Rozdział trzeci

Po wyjeździe z Queen’s Rest Delfina pomyślała z wściekłością, że ojciec popsuł jej cały, jak sądziła, nieskazitelny plan.

Nawet przez chwilę nie przyszło jej na myśl, że gdy pozostawi panów samych w jadalni, ojciec zaprowadzi księcia do kuchni.

Architektura zawsze nudziła ją niepomiernie, nawet gdy chodziło o jej dom rodzinny, więc nigdy nie przysłuchiwała się opowieściom, jakie ojciec snuł o swym dworku czy to gościom, czy rodzinie.

Dopiero teraz, gdy było już za późno, przypomniała sobie, że każdy, kto choć trochę interesował się architekturą, był oprowadzany również po kuchni.

Przeczuwała, że najgorsze, co może zrobić, to ujawnić przed księciem swe rozczarowanie.

Gdy po raz pierwszy z ogromną satysfakcją zauważyła, że spośród wszystkich kobiet ona przyciąga wzrok księcia Lynchestera, postanowiła z determinacją kruszącą wszelki opór, skłonić tego człowieka do ożenku.

Słyszała o księciu niejedno, zanim jeszcze go spotkała, a gdy wreszcie poznała go osobiście, stwierdziła, że żadna kobieta nie oprze się jego urokowi. Nie chodziło tylko o tytuł i dostojeństwo, przed którym wszyscy chylili czoło, ale o niego, jako najprzystojniejszego mężczyznę spośród wszystkich panów, których znała.

Historie miłosnych podbojów księcia wciąż były na ustach wszystkich.

Każda kobieta z największą ochotą opowiadała własną wersję wydarzeń, zazwyczaj jego ostatnią przygodę miłosną lub jedną z tych, które kończyły się porzuceniem, łzami, groźbami samobójstwa i złamanym sercem.

Choć Delfina owdowiała bardzo młodo, towarzystwo lorda Bramwella sprawiło, że była o wiele starsza duchem. Nie czuła się nieszczęśliwa, gdyż bogactwo, które zapewniało jej niemal wszystko, czego zapragnęła, zafascynowało bez reszty dziewczynę przywykłą do biedy i osamotnienia. Znaczna różnica wieku również jej nie smuciła. Nie ulegało wątpliwości, że mąż ją nudził, lecz prędko nauczyła się, jak wykorzystać jego miłość, by każdy pocałunek obrócić w szczerozłoty klejnot.

Gdy lord Bramwell umarł, pozostawiając ją bogatą, powiedziała sobie, że oto nadarza się okazja, by dalej piąć się w górę, na najwyższy szczebel. A gdy poznała księcia Lynchestera, wiedziała już dokładnie, jak tego dokonać.

Z natury bystra, znakomicie zdawała sobie sprawę, że aby usidlić księcia, który oparł się zalotom tylu kobiet, musi być inna. To oznaczało po prostu, że należy odmawiać, gdy prosił, aby mu się oddała.

O ile wiedziała, do tej pory wszystkie kobiety w jej sytuacji ulegały bez walki i ochoczo dawały mu to, czego pragnął.

Przyczyna była prosta: książę z reguły zadawał się z wdowami, takimi jak ona, lub tymi mężatkami, które, zgodnie z obecną modą, miały wyjątkowo tolerancyjnych małżonków.

Niektórzy mężowie, jak dowiedziała się Delfina, wyzywali księcia na pojedynek, lecz niezmiennie przegrywali. Wówczas z ręką na temblaku wystawiali się na pośmiewisko, zaś książę, niewątpliwy winowajca, uchodził bezkarnie.

– Dlaczego mi odmawiasz, Delfino? – pytał, zaskoczony jej nieustępliwością.

– Otrzymałam bardzo surowe wychowanie – wyjaśniła Delfina słodkim, dziewczęcym głosikiem – a moja matka wpoiła mi ideały, których nie chciałabym stracić.

– Czy naprawdę sądzisz, że utracisz je przez moją miłość? W końcu jesteś wdową, wolną od zobowiązań, a kiedyś wspominałaś, że twoja matka nie żyje.

– To prawda – przyznała Delfina tonem tak żałosnym, że nie było chyba serca, którego by nie poruszyła – i bardzo mi jej brakuje.

– A ojciec?

Na to właśnie czekała. Książę był świadom swej wysokiej pozycji i z pewnością nie pojąłby za żonę kobiety, która pochodziłaby z mniej szlachetnego rodu. Wcześnie odziedziczył tytuł, dzięki czemu uniknął małżeństwa kojarzonego.

Teraz zaś, jako trzydziestoczteroletni mężczyzna, sam zaczynał przyznawać, że nadchodzi czas, aby postarać się o dziedzica, więc rozglądał się za odpowiednią kobietą, z którą mógłby dzielić życie.

Delfina wiedziała, że chciałby szanować swoją żonę, a żadnej ze swoich wdów szacunkiem nie darzył.

– Muszę tego wymagać! – myślała.

Więc zaczęła wdzięczyć się, pobudzać ciekawość, czarować i, jak miała nadzieję, zdobywać jego serce. Sypialnię zamykała na klucz i pozostawała głucha na wylewne błagania, aby dała mu szczęście w swych ramionach.

– To ty dajesz mi szczęście – mawiała – gdy jesteśmy razem. Talbocie. Kocham cię.

– Ale nie na tyle, by uczynić mnie szczęśliwym – wyrzucał jej książę.

Delfina z trudnością powstrzymywała się, by nie powiedzieć, że starczy, aby ofiarował jej niewielką obrączkę, a przystanie na wszystkie jego propozycje. Zamiast tego uciekała, lecz nie na tyle prędko, by nie mógł jej z łatwością dogonić.

Próbowała wszystkich znanych sobie chwytów, a raz w ostatniej chwili zmieniła zdanie i odwołała ich wspólną przejażdżkę, co tylko księcia rozzłościło.

Więc gdy mowa była o ojcu, skorzystała z okazji, aby przekonać go raz na zawsze, że będzie znakomitą księżną. Oczywiście on słyszał o rodzie Stanleyów, gdyż figurowali na poczesnym miejscu w każdym podręczniku historii. Od czasów wojny stuletniej nie było bitwy, w której jej przodkowie nie odegraliby znaczącej roli, a każde zwycięstwo na morzu przysparzało rodzinie chwały i zaszczytów.

Byli wśród nich wybitni mężowie stanu, lecz dopiero znajomość z księciem uzmysłowiła Delfinie, że Queen’s Rest jest równie dobrym przykładem architektury elżbietańskiej jak Lyn.

W skrytości ducha zawsze gardziła swym domem, gdyż okazałością nie dorównywał pałacom i rezydencjom, w jakich bywała po zamążpójściu. Rodzicom nie usługiwali lokaje, a w stajniach nie czekały wspaniałe konie, gotowe unieść ich gdziekolwiek sobie zażyczyli.

– Jak mogłabym znieść jeszcze jeden rok takiej biedy? – pytała siebie opuściwszy dom rodzinny jako lady Bramwell, z postanowieniem, by nigdy doń nie wracać.

Teraz zaś, wysławiając waleczność i zasługi swej rodziny, odnosiła wrażenie, że w oczach księcia widzi niedowierzanie, jakby podejrzewał ją o przesadę. Czuła też wyraźnie, że on nigdy nie oświadczy się kobiecie, nie poznawszy rodziny, z której wyrosła.

Zachodziła w głowę, jak doprowadzić do spotkania w Queen’s Rest, gdy akurat oboje otrzymali zaproszenie od markiza Sare, który, jak pamiętała, mieszkał nieopodal domu jej dzieciństwa.

Oburzało ją, że za czasów panieńskich nie była zapraszana na przyjęcia u markiza.

Udział jej rodziców w odbywających się tam dwa razy do roku spotkaniach towarzyskich i tak był uważany w Sare za łaskawość względem ubogich sąsiadów.

– A teraz jestem jedną z nich – powtarzała sobie Delfina z satysfakcją, rozmyślając, jak zapoznać księcia z ojcem, ukrywając jednocześnie rodzeństwo.

Już dawno postanowiła, że ani brat, ani siostra, nie są jej potrzebni i należy o nich zapomnieć.

Harry’ego mogła jeszcze tolerować, bo był mężczyzną, lecz istnienie siostry, która zaczęła dorównywać urodą matce, niegdyś słynnej piękności, przyprawiała ją o dreszcze. Wszystkim przyjaciołom w Londynie mówiła, że była jedynaczką.

– W dzieciństwie czułam się taka samotna – skarżyła się każdemu mężczyźnie, który wyraził zainteresowanie jej przeszłością.

– Ale ja cię nigdy nie opuszczę, kochanie – słyszała zawsze w odpowiedzi.

Wspierała wtedy głowę na jego ramieniu, a on całował ją tak stanowczo i namiętnie, że mogła nie obawiać się samotności.

Po śmierci męża Delfina miała kilku kochanków, a jeden romans wywiązał się jeszcze w trakcie małżeństwa. Dbała jednak o dyskrecję, a w mniemaniu większości przyjaciółek była zbyt pochłonięta sobą, aby interesować się mężczyznami. Delfina robiła wszystko, żeby nie wyprowadzać ich z błędu, a także, by uchodzić za kobietę z natury chłodną i obojętną na zaloty nawet najatrakcyjniejszych panów. W rzeczywistości zaś była ognista, namiętna i nienasycona.

Z wielkim trudem przyszło jej odmówić księciu i byłoby to wręcz niemożliwe, gdyby równocześnie nie romansowała skrycie i zapamiętale z lordem Locke. Był on uosobieniem wszystkiego, co Delfina podziwiała i ceniła w mężczyznach, a gdyby potrafiła ofiarować komuś swoje serce, właśnie jemu by je oddała. Niestety, był niezbyt zamożny, nie wywodził się ze zbytnio szlachetnego rodu i nie wyróżniało go nic oprócz namiętnej i nieokiełznanej miłości do Delfiny. Czasami przychodziło jej na myśl, by dla niego rzucić wszystko. Wiedziała jednak, że nigdy nie będzie szczęśliwa, jeżeli nie zdobędzie korony książęcej, nie zasiądzie pośród księżnych na otwarciu sesji parlamentu i nie zostanie panią w Lyn i we wszystkich wspaniałych rezydencjach księcia.

– Dlaczego to nie ja jestem księciem? – pytał zrozpaczony Anthony Locke.

Delfina zaś uszczęśliwiała go mówiąc:

– Kocham cię tym, kim jesteś! – i już nie trzeba było więcej słów.

A teraz, gdy konie wyjechały wreszcie z dróżki prowadzącej z Queen’s Rest, nierównej jak zawsze, odkąd pamiętała, wsunęła ufnie rękę w dłoń księcia mówiąc:

– Jak słodko z twojej strony, że byłeś taki miły dla taty. On żyje teraz nadzieją, że zobaczy Lyn.

– Sądzę, że spośród współczesnych autorów jest jedynym, który naprawdę dobrze pisze o okresie elżbietańskim – powiedział książę w zamyśleniu.

– Tata jest bardzo mądry – powiedziała Delfina z lekkim westchnieniem. – Zawsze żałowałam, że nie odziedziczyłam jego zdolności.

– Nie brak ci ani rozumu, ani urody.

Ale nie objął jej, jak oczekiwała, więc przysunęła się nieco, by wesprzeć głowę na jego ramieniu.

– Cieszę się, że zobaczyłeś mój dom.

– Jest wyjątkowo interesujący – zauważył książę, zwłaszcza sufit w kuchni. – Delfina wstrzymała oddech. Zanim zdążyła zmienić temat książę zapytał:

– Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz rodzeństwo? Zawsze byłem przekonany, że jesteś jedynaczką.

– Byli o tyle młodsi, że nie odegrali żadnej roli w moim życiu.

Nic mądrzejszego nie przychodziło jej do głowy. Usłyszała ostrzejszą nutkę w jego głosie, gdy zapytał:

– Dziwne, że o nich nie wspominałaś. W jakim wieku jest twoja siostra?

– Jest bardzo młoda – odrzekła Delfina – chyba ma około siedemnastu lat i obawiam się, że w wielkim świecie będzie się czuła nieswojo.

– Jestem pewien, że dobrze ją wprowadzisz.

Delfina, która zamierzała przymilać się tak długo, aż on uzna, iż zaproszenie Nerissy byłoby błędem, wiedziała już, że decyzja została podjęta, a wszelkie obiekcje będą odrzucone.

Z doświadczenia znała niezłomność postanowień księcia, bodaj tak silnych jak jej własne. Dążyła przecież ze wszystkich sił do zawarcia małżeństwa, podczas gdy on wciąż pozostawał obojętny.

Jednak zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek.

– Może lepiej byłoby – powiedziała – aby tata przyjechał kiedy indziej, gdy nie będziesz zajęty wystawą koni.

W półmroku powozu nie zauważyła błysku w oczach księcia, zanim odpowiedział:

– Nie mogę uwierzyć, że chcesz być tak okrutna, by pozbawić brata radości. Widać było, że to najmilsze zaproszenie, jakie kiedykolwiek otrzymał!

– Nie, absolutnie nie chcę go pozbawiać przyjemności.

Potem książę zapytał:

– Zapewne łożysz na jego studia w Oksfordzie. To przecież oczywiste, że twój ojciec nie jest zbyt majętny.

Delfina wciągnęła głęboko powietrze i powiedziała prędko:

– Tata zarabia trochę na swoich książkach, a ponieważ mamy ziemię, otrzymujemy też czynsz od farmerów, którzy ją od nas dzierżawią. – Obawiała się tego, co mógł teraz powiedzieć, więc podniosła dłoń, by dotknąć jego twarzy, mówiąc dalej: – Ale już dość o mnie! Porozmawiajmy o tobie, najdroższy Talbocie. Nie ma dla mnie wdzięczniejszego tematu.

Dzięki, jak jej się wydawało, znakomicie opanowanej sztuce niewieściej zdołała podtrzymać ten temat aż do domu markiza, gdzie towarzystwo zaczęło im czynić wymówki za zbyt długą wycieczkę.

– Straciliście wyśmienitą kolację! – powiedział ktoś z gości, na co książę odparł:

– Wątpię, aby była lepsza niż ta, którą ja jadłem, ale skoro już przybyliśmy, dołączymy do wspólnej zabawy.

Ku niezadowoleniu Delfiny nie zaprosił jej na parkiet, gdzie grała niewielka orkiestra, lecz usiadł przy stole do gry, dając do zrozumienia, że nie chce już dziś rozmawiać na osobności.

Po raz pierwszy jej postanowienie, aby nie zostać jego kochanką, trochę osłabło, chciała nawet podejść do niego i poprosić cichuteńko, tak, by nikt nie mógł usłyszeć, żeby przyszedł pocałować ją na dobranoc. Lecz doszła do wniosku, że byłoby to bardzo niemądre z jej strony. Gdy jednak udała się na górę, miała niemiłe wrażenie, że wizyta w Queen’s Rest coś popsuła między nimi, choć nie była pewna, o co chodziło.

– Jestem zmęczona i wyobrażam sobie różne rzeczy – powiedziała kładąc się do łóżka.

Jednak trudno było zasnąć, mając wciąż przed oczami młodziutką twarz Nerissy.

Uspokajała się myślą, że książę nigdy nie interesował się młodymi dziewczętami, więc dlaczegóżby teraz miał powziąć sympatię do jej młodszej siostry?

Nazajutrz rano, gdy Harry zszedł na śniadanie, okazało się, że ojciec już zjadł i wyszedł, więc gdy Nerissa postawiła przed nim gotowane jajko, mógł swobodnie zapytać:

– Czyżby śniło mi się, że wczoraj zaproszono nas do Lyn?

Nerissa roześmiała się.

– Ja też zadawałam sobie dziś to pytanie. Ale to prawda, choć na twoim miejscu nie liczyłabym, że naprawdę tam pojedziemy.

– Dlaczego? – zapytał Harry.

– Mam przeczucie, że Delfinie uda się w jakiś sposób temu zapobiec. Wiesz przecież, że nie ma ochoty poznać nas ze swoimi znajomymi, a już na pewno nie z księciem.

– Co do tego, masz rację – zgodził się Harry – ale jeżeli mój wyjazd na wystawę koni nie dojdzie do skutku, to ją uduszę.

– Najlepiej nie szykuj się na ten wyjazd, aby nie spotkało cię rozczarowanie – radziła Nerissa, znikając w kuchennych drzwiach. – Gdy wróciła z kawą, uprzedziła jego słowa: – Cokolwiek się stanie, ja nie mogę jechać. Musisz o tym wiedzieć.

– Dlaczego – zapytał Harry w najwyższym zdumieniu.

– Bo nie mam co na siebie włożyć, a nawet, jeśli wydam część pieniędzy od Delfiny, to w tej okolicy znajdę jedynie stroje, w których na wytwornych przyjęciach księcia będę wyglądała jak chłopka.

Harry był skonsternowany.

– Czy naprawdę chcesz się wycofać?

– Będę musiała tak postąpić.

– Ale przecież możesz kupić coś za pieniądze od Delfiny.

Nerissa uśmiechnęła się.

– Jest tyle ważniejszych rzeczy, które chciałabym kupić.

– Na przykład jakich? – zapytał żartobliwie Harry.

– Po pierwsze nie jesteś jedyną osobą na świecie, która lubi mknąć jak wiatr – odparła Nerissa – a odkąd koń ojca zestarzał się tak, że zaledwie potrafi unieść własny grzbiet, jestem zdana na własne nogi.

Harry postawił filiżankę i spojrzał na nią przeciągle.

– Och, Nerisso, tak mi przykro! Nawet nie zauważyłem, jaki ze mnie paskudny samolub.

– Nie skarżę się – zapewniła prędko Nerissa – a niektórzy farmerzy w swej uprzejmości pożyczali mi w sezonie polowań konie, o ile sami ich nie potrzebowali. Właściwie mogłabym mieć do dyspozycji całą stajnię, gdybym nie musiała zamykać drzwi na cztery spusty.

– Dlaczego? – zaniepokoił się Harry.

Nerissa usiadła na krześle naprzeciwko.

– Pamiętasz Jake’a Bridgemana?

– Tak, oczywiście. Mieszka przy głównej drodze, ma stajnię koni pocztowych.

– No więc pewnego razu odwiedził tatę, a napotkawszy mnie, zaproponował, abym korzystała z jego stajni, ilekroć mam na to ochotę.

Nerissa nie musiała mówić dalej, gdyż Harry zawołał ze złością:

– Przeklęty impertynent! Czy chcesz przez to powiedzieć, że był dla ciebie niemiły?

– Nie, raczej zbyt miły, więc byłam zmuszona zapewnić go, że już nie mam ochoty jeździć konno.

– Nikt nie powinien cię tak traktować – stwierdził Harry. – Jeśli on nadal będzie ci się naprzykrzać, to odrąbię mu głowę!

– Znalazłam na niego sposób. Gdy tylko widzę, jak podjeżdża pod dom, zamykam drzwi na skobel i nie reaguję, choćby walił w nie pięściami. Oczywiście tato w swoim gabinecie nic nie słyszy, a poza poczciwą panią Cosnet, która przychodzi rano, nie mamy żadnych służących, więc musi odjechać z niczym…

Harry był rozbawiony. Potem zapytał:

– Ale nie powinno było do tego dojść. Oczywiście, najdroższa, jeżeli pragniesz mieć konia, to poszukam coś dla ciebie.

– Nie zamierzam płacić za konia tyle, ile ty. Chcę zwykłego, młodego wierzchowca, na którym będę mogła jeździć po polach. Czasami bardzo brakuje mi tej rozrywki.

– Oczywiście – zgodził się Harry współczująco – ale obiecuję, że gdy przyjadę do domu, będziemy na zmianę jeździli na moim koniu. Przepraszam, że nie zauważyłem, jak smutne jest twoje życie.

Nerissa cicho krzyknęła.

– To nieprawda. – Wcale nie jest mi smutno! Jestem tu bardzo szczęśliwa z tatą, zwłaszcza, że teraz będę mogła wynajmować panią Cosnet trzy, może nawet cztery razy w tygodniu, a nie jak dotychczas dwa. Tata zaś będzie miał nie tylko o wiele lepsze wyżywienie, ale i od czasu do czasu kieliszek bordo do obiadu. Wiesz, jak bardzo je lubi, a jeśli nie liczyć wczorajszego wieczoru, nie pił go od lat.

– Wczoraj przed snem myślałem, że Delfina powinna coś dla ciebie zrobić. W końcu masz prawie dziewiętnaście lat, a gdyby żyła mama, to z pewnością coś by wymyśliła, żebyś jeździła na bale i otrzymywała zaproszenia na przyjęcia, gdzie spotkałabyś rówieśników.

Nerissa roześmiała się.

– Mówisz jak stara swatka, bo o to chyba w końcu chodzi, prawda? Uważasz, że powinnam już wyjść za mąż!

– Sądzę, że powinnaś mieć szansę – odparł Harry – a jaki masz wybór w tym zapomnianym przez Boga i ludzi ustroniu?

Nerissa obeszła stół i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Kocham cię – zapewniła – i nie chcę, abyś się o mnie martwił. – Pomóż mi tylko znaleźć jakiegoś niedrogiego konia, a będę najszczęśliwszą osobą na świecie!

– Postaram się – obiecał Harry – ale wciąż nalegam, abyś pojechała ze mną do Lyn.

Nerissa zastanawiała się, jak wykorzystać skromną zawartość swej szafy albo przerobić staromodne kreacje matki, zbyt poważne dla tak młodziutkiej osóbki jak ona. Wtedy właśnie przybył posłaniec w liberii markiza Sare. Przyniósł liścik od Delfiny, zapewne powiadamiający o wycofaniu zaproszenia do Lyn.

Zamiast spodziewanych, niemiłych wiadomości, Nerissa przeczytała:

Musimy robić dobrą minę do złej gry, gdyż książę jest zdecydowany zaprosić Was wszystkich. Wobec tego muszę Cię zaopatrzyć w stroje.

Jutro rano jadę do Londynu i przyślę ci kufer sukni, które odłożyłam dla biednych lub do wyrzucenia. Jestem pewna, że uda ci się przerobić je tak, aby wyglądały lepiej niż ta stara szmata, w której wystąpiłaś wczoraj.

Przekaż Harry’emu, że musi zachowywać się przyzwoicie i upewnij się, że nie popełni niedyskrecji wobec księcia, bo inaczej gorzko tego pożałuje!

Загрузка...