ROZDZIAŁ ÓSMY

Do soboty Lydie, mimo że prawie odchodziła od zmysłów, ostatecznie zrozumiała, że ponad wszystko chce wyjść za Jonaha. Nie wiedziała, czy im się uda, ale zamierzała zrobić wszystko, by tak się stało. Obudziła się wcześnie. Nagle drzwi od jej sypialni otworzyły się. Stała w nich matka ze śniadaniem na tacy.

– Mamo, nie powinnaś – wykrztusiła zdumiona Lydie.

– Oczywiście, że powinnam. To twój wyjątkowy dzień. Moja matka też przyniosła mi śniadanie do łóżka, gdy wychodziłam za twojego ojca.

– Dziękuję, mamo – odpowiedziała Lydie, uśmiechając się.

– Jak się czujesz?

– Mam wrażenie, że to wszystko mi się śni.

– To całkowicie naturalne. – Hilary uśmiechnęła się, a potem, ku zdumieniu Lydie, dodała: – Przepraszam. Ostatnio zachowywałam się, jakbym startowała w konkursie na największą zołzę roku. To był naprawdę bardzo trudny czas dla mnie i dla ojca. Nasze małżeństwo niemal się rozpadło.,. – Uśmiechnęła się. – Ale dzięki Jonahowi wszystko się ułożyło.

– Masz na myśli ten czek?

– To nas uratowało… Do końca życia będę mu za to wdzięczna. – Znów się uśmiechnęła. – Ale powinnam mu również natrzeć uszu. Kto to widział, przygotować ślub i wesele w sześć tygodni! To też będę wspominać do końca życia.

– Dzięki. Wiem, jak się napracowałaś.

– Nie dziękuj. Odrobisz swoje, gdy twoja córka będzie wychodzić za mąż. – Uśmiechnęła się figlarnie. Takiej matki Lydie dawno nie widziała. – Poleź sobie jeszcze, nie śpiesz się na dół. Dom jest pełen ludzi. Spróbuj się odprężyć.

Gdy Lydie została sama, zadumała się głęboko. Kochała matkę, i matka kochała ją, ale nigdy nie były sobie zbyt bliskie. Była córką tatusia, jak Oliver synem mamusi. Teraz jednak zaistniała nadzieja, że ich relacje znacznie się poprawią.

Potem wróciła myśl, która dręczyła ją od dawna. Wesele i ślub zaplanowane zostały z wielkim rozmachem, więc koszty są ogromne. A przecież Pearsonowie byli bankrutami. Matka powiedziała Lydie, że to nie jej sprawa i nie powinna się o nic martwić… A jednak się martwiła.

Ślub zaczynał się o drugiej. Lydie nie miała ochoty na spotkanie z kuzynami, którzy okupowali dół domu, natomiast dyskretnie poprosiła do siebie Donnę.

– Cudowna, wspaniała! – wykrzyknęła Donna na widok sukni ślubnej. Połyskujący jedwab został wyszyty małymi perełkami, do tego długi welon i pożyczona od siostry ojca diamentowa tiara. Zgodnie z rodzinną tradycją, dziedziczono ją po kądzieli i pewnego dnia stanie się własnością kuzynki Emilii.

Lydie wzięła prysznic. Była coraz bardziej zdenerwowana. Nie mogła się doczekać, by zobaczyć Jonaha, a zarazem pragnęła, by było już po wszystkim. Co prawda nie była już tak nieśmiała jak kiedyś, szczególnie ostatnie wydarzenia bardzo ją wzmocniły, ale gigantyczna liczba ludzi zaproszonych na ślub przerażała ją.

Usiadła przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie. Za godzinę zostanie panią Marriott…

Kwadrans po pierwszej do jej pokoju weszły cztery druhny.

– Jak wyglądamy? – zapytała Kitty.

– Wszystkie wyglądacie przepięknie – odpowiedziała Lydie.

– Lydie, teraz czas na ciebie – zarządziła Donna. Po chwili Lydie była już ubrana i umalowana, a druhny kończyły zakładać jej welon i tiarę.

– Lydie, wyglądasz rewelacyjnie! – zawołała Donna. Lecz jej zbierało się na płacz, podobnie jak matce, która weszła do pokoju chwilę później.

– Wyglądasz tak, jak sobie wymarzyłam.

– Ty też, mamo.

Hilary podeszła do córki i przytuliła ją.

– Kochanie… – szepnęła, a potem, opanowując drżenie głosu, zadysponowała: – Czas ruszać do kościoła. Druhny przodem.

Lydie spojrzała na siebie w lustrze. Czy będzie się podobała Jonahowi? Przypomniała sobie blondynkę z teatru i ścisnęło jej się serce. Rozejrzała się wokół. Wszędzie leżały kartki z życzeniami.

Nagle zobaczyła list z pieczątką kancelarii prawniczej. Gdy go otworzyła i zaczęła czytać, jej zdumienie rosło z każdą sekundą. Kancelaria informowała, że Alice Mary Gough zapisała swój dom przy Oak Tree Road nr 2 w Penleigh Corbett właśnie jej. Lydie miała skontaktować się jak najszybciej, by podpisać stosowne dokumenty.

Kiedy rodzice weszli do pokoju, wsunęła list do koperty i odłożyła na stolik.

– Och, córeczko, wyglądasz przepięknie – zachwycał się ojciec.

– Proszę cię, nie plącz, Lydie – powiedziała matka, napotykając zamglone spojrzenie córki – bo ja też nie będę mogła się powstrzymać. – Wzięła głęboki oddech i dodała: – Wilmot. Oczekuję, że wyruszycie dokładnie za dwadzieścia minut.

– Tak jest, kochanie – odpowiedział rozbawiony ojciec.

– Przestań się ze mnie naśmiewać!.

– Tak jest, kochanie.

Wszyscy troje roześmieli się serdecznie. Kiedy Lydie została z ojcem, powiedziała:

– Wydawało mi się, że ciotka Alice wynajmowała dom od gminy. Czyżbym się myliła?

Ojciec spojrzał na nią zdziwiony. To nie było pytanie, które panna młoda zadaje tuż przed ślubem.

– Przez lata płaciła czynsz, potem, zgodnie z rządowym programem, mogła kupić dom za niewiarygodnie niską cenę. Nigdy nie miała złamanego grosza, więc zaproponowałem, że pożyczę jej pieniądze. Oczywiście odmówiła.

– Odmówiła?

– To były jakieś grosze, ale była zbyt dumna, by je przyjąć. Powiedziała, że nie chce nic zawdzięczać twojej matce. Była strasznym uparciuchem. Straciła nieruchomość, która w tej chwili byłaby warta ze sto pięćdziesiąt tysięcy funtów. – Spojrzał na zegarek. – Mamy jeszcze kilka minut. – Spojrzał na nią czule. – Nie martw się. Nie pozwoliłbym ci wyjść za Jonaha, gdybym nie był pewien, że cię nie skrzywdzi.

Kiedy schodzili na dół, Lydie zastanawiała się, jak ciotce udało się kupić dom. Wszystko jak zwykle owiane było mgłą tajemnicy. To typowe dla Alice. Jaka szkoda, że kochana ciocia nie dożyła jej ślubu…

Pani Ross weszła na górę, by pożegnać Lydie, która ostatni raz opuszczała dom jako panna. Jej oczy wypełnione były łzami. Podając Lydie bukiet leżący na stole, powiedziała:

– Wiem, że będziesz bardzo szczęśliwa.

Bukiet białych i różowych kamelii prezentował się przepięknie. Był wart stoczonej o niego walki.

Lydie opuściła dom na dźwięk kościelnych dzwonów. Kiedy jechała do kościoła, myślała o Jonahu, który już czekał na nią przy ołtarzu. Będzie dobrą żoną…

I nagle dotarło do niej. Nie wolno jej iść do ślubu, bo to będzie oszustwo! Wychodziła za niego, bo dał jej czek na pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów, którego nie potrafiła spłacić. Miała zostać jego – żoną, żeby odciążyć finansowo ojca. Oczywiście kochała Jonaha, ale on o tym nie wiedział. Nienawidził być oszukiwany. Żenił się, bo doszedł do wniosku, że nadszedł jego czas, ale to była tylko część prawdy. Teraz, kiedy dostała spadek, nie musi już tego robić. Mogła sprzedać nieruchomość i zwrócić mu pieniądze. Wyjść za niego znaczyło – oszukać go.

– Jesteś bardzo blada – szepnął ojciec, kiedy mieli wejść do kościoła. – Dobrze się czujesz?

Powinna odwołać ślub.

– W porządku – odpowiedziała cicho.

Lydie czuła, jak strach zaciska jej gardło. Wtedy zabrzmiała muzyka i wszyscy wstali.

Może pójść do księdza, zastanawiała się. Szepnę mu, że muszę porozmawiać z narzeczonym. Podniosła wzrok.

Jonah czekał na nią przy ołtarzu. Poczuła, jak zaczyna brakować jej tchu. Kochała go i niczego bardziej nie pragnęła, jak zostać jego żoną. Szła w takt muzyki jak zaczarowana. Widziała twarz matki, brata, jego świeżo poślubionej żony. Widziała, że matka zabiłaby ją bez mrugnięcia okiem, gdyby teraz, w ostatniej chwili, odwołała ślub. Ojciec doprowadził ją do Jonaha. Stała koło mężczyzny, którego kochała i za chwilę miała powiedzieć słowa przysięgi. Z trudem panowała nad swoim głosem. Jonah odpowiadał pewnie i spokojnie. Potem delikatnie ujął jej dłoń i nałożył obrączkę. Drżącą dłonią włożyła obrączkę na jego palec.

– Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.

Jonah podniósł welon i delikatnie pocałował ją w usta. Rozległ się marsz weselny Mendelssohna. Po chwili, wsparta na ramieniu męża, wychodziła nawą główną. Dzwoniły wszystkie dzwony. Stali u szczytu schodów, a goście składali im życzenia. Fotografowie zwijali się jak w ukropie. Jonah nachylił się do niej i po chwili szepnął żarliwie:

– Wiem, że dzisiaj słyszałaś już wiele komplementów, ale brak mi słów, by wyrazić, jak pięknie wyglądasz.

– Dziękuję… – W uszach wciąż dźwięczało jej jedno zdanie: „Oszukałam go”.

– Ty drżysz. Może powinniśmy… – zaczął Jonah.

– Jonah. Ja… – przerwała.

– Co się stało?

Nie potrafiła mu powiedzieć, znienawidziłby ją. A przecież musiała to zrobić. Niestety ani przez moment nie byli sami. Życzenia, wzajemne prezentacje… Podszedł do nich Charlie Hillier. Jonah zmierzył go wzrokiem. Charlie złożył im życzenia i pocałował Lydie w policzek. Jonah przedstawił jej jakąś Katherine. Lydie miała nadzieję, że nie jest to jego dawna miłość.

W końcu usiedli. Posiłek był wyśmienity, nawet Hilary nie mogła się do niczego przyczepić. W trakcie przemówienia Ruperta, świadka i brata pana młodego, Lydie zrozumiała, że Katherine jest jego dziewczyną. Wznoszono kolejne toasty. Ostami mówił Jonah. Zakończył słowami;

– Nigdy nie pragnąłem niczego bardziej niż poślubić Lydie.

Gdyby to była prawda, zemdlałaby ze szczęścia, ale wiedziała, że tak nie jest. Wszyscy zaczęli klaskać. Widziała zamglone oczy teściowej i matki. Nawet Kitty ukradkiem ocierała', łzy. Lydie czuła się fatalnie. Chciała pójść do pokoju, żeby się przebrać, być znowu sobą. Przypomniała sobie o liście. Dlaczego przyszedł dopiero dzisiaj? W końcu poszła z druhnami na górę.

– Dobrze się czujesz, Lydie? – zapytała Donna. – Wyglądasz nie najlepiej.

– Wszystko w porządku, jestem tylko zmęczona. To był długi dzień.

– Dojedziecie do domu najpóźniej o dziewiątej, a potem dwa miesiące byczenia się na wyspie. – Donna uśmiechnęła się.

Lydie nie była tego taka pewna. Gdy porozmawia z Jonahem, będzie mogła zapomnieć o miesiącu miodowym.

Gdy wreszcie goście się rozjechali i młodzi małżonkowie zostali sami, Lydie nie była w stanie wykrztusić słowa. Co miała powiedzieć Jonahowi? Ze jego żona jest oszustką?

– Ależ to był dzień – powiedział Jonah, gdy wyjeżdżali poza bramę Beamhurst Court.

– Jonah…

Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Pogładził jej dłoń.

– Spróbuj się odprężyć, Lydie. Naprawdę nie gryzę. – Uśmiechnął się.

Boże! – pomyślała, on sądzi, że to przez niego jestem taka zdenerwowana. Że boję się nocy poślubnej.

Jednak to wszystko było nie tak. Tęskniła do jego ramion, do jego pocałunków. Nie widziała go od dwóch tygodni. Bardzo pragnęła być jego żoną. Ale kiedy zamykała oczy, widziała wypisane na czerwono słowo „Oszustwo”. Czy na tym właśnie miało opierać się ich małżeństwo?

– Zmęczona? – zapytał, parkując samochód przed Yourk House.

– To był bardzo długi dzień.

Podszedł, żeby otworzyć przed nią drzwi, Lydie chciała zrobić to samo. Zderzyli się, straciła równowagę. Nawet gdyby chciała, nie mogła mu uciec, Jonah trzymał ją mocno w ramionach. Lydie napotkała jego wyrozumiałe spojrzenie.

– Przestań się martwić, nie jestem potworem. – Delikatnie pogładził ją po ramieniu. – Nie musimy dzisiaj cementować naszego związku. Mamy całe dwa miesiące, żeby się do siebie zbliżyć. – Uśmiechnął się. – Nie musimy się śpieszyć.

Wpatrywała się w niego. Przez chwilę nie myślała o tym, jak bardzo go oszukała.

– Ty… ty nie chcesz się ze mną kochać? Roześmiał się.

– Och, Lydie – powiedział czule. – Pragnę cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić, ale jeszcze bardziej pragnę tego, co jest dla ciebie dobre.

Porwał ją w ramiona i przeniósł przez próg Yourk House.

– Tradycji stało się zadość – szepnął, kiedy wnosił ją do domu, który od tej chwili miał się stać także i jej domem.

Lydie nie była pewna ani tego, co myśli, ani tego, co czuje. Serce biło jej jak oszalałe.

A może nic mu nie mówić? – pomyślała. Przecież pragnę z nim być. Po co mówić? A gdyby list od prawników nie przyszedł właśnie dzisiaj? Spędziłabym z mężem cudowne dwa miesiące. Do tego czasu na pewno zbliżylibyśmy się do siebie. Może Jonah zakochałby się we mnie? Kto wie, przecież…

Delikatnie postawił ją na podłodze. Nie ruszyła się. Nie chciała odejść od niego.

– Jestem pewien, że gospodyni zostawiła nam kolację – powiedział po chwili.

Lydie pokręciła głową.

– Ja… ja nie jestem głodna – odparła szybko, głosem, który jej samej wydawał się obcy.

– Wiem – podchwycił Jonah. – Mieliśmy ciężki dzień. Ci wszyscy goście, to całe zamieszanie, ani chwili tylko we dwoje. Może chciałabyś się położyć?

Zaczęła się trząść. Przerażony Jonah objął ją.

– Naprawdę tak bardzo przeraża cię myśl, że będziemy razem w jednym łóżku? – zapytał, uśmiechając się.

– Och, Jonah – szepnęła i poczuła, jak łzy spływają po jej policzkach.

Uśmiechnął się.

– Czy mam prawo pocałować moją świeżo poślubioną żonę?

Spojrzała na niego i miała wrażenie, że za chwilę serce wyrwie jej się z piersi. Nie mogła wydusić ani słowa. Jonah wziął jej milczenie za zgodę. Nachylił się i leciutko musnął wargami jej usta. Był bardzo delikatny i czuły. Potem odsunął się i głęboko spojrzał jej w oczy. Nie wiedziała, co w nich wyczytał. Jedno było pewne: nie miała nic przeciwko jego pocałunkom. Po chwili nachylił się ponownie i znowu ją pocałował, a ona zaplotła dłonie wokół jego szyi.

– Moja żona – szeptał, obejmując ją coraz mocniej.

Miała wrażenie, że ich ciała stapiają się w jedno. Kochała go tak bardzo. Chciała być jak najbliżej niego. Czuła, jak jego dłonie wędrują po jej ciele. Pragnęła go.

Nie miała prawa być jego żoną. Czuła, jak jego dłonie wślizgują się pod jej ubranie, jak delikatnie pieszczą plecy, jak rozpina zapięcie stanika. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Jego palce wędrowały po jej brzuchu, potem dotknęły piersi. Przywarła do niego jeszcze mocniej. Odchylił jej głowę do tyłu powoli, delikatnie, spojrzał na nią.

– Nie sądzisz, że będzie nam wygodniej na górze? – Schylił się, żeby ją podnieść i zanieść do sypialni.

– Nie! – wykrzyknęła.

Zamarł. Wpatrywał się w nią zdziwiony. Czyżby się pomylił?

– Nie? – powtórzył.

– Ja… ja nie mogę – wyjąkała.

Musiała odejść, zrezygnować ze szczęścia, z ukochanego mężczyzny.

Z bólem serca odwróciła się, zapięła stanik, poprawiła włosy. Jonah nie spuszczał z niej wzroku. Patrzył na nią wyrozumiale.

– W porządku – powiedział spokojnie. – Spróbujmy cofnąć się w czasie. Jeśli chcesz, przeproszę cię za to, co się stało. Jesteś tak atrakcyjna, że nie mogłem się opanować. Wybacz mi. Miałem wrażenie… ale pomyliłem się. Przepraszam. Chodźmy na górę, lecz lepiej będzie, jeśli tę noc spędzimy osobno.

– Jonah, to nie… – Bała się przyznać, że pragnie tego samego, co on, ale nie może, nie powinna. – Ja nie mogę – stwierdziła bezradnie.

– Powiedziałem ci, nie musimy robić tego dzisiaj.

– Nigdy nie będę mogła tego zrobić.

– Nigdy?

– Tak, nigdy, Jonah…

– Trochę poniosły cię nerwy – powiedział ciepło. – Nie martw się, odpocznij.

– Musimy anulować nasze małżeństwo – wyrzuciła wreszcie z siebie.

– Anulować?! Nie sądzisz, że ja też mam coś do powiedzenia w tej sprawie?

– Nie rozumiesz…

– Masz rację, nie rozumiem.

– Ja… ja cię oszukałam…

– Co to znaczy? Jak to oszukałaś?

– Mam pieniądze, to znaczy będę miała. Dużo więcej niż pięćdziesiąt pięć tysięcy. Dowiedziałam się o tym, gdy wychodziłam do kościoła. – I dodała drżącym głosem: – Nigdy nie powinnam była za ciebie wychodzić.

Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Jonah na pewno się wścieknie i odeśle ją natychmiast do domu. Fakt, że go oszukała, będzie wspaniałym argumentem, by się jej pozbyć. Małżeństwo zostanie anulowane, zanim wyschnie atrament na świadectwie ślubu. Jednak Jonah najwyraźniej nie zamierzał pytać, czemu tak postąpiła.

Ku jej zdumieniu nie odrywał od niej oczu. Po chwili rzekł szorstko:

– Powiedziałaś przed chwilą, że nigdy nie powinnaś za mnie wychodzić. Może uczynisz mi ten zaszczyt i wyjaśnisz, czemu to zrobiłaś.

Lydie nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Nie była na to gotowa. Nie wyszła za niego, żeby ratować ojca. Wiedziała to, zanim zobaczyła go czekającego przed ołtarzem. Kochała go i pragnęła zostać jego żoną. Ale nie powie mu o tym. Nie będzie w stanie. Tylko co w takim razie miała mu powiedzieć?

Загрузка...