Schodząc na kolację, Nerissa czuła się zażenowana. Najchętniej pozostałaby w pokoju, by nie spotkać się z księciem, który mógłby wytknąć jej nierozwagę z powodu pójścia samej do salonu z nowo poznanym człowiekiem. Wiedziała, że nigdy nie zdoła wyjaśnić, jak trudno byłoby jej odmówić, nie robiąc sceny. A przecież sytuacja, jaka powstała, przeszła nawet najgorsze oczekiwania. Dziewczyna czuła się upokorzona.
Wybrała inną sukienkę Delfiny, tym razem z bladoniebieskiej, przejrzystej gazy, a Mary przystroiła ją drobnymi białymi orchideami leciuteńko zabarwionymi na różowo. Były tak piękne, że Nerissa żałowała, iż je ścięto, ponieważ uważała, że kwiaty powinny rosnąć aż do naturalnego końca swego życia. Lecz tylko kwiaty mogły ją uratować przed wyglądem kopciuszka pośród wytwornych dam.
Goście stali w grupkach pod żyrandolami, a światło świec migotało na ich klejnotach, oświetlało piękne twarze i lśniące oczy. Nerissa pomyślała, że chyba nigdzie nie zaproszono szykowniejszych gości, gdyż nawet panowie wyglądali nadzwyczaj elegancko w wysokich, nakrochmalonych krawatach z muślinu i czarnych, jedwabnych spodniach zapiętych pod kolanami.
Prędko podeszła do ojca i dopiero wtedy zauważyła, że rozmawia on z księciem.
– Jestem pewien, Wasza Książęca Mość – mówił Marcus Stanley – że także w tym elżbietańskim domu urządzano liczne uroczystości.
– Chyba o nich nie słyszałem – powiedział książę.
– Odbywały się od początku maja – opowiadał Marcus Stanley – w tym święto plonów, podobne do obecnych dożynek, święta na cześć rozmaitych świętych, a także, jak podejrzewam, święto kwiatów.
Zanim książę zdołał odpowiedzieć, Delfina, która już znalazła się u jego boku, zawołała:
– Jaki wspaniały pomysł! Może jutro wieczorem urządzilibyśmy takie święto? Panie mogłyby wystąpić w kwiatach, które pasowałyby do ich urody.
Podniosła swą piękną twarzyczkę ku księciu, a Nerissa uznała, że siostra z pewnością już widzi się przebrana za różę, jaką zawsze, w swojej opinii, przypominała.
– Nie mam nic przeciw temu – powiedział wolno książę.
Teraz kilka innych dam, przysłuchujących się rozmowie, dołączyło swoje prośby.
– Ależ oczywiście! To byłoby bardzo efektowne, bo gdzież indziej spotka się taki wybór kwiatów, jak w ogrodach i w palmiarni Waszej Książęcej Mości.
– Są do dyspozycji moich gości – oświadczył książę – lecz zabraniam paniom zrywania moich wspaniałych orchidei.
Popatrzył na drobne kwiatki we włosach Nerissy, a dziewczyna zarumieniła się, czując, że nie ma prawa ich nosić.
Przeciw temu zaprotestowała Delfina.
– Och, Talbocie – zawołała – obiecywałeś mi, że będę mogła nosić twoje gwiaździste orchidee, gdy zakwitną, a wczoraj widziałam rozwijające się pąki.
– Moje orchidee gwiaździste, jak je nazywasz, są tak cenne, że z całego kraju zjeżdżają się naukowcy, by je podziwiać. Nigdzie indziej w Anglii nie udało się ich wyhodować.
– Więc może nie powinniśmy organizować święta kwiatów – zaproponowała Delfina z kwaśną miną.
Podniosły się okrzyki protestu ze strony pozostałych dam.
– Jak możesz być tak niemiła, Delfino – skarżyły się – i pozbawiać nas wspaniałej okazji wystąpienia w przebraniu?
– Poza tym, dodała jedna z dam – jestem pewna, że nasz hojny gospodarz przygotuje nagrody za najpiękniejsze kostiumy.
Rzuciła przy tym przekorne spojrzenie Delfinie, a książę powiedział:
– Jestem gotów ufundować nagrody, lecz oceniać będziemy na podstawie tajnego głosowania wszystkich panów.
Panie pisnęły z radości, a jakiś jegomość powiedział:
– Cieszę się, że przewidziano dla nas jakiś obowiązek! Już obawiałem się, że pozostanie nam tylko przyglądanie się występom pań.
– Głosy panów będą niezmiernie ważne – zapewnił go książę – myślę też, że panu Stanleyowi należą się od nas wszystkich specjalne podziękowania za poddanie pomysłu tak oryginalnej rozrywki.
Jednakże Delfina wciąż się dąsała.
– Marzyłam o twoich orchideach, Talbocie – żaliła się – i nie mogę uwierzyć, że będziesz tak okrutny i zniweczysz moje marzenia.
Mówiła tonem tak miękkim i poufałym, że Nerissa czuła się skrępowana. Odwróciła się więc do ojca ze słowami:
– To był znakomity pomysł, tato, a przy okazji przypomniał mi się sen o kwiatach, jaki śnił mi się pierwszej nocy po przybyciu tutaj.
– Cóż to za sen?
– Bardzo wymowny – odparła Nerissa, ale zapomniałam go następnego ranka, udając się na upragnioną przejażdżkę. – Wiedziała, że ojciec czeka na jej opowiadanie, więc ciągnęła dalej:
– Śniło mi się, że w jednym z pokoi tego domu zobaczyłam przepiękną młodą kobietę w białej sukni. Płacząc rzewnie zdjęła z głowy wianek, chyba z kwiatów, i włożyła go do stojącego obok sekretarzyka. Wydało mi się to dziwne. Później ona zamknęła szufladę, podniosła ręce do twarzy i, wciąż płacząc, zniknęła.
Skończywszy swoją opowieść Nerissa zauważyła, że wszyscy dokoła słuchają jej z uwagą.
Potem książę zapytał ostrym, oschłym głosem:
– Kto opowiedział pani tę historię?
Nerissa otwarła szeroko oczy ze zdumienia.
– Nikt! To tylko sen.
– Może i tak, ale najpierw ktoś musiał to pani opowiedzieć.
– Nie, nie! Oczywiście, że nie.
– Nie do wiary – stwierdził książę i nagle wyszedł z salonu, odprowadzany wzrokiem gości.
Nerissa spojrzała na ojca skonsternowana.
– Co ja takiego powiedziałam? Co złego zrobiłam? – pytała.
Marcus Stanley nie odpowiedział. Po chwili wszyscy znów zaczęli rozmawiać i jakby zapominając o gwałtownej reakcji księcia, pogrążyli się w dyskusji nad świętem kwiatów. Tylko Delfina wydawała się wciąż zmieszana nagłym wyjściem księcia, a po paru sekundach ona także opuściła salon.
– Nie rozumiem – powiedziała Nerissa przyciszonym głosem.
Wtem leciwa lady Wentworth, ciotka księcia, która poniekąd pełniła rolę gospodyni, podeszła do niej, ujęła ją za rękę i podprowadziła do kanapy ze słowami:
– Rozumiem pani zakłopotanie, panno Stanley.
– Ale dlaczego mój sen okazał się tak niestosowny? – zapytała smutno Nerissa. – Właściwie zapomniałam o nim, aż oni zaczęli mówić o wiankach z kwiatów. Wtedy ten obraz znów stanął mi przed oczami.
– Rozumiem – powiedziała lady Wentworth – ale mój siostrzeniec zawsze głęboko brał sobie do serca wszelkie aluzje do naszego ducha.
– Ducha? – zawołała Nerissa.
– Większość starych domów ma swoje duchy – lady Wentworth uśmiechnęła się – ale, niestety, nasz łączy się z dość przykrą i niepokojącą klątwą. – Nerissa nie spuszczała oczu ze starszej pani. – Za panowania Karola II pałac zajmował książę równie wesoły i próżny jak sam król. Zakochał się w bardzo pięknej, niewinnej dziewczynie i pojął ją za żonę w położonym nieopodal jej domu. Razem przyjechali do Lyn na miesiąc miodowy. – Jak głosi legenda, zapewne upiększana przez wieki, na państwa młodych oczekiwała tu jedna z jego poprzednich ukochanych, piękna, lecz zazdrosna kobieta.
– Rozzłościła się na księcia, że poślubił inną, a pannie młodej zapowiedziała, iż zrobi wszystko, co w jej mocy, aby zburzyć ich szczęście. – Nerissa jęknęła, gdyż wydało jej się to niegodziwe, ale nie odezwała się i lady Wentworth ciągnęła dalej: – Panna młoda wbiegła na schody, pozostawiając męża, by oddalił zazdrośnicę. Lecz widać czuła, że jej szczęście już runęło w gruzy, gdyż zdjęła wianek i rzuciła się z najwyższego piętra na dziedziniec.
Nerissa cicho krzyknęła.
– Jak ona mogła to zrobić?
– Nie tylko ona miała złamane serce. Książę też pogrążył się w rozpaczy – mówiła dalej lady Wentworth – i choć w końcu ożenił się ponownie, nigdy nie był szczęśliwy. Od tej chwili każdemu spadkobiercy tytułu mówi się, że dopóki nie znajdzie się wianek księżnej, nie zapanuje tu prawdziwe szczęście.
– Może to jednak prawda? – zastanowiła się Nerissa.
– Niestety, klątwa działa – powiedziała lady Wentworth. – Wszyscy usiłujemy wierzyć, że to zbieg okoliczności, ale zawsze coś burzy szczęście książąt Lynchester. – Zamilkła na chwilę, jakby sięgała wstecz pamięcią, po czym kontynuowała opowieść: – Na przykład mój ojciec, dziadek Talbota, żył szczęśliwie aż do chwili, gdy jego żona uciekła z jednym z jego najlepszych przyjaciół. Był to, jak może sobie pani wyobrazić, okropny skandal, ale wszystko zatuszowano, zaś księżna zmarła za granicą. – Nerissa słuchała ze złożonymi, zaciśniętymi dłońmi, zaś lady Wentworth ciągnęła dalej: – Rodzice Talbota byli, jak nam się wydawało, idealnie szczęśliwi, choć było to małżeństwo skojarzone. Aż tu, już w dojrzałym wieku, książę zakochał się do szaleństwa w młodej kobiecie, która mieszkała w jego majątku. Spędzał z nią cały czas, nie życzył sobie mieć nic wspólnego z żoną i dziećmi. Może sobie pani wyobrazić, jak bardzo wstrząsnęło to nie tylko rodziną, ale i okolicznymi sąsiadami!
– Czy nikt nie próbował odnaleźć wianka, który, jak widziałam, włożono do sekretarzyka? – zapytała Nerissa.
– Oczywiście, że próbowano – odparła lady Wentworth – ale sądzę, moja droga, że najrozsądniej będzie, jeżeli nie poruszysz więcej tego tematu. Zawsze wiedziałam, że Talbot był głęboko wstrząśnięty zachowaniem swego ojca, a choć jestem pewna, że jak dotąd zbyt mocno stąpa po ziemi, aby dać wiarę tej historii, z pewnością nie zechce na ten temat rozmawiać.
– Nie, oczywiście, że nie – zgodziła się Nerissa – i bardzo mi przykro, że wspomniałam o czymś tak przygnębiającym.
– Trudno, żeby pani o tym wiedziała – powiedziała lady Wentworth – a gdy Talbot wróci, musimy udawać, że nic się nie stało.
– Tak, oczywiście, że tak – szepnęła Nerissa.
Była jednak bardzo zaniepokojona, że nieostrożnie obudziła nieprzyjemne wspomnienia.
Cała ta historia wydawała jej się niezrozumiała i niewiarygodna, lecz z badań, jakie prowadziła czasem dla ojca, wiedziała, że opowiadania o duchach są przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale istnieją liczne i wiarygodne sprawozdania, które dowodzą, że wskutek zdumiewających zbiegów okoliczności niektóre przewidywania sprawdzały się.
Idąc za radą lady Wentworth, Nerissa, podobnie jak inni, nie wspominała już o duchu, a po powrocie księcia, zasiedli do kolacji. Prowadzono rozmowy o święcie kwiatów, ożywiane błyskotliwymi dowcipami panów.
Nerissa widziała zatroskaną twarz księcia, siedzącego majestatycznie w końcu stołu i zastanawiała się, czy ktoś oprócz niej to zauważył. Delfina dokładała wszelkich starań, aby zapomniał o niefortunnym wydarzeniu.
Błyszczała dziś niczym gwiazda, a goście w tamtym końcu stołu śmiali się do rozpuku z jej powiedzonek. Dziś wieczorem zaćmiła wszystkich.
Gdy po kolacji damy udały się do salonu, chciały ustalić, jakie kwiaty mają przedstawiać. Przysłuchująca się temu Nerissa zauważyła, że szykuje się istna walka o najpopularniejsze i najokazalsze odmiany, jak lilie, róże, czy goździki. Delfina rzadko zabierała głos, lecz Nerissa wywnioskowała z jej spojrzenia, że siostra planuje coś bardzo subtelnego, co z pewnością zdruzgocze ambicje pozostałych pań.
Ponieważ nikt nie zwracał na nią uwagi, Nerissa wymknęła się z salonu, z nadzieją, że może uda jej się zajrzeć do paru pokojów, których jeszcze nie widziała i rozpoznać sekretarzyk, w którym spoczywa zaginiony wianek. Wciąż żywo stał jej przed oczami. Nie przypominał większości sekretarzyków, jakie widziała w Lyn, choć co prawda zwiedziła dotąd tylko te pokoje, w których odbywały się przyjęcia.
„Wielka wycieczka”, jak nazywała ją w myślach, miała odbyć się nazajutrz, kiedy to książę obiecał ojcu pokazać starszą część Lyn, zwłaszcza pokoje, które przez wieki pozostały nie tknięte.
Od czasu swojego przybycia Nerissa zauważyła, że wieczorem zapalano świece w każdym pokoju, żeby nikomu nie groziło błądzenie po omacku w ciemności. Mary powiedziała jej o tym przy ubieraniu.
– Ależ to ekstrawaganckie!
– Tak, panienko, świece są przecież drogie, ale w końcu Jego Książęcą Mość na to stać.
Idąc korytarzem Nerissa zaglądała kolejno do pokoi, a choć widziała w nich lakierowane sekretarzyki w stylu francuskim, jedne intarsjowane, inne wykładane kością słoniową i drogimi materiałami, żaden z nich nie był tym, który widziała we śnie.
Wkrótce doszła do wniosku, że meble przestawiano w ciągu wieków, a nieszczęsna panna młoda, uciekając przed zazdrosną damą, udała się przecież na górę do swej sypialni. Weszła więc bocznymi schodami na piętro, gdzie, jak wiedziała, były apartamenty i galeria obrazów. Słyszała wiele zachwytów nad tymi salami, nawet jej ojciec parokrotnie wspominał dziś podczas wystawy, że nie może się doczekać obejrzenia obrazów księcia.
Wzdłuż długiej galerii wisiały kryształowe żyrandole, a na ścianach znajdowały się srebrne lichtarzyki z zapalonymi świecami. Zafascynowana Nerissa podziwiała najpierw kilka wspaniałych van Dycków, następnie zaś piękne portrety kobiece pędzla sir Petera Lely, pochodzące z czasów Karola II.
Sądziła, że wśród nich może ujrzeć twarz nieszczęśliwej panny młodej ze snu.
Potem jednak ogarnęły ją wątpliwości, bo skoro tamta kobieta zmarła tuż po zostaniu księżną Lynchester, to nie miała czasu na pozowanie do portretu.
Nerissa stanęła przed jednym z obrazów, usiłując doszukać się jakiegokolwiek podobieństwa do płaczącej panny młodej. Ale intuicja podpowiadała jej, że twarz z obrazu nie była tą ze snu.
Wtem, gdy podeszła do kolejnego obrazu, usłyszała zbliżające się kroki. Odwróciła się i serce zadrżało jej na widok księcia. Czując się niemal jak dziecko przyłapane na robieniu czegoś niewłaściwego, czekała ze złożonymi dłońmi, a serce biło jej w piersi jak oszalałe. Książę podszedł z poważną miną, nie odzywając się, tylko patrząc jej w oczy.
– Bardzo mi przykro! – powiedziała po chwili.
– Że pani tu przyszła? – zapytał. – To nic zdrożnego.
– Nie, dlatego, że pana zasmuciłam. Nie było to moim zamiarem.
– Wiem o tym. – Zapadło milczenie. Oboje stali i wpatrywali się w siebie. Wreszcie książę zapytał: – Czy przysięga pani na wszystko, co dla pani święte, że nikt nie opowiedział pani historii mojego przodka i jego żony?
– Przysięgam! To był tylko sen i nie przypisywałam mu większego znaczenia.
– A teraz przyszła pani, by sprawdzić, czy jest tu portret kobiety, którą widziała pani we śnie?
– Może nie powinnam tego czynić – przyznała Nerissa – jeśli pan się o to gniewa.
– Wcale się nie gniewam – odparł książę – jestem tylko bardzo zaintrygowany i chcę wiedzieć, czy znalazła pani jej twarz.
Nerissa pokręciła głową.
– Jak dotąd nie. Właściwie myślałam sobie, że niepodobna, aby namalowano jej portret, zanim została księżną.
– Ja też tak uważam.
– Ale warto się upewnić, że nie ma jej wśród innych pięknych księżnych Lynchester.
Po chwili milczenia książę przemówił z wyraźną niechęcią.
– W takim razie powinniśmy rozejrzeć się za sekretarzykiem. Ale wianka szukało, jak sądzę, każde pokolenie mojej rodziny, i wszelkie poszukiwania spełzły na niczym.
– Proszę mnie nie posądzać o impertynencję – powiedziała odwracając wzrok – być może nie powinnam się tym interesować, gdyż mnie to nie dotyczy, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że musi być jakaś przyczyna, dla której miałam taki sen.
– Czy sądzi pani, że biedny duszek z przeszłości próbował się z panią skontaktować?
W głosie księcia zabrzmiała ironia. Dawał więc wyraźnie do zrozumienia, że, jego zdaniem, jest to zupełnie niemożliwe.
– Proszę mi powiedzieć, czy historia wspomina, co się stało po tragicznej śmierci panny młodej?
– Istnieją rozmaite wersje dalszego biegu wydarzeń. Według jednej książę był tak załamany, że już nigdy tu nie powrócił. Inna natomiast mówi, że nie mogąc żyć bez kobiety, którą kochał, również popełnił samobójstwo.
W ciszy, która nastała, Nerissa rozważała jego słowa. Potem powoli i spokojnie powiedziała:
– Czy nie uważa pan, że księżna żałowała niewinnej rodziny, na którą rzucono klątwę? Przecież książę szczerze ją kochał. Czy nie próbowałaby jej zdjąć, mówiąc komuś, gdzie jest wianek?
Wciąż się zastanawiała, gdy książę powiedział prędko:
– W takim razie ona nie przyszła do mnie, lecz do pani. Zatem jest rzeczą oczywistą, że jedyną osobą, która może uwolnić moją rodzinę od klątwy, o ile takowa istnieje, jest pani.
Nerissa wstrzymała oddech.
– To przerażająca myśl, bo mogę… nie znaleźć wianka.
Była tak zmieszana, że książę zmienił ton:
– Uważam, że należy zachować pewien dystans. Nie uwierzę, żeby po tylu latach wianek nie rozpadł się w pył, o ile był zrobiony ze świeżych kwiatów, albo nie został skradziony lub niechcący wyrzucony. Wiele rzeczy mogło się wydarzyć. – Proszę zapomnieć o duchach i o wszystkich tych ponurych sprawach, które, o czym jestem przekonany, powstały w ludzkiej wyobraźni! Proszę wrócić na przyjęcie, gdzie odbędą się maskarady, które zapewne bardziej ubawią aktorów niż widzów.
– Pan musi wracać, Wasza Książęca Mość – odrzekła Nerissa – ale ja chciałabym, za pana pozwoleniem, zajrzeć do apartamentów znajdujących się na tym piętrze.
– Jeśli pani sobie tego życzy, pójdziemy razem – zaproponował książę.
Z galerii wydostali się na korytarz, gdzie książę otworzył jedne z wysokich drzwi, mówiąc:
– Ta sala jest znana jako pokój królewski, gdyż nocował tu Karol II, a podejrzewam, choć oczywiście nie ma co do tego pewności, że od tamtego czasu nie był używany.
Był to okazały pokój ze wspaniałymi malowidłami na suficie, łożem spowitym jedwabnymi zasłonami i z meblami, jakie Nerissa spodziewała się zobaczyć w Lyn. Na ścianie wisiały dwa portrety, lecz żaden nie przedstawiał twarzy, którą chciała zobaczyć. Książę, z nieco cynicznym uśmiechem, jakby sam pomysł prowadzenia poszukiwań uważał za absurdalny, otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju.
– To pokój księżnej – powiedział – w którym mieszkały wszystkie księżne Lynchester. Został jednak znacznie zmieniony, najpierw przez moją babkę, a później przez moją matkę i jestem zupełnie pewien, że nie zachowało się tu nic z pierwotnego wystroju.
Był to najpiękniejszy pokój, jaki Nerissa kiedykolwiek widziała. Brokat na ścianach harmonizował z błękitem nieba na suficie, gdzie królowała Afrodyta otoczona Kupidynkami i gołąbkami.
Kupidynki zdobiły też łoże z błękitnym baldachimem oraz lichtarzyki na ścianach. Dziewczynie przyszło na myśl, że to pokój miłości. Poczuła się nieco onieśmielona. Spojrzała na księcia, a napotkawszy jego wzrok, zarumieniła się.
– Sądziłem, że spodoba się pani ten pokój – powiedział. – Nikt w nim nie zamieszka, dopóki nie przywiozę do domu żony.
Czyli Delfiny – pomyślała Nerissa, choć oczywiście nie powiedziała tego głośno.
Ogarnęło ją dziwne uczucie, jakby chciała chronić księcia przed siostrą, obawiając się, że Delfina zrani go i unieszczęśliwi.
Książę też chyba nie chciał rozmawiać o swoim przyszłym małżeństwie, gdyż otworzył następne drzwi, które prowadziły bezpośrednio do buduaru księżnej. Tu znów wszystko kojarzyło się z miłością: kochankowie w ogrodzie na obrazach Fragonarda, Kupidynki unoszące się nad ich głowami i te namalowane przez Bouchera.
Jasnobłękitne ściany miały barwę oczu Delfiny, z lekkim różowym odcieniem, który zdawał się wnosić blask słońca.
Nerissa rozejrzała się po pokoju. Stały w nim inkrustowane meble, pozłacane krzesła w stylu Ludwika XIV oraz komoda z drewna satynowego, z wielkimi uchwytami wykonanymi z pozłacanego brązu.
I znów książę uprzedził ją tym samym tonem:
– Jestem pewien, że nie ma tu zguby. – Zupełnie jakby był zadowolony, że dziewczyna nie miała racji i że potwierdziło się jego przekonanie o braku prawdy lub logiki w historiach o duchach. – Jest jeszcze wiele takich pokoi – powiedział – ale proponuję, abyśmy zostawili oglądanie ich na jutro, a do tego czasu, mam nadzieję, nasz duch przestanie panią niepokoić, Nerisso.
Nie uszło jej uwagi, że już drugi raz zwrócił się do niej po imieniu, co w jego ustach zabrzmiało bardzo naturalnie.
– Mnie on nie niepokoi – odparła – ale mam wrażenie, że trapi pana, choć pan się broni przed tą myślą.
– Dlaczego pani tak sądzi? – zapytał ostro książę.
– Może dlatego, że jest pan bardziej wrażliwy na takie rzeczy niż większość mężczyzn… – zaczęła.
– A dlaczegóż tak się pani wydaje? – przerwał jej ze złością. – Kto powiedział, że jestem wrażliwy?
– Teraz naprawdę pana zmartwiłam – zawołała cichutko Nerissa – a nie miałam takiego zamiaru! Był pan taki uprzejmy, ratując mnie z rąk sir Montague’a, za co jeszcze nie podziękowałam.
– Nie miał prawa tak się zachowywać! – skomentował książę. – Muszę jednak przyznać, że z pani strony nie było najmądrzejsze wracać z wystawy samej w towarzystwie tego człowieka ani wejść z nim do pustego pokoju.
– Wiem – odparła Nerissa smutno – ale co się stało, to się nie odstanie. Nie chciałam robić sceny.
– Proszę mi obiecać, że więcej tego pani nie uczyni – poprosił książę.
– Obiecuję. Wiem, że to było nierozsądne z mojej strony.
Jej skrucha wywołała uśmiech na twarzy księcia.
– A teraz, o ile nie chce pani spowodować fali plotek, musimy wrócić do reszty towarzystwa.
– Tak, oczywiście – zgodziła się.
Podeszli do drzwi w drugim końcu pokoju. Po chwili znaleźli się w niewielkiej garderobie, gdzie może kiedyś damy pudrowały sobie peruki. Paliła się tu tylko jedna świeczka, umieszczona na toaletce z lustrem w kształcie serca, nad którym dwa Kupidynki trzymały koronę. Nerissa przyglądała mu się z podziwem, gdy tymczasem książę otworzył drzwi na korytarz.
Wówczas zauważyła jedyny mebel w pokoiku, właśnie sekretarzyk. Był wykonany z drewna inkrustowanego drobnymi kawałeczkami masy perłowej i korali. Przeszłaby obok nie poświęciwszy mu żadnej uwagi, gdyby instynkt, a może dar postrzegania, nie kazał jej się zatrzymać.
Zupełnie jakby ze strony szafki dobiegał szept. Gdy tak stała w milczeniu, książę, trzymając drzwi otwarte na korytarz, zapytał:
– Co się stało?
– Jestem przekonana – powiedziała Nerissa cichutko – że to sekretarzyk, który widziałam we śnie!
Przez chwilę wydawało się, że książę zaprotestuje. Lecz on wrócił do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Skąd ta pewność? – zapytał.
– Czuję to! – stwierdziła po prostu dziewczyna.
– Zapewne przeszukiwano go już tysiąc razy – powiedział – bo zawsze znajdował się w apartamentach księżnej.
– Ale to jest szafka, w której ona… schowała wianek – upierała się Nerissa. – Dałabym sobie rękę uciąć.
Książę ze zrezygnowaną miną, jakby tracił czas, zapalił świecę po drugiej stronie lustra. Nerissa stanęła przed sekretarzykiem i mimo woli zaczęła się modlić, aby nieszczęsna panna młoda sprzed wieków pomogła jej odnaleźć zgubę.
– Przednie drzwiczki otwierają się – powiedział książę, chcąc przyspieszyć poszukiwania – a nie sądzę, aby zamykano je na klucz.
Ale Nerissa przypomniała sobie, że we śnie nie otwierano żadnych drzwiczek. Księżna położyła wianek gdzieś wyżej, pewnie w szufladzie nad drzwiczkami. Lecz nad drzwiczkami nie było szuflady, tylko gładkie drewno, lekko wygięte, odstające nieco nad drzwiczkami. Zaczęła się rozpaczliwie zastanawiać, czy sekretarzyk nie został kiedyś przerobiony.
Książę milczał, gdy wyciągnęła palce, by dotknąć rzeźbionego, lakierowanego drewna i sprawdzić, czy istnieje tu jeszcze jakaś skrytka, mimo że na razie nic na to nie wskazywało. Potem, wciąż modląc się, aby udało jej się odgadnąć zamiar zmarłej przed wiekami księżnej, przesunęła dłonią po wybrzuszeniu nad drzwiczkami. Powierzchnia wydawała się zbyt gładka i luźna. Gdy dotarła ręką do bocznej krawędzi, poczuła pod palcem coś twardego, więc nacisnęła to miejsce.
Sekretarzyk drgnął, więc nacisnęła mocniej. Cały blat wysunął się do przodu, a Nerissa ujrzała wewnątrz płytką, szufladę, a w niej, jak się zdawało, zaginiony wianek. Przez chwilę nie dowierzała własnym oczom. Książę stanął obok, trzymając świecę wysoko nad głową, aby wyraźniej widzieć zawartość szuflady.
– To wianek! – zawołał. – Skąd pani wiedziała? Jak go pani odszukała po tylu wiekach?
Nerissa nie potrafiła odpowiedzieć, choć czuła się jak w innym świecie, w innym czasie, z którego nie ma powrotu.
Książę postawił świecę na sekretarzyku i wyjął z szuflady odnalezioną zgubę. Wianek nie był wykonany, jak spodziewała się Nerissa, ze sztucznych kwiatów pomarańczy, lecz z diamentów i pereł w kształcie kwiatów. Był drobny, delikatny i bardzo piękny.
W blasku świecy wieniec swym migotaniem zdawał się przemawiać do niej, że oto zostaje zdjęta klątwa z rodu Lynchester, a od tej pory rodzina ta będzie żyła długo i szczęśliwie.
Książę popatrzył z niedowierzaniem najpierw na wianek, potem na Nerissę.
– Skąd pani wiedziała? Skąd znała pani tajemnicę, wobec której bezsilne były pokolenia moich przodków? Przecież szukali wianka albo dlatego, że wierzyli w jego istnienie, albo też po to, żeby dowieść, iż cała ta opowieść jest zmyślona.
– Ale skoro się znalazł… to znaczy, że to prawda.
– Oczywiście, że prawda – powiedział książę. – Teraz nieszczęsna panna młoda może odpoczywać w pokoju i przestać nas niepokoić. Nie wiem, jak mam pani dziękować, Nerisso.
Nerissa nagle wróciła do rzeczywistości, podniosła rękę i powiedziała:
– Proszę, bardzo proszę… niech pan nie mówi o tym na dole. Oni nie zrozumieją, a nie chcę o tym rozmawiać.
– Ale ja rozumiem – powiedział książę niskim głosem. – Więc chyba powinniśmy położyć wianek tam, gdzie spoczywał bezpiecznie przez tyle lat. Jutro przyjdziemy sprawdzić, czy nasze znalezisko jest prawdziwe, czy też rozpłynęło się jak sen.
– Zgadzam się z Waszą Książęcą Mością – przyznała Nerissa – i proszę, niech pan nie wspomina o tym Delfinie.
– Nie, oczywiście, że nie wspomnę! – powiedział stanowczo książę. – Już raz dałem pani słowo, Nerisso, i nie złamię przysięgi.
Nerissa odetchnęła głęboko. Potem wyszeptała:
– Cieszę się… tak bardzo się cieszę, że mogłam panu pomóc.
– Może bardziej, niż zdaje sobie pani z tego sprawę – powiedział książę – ale, jak już powiedziałem, porozmawiamy o tym jutro.
Włożył wianek z powrotem do szuflady, a potem, zamykając skrytkę, zapytał z uśmiechem:
– Chyba pamięta pani, jak się ją otwiera?
– Tuż przy krawędzi musi być ukryta dźwignia, tak zręcznie wykonana, że nie znajdzie jej nikt nie wtajemniczony.
– Pani również była nie wtajemniczona, co nie przeszkodziło w znalezieniu wianka.
Nerissa nie odpowiedziała.
Widocznie z jakiejś przyczyny to ona właśnie miała odnaleźć zgubę, dlatego księżna, która ukryła wianek, poprowadziła jej rękę ku dźwigni.
– Ale najważniejsze – oznajmiła głośno – że wianek się odnalazł, a gdy Wasza Książęca Mość się ożeni, nic nie zmąci panu szczęścia.
– Tego właśnie pragnę – odpowiedział książę.
Ich spojrzenia spotkały się i przez chwilę nie mogli oderwać od siebie wzroku. Potem, z wyraźnym wysiłkiem, książę odwrócił się i odstawił świecę. Tymczasem Nerissa otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Poczuła się tak, jakby z krainy snu powróciła do rzeczywistości, choć wcale nie pragnęła tego powrotu. Idąc za głosem tego samego przeczucia, które pozwoliło jej odnaleźć właściwy sekretarzyk, wolałaby zostać z księciem, chociaż wiedziała, że nie powinna się do tego przyznawać.