Letnie słońce, ciepłe i jaskrawe, stało wysoko na niebie. Jeff spojrzał znad książki na Maggie i jej najlepszą przyjaciółkę, Julie, biegające po ogrodzie. W ślad za nimi ganiały dwa psy myśliwskie – suczki z jednego miotu. Uśmiechnął się, słysząc głośny śmiech.
W cieniu na kocu leżała Ashley i przytulony do niej osiemnastomiesięczny blondynek. Przyglądał się kobiecie, którą kochał oraz swojemu pierworodnemu synowi, z uczuciem szczęścia i zadowolenia. Nie wyobrażał sobie, że jego życie może się aż tak zmienić.
David Jeffrey Ritter urodził się w wyznaczonym terminie, absorbując uwagę całej rodziny. W maju Ashley obroniła dyplom z wyróżnieniem. Zatrudniła się w firmie zajmującej się rachunkowością, której właścicielki zapewniały na miejscu całodzienną opiekę nad dziećmi.
Ashley jest znowu w ciąży, choć jeszcze tego nie widać. Mieli nadzieję, że tym razem to dziewczynka. Jeśli okaże się choć w połowie tak wspaniała jak Maggie, Jeff będzie najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem.
– O czym myślisz? – zapytała Ashley sennym głosem. Jeff zerknął na zegarek.
– Że niedługo zjawią się moi rodzice.
– Powinnam się w takim razie zabrać za przygotowanie lunchu.
– Ja to zrobię. W końcu to moi rodzice.
Ashley przymknęła oczy i uśmiechnęła się.
– Nie. Powiedzieli, że są również moimi rodzicami. Pamiętasz?
Za namową żony Jeff skontaktował się ze matką i ojcem. Okazało się, że mają szczerą ochotę uczestniczyć w życiu syna. Uczył się powoli nawiązywać kontakty z ludźmi. Sen o stojącej w ogniu wsi nawiedzał go coraz rzadziej, a kiedy Jeff się budził, zamiast przechadzać się samotnie w ciemnościach, przytulał się do żony, której czułe objęcia dawały mu odczuć, że nigdy od niego nie odejdzie.
Śnieżynka, biała kotka, otarła mu się o nogę, mrucząc. Pochylił się i pogłaskał ją czule.
Wszyscy i wszystko, co kocham na świecie, będzie wkrótce w tym domu. Zycie jest piękne, pomyślał szczęśliwy. Zycie jest naprawdę piękne.