ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Czemu za mnie wyszłaś, skoro wiedziałaś, że nie musisz tego robić? – zapytał ponownie, nie doczekawszy się odpowiedzi.

– Było za późno – wyjąkała – a matka zabiłaby mnie, gdybym odwołała wszystko w ostatniej chwili.

– Wcześniej się jej sprzeciwiałaś. – Jego twarz pociemniała. – Powiedziałaś, że mnie oszukałaś, ale to nie był dla ciebie aż tak wielki problem, wolałaś nie sprawić zawodu matce.

– To nie było… Ja… Bo… – wyrzucała z siebie kolejne sylaby. – Posłuchaj. Otrzymałam list od prawnika ciotki Alice. Przeczytałam go tuż przed wyjściem do kościoła.

– Chcesz powiedzieć, że ciotka zostawiła ci jakieś pieniądze?

– Zostawiła mi dom. Nawet nie wiedziałam, że do niej należy. Ale jej prawnicy…

– Więc poślubiłaś mnie, wiedząc, że po sprzedaży domu będziesz miała wystarczająco dużo pieniędzy, żeby spłacić dług? Bo, jak rozumiem, nie zamierzasz tam mieszkać? – Jego głos brzmiał chłodno.

Lydie kiwnęła głową.

– Z tego, co powiedział mój tata…

– Rozmawiałaś o tym z ojcem? Nie wierzę.

– Ojciec nie wie jeszcze o tym liście. Powiedział, że kilka lat temu ciotka Alice mogła bardzo tanio kupić dom i że gdyby to zrobiła, dom byłby wart teraz około stu pięćdziesięciu tysięcy funtów. – Lydie przełknęła z trudem. Kiedy odezwała się ponownie, jej głos drżał. – Gdy zwrócę ci pieniądze, zostanie wystarczająco dużo, żeby opłacić całą tę dzisiejszą uroczystość.

Jonah rozważał coś przez chwilę, wreszcie rzekł dobitnie:

– Wszystkie rachunki zostały już zapłacone. Lydie podniosła głowę.

Rachunki są zapłacone? A więc został tylko jej dług? Co to wszystko miało znaczyć? Walczyła ze sobą przez chwilę, aż w końcu zapytała:

– Ale to nie ty płaciłeś za ślub? Nie poprosiłeś rodziców, żeby przesłali rachunki na twój adres? Mój ojciec nigdy by na to nie pozwolił…

– Wierz mi, Wilmot może sobie w tej chwili bez problemu pozwolić na takie wydatki.

Lydie nie chciała uwierzyć w to, co usłyszała. Wiedziała przecież doskonale, że jej ojciec zbankrutował.

– Matka powiedziała mi, że niepotrzebnie martwię się o koszty ślubu… Teraz ty mi mówisz, że tata ma dużo pieniędzy. Nie wierzę ci.

– A dlaczego miałabyś wierzyć? – Ton jego głosu był dużo cieplejszy. – Usiądźmy. – Wskazał na sofę. – Wytłumaczę ci to.

– Nie ma czego wyjaśniać – przerwała Lydie. Nie miała zielonego pojęcia, co zamierzał jej powiedzieć, ale przerażała ją myśl, że mieliby usiąść obok siebie. – Oszukałam cię. Chcę, by nasze małżeństwo zostało anulowane i to wszystko.

Jonah wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.

– Mylisz się, Lydie. To ja cię oszukałem. Ożeniłem się z tobą, ponieważ tego chciałem i nigdy się nie zgodzę na unieważnienie naszego małżeństwa.

Serce podskoczyło jej do gardła. Wiedziała, że chciał się ożenić, bo doszedł do wniosku, że to najwyższa pora, ale dlaczego właśnie z nią?

– Mogłeś ożenić się z kimkolwiek. To nie musiałam być ja… – O co chodziło z tym oszukiwaniem? Przecież to ona go oszukała. – To wszystko nie ma sensu.

– Jesteś wyczerpana i zdenerwowana. Może chcesz pójść do łóżka? Porozmawiamy o tym jutro, gdy dolecimy na wyspę.

– Nadal chcesz, żebyśmy pojechali w podróż poślubną? Przecież… (

– Czyżbyś tak szybko zapomniała? Gdy prosiłem cię o rękę, powiedziałem, że rozwód nie wchodzi w grę. Dotyczy to także anulowania małżeństwa.

Bezradnie opadła na sofę.

Jonah wziął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko. Wbiła wzrok w podłogę, by uciec przed jego spojrzeniem.

– Przepraszam. Wyszłam za ciebie, wiedząc, że będę mogła zwrócić dług.

– Przykro mi, że chcesz zwracać mi jakąkolwiek pożyczkę – odpowiedział Jonah. – Ale jeśli ma to poprawić twój nastrój, powiem ci, że pięćdziesiąt pięć tysięcy zostało zwrócone z powstałym procentem. To był pomysł twojego ojca. Od ponad dwóch tygodni ten mityczny dług już nie istnieje.

Wyprostowała się.

– Nie istnieje? – krzyknęła. – Kto go spłacił? Chcesz powiedzieć, że nie musiałam za ciebie wychodzić? Powiedziałeś… Powiedziałeś, że mnie oszukałeś. Co miałeś na myśli? – Wszystko się w niej gotowało. – Wmanewrowałeś mnie w małżeństwo? To niemożliwe. To nie miało żadnego sensu. – A jednak jakiś musi mieć, pomyślała. – Czy mógłbyś mi to wytłumaczyć? Kto spłacił dług, skoro mój ojciec nie ma pieniędzy? W ogóle wszystko mi wyjaśnij.

Jonah usiadł obok niej na kanapie, co pogorszyło jeszcze sprawę.

– Moja kochana – szepnął, delikatnie gładząc jej dłonie. – Ta chwila nadeszła szybciej, niż się spodziewałem. Ale może będzie lepiej, jeśli pewne sprawy wyjaśnimy na samym początku naszego małżeństwa.

– Wciąż się upierasz, że powinniśmy zostać małżeństwem? – zapytała drżącym głosem.

– To jedyne rozwiązanie.

– Mogę ci zapłacić, to znaczy będę mogła ci zapłacić.

– Twój ojciec już to zrobił.

– Mój ojciec nie ma żadnych pieniędzy.

– Teraz już ma.

– Jak to? Kilka miesięcy temu był zdesperowany. Sprzedał wszystko, co mógł. Skąd wziął pieniądze? Powiedz mi wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi!

– Twój ojciec sprzedał połowę Beamhurst Court.

– To niemożliwe! Matka nigdy by się na to nie zgodziła. Nigdy!

– A jednak – powiedział spokojnie Jonah. Chciała wierzyć, że się przesłyszała. Ojciec sprzedał połowę Beamhurst Court. To jakaś bzdura. Jakim cudem Jonah wiedział tak wiele, skoro ona nie wiedziała nic?

– Powiedziałeś, że pięćdziesiąt pięć tysięcy zostało spłacone kilka tygodni temu.

– To prawda.

– Skoro ojciec oddał ci pieniądze i nie było już żadnego długu, dlaczego… Pozwoliłeś, żebym za ciebie wyszła, choć nie było już najmniejszego powodu, by tak się stało.

– Ależ był. Powiedziałaś ojcu, że miałem dla niego jakąś propozycję.

– Powiedziałeś, że poprosisz o moją rękę – przypomniała mu.

– To była tylko część.

– Część czego?

– Powiedziałaś, że ojciec jest przekonany, iż mam dla niego jakąś propozycję. Dodałaś także, że był gotów sprzedać Beamhurst Court, którym Oliver w ogóle się nie interesuje.

– Więc znalazłeś kupca dla mojego ojca? Kogoś, kto chce kupić tylko połowę posiadłości? Przecież to całkiem nierealne. Matka nie zgodziłaby się na to, by dzielić dom z kimkolwiek.

– Ja jestem tym kupcem, Lydie. Nie wierzyła własnym uszom.

– Co?! Przecież mieliśmy mieszkać w Yourk House.

– Beamhurst Court należy teraz do ciebie i twojego ojca.

– Jak to do mnie?

– Wiem, że kochasz to miejsce, dlatego odkupiłem połowę dla ciebie.

Lydie wpatrywała się w niego.

– Kupiłeś dla mnie pół domu? – wykrztusiła z trudem. – Boże! To musiało kosztować fortunę.

– Pamiętasz dzień pogrzebu ciotki? Kiedy wróciliśmy do domu, poszedłem do gabinetu twojego ojca.

– Powiedziałeś, że oświadczysz się o moją rękę. Że jeśli będziesz należał do rodziny, to ojcu będzie… – nie dokończyła.

Jonah uśmiechnął się.

– Zięć czy nie zięć, twój ojciec spłaciłby mnie co do grosza. Taki po prostu jest.

– Ale… Czyżbym była aż tak naiwna?

– Nie. Żaden ojciec nie mógłby marzyć o lepszej córce. Kiedy byliśmy w gabinecie, wyznałem, że bardzo chciałbym pojąć cię za żonę, a potem złożyłem mu propozycję.

– Ale nie miałeś żadnej propozycji.

– Twój ojciec wie, jak bardzo kochasz Beamhurst. Wyjaśniłem mu, że chciałbym podarować ci część majątku w prezencie ślubnym.

– Och, Jonah – szepnęła, nie mogąc się powstrzymać.

– Mój ojciec zgodził się ot, tak sobie?

– Chciał się nad tym zastanowić, ale od razu wiedziałem, że spodobał mu się ten pomysł. Kiedy wróciliśmy z naszego spaceru…

– Kiedy poprosiłeś mnie, żebym za ciebie wyszła?

– wtrąciła Lydie. Miała wrażenie, że wszystko wiruje jej w głowie.

– Tak. Wilmot już to i owo przemyślał. Zaproponował, żebyśmy poszli do jego gabinetu i omówili szczegóły. Twój ojciec przeanalizował dobre strony tego układu, fakt, że będzie mógł uregulować dług w stosunku do mnie i że zostanie mu jeszcze sporo pieniędzy. Zanim wyceniono profesjonalnie całą posiadłość, uświadomił mi, że twój brat tak czy inaczej odziedziczy swoją część. Umówiliśmy się, że jeśli Oliver zmieni zdanie, gwarantuję, że sprzedasz mu swoją część. Zrobiłem to, pod warunkiem że będziemy mieli prawo pierwokupu, jeśli Oliver zrezygnuje z majątku.

Lydie nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.

– I mój ojciec zgodził się na to wszystko?

– Dokonaliśmy transakcji dwa tygodnie temu, oczywiście w największej tajemnicy. Powiedziałem, że chciałbym wręczyć ci akt własności podczas podróży poślubnej. Dokument zaświadcza, że współwłaścicielką Beamhurst Court jest Lydie Marriott.

Lydie Marriott – to brzmiało cudownie.

– A moja mama? Nie sprzeciwiała się?

– Wilmot łatwo ją przekonał do tego pomysłu. Koniec końców, twój ojciec na nowo odzyskał spokój i był szczęśliwy. Twoja matka miała pieniądze i mogła wyprawić ci ślub, o jakim marzyła. A ty, Lydie… – Jonah uśmiechnął się do niej… – Pragnę, żebyś była szczęśliwa, lecz anulowanie naszego małżeństwa nie wchodzi w grę. Wybacz.

Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła być jego żoną, kochała Beamhurst, ale wszystko razem przerastało ją. Nie rozumiała, jak Jonah mógł kupić dla niej połowę posiadłości!

– To za dużo! Rozwiązałeś wszystkie problemy mojej rodziny, ale… – Przerwała na chwilę. – A ty? Co będziesz z tego miał?

– Bardzo dużo. Wilmot, którego niezwykle cenię, może spać spokojnie. No i, co najważniejsze, mam ciebie.

Lydie spojrzała na niego. Wyglądał cudownie. To był mężczyzna, któremu przysięgała przed ołtarzem. Została jego żoną, lecz… czy to wystarczy?

– Czy to w porządku, żeby związać się z kimś bez miłości? – Opuściła twarz, nie chcąc, by widział, jak ważna jest dla niej jego odpowiedź.

Zapanowało długie i krępujące milczenie. Teraz była już pewna, że Jonah nic do niej nie czuje. Ta cisza zabijała ją.

A on tak bardzo się bał powiedzieć to, co powiedzieć musiał.

– Dlaczego uważasz, że bez miłości? Przecież to nieprawda.

Kiedy dotarł do niej sens tych słów, zerwała się na równe nogi. Nie panowała już nad uczuciami.

– A więc wiesz, że jestem w tobie zakochana? – wyjąkała przerażona.

Jonah zamarł bez ruchu.

– Co powiedziałaś?!

– Nic! – Lydie wycofała się natychmiast. – Coś ci się przesłyszało.

Jednak nie zamierzał odpuścić.

– Powiedziałaś, że mnie kochasz. – Pokręcił głową, jakby wciąż nie dawał temu wiary. – Lydie Marriott, nie zaczynajmy naszego małżeństwa od kłamstw. Musisz mi powiedzieć, czy naprawdę czujesz do mnie cokolwiek.

– To bez znaczenia. – Starała się, by jej głos brzmiał beznamiętnie.

– To ma znaczenie!

Stali naprzeciw siebie bez ruchu.

– Dlaczego?

– Dlaczego? Ponieważ… Ponieważ ożeniłem się z tobą tylko dlatego, że tego chciałem.

– Zrobiłeś to dla mojego ojca.

– Ani Wilmot, ani nikt inny nie miał nic wspólnego z tą decyzją. Ożeniłem się, bo tego właśnie pragnąłem najbardziej na świecie.

– Mówiłeś, że zrobiłeś to, bo czułeś, że nadszedł czas, by to zrobić.

– Lydie, nie tylko ty potrafisz kłamać.

– To znaczy…

– Ale teraz mówię prawdę i już nigdy więcej cię nie okłamię. Przysięgałem ci dziś przed ołtarzem, ponieważ chcę spędzić resztę życia u twego boku.

Miała wrażenie, jakby nagle w całym pokoju zabrakło powietrza. Z trudem łapała każdy oddech.

– Ożeniłeś się dla mnie… dla mnie samej? – szepnęła.

– Ożeniłem się z tobą, ponieważ kiedy obudziłem się pewnego dnia, zrozumiałem, że jestem w tobie beznadziejnie zakochany.

Lydie wpatrywała się w Jonaha.

– Nie, to niemożliwe. Mówisz tak, żebym nie czuła się jak kompletna idiotka.

– Od dziś nie będziemy już kłamać.

– Nie wierzę… miałbyś zakochać się we mnie?

– Proszę, podejdź do mnie. Pozwól, bym cię przytulił, przekonał, że mówię prawdę.

Zrobił krok w jej stronę, ale cofnęła się przestraszona. Wiedziała, że jeśli jej dotknie, przepadnie w jego ramionach. Usłyszy tylko to, co będzie chciała usłyszeć.

Jonah uśmiechnął się, jakby doskonale wiedział, co Lydie przeżywa.

– Sam nie mogę się już połapać w swoich uczuciach – wyznał po chwili. – Może przynajmniej usiądźmy.

Lydie poczuła, że nie jest w stanie stać ani chwili dłużej, usiadła więc na krześle. Miała nadzieję, że Jonah zajmie sofę, ale ku jej przerażeniu przysunął drugie krzesło. Ich kolana niemal się stykały.

– Lydie, czy mogę ci powiedzieć, że jesteś piękna? Każdy dzień bez ciebie jest szary i ponury. Jesteś moim słońcem.

– Chcesz mnie przekonać, że nie powiedziałeś tego tylko dlatego, ze ja…

– Powiedziałaś, że mnie kochasz.

– Wcale tak nie powiedziałam!

– Nie obawiaj się, kochanie, i tak jeszcze nie wierzę, że to prawda. Ale zapamiętaj, kocham cię tak bardzo, że czasami czuję fizyczny ból.

Z każdym jego słowem zielone oczy Lydie stawały się coraz większe. Dobrze znała uczucie, o którym mówił.

– Ale nigdy nic nie mówiłeś. Nie wspomniałeś choćby słowem…

– A co miałem powiedzieć? Bałem się, że cię stracę.

– Bałeś się…

– Miałem powody – przerwał jej. – Oczami duszy wciąż widzę tę uroczą, ale straszliwie nieśmiałą szesnastolatkę.

– To było dawno…

– Tak, ale co jakiś czas ciebie wspominałem. Minęły lata, dojrzałaś i stałaś się jeszcze piękniejsza. I znów cię spotkałem.

– Siedem lat… – szepnęła, – Kiedy trzy lata temu przyjechałem oddać pieniądze, miałem nadzieję, że cię spotkam. Ale się nie udało.

– Chciałeś się ze mną spotkać?

– Tak… Nigdy nie sądziłem, że będę o tym mówił. – Zamyślił się na chwilę. – Gdy wróciłem z podróży dwa miesiące temu, moja asystentka powiedziała mi, że Lydie Pearson chce się ze mną spotkać. A gdy do tego doszło, poczułem, że ktoś rzucił na mnie czar.

Czar? Serce zatrzepotało jej jak szalone.

– Nie byłam wtedy zbyt miła.

– Myślałaś, że będę cię zwodził, że nie oddam pieniędzy. Jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi sięgnąłem po książeczkę czekową. Wiesz przecież, że darzę twojego ojca olbrzymim szacunkiem, on jeden we mnie uwierzył. Wiedziałem, ze jeśli Wilmot ma problemy finansowe, to będzie zbyt dumny, żeby poprosić o pomoc, zwłaszcza gdy nie był w stanie zwrócić tych pieniędzy. Dlatego upierałem się, żebyś od razu zrealizowała czek. Ale nawet wtedy myślałem tylko o tobie.

– Chcesz powiedzieć, że już wtedy się mną zainteresowałeś?

– Nie chciałem przyznać się przed sobą, że ktoś zrobił na mnie aż takie wrażenie. Broniłem się przed tym, jednak kiedy zobaczyłem cię w teatrze z Charliem, poczułem coś dziwnego, Coś, co mi się nie spodobało.

Lydie wpatrywała się w te przepiękne, niebieskie oczy. On również nie odrywał od niej wzroku. Czyżby naprawdę ją kochał? Nie wiedziała już, w co ma wierzyć. Najlepiej będzie trzymać się tego, czego była pewna.

– Powiedziałeś, żebym wróciła do twojego biura w następny poniedziałek. Przyszłam do ciebie, żeby przedyskutować formę spłaty długu.

– Czułem się tak, jakby ktoś mnie zaczarował.

– Zaczarował? Uśmiechnął się.

– Nie zależało mi na pieniądzach, ale pomyślałem, że mógłbym to wykorzystać.

– Wykorzystać…

– Wiedziałem, że będę chciał cię znów zobaczyć. Z jednej strony tak bardzo pragnąłem twojego towarzystwa, a z drugiej nie chciałem się jeszcze wiązać. Ślub Olivera był idealną okazją, by znów spotkać się z tobą. To było takie bezpieczne.

Nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Ale następnego dnia, kiedy przyszłam do ciebie do domu, zaproponowałeś, bym przyjechała do Yourk House i spędziła z tobą weekend.

– Czemu nie? Powiedziałaś przecież, że poprzednią noc spędziłaś u Charliego! Tak, tak, jesteście tylko przyjaciółmi, i nigdy jeszcze nie byłaś z żadnym mężczyzną. Ale wtedy tego nie wiedziałem. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że kolejną noc spędzisz z kimś innym. Kiedy myślałem o tym, że ty z nim… – Przerwał na chwilę. – Cholera, jaki ja byłem zazdrosny.

Lydie nie mogła uwierzyć. Jonah zazdrosny o Charliego?

– To wtedy powiedziałeś, że mam go rzucić. Poczuła, jak ujmuje jej dłonie i ciągnie lekko ku sobie.

– Lydie, już dłużej nie mogę. Pewnie cię nie przekonałem, ale kocham cię tak bardzo… Jeśli czujesz coś do mnie, pozwól mi się przytulić.

Dzieliło ich pół metra. Lydie wzięła głęboki oddech, wstała i zrobiła krok w jego kierunku. Po chwili przytulała się do niego, czując ciepło jego ciała.

Stali tak długie, słodkie minuty. W końcu Jonah odsunął się na tyle, żeby móc spojrzeć w jej cudowne oczy.

– Kochasz mnie choć troszkę, moja słodka, mała dziewczynko?

– Bardziej, niż ci się wydaje – szepnęła.

– Moje ty kochanie. – Pocałował ją czule. – Powiedz to jeszcze raz. Powiedz to, proszę.

– Co? – szepnęła po chwili.

– Że mnie kochasz. Mógłbym usłyszeć to jeszcze raz?

– Kocham cię, Jonah. – Uśmiechnęła się i przytuliła się do niego.

– Cieszę się, że to powiedziałaś – szepnął Lydie odsunęła się i spojrzała na męża.

– A ty byś powiedział, gdyby nie zrobiła tego pierwsza? No co?

Jonah pocałował ją czule w policzek.

– Miałem nadzieję, że zasłużę na twoją miłość – wyznał po chwili.

– Cała moja miłość należy do ciebie. – Pocałowała go delikatnie w usta.

Nie miała pojęcia, kiedy czule objęci usiedli na sofie.

– Lydie, czy wiesz, jak bardzo rozświetlasz każdy mój dzień?

– Czyżby?

– Chciałem cl to powiedzieć tyle razy. Przy tobie znowu chce mi się żyć.

Jak cudownie usłyszeć takie słowa.

– Kocham cię, Jonah.

Obdarował ją jednym ze swoich najcudowniejszych uśmiechów.

– Na te słowa mógłbym czekać całą wieczność.

– Kiedy się przekonałeś?

– Że się w tobie zakochałem? – Uśmiechnął się delikatnie. – To było w piątek, kiedy umarła twoja ciotka. Miałaś przyjechać tu na weekend. Załatwiałem coś niedaleko Beamhurst Court, nie mogłem się doczekać, żeby znowu cię zobaczyć. Nie zamierzałem jednak łamać słowa i pojawiać się w twoim domu. Czekałem w samochodzie, właśnie miałem zadzwonić, kiedy zobaczyłem, jak jedziesz bardzo szybko, w odwrotną stronę.

– Byłeś wściekły.

– To mało powiedziane. Nikt nie wyprowadził mnie jeszcze tak z równowagi.

– Wariat…

– Kiedy rozmawialiśmy, zauważyłem w samochodzie twoją torbę. Nie jechałaś do Yourk House. Byłem przekonany, że spędzisz ten weekend z innym facetem.

– Z Charliem?

– To już nieważne. Nigdy wcześniej nie oszalałem z zazdrości. Kiedy to do mnie dotarto, zdałem sobie sprawę, że jestem beznadziejnie zakochany.

– Wiesz, tej nocy, w szpitalu, też zrozumiałam, że cię kocham.

– Najdroższa! – Jonah pocałował ją czule, a potem przytulił mocno.

– Minęło tyle dni, a my…

– Bałem się o tym mówić.

– Bałeś się? – zapytała ciepło, opierając głowę o jego ramię.

– Kiedy pocałowałem cię dzień później, odepchnęłaś mnie. I wtedy zrozumiałem, że muszę. być bardzo delikatny.

– Kiedy mnie pocałowałeś, straciłam głowę. Chciałam odpowiedzieć ci pocałunkiem.

– Więc dlaczego mnie odepchnęłaś?

– Miałam wrażenie, że tonę. A poza tym nie tylko ty wiesz, co to znaczy zazdrość.

– Byłaś zazdrosna? – Spojrzał na nią, jakby nie mógł uwierzyć, choć wyraźnie mu to pochlebiało.

Lydie uśmiechnęła się delikatnie.

– Nie mogłam uwolnić się od myśli, że tę noc spędzisz z kimś innym.

Jonah nie przestawał się uśmiechać.

– Jesteś cudowna – powiedział miękko i pocałował ją. – Muszę przestać to robić – przyrzekł chwilę później.

– Twoje usta doprowadzają mnie do obłędu. Kochasz mnie?

– Tak, bardzo… Przez wszystkie tygodnie…

– Byliśmy w sobie zakochani, nic o tym nie wiedząc – dokończył za nią. – Bałem się, że możesz wyjść za mąż za kogoś innego. Musiałem coś zrobić.

– I powiedziałeś mojemu ojcu, że chcesz się ze mną ożenić.

– To była szczera prawda.

Westchnęła. Jeśli to miał być sen, to nie chciała się z niego obudzić.

– Nie pomyślałeś, że możesz mi powiedzieć, co czujesz? Tak po prostu?

– Nie mogłem.; Pocałowałem cię, a ty mnie odepchnęłaś. Co miałem myśleć? No i do tego jeszcze Charlie.

– Charlie?

Jonah uśmiechnął się.

– Nie panowałem nad nerwami. Każdy mężczyzna, który na ciebie patrzył, był dla mnie potencjalnym rywalem. Pragnąłem cię, ale byłaś taka dumna, taka odległa. No i na dodatek te cholerne pieniądze wciąż stały między nami. Nie masz pojęcia, jak bardzo się bałem, że cię stracę. Że znajdziesz sobie kogoś innego. – Delikatnie pocałował ją w usta. – Nie wiedziałem, czy uwierzysz, że twój ojciec woli mieć dług w stosunku do kogoś z rodziny…

– Ale zaryzykowałeś i udało się. Uśmiechnął się.

– Owszem. Jednak próbowałaś znaleźć jakiś powód, żeby powiedzieć „nie”, dlatego nie mogłem ci jeszcze wyznać, co do ciebie czuję. Powiedziałaś, że gdybyś znalazła pieniądze, nie wyszłabyś za mnie. Że to byłoby oszustwo. Nie mogłem ci wyjaśnić, iż to ja byłem nie fair, składając propozycję twojemu ojcu. Wiedziałem, że nie jesteś zachwycona wizją ślubu ze mną. Wystarczyło mi to, co powiedziałaś o pocałunku, kiedy przyjęłaś moje oświadczyny.

– Zraniłam cię wtedy? Uśmiechnął się.

– Potem wszystko się zmieniło.

– To znaczy?

– Jakieś dwa tygodnie temu – dodał z niewinnym uśmiechem.

Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a potem delikatnie się zaczerwieniła.

– Tak…

– To był cudowny weekend. Później bardzo dużo pracowałem, bałem się, że inaczej nie wytrzymam i zdradzę się jakoś, a ty domyślisz się, co do ciebie czuję. Myślałem, że oszaleję, nie widząc cię przez dwa tygodnie.

– Ja tak samo – wyznała Lydie. – Nie mogłam się doczekać tego piątku.

– Moje ty kochanie – szepnął Jonah. – To był wspaniały weekend, aż do chwili gdy powiedziałaś mi, że nie masz ochoty na moje pocałunki.

– Ale przecież się całowaliśmy.

– To było cudowne. Choć nasz ślub był tak blisko, bałem się, że popsuję wszystko, gdy zdradzę się z moją miłością. A kiedy zadzwoniłem do ciebie ze Szwecji, zasugerowałaś, że nasz ślub… – nie dokończył. – Cieszyłem się, iż tego nie zrobiłem. Choć muszę przyznać, że czułem się pokonany.

– Pokonany?

– Tak, pokonany. Nie wiedziałem, na czym stoję, czego powinienem się trzymać. Dla mnie nasz ślub był i jest czymś wielkim i bardzo ważnym. Szalałem ze szczęścia, gdy mówiłaś, że chciałabyś, bym był z tobą. Potem jednak okazało się, że jestem ci potrzebny, bo musisz przewieźć olbrzymią ilość bagaży.

Lydie spoglądała na niego rozpromieniona. To nieprawdopodobne, że Każde jej słowo miało na niego tak wielki wpływ.

– Naprawdę chciałam, żebyś był ze mną – wyznała. – O bagażach wspomniałam, by nie zabrzmiało to zbyt osobiście.

Uśmiechnął się, wstał i podał jej dłoń. Popatrzył na nią wzrokiem pełnym miłości, nachylił się i pocałował ją delikatnie.

– To był długi i męczący dzień, kochanie. – Delikatnie wziął ją w ramiona. – Może… położymy się spać?

– Tak… Ale nie zamierzam spać – szepnęła. Jonah spojrzał na nią i roześmiał się, a potem szepnął:

– O nic się nie martw, od dzisiaj zawsze będę przy tobie.

Загрузка...