Thea wpatrywała się w sunące powoli bagaże na taśmociągu. Miała za sobą wieczorne pakowanie, pobudkę o świcie, męczącą podróż, w dodatku przez cały czas musiała powstrzymywać łzy. Nie wyobrażała sobie rozstania z Rhysem, dlatego była zadowolona, że ich walizki wciąż się nie pojawiają. Może przez pomyłkę poleciały gdzie indziej? Dzięki temu oni pobędą jeszcze trochę razem…
Niestety, Rhys już zauważył bagaż swój i Sophie, chwilę potem wyjechał kolorowy neseser Clary, a wreszcie walizka Thei. Udała, że jej nie widzi, lecz siostrzenica wskazała ją Rhysowi, więc zniknął ostatni pretekst, który pozwoliłby odwlec moment rozstania.
– A, tu jesteście! – Kate dopadła ich, nadstawiła Thei policzek do cmoknięcia. – Miło było cię poznać. Skontaktuję się z tobą przez Rhysa, ustalimy datę spotkania. – Nie czekając na odpowiedź, rzuciła: – Muszę biec. Hugo, Damien, idziemy!
Pomaszerowała ku wyjściu dziarskim krokiem, ogromnie pewna siebie i swej kontroli nad innymi, a Thea i Rhys zostali sami. Chociaż stali w środku zatłoczonej hali, czuli się wyizolowani od reszty zaaferowanych pasażerów. Gdyby cały świat zniknął, nie zauważyliby tego.
– Jak się dostaniecie do domu? – spytał nieco sztywno Rhys. – Zostawiłem samochód na parkingu, mogę was podwieźć.
Słysząc to, Thea omal nie rozpłakała się, po raz pierwszy w życiu pożałowała bowiem, że ma kochającą rodzinę!
– Nie trzeba, Nell i mój tata mieli po nas wyjechać.
– Ach, tak… To dobrze. Nie będziecie musiały tłuc się z bagażami metrem.
– Właśnie.
Jak to możliwe? Jeszcze tak niedawno tonęli w swoich objęciach, całując się bez opamiętania, a teraz wymieniali zdawkowe uwagi.
– Chyba pora na nas – rzekł po chwili Rhys. Thea poczuła, jak wszystko w niej zamiera.
– Na nas też.
Czekała na cokolwiek – niechby spytał o numer telefonu albo chociaż napomknął mimochodem, że mogliby się kiedyś zobaczyć. On jednak już ściskał Clarę, mówiąc jej coś wesołego, żeby ją rozbawić.
Thea pochyliła się więc i ucałowała Sophie.
– Będę za tobą tęsknić.
– Kiedy cię zobaczę, ciociu?
– Nie… nie wiem. Pewnie za jakiś czas.
– Ale niedługo, prawda?
Co miała na to odpowiedzieć?
– Mam taką nadzieję.
Sophie puściła ją z ociąganiem, odwróciła się do Clary i wtedy nadszedł moment, którego Thea obawiała się najbardziej.
Przywołała uśmiech na twarz i chociaż pewnie nie wydawał się najpogodniejszy, zawsze było to lepsze niż wybuch płaczu, rzucenie się Rhysowi na szyję i błaganie go, by nie pozwolił jej odejść.
Powinien być jej wdzięczny za takie opanowanie!
– Cóż… – rzekła tylko i dzielnie uśmiechała się dalej.
– Theo… – zaczął, lecz urwał gwałtownie.
– Tak? – ponagliła, gdy milczał, on jednak zmienił zdanie i nie powiedział tego, co zamierzał.
– Chciałem… chciałem ci podziękować. Za wszystko.
– To ja powinnam ci dziękować. Dbałeś o nas, woziłeś na plażę, zabierałeś na wycieczki. Gdyby nie ty, przesiedziałabym te dwa tygodnie nad basenem.
I nie przeżyłabym tego cudownego momentu, w którym zrozumiałam, że znalazłam kogoś, na kogo czekałam przez całe życie, dodała w myślach. Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek, lecz jej wargi dotknęły przy tym kącika jego ust.
Poczuła wokół siebie ramiona Rhysa. Przez chwilę trzymał Theę przy sobie, po czym puścił ją i cofnął się o krok.
– Żegnaj. – Głos zadrżał jej podejrzanie, więc mocno zacisnęła dłoń na rączce walizki. Nie rozklei się na sam koniec. Wytrzyma. – Chodź, Claro, poszukamy mamy.
Odwróciła się i odeszła, nie oglądając się za siebie, co było najtrudniejszą rzeczą w jej życiu. Niemal nieprzytomnie przeszła przez kontrolę, ledwo pamiętała o tym, by machnąć paszportem. Na szczęście miała przy sobie Clarę, która po wyjściu do hali przylotów niemal od razu wyłowiła wzrokiem stojącą w tłumie Nell. Popędziła ku niej i rzuciła jej się na szyję, krzycząc:
– Mamo, mamo, ale fajowe wakacje!
Niemal ścięła ją z nóg, ponieważ biedna Nell wciąż poruszała się o kulach i ledwo utrzymała równowagę. Tymczasem Thea została ciepło uściskana przez ojca.
– Witaj, duszeńko. Coś nie wyglądasz na zbytnio szczęśliwą… jak na osobę, która spędziła dwa tygodnie na Krecie – zauważył z troską.
– To ze zmęczenia, tato – skłamała. – Musiałyśmy bardzo rano wstać.
– Powiem ci coś, dzięki czemu poczujesz się lepiej – obiecała Nell, witając się z nią.
Thea poczułaby się lepiej jedynie wtedy, gdyby Rhys przepchnął się do niej przez tłum ludzi. By jednak nie robić siostrze przykrości, spytała z udawanym zainteresowaniem:
– Co?
– Harry dzwonił.
Dziwne. Przez rok myślała tylko o nim, a gdy wyjeżdżała na Kretę, oddałaby wszystko za to, by wiedzieć, czy będzie jej szukał. Teraz zaś nie mogła sobie przypomnieć, czemu to było takie ważne.
– I co powiedział? – spytała bez entuzjazmu.
– Biedactwo, ty naprawdę musisz być skonana! – stwierdziła Nell, przyglądając jej się ze zdumieniem. – Mówił, że próbuje się z tobą skontaktować, ale twoja komórka nie odpowiada od kilku dni i zaczął się poważnie niepokoić. Odparłam, że nie dzwonił do ciebie przez prawie dwa miesiące, więc chyba trochę późno zaczął się troszczyć, czy u ciebie wszystko w porządku. W końcu poinformowałam go o twoim wyjeździe, nie podając bliższych szczegółów i kazałam czekać na twój powrót. Niech sobie poczeka, dobrze mu to zrobi.
– Niewątpliwie – zgodziła się Thea.
Harry musiał naprawdę się przejąć, skoro zadzwonił do Nell, z którą lubili się jak pies z kotem.
– Nie przepadam za nim, jak wiesz, ale naprawdę wyglądał na skruszonego i stęsknionego za tobą, więc ulitowałam się i podałam mu datę twojego przyjazdu – ciągnęła Nell z rosnącym zdumieniem, ponieważ Thea nie zaczęła na tę wieść tańczyć ze szczęścia dookoła całej hali. – Dobrze zrobiłam? – upewniła się na wszelki wypadek.
– Ależ oczywiście, dzięki! Mam tylko nadzieję, że nie zadzwoni, dopóki się nie wyśpię.
Kładła się spać, licząc na to, że gdy następnego dnia obudzi się w swoim londyńskim mieszkaniu, Rhys wyda jej się równie nierealny, jak Harry wydawał się na Krecie. Niestety, nic podobnego nie nastąpiło.
Chodziła do pracy, rozmawiała, uśmiechała się, przytakiwała, że owszem, pogoda na Krecie jest cudowna i wspaniale jest spędzić tam wakacje. I przez cały czas doświadczała uczucia przeraźliwej pustki. Bez Rhysa nic nie miało sensu. Przyszłość nie oferowała żadnej nadziei, żadnego pocieszenia. Czekały ją długie, samotne lata, spędzone na rozpamiętywaniu dwóch tygodni, kiedy żyła naprawdę…
Gdy Harry ją zostawił, by zastanowić się, czy woli Isabelle, czy ją, była zraniona, rozżalona i nieszczęśliwa, lecz przy całej frustracji mogła normalnie żyć, pracować i jeść. Tymczasem wraz ze zniknięciem Rhysa prawie uszło z niej życie. Z największym trudem zmuszała się do naturalnego zachowania. Straciła apetyt. Nic nie sprawiało jej radości, nawet wyjątkowo piękna pogoda, tak rzadka w Londynie.
W trakcie pierwszego tygodnia po powrocie zrobiła odbitki z wakacyjnych zdjęć, lecz nie czuła się na siłach, by je oglądać, więc wysłała je Clarze. Dzień później, w piątek, Nell zadzwoniła z podziękowaniami.
– Są piękne, a w dodatku było bardzo miło zobaczyć wreszcie Sophie i Rhysa po tych wszystkich opowieściach, jakie o nich słyszałam – rzekła z entuzjazmem.
Na sam dźwięk jego imienia Theę przeszył dreszcz tęsknoty, tak silnej i bolesnej, że aż niemożliwej do zniesienia.
– Może wpadłabyś dziś na kolację? – ciągnęła Nell. – Jest tyle do obgadania!
Wieczorem siostrze wystarczył jeden rzut oka na twarz Thei, by odgadnąć, że coś jest nie tak i nie chodzi wyłącznie o stres związany z powrotem do szarej rzeczywistości.
– Co się dzieje? Czy to znowu ten przeklęty Harry? – spytała gniewnie. – Czyżby nie zadzwonił?
– Zadzwonił – odparła apatycznie Thea. – I co miał do powiedzenia?
– Że chce spróbować jeszcze raz i że mnie kocha. Jeszcze przed miesiącem wydałoby się jej to ziszczeniem najpiękniejszych snów, lecz gdy Harry zadzwonił, słuchała go jednym uchem, z roztargnieniem rysując coś długopisem na kartce.
– Isabelle znalazła kogoś i nie będzie dłużej potrzebować pomocy Harry’ego, więc jego zdaniem nasze problemy się skończyły – relacjonowała dalej.
Nell aż prychnęła.
– Jak tylko ten nowy sobie pójdzie, ona pstryknie palcami, a Harry przyleci do niej w podskokach.
– Wiem – zgodziła się ze znużeniem Thea.
– I co mu powiedziałaś? – spytała z niepokojem siostra.
– Że za późno na zaczynanie na nowo i że mam dość bycia nagrodą pocieszenia.
– Bardzo dobrze! – zawołała z ulgą Nell. – Nie gniewaj się, ale moim zdaniem nigdy nie byłabyś z nim szczęśliwa.
– Wiem – zgodziła się ponownie. Jej głos brzmiał zupełnie bezbarwnie.
– Co z tobą? – zatroskała się Nell. – Chyba nie żałujesz?
– Nie, zupełnie nie! Po prostu jestem zmęczona.
– Nonsens, nie możesz być wciąż zmęczona, wróciłaś przed tygodniem, miałaś masę czasu na… – Nagle Nell doznała olśnienia. – Ach! Chodzi o Rhysa, prawda?
– Nie wiem, o czym mówisz – broniła się Thea, lecz musiał ją zdradzić wyraz twarzy.
– Nie udawaj. Clara ciągle mi opowiada, że Sophie to, a wujek Rhys tamto… Słyszałam o waszych zaręczynach.
– Nie było żadnych zaręczyn, my tylko udawaliśmy i Clara doskonale o tym wie!
– Udawanie uczucia to niebezpieczna zabawa – zauważyła rozsądnie Nell. – Często zmienia się w rzeczywistość, nawet nie wiadomo kiedy.
– Czemu mi tego nie powiedziałaś przed moim wyjazdem na Kretę? – jęknęła Thea.
– Bo myślałam, że będziesz zajmować się moją córką, a nie zaręczać się z zupełnie obcymi ludźmi – zażartowała Nell, lecz Thea nawet nie próbowała się uśmiechnąć. – W czym właściwie problem? Na zdjęciach wygląda na bardzo sympatycznego, Clara za nim przepada i uważa, że jest stworzony dla ciebie.
– Ja też tak uważam, ale w drugą stronę to nie działa. Ja nie jestem stworzona dla niego! – Głos jej się załamał, łez nie dało się już dłużej powstrzymywać i Thea rozpłakała się rozpaczliwie.
Nell zerwała się z krzesła, w mig znalazła się przy siostrze, przytuliła ją mocno.
– Aż tak źle? – spytała ze współczuciem.
– Gorzej! – wyszlochała Thea. – Co jest ze mną nie tak?
– Nic!
– To czemu zawsze zakochuję się bez wzajemności? Nell podała jej paczkę chusteczek.
– Skąd wiesz, że Rhys cię nie kocha? Thea głośno wytarła nos.
– Bo mi powiedział, że nie ma czasu na angażowanie się w związek Sceptyczna mina Nell mówiła sama za siebie.
– Praktycznie nie rozstawał się z tobą przez te dwa tygodnie. To nie wygląda na niechęć do angażowania się.
– Ale wakacje rządzą się własnymi prawami i wszystko wygląda inaczej! W dodatku nic między nami nie zaszło. Przyjaźniliśmy się i już. Och, Nell, nie masz pojęcia, jak ja za nim tęsknię! – Po tych słowach nastąpił kolejny wybuch płaczu.
– Zadzwoń więc do niego.
– Nie mogę!
– Czemu nie? Przecież się przyjaźnicie, sama tak powiedziałaś, a przyjaciele mają prawo do siebie dzwonić.
– To nie do końca tak – powiedziała niewyraźnie Thea, siąkając w chusteczkę. – On wrócił do Anglii, by zajmować się córką, ma tyle do nadrobienia… Czułby się winien, gdyby ją znów zaniedbał, tym razem nie ze względu na pracę, lecz na inną osobę.
– Po pierwsze, poświęcanie na siłę całego czasu dziecku jest niezdrowe. Po drugie, skoro twoje towarzystwo sprawiało mu przyjemność, a wyraźnie tak było, to będzie mu go brakować niezależnie od tego, czy Rhysowi to na rękę, czy nie. Wcale się nie zdziwię, jeśli on zadzwoni do ciebie.
– Nawet mnie nie poprosił o numer telefonu.
– Sądząc po zdjęciach i po relacji Clary, to bardzo przytomny człowiek – zauważyła spokojnie Nell. – Zdobycie twojego telefonu nie powinno przedstawiać dla niego trudności.
– Gdyby zatęsknił, już by zadzwonił. – Chlipnęła po raz ostatni. – Skoro nie odezwał się do tej pory, to nie ma już na co liczyć.
Następnego dnia Thea wróciła z supermarketu, lecz po raz pierwszy jej sobotnie zakupy nie przedstawiały się imponująco, zapełniła nimi lodówkę ledwie w trzeciej części, czując, że i tak nie ma najmniejszej ochoty na jedzenie. Zupełnie straciła apetyt, ale nie cieszyło jej nawet to, że może wreszcie straci parę kilo. Jakie to miało znaczenie?
Nalała sobie szklankę wody niegazowanej, bo nic innego nie zdołałaby w siebie wmusić. Zauważyła, że na telefonie pulsuje dioda automatycznej sekretarki, z roztargnieniem stuknęła palcem w przycisk.
– Witaj, Theo, tu Rhys. Dostałem twój numer…
Aż podskoczyła na dźwięk znajomego głosu. Wylała na siebie całą wodę, wdusiła przycisk jeszcze raz, by usłyszeć wiadomość od początku.
– Witaj, Theo, tu Rhys. Dostałem twój numer dzięki Sophie i Clarze, przez które skontaktowałem się z twoją siostrą, a ona wyświadczyła mi tę grzeczność. Chciałbym cię prosić o pewną przysługę. Czy mogłabyś do mnie oddzwonić, gdy wrócisz? – Podyktował swój numer i zakończył prostym: – Do usłyszenia.
Musiała odsłuchać wiadomość jeszcze trzy razy, nim zdołała zapisać numer, gdyż ręce tak jej się trzęsły, że nie nadążała z pisaniem cyfr. Wreszcie spojrzała na kartkę z koślawo wypisanym numerem, a serce w niej śpiewało: To on! To on! Zadzwonił do mnie!
Usiadła, gdyż nogi się pod nią ugięły i zadzwoniła do Nell.
– A nie mówiłam, że zadzwoni? – spytała siostra bez żadnych wstępów. – To naprawdę szalenie sympatyczny człowiek, bardzo miło sobie pogawędziliśmy.
– Ale chyba nie zdradziłaś mu…
– Nie obawiaj się. Powiedziałam, że słyszałam o nim od Clary, dodałam tylko, że na pewno będzie ci bardzo miło, gdy do ciebie zadzwoni. I co? Rozmawiałaś z nim już?
– Nie, strasznie się boję – wyznała Thea. – Palnę coś głupiego i wszystko zepsuję.
– Daj spokój, nie możesz nic zepsuć. Sam cię prosi o przysługę i o telefon, nie narzucasz więc mu się. Zadzwoń, spytaj, o co chodzi, jeśli jego prośba okaże się rozsądna, spełnisz ją, a jak nie, to nie. Oczywiście obstawiam to pierwsze, bo gdyby to był jakiś nieodpowiedzialny człowiek, w ogóle byś się z nim nie zadawała. Dzwoń. Przecież o to ci chodziło, prawda?
Prawda, tylko siostrze łatwo było tak mówić, bo to nie jej serce łomotało w piersi, a żołądek ściskał się w supeł ze zdenerwowania. Po zakończeniu rozmowy z Nell Thea parokrotnie wyciągała rękę w stronę słuchawki i za każdym razem wpadała w panikę. Wreszcie, po serii bardzo głębokich oddechów, zebrała się na odwagę i wybrała numer. Usłyszała jeden sygnał… drugi… trzeci… Pewnie nie było go w domu.
– Rhys Kingsford, słucham.
Słuchawka omal nie wyleciała jej ze spoconej dłoni.
– To ja – powiedziała mało inteligentnie i w sumie mało grzecznie, po czym zreflektowała się i wyjaśniła: – Thea.
– Thea!
Usłyszała po jego głosie, że się uśmiechnął.
– Dziękuję, że zadzwoniłaś – ciągnął. – Co u ciebie?
– W porządku, dziękuję – skłamała. – A u ciebie? Przez kilka chwil wymieniali podobne grzeczności. Thea spytała o to, jak Sophie zniosła powrót do szkoły i czy mają już odbitki, podczas gdy w rzeczywistości pchały jej się na usta pytania, czy tęsknił za nią, czy pamięta, jak się całowali na werandzie i czy nie mógłby jej pokochać.
– Wspomniałeś coś o przysłudze – rzekła wreszcie.
– Tak… To trochę kłopotliwa sprawa, wolałbym omówić ją w cztery oczy, gdyby to było możliwie. Ale ty w weekend pewnie jesteś zajęta?
To nie był dobry moment, by podbijać swoją wartość, stwarzając trudności. Zresztą nigdy nie należała do osób, które mówią o sobie: „Mam swoją dumę”.
– Akurat nie za bardzo. A kiedy by ci pasowało?
– Dziś wieczorem? – spytał ostrożnie.
– Dobrze, mnie też pasuje.
Umówili się na siódmą w winiarni znajdującej się w połowie drogi między nimi, co dawało Thei sześć godzin na zadbanie o wygląd i zdecydowanie, w co ma się ubrać. Rhys co prawda nie sprawiał wrażenia zakochanego i nie wyglądało na to, by zamierzał się oświadczyć albo co najmniej ją uwieść, ale gdyby rozwój wypadków doprowadził do tego ostatniego…
Po długim namyśle zrezygnowała z krótkiej spódniczki na rzecz dopasowanych czarnych spodni, które dzięki jej utracie apetytu prezentowały się na niej lepiej niż kiedykolwiek. Do nich włożyła bladoróżowy sweterek, kupiony za bezcen na wyprzedaży, tak mięciuteńki, że aż się prosił o dotknięcie.
Zauważyła Rhysa, gdy tylko weszła do lokalu, a na jego widok poczuła tę samą pewność, co w Agios Nikolaos. To on, mężczyzna jej życia. I czekał właśnie na nią.
Na jej widok jego twarz rozjaśniła się przepięknym uśmiechem. Wstał.
– Thea! Wyglądasz cudownie.
Przez moment nie wiedzieli, w jaki sposób powinni się przywitać, wreszcie Thea pocałowała go w policzek.
– Miło cię znów widzieć, Rhys.
Och, to było mało powiedziane! Pożerała go wzrokiem i musiała zmobilizować wszystkie siły, by nie wtulić się w niego i nie zacząć go całować, jak wtedy na Krecie. Na szczęście Rhys podsunął jej krzesło, a sam poszedł po wino dla niej, co dało jej czas na przynajmniej częściowe pozbieranie się.
– Dużo o tobie myślałem – zaczął, gdy wrócił do stolika i postawił przed nią kieliszek wina.
Serce jej podskoczyło. Czyżby jednak?
– Tak?
– Zastanawiałem się, czy Harry zadzwonił do ciebie.
– Tak, ale… – Zawahała się. Jak mu to wyjaśnić? – Nic z tego nie wyszło – odparła w końcu, nie wchodząc w szczegóły.
– Przykro mi z tego powodu – rzekł i zabrzmiało to szczerze.
– Właściwie nic się takiego nie stało. Nell mówi, że tak będzie dla mnie lepiej i ja też jestem tego zdania.
Wiedział już więc, że jest wolna i jeśli chciał, mógł uczynić jakiś ruch… On jednak milczał, toteż Thei po paru chwilach oczekiwania nie pozostało nic innego, jak zacząć nowy temat:
– Cóż to za tajemnicza przysługa, o której wspomniałeś? Tylko mi nie mów, że dopadła cię Kate, a ty nie zdołałeś wyrwać się z jej szponów i musimy iść na wizytę, by oglądać zdjęcia.
– Nie, tym razem kłopotu narobiła Sophie. – Uśmiechnął się nieco krzywo. – Kate powiedziała o nas Lyndzie, ta wypytała o wszystko Sophie, która stwierdziła bardzo poważnie, że jesteś moją narzeczoną, ona bardzo cię lubi, ja zamierzam ci kupić pierścionek i mamy się pobrać na Gwiazdkę. Widać dziewczynki usłyszały więcej, niż nam się wydawało, co gorsza, od pewnego momentu zaczęły traktować to serio.
– I jak zareagowała Lynda? – spytała ostrożnie Thea.
– Zadzwoniła do mnie, by to wszystko potwierdzić. Gdybym zaprzeczył, Sophie wyszłaby w jej oczach na kłamczuchę, a za nic bym tego nie chciał. Postanowiłem więc poudawać jeszcze trochę, w końcu to nikomu nie szkodziło, i za tydzień czy dwa powiedzieć, tak jak to ustaliliśmy na Krecie, że pogodziłaś się ze swoim poprzednim partnerem i wróciłaś do niego.
Thea patrzyła na niego badawczo.
– Czuję, że jest jakieś „ale”.
– Ale nie przewidziałem, że Lynda koniecznie będzie chciała cię poznać.