sophie pewnie wciąż jeszcze gadały w sypialni, więc nie było mowy o żadnym zbliżeniu… Nie będzie kochać się z Rhysem nawet ten jeden jedyny raz.

Wyprostowała się powoli.

– Masz rację, trzeba przestać. – Jakimś cudem zdołała się zdobyć na coś w rodzaju uśmiechu. – Ale było miło.

– Bardzo miło – szepnął.

Zebrała wszystkie siły, by podnieść się z jego kolan i odsunąć się. Poprawiła sukienkę i podeszła do balustrady, oplecionej pachnącym kapryfolium. Gdy tak stała, obrócona plecami do Rhysa, usłyszała skrzypnięcie krzesła, potem ciche kroki, na koniec poczuła mocne, ciepłe dłonie na swoich ramionach. Zamknęła oczy.

– Jesteś naprawdę wyjątkowa. Mam nadzieję, że Harry będzie na ciebie czekał na lotnisku.

Nie dbała o Harry’ego, zależało jej jedynie na Rhysie, lecz nie mogła mu już o tym powiedzieć. Obiecała przecież, że tych kilka miłych chwil nie będzie niczego oznaczało. Nie mogła zmieniać reguł gry.

– Jutro nasz ostatni dzień – rzekł cicho, opuszczając ręce i cofając się o krok. – Wykorzystajmy go jak najlepiej.


Starali się przyjemnie spędzić ostatni dzień, lecz nic z tego nie wyszło. Dziewczynki były ponure, Sophie oznajmiła, że nigdzie nie wraca, bo nie chce iść do szkoły. Thea próbowała ją pocieszać, ale szybko przestała, ponieważ sama czuła się podle. Nie wiedziała, jak rozmawiać z Rhysem, bo chociaż żadne nie zająknęło się ani słowem na temat poprzedniego wieczoru, to żywe wspomnienie dzielonych pieszczot praktycznie uniemożliwiało normalną rozmowę. W rezultacie nie odzywali się do siebie przez sporą część dnia i każde znalazło sobie jakiś pretekst, by mieć się czym zająć. Rhys sprawdzał stan samochodu, a Thea zbierała porozrzucane po całym domku rzeczy siostrzenicy.

Właściwie sama była sobie winna. Gdyby nie zaproponowała mu pocałunku, ten dzień wyglądałby zupełnie inaczej., Owszem, nie byłby najweselszy, ale przynajmniej spędziliby go razem – jak przyjaciele.

Niemal z ulgą poszła na pożegnalnego drinka do Paine’ów. Dziewczynki, pouczone, że mają się grzecznie zachowywać, wlokły się za nimi noga za nogą.

– Mogłybyśmy się bawić w basenie… – mruknęła jedna.

– … zamiast siedzieć przy głupim stole – dokończyła druga.

– Po wizycie możecie iść popływać ostatni raz, ale teraz zrobicie to, co wam każę, inaczej nie będzie żadnego pływania – uciął dziwnie ostro Rhys, a dziewczynki wymieniły wymowne spojrzenia.

Ostatecznie nie musiały siedzieć przy stole, gdyż Kate nie miała ochoty na towarzystwo dzieci i kazała całej czwórce iść do domu i pograć w coś.

– Tylko nie wolno wam się pobrudzić – przykazała synom, wysłała Nicka po wino, a potem obróciła się ku gościom. – To teraz możemy usiąść i miło spędzić razem ten ostatni wieczór. Bardzo udane wakacje, nie sądzicie?

– Cudowne – przytaknęła z całym przekonaniem Thea, zerkając przy tym na swego towarzysza. Milczał z zaciętym wyrazem twarzy i nie wyglądał na zachwyconego udanymi wakacjami. – Żadne z nas nie chce wracać do domu.

– A ja zawsze wracam bardzo chętnie – stwierdziła dziarskim tonem Kate. – Trzy tygodnie na naładowanie akumulatorów to wystarczająco dużo. Tyle spraw musiało nazbierać się w biurze podczas mojej nieobecności! Trochę czasu minie, nim uporam się ze wszystkimi zaległościami. Czasem aż się zastanawiam, czy w ogóle warto wyjeżdżać.

Jasne, załatwianie korespondencji na bieżąco jest ważniejsze od spędzenia trzech tygodni z dziećmi, pomyślała nieco uszczypliwie Thea.

Wrócił Nick, nalał wszystkim wina, tymczasem Kate rozwodziła się nad tym, jak to w firmie nie dano by sobie rady, gdyby nie ona. Thea słuchała jej jednym uchem, myśląc o uśmiechu, z jakim Rhys poprzedniego wieczoru posadził ją sobie na kolanach…

– Nie masz jeszcze pierścionka – zauważyła nieoczekiwanie Kate, wskazując dłoń Thei. – Przecież mieliście całe dwa tygodnie na kupienie go. Nie ma co odwlekać takich rzeczy, przecież ślub jest całkiem niedługo, i tak będziecie mieli mnóstwo spraw do zorganizowania!

Thea musiała błyskawicznie coś wymyślić, ponieważ nie było co liczyć na pomoc Rhysa w jego obecnym stanie.

– W Londynie będzie większy wybór – odparła przytomnie.

– Trudno z tym dyskutować, fakt. Rozumiem, że wybierzesz brylant? – Z upodobaniem spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy, bardzo masywny, wysadzany kilkunastoma małymi i dużymi kamieniami.

– Nie – odezwał się nagłe Rhys. – Są zimne i nie pasują do Thei. – Sięgnął po jej dłoń, zaczął jej się przyglądać, próbując sobie wyobrazić ją z pierścionkiem. – To musi być coś innego, cieplejszego. Może szafiry?

– Uwielbiam szafiry – wyznała, skrycie napawając się jego dotykiem.

Na twarzy Kate pojawił się wyraz dezaprobaty.

– Cóż, skoro je lubisz… Nick, zobacz, co z dziećmi, za bardzo hałasują – rozkazała, a potem wróciła do przerwanego wątku: – Szczerze powiedziawszy, szafiry wydają mi się dość… – zawahała się, wyraźnie szukając alternatywy dla słowa „pospolite” -… zwyczajne, podczas gdy brylanty to ponadczasowa elegancja.

Thea próbowała obrócić całą sprawę w żart:

– Wszystko więc się zgadza, bo ja jestem zwyczajną osobą.

– Nie, nie jesteś – warknął Rhys. – Szafiry też nie są. Są piękne i pełne ciepła. – Spojrzał wyzywająco na Kate. – Tak jak Thea.

Kiedy wreszcie zdołali wyrwać się od Paine’ów i dziewczynki poszły popływać, a oni usiedli nad basenem, Rhys skomentował ponuro:

– Jedna pozytywna strona wyjazdu to ta, że nie trzeba będzie więcej widywać tej koszmarnej kobiety. Nie mam pojęcia, jak Nick z nią wytrzymuje.

– Ja z kolei nie wiem, jak da się wytrzymać z nim. – Thea ucieszyła się, że wreszcie mają jakiś powód do rozmowy, choćby to była wspólna niechęć do Paine’ów. – Aha, na twoim miejscu nie liczyłabym na to, że tak łatwo się od niej uwolnisz. Przecież zaprosiła nas na oglądanie zdjęć z wakacji.

– A ty jeszcze przyklasnęłaś temu pomysłowi – wytknął ponuro.

– A co miałam zrobić? Powiedzieć, że nie przyjdziemy, bo nie zamierzamy się widywać?

Zerknął na nią, lecz szybko odwrócił wzrok.

– Nie, faktycznie nie dało się inaczej.

– Ona należy do osób traktujących podobne zaproszenia poważnie – ostrzegła. – Weźmie od Lyndy twój numer telefonu, skontaktuje się z tobą i przypomni o tej wizycie. Musisz mieć przygotowaną jakąś wymówkę.

Wpatrywał się w ciemność.

– Powiem, że się rozstaliśmy – rzekł głucho.

– Spyta o powód.

– Okropnie chrapiesz.

Thea aż zaśmiała się z ulgą, uradowana pierwszym tego dnia przebłyskiem humoru Rhysa.

– Ani mi się waż!

– Nie obawiaj się, powiem prawdę. Nie, nie tę o udawaniu. Tę o Harrym. Kiedy się spotkaliśmy, właśnie zerwaliście, lecz gdy wróciłaś z wakacji, czekał na ciebie i zrozumiałaś, że to jednak on. Swoją drogą, chciałbym, żeby rzeczywiście czekał i okazał ci uczucie, na jakie zasługujesz. A zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

Thea zirytowała się. Czemu on z takim uporem wpychał ją w ramiona Harry’ego? Czy to nie był typowo męski lęk przed odpowiedzialnością? „Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie” znaczyło po prostu: „Nie zamierzam się z tobą wiązać”.

Milczała, zła na niego i zadowolona z tego gniewu. Starała się go nawet w sobie podsycać, bo to dawało jej nadzieję na nieco łatwiejsze rozstanie. W dodatku każda emocja była lepsza od uczucia dojmującej pustki, jakie ją przeszywało, gdy tylko pomyślała o życiu bez Rhysa.

– Przynajmniej nie trzeba będzie już niczego udawać – zauważył po jakimś czasie.

Niech mówi za siebie! Ona będzie musiała odtąd udawać przez cały czas, maskować pogodą i uśmiechem złamane serce.

– To prawda… Ale i tak nie żałuję tej drobnej maskarady, bo będzie co wspominać – odparła z wymuszoną wesołością. – W końcu nie na każdych wakacjach człowiek się zaręcza.

– Ale nie dostałaś pierścionka z szafirem – zażartował blado.

Zdobyła się na uśmiech.

– Może Harry temu zaradzi, kto wie?

Akurat! Nawet gdyby Harry chciał się oświadczyć, z całą pewnością kupiłby pierścionek z brylantem. Nigdy by nie pomyślał o wybraniu kamienia, który kojarzyłby mu się z nią.

Znowu zapadła długa cisza. Tym razem przerwała ją Thea:

– Dziewczynki będą za sobą tęsknić.

– Na pewno da się zorganizować jakieś spotkanie w Londynie, w końcu nie mieszkają tak daleko od siebie.

Da się zorganizować spotkanie… To znaczy on albo Lynda skontaktują się z Nell. Thea nie będzie do tego potrzebna. Co prawda mogłaby spróbować… Nie, nie będzie się napraszać. Miała serdecznie dość zakochiwania się bez wzajemności. Tym razem jednak nie będzie rozpaczać, tylko pozbiera się, wyjdzie do świata i wreszcie spotka mężczyznę, który zaakceptuje ją taką, jaka jest. I wreszcie będzie szczęśliwa.

Oczywiście o ile uda jej się wyrzec pragnienia, by owym mężczyzną był Rhys.

Загрузка...