ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wściekłość Giannisa była większa, niż Maddie mogła sobie wyobrazić.

– Pomyślałam, że mogę mówić wszystko, co chcę, prawnikowi, którego wynajęłam, żeby mnie reprezentował.

– Skąd ci to przyszło do głowy? Nie możesz mówić „wszystkiego". Istnieją rzeczy, które nie powinny być publicznie znane!

– Ale nie masz problemu z tym, że w razie rozpadu małżeństwa zatrzymasz dzieci? Nie uważasz, że to jest bardzo prywatna sprawa?

Giannis przestał na moment chodzić tam i z powrotem po pokoju i rzucił jej mroczne, nieprzeniknione spojrzenie.

– Nie o to chodzi.

– Właśnie o to chodzi – oświadczyła. – To był jeden z ważniejszych punktów intercyzy. A jednak nie uznałeś za stosowne przedyskutowanie tego ze mną najpierw prywatnie. Oczywiście ty tylko narzucasz, ty nie rozmawiasz.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Giannis, mimo że był świadomy swojej słabości w tym względzie.


– Jak śmiesz pozwolić swoim prawnikom na omawianie tego, jak stracę swoje dzieci, skoro najbardziej prawdopodobne jest, że to ty zniszczysz nasze małżeństwo!

Na dźwięk tej krytyki na policzkach Giannisa pojawiły się ogniste plamy.

– Ja małżeństwo traktuję bardzo poważnie. – Maddie uniosła podbródek.

– Ja też. Stąd intercyza. Ale nie przyjmę żądań, które przekazałaś mi za pośrednictwem prawnika!

– Nie dałeś mi wyboru, co do poślubienia ciebie. Mam jednak na tyle rozumu, że nie rzucę się głową naprzód, zanim nie sprawdzę wszystkich pułapek i nie spróbuję ich uniknąć!

– Ty widzisz tylko pułapki i problemy! Co się stało z twoją ufnością i optymizmem? Jestem pewien, że będę doskonałym mężem – Giannis zadeklarował bez wahania. Przez ostatnie dziesięć dni każdą wolną chwilę poświęcał planowaniu ślubu, którym ona w ogóle się nie interesowała. – Musisz jednak przyjąć do wiadomości jedną rzecz… Nie zniżę się do podpisania umowy określającej, jak mam żyć.

– Czy ktokolwiek kiedykolwiek próbował narzucić ci jakieś granice?

– Uważam, że sam jestem w stanie wyznaczać sobie granice – syknął przez zaciśnięte zęby.

– Nie sądzisz, że to właśnie dlatego znalazłeś się teraz w tej sytuacji? – odparła Maddie. – Zaręczony z jedną kobietą, sypiający z drugą. To był przepis na katastrofę.


Ta nieprawdopodobnie nietaktowna uwaga wywołała w Giannisie czystą wściekłość. Jego oczy płonęły niczym rozżarzone węgle.

– Nie będę więcej z tobą o tym rozmawiał – powiedział, ruszając w stronę drzwi. – Nie mogę…

– I owszem, możesz.

– Jesteś w ciąży i nie powinnaś się denerwować. Nie mogę się z tobą tak kłócić!

Maddie kilkoma susami znalazła się przed nim, oparła się plecami o drzwi i rozpostarła ręce.

– Nie bądź niemądry… Oczywiście, że możesz się ze mną kłócić! Z czego według ciebie jestem zrobiona? Ze szkła?

– Jak dla mnie, to składasz się ze wspaniałych kształtów. – Rzucił jej bezwstydne spojrzenie. Ręcznik zsunął się nieco w dół, obiecująco odkrywając kawałek jej wspaniałych, kremowych piersi.

Wzrok Maddie napotkał jego spojrzenie i poczuła, jak przez jej ciało przepływa fala gorąca. Wiedziała, że jeśli zostanie tak choćby jeszcze przez chwilę, Giannis chętnie użyje argumentu seksu, żeby odciągnąć jej uwagę od sprawy. Odsunęła się więc od drzwi i cofnęła kilka kroków.

– Poza tym nie musimy się kłócić… Wystarczy, jak porozmawiamy – powiedziała uspokajająco.

Giannis nie chciał rozmawiać. Chciał tylko ściągnąć z niej ręcznik i zatopić się w jej wspaniałym ciele, do chwili aż tumult gorączkowych myśli uspokoi się, a bolesne pożądanie zostanie zaspokojone.

– Proszę, nie idź – poprosiła Maddie, chcąc za wszelką cenę go zatrzymać. – Naprawdę chciałabym, żeby nasze małżeństwo było udane.

Jego napięcie odrobinę zelżało i odwrócił się do niej.

– Widzisz… To nie chodzi o nakazywanie ci, co masz robić. Źle to zrozumiałeś – zapewniła go. – Wiem, że to by się nie udało.

Giannis oparł się plecami o drzwi.

– Ja to widzę w ten sposób: masz wybór. Nasze małżeństwo może być tylko fasadą…

Zmarszczył brwi.

– Fasadą?

– Ze względu na dzieci. Opiekowalibyśmy się nimi wspólnie, a ty miałbyś wolną rękę, jeśli chodzi o inne kobiety.

Giannis zesztywniał. Znał jej poglądy i taka propozycja wydała mu się w najwyższy sposób podejrzana.

– Do czego zmierzasz?

– To byłoby otwarte małżeństwo. Prowadzilibyśmy dwa różne życia, oddzielnie.

– Oddzielnie? – Giannisowi nie podobała się taka propozycja.

Maddie się zarumieniła.

– Na pewno sypialibyśmy oddzielnie… Giannis potrząsnął energicznie głową w geście odrzucenia.

– Brzmi raczej jak piekło.

– Ale skoro nie jesteś w stanie zobowiązać się do wierności, taki rodzaj małżeństwa będzie ci odpowiadał najbardziej.


Giannis milczał, wpatrując się w nią lśniącymi oczami.

– Będą oczywiste korzyści. Przynajmniej zaakceptujemy siebie takimi, jacy jesteśmy.

– Ja, wieczny grzesznik, i ty, święta męczennica? – powiedział Giannis cynicznie.

– Nie. W końcu zapomnimy… że w ogóle z sobą spaliśmy – mruknęła. – I wtedy będziemy mogli być przyjaciółmi.

Giannis potrząsnął głową.

– Zakładam, że drugą opcją jest trzymanie się małżeńskiej przysięgi albo utrata milionów, jeśli złamię twoje zasady?

Maddie skrzywiła się.

– To dość bezpośredni sposób przedstawienia sprawy.

– A jak ty byś to opisała, glikia mou?

– Po prostu chcę, żeby nasze małżeństwo było na poważnie – przyznała.

– Na poważnie? Jeśli zrobię to, co mi każesz, zgodzisz się dzielić ze mną łóżko? -prychnął. – Zapomnij o tym. Grecja nie rodzi mięczaków.

– A gdzie jest napisane, że grecki miliarder musi mieć kochankę? – rzuciła Maddie z pełną złości frustracją w głosie…- Ja ci nie wystarczę? Jak byś się czuł, gdybym ja sypiała z innym?

Giannis przestał udawać spokój, oderwał się od drzwi i podszedł do niej zdecydowanym krokiem. W jego oczach błyszczała złość.

– Nawet o tym nie myśl! Nie będę tolerować nawet flirtu. Ani przez chwilę!

Maddie rzuciła mu triumfujące spojrzenie.

– Nie powiem tego, co jest tu oczywiste.

Theos mou… Czy chcesz mnie nazwać hipokrytą?

– Nie sądzę, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, ponieważ prawdopodobnie nie weźmiemy ślubu. W końcu wygląda na to, że żadne z nas nie podpisze tej intercyzy – w głos Maddie wkradł się dziwny ton. Nie takiego rozwiązania sprawy się spodziewała. Niestety nie do końca przemyślała, jakie mogą być rezultaty jej strategii.

W ciszy, jaka po tym nastąpiła, słychać było, jak Giannis wypuszcza powietrze z płuc. Wpatrywał się w nią z niezwykłą intensywnością.

Bez słowa wyszedł z pokoju. Zeskakując po dwa stopnie, zadzwonił po limuzynę. Czekając, nalał sobie brandy. Był tak wściekły, że chodził po gabinecie tam i z powrotem, jak tygrys w klatce. Kiedy poinformowano go, że samochód czeka, nagle poczuł, że nie chce jechać. Zaplanował, że zostanie na noc, i tak zrobi. To ona uciekała przed problemami, nie on.

Przy drugiej szklance brandy Giannis znalazł w końcu winnego tej sytuacji. To prawnicy do tego doprowadzili! Jak Maddie miała zrozumieć umowę, która została napisana, żeby chronić jego majątek? Nie było w niej cienia chciwości. Była jedyną kobietą, jaką spotkał, która nie była zainteresowana jego bogactwem, tylko traktowała go jak drugiego człowieka. Często było to niewygodne doświadczenie, ale nie wychodziła za niego dla pieniędzy, a umowa ta została skonstruowana właśnie na taki wypadek. Nie, był przekonany, że nigdy nie zrobi nic, co mogłoby skrzywdzić ich dzieci.

Zastanawiał się, czy wie o tym, że historia małżeństw w rodzinie Petrakosów była długa i nieszczęśliwa. Gorzkie rozwody, bitwy w sądach o opiekę nad dziećmi i skandale – w prawie wszystkich pokoleniach. Jego pradziadkowie byli ostatnią szczęśliwie poślubioną parą w najbliższej rodzinie. Rodas Petrakos poślubił ukochaną z dzieciństwa, Dorkas, na przekór wszystkim. Nie było intercyzy i mimo że wszystko świadczyło przeciwko nim, zostali razem. Po drodze oboje musieli nauczyć się kompromisu i ustępowania sobie nawzajem, ale nigdy nie wtrącali się do tego prawnicy. Może, stwierdził Giannis, nie powinno się dopuszczać osób trzecich do tak prywatnych spraw.


Usłyszawszy pukanie do drzwi, Maddie uniosła się na łokciu.

– Tak?

Giannis wszedł do pokoju, bez krawata i marynarki.

Maddie zamrugała z zaskoczeniem oczami. Słyszała wcześniej podjeżdżającą limuzynę i była przekonana, że wyjechał.

– Wciąż tu jesteś? Giannis skinął głową.

– Mam lot jutro wcześnie rano. Nie byłoby sensu wyjeżdżać. Nawet ja muszę spać.

– Och. – Zdała sobie sprawę, że jej oczy muszą być zaróżowione i spuchnięte od płaczu, ale całe szczęście nie patrzył wprost na nią. Wydawał się niezwykle zainteresowany rzeźbionym łóżkiem. – Coś się stało?

– Nie, ale podjąłem decyzję. Nie będziemy podpisywać intercyzy. Nie jest konieczna.

Maddie nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Chciała zapytać o to, którą opcję małżeństwa wybrał, ale nic nie powiedziała. Może powinna wyjść za niego i dopiero potem zacząć go zmieniać? Wstydziła się za siebie za takie myśli, ale z drugiej strony szybko dochodziła do wniosku, że bezpośrednia konfrontacja jest w jego przypadku nieskuteczna. Był samcem alfa, przygotowanym na ciągłą walkę. Musiała być bardziej subtelna. W końcu bez względu na to, jak bardzo ją irytował, kochała go całym sercem i wiedziała, jak byłaby bez niego nieszczęśliwa.

– Dobrze… – zgodziła się Maddie.

Giannis zauważył ciemne kręgi pod jej oczyma i ich czerwone obwódki i poczuł wyrzuty sumienia, że doprowadził ją do takiego stanu.

– Powinnaś teraz spać, pedhi mou – szepnął łagodnie.

– Zostań… – Maddie usłyszała swój szept, zanim zdążyła pomyśleć.

Po chwili wahania Giannis położył się obok niej na łóżku. Objął ją i przyciągnął do siebie.

– Śpij – powiedział. – Wyglądasz na okropnie zmęczoną.

Maddie nie potrzebowała tej informacji, żeby wiedzieć, że nie wygląda najlepiej, ale szybko jego ciepło zaczęło ją uspokajać. Znajomy zapach jego wody kolońskiej dotarł do jej nozdrzy i pomimo zmęczenia obudziło się w niej pragnienie.

Giannis przesunął rękę na jej brzuch.

– Mogę? – szepnął.

– Co tylko chcesz – wypowiadając to zaproszenie, lekko zadrżała.

Delikatnie rozpostarł palce.

– To niesamowite – szepnął, a ona poczuła ciepło jego oddechu na swoim policzku.

Giannis poczuł pod dłonią lekkie poruszenia. Kiedy stały się wyraźniejsze, mruknął z zachwytem:

– Czy to jedno z dzieci kopie?

– Tak, są bardzo aktywne – powiedziała Maddie cicho, zdając sobie sprawę, że w tej chwili jest bardziej zainteresowany cudem poczęcia niż jej dalekim od ideału ciałem.


Maddie uśmiechnęła się, wsłuchując w szum rozmowy w obcym języku po drugiej stronie obszernej kajuty.

Wyglądało na to, że będzie brała ślub po grecku. Dzień wcześniej przyleciała na pokład jachtu jej narzeczonego, Libos I, płynącego po Morzu Egejskim. Chcąc jak najdłużej chronić ich prywatność, Giannis do tej pory skutecznie ukrywał przed mediami miejsce ślubu. Wiedząc, że Maddie nie ma rodziny, za jej zgodą zaprosił swoje dwie kuzynki, które miały odegrać rolę jej druhen. Mimo że Apollina i Desma do Giannisa podchodziły z pełnym pokory zachwytem, obie brunetki szybko zaprzyjaźniły się z Maddie.


– To chyba musi być jakaś wyjątkowo ciekawa plotka!

Siostry umilkły i rzuciły jej zmieszane spojrzenia.

– Plotka? – spytała Apollina zmartwionym głosem.

– Tylko się z wami przekomarzałam.

– Tylko się przekomarzała… – powtórzyła Desma z wyraźną ulgą w głosie.

– Coś się stało? – spytała Maddie, bo wyglądało na to, że obie kobiety są czymś zaniepokojone.

Apollina, starsza z sióstr, podeszła do niej bliżej.

– Oczywiście, że nie. Wyglądasz wspaniale, Maddie.

– To fantastyczna suknia. – Maddie obróciła się przed dużym lustrem, chcąc się obejrzeć pod każdym możliwym kątem. Koronkowy gorset i wąskie rękawy były dopasowane i wyglądały niezwykle stylowo. Pod biustem koronka przechodziła w doskonałej jakości jedwab, który, opadając luźno do ziemi, znakomicie ukrywał jej brzuch. We włosy cierpliwie wpleciono jej perły i po raz pierwszy w życiu czuła się piękna. Na szyi miała wspaniały diament w kształcie serca. Był to prezent od Giannisa, który przyniesiono jej, kiedy tego ranka jadła śniadanie.

– To nie sukienka. To ty wspaniałe wyglądasz – poprawiła ją Desma. – Kiedy cię zobaczą, każdy od razu zrozumie, dlaczego Giannis się w tobie zakochał.

W oczach Maddie pojawił się cień. Podeszła do okna i zauważyła, że ogromny statek w końcu zaczął kierować się w stronę lądu, po ponad dobie spędzonej na otwartym morzu. Apollina i Desmapo prostu starają się być miłe, pomyślała. Siostry prawdopodobnie nie mają pojęcia, że przez ostatnie trzy tygodnie prawie nie widywała Giannisa. Spał obok niej tę jedną noc w Harriston Hall, ale nie dotknął jej, i wyjechał, zanim się obudziła. Właściwie to nie kochali się od czasu, kiedy byli w Maroku. Ostatnio widziała go tylko dwa razy i to zawsze w towarzystwie innych ludzi. Trzymał ją wtedy za rękę, niezręcznie, jakby nie wiedział, co z nią ma zrobić, i trzy razy przy różnych okazjach pocałował ją w czoło i w policzek, jakby była jakąś staruszką albo małym dzieckiem. Najwyraźniej jej seksapil znikał, w miarę jak powiększał się jej brzuch.

– To Libos. – Apollina dołączyła do niej przy oknie. – Czy może być doskonalsze miejsce na ślub niż prywatna wyspa?

Desma odebrała dzwoniący telefon i podała go Maddie.

– Co myślisz o swoim przyszłym domu? – usłyszała w słuchawce głos Giannisa.

Gęsta zieleń spływała w dół aż do białej plaży, otoczonej turkusową wodą. Wysadzane wysokimi cyprysami wzgórza otaczały malownicze miasteczko z białymi domami i portem.

– Jest piękne… Wiem, że to banał, ale wygląda niczym z pocztówki.

– Wyjdź na pokład, będziesz miała stamtąd lepszy widok.

Nie słuchając lamentów swoich druhen, Maddie wyszła z kajuty na taras. Wiatr rozwiewał jej miedziane loki, ale uśmiechała się, kiedy Giannis kierował jej uwagę ku różnym elementom krajobrazu i wyjaśniał, że jego willi nie widać od strony morza.

– Gdzie jesteś? – spytała.

– W porcie. Piję ostatniego drinka jako wolny mężczyzna. Widzimy się za dziesięć minut, pedhi mou.

Znajomy ton jego głosu rozwiał wszystkie jej lęki dotyczące przyszłości. Libos I wpłynął do portu i zacumował, a załoga ustawiła się w rzędzie, życząc jej wszystkiego najlepszego, kiedy schodziła po trapie w dół. Była oczarowana czekającym na nią wspaniałym powozem, zaprzężonym w dwa białe konie.

Kościół miał wysoką, piękną wieżę i dominował nad pięknym placem, który wydawał się za duży, jak na tak małe miasteczko.

Giannis podszedł do powozu, żeby pomóc jej wysiąść. W eleganckim garniturze, z czarnymi włosami błyszczącymi w słońcu, wyglądał wspaniale. Uśmiechnął się do niej, a kiedy tylko stanęła na pierwszym stopniu powozu, od razu poczuła jego intensywny wzrok na sobie.

– Wyglądasz niesamowicie.

– Co myślisz o sukni?

Giannis chwycił ją na ręce. W jego wzroku widać było męską aprobatę.

– Bardzo, bardzo seksowna – mruknął jej do ucha.

– Ale przecież nic w niej nie widać – szepnęła.

– Mam fotograficzną pamięć – odparł zmysłowo, opuszczając ją na ziemię.

Maddie stała nieruchomo, czekając, aż druhny poprawią jej welon i podepną kosmyki włosów, które wysunęły się z misternie zrobionej fryzury.

Nagle zaczęła się zastanawiać, czym się tak naprawdę martwiła i czemu była taka spięta. Przecież właśnie wychodzi za mężczyznę, którego kocha!

Kościół pełen był ludzi. Kiedy weszli do środka, słychać było wyraźne westchnienie. Jej wzrok padł na kolorowe freski, porozstawiane wszędzie bukiety kwiatów i poważnego księdza. W powietrzu czuć było zapach kadzidła.

Rozpoczęła się ceremonia. Uroczysty rytuał wciągnął Maddie od samego początku, a kiedy goście zaczęli obrzucać nowożeńców płatkami kwiatów, czuła, że serce ma przepełnione szczęściem.

Potem powóz przewiózł ich przez miasto i w górę drogi wijącej się między wzgórzami. Willa Petrakosów była o wiele starsza, niż Maddie się spodziewała. Giannis wyjaśnił jej, że związki rodziny z Libos sięgają w przeszłość ponad wiek. On sam kupił wyspę niedawno i objął ją ochroną. Chciał, żeby pozostała w niezmienionym stanie.

Z willi, otoczonej wspaniałymi ogrodami, rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na morze. Giannis przeniósł swoją żonę przez próg. Maddie śmiała się, kiedy przyjechali pierwsi goście.

Z Giannisem u boku Maddie zaczęła poznawać jego krewnych i przyjaciół. Szybko straciła rachubę twarzy i nazwisk. Liczba gości była przytłaczająca. Wielu mówiło po angielsku, ale Maddie postanowiła jak najszybciej nauczyć się greckiego. W czasie długiego posiłku starała się nie zwracać uwagi na to, że wszyscy się w nią wpatrują.

– Dlaczego tylu ludzi na mnie patrzy? – zapytała w końcu Apollonię.

Po kilku kieliszkach szampana młoda brunetka była bardzo rozbawiona.

– A ile powodów potrzebujesz? Dzisiaj stałaś się bardzo wpływową kobietą. Poza tym sprzątnęłaś Giannisa sprzed nosa Kriście w ostatniej chwili. Rodzina jest bardzo ciebie ciekawa i pewnie chcą wiedzieć, ile z tego, co przeczytali o tobie w gazecie, jest prawdą!

– Jakiej gazecie? – zapytała Maddie zaskoczona. Apollonia zakryła usta dłonią.

– Giannis zakazał nam o tym mówić. Proszę, nie zdradź mu, że ja ci to powiedziałam!

Z tą prośbą młoda dziewczyna uciekła. Giannis zabrał Maddie na parkiet. Próbowała powstrzymać swoją ciekawość, ale nie była w stanie.

– Co napisali o mnie w gazecie? – zapytała w końcu. – To jakiś angielski tytuł?

Giannis skrzywił się z niesmakiem.

– Tak. Moi prawnicy się tym zajmują…

– Ale co napisali?

– Nic ważnego.

– Nalegam…

– Naleganie donikąd cię nie zaprowadzi, pedhi mou – przerwał jej Giannis. – Jesteś teraz jedną z Petrakosów. Interesowanie się tym, co wypisują gazety, powinno być poniżej twojej godności.


– Nie mów do mnie, jakbym była dzieckiem – sprzeciwiła się Maddie.

Giannis zacisnął szczęki.

– Więc zachowuj się jak dorosła. To jest nasze wesele, a ty pokazujesz wszystkim, że się sprzeczamy.

– Zapewne Krista zachowałaby się znacznie lepiej – odgryzła się Maddie.

– Jej zachowanie przy innych było zawsze nienaganne.

Maddie, która już zaczynała się źle czuć po tym komentarzu, została dodatkowo ukarana jego odpowiedzią, potwierdzającą jej najgorsze obawy. Była zazdrosna, a on się jej wstydził.

Resztę utworu przetańczyli w ciszy. Maddie miała do twarzy przyklejony uśmiech, ale oczy, wpatrzone w klapę jego marynarki, piekły. Po tańcu zeszła z parkietu, znalazła spokojny kąt i miała właśnie wyjść z sali balowej, kiedy tuż przed nią na ziemię upadła laska.

Maddie podniosła ją i podała drobnej staruszce, siedzącej przy stoliku obok.

– Proszę…

Drobna, delikatna ręka chwyciła ją za nadgarstek.

– Chodź, usiądź przy mnie. Jestem prababcią twojego męża. Mam na imię Dorkas.

Po sekundzie wahania Maddie usiadła.

– Giannis przypomina mojego zmarłego męża – powiedziała Dorkas. – Jest uparty, niecierpliwy i zdecydowanie za sprytny.

Maddie rzuciła jej zmieszane spojrzenie, stwierdzając, że te ciemne oczy musiały dostrzec napięcie pomiędzy nimi. Zaróżowiła się.

– To prawda.

– Rodas jednak urodził się w kochającej rodzinie. Giannis nie miał tego szczęścia. – Dorkas zacisnęła wargi. – Ile wiesz o rodzinie swojego męża?

– Nie lubi o niej mówić. Starsza kobieta westchnęła.

– Jego rodzice nie powinni byli mieć dzieci. Giannis był wychowywany przez służących. Giannis nie zaznał od nich miłości ani nawet sympatii…

Maddie była wstrząśnięta.

– Nie miałam pojęcia.

– Kiedy miał szesnaście lat, jedyna osoba, która go w tym domu kochała, zmarła. Zaczął szaleć. Całe szczęście wyszedł z tego. Jest bardzo silny – powiedziała Dorkas Petrakos z dumą. – Potrzebuje jednak równie silnej żony, która będzie potrafiła go kochać.

Maddie powoli odzyskiwała spokój.

– Rodas i ja często się kłóciliśmy, ale kiedykolwiek ktoś ośmielił się coś o mnie powiedzieć, bronił mnie jak lew.

Maddie uśmiechnęła się.

– Usłyszała pani o tym artykule w gazecie, prawda?

Wyblakłe oczy zalśniły wesołością.

– Mam jeden egzemplarz w torebce.

– Mogę go zobaczyć?

Dorkas podała jej złożony kawałek papieru. Była to kopia, przefaksowana przez jej przyjaciela z Londynu.


Widząc tytuł, Maddie się skrzywiła. Zwykła dziewczyna kradnie Petrakosa dziedziczce fortuny.

– Giannis nie miał chyba nic przeciwko takiej kradzieży – zachichotała Dorkas. – Nie był szczęśliwy z Kristą. A jeśli chodzi o resztę, to trzymaj głowę wysoko. Miłość nie jest grzechem, a dzieci są błogosławieństwem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, ciężko pracujesz, troszczysz się o starszych ludzi. Mało jest dziś takich ludzi na świecie.

Giannis podszedł do nich z uśmiechem rozbawienia na ustach.

– Co o niej myślisz? – zapytał Dorkas.

Na jej twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech, i poklepała Maddie po kolanie.

– To skarb. Dbaj o nią.

Giannis usiadł obok starszej pani, żeby chwilę porozmawiać, a potem rozpoczął się koncert sławnego piosenkarza.

Kiedy Giannis i Maddie wyszli na mały taras, osłonięty bujną roślinnością, zapadał już zmrok. Mąż pocałował ją powoli i zmysłowo.

– Za drzwiami, w rogu, są schody. Nasz apartament jest na samej górze. Przyjdę za pięć minut – powiedział.

– Ale nie możemy tak po prostu zniknąć…

– I owszem, możemy – powiedział, znów próbując jej różowych, pełnych ust. – To jest nasza noc poślubna, agape mou.


W dużym, pięknie urządzonym pokoju panował przytulny półmrok. Właśnie wąchała wspaniały bukiet róż w srebrnej misie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Pokojówka podała jej telefon.

– Halo? Kto mówi? – spytała.

– Krista.

Maddie poczuła, jak na jej ciało występuje zimny pot.

– Dlaczego do mnie dzwonisz?

– To twoja noc poślubna i chciałabym, żebyś wiedziała, że zamieniłyśmy się rolami – mruknęła słodko Krista. – Ty byłaś kochanką, a teraz ja nią jestem. Giannis nie ma zamiaru się ze mną rozstawać. Teraz chce cię uszczęśliwić, bo spodziewasz się tych cennych bliźniaków. Ale ja dalej będę częścią jego życia.

Po tych zatrutych słowach w słuchawce rozległ się sygnał przerwanej rozmowy. Maddie odłożyła ją. Co za mściwa kobieta! Oczywiście to, co powiedziała, nie było prawdą. To tylko wstrętne kłamstwa, które miały ją zranić.

Maddie stwierdziła, że jest zbyt rozsądna, żeby zwracać na takie rzeczy uwagę. Dzień jej ślubu był wspaniały. Kochała Giannisa i miała do niego zaufanie.

Загрузка...