ROZDZIAŁ 4

Następnego dnia Malvina zupełnie nieoczekiwanie natknęła się na sir Mortimera podczas proszonego obiadu, na którym była obecna, oczywiście wraz z babką. Przyjęcie nie należało do szczególnie interesujących, a na dodatek dziewczyna poczuła się lekko zirytowana, gdy sir Mortimer usiadł przy stole u jej boku.

Najwyraźniej zdołał to ukartować.

Musiała jednak przyznać, że na wszelkie możliwe sposoby starał się jej przypodobać, a i ona nie miała nastroju do sprzeczki.

Rozmowa przy stole dotyczyła najróżniejszych tematów.

– Pani babka zechce, mam nadzieję, zaszczycić swoją obecnością przyjęcie, które wydaję w Vauxhall Gardens w sobotę wieczorem? – rzeki sir Mortirner w pewnej chwili. – A może przynajmniej pozwoli pani wziąć w nim udział? Zaprosiłem nową gwiazdę opery, primadonnę z Italii. Podobno zadziwia magicznym tembrem głosu.

– Bardzo to uprzejme z pana strony – podziękowała Malvina – lecz wyjeżdżamy na wieś.

– Znowu?! – wykrzyknął sir Mortirner zdumiony.

Malvina bez trudu odgadywała jego myśli.

Z pewnością się spodziewał, że lord Flore nie omieszka skorzystać z jej bliskiej obecności.

– Wydaję niewielkie przyjęcie – powiedziała szybko – dla osób, które podobnie jak ja uwielbiają jazdę konną.

– Nie jestem zaproszony?

Malvina pokręciła głową.

– Dlaczego?

– Proszę nie mieć mi za złe szczerości, ale nie pasowałby pan wiekiem do reszty towarzystwa.

Jako gościa honorowego zaprosiłam Rosette Langley, której ciotka jest bliską przyjaciółką mojej babki. Chcę, by debiutantka czuła się jak najswobodniej i była szczęśliwa.

– Ja pragnę jedynie uszczęśliwiać panią – nalegał sir Mortirner.

– Przykro mi, lecz tak czy inaczej lista gości zaproszonych na moje przyjęcie jest już definitywnie zamknięta – ucięła Malvina.

Dostrzegła gniew w oczach mężczyzny, więc rozmyślnie odwróciła się od niego i zaczęła rozmowę z drugim swoim sąsiadem.

A jednak musiała później wrócić jeszcze do rozmowy z sir Mortimerem.

– Mam pani do powiedzenia coś, co z pewnością panią zainteresuje – zagaił.

– Co takiego?

– Jeden z moich przyjaciół, markiz Ilminster, w przyszłym tygodniu wystawia u Tattersalla na sprzedaż kilka koni. To okazy naprawdę wiele warte. Z pewnością byłaby pani nimi zainteresowana. Poprosiłem markiza o przysługę i za jego pozwoleniem może je pani obejrzeć jako pierwsza.

Malvina spojrzała na rozmówcę zdumiona.

Dopiero po chwili zrozumiała, że za sprzedaż koni, nim dotrą one na publiczną licytację, sir Mortirner z pewnością otrzyma od markiza niemałą prowizję.

Markiza Ilminstera znała z opowiadań ojca.

Pewnego razu rozegrał się ostry finisz pomiędzy koniem markiza a wierzchowcem ojca Malviny.

– Czy te konie naprawdę są aż tak wyjątkowe? – zapytała z lekkim niedowierzaniem.

– Gdyby pani ojciec żył, bez wątpienia chciałby je włączyć do swojej stajni i skorzystałby z okazji, by je zobaczyć jako pierwszy.

Dziewczyna ociągała się z podjęciem decyzji.

Nie chciała mieć żadnych zobowiązań w stosunku do sir Mortimera.

Zdecydowała wreszcie, że nie może przepuścić takiej okazji.

– Kiedy mogę je zobaczyć? – spytała. – Wyjeżdżam na wieś jutro z samego rana.

– Większość z nich dotarła już do Londynu.

Umówiłem się z markizem, iż pokażę je pani zaraz po obiedzie. – Widząc niezdecydowanie Malviny dodał pośpiesznie: – Oczywiście pani babka, w roli przyzwoitki, powinna udać się z nami.

Opuścili towarzystwo wkrótce, kiedy tylko pozwoliła na to grzeczność i uprzejmość wobec gospodarzy.

Gdy sir Mortimer wsiadł do powozu dziewczyny, hrabina obrzuciła go spojrzeniem pełnym nieskrywanego zdumienia.

– Sir Mortimer zaproponował mi obejrzenie koni markiza Ilminstera wystawianych na sprzedaż – wyjaśniła Malvina. – Są w stajniach niedaleko stąd, wiem, babciu, że także będziesz nimi zainteresowana.

Hrabina zgodziła się w milczeniu, ale kiedy, dotarli do stajen, zmieniła zdanie, – Jeśli nie masz nic przeciw temu, moje drogie dziecko, zaczekam w powozie. Jestem trochę zmęczona, a przecież mamy jeszcze jedno przyjęcie dziś wieczór.

– Dobrze, babciu. Wrócę jak najszybciej.

Stajnie markiza okazały się duże i naprawdę imponujące. Malvina do obejrzenia miała piętnaście koni. Już po pierwszym rzucie oka musiała przyznać, że sir Mortimer wcale nie przesadzał.

Stajenny prowadził przybyłych od jednego boksu do drugiego.

W końcu Malvina wybrała osiem koni. Kiedy sir Mortimer podał jej astronomiczną wprost cenę, dziewczyna nie miała wątpliwości, że spora część tej sumy miała trafić bezpośrednio do jego kieszeni. Z drugiej strony… gdyby te wyjątkowe okazy zostały wystawione na licytację, mogły łatwo osiągnąć cenę wymienioną przez sir Mortimera.

W dodatku Malvina w ogóle by nie wiedziała o możliwości ich kupna. Od przyjazdu do Londynu była tak zajęta nowymi strojami, balami i przyjęciami, że nawet nie co dzień jeździła konno. Nie zajrzała także do Tattersalla, jak zawsze czynił jej ojciec. Czuła się trochę winna, bo chociaż pan Cater położył na jej biurku katalogi sprzedaży, nawet do nich nie zerknęła.

Po krótkim namyśle zaoferowała sir Mortimerowi sumę znacznie mniejszą od żądanej.

Zaczęły się negocjacje.

Malvina niejeden raz była świadkiem, kiedy ojciec uzgadniał cenę. Zawsze prowadził rozmowę spokojnie, nieco znudzonym głosem.

W ten sposób sprzedawca nie miał nigdy pewności, do jakiego stopnia nabywcy zależy na towarze.

Teraz starała się zachowywać podobnie.

Pogrążeni w cichej rozmowie wyszli ze stajen.

Hrabina popatrywała na nich ze zdziwieniem.

Wraz z sir Mortimerem dziewczyna stała na tyle daleko, że nie można było usłyszeć, o czym rozmawiają, a dla postronnego obserwatora ich targi wyglądały na przyjacielską pogawędkę.

Uzgodnienie ceny zajęło im niemal kwadrans, lecz w końcu sir Mortimer skapitulował. Przystał na sumę znacznie niższą niż żądana początkowo.

– Niełatwo ubijać z tobą interesy, Malvino! – zauważył.

– Był pan zbytnim optymistą biorąc mnie za żółtodzioba – rzekła dziewczyna. – A przy okazji… przywykłam, by zwracano się do mnie „panno Maulton”.

– Nonsens! – oburzył się sir Mortimer. – Nie mogę przecież traktować pani tak formalnie.

Przy tym… jeśli już znalazłem dla pani tak wspaniałe konie, czy przypadkiem nie zmieniłaby pani zdania i nie przyjęła ich w prezencie ślubnym?

Malvina nie mogła się nie roześmiać.

Gdyby się rzeczywiście zgodziła na coś tak nieprawdopodobnego, bez wątpienia po ślubie zapłaciłaby za ten podarunek bardzo wysoką cenę.

Wróciła do stajni, zawiadomiła służbę, że przyśle po konie własnych stajennych, i rozdała szczodre napiwki.

Idąc do powozu myślała jeszcze o tym, że sir Mortimer jest zapewne całkiem zadowolony z odniesionych korzyści. Trzeba było jednak przyznać, że na nie zasłużył. W końcu przecież udzielił jej cennej informacji, dzięki czemu stała się właścicielką koni, z których posiadania byłby dumy nawet jej ojciec.

W drodze do domu babka dziewczyny wróciła jeszcze w rozmowie do osoby sir Mortimera.

– Nie podoba mi się ten człowiek – rzekła w zamyśleniu. – Jest w nim jakaś nieprawość.

– Wiem, babciu. Mam takie samo odczucie.

Wyobraź sobie, miał czelność pytać, czy może dołączyć do mojego piątkowego przyjęcia!

– Odmówiłaś mu, oczywiście? – upewniła się hrabina.

– Nie pozostawiłam wątpliwości, że jest za stary – wyjaśniła Malvina.

Hrabina uśmiechnęła się ukontentowana.

– To mu się nie spodoba! Roi sobie, że jest eleganckim młodym amantem, ale przecież ma już trzydzieści sześć lat, a zalecał się do każdej bogatej panny, od kiedy ukończył szkoły.

Malvina roześmiała się wesoło.

– Staram się z całych sił, by nie miał chęci zalecać się do mnie.

– Dobrze robisz, kochana – podsumowała krótko hrabina.

Następnego dnia musiały wcześnie wyruszyć w podróż na wieś.

Malvina oczekiwała wyjazdu do Maulton Park prawdziwie podekscytowana. Wmawiała sobie, że powodem jest powrót do ukochanego domu, ale w głębi duszy całkiem jasno zdawała sobie sprawę z rzeczywistej przyczyny: chciała jak najszybciej usłyszeć o postępach w pracach nad projektem toru wyścigowego.

Nie mogła się także doczekać wiadomości, czy lord Flore przyjął hrabiego tak, jak sobie wyobrażała. Musiał być przecież mocno zaskoczony niespodziewaną wizytą młodego człowieka.

Ciekawa też była, jak zareagował na oświadczenie hrabiego, że spłaciła jego długi.

Do Maulton Park dotarły w porze obiadu.

Zaraz po jedzeniu hrabina udała się na górę, by nieco wypocząć, a Malvina pobiegła do stajen.

– Czy lord Flore trenował wierzchowce? – zapytała Hodgsona.

– Był tutaj z samego rana, panienko – odpowiedział masztalerz. – Z jednym młodym panem.

– Osiodłaj dla mnie Lotnego Smoka – poprosiła Malvina.

– Byłem pewien, że panienka zechce go dosiąść zaraz po przyjeździe – powiedział Hodgson. – Czeka gotowy.

Chłopak stajenny wyprowadził wierzchowca z boksu.

Malvina czule pogładziła konia po nozdrzach, a on, wyraźnie zadowolony z jej widoku, trącił ją kształtnym łbem.

– Kogo panienka weźmie ze sobą? – zapytał Hodgson.

– Nikogo – odparła Malvina. – Jadę tylko do klasztoru Flore, a jeśli będę potrzebowała eskorty w drodze powrotnej, lord Flore mnie odprowadzi.

– Więc nie będę się o panienkę martwił – uśmiechnął się Hodgson.

– Nigdy nie ma powodu, byś się o mnie martwił – odparowała Malvina.

Hodgson pomógł jej wsiąść.

Śpiesznie popędziła konia. Nie miała wiele czasu na odwiedziny w klasztorze Flore, ponieważ zaproszone na przyjęcie towarzystwo zacznie się zjeżdżać do Maulton Park w porze popołudniowej herbaty. Nawet nie zatrzymała się, jak to. zwykle czyniła, w Dzikim Lesie. Do starego zamczyska dotarła po niecałym kwadransie.

Nikt nie wyszedł jej na spotkanie.

Zsiadła z Lotnego Smoka i wyjątkowo starannie zawiązała wodze na przednim łęku.

Wbiegła na schody prowadzące do wejścia.

W wielkim hallu nie zastała żywej duszy.

Ruszyła korytarzem zastanawiając się, gdzie najszybciej kogoś odnajdzie.

Otworzyła drzwi dawnej komnaty opata.

Bezwiednie krzyknęła zdumiona.

Środek pomieszczenia zajmowała wysoka drabina. Na ostatnich szczeblach stał nie kto inny, lecz sam hrabia i… malował sufit. Wyglądał zupełnie inaczej niż wówczas, gdy Malvina widziała go ostatnim razem. Był bez marynarki, bez fularu i miał wysoko podwinięte rękawy koszuli.

Spojrzał w dół.

– Och, panno Maulton! – wykrzyknął. – To pani! Jakże się cieszę!

Ostrożnie zszedł z drabiny.

Kiedy dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń na powitanie, spojrzał żałośnie na własną rękę grubo pokrytą farbą.

– Lepiej nie będę się teraz z panią witał – rzekł skruszony. – Ślicznie pani wygląda!

– Co pan robi? – spytała dziewczyna spoglądając w górę.

– Prawie skończyłem sufit – odpowiedział z dumą. – Potem zabieram się do ścian.

– Mówiłam panu, że tutaj jest się czym zająć!

– I w dodatku naprawdę warto. Nigdy nie widziałem równie pięknych fresków!

– Gdzie znajdę lorda Flore?

– W sąsiedniej komnacie – rzekł hrabia.

– Na pewno będzie chciał pani coś pokazać.

– Pójdę do niego.

– Ja też tam przyjdę, jak tylko to skończę i umyję ręce – powiedział hrabia.

Na powrót wdrapał się na drabinę. Widać było, że chce jak najszybciej wrócić do swojego zadania.

Malvina zostawiła go przy pracy.

Otworzyła drzwi sąsiedniej komnaty i ujrzała ustawiony na środku ogromny stół.

Lord Flore, mocno czymś zajęty, pochylał się nad blatem.

Usłyszawszy kroki Malviny, podniósł na dziewczynę zdziwione spojrzenie.

– Czy też byłaś po prostu ciekawa, jak sobie radzę? – zapytał.

Malvina roześmiała się, bo i w jednym, i w drugim było trochę prawdy.

– Pochlebiasz sobie! – rzekła przekornie.

– Po prostu byłam ciekawa, jak przyjąłeś niespodziewanego gościa.

– David to miły chłopiec. Natychmiast zaprzągłem go do pracy.

– Właśnie widziałam. Odniosłam wrażenie, że jest dosyć zadowolony.

Podeszła do stołu. Na pulpicie rozpostarte były szczegółowe plany toru wyścigowego i one to właśnie tak absorbowały lorda Flore.

Na dużej płachcie papieru zaznaczono nazwy ziem należących do majątku lorda Flore, na których miał się rozciągać teren wyścigów.

Przyjrzawszy się bliżej, Malvina dostrzegła, że sąsiad włączył w przedsięwzięcie także pewien obszar należący do Maulton Park.

Nie musiała zadawać pytań. Lord Flore zaczął na nie odpowiadać, zanim zdążyła się odezwać.

– Żeby było jak najtaniej – powiedział – przewidziałem do wykorzystania tereny, których nie trzeba będzie już wyrównywać. Świetnie się nadają zarówno do wyścigów z przeszkodami, jak i biegów na torze płaskim.

Malvinie rozbłysły oczy.

– Staram się – ciągnął lord Flore – zaplanować tor w taki sposób, by oba rodzaje biegów mogły się odbywać na tym samym terenie, choć będzie to wymagało jeszcze wiele pracy i przemyśleń.

Malvina w zachwycie złożyła ręce.

– Wspaniale! – wykrzyknęła z przejęciem.

– Będziemy mogli urządzać wyścigi przez co najmniej dziewięć miesięcy w roku.

– Taki cel zamierzałem osiągnąć – przyznał lord Flore.

– Kiedy zamierzasz rozpocząć budowę? – zapytała Malvina bez tchu.

– Jak tylko mi dasz pozwolenie na włączenie ziem należących do Maulton Park.

– Włączaj, co tylko zechcesz! – rzekła Malvina podniecona. – W końcu przecież jesteśmy partnerami w tym przedsięwzięciu.

– Podtrzymujesz obietnicę? – zapytał lord Flore ostro.

Malvina wysoko uniosła brodę.

– Dałam słowo!

– Kobiety często mówią za dużo, a później tego żałują.

– Można to powiedzieć także o wielu mężczyznach! – odpaliła Malvina.

– Chyba muszę ci przyznać rację – zgodził się lord Flore. – Tylko bardzo bym nie chciał, by plotkowano o tobie więcej niż do tej pory.

– Przestań już prawić mi kazania – ucięła Malvina oburzona. – Lepiej posłuchaj, co dla ciebie mam!

– Jeśli to kolejny prezent – wtrącił szybko lord Flore – możesz go od razu zabrać z powrotem.

Przełknąłem swoją dumę i przyjąłem zapasy jedzenia wystarczające do wyżywienia całej armii, do tego jeszcze szampana, w którym zagustował David, ale to już koniec. Nie zgodzę się na nic więcej.

– To… niezupełnie prezent – rzekła Malvina poważnie. – Postarałam się spełnić twoje szczególne życzenie.

Lord Flore wyglądał na zdziwionego.

– Znalazłam ci dziedziczkę! – wyjaśniła Malvina.

Lord Flore przyglądał się jej, niewiele rozumiejąc.

– O czym ty mówisz? – odezwał się wreszcie, – Powiedziałeś, że chcesz się ożenić z bogatą panną, nieprawdaż? Spokojną, potulną i uległą!

Cóż, przyjeżdża do mnie w gości dziś po południu.

– Nie bądź śmieszna! – skrzywił się lord Flore. – Nie mam czasu na żadne dziedziczki, muszę budować tor wyścigowy!

– Nie możesz być takim niewdzięcznikiem – obruszyła się Malvina. – A jeśli nie przyjedziesz na dzisiejszą kolację i nie przyprowadzisz ze sobą hrabiego, nie pozwolę wam dosiadać żadnego z ośmiu wspaniałych koni, jakie właśnie kupiłam od markiza Ilminstera!

– Słyszałem o tych okazach – rzekł lord Flore. – Nie byłem nimi szczególnie zainteresowany, bo przecież nie mogę sobie pozwolić nawet na osła.

– Jutro wystawią je na sprzedaż u Tattersalla, a w tym samym czasie najwspanialsze spośród nich znajdą się tutaj.

– Jak tego dokonałaś?

Malvina nie była pewna, czy ma ochotę zdradzić prawdę.

– Cóż, zaciągnęłam zobowiązanie wobec sir Mortimera Smythe'a – wyznała w końcu szczerze. – Uzgodnił z markizem, bym mogła bez konkurencji wybierać jako pierwsza.

– Pewnie nie zrobił tego za darmo – zauważył lord Flore cynicznie.

– Na pewno zyskał niemało – przyznała Malvina. – Ale nie mogłam nie wykorzystać okazji. Musiałabym jutro wysyłać kogoś do Tattersalla, żeby kupował w moim imieniu, w dodatku pewnie za dużo wyższą cenę.

Lord Flore wzruszył ramionami.

– Cóż, ty możesz sobie na takie konie pozwolić. Muszę przyznać, że chętnie je obejrzę.

– A więc przyjmujesz zaproszenie na dzisiejszą i na jutrzejszą kolację? – upewniła się Malvina.

Zerknął na nią z błyskiem w oku.

– Szantażujesz mnie? – spytał.

– Jeśli to konieczne, oczywiście tak! Ale jestem pewna, że przyjmiesz zaproszenie z przyjemnością i wdzięcznością.

– Przyjmuję, ale od razu uprzedzam: całe to swatanie jest warte funta kłaków. Zwykła strata czasu.

– Nie wówczas, gdy chodzi o ciebie.

Przyjrzał się jej z uwagą.

– Mówisz poważnie? Naprawdę specjalnie z myślą o mnie zaprosiłaś do siebie bogatą pannę na wydaniu? I rzeczywiście się spodziewasz, że będę nią zainteresowany?

W jego głosie brzmiało takie niedowierzanie, że Malvina musiała się roześmiać.

– Przecież sam o to prosiłeś.

– Mówiłem wtedy bardzo ogólnie, po prostu wspomniałem o tym, jaką kobietę mógłbym ewentualnie poślubić.

– Więc poślubisz tę, którą dla ciebie wyszukałam!

Lord Flore jęknął zirytowany.

– Powinienem był wyraźnie podkreślić, że w ogóle nie mam zamiaru się żenić. Cenię sobie swobodę kawalerskiego stanu.

– Na dłuższą chwilę zapadła cisza.

– Zapomniałeś o zamku – odezwała się wreszcie cicho Malvina.

– Myślałem, że przysłałaś mi Davida, by go pomógł odnowić.

– David robi, co może, ale chyba się nie spodziewasz, że sam jeden odrestauruje całość.

Zajęłoby mu to pewnie ze sto lat!

– Szczerze mówiąc – stwierdził lord Flore po chwili milczenia – liczyłem na to, że tor wyścigowy zwróci pieniądze, które na niego wyłożysz, i ostatecznie, choć może to potrwać długie lata, da mi fundusze na doprowadzenie majątku do właściwego stanu.

– Wszystkiego tego można dokonać znacznie szybciej, jeśli się bogato ożenisz – przekonywała Malvina.

W oczach lorda Flore błysnęła złość i dziewczyna odniosła wrażenie, że w końcu go rozgniewała.

– Interesują cię plany toru czy nie? – zapytał niespodziewanie. – Mamy wiele do omówienia. Jesteś moim partnerem, w dodatku niezaprzeczalnie ważniejszym, stąd czuję się zobligowany do konsultacji.

Lord Flore znacząco zaakcentował słowo „ważniejszym”. Malvina od razu odgadła, że pije do jej pieniędzy, i nie bardzo jej się to spodobało.

– Oczywiście, że mnie interesują – rzekła chłodno.

Zbliżyła się do stołu.

Czy nie postępowała cokolwiek niewłaściwie?

Fakt, że umówili się razem budować tor wyścigowy, nie dawał jej prawa do ingerencji w prywatne życie lorda Flore, a tymczasem ona, zaledwie na podstawie niezobowiązującej wzmianki, spodziewała się po nim zaangażowania w sprawy sercowe.

„Zachowałam się niemądrze” – myślała pochylając się nad planem.

Lord Flore miał przecież jasne powody, by jej wyjaśnić, w jakich gustuje kobietach. Robił to jedynie w tym celu, by ją upewnić, że nie ma powodu być w stosunku do niej natrętnym.

A ona potraktowała jego wypowiedź dosłownie i w rezultacie około piątej zjawi się u niej w gościnie śliczna Rosette Langley.

Zyskała pewność, że się nie myli w swoich przypuszczeniach, kiedy lord Flore zaczął do niej mówić cokolwiek oschłym, bardzo rzeczowym tonem.

Pogrążył się w szczegółowych objaśnieniach planów.

– Tutaj zamierzam zbudować trybuny – wskazał ołówkiem. – Bukmacherzy będą mogli gromadzić się w pobliżu mety, a klub dżokejów musi się, rzecz jasna, znajdować naprzeciwko.

– Wygląda na to, że pomyślałeś o wszystkim – rzekła Malvina.

– Na tor wyścigowy będą prowadziły dwa wejścia – kontynuował lord Flore – jedno z mojego majątku, drugie od Maulton Park.

Będziemy musieli zbudować dodatkowe stajnie.

Ale to nie wszystko. Czeka nas wiele jeszcze innych inwestycji, których nie zdążyłem zaznaczyć.

– A jednak wszystko już wygląda zachęcająco.

Mam nadzieję, że mój doradca finansowy zdążył się z tobą skontaktować?

– Jego przedstawiciel przyjechał wczoraj.

Inteligentny człowiek. Zgodził się ze wszystkimi moimi sugestiami.

– A co proponowałeś?

– Ustaliłem, że od kiedy tor wyścigowy zostanie ukończony i zacznie działać, każdy grosz, jaki przyniesie, będzie zapisywany na twoją korzyść tak długo, aż moja część inwestycji zostanie całkowicie spłacona.

– To absurd! – wykrzyknęła Malvina. – Czekają cię przecież ogromne wydatki. Oboje doskonale rozumiemy, że wielu gości będzie chciało się u ciebie zatrzymać.

Najwyraźniej o tym nie pomyślał.

– Niestety, czeka ich rozczarowanie – powiedział oschle. – Znajdujemy się na tyle blisko Londynu, że po zakończeniu wyścigów można bez żadnych kłopotów zdążyć z powrotem.

– Z pewnością większość przybyłych zechce tak uczynić – zgodziła się Malvina – a jednak jako człowiek konsekwentny musisz przyznać, że zawsze znajdą się chętni, którzy będą liczyli na gościnę w jednym z naszych majątków.

– Nasza inwestycja ma być nie tylko rozrywką towarzyską – przypomniał lord Flore – lecz przedsięwzięciem przynoszącym dochody.

– Cóż, ja zamierzam znaleźć w nim również przyjemność – oznajmiła Malvina. – Jeśli natomiast ty zechcesz wszystko negować i kłócić się o każdy grosz, będziemy toczyli nieustanną wojnę.

Lord spojrzał na dziewczynę wyraźnie nieprzyjaznym wzrokiem.

– Jesteś zdecydowana postawić na swoim.

– Z całą determinacją!

Ich spojrzenia się skrzyżowały jak stalowe miecze w bezpardonowej walce. Powietrze między dwojgiem młodych ludzi ściął lodowaty mróz.

– Niech to diabeł porwie! – zaklął gniewnie lord Flore. – To był mój pomysł! Wiele bym dał, by móc go zrealizować bez ciebie.

– Nie wątpię – rzekła Malvina chłodno. – Jednak nie będziesz mógł sobie na to pozwolić, musisz więc mnie znosić. Chyba że się bogato ożenisz.

Lord Flore wyraźnie miał ochotę odparować, że znajdzie sobie innego wspólnika. Opanował się jednak.

Na dłuższą chwilę zaległo ciężkie milczenie.

W końcu Malvina, która czuła się trochę winna, postanowiła zakończyć sprzeczkę.

– Przestań się sprzeciwiać wszystkiemu, co powiem – zaczęła pojednawczym tonem. – I nie oburzaj się na mnie ciągle.

Lord Flore milczał.

– Spodziewam się, że twój „praktykant” już ci powiedział, jakie mam nowe przezwisko w londyńskich klubach? – podjęła. – Zapewne właśnie tym mianem obdarzasz mnie w tej chwili.

– Tygrysica? To obelżywa zniewaga. Bezpodstawna.

– Uważasz je za kłamliwe? – zapytała Malvina zdumiona.

– Uważam, że potrafisz doprowadzić człowieka do furii, do wściekłości, do białej gorączki – wybuchnął lord Flore. – Jesteś zadufana w sobie, dumna, pyszna i zarozumiała, ale – głos mu złagodniał – potrafiłaś okazać dobroć Davidowi i powstrzymałaś młodego człowieka przed popełnieniem ostatecznego kroku.

Malvina spłonęła rumieńcem.

– Nie miałam innego wyjścia – powiedziała cicho. – Poza tym pamiętałam, jak mówiłeś, że tatuś ci pomógł.

– Miło mi, że miałem jakiś udział w tej chwalebnej decyzji, ale nie jestem najlepszym przykładem szczodrości twojego ojca.

– W każdym razie nie próbowałeś w sposób ostateczny uwolnić się od problemów – rzuciła Malvina szybko.

– Chyba największym moim problemem teraz – rzekł niespodziewanie lord Flore -jest fakt, że byle indywiduum szarga twoje imię, jakbyś była drugorzędną chórzystką!

– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałoby cię to obchodzić! – burknęła Malvina i dodała:

– Mogę się tylko domyślać, że nie życzysz sobie, by twoja wspólniczka zyskała jeszcze gorszą reputację niż do tej pory.

– Tak, właśnie tak – przytaknął lord Flore.

Zgodził się nieco zbyt szybko, jak gdyby niezupełnie szczerze, jednak przyczyn takiej reakcji dziewczyna nie potrafiła się domyślić.

– Skoro już tu jesteś – odezwał się lord Flore – i zostaniesz przez kilka dni, może byś obejrzała ze mną tereny, które wybrałem pod tor wyścigowy, i sprawdziła, czy o czymś nie zapomniałem.

Malvinie rozbłysły oczy.

– Z przyjemnością!

– Będziesz musiała jechać sama, tylko ze mną – podkreślił. – I pamiętaj, proszę: ani słowa gościom.

– Ależ oczywiście – zgodziła się Malvina.

– Lecz to ty będziesz musiał skłonić Davida Andovera do utrzymania tajemnicy.

– Jest ci tak niewymownie wdzięczny, że nigdy nie zrobi nic, czego byś sobie nie życzyła.

– Wybierasz się na przejażdżkę jutro rano?

– Jeśli mi na to pozwolisz.

– Hodgson będzie uszczęśliwiony. Jutro dojdzie mu osiem koni, a przecież nie zdąży do tej pory zatrudnić nowych stajennych.

– W takim razie David i ja z samego rana stawimy się w stajniach.

– Zejdę o wpół do siódmej – obiecała Malvina.

– Jestem do usług. David lepiej chyba zrobi, jeśli pojedzie na własnym wierzchowcu, Sennym Marzeniu.

Malvina niespodziewanie uświadomiła sobie, że wolałaby wybrać się na przejażdżkę z samym lordem Flore, bez towarzystwa osób trzecich.

Raz jeszcze obrzuciła spojrzeniem plan toru wyścigowego.

– Powinnam już wracać.

W tej samej chwili do pokoju wszedł hrabia Andover.

Zdążył umyć ręce, włożyć marynarkę i luźno zawiązał fular wokół szyi.

– Chyba jeszcze pani nie odchodzi? – spytał z nadzieją w głosie.

– Muszę – rzekła Malvina. – Zaprosiłam gości. Zapewniam pana, przemiłe towarzystwo.

Będzie pan miał okazję, wraz z lordem Flore, spotkać ich przy kolacji.

– Jesteśmy zaproszeni do pani na kolację?

– hrabiemu rozbłysły oczy. – Wspaniale!

– Jestem pewna, że będziecie się świetnie bawili. Zaprosiłam kilka prześlicznych panien i młodych dżentelmenów, niektórych zapewne znacie.

Hrabia Andover wydał się nieco wystraszony.

– Gdyby byli zbyt ciekawi – uspokoiła go Malvina – powie im pan, że przebywa w gościnie u lorda Flore, z którym znacie się od dawna.

– Mogą uznać za dziwne, że nie jestem w Londynie – zastanowił się hrabia.

– Jeśli będą pana nękali pytaniami, proszę po prostu milczeć i pozwolić im się domyślać, że uciekł pan przed problemami. Nie wolno panu pozwolić wejść sobie na głowę.

– Tak, oczywiście, ma pani rację.

Obaj panowie odprowadzili Malvinę przez wielki hall.

– Pewnego dnia – powiedziała dziewczyna do lorda Flore – musi pan wydać tutaj przyjęcie.

Romantyczną kolację, która pozostawi po sobie niezatarte wrażenia.

– Duchom mnichów by się to nie spodobało – zauważył lord Flore.

– Nonsens! – sprzeciwiła się Malvina. – Obdarzyliby biesiadników swoim błogosławieństwem.

– Z pewnością będą błogosławili panią – odezwał się hrabia Andover cicho – tak jak pani była błogosławieństwem dla mnie!

Malvina uciekła wzrokiem od bezmiernej wdzięczności w spojrzeniu młodego arystokraty.

– Proszę, niech pan pozna Lotnego Smoka – rzekła. – Bez względu na to, jak bardzo będzie się pan pospołu z lordem Flore zachwycał nowymi rumakami, które właśnie kupiłam, Lotny Smok na zawsze zajmuje w moim sercu poczesne miejsce.

W tym momencie każdy z jej londyńskich zalotników powinien powiedzieć: „Tak jak pani zajmuje poczesne miejsce w moim!”

Hrabia natomiast w milczeniu pełnym podziwu czule gładził konia po chrapach.

Malvina wiedziała, że młody człowiek nie traktuje jej jak atrakcyjną bogatą kobietę, lecz jak świętą, która go wybawiła od katastrofy.

Lord Flore najwyraźniej odgadywał jej myśli.

Ujrzała w jego oczach znajome ogniki, a na ustach cień kpiącego uśmiechu.

– Odświeżymy na dzisiejszy wieczór najlepsze ubrania i najbardziej wyszukane komplementy – przyrzekł.

Rzeczywiście czytał w jej myślach.

Ubiegł hrabiego w podsadzeniu Malviny na grzbiet Lotnego Smoka i starannie ułożył spódnicę amazonki na strzemieniu.

– Prosiłem, by nie jeździła pani sama. Za późno już, niestety, żebym siodłał moją biedną starą szkapę i odprowadzał panią do domu.

– Byłam pewna, że będzie pan chciał mnie odeskortować. Nawet powiedziałam to Hodgsonowi.

– Nie podoba mi się, że jeździ pani sama.

Poproszę Hodgsona, by na czas pani pobytu na wsi któryś z koni z Maulton Park zamieszkał w mojej stajni.

Mówił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie dopuszczał możliwości jakiejkolwiek dyskusji.

Jeśli się spodziewał protestu, spotkało go rozczarowanie.

– Niechże pan przestanie mi dyktować, co powinnam, a czego nie powinnam robić – obruszyła się tylko Malvina. – Zupełnie jakbym słyszała zrzędliwego nauczyciela.

Wzięła w dłonie wodze Lotnego Smoka i ruszyła, nim lord Flore zdołał wymyślić jakąś replikę.

Przejechała przez Dziki Las równie szybko jak w przeciwną stronę, a kiedy ujrzała własny dom, przekonała się, że przed drzwiami stoi powóz. Tak więc goście przybyli.

Zupełnie niespodziewanie uświadomiła sobie, że z pewną niechęcią myśli o tym, jak wiele czasu będzie im musiała poświęcić. Przecież mogłaby spędzić te dni w klasztorze Flore.

Chciała szczegółowo przedyskutować z jego gospodarzem sprawy toru wyścigowego. Lord Flore mógł sobie uważać, że pamiętał o wszystkim, jednak ona była zdecydowana zaznaczyć swój osobisty wkład w plany. Chciała znaleźć coś, co przeoczył.

„Tyle mamy do omówienia” – pomyślała.

Wówczas nagle przypomniała sobie, że przecież spotkają się na kolacji. I chociaż nie będą mogli w czasie przyjęcia rozmawiać o torze wyścigowym, przyjemnie będzie mieć świadomość, że łączy ich wspólny sekret.

Bez trudu sobie wyobrażała, jak łakomym kąskiem dla londyńskich plotkarzy będzie ich przedsięwzięcie, kiedy już wiadomość obiegnie towarzystwo. Aż nazbyt dobrze potrafiła przewidzieć reakcję złotej młodzieży przesiadującej w ekskluzywnych klubach. Od razu stwierdzą, rzecz jasna, iż lord Flore wszystkich pokonał. Zyskają pewność, że zgodziła się oddać mu rękę.

Kobiety przepełnione zazdrością będą złośliwie przekonywały każdego, kto zechce słuchać, że lord Flore żeni się z Malviną wyłącznie dla pieniędzy. Nie będą mogły jedynie twierdzić, że dziewczyna wychodzi za niego dla tytułu.

W końcu przecież odmówiła samemu księciu.

Tak czy inaczej z pewnością znajdą masę przyjemności przewidując nieszczęścia czekające oboje w tak nieudanym związku, gdyż nie należy jeszcze zapominać o reputacji rozpustnika i łotra ciągnącej się za lordem Flore.

Przemyślawszy wszystko raz jeszcze dogłębnie, Malvina zrozumiała, że jej partner w interesach miał zupełną rację nalegając, by nikomu nie zdradzała wspólnych planów. Poza tym – trudno zaprzeczyć – nie wzbudzał wobec niej szacunku fakt, że jej imię tak często pojawiało się w księdze zakładów u White'a.

„Powinnam była urodzić się chłopcem” – rozmyślała Malvina smutno.

Magnamus Maulton zawsze chciał mieć syna.

Gdyby nie była dziewczyną, wówczas z pewnością ktoś pokochałby ją dla jej własnych zalet, a nie dla pieniędzy ojca.

„A tak, chyba nie mam na to szans” – rozważała przygnębiona.

Nagle uderzyła ją okropna myśl.

Nawet jeśli kiedykolwiek się zdecyduje wyjść za mąż, nigdy nie będzie zupełnie pewna, czy wybranek poprosiłby ją o rękę, gdyby nie miała do zaoferowania nic prócz siebie samej.

Dziewczyna próbowała zapomnieć o tym nieszczęsnym dylemacie.

Odetchnęła głęboko i weszła do salonu.

Zastała tam Rosette Langley wraz z ciotką i kilku dżentelmenów czekających, by powitać gospodynię.

Dużo później tego samego wieczoru Malvina spoglądała po gościach siedzących przy kolacji.

Mogła być dumna ze swego pierwszego przyjęcia w Maulton Park.

Babka oraz lady Langley, wystrojone w diademy, skrzące naszyjniki i migocące bransolety, wprost olśniewały na tle reszty towarzystwa.

Rosette ograniczyła biżuterię do skromnego sznureczka pereł. Inne dziewczęta postąpiły podobnie. Prawdziwą ich ozdobę stanowiły kwiaty – wpięte nad skronią, wplecione we włosy czy przypięte do sukni, dzięki czemu panny same stały się podobne kwiatom.

Malvina dołożyła wszelkich starań, by jej goście świetnie się bawili, stąd, wziąwszy przykład z matki, przydzieliła u stołu miejsca nie zwracając uwagi na pozycję gościa w towarzystwie.

Posadziła każdego tam, gdzie, jej zdaniem, miał szansę czuć się najlepiej.

Po głębszym namyśle zadecydowała nie sadzać Rosette obok lorda Flore, gdyż domyśliła się, że dziewczynie taki towarzysz przy stole może się wydać nieco zbyt dominujący.

Umieściła lorda Flore prawie naprzeciw dziewczyny.

Doszła do wniosku, że w ten sposób będzie mógł w pełni docenić urodę kandydatki na żonę. U boku Rosette umieściła Davida Andovera, a po drugiej stronie innego, równie młodego dżentelmena.

Sama usiadła po lewej ręce lorda Flore.

Z prawej miał za sąsiadkę dziewczynę dwudziestoletnią, dosyć swobodną w obyciu, może nawet nieco zalotną i bardzo gadatliwą. Była to zupełnie miła osoba, tyle że bez grosza przy duszy. Czyniła starania, by się wydać za pewnego przystojnego mężczyznę, również obecnego na przyjęciu, starszego syna markiza Frome – faworyta wszystkich ambitnych matek.

Malvina tańczyła z nim kilkakrotnie i oceniła jako wyjątkowo próżnego zarozumialca.

Postanowił już, że wstąpi w związek małżeński dopiero jako mężczyzna w średnim wieku.

Na razie poświęcał czas na zabawy, przyjęcia, jazdę konną i polowania na lisy w doborowym gronie. Malvina miała dołączyć do tej niewątpliwej elity najbliższej zimy.

Rozejrzała się wokół raz jeszcze. Towarzystwo obecne na kolacji składało się niemal z samych ludzi młodych, było barwne i cieszyło oko.

Panowie wystroili się wyjątkowo elegancko.

Przyciągały wzrok fantazyjnie wiązane fulary, końce kołnierzyków sterczące wysoko pod szyją. Od dołu dominowały wąskie proste spodnie, koniecznie czarne, od czasu do czasu widać było bryczesy do kolan i jedwabne męskie pończochy, którą to modę wprowadził król, będąc jeszcze księciem regentem.

Zaraz po kolacji w jednej z komnat niewielki zespół muzyków zaczął przygrywać do tańca.

Pan Cater, z naturalną u niego perfekcją, zrealizował każdą sugestię Malviny.

Na następny wieczór dziewczyna kazała zatrudnić znaczniejszą orkiestrę do sali balowej.

W tak krótkim terminie nie mogła zawiadomić większej liczby gości, lecz rozsyłając parobków w cztery strony świata już otrzymała pięćdziesiąt twierdzących odpowiedzi na zaproszenie na jutrzejszy bal.

– Musimy mieć kotyliona – oznajmiła panu Caterowi – ze wspaniałymi prezentami dla dam.

Pan Cater zanotował jej życzenie.

– Królowi tak się spodobała wizyta w Szkocji – ciągnęła dziewczyna – że teraz, idąc w jego ślady, wiele osób chętnie tańczy żywe szkockie tańce.

Pan Cater najął kobziarza.

„Musimy dzisiaj wcześnie położyć się spać – pomyślała Malvina siedząc przy stole – inaczej jutro o wpół do siódmej będę strasznie zmęczona”.

– O czym myślisz? – zapytał cicho lord Flore.

– O jutrzejszym ranku – odparła zniżonym głosem.

– Jeżeli zaśpisz, zrozumiem.

– Waśnie myślałam, że powinniśmy wszyscy iść wcześniej do łóżek. – Zniżyła głos jeszcze bardziej. – Co o niej myślisz?

Lord Flore nie udawał, że nie rozumie.

Spojrzał przez stół na Rosette, z szeroko otwartymi oczyma zasłuchaną w słowa Davida Andovera.

Malvinie przyszło na myśl, że dziewczyna niewiele się odzywa.

Lord Flore także milczał.

– Jest śliczna! – powiedziała Malvina.

– Nieopierzona i kompletnie bez wyrazu!

– Przecież tego właśnie chciałeś.

– To prawda. Zastanawiam się jedynie, o czym byśmy rozmawiali w długie zimowe wieczory.

– Ty byś mówił, a ona by słuchała! – rzekła Malvina drwiąco. – Od czasu do czasu przerywałaby twój monolog zachwytami nad niepowszednim umysłem męża.

– Oczywiście, masz rację – zgodził się lord Flore gładko. – Doskonałe zakończenie do romantycznej powieści.

Spojrzał na nią wymownie i dodał:

– Ciekaw jestem, jak ty zakończysz swoją historię.

– Jesteś przekonany, że nie będzie romantyczna?

Przypomniały jej się w tym momencie własne obawy, że nie zdoła uwierzyć żadnemu mężczyźnie. Zawsze będzie się doszukiwała w oznakach uczucia jedynie płaskiej miłości do pieniędzy.

Lord Flore powinien był teraz ją pocieszyć, nawet jeśli było to niezgodne z prawdą, że dzięki jej urodzie i wdziękowi osobistemu mężczyzna, którego wybierze na męża, pokocha ją niezawodnie.

Lecz on zamiast tego powiedział:

– Moim zdaniem bardzo trudno ci będzie oddzielić ziarna od plew. Jesteś zbyt młoda, by brać na siebie taką odpowiedzialność.

Malvina zesztywniała.

– Mam przez to rozumieć, że jestem za głupia, by wiedzieć, który mężczyzna zaleca się do mnie ze względu na majątek ojca?

– Jesteś bardzo mądra – zaprzeczył lord Flore – ale kobietę nietrudno oszukać. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać parę gazet albo choć powierzchownie poznać historię ludzkości.

– W takim razie mam nadzieję okazać się chlubnym wyjątkiem – powiedziała Malvina chłodno. – Teraz powinniśmy się jednak zająć nie moimi, lecz twoimi sprawami.

– Jesteś dla mnie taka uprzejma! – rzekł lord Flore sarkastycznie. – Czuję się zażenowany.

W oczach zalśnił mu przekorny błysk, a wargi ułożyły się w znajomy grymas, którego Malvina tak bardzo nie lubiła.

Chciała, by zdał sobie sprawę, że nie podobają się jej te ciągłe próby ingerowania w jej życie, ale nie zdążyła już nic powiedzieć, właśnie bowiem nadszedł czas, by panie zostawiły dżentelmenów przy porto.

Wstała z miejsca.

Babka i lady Langley już podążały w stronę drzwi.

Kiedy Malvina ruszyła za nimi, podeszła Rosette. Wsunęła rękę w jej dłoń.

– Tak się cieszę, że tu przyjechałam! – powiedziała cicho. – Dziękuję… Jestem taka wdzięczna, że mnie zaprosiłaś!

W drodze do wyjścia Malvina utwierdziła się w przekonaniu, że dziewczyna jest wyjątkowo miła.

Bez względu na to, co twierdził lord Flore, ona, Malvina, była całkowicie pewna, że Rosette Langley pasowałaby do niego jak ulał i mogłaby go obdarzyć ogromnym szczęściem.

Загрузка...