– Czemu nie wymówiłeś się jakoś od tej wizyty? – spytała Thea, gdy tamta oddalała się, donośnie stukając obcasami.
Rhys poczekał, aż Kate zniknie im z oczu, i dopiero wtedy puścił Theę. Dziwne. Przez cały czas, gdy ją obejmował, chciała, by się odsunął, a gdy to wreszcie zrobił, poczuła rozczarowanie.
– Od czasu do czasu jakieś zaproszenie musimy przyjąć, od oficjalnego powitania ciebie i tak się nie wywiniemy, więc lepiej miejmy to z głowy – wyjaśnił. – Zobaczyłem z tarasu, jak Kate pruje do twojego domu jak po sznurku, więc pospieszyłem z odsieczą, bo nie chciałem, żeby cię kompletnie zaskoczyła. Zdążyłem jej opowiedzieć wzruszającą historię naszych zaręczyn, zaraz potem wyjrzałaś. W sumie dobrze wyszło.
– No, świetnie – skwitowała z ironią i wskazała na swój sarong. – Strój w sam raz do zawierania znajomości.
– Nie rozumiem. Bardzo ładnie wyglądasz. Zarumieniła się.
– Nie musisz udawać, Paineów tu nie ma.
– Kiedy ja mówię szczerze.
I znowu nastąpił jeden z tych momentów, gdy zapadła między nimi kłopotliwa cisza. Thea próbowała odwrócić wzrok od twarzy Rhysa, lecz pierwszy raz w życiu nie mogła zmusić oczu do posłuszeństwa. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka.
– No tak, przecież spędziłeś parę lat na pustyni, pozbawiony towarzystwa kobiet. To wiele wyjaśnia.
Roześmiał się, a Thea nieoczekiwanie pożałowała, że nie był dalej taki antypatyczny jak rano. Wtedy jego obecność stwarzałaby o wiele mniejsze problemy…
– Cóż – rzekła dziarskim tonem. – Chwilowo i tak jesteś na mnie skazany, bo Kate chyba uwierzyła w naszą bajeczkę.
– Na to wygląda. Aha, i nie myśl, że zupełnie nie zadbałem o nasze interesy. Tak naprawdę przyszła z zaproszeniem na kolację, lecz delikatnie napomknąłem o naszych nieco innych planach na wieczór. Na szczęście zrozumiała, że nie wytrzymamy długo bez rzucenia się na siebie i zdarcia z siebie ubrań, więc ustąpiła. Ale i tak zdąży nas nieźle wymaglować.
Thea wolała czym prędzej zapomnieć o opcji rzucania się na siebie i zdzierania ubrań. Spojrzała na zegarek.
– Och, szósta jest już niedługo! Chciałam popływać i ochłodzić się, ale teraz nie zdążę, szkoda. Przy okazji zamierzałam sprawdzić, co robi Clara, miała bawić się przy basenie. Widziałeś ją może?
– Tak, cały czas miałem oko na dziewczynki. Pod wpływem twojej siostrzenicy mali Paineowie w ciągu pięciu minut zmienili się z doskonale ułożonych chłopców w dwóch urwisów, którzy latają dookoła basenu, wskakują, wyskakują, wskakują z powrotem, wrzeszcząc jak opętani. Kate jest zdegustowana takim zdziczeniem.
– Czy mam porozmawiać z Clarą?
– Nie, nie rób tego. Ci troje boczyli się na siebie przez cały tydzień, a teraz wreszcie zaczęli się ze sobą bawić. Nauki Kate zdecydowanie przegrywają z pomysłami Clary. I niech tak zostanie.
Roześmiała się.
– Masz rację. W takim razie idę wziąć prysznic, a potem zejdę nad basem i sprawdzę, jak dzieciaki sobie radzą.
– Zatem spotkamy się tam i razem pójdziemy do Paine’ów. Skinął jej dłonią i zbiegł po schodach, zaś Thea została z poczuciem dziwnego rozczarowania. Nawet jej nie pocałował na pożegnanie… Chwileczkę, co też ona myśli? Czy nie za bardzo wczuła się w rolę? Przecież miała złamane serce z powodu Harry'ego, który ciągle nie potrafił wybrać między nią a Isabelle.
Pospiesznie zawróciła do domku, mając nadzieję, że zimny prysznic uleczy ją z niestosownych zachcianek. W łazience rzuciła okiem w lustro i zmartwiała. Wyglądała jak z horroru! Czarne obwódki wokół oczu, każdy włos w inną stronę. Nic dziwnego, że nie wywarła na Kate dobrego wrażenia.
Wskoczyła pod prysznic, umyła głowę, nie żałowała odżywki, a potem kremu, który pomagał opanować niesforne loki, wreszcie wysuszyła włosy suszarką, zamiast jak zwykle dać im wyschnąć na powietrzu. Hm, wyszło nie aż tak źle. Oczywiście nie udało jej się osiągnąć modnego efektu gładziuteńkiej, spływającej lśniącą kaskadą fryzury, lecz chmura miękkich loczków mimo wszystko prezentowała się lepiej niż ta nieszczęsna kopa siana, z jaką pokazała się Rhysowi i Kate.
Zadowolona, że nie ma pod ręką Clary, która niechybnie zadawałaby jej kłopotliwe pytania, starannie umalowała oczy, a potem włożyła ulubioną wiśniową sukienkę. Nie była już najnowsza, lecz Thea nadal bardzo chętnie ją nosiła, gdyż znakomicie tuszowała mankamenty jej pulchnej figury, głęboko wyciętym dekoltem podkreślając pełny biust i odwracając uwagę od bioder i ud. W dodatku uszyto ją z mięciutkiego materiału, wyjątkowo miłego w dotyku. Rozkloszowana spódnica pięknie wirowała wokół nóg i w sumie Thea wyglądała w tej sukience naprawdę seksownie.
To cudo miało jedną wadę – gniotło się bardzo. Na wakacje Thea mogła zabrać suszarkę, ale żelazka nigdy. I za nic nie pożyczy go od Kate, która z pewnością miała je ze sobą, sądząc po stanie jej ubrań. Cóż, trzeba iść tak. Za jakiś czas zacznie robić się ciemno i zagnieceń nie będzie widać.
Zerknęła na zegarek. Szósta!
– Zaraz będę gotowa… – wymamrotała, przerzucając zawartość kosmetyczki. – Szminka… szminka… No, gdzie jesteś? A, tu! Dobrze… Teraz sandały… kolczyki… Właśnie, kolczyki! Boże, gdzie ja je położyłam?
Półprzytomnie rozejrzała się dookoła. Gdyby przed wyjazdem do miasta nie wyrzuciła wszystkiego z walizki w poszukiwaniu czegoś stosowniejszego niż szorty, teraz byłoby jej łatwiej coś znaleźć. Gorączkowo wysypała zawartość kosmetyczki na łóżko. Naraz przyłapała się na tym, że serce jej wali, brak jej tchu i jest podekscytowana jak przed randką.
– Hej, opanuj się, dziewczyno – przykazała sobie i wzięła kilka głębokich oddechów. W końcu czekała ją tylko krótka wizyta u nielubianych sąsiadów.
I kolacja z Rhysem, podpowiedział usłużnie jakiś głos w jej głowie.
Tak, to też, lecz głównie chodziło o wywarcie dobrego wrażenia na Kate, bo ta inaczej zacznie powątpiewać, czy Rhys naprawdę mógł zakochać się w takim czupiradle. Thea starała się więc ładnie wyglądać dla dobra sprawy.
Akurat, powiedział głos.
Nie należała do osób pewnych siebie, więc zawahała się. Może faktycznie przesadziła? Krytycznie obejrzała się w lustrze. Trudno, nie może się już przebrać w coś bardziej codziennego, bo i tak jest spóźniona. Zresztą sukienka i makijaż to normalna rzecz, nie paradowała przecież w kreacji wieczorowej i z diademem na głowie.
– Weź się w garść – powiedziała surowo do swojego odbicia i wtedy ujrzała leżące na półeczce pod lustrem kolczyki. Wpięła je w uszy i wyszła.
Już z daleka słyszała piski i śmiechy, co chwilę rozlegał się donośny plusk. Dzieciarnia szalała w najlepsze, i to od kilku godzin. Czy nie byli już zmęczeni? Może powinni wyjść z wody?
Nad basenem stała Kate, ze wściekłym wyrazem twarzy patrząc, jak na przeciwległym brzegu jeden z jej synów bierze rozbieg i po chwili wpada do wody jak bomba.
– Hugo! Damian! Ile razy mam powtarzać? Natychmiast do domu!
Z basenu rozległo się błagalne:
– Maamooo…
Biedni malcy, pomyślała ze współczuciem Thea. Mają wakacje i basen do dyspozycji i nawet nie mogą poużywać.
W rodzinie Paine’ów musiały panować surowe zasady, gdyż Kate wyglądała na głęboko zdumioną nieposłuszeństwem synów. Może po raz pierwszy w życiu nie wypełnili jej polecenia natychmiast?
– Już po szóstej – przypomniała, nie podnosząc głosu, gdyż oczywiście była idealną matką, która nigdy nie traci panowania nad sobą. – Pora na waszą wieczorną kąpiel.
– Ale my się tak fajnie bawimy – zaprotestował któryś z chłopców.
– Dziewczynki też wychodzą, więc zabawa i tak się skończy. – Kate naraz spostrzegła Theę i obróciła się do niej. – O, dobrze, że jesteś. Clara też już powinna wyjść z basenu.
Ponieważ Kate stała teraz plecami do dzieci, dziewczynka skorzystała z tego i dała cioci znak, gwałtownie machając rękami i kręcąc głową.
– Czemu mam jej przerywać, skoro się dobrze bawi? – spytała Thea.
– Bo na pewno jest zmęczona.
– Ale nie musi wstawać rano, są wakacje, więc wszystko odeśpi.
Clara uniosła oba kciuki do góry.
– Nie wiem, czy to mądre podejście – skwitowała sceptycznie Kate. – Gdyby była twoją córką, a nie siostrzenicą, nie traktowałabyś jej tak pobłażliwie. Rodzice doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dziecko potrzebuje mieć jasno wytyczone granice.
– Może w domu, lecz wakacje są właśnie po to, żeby trochę odpocząć od dyscypliny. Tak jest dla dzieci zdrowiej – dodała Thea tonem bardzo rozsądnej osoby. Kate odwróciła się do niej plecami.
– W każdym razie pozostała trójka w tej chwili wychodzi z wody – zażądała z rozdrażnieniem. – Sophie, ciebie to też dotyczy. Twój tata na pewno uważa, że masz już dosyć.
– Dosyć czego?
Thei aż serce podskoczyło do gardła na dźwięk tego głosu. Obejrzała się.
Rhys przebrał się w jasną koszulę z krótkim rękawem i szorty, wyglądał bardzo… zwyczajnie. Nie miał jak Harry włosów godnych cherubina, wielkich szafirowych oczu i cudownych rysów. Normalny mężczyzna – silny, opalony, spokojny, pewny siebie. Czemu więc wszystko w niej tak silnie reagowało na jego obecność? I czemu miała wrażenie, jakby znała go od zawsze, chociaż spotkali się ledwie kilkanaście godzin wcześniej?
I czemu odbierało jej mowę, gdy uśmiechał się do niej w taki sposób?
– Cudownie wyglądasz – powiedział, zupełnie ignorując Kate, po czym objął Theę i nim zdołała się zorientować, co się dzieje, pocałował ją.
Nie był to namiętny pocałunek, lecz czuły i krótki całus na powitanie, lecz wystarczył, by ziemia umknęła jej spod nóg. Dobrze, że otaczało ją mocne ramię Rhysa…
To wszystko trwało przez moment. Kiedy uniósł głowę, ich spojrzenia spotkały się, a wtedy Thea ujrzała, że nie tylko ona była w szoku. Rhys chyba zadziałał zupełnie bez zastanowienia, ponieważ miał minę, jakby nie rozumiał, co się stało.
Kate ze zniecierpliwieniem stukała pantoflem o kamienne płyty.
– Cała czwórka powinna wyjść wreszcie z basenu i szykować się do spania – oznajmiła sucho. – Chłopcy za bardzo się rozszaleli, po kąpieli będą musieli posiedzieć spokojnie i trochę poczytać, bo inaczej będą mieli kłopoty z zaśnięciem.
– Nie wydaje mi się, żeby mieli teraz ochotę na lekturę – zauważył Rhys.
Kate żachnęła się.
– To wszystko przez tę głupią zabawę!
– Zabawy rzadko bywają mądre. To zresztą duża część ich uroku, nie sądzisz?
– Sophie zazwyczaj nie chlapie się o tej porze w basenie, prawda? – zareplikowała.
– Tato, ja nie chcę iść już spać – odezwała się błagalnie Sophie. – Ciocia Clary pozwoliła jej jeszcze zostać.
– Zostanie więc sama, bo Hugo i Damian wychodzą – wtrąciła Kate.
Rozległ się przeciągły jęk chłopców. Rhys puścił Theę, podszedł szybko do brzegu basenu, przykucnął.
– Idziemy z wizytą, wy przez ten czas możecie się jeszcze pobawić. Ale umawiamy się, że potem bez żadnych dyskusji pomaszerujecie do łóżek, gdy tylko powiem.
– Dziękuję, tato!
– Clara, ciebie to też dotyczy.
– Dobrze. – By uczcić zwycięstwo nad Kate, dziewczynka wykonała swój popisowy numer, mianowicie stanęła na rękach na dnie basenu. Gdy znów się wynurzyła, zawołała:
– Dzięki, ciociu! Dzięki, wujku Rhys!
Thea ledwie zwróciła uwagę na to, jak szybko jej siostrzenica przyjęła obcego człowieka do rodziny, gdyż ciągle miała nogi jak z waty i potrafiła myśleć tylko o tym pocałunku.
Kate nie kryła dezaprobaty. Gdy Rhys wyprostował się i wrócił do nich, rzekła, zniżając głos, by dzieci nie dosłyszały:
– Nie wiem, czy słusznie postępujesz. Zdaniem Lyndy Sophie potrzebuje dyscypliny, inaczej robi się trudna.
– Znam poglądy Lyndy w kwestii dyscypliny, lecz przez tych parę tygodni ja jestem odpowiedzialny za Sophie i jej dobro. Po raz pierwszy od przyjazdu świetnie się bawi i nie zamierzam tego psuć niepotrzebnymi scysjami – uciął zdecydowanie Rhys. – Czy mi się zdawało, czy ktoś coś mówił o drinkach?
W tonie jego głosu było coś takiego, że Kate, choć niechętnie, ustąpiła.
– Zapraszam. Nick już czeka.
Mąż Kate, zażywny i rumiany, stał na werandzie u szczytu schodów.
– Chodźcie, chodźcie! – wołał z przesadną jowialnością, a potem zaczął wylewnie ściskać dłoń Thei. – Jestem Nick. Nick Paine.
– Thea Martindale.
– Ale już niedługo, co? – Zarechotał.
Thea zrozumiała, że ta część wieczoru zapowiada się koszmarnie. Zawsze irytowali ją wesołkowie, którzy śmiali się z własnych dowcipów. I mężczyźni, którzy przy powitaniu miętosili jej rękę w swojej wilgotnej łapie, w dodatku starając się nie wypuścić jej tak długo, jak tylko się dało.
– Skryty człowiek z tego Rhysa – ciągnął, z upodobaniem gapiąc się w dekolt Thei. – Pary z gęby nie puścił na twój temat, a tu nagle, proszę, żeni się!
Uwolniła się wreszcie z jego uścisku i stanęła u boku Rhysa. Kiedy wziął ją za rękę, poczuła ulgę, gdyż jego dłoń była mocna, a spokojny i pewny dotyk budził zaufanie.
– Musimy to oblać! – dokończył Nick.
Kate skrzywiła się nieznacznie, gdyż wybór, jakiego dokonał Rhys, nie przypadł jej do gustu. Owszem, bardzo chciała ujrzeć go na ślubnym kobiercu, gdyż lubiła widzieć wokół siebie wyłącznie pary, lecz zamierzała wyswatać go sama – z kimś, kto odpowiadałby jej wyobrażeniom.
– Przynieś wino – rzuciła, a jej mąż migiem pobiegł spełnić polecenie.
Thea usiadła razem z Rhysem na drewnianej ławie, zastanawiając się, czy Lynda jest podobna do swojej przyjaciółki. Jakoś nie wyobrażała sobie, by Rhys dobrze znosił takie wywarkiwane rozkazy.
– Wasze zdrowie – rzekła uprzejmie Kate, gdy kieliszki zostały już napełnione i wszyscy wznieśli toast. – A teraz opowiedzcie nam, jak się spotkaliście. Długo się znacie?
Zaczynało się więc przesłuchanie…
– Nie, niedługo – odparł Rhys, a Thea pokrótce zrelacjonowała wymyśloną przez nich historyjkę o tym, jak dzięki wspólnym znajomym znaleźli się na tym samym przyjęciu.
Kate ściągnęła brwi, zastanawiając się nad czymś wnikliwie.
– Lynda mówiła mi, że po tylu latach spędzonych za granicą nie masz w Londynie żadnych przyjaciół. Martwiła się tym zresztą po twoim powrocie.
– Niepotrzebnie, jak widać. Parę osób jeszcze mnie pamięta. Gdyby nie oni, nie miałbym teraz Thei.
Położył rękę na oparciu ławki i zaczął pieszczotliwie gładzić kciukiem kark swej towarzyszki, która poczuła, że lada moment straci wątek rozmowy.
– Jednak takie szybkie zaręczyny to trochę dziwne – Kate nie kryła dezaprobaty. – Przecież ledwo się poznaliście.
– To nie ma znaczenia. Gdy tylko ujrzałem Theę, zrozumiałem, że chcę z nią spędzić resztę życia.
Zabrzmiało to całkiem przekonująco, w dodatku Rhys zabrał ramię z oparcia, sięgnął po dłoń rzekomej narzeczonej, podniósł do ust i pocałował.
– Nie trzeba wiele czasu, by się zakochać, chyba się z tym zgodzisz, kochanie?
Potrząsnęła głową i ledwie zdołała z siebie wydusić cichutkie:
– Mhm…
– Powiedziałeś już Lyndzie? – spytała niezbyt taktownie Kate.
– Na razie nie miałem kiedy. Zaręczyliśmy się dziś rano. To była spontaniczna decyzja. Ale z całą pewnością słuszna.
Kate zmierzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, a Thea odgadła, że muszą uczynić tę mistyfikację bardziej przekonującą.
– Ślub weźmiemy w Boże Narodzenie – zmyśliła na poczekaniu.
– To raptem za cztery miesiące!
– Owszem, ale zawsze o tym marzyłam – przekonywała Thea, chociaż w rzeczywistości nigdy przedtem nie zastanawiała się nad tym. – Mamy sporo czasu na przygotowanie wszystkiego, nie planujemy żadnych ekstrawagancji. Prawda, kochanie? – Przytuliła się do Rhysa i zajrzała mu głęboko w oczy. – Zaprosimy tylko rodziny i najbliższych przyjaciół, a Sophie i Clara wystąpią jako druhny. Będzie cudownie…
Przybrała rozmarzony wyraz twarzy i chciała jeszcze westchnąć, lecz obawiała się przesadzić.
– Jesteś pewien, że wiesz, co robisz, chłopie? – Nick znacząco trącił łokciem Rhysa, który przez to omal nie oblał się winem. – Ja na twoim miejscu korzystałbym z wolności! Dopiero co wróciłeś z pustyni, dookoła pełno miłych babek…
– Nie zależy mi na miłych babkach, tylko na jednej kobiecie. Właśnie tej.
Delikatnie musnął wargami jej usta. Było to bardzo słodkie. I trwało za krótko.
Odsunęli się od siebie, lecz ledwie ich spojrzenia zetknęły się, ich głowy znów pochyliły się ku sobie, usta spotkały się w gorącym, dziwnie desperackim pocałunku. Thea zupełnie zapomniała o obecności gospodarzy. Czuła, jak przyjemne ciepło, które zrodziło się gdzieś w jej wnętrzu, gdy po raz pierwszy ujrzała uśmiech Rhysa, rozlewa się po całym jej ciele.
Było to tak intensywne doznanie, że kiedy on wreszcie przerwał pocałunek, miała szaloną ochotę chwycić go mocno i przyciągnąć z powrotem do siebie, by całował ją dalej. I może by to zrobiła, Rhys jednak wyprostował się, oparł wygodnie i powiedział coś do Nicka, wyraźnie kontynuując konwersację… jakby nic się nie stało!
Nie miała pojęcia, jak zdołał tego dokonać. Ona nie potrafiła pozbierać myśli, każda komórka jej ciała zdawała się dygotać, serce waliło jej mocno i w ogóle ledwo słyszała, o czym oni mówią. Dopiero gdy cała trójka spojrzała na nią wyczekująco i z lekkim zdumieniem, zorientowała się, że ktoś musiał ją o coś spytać.
– Przepraszam, chyba się zgubiłam – rzekła zmienionym głosem.
Kate uniosła brwi, jakby nie rozumiejąc, jak Rhys mógł zakochać się w takiej gapie, której sprawia problemy zwykła towarzyska konwersacja.
– Pytałam, czym się zajmujesz.
Thea odetchnęła z ulgą. Na to pytanie mogła dać odpowiedź nawet w swoim obecnym stanie kompletnego oszołomienia.
– Jestem sekretarką.
– Sekretarką? – powtórzyła tamta z zaskoczeniem.
– Tak. Właściwie asystentką. W firmie Public Relations. Kate nie starała się ukryć rozczarowania. Przeniosła spojrzenie na Rhysa.
– Ona jest zupełnie różna od Lyndy.
– O, tak. – Otoczył Theę ramieniem. – Zupełnie różna. Ponieważ Kate nie była pewna, czy została dobrze zrozumiana, kontynuowała:
– Lynda zasługuje na prawdziwy podziw. Najpierw pracowała jako prawniczka, potem założyła własną firmę, znakomicie sobie radzi. Jest wyjątkowa, prawda, Rhys?
– Na pewno udało jej się odnieść sukces – odparł dyplomatycznie.
– A ty jesteś tylko sekretarką. – Kate z westchnieniem zwróciła się z powrotem do Thei. – Co za szkoda! Nie myślałaś o zrobieniu kariery w jakimś porządnym zawodzie?
– Brak mi ambicji, obawiam się – wyznała Thea, wciąż z trudnością koncentrując się na rozmowie. – Chyba byłabym zupełnie szczęśliwa, zajmując się domem i dziećmi. Planujemy mieć dużą rodzinę, prawda, kochanie?
– Co najmniej czwórkę dzieci – zapewnił. Kate zesznurowała usta.
– A co z Sophie?
Thea spojrzała jej prosto w oczy – po raz pierwszy bardzo pewnie i spokojnie.
– Będzie częścią naszej rodziny.
Thea i Clara jadły śniadanie na swoim tarasie, lecz jogurt, miód i brzoskwinie nie smakowały im aż tak bardzo jak poprzedniego ranka, kiedy zostały poczęstowane takim samym jedzeniem przez sąsiadów. Wieczorem ustalono, że mimo konieczności utrzymywania pozorów ich czwórka nie musi spędzać całego czasu razem, dlatego siedziały teraz same.
A jednak miło by było, gdyby…
– Ciociu, mogę iść zobaczyć, czy Sophie chce się pobawić? – spytała Clara, ledwo przełknęła ostatni kęs.
– Oczywiście. Aha, gdybyś zobaczyła pana Kings… to jest, wujka Rhysa, powiedz, że zamierzam cały dzień opalać się nad basenem, więc będę miała oko na Sophie, gdyby on chciał się gdzieś przejść lub przejechać.
Brzmiało to tak, jakby nie zależało jej na tym, czy go w ogóle ujrzy tego dnia czy nie. A przecież nie spała przez pół nocy, przypominając sobie wszystkie jego pocałunki oraz wieczór spędzony tylko we dwoje. Nie ugotowała w końcu kolacji z prawdziwego zdarzenia, tylko zrobiła sałatkę, a Rhys jagnięcinę na grillu. Po posiłku dziewczynki tajemniczo znikły, o co oczywiście postarała się Clara.
Siedzieli więc na tarasie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, a Rhys wskazywał różne konstelacje, nazywał je, opowiadał z ożywieniem, jak wyglądają noce na pustyni… Ich krzesła stały obok siebie, oboje oparli nogi na niskim murku i chociaż Rhys nie dotknął jej ani razu, Thea cały czas intensywnie odczuwała jego fizyczną bliskość. Nie rozumiała, czemu puls jej przyspieszał, ilekroć on obracał głowę w jej stronę.
Widać podświadomie próbowała wybić klin klinem, więc zainteresowała się pierwszym mężczyzną, jaki się nawinął. Ale czemu w takim razie nie miał u niej szans Neil, jej kolega z pracy, który już parę razy próbował się z nią umówić, ani Andy, sąsiad z dołu, który ciągle oferował jej pomoc w różnych domowych naprawach?
W takim razie przyczyna była inna – wakacje. Człowiek uwalniał się od obowiązków, wyrywał się z normalnego środowiska, odprężał się, a to wszystko sprzyjało przeżyciu letniej przygody, z założenia niezobowiązującej, kończącej się wraz z urlopem. Tak, to dlatego Rhys tak na nią działał.
Tego dnia postanowiła włożyć po raz pierwszy swój nowy kostium kąpielowy. Oczywiście w jej przypadku o bikini nie było mowy, ale udało jej się nabyć ładny kostium jednoczęściowy, w którym nie wyglądała najgorzej, o ile pamiętała o wciąganiu brzucha i przyjmowaniu bezpiecznych pozycji podczas leżenia i siedzenia.
Gdy Rhys zszedł nad basen, Thea spoczywała we wdzięcznej pozie na leżaku, zagłębiona w ambitnej książce, którą pożyczyła jej siostra. Wolałaby zabrać na wakacje jakieś dobre czytadło, ale dla świętego spokoju uległa Nell i teraz nie żałowała, ponieważ dzięki temu mogła udowodnić i Rhysowi, i Kate, że wcale nie jest taka ograniczona. Ona też może być wyrafinowana, a co? Pod leżak wsunęła dyskretnie kilka kolorowych magazynów, które zamierzała przejrzeć, gdy nikt nie będzie patrzył.
– Dzień dobry, Theo.
Serce nie fiknęło jej koziołka, lecz całą ich serię. Zsunęła do połowy nosa okulary przeciwsłoneczne i ostrożnie zerknęła na Rhysa – Cześć – powiedziała nieco nieswoim głosem, ale i tak całkiem nieźle jej to poszło, zważywszy, co się z nią działo.
Rhys przysiadł na brzegu sąsiedniego leżaka i z ciekawością zerknął na okładkę książki.
– Podoba ci się?
– Bardzo! – Jak dotąd, nie miała pojęcia, o czym to jest, ponieważ od pół godziny czytała jedną i tę samą stronę, zastanawiając się przy tym, czemu zazwyczaj tak trudno przebrnąć przez książki nominowane do różnych literackich nagród. – Czytałeś? – spytała, mając nadzieję, że on zaprzeczy, był przecież naukowcem, więc pewnie nie pasjonował się literaturą piękną.
Ku jej zgrozie skinął głową. No, jeśli zechce z nią podyskutować na temat lektury, to przepadła!
– Dla mnie to jeden wielki bełkot. Widać jesteś inteligentniejsza ode mnie, bo ja nie zrozumiałem tego ani w ząb. Ale w końcu różni mądrzy ludzie bardzo ją wychwalają, więc chyba faktycznie musi coś w niej być…
Poczuła ogromną ulgę.
– Może jeszcze się zniechęcę, dopiero zaczęłam czytać – odparła. – Zamierzam spędzić tak cały dzień, odpoczywając po wczorajszych przeżyciach i mając oko na dziewczynki, więc jeśli na przykład chcesz wybrać się na jakąś wycieczkę, możesz skorzystać z okazji.
Właśnie, skorzystaj z okazji i powiedz, że wolisz zostać ze mną…
– Rzeczywiście od jakiegoś czasu mam ochotę wybrać się w pewne miejsce, lecz dotąd nie mogłem tego zrobić, ponieważ to za długi spacer jak na możliwości Sophie. Chętnie bym tam dzisiaj wyskoczył, korzystając z twojej uprzejmości.
Czyli ani nowy kostium, ani ambitna lektura nie zdały się na nic, pomyślała ponuro. On myślał tylko o tym, by się gdzieś wyrwać. A może przez tę książkę wyszła w jego oczach na intelektualistkę i tym go spłoszyła? Cóż, przynajmniej będzie to pierwszy mężczyzna, którego zraziła do siebie wysokim poziomem…
– Z drugiej strony czuję wyrzuty sumienia – ciągnął z zatroskaniem. – Przyjechałem tu, by spędzić z nią wakacje, a nie biegać sam po okolicy.
Na jego twarzy odmalowała się taka rozterka, że Thea natychmiast zapomniała o sobie. Odłożyła książkę na bok.
– Idź. Zajmowałeś się nią przez cały tydzień, należy ci się parę godzin dla siebie. Ona zresztą ma towarzystwo w swoim wieku i świetnie się bawi. Chyba na tym zależało ci najbardziej, prawda?
Spojrzeli oboje w kierunku basenu, w którym dziewczynki pływały na dmuchanym materacu, opowiadając coś sobie z dużym ożywieniem.
– Dzięki waszemu przyjazdowi jest odmieniona – przyznał Rhys. – Normalnie odzywa się monosylabami, a dziś podczas śniadania w kółko opowiadała, co poprzedniego dnia robiły z Clarą. – Obrócił się ku Thei. – Jak mógłbym wyrazić moją wdzięczność?