Ciotka drzemała przez całą drogę, Lydie mogła więc zastanawiać się nad tym, co zdarzyło się dzisiejszego dnia. Nie pojmowała postępowania Jonaha. Dlaczego chciał się z nią spotkać, zamiast od razu omówić zasady spłaty (Bugu? I te jego dziwne gierki… Po co drażnił się z nią, prowokował? To prawda, uratował jej rodzinę przed klęską, ale skoro twierdził, że postąpił tak, bo chciał odwdzięczyć się Wilmotowi, dlaczego zarzucał pajęczą sieć na jego córkę? Bo Lydie tak właśnie się czuła: jakby oplątywały ją niewidoczne, ale coraz mocniejsze nitki. Boże, w co ja wpadłam? – pomyślała ze strachem.
Gdy dojechała na miejsce, pomogła wejść ciotce do domu. Ponieważ Alice była bardzo blada, Lydie zaproponowała, że zostanie u niej na noc.
– Oczywiście, kochanie – ucieszyła się ciotka. – Wreszcie trochę ze sobą pobędziemy.
Lydie poczuła się winna. Co prawda pisywała do cioci regularnie, ale odwiedzała ją rzadko. Postanowiła, że to się zmieni.
Usiadły w saloniku i zaczęły gawędzić o tym i owym. W pewnej chwili ciotka zapytała:
– Kiedy znowu spotkasz się z Jonahem?
– Jutro.
– Świetnie wyglądacie razem.
Lydie nie podjęła tematu. Poplotkowały jeszcze trochę, wreszcie Alice postanowiła się położyć. Lydie najpierw zadzwoniła do pani Ross z informacją, że nie wróci na noc, a potem zaczęła myśleć o jutrzejszym spotkaniu. Ten drań wiedział, że miała inne plany, a jednak złośliwie wyznaczył taką godzinę, by je pokrzyżować. Może jednak uda się jej zobaczyć również z Charliem? Naprawdę potrzebował pomocy. Jak jednak miała to wszystko ustawić, skoro nie wiedziała, co tak naprawdę uknuł Jonah? Wystukała numer przyjaciela.
– Charlie, wybacz, ale nie będę mogła przyjść jutro.
– Lydie! Zupełnie nie wiem, jak rozmawiać z Roweną. Musisz mi pomóc. Jak mam się zachować w poniedziałek?
– Napomknęła, że chce się z tobą umówić, tak?
– Tak, ale…
– Co dokładnie powiedziała?
– Że słabo zna Londyn i czy…
– Świetnie, Charlie. Wymyśliła pretekst, by się z tobą spotkać.
– Wiem, ale…
– Chcesz z nią pójść na randkę, prawda?
– No tak. Tak sądzę, ale…
– Nie ma żadnego „ale”, Charlie. Czy Rowena spotykała się z którymś z twoich kolegów?
– Raczej nie. Paru facetów chciało się z nią umówić, ale wszystkim odmówiła.
– A ciebie zachęca. Coś ci to mówi?
– No nie wiem… – powiedział po chwili.
Lydie roześmiała się. Charlie był od niej starszy, ale czasami miała wrażenie, że jest małym chłopcem.
– To znaczy, że cię lubi.
– Nie mogę przy niej wykrztusić słowa.
– Może dlatego lubi cię bardziej niż twoich wyszczekanych kolegów.
– Naprawdę?
– A znasz jakiś inny powód? Musi cię lubić, skoro chce się z tobą spotkać.
– Więc powinienem pójść? Kochany Charlie.
– Oczywiście. Nie przegap tej szansy. Przecież Rowena bardzo ci się podoba.
Charlie wziął głęboki oddech.
– Czy uważasz, że powinienem ją pocałować?
– Na miłość boską, Charlie, masz dwadzieścia osiem lat, a ja nie jestem twoją matką.
Roześmieli się oboje. Potem pożegnali się w dobrych nastrojach.
Następnego dnia Lydie z ulgą zauważyła, że ciotka wygląda dużo lepiej. Została z nią do lunchu, a potem wróciła do Beamhurst Court. Jednak im bliżej było do spotkania z Jonahem, tym bardziej się denerwowała.
Gdy ubrana w szary kostium zeszła na dół, właśnie wrócili rodzice. Ojciec zapytał z uśmiechem:
– Już wychodzisz?
– Umówiłam się z Jonahem.
– Nie rozumiem, po co w ogóle wróciłaś do domu – stwierdziła chłodno matka. – Pani Ross powiedziała, że nie było cię ostatniej nocy.
– Zatrzymałam się u ciotki Alice. Nie czuła się zbyt dobrze.
– Jestem pewna, że nic jej nie jest.
– Bardzo łatwo się męczy.
– Czego się spodziewasz? Przecież jest po osiemdziesiątce, prawda?
– Wygląda naprawdę źle.
– Wszyscy wyglądamy nie najlepiej i to się nie zmieni, póki nie wyjaśni się cała ta sytuacja.
Lydie spojrzała na ojca. Siedział z zaciśniętymi ustami. Pomyślała, że matka mogłaby być dla niego milsza, ale nie chciała się wtrącać. Zdobyła się na radosny ton i powiedziała:
– Do zobaczenia.
– Zamierzasz wrócić wieczorem czy dopiero rano? – zapytała zjadliwie matka.
– Hilary, jak możesz! – wykrzyknął ojciec.
Lydie wyszła bez słowa. Kiedy wyjeżdżała za bramę Beamhurst, uświadomiła sobie, że według jej matki w sobotę znalazła sobie pretekst, by spędzić noc z Jonahem. Przecież nie wrócił na przyjęcie po tym, jak odprowadził ją do samochodu. Tak strasznie zaplątała się w tę grę pozorów… Wszystkiemu winna była matka, z drugiej jednak strony dzięki temu ojciec zyskał czas, by spokojnie pomyśleć o przyszłości. Dobrze się więc stało czy źle? Czuła zamęt w głowie.
Dotarła do budynku, w którym mieszkał Jonah. Ochroniarz wskazał jej drogę. Już po chwili stała przed jego drzwiami. Zadzwoniła.
– Wchodź, Lydie – powiedział z uśmiechem, a zmierzywszy ją wzrokiem, dodał: – Wiedziałem, że nie zostaniesz druhną panny młodej.
– O co ci chodzi? Nie zostałam i już. – Nie wiedziała, do czego zmierzał.
– Ponieważ jesteś zbyt piękna. – Wprowadził ją do salonu. – Żadna panna młoda nie zgodzi się na taką konkurencję.
– Dzięki. W ustach takiego znawcy kobiet to wyjątkowy komplement – rzuciła zgryźliwie. A może naprawdę uważał, że jest piękna?
Jednak Jonah zignorował zaczepkę.
– Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję – odmówiła stanowczo. Żadnego alkoholu, gdyż mąci umysł. Kawę też sobie daruje, bo nie przyszła tu z przyjacielską wizytą, tylko w interesach. – Mam nadzieję, że nie zabierze nam to dużo czasu.
– Niepokoisz się, czy zdążysz na randkę? – przerwał jej niezbyt miło.
Spojrzała na niego chłodno, choć wszystko się w niej zagotowało.
– Niestety, musiałam ją odwołać, bo lubisz wysypiać się w soboty i wyznaczyłeś audiencję na siódmą.
Jej sarkazm spłynął po nim jak woda po kaczce.
– Podobał ci się ślub?
W co on grał? Po co ta towarzyska pogawędka, skoro mają konkretną sprawę do załatwienia? Jednak to Jonah rozdawał karty, czy raczej trzymał bank.
– Bardzo. A tobie? – zapytała słodko. – Przecież uwielbiasz śluby, o ile to nie ciebie obrączkują.
– To prawda… – Uśmiechnął się lekko. – Jak tam ciocia?
– Wczoraj była bardzo zmęczona, ale już się lepiej czuje.
– Byłaś u niej dzisiaj? Przecież mieszka w Oksfordzie.
– Nocowałam u cioci.
Jonah intensywnie wpatrywał się w nią.
– Lydie, czerwienisz się. Czyżbyś coś ukrywała?
– Co ci do tego?! – syknęła. – Zachowujesz się jak moja matka. Jest pewna, że wcale nie nocowałam u ciotki, tylko u ciebie.
– A dlaczego tak uważa? Czyżbyś miała w zwyczaju znikać z domu na noce? – Zupełnie nie przejmował się irytacją Lydie.
– Zawsze jesteś taki wścibski i arogancki? Nic ci do mojego życia! – Nie próbowała ukryć, jak bardzo jest wściekła.
– A zatem coś ukrywasz – podsumował spokojnie.
– Koniec tematu – stwierdziła ostro, choć wcale nie czuła się pewnie. Wiedziała, że Jonah nie odpuści, czuła się przyparta do muru. W tej rozgrywce była słabszą stroną, bo to na niej ciążył dług. Ważne było również to, że w gruncie rzeczy nie zrobiła nic złego czy kompromitującego, tylko sytuacja zmusiła ją do licznych kłamstw. Uznała więc, że lepiej opowiedzieć całą historię. W końcu Jonah też został w nią wplątany. – Jeśli tak bardzo interesuje cię moje życie osobiste, to dowiedz się, że poprzedniej soboty nocowałam u Charliego.
– U Charliego? To ten facet, z którym byłaś wtedy w teatrze?
– Tak. Czasami się u niego zatrzymuję, kiedy…
– Daruj sobie szczegóły – przerwał brutalnie. – Miałaś mi powiedzieć, dlaczego twoja matka uważa, że byłaś tu zeszłej nocy. – Mimo że starał się to ukryć, w jego głosie pobrzmiewała złość.
– Jonah, przestań się ciskać, tylko wysłuchaj, co mam do powiedzenia. To, że nocowałam u Charliego, ma swoje znaczenie.
– Nie wątpię… – mruknął złośliwie.
– Jonah!
– Dobrze już… Więc słucham.
– Kiedy w poniedziałek, po spotkaniu w twoim biurze, wróciłam do domu, tata pomyślał, że ja i ty…
– Sama go podpuściłaś, by tak myślał.
– Zamknij się! – wybuchnęła. – Mam dość tej rozmowy. Ustalmy zasady spłaty długu i wychodzę.
– Dług to jedno, a ta cała gmatwanina to drugie. Muszę wiedzieć, w co zostałem wmanipulowany – powiedział podniesionym głosem.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Lydie poddała się. Cóż, Jonah, choć tak irytujący i arogancki, jednak miał rację.
– Tata pomyślał, że nie tylko się spotykamy. Uznał, iż zakochałam się w tobie. Ze to poważna sprawa.
– Nie wierzę, by sam do tego doszedł. Musiałaś go podprowadzić w tym kierunku. Tylko po co?
– Wystarczy! – Co z tego, że domyślił się prawdy? Miała dosyć tych kpin. Co tam dług, nie pozwoli drwić z siebie.
– Lydie, przepraszam. Milczę jak grób. Obrzuciła go wzgardliwym spojrzeniem.
– W podły sposób nadużywasz swojej pozycji. To, że jestem ci winna pieniądze, nie upoważnia cię do…
– Naprawdę nie chciałem cię urazić, próbuję tylko zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Usiadła, policzyła do dziesięciu, i znów zaczęła opowiadać:
– Tata stwierdził, iż prawie cię nie znam, że widziałam cię tylko dwa razy. Ja powiedziałam, że trzy, bo widziałam cię w teatrze w sobotę. Natychmiast sobie skojarzył, że tamtej nocy nie wróciłam do domu… no i sam rozumiesz. Moje słowa często są przekręcane – rzuciła na koniec, oskarżycielsko patrząc na Jonaha.
– Tak, rozumiem. Uznał, że razem spędziliśmy noc.
– Właśnie – przyznała cicho. Czuła się okropnie. – Dlatego – dodała szybko – udało mi się załatwić zaproszenie na ślub.
– To cała historia?
– Tak. – Zauważyła, że od dłuższego czasu Jonah nie mógł oderwać od niej oczu. – Może teraz wreszcie omówimy to, co naprawdę ważne, czyli spłatę długu – stwierdziła z determinacją.
– To może poczekać – powiedział dziwnie miękko. Lydie była zdumiona. Wystarczył serdeczny ton w jego głosie, a z niej natychmiast wyparowała cała złość. Dlaczego?
– Nie, nie może. Jonah, naprawdę jestem ci wdzięczna, ale muszę to wszystko jakoś wyprostować. Wpadłam w spiralę kłamstw i sobie z tym nie radzę. To prawdziwy koszmar. Zawsze mówiłam prawdę, życie toczyło się prostą drogą, a tu nagle…
– Biedna Lydie… – Uśmiechnął się. – Mam pewną propozycję…
– Tak?
– Umówmy się, że nie będziemy się oszukiwać.
– Podoba mi się. Nawet gdyby miało to być trochę żenujące?
– Nawet wtedy.
– W porządku, zgadzam się – powiedziała bez wahania.
– Więc na początek rzuć Charliego.
– Co?!
– Rzuć go – powtórzył twardo.
– Co to za absurd?
– Żaden absurd, tylko jedyne logiczne rozwiązanie. Skoro dla twojej rodziny jesteśmy parą, czy nawet narzeczeństwem, skoro… spędzamy razem noce, nie mogę pozwolić, byś romansowała z innym facetem. Twoi rodzice byliby bardzo zdziwieni – odparł chłodno.
Nie zamierzała tłumaczyć się, że z Charliem tylko się przyjaźni. Zamiast tego powiedziała stanowczo:
– W takim razie ty również zerwiesz ze swoimi przyjaciółkami.
– Nie masz prawa niczego ode mnie żądać – stwierdził szorstko.
– Owszem, mam. Żądam, byś podał warunki spłaty długu, i kończymy tę rozmowę. – Z jej oczu posypały się skry.
– Przecież musimy jakoś wybrnąć z tego galimatiasu.
– To mój problem. Powiem rodzicom, że zerwaliśmy ze sobą. Nie pozwolę, byś tak mnie traktował. Próbujesz bawić się w dyktatora. – Spojrzała na niego nienawistnie.
– Nie masz prawa niczego ode mnie żądać – powtórzył – bo sama nawarzyłaś tego piwa, a ja próbuję ci pomóc.
– Uśmiechnął się. – A tak nawiasem, to nie mam żadnych przyjaciółek. Nawet jednej skromnej przyjaciółeczki.
– Czyżby? Zatem w teatrze to była fatamorgana – zadrwiła.
– Nie zwykłem z niczego się tłumaczyć, ale skoro zawarliśmy układ… Cóż, ona należy już ab przeszłości.
– Czyżby? Nie zamierzasz się z nią spotykać? Zresztą to nie mój interes… byle tylko moi rodzice nie zobaczyli cię z inną kobietą.
– Raczej nie zobaczą. – Nachylił się w jej stronę. – Mówiąc szczerze, znudziły mnie te polowania.
– Zrezygnowałeś z kobiet? – zdumiała się.
– To bardziej skomplikowane… – Uśmiechnął się pod nosem. – Jak rozumiem, twoi rodzice nie będą zdziwieni, jeśli spędzisz następny weekend ze mną?
– Słucham? – Najpierw zaczerwieniła się, potem zbladła.
– W przyszły piątek wybieram się do Yourk House, do mojego domu w Hertfordshire. Pojedziesz ze mną?
– Po co? – wyrzuciła z siebie po dłuższej chwili.
– Zastanów się, Lydie – powiedział czarująco.
Co się dzieje? Stanowczo nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
– Nie gotuję najlepiej.
– Nie szkodzi. Nie planuję siedzieć w kuchni. – Udał, że nie dostrzegł, jak zadrżała. – A tak na marginesie… to jest kopia umowy, którą zawarliśmy.
Lydie spojrzała na dokument, który stwierdzał, że jest winna Jonahowi pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów, nie została jednak dołączona żadna propozycja uregulowania wierzytelności. W tej sytuacji zaproszenie na weekend stawało się porażająco obraźliwe i poniżające.
– A więc tak to sobie wymyśliłeś… Raty płatne w naturze. – W jej wzroku było tyleż pogardy, co bólu. Jeszcze nikt tak jej nie potraktował. – Przyznaj, wpadłeś na ten pomysł podczas naszej pierwszej rozmowy. Stąd twoja hojność.
Jonah zrozumiał, że wszystko wymyka mu się z rąk. Lydie nie uderzyła go w twarz. Mniej by bolało. Lydie uznała go za najnędzniejszą z kreatur, jaka chadza po ziemi.
– Posłuchaj…
– Wynajmę adwokata. Od tej pory on będzie kontaktował się z tobą w sprawie długu. – Mówiła chłodno, spokojnie.
– Lydie, wiem, że mogłaś tak pomyśleć, po prostu zabrzmiało to dwuznacznie. Do cholery, nie jestem sfrustrowanym nieudacznikiem, który musi zwabiać dziewczyny do łóżka za pomocą szantażu! – krzyknął zdesperowany.
Spojrzała na niego. Po sekundzie na jego twarzy nie było śladu emocji, ale Lydie wiedziała swoje. Wydawał się szczerze poruszony swoją gafą, nie byt draniem, który zamierza w ohydny sposób wykorzystać sytuację. Jonah nie należał do łagodnych baranków, miał skłonności do manipulowania ludźmi, ale łajdakiem z pewnością nie był. Uznała, że jeśli stale będzie się mieć na baczności, w ograniczonym stopniu może mu zaufać.
– Więc skąd ta propozycja?
– Jeszcze nie wymyśliłem, jak rozwiązać problem długu. Potrzebujemy na to więcej czasu, musimy dokładnie przeanalizować cały problem.
– Aha…
– Dobrze, ujmę to inaczej. Ty nie masz już faceta, ja nie mam dziewczyny. Jesteśmy dorośli, możemy więc pojechać razem na weekend.
– Teoretycznie tak – przyznała.
– Przejdźmy więc do praktyki. – Gdy Lydie zaczerwieniła się, uśmiechnął się nieznacznie. – A praktyka jest taka, że nie zwykłem rzucać się na kobiety, jeśli nie mają na to ochoty… nawet gdy zgodziły się pojechać ze mną na weekend. – Uśmiechnął się czarująco.
Znów się nią bawił. Już poznała jego taktykę. Stale krążył wokół pewnej granicy, gdy jednak zdarzało mu się ją przekroczyć, natychmiast się wycofywał. Cynicznie wykorzystywał swoją przewagę, ale tylko do pewnego stopnia. Świadomość tego dodała jej nieco pewności siebie.
– Nie muszę z tobą jechać. – Gdy nie odpowiedział, dodała prowokacyjnie: – A może taki jest wstępny warunek, bez którego nie będzie dalszych negocjacji o spłacie długu?
– Nic z tych rzeczy.
– A z jakich? Uśmiechnął się.
– Co zamierzasz robić podczas weekendu?
– Obdzwonię wszystkich znajomych w poszukiwaniu pracy.
– Nie rób tego. – Spojrzał na nią z powagą. – Jeszcze nie. Naprawdę uważam, że powinniśmy przeanalizować wszystkie za i przeciw, wszystkie możliwe rozwiązania.
– Znów do tego wracasz? Przypominam, że mieliśmy być wobec siebie szczerzy.
– Jestem szczery. Uwierz mi. Nie podoba mi się pomysł, byś przez wiele lat pracowała po dwanaście godzin, a ja miałbym ci odbierać ciężko zarobione pieniądze. Wygląda to dość beznadziejnie, przyznaj sama.
Miał rację. Już się nad tym zastanawiała, ale nie widziała innego wyjścia.
– Muszę oddać dług, Jonah.
– Wiem, jakie to dla ciebie ważne, ale znalezienie dobrego wyjścia nie jest proste. Musimy w spokoju wszystko dokładnie rozważyć. – Widział, że jego argumenty wreszcie trafiły do Lydie. – Przyjadę po ciebie w piątek o szóstej.
– Nie musisz.
– Jednak…
– Jonah, powiem bez ogródek: nie chcę, żebyś zjawił się w moim domu.
– Rozumiem, chodzi o Wilmota. Wiem, jak bardzo to wszystko przeżywa. Lydie, prędzej czy później będę się musiał z nim spotkać.
– Ale jeszcze nie teraz. Najpierw musimy coś ustalić.
– Zgoda. Zatem do piątku. – Wziął z regału mapę i długopisem narysował trasę. – Tak dojedziesz do Yourk House. – Spojrzał jej w oczy. – Nie bój się, Lydie. Kto wie, może to będzie cudowny weekend?
– Kto wie, może hipopotamy zaczną latać? – sparodiowała go i tak szybko ruszyła do wyjścia, że nie zdążył jej odprowadzić.
W drodze powrotnej próbowała wszystko ogarnąć myślą, ale nic mądrego nie ustaliła. Nie pojmowała gry Johana. Pomysł, żeby wyjeżdżać na weekend tylko po to, by omówić spłatę długu, znów wydał jej się bardzo naciągany. Czyżby jednak chodziło mu o seks? Obiecywał, że zachowa się przyzwoicie, lecz nie odżegnywał się od tego pomysłu. Rzuci się na nią tylko wtedy, gdy sama tego zapragnie… Lecz jeśli chciał się z nią przespać, dlaczego zachowywał się tak powściągliwie? Oczywiście te dobrze, bo wcale nie zamierzała zostać jego kochanką. A może jednak chodzi mu tylko o ustalenie zasad spłaty długu? Naprawdę nic z tego nie rozumiała.
Rano, po źle przespanej nocy, uznała, że jednak musi natychmiast szukać nowej pracy. Wprawdzie Jonah był temu przeciwny, ale co miał do gadania? To były jej sprawy, jej życie. Postanowiła w pierwszym rzędzie zadzwonić do Donny.
– Jak się macie? – zapytała, gdy usłyszała głos przyjaciółki.
– W porządku, choć ze sto razy chciałam dzwonić do ciebie po radę. – Donna roześmiała się.
– Ale już nie musisz, co?
– Coraz lepiej mi idzie – zapewniła z entuzjazmem. – Jak tam ślub?
– Był cudowny. Madeline wyglądała świetnie, nastroje wszystkim dopisały.
– Cieszę się. Lydie, może szukasz nowej pracy?
– Trochę się rozglądam.
– Elvira Sykes wróciła z Bahrajnu. Na pewno ją pamiętasz. Bardzo chciałaby cię zatrudnić. I to od razu.
– Muszę tu coś załatwić. To trochę potrwa. – Oczywiście nie opowiedziała o Jonahu i długu.
– Rozumiem. W razie czego daj znać.
Gdy się pożegnały, zaraz zadzwonił telefon. To był Jonah.
– Cześć, Lydie. Czy jest twój ojciec?
– Chcesz z nim rozmawiać? – zapytała oschle.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu – powiedział po chwili.
– Mam. I tylko mi nie mów, że to nie mój interes.
– O rany… Ale naprawdę możesz schować pazurki. Obiecałem mu, iż się z nim skontaktuję, i muszę tego dotrzymać. Chcę mu powiedzieć, że nie będzie mnie w kraju do końca tygodnia.
– Powtórzę mu to – odparta uspokojona Lydie.
– Nie mogę zrobić tego osobiście?
– Nie – powiedziała mało uprzejmie. – Umawialiśmy się, że będziemy wobec siebie szczerzy, więc jestem.
– I tak będę musiał z nim porozmawiać, kiedy wrócimy z Yourk House.
– Wiem.
– Lydie, tego nie da się uniknąć.
– Wiem. Ale wcale mnie to nie cieszy. – Mówiąc prawdę, była przerażona.
– Zatem do zobaczenia w piątek.
– Nie mogę się doczekać – mruknęła.
– A co z naszą zasadą, że nie będziemy się okłamywać?
– Idź do diabła! – nie wytrzymała.
– Przynajmniej szczerze. Tak wolę – roześmiał się. Rzuciła słuchawkę.
Drżała. Co będzie, kiedy zostanie z nim sam na sam? Nie chciała o tym myśleć. Wyszła przed dom, by pogadać z ojcem, który kosił trawnik. Mama szczęśliwie gdzieś pojechała.
– Tato, dzwonił Jonah.
– Och, to dobrze. – Wilmot ruszył w kierunku domu.
– Już się rozłączył. Prosił, bym ci przekazała, że nie będzie go w kraju w tym tygodniu. Skontaktuje się z tobą po powrocie.
– To nie może tak trwać – szepnął przygnębiony.
– Słuchaj, tato, Jonah ma jakąś propozycję. Powiedział, że to dobre rozwiązanie – skłaniała.
– Naprawdę? Co to ma być? – ożywił się.
– Tego mi nie powiedział, ale Jonah uważa, że na pewno się zgodzisz, bo rozwiąże to wszystkie twoje problemy.
– Tak powiedział?
– Przecież znasz Jonaha.
– Wiesz, czasami zastanawiałem się, kto mógłby mi pomóc przerwać ten zaklęty krąg. I zawsze dochodziłem do wniosku, że tylko Jonah. Szkoda, że nie znasz żadnych szczegółów. Muszę więc poczekać do przyszłego tygodnia – powiedział raźno.
Dała ojcu nadzieję, ale na jak długo? Podczas weekendu Lydie ustali z Jonahem, jak ma spłacić dług, ale ojciec nie może dowiedzieć się, że wszystko wzięła na swoje barki. By kłamstwo nie wyszło na jaw, musi wciągnąć w spisek Jonaha, który powinien przedstawić ojcu jakąś fikcyjną propozycję… Boże, stąpa po coraz bardziej kruchym lodzie!
– Pojadę do ciotki Alice. Muszę się śpieszyć, by zdążyć przed jej popołudniową drzemką.
Musiała uciec od tych wszystkich kłamstw, poza tym naprawdę chciała pobyć trochę z ciotką. W rezultacie została u niej do czwartku.
– Jaka szkoda, że już musisz wracać. – Alice posmutniała. – Chciałabym mieć cię tu na stałe, ale wiem, że to niemożliwe. Dzięki, kochanie, to były takie miłe dni.
– Niedługo wpadnę do ciebie, ciociu.
– Bylebyś dla staruszki nie zaniedbywała tego, co najważniejsze. – Uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Pozdrów Jonaha. -. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – I ucałuj mamę – zakończyła z tak wielką słodyczą, że nie mogła być prawdziwa.
Lydie wybuchnęła śmiechem.
– Kocham cię, ciociu. Do zobaczenia.
Piątek przywitał ją deszczem. W równie pochmurnym nastroju była Lydie. Bała się spotkania z Jonahem, nie wiedziała, co powiedzieć rodzicom. Przecież nie będzie jej w domu przez dwa dni. Chciała skłamać, że znów jedzie do ciotki, ale w końcu wybrała prawdę.
– Weekend spędzę z Jonahem – powiedziała. Matka zacisnęła usta, ojciec życzył miłej zabawy. Gdy o szóstej wychodziła z domu, zadzwoniła sąsiadka ciotki, Muriel Butler. Powiedziała, że ciotka zasłabła.
– Co się stało? – zapytała pośpiesznie Lydie.
– To chyba serce. Widziałam, jak zemdlała w ogródku. Jest u niej lekarz.
– Już jadę – rzuciła Lydie i pobiegła w kierunku samochodu.
Po jakimś czasie zorientowała się, że jedzie za nią duży czarny samochód. Lydie znała go. To był wóz Jonaha. Nie miała pojęcia, dlaczego ją śledzi. Zjechała na pobocze i zatrzymała się. Czarna limuzyna stanęła tuż za nią.
– Jeśli tak się śpieszysz, by mnie zobaczyć, to przypominam, że jedziesz w złym kierunku – powiedział Jonah.
– Nie jadę do ciebie. Moja…
– Jak to? – Z trudem hamował złość. – Przecież byliśmy umówieni. – Jego głos stał się szorstki – Nie zamierzałaś spędzić ze mną weekendu, prawda? To była podpucha. Chodziło ci tylko o to, bym trzymał się z dala od twojego domu!
– Posłuchaj…
– Nie, to ty posłuchaj. – Ledwie panował nad swoim głosem. – Nikt nie będzie mnie oszukiwał.
– Ale…
– Gdzie jedziesz?! – warknął. Miała tego dosyć.
– Nie twój interes – rzuciła wściekła, wsiadła do samochodu i ruszyła jak rajdowiec. – Co za podła świnia! – warknęła z furią.
Spojrzała w tylne lusterko. Jonah jechał za nią. Chyba nie sądził, że to nie jest jego interes.