Przejmujący krzyk rozdarł nocną ciszę. Ashley pomyślała w pierwszej chwili, że to kolejny podstęp ludzi Jeffa. Kiedy otworzyła jednak oczy, zorientowała się, że jest w sypialni Jeffa, w jego ogromnym domu w Queen Annę Hill. A więc nie było to żadne ćwiczenie.
Zamrugała, usiłując dostrzec coś w ciemności i zorientować się, co się stało. Czyżby Maggie przyśnił się jakiś koszmar?
Rozległ się znowu krzyk, ale nie od strony korytarza. Przeraźliwy okrzyk boleści wyrwał się z piersi mężczyzny leżącego obok niej. Ashley odwróciła się do Jeffa. Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że dochodzi druga w nocy. Na ogół wracała na noc do swojego łóżka, ale dzisiaj coś ją powstrzymało. Przyglądała się Jeffowi, jak walczy z kołdrą, wykrzykując ochrypłym głosem niezrozumiałe zdania, zadowolona w duchu, że została u niego.
Wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. Chciała go obudzić, ale trochę się obawiała, że zanim się ocknie z dręczącego koszmaru, może jej niechcący zrobić krzywdę.
Zapaliła lampę na nocnym stoliku i wyszeptała czule jego imię.
Jeff ocknął się natychmiast. Otworzył oczy i rozejrzał się badawczo po pokoju. Gdy jego wzrok spoczął na Ashley, znieruchomiał.
– Śniło mi się coś – oznajmił.
Skinęła głową.
– Krzyczałeś przez sen. Wszystko w porządku?
Dopiero teraz spostrzegła, że Jeff jest spocony i blady jak trup. Jego chrapliwy oddech rozlegał się w całym pokoju.
– Jeff? Co się stało?
– Nic.
Z pewnością tak nie było. Przygryzła dolną wargę, niepewna, jak się wobec niego zachować. Nie mogła go zmusić, by jej się zwierzył, czy choćby trochę rozluźnił. Zdezorientowana, zostawiła palące się światło, wślizgnęła się pod przykrycie i przytuliła do niego. Leżała z głową na poduszce, ale obejmowała ramieniem jego pierś. Przywarła udami do jego ud i czekała.
Jeff powoli się uspokajał. Oddychał regularnie, a jego ciało nie było już takie rozpalone. Ashley włożyła nocną koszulę, gdy przestali się kochać, ale Jeff był wciąż nagi. Przeczesała palcami włosy na jego piersi. Wyczuła pod palcami długą, cienką bliznę, biegnącą wzdłuż klatki piersiowej.
– Po czym ta blizna?
– Pamiątka po walce na noże.
– Gdzie ci się to przydarzyło?
– W Afganistanie. Zmarszczyła brwi.
– Nie przypominam sobie, żeby nasze wojsko walczyło w…
– głos uwiązł jej w gardle. – Och, zdaje się, że nie powinnam o tym wiedzieć.
– Rzeczywiście.
Westchnęła.
– Czy przeżyłeś tam rzeczy, które teraz śnią ci się po nocy? Wspominałeś mi o palącej się wsi i uciekających przed tobą ludziach.
– Tak.
Nie był zbyt rozmowny.
– Ten sen przyśnił ci się już przy mnie wcześniej, nie przypominam sobie jednak, żebyś krzyczał.
Odwrócił głowę. Uniosła się na łokciu i dotknęła jego policzka.
– Jeff? Możesz mi powiedzieć prawdę. Tak łatwo mnie nie przestraszysz. Jeśli to sprawa zbyt osobista, to rozumiem, ale jeżeli ukrywasz przede mną coś, by oszczędzić mi przykrości, uznam to za policzek.
Jeff słysząc te słowa, odwrócił się do niej. Na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
– Zane mówił mi, że parowałaś wszystkie jego komentarze na temat „bab". Muszę mu powiedzieć, że nie dasz sobie wcisnąć żadnej ciemnoty.
– To prawda. Zaznałam w życiu wiele cierpienia. Niełatwo mnie zszokować. Możesz śmiało mówić o wszystkim, a ja chętnie cię wysłucham.
Uśmiech znikł z jego twarzy. Przymknął oczy.
– To był inny sen – powiedział cicho. – Nawiedziły mnie dusze zmarłych.
Dopiero po chwili zrozumiała, co ma na myśli. Dusze ludzi, których zabił. Usiadła na łóżku i oparła mu głowę na ramieniu.
– Byłeś żołnierzem. Wykonywałeś jedynie rozkazy.
– Czy to mnie rozgrzesza?
– Nie wiem. Wiem jednak, że nie czyni to z ciebie potwora. Wbrew temu, co twierdzi twoja była żona, nadal jesteś człowiekiem.
Przełknął ślinę.
– W moich śnie pojawiła się też Maggie. Krzyczała rozpaczliwie, żebym ją ratował, a ja nie mogłem nic zrobić. Jak tylko zbliżyłem się do niej, uciekała na mój widok.
Ashley wzdrygnęła się. Nie chciała słuchać tego dłużej. Nie chciała wiedzieć, co przecierpiał Jeff, spełniając swój obowiązek. Tak bardzo pragnęła wyzwolić go od dręczącego go koszmaru.
– Z pewnością istnieje psychologiczne wytłumaczenie tego, że Maggie pojawiła się raptem w twoich snach – stwierdziła. – Przejmujesz się nią i chcesz uchronić ją od wszelkiego zła. Moją przyjaciółkę prześladuje sen, w którym ginie niemowlę. Jej dzieci są już dawno dorosłe i nie mieszkają z nią, nie znaczy to jednak, ze przestała się o nie martwić.
– Poznanie źródła snu nie oznacza, że traci on na sile.
– Wiem – pocałowała go czule w ramię. – Jeff, chętnie cię wysłucham, jeśli sądzisz, że to coś pomoże.
Nie odpowiedział. Leżała nadal przytulona do niego. Jeff przymknął oczy i myślała już, że zasnął. Sen dobrze by mu zrobił. Odezwał się jednak po chwili:
– Nie mogę ci powiedzieć nic więcej. Gdybyś poznała prawdę, nie zmrużyłabyś już nigdy oczu.
W pierwszej chwili mu nie uwierzyła, kiedy jednak odwrócił ku niej twarz, zobaczyła, że jest śmiertelnie poważny. Przypomniała sobie jego wypowiedzi w czasie minionego weekendu. Wykłady, opowiadane swobodnym tonem historie. Profesjonalne podejście do tematu. Raptem jej ciało przeszył lodowaty dreszcz. Nie chciała znać koszmarów z jego przeszłości.
Przywołała w pamięci jeden z wykładów na temat bomb i pułapek minowych oraz urazów ciała, jakie mogą spowodować. Wiedza Jeffa nie pochodziła z książek, ale z doświadczenia. Napatrzył się na ginących ludzi. Był naocznym świadkiem niejednego koszmaru na tym podłym świecie.
– Tak bardzo chciałabym ci ulżyć w cierpieniu – westchnęła, muskając jego policzek. – Ale nie wiem jak.
Ujął jej dłoń i przycisnął do niej usta. W jednej chwili rozwiały się wątpliwości. Kochała go. Pokochała go od pierwszego wejrzenia. Nieważne, co Jeff do niej czuje, czyją kocha, czy też nie. Posiadał ją całą – jej serce i duszę.
– Dlaczego płaczesz? – zapytał szeptem. Ashley pociągnęła nosem.
– Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Otarł łzy z jej twarzy.
– Co cię doprowadziło do łez? Jak miała mu to wytłumaczyć?
– To twoja przeszłość mnie zasmuca. Pragnęłabym wymazać ją z pamięci, ale nie potrafię.
Zebrał palcami kolejne łzy i polizał je, jakby chciał sprawdzić, czy są prawdziwe.
– Jeszcze nigdy nikt nie płakał nade mną.
Nie bardzo wiedziała, co ma na myśli – że nikt tego nie robił, czy że nie powinien.
– Nic na to nie poradzę – odparła. – Czuję twój ból. Zmarszczył brwi.
– Nie jestem taki jak inni ludzie.
– Wiem o tym.
– Rozczarowałem cię, tak?
Nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu.
– Nie. To dla mnie zaszczyt znać takiego człowieka. I stanowić część jego życia.
Jeff pokręcił głową.
– Nadal nie rozumiem, skąd te łzy.
– Płaczę, bo się o ciebie martwię.
Niemal tydzień później Jeff nadal nie rozumiał sensu tych słów. Rzucił pióro na leżący przed nim notes. Wycofał się po obiedzie do gabinetu, rzekomo po to, aby pracować. Myśli jednak zaprzątała mu wyłącznie Ashley oraz ich dziwna rozmowa.
Ashley płakała nad nim. Nie rozumiał tego, tak samo jak nie rozumiał jej wytłumaczenia, że płacze, bo się o niego martwi. Przecież nic się między nimi nie zmieniło. Nadal spędzali ze sobą noce, wciąż darzyła go zaufaniem, jeśli chodzi o córkę. Miał nadzieję, że między nimi wszystko jest w porządku, ale nie był tego pewien. Dręczyło go poczucie nadchodzącej klęski.
Ashley spędziła z nim weekend, poznając go od innej strony. Odniósł wtedy wrażenie, że nic nie jest w stanie jej odstraszyć. Obawiał się jednak, że jego koszmary nocne dopełniły miary. Śnił, że Maggie grozi niebezpieczeństwo, a on nie może jej uratować, bo mała się go boi. Czy Ashley nie rozumiała symboliki tego snu? Że tak naprawdę nie może na niego liczyć?
Drzwi do gabinetu otworzyły się z impetem. Ashley wkroczyła do środka i wzięła się pod boki. Posłała mu piorunujące spojrzenie.
Poczuł się na jej widok jak pijany. Wyglądała przepięknie, z roziskrzonymi oczami i rumieńcami na policzkach. Sweterek opinał ponętnie jej smukły tułów, a dopasowane spodnie podkreślały szczupłość bioder. Nie potrafił powstrzymać się od śmiechu na widok puchatych skarpetek w krowy.
– Widzę, że ci cholernie wesoło – oburzyła się. – Jesteś jednak w poważnych tarapatach, mój panie.
Jeff w ułamku sekundy stracił dobry humor. Stało się. Ashley odkryła prawdę i zamierza od niego odejść.
Milczał, bo cóż miał. powiedzieć? Przecież wiedział, że taki będzie finał ich znajomości.
Ashley podeszła do biurka.
– Już od tygodnia mnie unikasz. Nie próbuj się tylko wykręcać pracą. Co się z tobą dzieje?
– Kiedy ja naprawdę mam mnóstwo pracy – upierał się. – Całkowicie mnie pochłonęła sprawa Kirkmana.
Ashley nawet nie drgnęła powieka.
– Spróbuj to wmówić komu innemu, ale nie mnie. Co się stało?
Zastanawiałam się nad wydarzeniami z ostatnich dni i doszłam do wniosku, że zachowujesz się dziwnie od poniedziałku. Wtedy w nocy przyśnił ci się koszmarny sen. Rozmawialiśmy na ten temat. O co ci chodzi, Jeff? Czy ma to jakiś związek z twoim snem? A może niepokoi cię, że za bardzo się do siebie zbliżyliśmy?
W pewnym sensie miała rację.
Westchnęła.
– Jesteś na mnie wściekły, Jeff?
– Nie, skądże.
– Patrzcie państwo, przemówił wreszcie – posłała mu piorunujące spojrzenie. – W porządku, nie jesteś wściekły. A może po prostu masz już dość mnie i Maggie? Może chcesz, żebyśmy się wyniosły?
Zdumiało go to pytanie. Zerwał się z miejsca, ale po chwili opadł znowu na skórzany fotel.
– Nie, nie chcę, żebyście się wyprowadziły. Lubię wasze towarzystwo.
Ashley podeszła jeszcze bliżej do biurka.
– Po nitce do kłębka dojdziemy do sedna sprawy. W porządku, nie jesteś na nas wściekły i lubisz nasze towarzystwo. Czy czujesz się szczęśliwy?
Nie bardzo wiedział, co to jest szczęście, skąd mógł w takim razie wiedzieć, co czuje?
– Widzę po twojej twarzy, że nie – westchnęła Ashley, rozsiadając się na krześle stojącym naprzeciwko biurka. – W porządku. Nie jesteś na mnie wściekły, ale nie czujesz się szczęśliwy. Mimo wszystko chcesz, abym została. Czy zadasz sobie trud, by mi to wyjaśnić?
Ashley nie dawała za wygraną.
– Ma to związek ze snem – powiedział Jeff, wpatrując się w blat biurka, bo nie chciał widzieć jej twarzy. – Męczy mnie, że śnią mi się takie koszmary. Zwłaszcza że nie wróżą nic dobrego.
– Dotyczą bowiem twojej przeszłości, do której wolałbyś nie wracać, tak?
– To nie o to chodzi – wziął głęboki oddech. – Zobaczyłaś moją słabość.
Spojrzał na Ashley, gdyż nie zareagowała. Wpatrywała się w niego wyczekująco. Jeff niemal jęknął. Jak długo trzeba jej jeszcze tłumaczyć? Dlaczego go nie rozumie? Słabość oznaczała niebezpieczeństwo, dlatego zasługiwała na pogardę. Pragnął z całego serca być razem z Ashley, bał się jednak zbytnio do niej zbliżyć. Jako żołnierz powinien pamiętać o zachowaniu dystansu, ale wobec niej jakoś go zachować nie umiał.
Po raz pierwszy w życiu odczuwał strach. Bał się stracić kogoś, kto był dla niego ważny.
Ashley pochyliła się do przodu i oparła się o biurko.
– Uważasz za słabość, że opowiedziałeś mi o swoim śnie.
– Między innymi.
Wpatrywała się w niego uporczywie.
– Powiedziałeś, że we śnie nie potrafiłeś uratować Maggie. Czy to cię boli?
Jeff zaczął się wiercić na krześle. Co za perfidia tak go zadręczać pytaniami.
– Tak.
– Boisz się, że jak poznam twoje słabości, to się to odwróci przeciwko tobie? Że zmienię zdanie o tobie?
Zerwał się na równe nogi.
– Cholera jasna! No pewnie, że tak! – żachnął się.
Wstała z miejsca i zmierzyła go lodowatym wzrokiem.
– Nie krzycz na mnie. To nie ja zachowuję się idiotycznie, tylko ty – okrążyła biurko i zatrzymała się tuż przed nim. – Przestań mnie traktować jak wroga – powiedziała, szturchając go palcem w klatkę piersiową. – Bo nim nie jestem. Przestań się przede mną chować dlatego, że zachowujesz się jak normalny człowiek. To wręcz mile widziane i możesz liczyć z mojej strony na zachętę.
Położyła mu ręce na ramionach i próbowała nim potrząsnąć.
– Czy nie dociera do ciebie, że mi na tobie zależy? – zawiesiła głos, ale po chwili mówiła dalej. – Nie zranię cię. Ani nie zmienię zdania na twój temat. Tak naprawdę to bardzo cię podziwiam. Może jako żołnierz naruszyłeś pewien kodeks. Może w twardej, żołnierskiej rzeczywistości pokazanie się od wrażliwej strony jest niebezpieczne. Lecz w prywatnych związkach kobiety z mężczyzną wrażliwość to jedynie zaleta. Zaufaj mi, tak jak ja ufam tobie.
– To ty mi ufasz? Wyrzuciła w górę ręce.
– To jedyne, co dotarło do ciebie z całej mojej przemowy?
– Nie.
Słyszał każde słowo, tylko nie bardzo wierzył, że to prawda.
– Jeff, posłuchaj mnie uważnie. Odkąd zwierzyłeś mi się, zależy mi na tobie jeszcze bardziej. Poznałam ciemne zakamarki twojej duszy, dzięki czemu stałeś mi się bliższy. Jeśli sądziłeś, że mnie odstraszysz i że od ciebie odejdę, to się pomyliłeś.
Zaschło mu w gardle, dlatego z trudem wydobył z siebie głos.
– A jak odebrałaś weekend? Czy coś się przez to zmieniło?
– Trochę działał mi na nerwy Zane, ale poza tym wszystko było w porządku – zamilkła na moment i uniosła wzrok. – Teraz mam jako takie pojęcie na temat twojej pracy. Bardziej doceniam twoje umiejętności. I tyle.
Jakby mu ktoś zdjął ciężar z piersi. Ashley nie była na niego wściekła, nie zamierzała też od niego uciec.
– Cieszę się – powiedział po prostu. Ashley uśmiechnęła się.
– Udowodnij mi to.
– Zrozumiał, co ma na myśli, dopiero kiedy zobaczył w jej oczach namiętny błysk. Pragnęła go. Chciała się z nim kochać i marzyła, by obsypał jej ciało pieszczotami.
Zaprzestał dalszych pytań, żeby jej nie zniechęcić. Objął ją ramionami, podniósł i posadził na krawędzi biurka. Złożył usta na jej wargach i zaczął całować.
Znał dobrze smak jej ust. Wślizgnął się językiem pomiędzy jej wargi, delektując się ich słodyczą. Muskali się językami, zataczając kółka, jak w rytualnym tańcu, który stworzyli na swój wyłączny użytek. Ogarnęła go fala pożądania – rosnące podniecenie spowodowało, że w żyłach zaczęła mu gwałtownie pulsować krew, a jego męskość, naprężyła się na jej brzuchu.
Ashley jest dla mnie idealną partnerką, przemknęło mu przez myśl. Przestał ją całować i przywarł ustami do jej brody, a potem szyi. Wszystko w niej było doskonałe. Jedwabista skóra, zapach ciała, jej dłonie pieszczące jego klatkę piersiową, niecierpliwe palce walczące z guzikami od jego koszuli.
Chwycił za brzeg jej sweterka i podciągnął go w górę. Ashley odchyliła się do tyłu. Ściągnął jej sweter przez głowę i rzucił na podłogę. Następnie zabrał się za biustonosz. Jednym zwinnym ruchem rozpiął haftkę i zsunął z ramion koronkowe ramiączka.
Wysunęła ku niemu nabrzmiałe sutki, jakby chciała się schronić przed panującym w pokoju chłodem. Objął dłońmi jej piersi, chłonąc ich ciężar, temperaturę oraz aksamitną gładkość. Ogarniało go coraz większe pożądanie. Pragnął zedrzeć z niej wszystko i posiąść natychmiast. Wstrzymywał się jednak, bo chciał najpierw zaspokoić Ashley. Nie tylko dlatego, że była ogromnie podniecona. Wiedział, że gdy Ashley osiągnie spełnienie, poczuje następujące po sobie, jeden po drugim, szybkie skurcze, jak tylko w nią wejdzie. To był dla niego najbardziej ekscytujący moment kochania się z nią.
Pochylił głowę i chwycił wargami jej prawy sutek. Zataczał wokół niego językiem małe kółeczka. Wsparł ręce o jej biodra i zaczął rozpinać jej dżinsy. Wplotła mu palce we włosy. Jej oddech przyspieszył. Wygięła się w łuk pod wpływem jego pieszczot, szepcząc jego imię.
Jednym szarpnięciem ściągnął z niej spodnie i figi. Została w samych skarpetkach. Wydało mu się to szalenie seksowne, dlatego ich nie zdjął. Zerwał z siebie koszulę i położył na biurku, za Ashley.
– Połóż się – poprosił. – Najwyższa pora, bym wziął się do roboty.
Roześmiała się i wyciągnęła się leniwie na blacie. Jeff usiadł na krześle i przysunął je bliżej do niej. Rozchyliła nogi – wsunął się między nie zwinnie. Poczuł, że jest rozpalona z podniecenia. Czekała na niego spragniona.
Myśl o tym, co nastąpi za chwilę, podnieciła go niemal do bólu. Poczuł pulsującą w dole brzucha krew, starał się jednak na to nie zważać. Później przyjdzie pora i na niego. Teraz chciał się skoncentrować na Ashley.
Położył jej ręce na brzuchu, a następnie wędrował w górę, przysuwając się do niej coraz bliżej. Połaskotał ją w żebra, jednocześnie drażniąc wargami jej uda – najpierw jedno, potem drugie. Muskał językiem, całował, delikatnie gryzł. Ashley dyszała ciężko i uśmiechała się, szepcząc jego imię. Położyła ręce na jego dłoniach, zachęcając go, aby przesunął się wyżej, aż do jej piersi.
Uniosła się w górę i oparła stopy o poręcz fotela, otwierając się dla niego. Przyjął to milczące zaproszenie i zaczął ją powoli pieścić. Jęknęła z rozkoszy i rozsunęła szerzej uda. Badał językiem miejsce, w które miał wejść za chwilę, zgłębiał słodką tajemnicę jej pożądania, zanim pocałował punkt przeznaczony do wprawienia jej w największą błogość.
Odszukał bez trudu wrażliwe miejsce i zabrał się do pracy.
Jego palce bawiły się stwardniałymi sutkami, jego język zataczał kółka, muskał, pocierał subtelnie, całował, lizał. Poruszał językiem to szybko, to znów wolno. Ashley wydała z siebie jęk, błagała go, aby miał nad nią litość. Nogi zaczęły jej drżeć z podniecenia, a ciało oblało się potem. Dopiero wtedy uległ jej prośbom i przyspieszył ruchy, doprowadzając ją miarowym rytmem do ekstazy.
Zajęło mu to niespełna dziesięć sekund. Pieścił ją, dopóki nie osiągnęła spełnienia w jego objęciach. Jej ciałem targały przez chwilę spazmatyczne dreszcze.
Powstrzymywał się tak długo jak. mógł, czekając, aż Ashley w końcu zastygnie w bezruchu. Wstał i rozpiął pasek od spodni. Mocował się przez moment z zamkiem błyskawicznym. Zsunął spodnie, odepchnął na bok krzesło i poprosił Ashley, by go oplotła nogami w talii. Oparł się rękoma o biurko, zatopił spojrzenie w jej przepięknej twarzy i zanurzył się w jej wnętrzu jednym, powolnym ruchem, który zaparł im obojgu dech.
Ashley zacisnęła nogi wokół niego, uśmiechając się. Jej oczy szkliły się jeszcze od przeżytej przed chwilą rozkoszy. Jeff wykonywał rytmiczne ruchy, obserwując jej twarz, na której zaczęło pojawiać się znowu napięcie. Poczuł raptem, że jej ciałem wstrząsają konwulsje. Jęknęła z rozkoszy. Przełknął ślinę, z trudem panując nad sobą.
Wiedział, że dopóki znajduje się w niej, wykonując rytmiczne ruchy, będzie szczytowała, falując wokół niego biodrami, wciągając go coraz głębiej w siebie, zmuszając, aby przekroczył granicę. Poruszył biodrami, przeklinając w duchu, że z nikim już mu nie będzie tak dobrze, i pragnąc, aby chwila ta trwała wieczność.
Poczekaj, powtarzał sobie. Powstrzymaj się jeszcze trochę. Nie potrafił jednak. Ashley przyciągnęła go nogami, wchłaniając głębiej w siebie, oddając się błogiej rozkoszy. Kiedy wyszeptała jego imię, stracił nad sobą kontrolę. Chwycił ją za biodra i przyspieszył ruchy. W uszach zaczęła mu szumieć krew. Myśli mu się rozpierzchły, zabrakło mu tchu i poczuł gwałtowną ulgę w momencie spełnienia.
Kiedy już doszedł do siebie, pochylił się i pocałował ją w usta.
– Byłeś jak zwykle zadziwiający – westchnęła. – Drzemią w tobie ukryte talenty.
Musnął wargami jej policzki, nos, dolną wargę.
– Moim celem jest zaspokojenie ciebie.
– Proszę, nie upraszczaj sprawy. To nie jest kwestia jedynie zaspokojenia fizycznego. – Jej orzechowe oczy spochmurniały. – Nie chowaj więcej przede mną swoich uczuć, dobrze?
Nie potrafił jej niczego odmówić.
– Obiecuję ci, że nie będę.
Jeff wystukał swoje uwagi dotyczące raportu, przygotowanego przez jego zespół. Opracowali już prawie do końca plan ochrony Kirkmana i jego wspólników. Spotkanie miało się odbyć za kilka dni.
Zadzwonił telefon. Jeff odebrał, ale gdy skończył rozmowę, nie mógł się ponownie skupić na raporcie. Ciężko mu się było dzisiaj skoncentrować, bo jego myśli zaprzątała Ashley.
Minął już blisko tydzień, odkąd zarzuciła mu, że ukrywa przed nią swoje uczucia. W czasie tego tygodnia ich związek nadal komplikował mu życie. Wiedział, że powinien z nią zerwać, nie mógł się jednak na to zdobyć. Zerwanie stanowiło najbezpieczniejsze dla niego rozwiązanie, uświadomił sobie jednak, że mierzi go powrót do samotnego życia. Czerpał radość z ciepła, które wnosiły w jego życie Ashley oraz Maggie. Z namiętności, jaką Ashley obdarowywała go w łóżku. Sprawiała mu przyjemność świadomość, że czeka na niego w domu, że o nim myśli. Ufał jej.
Potrafił powierzyć swoje życie ludziom, z którymi brał udział w niebezpiecznych misjach, ale nigdy jeszcze nie obdarzył zaufaniem żadnej kobiety. Nie zawierzył jej swego serca ani duszy. Obawiał się, że z Ashley może być inaczej.
Chwilami zastanawiał się, co będzie dalej. Czy przeżyje jej odejście?
Nagle drzwi do gabinetu otwarły się z impetem i do pokoju wpadła Ashley. W jej oczach malowała się wściekłość. Przez myśl przemknęło mu, że stała się nieodłączną częścią jego życia. Podziwiał jej nieulękłą naturę – potrafiła zdobyć się na odwagę nawet w sytuacjach, kiedy miała wiele do stracenia.
Zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz?! – wyrzuciła z siebie z furią.
Jeff odwrócił się od komputera i spojrzał jej w twarz. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi, uświadomił sobie tylko, że nigdy przedtem nie odwiedziła go w pracy.
– Ashley, w czym problem?
Jej oczy pałały.
– Nie udawaj, że nie wiesz! Co ty wyprawiasz, Jeff? Prowadzisz ze mną jakąś grę? Myślisz, że mnie to bawi? Jak śmiesz igrać sobie z moim życiem! Czy ty w ogóle myślisz? Zupełnie cię nie obchodzi, że mam jakieś cele i plany? Niech cię diabli porwą!
Nie miał pojęcia, co się stało. Wstał, obszedł biurko i stanął tuż przed nią. Czyżby w końcu odkryła, że jego sny nie stanowią jedynie projekcji jego podświadomości, ale demaskują prawdę? Czyżby uzmysłowiła sobie, że nie jest taki jak inni?
Jej oczy zaszły łzami. Otarła je ze złością.
– Powiedz coś wreszcie!
– Nadal nie wiem, co się stało – bąknął.
Ashley zacisnęła usta.
– Typowy facet. Co ja mam powiedzieć Maggie? Czy w ogóle pomyślałeś o niej choć przez chwilę?
Kiedy wspomniała o dziewczynce, zamarło mu serce.
– Czy coś się stało z Maggie? Jest ranna?
– To nie ma nic wspólnego z nią – odepchnęła go od siebie. – Niech cię szlag trafi z całą tą łzawą historyjką. I pomyśleć, że w nią uwierzyłam. Jestem skończoną idiotką! Okłamałeś mnie. Jak mogłeś?
– Ashley, o co ci chodzi? Rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
– Jestem w ciąży.