Prawie cały dzień zszedł Ashley na studiowaniu notatek i podsypianiu. Około trzeciej opiekunka Maggie, wychowawczyni z przedszkola, przywiozła małą.
– Powiedz mi, jak spędziłaś dzień – zagadnęła córeczkę, gdy opiekunka wyszła, odmawiając przyjęcia zapłaty.
– Cathy przeczytała nam całą książeczkę i kolorowałam malowanki w książeczce z rachunkami, i rozmawialiśmy o wycieczce do zoo w przyszłym tygodniu.
Maggie dzieliła się radośnie przeżyciami z przedszkola, zajadając kanapkę z tuńczykiem, aż jej się uszy trzęsły.
Ashley słuchała jednym uchem, zastanawiając się jednocześnie, jak poruszyć sprawę zapłaty za ich pobyt. To, że Jeff zaproponował im zamieszkanie w jego domu nie oznaczało, że ma łożyć na utrzymanie jej i Maggie. Co innego, gdyby był ojcem Maggie. Co prawda Damian nigdy nie dał jej nawet grosza. Potarła skroń, przysięgając sobie, że później porozmawia z Jeffem o tym, że nie zgadza się, aby płacił za ich pobyt.
Maggie przełknęła, bo nie chciała mówić z pełną buzią.
– Mamusiu, czy pojedziesz z nami na wycieczkę do zoo? – spytała. – Cathy powiedziała, że potrzebują kilku dorosłych, a ja nie pamiętałam, czy ty masz lekcje w szkole.
Błękitne oczy wpatrywały się w nią błagalnie. Ashley nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Pogłaskała córeczkę po policzku.
– Nie mam zajęć, kochanie, i jeżeli Cathy potrzebuje pomocy, chętnie się z wami wybiorę. Uwielbiam oglądać zwierzęta w zoo.
– Czy w zoo są też kotki?
– Tylko bardzo, bardzo duże.
– Szkoda, że wujek Jeff nie ma kotków.
– Wiem, kochanie, ale nic na to nie poradzisz.
Ashley zawahała się, jak zadać córce pytanie, czy czuje się tu dobrze, nie budząc jej obaw.
– Nie tęsknisz za naszym mieszkaniem?
– Troszeczkę.
Maggie wypiła mleko. Włosy, które uczesał jej rano Jeff, były nadal krzywo podpięte. To jednak miłe z jego strony, że tak się stara.
– Podoba mi się u wujka Jeffa – stwierdziła Maggie ochoczo. – Wujek jest bardzo miły – posłała matce niewinny uśmiech. – Wujek Jeff lubi ciasto. Mogłybyśmy mu coś upiec.
Ashley zastanawiała się, w jakim stopniu wspaniałomyślność córki ma związek z jej słabością do deserów. Co prawda upieczenie ciasta byłoby miłym gestem z jej strony – małym podziękowaniem za jego uprzejmość. Mogłaby też ugotować obiad. Jej samochód przyprowadzono dzisiejszego popołudnia. Może wyskoczyć z Maggie do sklepu i kupić wszystko, co potrzeba.
– Brawo, żuczku – powiedziała. Podniosła małą z krzesła i dała jej pstryczka w nos. – To doskonały pomysł. Zadzwonię do biura Jeffa i zapytam, o której będzie w domu. Upieczemy specjalnie dla niego ciasto i zrobimy mu obiad.
Odszukała służbową wizytówkę, którą jej zostawił, i zadzwoniła do biura. Gdy połączono ją z Brendą, spytała, o której godzinie może spodziewać się Jeffa w domu. Brenda musiała się porozumieć z Jeffem. Ashley czekała, słuchając cichej muzyczki. Raptem dopadły ją wątpliwości, czy Jeff nie pomyśli sobie przypadkiem, że chce w ten sposób zdobyć jego względy.
Rumieniec wystąpił na jej policzki. Pragnęła odwiesić słuchawkę, ale było na to za późno. Brenda wiedziała przecież, że to ona.
– Jeff będzie w domu o wpół do siódmej – oznajmiła pogodnie.
– Mhm, dziękuję.
Ashley chciała się wytłumaczyć, podejrzewała jednak, że asystentkę Jeffa niewiele to obchodzi. Odwiesiła słuchawkę i zaczęła robić listę zakupów. Upewni się, czy Jeff przypadkiem nie zrozumiał jej źle, po jego powrocie do domu.
Ciasto czekoladowe udało się wyśmienicie. Maggie upierała się, aby pomóc matce z polewą, co oznaczało, że wszędzie było pełno czekoladowych okruszków oraz więcej lepiącej się masy na rękach i twarzy dziecka niż na cieście. Ashley postanowiła zrobić na obiad klops. Było to proste i na ogół lubiane danie. Zresztą miała do dyspozycji skromną kwotę, dlatego nie stać jej było na żaden luksus.
Sprawdziła kartofle oraz parującą fasolkę szparagową i zerknęła na zegar. Jeff powinien się zjawić lada chwila.
– Zostało nam jeszcze troszkę czasu, żeby doprowadzić cię do porządku, moja panno – zwróciła się do córki. Wyjęła jej z ręki gumową szpachelkę i zaprowadziła do zlewu.
Usłyszała, że otworzyły się drzwi do garażu. Zakołatało jej serce, a żołądek podszedł do gardła.
Na drewnianej podłodze rozległy się kroki. Ashley zamarła na środku kuchni. Nie wiedziała, czy ma uciec i gdzieś się schować, czy też zostać i przywitać Jeffa jak gdyby nigdy nic. Nie mogła zrozumieć, dlaczego raptem jest taka zdenerwowana. Przecież nic się nie zmieniło.
Jeff wszedł do kuchni. Zerknął na garnki na kuchence, ciasto, spojrzał na Maggie, umazaną polewą czekoladową i uśmiechniętą od ucha do ucha.
– Zrobiłyśmy ci niespodziankę – oznajmiła uroczyście czterolatka.
– Widzę – odparł Jeff i zwrócił się do Ashley: – Jak się czujesz?
Ashley przełknęła ślinę. Naprawdę nikt nigdy nie okazywał jej tyle uwagi. Miała wrażenie, że Jeff potrafi czytać w jej duszy. Zrobiło jej się gorąco, jakby weszła do sauny.
– O wiele lepiej. Dziękuję – powiedziała. Miała nadzieje, że udało jej się zapanować nad głosem i nie zdradzić ze swoimi uczuciami. – Dużo spałam i studiowałam notatki. Zdaje się, że najgorsze mam już za sobą. – Zmusiła się do uśmiechu, po czym podeszła do kuchenki. – Zrobiłam obiad.
– Powiedziałaś Brendzie, że zamierzasz coś przyrządzić, gdy dzwoniłaś do biura.
Pochyliła głowę nad garnkiem.
– No tak, zadzwoniłam zupełnie bez zastanowienia. Przepraszam. Zachowałam się jak idiotka.
– Dlaczego tak uważasz?
Zerknęła na Jeffa spod rzęs. Uświadomiła sobie raptem, jak bardzo jest męski. Jak to możliwe, że nie rzuciły jej się wcześniej w oczy jego szerokie bary? Czy dlatego, że była chora? Widać grypa stępiła jej umysł, dlatego nie reagowała na Jeffa Rittera. Czy będzie mu się teraz w stanie oprzeć?
– Ashley?
Zamrugała. Och, przecież zadał jej jakieś pytanie. Tak. O obiedzie. Dlaczego uważa, że zachowała się jak idiotka, gotując mu obiad.
– Zmusiłam cię w ten sposób do przyjścia do domu.
W kącikach jego ust zadrgał uśmiech.
– Przecież tutaj mieszkam.
– Wiem. Chodzi mi o to, że może miałeś jakieś plany i nie zamierzałeś jeść obiadu razem z nami. Upieczenie ciasta to był pomysł Maggie.
Zerknęła na córeczkę i zobaczyła, że przysłuchuje się ich rozmowie z nieukrywanym zainteresowaniem. Jeff uśmiechnął się do małej.
– Ciasto wygląda fantastycznie. Dziękuję ci.
Maggie rozpromieniła się.
– Jest naprawdę smaczne. Mamusia nie pozwoliła mi spróbować surowego ciasta, bo jest niezdrowe, ale polewa czekoladowa jest pyszna.
– Cieszę się – spojrzał znowu na Ashley. – Co na obiad?
– Klops, tłuczone ziemniaki z sosem oraz fasolka szparagowa.
– Wspaniale. Pójdę się odświeżyć i zaraz wracam.
– A więc zjesz z nami?
– Chyba, że nie chcesz.
Ashley zmusiła się, by wziąć głęboki oddech.
– Będzie nam bardzo miło, jeśli dotrzymasz nam towarzystwa. Naprawdę.
Jeff skinął głową i wyszedł z kuchni. Ashley jęknęła cicho. Od kiedy zaczęła robić z siebie idiotkę? Jeszcze dzisiejszego ranka rozmawiała z nim zupełnie normalnie. A teraz zachowuje się jak studentka pierwszego roku, która zadurzyła się w asystencie. Straciła głowę i jeśli chce zachowywać się jak przystało dorosłej osobie, musi się wziąć w garść. I to szybko!
Jeff usiłował skupić się na leżącym przed nim raporcie, ale słowa zupełnie do niego nie docierały. Gotów był przysiąc, że słyszy śmiech, który rozchodzi się z góry i dobiega do gabinetu. Wcześniej słyszał lejącą się wodę, kiedy Ashley przygotowywała kąpiel córeczce. Ten wieczorny rytuał był mu obcy, jakby dotyczył życia na innej planecie – choć śledził go z daleka, tęsknota ściskała mu serce.
Pragnął czegoś tak gorąco, że odczuwał niemal fizyczny ból, jednak nigdy w życiu nie przyznałby się do tego głośno. Związki nigdy nie były jego mocną stroną. Nicole powtarzała mu to tysiące razy, zanim odeszła. Rzucała mu oskarżenia niemal przy każdej sprzeczce. Mówiła, że się zmienił, że nie był już mężczyzną, za którego wyszła za mąż, że stał się jej obcy.
Ale i ona stała się mu obca. Pod koniec wręcz obojętna. Jego życie stało się takie proste, kiedy od niego odeszła. I tak było do dziś wieczorem. Dopóki śmiech dziecka i jego matki nie wzbudził w nim ciekawości, jak by to było. gdyby sprawy miały się inaczej. Gdyby on był inny.
Poczuł ból, mroczny i zapierający dech, przyprawiający go o uczucie pustki, jakby za chwilę miał się zapaść w otchłań. Chwycił się krawędzi biurka tak mocno, jakby za chwilę miał wyrwać kawałek twardego drewna albo połamać sobie palce.
– Wujku Jeffie?
Podniósł wzrok na dźwięk delikatnego głosiku. W drzwiach do gabinetu stała Maggie. Miała na sobie różową koszulę nocną i purpurowy płaszcz kąpielowy. Ściskała w dłoniach swoją ukochaną przytulankę, Śnieżynkę. Widać było, że przed chwilą wzięła kąpiel – świeżowymyte loczki wiły się wokół twarzy.
Mała nazywała go wujkiem Jeffem, co sam jej zaproponował. Teraz zadawał sobie jednak pytanie, czy to z jego strony rozsądne posunięcie, bo tytułowanie go wujkiem sugerowało nieistniejące powinowactwo. Mała mogła wyciągnąć fałszywe wnioski. Co prawda powinien się bardziej martwić o siebie samego. Przypuszczalnie to jemu groziło poddanie się nadmiernym emocjom. A przecież nie wolno mu zapominać, kim i czym jest.
– Jesteś gotowa do spania? – spytał, zmuszając się do uśmiechu.
W drzwiach pojawiła się Ashley. Objęła córeczkę ramieniem.
– Przepraszam, że ci przeszkadzamy, ale Maggie chciała ci powiedzieć dobranoc.
– Wcale mi nie przeszkadzacie. Spij smacznie, Maggie.
Mała wyrwała się matce i popędziła do biurka. Zanim Jeff się zorientował, o co jej chodzi, wdrapała mu się na kolana, objęła go za szyję i przytuliła mocno.
Pachniała szamponem dla dzieci i miodowym mydłem. Była ciepła, taka malutka i tak cholernie ufna. Jeff pogłaskał ją po plecach trochę nieporadnie, bo bał się ją przestraszyć. Maggie puściła go i uśmiechnęła się promiennie. Po chwili wybiegła z pokoju.
Ashley zwlekała z odejściem.
– Czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać? – spytała. – Jak położę małą do łóżka.
– Kiedy tylko zechcesz.
Jeff spostrzegł, że twarz Ashley rozgrzana jest od kąpieli i że dopasowany sweterek podkreśla jej kobiece kształty. Nie sądził, aby odzyskała już całkowicie siły, nie wyglądała jednak na chorą.
– Dzięki. Potrzebuję góra piętnaście minut – odwróciła się na pięcie i wyszła.
Jeff poczuł gwałtowny przypływ pożądania.
Prawie zawsze w tego typu kłopotliwych sytuacjach udawało mu się odwrócić uwagę dzięki pracy. Ale nie w przypadku Ashley. Myśl o niej nie dawała mu spokoju ani w biurze, ani w domu. Nie potrafił o niej zapomnieć, gdy słyszał, jak się krząta po domu, czul jej zapach, natykał się na porzucony gdzieś sweter, czy też otwarty notatnik. Nie było takiego miejsca, w które mógłby się bezpiecznie schronić.
Co prawda lata doświadczenia nauczyły go, że nad potrzebami fizycznymi można łatwo zapanować. Potrafił obyć się bez snu, jedzenia czy wody, umiał sobie radzić z bólem, stresem oraz fizycznym niedomaganiem. Z pewnością znajdzie sposób, aby przeżyć obecność kobiety w swoim domu – bez względu na to, jak bardzo na niego działa. Jeśli wszystkie znane mu chwyty okażą się nieskuteczne, wyobrazi sobie przerażenie Ashley w momencie, gdy odkryje gorzką prawdę o nim i ten obraz z pewnością pomoże mu zapanować nad myślami i czynami.
Ashley wzięła głęboki oddech, zanim weszła do gabinetu Jeffa. Uczucie niespokojnego oczekiwania i ekscytacji nie opuszczało jej od obiadu. Musiała być naprawdę bardzo chora, gdy spotkali się po raz pierwszy, dlatego nie dotarło do niej, jak przystojnym facetem jest Jeff. Teraz, gdy zwalczyła już w sobie wirusa, stało się to dla niej jasne. To teoretyczne odkrycie na nic jej się nie zdało w obecnej chwili. Nie wiedziała, jak przebrnąć przez rozmowę z nim bez zrobienia z siebie idiotki.
W niektórych sprawach nie ma co teoretyzować, trzeba działać, pomyślała zdesperowana. Doszedłszy do tego wniosku, zapukała w otwarte drzwi gabinetu Jeffa i weszła do środka w nadziei, że się nie myli.
Pokój był ogromny. Przepiękne szafy na książki zajmowały dwie ściany. Na trzeciej znajdował się wykusz z oknem, które wychodziło na ogród. Drewniane biurko było wielkie jak dwuosobowe łóżko, a dwa imponujące, skórzane fotele klubowe, stojące naprzeciwko, tworzyły monumentalną fasadę.
Jeff podniósł wzrok, gdy Ashley weszła do gabinetu. Wciąż miał na sobie garnitur, tyle że zdjął marynarkę i poluzował krawat. Kilka kosmyków spadło mu na czoło. Jego twarz nabrała przez to nieco łagodniejszego wyrazu, ale nadal budziła niepokój.
– Usiądź, proszę – powiedział, wskazując na jeden z foteli.
Ashley zatopiła się w poduszkach z ciemnobrązowej skóry i starała się rozluźnić. Miała w głowie plan rozmowy. Powinna starać się skupić na nim, a nie myśleć o tym, że jego szare oczy kojarzą jej się z morzem w czasie sztormu albo o jego długich, silnych palcach, muskających delikatnie włosy jej córki. Nie była przekonana, czy Jeff jest uprzejmym człowiekiem, ale miewał uprzejme gesty. Nie oznaczało to jednak, że może się poczuć przy nim bardziej bezpieczna.
– Byłeś dla nas bardzo dobry – odezwała się, kiedy zorientowała się, że Jeff nie zamierza zaczynać rozmowy. Trudno się dziwić, w końcu to ona go o nią poprosiła. – Udzieliłeś nam gościny, zorganizowałeś Maggie dojazd do przedszkola i opiekę. Jestem ci za to oczywiście ogromnie wdzięczna. Są jednak pewne rzeczy, które wolałabym załatwić sama.
Jeff wstał.
– Czy zażywasz jakieś lekarstwa? Ashley uniosła brwi ze zdziwienia.
– Co takiego?
– Czy bierzesz coś na grypę? Bo chciałem ci zaproponować brandy.
– Ach, nie. Czuję się dużo lepiej. Chętnie napiję się kieliszek.
Przynajmniej będzie wiedziała, co zrobić z rękami.
Jeff otworzył drzwiczki barku, znajdującego się w jednej z szaf na książki, i wyjął butelkę brandy oraz dwa kieliszki.
– Mów dalej. A więc chcesz załatwić jakieś swoje sprawy. Czy możesz wyrażać się trochę jaśniej?
Napił się łyk brandy i podał Ashley kieliszek. Wzięła go ostrożnie, tak aby ich palce się nie dotknęły.
– Dziękuję. Chodzi mi o opiekunkę do dziecka. Kiedy Cathy przywiozła Maggie z przedszkola, nie chciała ode mnie przyjąć zapłaty. To nie jest w porządku.
Jeff pociągnął drinka i przysiadł na rogu biurka, co oznaczało, że znalazł się teraz bliżej Ashley. Serce skoczyło jej do gardła i zaparło jej oddech, tak że nie była w stanie przełknąć śliny.
– Masz rację – zgodził się z nią Jeff.
Ashley starała się za wszelką cenę zachować spokój. Poczuła, że znowu oddycha. Udało jej się nawet upić mały łyczek brandy. Palący napój spłynął w dół, do żołądka.
– Nie zamierzałem wtrącać się w twoje życie – oświadczył. – Wystawię ci rachunek za opiekunkę do dnia dzisiejszego, wtedy będziesz mi mogła zwrócić poniesione koszty.
– Aha… Dziękuję – odparła Ashley, zaskoczona, że tak łatwo przyjął jej argumenty. Zastanawiała się też, ile to już razy dziękowała Jeffowi, od kiedy go spotkała.
– Coś jeszcze?
Rzeczywiście chciała poruszyć jeszcze jedną sprawę. Przyglądała mu się badawczo, dochodząc do wniosku, że pomimo wspaniałego domu oraz doskonale prosperującej firmy jest nieprawdopodobnie samotny. Kiedy zjawiła się tu z Maggie, nie miał w domu nawet jedzenia. Żył wyłącznie pracą. Ashley zachodziła w głowę, dlaczego.
Niewykluczone, że w jego życiu są jakieś kobiety. Może tylko jej się wydaje, że Jeff spędza czas samotnie. Być może ma tysiące przyjaciółek. Tyle tylko, że nie zaprasza ich do siebie. W tym domu panowała kamienna cisza. Nie słyszało się tu echa dawnych głosów ani śmiechów.
– Ashley?
– Mhm? Och, przepraszam. Zamyśliłam się.
– A o czym tak intensywnie dumałaś?
– O niczym specjalnym – posłała mu fałszywy uśmiech i powiedziała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy: – Ja wcale nie jestem wdową.
Jeff uniósł w górę brew. To była jego jedyna reakcja. Ashley przymknęła oczy i zastanawiała się, czy to faktycznie zabrzmiało tak głupio, jak sądziła.
– Mam na myśli, że na podstawie tego, co ci mówiłam wcześniej, mogłeś odnieść wrażenie, że jestem wdową. A nie jestem. To znaczy, Damian nie żyje, ale zmarł pięć miesięcy po naszym rozwodzie.
– Rozumiem.
Widać było, że Jeff zastanawia się, jaki to może mieć związek z jego osobą.
– Rozmawialiśmy wcześniej na ten temat. To znaczy, Maggie wspomniała coś o tym. Ujęła to tak, że mogło zabrzmieć… jak… – Ashley odchrząknęła i upiła łyk brandy. – No… Na mnie już pora – powiedziała, podnosząc się z miejsca. – Masz mnóstwo pracy, a ja…
– Nie przeszkadzasz mi – stwierdził Jeff. – Jeżeli masz ochotę pogadać, to bardzo proszę.
– Tak… chętnie – opadła z powrotem na fotel i uśmiechnęła się. Jeff ją peszył, ale przy odrobinie wysiłku z jej strony powinno jej się udać zachowywać całkiem normalnie.
– Opowiedz mi o swoich studiach – powiedział. Obszedł biurko i zatopił się w skórzanym fotelu. – Dlaczego wybrałaś rachunkowość?
– Bo to do mnie pasuje – odparła, świadomie rozluźniając się w fotelu. – Zawsze lubiłam matematykę i jestem raczej skrupulatna. Chciałam wybrać zawód, który daje swobodę dysponowania własnym czasem oraz nie wiąże z dużym miastem.
– Chcesz wyjechać z Seattle?
– Nie, ale chcę mieć w razie czego tę możliwość.
– Całkiem niegłupie.
– Zaczęłam studia zaraz po skończeniu college'u, ale ponieważ wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę, nie byłam w stanie ukończyć ich w terminie.
– Jednak się nie poddałaś.
To nie było pytanie. Jego szare oczy potrafiły przeniknąć maskę spokoju i pewności siebie, za którą usiłowała się skryć.
– Nie należę do ludzi, którzy się łatwo poddają – przyznała i upiła kolejny łyk brandy.
Wokół nich panowała nocna cisza. Nie padało i nie wiał wiatr. Gdzieś w oddali słychać było przejeżdżający samochód i to wszystko. Choć nie byli jedynymi ludźmi na kuli ziemskiej, w gabinecie panowała atmosfera odosobnienia. Jak gdyby siedzieli tu, odcięci od cywilizowanego świata. O dziwo, wcale nie wydawało się to takie złe.
– Komu zawdzięczasz, że wytrwałaś? – spytał Jeff.
Ashley zastanowiła się nad jego pytaniem.
– Nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam zrezygnować ze studiów.
– Dlaczego?
Ashley wahała się, czy opowiedzieć historię swojego życia praktycznie obcemu człowiekowi. Pomimo dzielącego ich dystansu, Jeff był wdzięcznym rozmówcą. Może dlatego, że niełatwo go było czymkolwiek zaskoczyć. Niejedno widział i niejednego doświadczył w życiu. W porównaniu z nim, jej doświadczenie życiowe było bardzo ubogie.
– Miałam o cztery lata starszą siostrę. Na imię miała Margaret… Maggie. Uwielbiałam ją. Mój ojciec uciekł z domu, zanim ja się urodziłam, a więc zostałyśmy we trzy. Przynajmniej taka była wersja mojej matki. – Uśmiechnęła się smutno na to przykre wspomnienie. – Mama była kelnerką. Próbowała podjąć naukę, ale nie dała rady. Była zawsze taka zmęczona. Powtarzała wciąż, że powinna skończyć szkołę jak była młoda i że my powinnyśmy uczyć się na jej błędach. Zdobyć za wszelką cenę dyplom, bez względu na okoliczności.
– Widzę, że wzięłaś sobie do serca jej słowa. Ashley skinęła głową.
– Bo są bardzo rozsądne.
Jeff przyglądał się jej intensywnie. Czyżby zorientował się, że go pragnie? Światło lampy muskało jego włosy, rozświetlając jasnoblond pasma. Mięśnie drgały mu na policzkach.
– Mówiłaś, że nie masz żadnej rodziny – powiedział. – Co się z nimi stało?
Ashley odwróciła mimowolnie wzrok, spuściła głowę i przygryzła dolną wargę.
– Nie żyją – odparła cicho. – Maggie potrącił pijany kierowca. Miała zaledwie szesnaście lat. Wracała z dwiema przyjaciółkami z biblioteki. Przygotowywały się do sesji egzaminacyjnej. Dochodziła dziewiąta wieczorem. Wszystkie trzy zginęły na miejscu. – Ashley zawahała się. – To był ciężki czas.
Tak jakby jednym zdaniem można było oddać to, co przeżyła: szok, cierpienie i straszliwą rozpacz po utracie siostry, a zarazem najbliższej przyjaciółki.
Chwyciła obiema rękami kieliszek brandy.
– Po śmierci siostry mama bardzo się zmieniła. Zamknęła się w sobie. Fizycznie była obecna w pokoju, ale myślami błądziła gdzie indziej. Błagałam ją, żeby się nie poddawała, próbowała jakoś dojść do siebie, nie byłam jednak w stanie jej pomóc, ani jej uratować. W kilka miesięcy po śmierci Maggie opieka socjalna umieściła mnie w rodzinie zastępczej, a mamę zabrano do szpitala psychiatrycznego. Co jakiś czas dostawała przepustkę na weekend, żeby mnie odwiedzić, ale pewnego razu podczas przepustki popełniła samobójstwo.
Poczuła znajomy ucisk w gardle. Od dawna udawało jej się nie dopuszczać do siebie myśli o przeszłości – zwłaszcza o czasach, kiedy straciła siostrę i matkę.
Jeff nie zareagował. Ashley wcale to nie zdziwiło, bo cóż mogły tu pomóc słowa. Podzieliła się z nim tragedią. Na ogół potrafiła sobie jakoś z tym poradzić, chwilami jednak była bliska załamania.
– Co się stało potem? – spytał Jeff.
Wzruszyła ramionami.
– Wychowywałam się w różnych rodzinach zastępczych. Większość z nich była całkiem w porządku. Ludzie starali się być dla mnie mili i pomagali pogodzić się z losem. Znajdowałam się też pod opieką psychologa. Udało mi się nawiązać przyjaźnie i zdać maturę. Niestety miałam kiepski gust, jeżeli chodzi o mężczyzn. Miałam kilku chłopaków, samych nieudaczników. To nie byli źli ludzie, ale po prostu nic im się nie udawało. Nie wiem, dlaczego trafiłam właśnie na takich.
– Łącznie z Damianem?
Ashley nie pamięta, kiedy ostatni raz rozmawiała o swojej przeszłości. Na ogół nie lubiła mówić na ten temat, bo jej życie przypominało szmirowatą operę mydlaną. A teraz zwierzała się Jeffowi, nie bardzo rozumiejąc dlaczego. Nie miała pewności, czy go to w ogóle interesuje.
– Damian starał się – powiedziała. – Nie potrafił jednak sprostać moim oczekiwaniom. Poznaliśmy się pod koniec szkoły średniej. Byłam pewna, że to mężczyzna mojego życia. Wierzyłam, że będzie mnie kochał bezwarunkowo i na zawsze.
– Czy to jest twój ideał miłości? Pytanie to zaskoczyło ją.
– Oczywiście. Tak jak każdego innego człowieka.
– Nieprawda – nie zgodził się Jeff.
Ashley spojrzała na niego zdumiona. Przecież wszyscy marzą o wielkiej miłości. Zastanowiła się raptem nad Jeffem. Wygląda na to, że prowadził samotniczy tryb życia z wyboru. Ale dlaczego?
Nurtowało ją to pytanie, nie miała jednak odwagi go zadać.
– Damian starał się – ciągnęła swoją opowieść. – Zależało mu na mnie, ale był za młody i za bardzo bujał w obłokach. Snuł nieustająco plany, zamiast wziąć się do roboty. Ciągle dumał o znalezieniu złota, gdzieś na końcu tęczy. Niestety jego marzenia były nierealne i gdy zaczęło nam brakować na jedzenie, poszedł na łatwiznę. Nie wiem dokładnie, w co był zamieszany, ale podejrzewałam, że to jakiś lewy interes. Odkryłam to dopiero po ślubie, będąc już w ciąży. Kiedy urodziła się Maggie, powiedziałam Damianowi, że musi się zmienić, bo inaczej od niego odejdę. Byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również za dziecko. – Potrząsnęła głową. – Nie mogłam tego dłużej tolerować. To chyba oczywiste.
Ashley zastanawiała się, czy Jeff zacznie się dopytywać o szczegóły. Nie miała ochoty opowiadać o obcym człowieku, który zjawił się w ich domu w środku nocy, czy też o broni znalezionej w kieszeni marynarki męża.
Jeff nie zadał jej pytania, tylko stwierdził:
– Ponieważ twój mąż nie ustatkował się, zostawiłaś go.
– Nie miałam innego wyjścia. Wystąpiłam o rozwód. Sześć miesięcy po orzeczeniu rozwodu Damian zginął w wypadku samochodowym.
– I od tego czasu jesteś sama.
To znowu nie było pytanie.
Ashley skinęła głową.
Jeff wychylił się do przodu i odstawił drinka na biurko.
– Jesteś niesłychanie silna, Ashley. Nie dość, że przetrwałaś wszelkie przeciwności losu, to jeszcze wyszłaś z tego zwycięsko. Niewiele osób może się pochwalić czymś takim.
Te ciepłe słowa speszyły ją.
– Nie miałam innego wyjścia. Jest przecież Maggie.
– Nazwałaś ją tak od imienia swojej siostry.
– Bardzo je obie kocham. – Ashley odchrząknęła. – W moim życiu wszystko zaczyna iść ku lepszemu. Za osiemnaście miesięcy zdobędę dyplom i wtedy poszukam dobrze płatnej pracy, zgodnie z moimi kwalifikacjami. Maggie pójdzie do szkoły. Za kilka lat będzie mnie stać na kupno domku z ogródkiem. Nareszcie staniemy się normalną rodziną.
Nie mogła się tego doczekać. Miała już dosyć liczenia się z każdym groszem i wiązania z trudem końca z końcem. Chciała mieć dosyć pieniędzy, aby móc kupić swojej córce ładne ubrania, zabrać ją do restauracji na obiad. Chciała chodzić z nią do kina, a nawet może pojechać do Disneylandu.
Przyjdą takie czasy, że będzie to możliwe, powtarzała sobie w kółko. Najgorsze ma już za sobą.
– Nie chcę, żebyś wróciła do pracy w naszej firmie – oznajmił Jeff.
Jej świat legł w gruzach. W jednej sekundzie wszystko się zmieniło. Gardło jej się ścisnęło, ręce zadrżały.
– Ponieważ wzięłam ze sobą do pracy Maggie? – Ledwie wykrztusiła z siebie pytanie, gdyż zabrakło jej tchu. – Jeff, postaraj się mnie zrozumieć.
– Doskonale cię rozumiem. Twój rozkład zajęć jest imponujący. Ale prawie nie śpisz. Każdą wolną chwilę poświęcasz na naukę i zajmowanie się córką. Nie masz chwili dla siebie, żadnych przyjemności. Aż dziw, że to się nie odbiło na twoim zdrowiu.
To dlaczego postanowił ją zwolnić? Potrzebowała przecież pieniędzy. Gdzie znajdzie teraz coś w tak korzystnych godzinach i z ubezpieczeniem na zdrowie obejmującym dziecko? Łzy paliły jej oczy, powstrzymywała się jednak od płaczu. Odstawiła kieliszek na biurko i wstała z fotela.
– Nie możesz mnie wyrzucić z pracy. – Nie dawała za wygraną. – Do diabła, Jeff, jestem dobrym pracownikiem. Jeżeli odbierzesz mi środki do życia, będę zmuszona zrezygnować ze studiów, by utrzymać dziecko. Ja… – załamał jej się głos.
To była niesprawiedliwość!
– Źle mnie zrozumiałaś – pospiesznie wyjaśnił Jeff. – Nie zamierzam pogarszać twojej sytuacji. Proponuję ci inne zajęcie – w roli mojej gospodyni. Będziesz prowadzić dom – gotować, sprzątać i zajmować się różnymi innymi niezbędnymi rzeczami. Możesz tu mieszkać za darmo. Rozmawiałem z dyrektorem finansowym firmy. Ma całe mnóstwo pracy zleconej w dziale rachunkowości. Jeżeli jesteś zainteresowana, możesz dostać pracę do domu i w ten sposób trochę dorobić. Wszystko razem powinno ci dać mniej więcej dwa razy tyle, ile zarabiasz obecnie.
Jak zwykle nie sposób było nic wyczytać z jego twarzy, ale Ashley domyślała się jego intencji. Z pewnością był zachwycony swoją wielkodusznością.
– Postanowiłeś zostać moim dobroczyńcą w ciągu najbliższych miesięcy, tak? – spytała. – To całkiem interesujące zajęcie, zgarniać ludzi z ulicy i pomagać im. Kto będzie kolejnym twoim celem, sieroty?
– Przesadzasz.
– Czyżby miało tu jakieś znaczenie, że jestem kobietą? – zacisnęła wargi, aby powstrzymać wściekłość.
Jeff bawił się nią. Nie bardzo rozumiała, dlaczego. Wyczuwała jednak bezbłędnie, gdy ktoś usiłował nią manipulować.
– Twoja propozycja jest naprawdę wspaniałomyślna – stwierdziła. – Ale nie jestem nią zainteresowana. Maggie i ja poradzimy sobie bez ciebie. Jutro rano wyprowadzamy się stąd.