ROZDZIAŁ III

Lisa zdawała sobie sprawę, że nie ma sensu próbować ucieczki. Bała się, że zginie pchnięta nożem w plecy.

Serce jej waliło, czuła, że jeszcze chwila, a wyskoczy z piersi. Starała się jednak nie okazać zdenerwowania.

– Gdzie jest Wasia? – spytała po rosyjsku.

Odpowiedzieli coś w niezrozumiałym języku. Zapewne i oni nie pojęli, o co pytała. Pokazali jej na migi, żeby szła w dół rzeki na południe. Nie miała wyboru, musiała robić, co jej kazali.

Tatarzy doprowadzili ją do miejsca, gdzie zostawili wyciągniętą na brzeg łódź. Pokazali jej, że ma wsiąść, a gdy się opierała, poczuła silne uderzenie w plecy.

– Nie choczu! Nie chcę! – krzyczała.

Wepchnięta brutalnie do łodzi, wylądowała na kolanach jednego z napastników, który zasłonił jej usta.

W tym miejscu koryto Dniepru się rozszerzało. Ostrożnie poruszając wiosłami, Tatarzy skierowali łódź na szerokie wody. Powoli oddalali się od znajomej zatoczki.

Nie płynęli długo, gdy na wschodzie wyłonił się z mroku pas lądu. Dobili do brzegu tam, gdzie czekał na nich Tatar pilnujący pięciu koni.

Wyprowadzono dziewczynę na ląd, a między mężczyznami nastąpiła szybka wymiana zdań. Ów Tatar, który pilnował koni i najwyraźniej miał najwięcej do powiedzenia, zapalił pochodnię i oświetlił nią Lisę.

Na szerokiej śniadej twarzy i w skośnych oczach odmalowało się zdumienie.

– Skąd pochodzisz? – zapytał po rosyjsku.

Młoda Szwedka odpowiedziała, gorączkowo obmyślając plan ucieczki. Może, gdyby tak ich poprosiła, okazaliby wspaniałomyślność i puściliby ją wolno? Wspaniałomyślny Tatar? Jeszcze o takim nie słyszała!

Wyraźnie zadowoleni mężczyźni znów podjęli rozmowę, trącając się porozumiewawczo.

– Ile masz lat?

Nauczona bolesnym doświadczeniem wiedziała już, w co ma odpowiedzieć.

– Jedenaście – skłamała.

– Kto to jest Wasia, którego wołałaś?

– Przyjaciel. Czy teraz mogę wrócić do domu?

Tatar znów się roześmiał. Był ubrany dostatniej od swych towarzyszy, którzy zwracali się doń z wyraźnym szacunkiem.

– Jesteś zbyt cennym ptaszkiem, by puścić cię wolno – rzekł z fałszywym uśmieszkiem. – Pojedziesz z nami na Krym.

– Ale dlaczego?

Popatrzył z drwiną.

– Na razie jeszcze nie wiem, co z tobą zrobię. Póki co, zatrzymam cię w swoim domu, aż będziesz wystarczająco dorosła.

Lisa poczuła, że krew uderza jej do głowy.

– A co potem?

– No cóż, mam tylko dwie żony. Być może będę potrzebował trzeciej.

– Ale ty przecież jesteś stary! – krzyknęła zrozpaczona.

– Ho, ho… Nie tak bardzo! Ale chyba rzeczywiście musiałbym zbyt długo na ciebie czekać. Wy, mieszkanki północy, dojrzewacie tak późno. Może będzie lepiej, jeśli cię sprzedam chanowi. Powinienem otrzymać za ciebie sowitą zapłatę. Te włosy i oczy… Próżno by szukać podobnych u tutejszych kobiet.

Jakie to szczęście, że odjęła sobie parę lat! Wasia mówił, że wygląda dziecinnie, więc zaryzykowała. Bogu dzięki, że Tatarzy się nie poznali.

Och, Wasia, myślała i żal ściskał jej serce. Teraz dopiero zrozumiała, że kierował się jej dobrem, uświadamiając jej, jakie niebezpieczeństwa mogą wyniknąć z ich zażyłości. Jak bardzo teraz za nim tęskniła. Przy nim mimo wszystko nic jej nie groziło. On przecież by jej nie skrzywdził!

A Tatarzy? Po nich można się spodziewać najgorszego…

Dowódca rozkazał przynieść bukłaki.

– Przed nami daleka droga – zwrócił się do Lisy. – Wzmocnij się łykiem wina, dziecko!

Wzdrygnąwszy się z obrzydzenia, potrząsnęła głową.

– Wydawało mi się, że uczniom Mahometa nie wolno pić tak mocnych trunków – rzekła z przyganą.

Mężczyzna posłał jej lodowaty uśmiech.

– Nie radzę ci się wtrącać do życia prawowiernego Tatara. Do Mekki stąd daleko. Nie wywołuj nadaremnie imienia proroka!

– Chcę do domu! – prosiła Lisa żałośnie.

Ale jej błagania na nic się nie zdały. Jeden z młodszych Tatarów posadził ją na swoim koniu i ruszyli w daleką drogę na południe ku granicy imperium osmańskiego.

Lisa z wolna zatracała poczucie miejsca i czasu. Na terenach, przez które jechali, toczyły się walki. Tatarzy rozmawiali ze sobą podniesionymi głosami i ciągle zmieniali kierunek podróży. Najprawdopodobniej nie mogli się przedrzeć do planowanego miejsca.

Żaden nawet nie zamierzał wyjaśnić Lisie, co się stało. Obchodzili się z nią jednak jak z cennym przedmiotem. Dziewczyna siedziała skulona i nie przestawała myśleć o ucieczce. Ale taka sposobność, niestety, nie nadarzyła się.

Jakże przydatna okazała się nagle jej umiejętność odgradzania się od rzeczywistości. To, co się działo wokół, zdawało się jej nie obchodzić. Lisa nie lękała się przyszłości, bowiem przeniosła się do własnego świata, w którym nikt nie mógł jej zranić.

Przez wiele dni niemal nie schodzili z koni. Sądząc po położeniu słońca, kierowali się na zachód. Przeprawiali się przez wielkie rzeki, których nazw nie znała. Podejrzewała jednak, że nadal znajdują się na terytorium imperium rosyjskiego, bowiem często musieli się kryć przed oddziałami żołnierzy carskich.

Zapewne toczą się tu spory o granice, pomyślała dziewczyna i zadumała się nad tym, co ją czeka w przyszłości…


Któregoś dnia w zachowaniu Tatarów dała się zauważyć wyraźna zmiana. Uspokoili się, ba, od czasu do czasu na ich twarzach nawet pojawiał się uśmiech! Jakby minęło zagrożenie. Lisa uświadomiła sobie, że od dłuższego czasu nie natknęli się na Kozaków, przypuszczalnie więc dotarli już na tereny imperium osmańskiego.

Niebawem dojechali do osady tatarskiej i zatrzymali się przed okazałym domem.

– Tutaj mieszka moja krewna, to stara kobieta. Zostaniesz u niej aż do dnia, kiedy przyjadę po ciebie. Nie wolno ci spotykać się ani rozmawiać z nikim obcym. Nie lękaj się jednak, będzie ci tu dobrze! A kiedy dorośniesz, wezmę cię do siebie, dziewczyno o włosach, w których odbijają się promienie słońca i światło księżyca. Bo już postanowiłem, że chcę cię mieć, mimo że nie jesteś starsza od moich wnuków. Nie sprzedam cię Muhammedowi Girejowi, chanowi Krymu. Ma dość swych żon, a poza tym pewnie niedługo utrzyma się u władzy. Żołnierze carscy tutaj nie dotrą, a moja krewna otrzyma sowitą zapłatę za opiekę nad tobą. Nie zaznasz więc biedy. Teraz żegnaj, wracamy nad granicę!

– Powiedz mi, zanim odjedziesz, gdzie jestem? – poprosiła Lisa żałośnie.

– Na Wołoszczyźnie. Ta ziemia znajduje się pod panowaniem sułtana. Nie udało nam się dotrzeć na Krym. Ostrzegam cię, nie próbuj uciekać, bo i tak nie znajdziesz drogi do domu!

Lisa zacisnęła powieki, a po policzkach spłynęły jej łzy. Nie odezwała się jednak ani słowem.


Lisa mieszkała u starej Tatarki przez cztery długie lata. W tym czasie ani razu nie pozwolono jej wyjść poza teren domostwa z dużym podwórzem zabudowanym ze wszystkich stron. Nigdy też nie kontaktowała się z innymi ludźmi. Dochodziły ją jedynie szmery rozmów z innych pomieszczeń przylegających do budynku.

Stara kobieta dotrzymywała dziewczynie towarzystwa, uczyła ją języka i kultury swego narodu. Pielęgnowała jej długie jasne włosy, kąpała ją w aromatycznych olejkach i troskliwie dbała o rozkwitającą urodę Lisy. Bo wiedziała, że kiedy nadejdzie czas, jej wysiłek zostanie nagrodzony…

Lisa wielokrotnie podejmowała próby ucieczki, które z góry skazane były na niepowodzenie. W tym czasie wschodnia Europa gorzała w ogniu wojen. Krym dostał się pod panowanie Rosji, a Turcy zbudowali w Oczakowie nad Morzem Czarnym ważną twierdzę.

Na stepach naddnieprzańskich wyrosły nowe osady. W sąsiedztwie szwedzkiej powstała kolonia niemiecka, co bynajmniej nie uczyniło życia przybyszów z północy lżejszym.

Szwedzi często zastanawiali się nad nagłym zniknięciem Lisy. Długo jej szukali, pełni trwogi, co też mogło się stać, ale ją jakby ziemia pochłonęła. W zatoczce nad rzeką znaleźli jedynie różne przedmioty z gospodarstwa Jonasa Koppersa. Nikt nie pojmował, do czego były one potrzebne dziewczynie na tym pustkowiu.

Jonas zapomniał, że w pobliżu tego miejsca znaleźli z Lisa rannego Kozaka. Nadrzeczne zarośla niczym się nie różniły między sobą, a poza tym ów epizod całkiem uleciał Jonasowi z pamięci.

Mijały lata i wspomnienia o Lisie powoli blakły wśród osadników szwedzkich. Tyle nieszczęść ich dotknęło! Tylu spośród nich umarło! Dokuczały im mroźne zimy, nękał głód, nieustannie byli narażeni na ataki wilków. A bezlitosne hordy rozbójników, niszczących i grabiących ich skromny dobytek, nie dawały im chwili wytchnienia. Przybysze z północy jednak mieli w sobie silną wolę życia. I przetrwali!

Lisa, jasnowłosa marzycielka o błękitnych oczach, pozostała w ich wspomnieniach nierozwikłaną zagadką. Zresztą nie miała najbliższej rodziny, a Koppersom po tym, jak dziewczyna zniknęła, łatwiej było zapewnić pożywienie własnym dzieciom…


Tatarka nie była ani zła, ani dobra. Zapewne nie raz miała ochotę wybić Lisie z głowy jej nieposłuszeństwo, ale ograniczała się jedynie do ostrych słów i upomnień, bowiem nie chciała zniszczyć delikatnej skóry Szwedki, która była dla niej towarem, i to unikalnym, a więc należało utrzymać ją w jak najlepszym stanie.

Minęły cztery lata. Tatarka, która przez cały ten czas opiekowała się Lisa, weszła któregoś dnia z ponurą miną do zajmowanego przez dziewczynę pomieszczenia.

– Nie rozumiem, dlaczego emir nie daje znaku życia – rzekła wyraźnie poirytowana. – Wysłałam po niego posłańca. Doprawdy już najwyższy czas, by przyjechał i cię zabrał! Nauczyłam cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć, by go zadowolić. Wiele wiedzy wbiłam ci do głowy. Troszczyłam się o ciebie i pielęgnowałam twą urodę, dziewczyno o włosach niczym blask księżyca. Emir powinien mnie za to sowicie wynagrodzić!

Lisa pochyliła głowę i nic nie odpowiedziała. Tak naprawdę miała już dziewiętnaście lat, choć Tatarka sądziła, że skończyła piętnaście. Skąd mogła wiedzieć, że kobiety z północy fizycznie rozwijają się wolniej od mieszkanek południa.

Lisa nie bała się wyjazdu. Przeciwnie, miała nadzieję, że wreszcie nadarzy się sposobność ucieczki, bo nawet przez chwilę nie brała pod uwagę możliwości pozostania u emira.

Pragnęła zatrzeć w pamięci cztery minione lata, wlokące się w nieskończoność, lata, w których nic się nie wydarzyło. Nie miała żadnych złudzeń; u emira czekałby ją podobny los. Choć nadal uciekała w świat fantazji, to jednak potrafiła trzeźwo ocenić swą sytuację.

Najciężej Lisa znosiła samotność. Świadomość, że nikt na całym świecie nie martwi się o nią, doprowadzała ją do szaleństwa. Niekiedy pojawiało się pewne wspomnienie: bliskość, poczucie bezpieczeństwa, ciepło płynące od człowieka, który pozwolił bezgranicznie samotnemu dziecku wypłakać się na swym ramieniu. Śniada dłoń, gładząca jej włosy, i głos, który upominał ją błagalnie, by strzegła się Tatarów. Dzika, pochmurna twarz osobliwej urody, połyskująca w blasku pochodni, i oczy, które napotkały jej spojrzenie.

Nareszcie wyrwie się z tej samotni! Lisa rozejrzała się po pięknym pokoju, w którym spędziła cztery długie lata, i westchnęła ciężko. Wielobarwne poduszki, ciężkie draperie! Miała zostawić cały ten obcy orientalny świat. Ale nie odczuwała strachu. Zamierzała działać, i to możliwie szybko. Znała język swych wrogów i gdyby znowu się na nich natknęła, łatwiej poradziłaby sobie teraz niż przed czterema laty. Nieustannie rozmyślała o ucieczce.

Posłaniec wrócił po tygodniu z wieścią, że emir nie żyje. Zmogły go boleści żołądka.

Tatarka głośno użalała się nad sobą i nie szczędziła Lisie ostrych słów. Tyle czasu, tyle starań, wszystko na marne! Ona, która wyhodowała różę, nie otrzyma za swój wysiłek żadnej zapłaty!

Lisa natychmiast dostrzegła szansę dla siebie i spytała, czy ma się wynieść. Ale wówczas w oczach starej Tatarki pojawiła się przebiegłość.

– O, nie – powiedziała z namysłem. – Emir nie żyje. Cóż, co się stało, to się nie odstanie. Ale przecież władzę nad Tatarami objął nowy chan! Zdaje się, że z Turcji zdąża do niego poselstwo od sułtana.

Tatarka nie miała pojęcia, czy chan nadal przebywa na Krymie, czy musiał uciekać do Oczakowa. Ale jakie to miało znaczenie? Ważni byli udający się do niego posłowie. Słyszała, że wraz z eskortującymi ich Tatarami zatrzymali się w mieście i że wiozą ze sobą księżniczkę w darze od sułtana.

Tatarka zamknęła Lisę w pokoju i pośpiesznie wyszła. Wróciła po godzinie rozpromieniona.

– Księżniczka potrzebuje na drogę paru niewolnic i zgodziła się zabrać ciebie i mnie. Tak, ja również pojadę, bo nie mam wątpliwości, że zostanę wynagrodzona. Zawiozę cię, dziewczyno, do samego chana!

Lisie ciarki przeszły po plecach.

– Ale co z księżniczką? – zapytała.

– Widziałam ją, nic nadzwyczajnego.

Następnego dnia Lisa razem ze starą Tatarką udały się do obozowiska. Księżniczka, która okazała się prawdziwą pięknością o włosach czarnych jak heban, pewną siebie i dumną, na widok Lisy krzyknęła tak głośno, że ptaki poderwały się przestraszone.

– Mam ją zabrać z sobą?

– Wasza wysokość – wtrąciła pośpiesznie Tatarka. – Ona jest bardzo zdolna. Osobiście wpoiłam jej wszystkie obowiązki niewolnicy. Jest stworzona do tego, by spełniać zachcianki swej pani.

– I swego pana zapewne także – wysyczała księżniczka przez zęby.

Długo się zastanawiała, a jej oczy ciskały błyskawice. W końcu rzekła do Tatarki:

– Obetnij dziewczynie włosy i przefarbuj na czarno-siwe. Niech pomaże twarz sadzą i przywdzieje łachmany. I nie waż mi się pokazywać jej mężczyznom w obozie. Jeśli zrobisz, co ci kazałam, wówczas pozwolę jej być moją niewolnicą. – Popatrzyła na Lisę takim wzrokiem, jakby chciała ją zabić, a potem mruknęła sama do siebie: – Nie uda ci się dotrzeć do chana!

Tatarka wyprowadziła swą podopieczną.

– Ta jędza jest zazdrosna – mamrotała. – Dobrze wie, że gdyby tylko chan ciebie zobaczył, nie wahałby się ani przez chwilę, którą z was wybrać. Pamiętaj, nie śmiej się nigdy przy niej, bo jeszcze ci każe wybić zęby. Jest zdolna do wszystkiego! Ale ja nie obetnę ci włosów! Nigdy!

Tatarka wyszukała starą perukę i odpowiednio ją przygotowała. Pod nią ukryła piękne włosy Lisy. Potem nałożyła na dziewczynę kilka warstw za dużych ubrań. Teraz zgrabna Szwedka wyglądała jak garbuska. Ale choć ubrania ważyły niemało, to jednak dzięki nim nie marzła. Nikt nie rozpoznałby teraz Lisy, tym bardziej że jej twarz skrywał kwef.

I tak nadszedł dzień, kiedy karawana ruszyła w drogę.

Lisa musiała się solidnie napracować, by dostać coś do jedzenia. Księżniczka złośliwie posyłała ją to tu, to tam i nieustannie wymyślała dla niej nowe zajęcia.

Powoli posuwali się na wschód ku granicom z imperium rosyjskim. Lisa rozglądała się czujnie, gotowa w każdej chwili zeskoczyć z wozu i uciec.

Domyślała się, że to nie księżniczka jest najważniejsza. Dużo pilniej strzeżono bowiem wozu, w którym podobno ukryte były listy od sułtana tureckiego dla chana. Tatarka kiedyś szepnęła Lisie do ucha, że prawdopodobnie są to plany napaści na Rosję.

I oto niebawem doszło do pierwszego starcia z Kozakami strzegącymi granicy. Pas terytorium tureckiego nad Morzem Czarnym był wąski i wystarczyło skręcić nieco w bok, a już wkraczało się na tereny carskiego imperium. Atak Kozaków został odparty i tym sposobem Lisie udaremniono ucieczkę, zanim w ogóle do niej doszło.

Wysłannicy sułtana eskortowani przez Tatarów posuwali się naprzód i coraz częściej natykali się na oddziały kozackie, które jednak były zbyt słabe, by zagrozić wielkiej karawanie. Tatarka baczyła pilnie, by Lisa nie znalazła się w pobliżu Kozaków.

Pewnej nocy karawana zatrzymała się w brzozowym lesie nad jeziorem. Lisa domyślała się, że w ostatnich dniach musieli znacznie odbić na północ, bo choć ziemie przy ujściach rzek były dość żyzne, to jednak brzoza u wybrzeży morza stanowiła rzadkość. Panował chłód, więc Lisa przysiadła blisko ogniska. Póki co nie nadarzyła się jej szansa ucieczki, bo Tatarka nie spuszczała jej z oka. Wszyscy udali się na spoczynek, obozowiska strzegł tylko jeden wartownik.

Nagle dał się słyszeć tętent końskich kopyt. Nieliczni, którzy jeszcze siedzieli przy ognisku, z przerażeniem podnieśli głowy.

Z mroku wyłonił się jeździec i zatrzymał w pobliżu. Siedział na przepięknym rasowym siwku, niepodobnym do niskich, krępych koni tatarskich. Takich wierzchowców zwykle używali Kozacy. Jeździec prześlizgnął się uważnym spojrzeniem po obozowisku, śpiących Tatarach, zaprzęgach.

Lisa wstrzymała oddech, krew uderzyła jej do głowy, a serce omal nie wyskoczyło z piersi.

To był Wasyl! Wasia, jej przyjaciel z dzieciństwa! Zmężniał, zhardział i wydawał się bardziej bezwzględny, niż go zapamiętała. Nie spodobał się jej grymas okrucieństwa na jego twarzy.

Dziewczyna poruszyła się, a gdy otworzyła usta, by go zawołać, poczuła na plecach ostrze noża. Nikt nie odezwał się słowem.

Wasia dostrzegł poruszenie i spojrzał na dziewczynę, która na próżno starała się dać mu jakiś znak.

Przecież on widzi niezgrabną, siwiejącą babinę, której twarz do połowy przysłania kwef, pomyślała Lisa z rozpaczą. Mógłby mnie poznać jedynie po oczach!

Kozak zmarszczył czoło, jak gdyby usiłował wyłowić coś z mroku wspomnień, a potem ściągnął wodze i zniknął w ciemnościach.

Lisa ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.


Atak nastąpił w środku nocy i wyrwał Lisę z głębokiego snu. W jednej chwili obóz przemienił się w pole bitwy, zewsząd dochodziły krzyki i jęki.

Konie wierzgały i tratowały ludzi i ich dobytek, w powietrzu rozlegał się świst tatarskich szabel. Lisa ujrzała naraz, że jakiś brodaty Kozak podjechał do księżniczki i zadał jej śmiertelny cios, a w chwilę później ten sam los spotkał Tatarkę, jej opiekunkę. Lisa poczuła, że na widok krwi zbiera jej się na mdłości, i cofnęła się z przerażeniem.

Wyglądam jak Tatarka, myślała. Nikt nie wie, kim jestem. Otoczyli mnie, nie uda mi się uciec.

A Wasia bierze udział w takiej rzezi! Zabija ludzi, jakby to były muchy. Wiedziałam już wtedy, przed czterema laty, że nie jest aniołem, ale nie spodziewałam się, że jest zdolny do takiego okrucieństwa.

Wyidealizowałam go w swojej wyobraźni, myślała przerażona i zarazem rozczarowana. Przez te nie kończące się lata niewoli tylko myśl o nim trzymała mnie przy życiu. Przyjaciel z dzieciństwa, ideał… och, jakże go czciłam. Widać całkiem zapomniałam, co mi uczynił. Wymazałam z pamięci jego brutalność, a także żal i wstręt, jaki do niego czułam. Zapomniałam!

U jej nóg padł martwy Tatar. Lisa usiłowała krzyknąć, kim jest, ale jej głos utonął w przeraźliwym zgiełku.

Nagle wyrósł nad nią Wasia z szablą gotową do zadania śmiertelnego ciosu.

– Wasia, to ja, Lisa – mówiła błagalnie, ale on nie dostrzegł ruchu zasłoniętych ust, a jej głos pochłonęła wrzawa. Na próżno szarpała się z grubym kwefem.

Загрузка...