ROZDZIAŁ PIĄTY

Dotarli do domu ciotki w rekordowym czasie. Ignorując Jonaha, Lydie wpadła do ogródka, gdzie spotkała Muriel Butler.

– Lekarz zadzwonił po karetkę. Zabrali pannę Gough do szpitala. To atak serca – powiedziała.

– Dziękuję, że zadzwoniła pani do mnie. – Lydie czuła, jak strach zacieka jej krtań. – Czy wie pani, do którego szpitala?

Usłyszała odpowiedź i pożegnała się szybko.

– Pojedziemy moim samochodem – powiedział Jonah. Lydie nie zamierzała się sprzeciwiać. Gdy dotarli do szpitala, Jonah przejął inicjatywę. Dowiedział się, gdzie zabrano pannę Gough i jak cień towarzyszył Lydie, gdy popędziła na oddział intensywnej terapii.

Czekali na zewnątrz. Lydie zdała sobie sprawę, że cieszy ją obecność Jonaha w takiej chwili. Po jakimś czasie lekarz poinformował ich, że ciotka prawdopodobnie nie przeżyje.

– Mogę ją zobaczyć? – spytała załamana Lydie.

– Jest nieprzytomna, ale może pani wejść.

Lydie zdała sobie sprawę, że mocno ściska dłoń Jonaha. Wszedł razem z nią. Ciotka leżała bez ruchu, była taka blada. Lydie straciła resztki nadziei. Wzięła ciotkę za rękę, pocałowała ją w policzek. Cóż mogła zrobić więcej?

– Powinnam zadzwonić do matki – powiedziała przez łzy, gdy wyszli na korytarz.

– Może ja to zrobię – zaproponował Jonah.

– Nie… Przecież są na spotkaniu. Nie ma ich w domu, a matka na pewno wyłączyła komórkę.

– Powiedz mi, gdzie są, przywiozę ich.

Lydie spojrzała na niego i poczuła, że się zakochuje.

– Och, Jonah! – wykrzyknęła, łkając.

– Bądź dzielna, kochanie. – Objął ją.

– A jeszcze wczoraj śmiałyśmy się z ciocią. Żartowała z mamy…

– Zapamiętaj ją taką.

– Ale przecież ona umiera. – Lydie nie mogła się uspokoić. – Posiedzę z nią. Proszę, powiedz parii Ross, naszej gospodyni, żeby powiadomiła rodziców.

– Oczywiście. – Jonah natychmiast sięgnął po komórkę.

Rodzice przyjechali o jedenastej, Alice zmarła pół godziny później. Lydie pomodliła się i wyszła przed szpital, gdzie czekał na nią Jonah. Mocno ją przytulił, a ona płakała jak dziecko w jego ramionach.

– Załatwię wszystkie sprawy na miejscu – powiedział Wilmot i dodał, patrząc na Jonaha: – Proszę cię, dopilnuj, by Lydie dotarła, bezpiecznie do domu.

– Oczywiście.

Ruszyli w drogę. Lydie milczała, pogrążona w smutku, zadumany Jonah też długo się nie odzywał. Wreszcie powiedział cicho:

– Przepraszam, że zachowałem się jak idiota. Nie wiedziałem.

Już dawno mu wybaczyła.

– Właśnie wybierałam się do ciebie, gdy zadzwoniła Muriel. – Przerwała na chwilę. – Czy możesz zawieźć” mnie do domu ciotki Alice?

– Nie chcesz jechać do siebie?

– Byłoby to tak, jakbym ją zostawiała, jakbym o niej zapominała.

Ruszył w kierunku Penleigh Corbett. Spędziwszy z nim kilka ostatnich godzin, Lydie zdała sobie sprawę, że Jonah jest bardziej wrażliwy, niż sądziła.

– Zamierzasz zostać tu na noc? – zapytał, gdy dojechali na miejsce.

– Tak.

– Czy chcesz, żebym był z tobą? Nie mam na myśli nic złego – dodał natychmiast.

– Wiem. – Miała wrażenie, że uczucie do niego narasta w niej z każdą chwilą. – Ale wolę pobyć tu sama.

Zrozumiał, i za to też go kochała.

– Masz klucze?

– Pod trzecią doniczką od lewej, W domku obok paliło się światło. Gdy Muriel pojawiła się na ganku, Lydie ze łzami w oczach przekazała jej smutną wiadomość.

– Mój Boże… Świeć, Panie, nad jej duszą… Kochanie, gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w domu.

Gdy weszli do środka, Lydie powiedziała cicho:

– Dzięki, że… że byłeś.

Podszedł bliżej. Zatopiła się w jego błękitnym spojrzeniu.

– Poradzisz sobie, kiedy odjadę?

Kiwnęła głową. Jonah położył dłoń na jej ramieniu, nachylił się i delikatnie pocałował w skroń. Kiedy wyszedł, zadzwoniła do domu. Pani Ross już wyszła, zostawiła więc na sekretarce wiadomość, że nocuje w domu cioci. Gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła płakać. I tylko gdy wspominała Jonaha, robiło się jej nieco lżej na duszy.

Następnego ranka Lydie zrozumiała, że musi pogodzić się ze śmiercią ciotki. Snuła się po domu i wciąż czuła jej obecność.

Około południa zadzwonili rodzice.

– Lydie, zostań tam, jak długo chcesz. Załatwię wszystko, co związane z pogrzebem – powiedział ojciec. – Wiemy, że byłaś bardzo związana z Alice, ale trzymaj się dzielnie.

– Tak, tato.

– Pa, kochanie. Jeszcze mama chce z tobą mówić.

– Jesteś sama? – zapytała bez ogródek Hilary.

– Tak.

– No cóż… Myślałam, że spotykasz się dzisiaj z Jonahem. Trzymaj się dzielnie. – Odłożyła słuchawkę.

Nie była jeszcze gotowa, by wrócić do domu. Zaczęła się krzątać. Uprała pościel, pozamiatała, wytarła kurze. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

To był Jonah. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa. Czuła, jak ściska jej się serce.

– Myślałam, że będziesz w Hertfordshire – powiedziała niepewnie.

– Tam zawsze mogę pojechać. Zastanawiałem się, czy mogę ci jakoś pomóc.

Był taki ciepły i cudowny.

– Dzwonili moi rodzice. Zajmą się pogrzebem. Wejdź, proszę. Zrobię ci kawę.

Gdy zasiedli w kuchni, zapytał:

– Wracasz do domu?

– Jeszcze nie teraz.

– Dlaczego?

– Muszę przejrzeć rzeczy ciotki. Pewnie chciałaby, żebym to ja zrobiła. – Zamyśliła się na chwilę. – To wszystko jest nie tak. Ona zmarła zeszłej nocy, a ja mam przeglądać jej rzeczy… – I dodała cicho: – Nie chcę robić tego dzisiaj.

– A musisz?

– Nie. Znając ciotkę, na pewno zapłaciła czynsz z wyprzedzeniem, dlatego nie muszę jeszcze oddawać kluczy.

– Więc się nie śpiesz. Odpocznij trochę, dojdź do siebie. Jesteś taka mizerna. – Spojrzał na nią z troską.

– Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Bardzo kochałam ciocię Alice…

– Wiem, jakie to dla ciebie trudne. Może uporządkujesz rzeczy pq pogrzebie? Wtedy będzie ci łatwiej.

– Chyba tak zrobię.

– Spędźmy ten dzień ze sobą. Gdzieś cię zabiorę, dobrze? Zgódź się…

Serce jej zamarło.

– Spędzić dzień z tobą? – szepnęła.

– Gdyby nie wydarzenia ostatniej nocy, tak by się właśnie stało.

– Tak… – Spojrzała mu w oczy. – Nie wiem, jak zaplanowałeś ten weekend, ale… ale nie zamierzam iść z tobą do łóżka – wyrzuciła jednym tchem.

Jonah patrzył na jej zaczerwienione policzki i uśmiechał się. Pogłaskał ją delikatnie.

– Kochanie, odmówisz, jak ci to zaproponuję. Poczuła, że znów go nienawidzi.

– Zatem, co planujesz?

– Cokolwiek zechcesz. Pojedziemy na spacer, zjemy lunch, pójdziemy na jarmark. Może wygrasz puszkę fasolki. To jak?

Uśmiechnęła się.

Czy mógłby się we mnie zakochać? – pomyślała smętnie. Przypomniała sobie blondynkę z teatru. Wiedziała, jakie kobiety go pociągają. Równie dobrze mogłaby marzyć o gwiazdce z nieba.

– Wolałabym nie pokazywać się ludziom – zaczęła niepewnie. – Nie najlepiej wyglądam. Mogłabym coś dla nas przygotować.

– Przecież mówiłaś, że nie lubisz gotować.

– Dopisz mi następne kłamstwo. – Uśmiechnęła się lekko. – Chodźmy po zakupy.

Po chwili, gdy szli razem do sklepu, Lydie czuła, że wszystko się zmieniło. Że mogłaby z Jonahem rozmawiać o wszystkim zupełnie szczerze. Tak wspaniale do siebie pasowali, nawet wspólne milczenie sprawiało im przyjemność.

Lunch składał się z pieczonego kurczaka, ziemniaków i warzyw. Gdy pili poobiednią kawę, Jonah spojrzał z uwagą na Lydie i zapytał:

– Mogłabyś mi opowiedzieć o swoich chłopakach? Zdumiała się, po chwili jednak uznała, że to niezły pomysł. Potem zażąda rewanżu.

– Nie było ich zbyt wielu.

– Nie wierzę – zaoponował szczerze.

– Byłam chorobliwie nieśmiała.

– Zawsze byłaś kimś wyjątkowym. – Uśmiechnął się. – Kiedy miałaś szesnaście lat, przyszedłem do twojego ojca po pożyczkę. Musiałaś wiedzieć, dlaczego zjawiłem się u was. Choć byłaś nieśmiała, zaczęłaś ze mną rozmawiać. Chciałaś, żebym się poczuł lepiej.

– Tylko zaproponowałam ci herbatę.

– Byłaś czarująca.

– Och… – Czuła, jak serce zabiło jej mocniej.

– A co z Charliem? – zapytał nieomal jednym tchem.

– O kurczę! – wyrwało się jej. – Miałam do niego zadzwonić. – Była ciekawa, jak poszło mu z Roweną.

– Nieważne… – mruknęła, a by porzucić drażliwy dla Jonaha temat, dodała szybko: – Teraz twoja kolej. Najważniejsze kobiety w twym życiu, no i czy naprawdę już nie polujesz.

– Ciężkie jest życie myśliwego, który wciąż musi ruszać na łowy. Nie zazna taki spokoju.

– Biedaczyna… Naprawdę przeżywałeś tylko krótkie przygody? Nic trwalszego? – dopytywała się.

– Dwa razy próbowałem i dwa razy wszystko zawaliło się z hukiem- Z powodu…

– Kontrowersji na temat wspólnego mieszkania.

– Rozumiem. Samotny myśliwy woli mieć jaskinię tylko dla siebie. Już widzę, jak uciekałeś w popłochu.

– Zachichotała.

Święte słowa. – Popatrzył na nią serdecznie. – Cudownie, gdy się uśmiechasz.

Jonah pomógł Lydie przeczekać najtrudniejsze chwile. Milczał, gdy widział, że tego potrzebuje, lub zabawiał rozmową.

– Słyszałam, że twój ojciec sprzedał rodzinny biznes – powiedziała w pewnej chwili.

– Tak, przed czterema laty. Stało się to, gdy mój brat Rupert założył własną firmę. Ja zrobiłem to trzy lata wcześniej, bo źle mi się pracowało pod okiem ojca.

– Pewnie wybuchła burza w rodzime. – Obiło jej się o uszy, że Ambrose Marriott był człowiekiem bardzo apodyktycznym.

– Ojciec by! tak wściekły, że zerwał ze mną kontakty. Kiedy jednak Rupert również odszedł, ojciec sprzedał cały interes. Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się żadnych pieniędzy.

– Ale w końcu je dostałeś.

– Ojciec, choć choleryk, zawsze był sprawiedliwy wobec nas. Otrzymaliśmy tyle samo.

– Wtedy oddałeś dług mojemu ojcu.

– Oddałbym i tak, ale mogłem to zrobić przed terminem. Wilmotowi zawdzięczam nie tylko kapitał początkowy, dzięki czemu wystartowałem. Twój ojciec jako jedyny uwierzył we mnie, a na to nie ma ceny.

– Dlatego wystawiłeś mi czek… – powiedziała cicho. – Oddam ci co do grosza, całą sumę. Myślałeś już o czymś innym niż miesięczne spłaty?

– Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, Lydie.

– Dług obciąża mnie, ale mój ojciec nie wie o tym, a jest bardzo honorowy.

– Wiem.

– Prawie sprzedał dom i nadal jest gotów to zrobić.

– Chce sprzedać Beamhurst Court?!

– To wszystko, co mu pozostało.

– Ale ten dom jest w waszej rodzinie od zawsze.

– Ojciec wpadł w depresję, nie radzi sobie z myślą, że jest ci winien pieniądze. To moja matka się sprzeciwia sprzedaży.

– Tak bardzo kocha Beamhurst? Jak ty?

– Nie… Chce, by Oliver dostał go w spadku.

– Słyszałem, że twój brat buduje pałac na terenie posiadłości Ward-Watsonów.

– Ma w nosie Beamhurst – rzuciła szorstko.

– Rozumiem… – Jonah zadumał się.

Gdy cisza przedłużała się, Lydie poczuła wyrzuty sumienia. Pewnie Jonaha już znużyła rola dobrego samarytanina.

– Może jesteś zmęczony? Dzięki, bardzo mi pomogłeś, ale jeżeli chcesz, to wracaj do domu – zasugerowała po chwili.

– Lydie, powiedz wprost, tylko szczerze: chcesz zostać sama?

– Nie.

– A więc zaraz pójdziemy na spacer. Gdy wyszli z domu, zapytała:

– Jak to się stało, że za mną jechałeś? Myślałam, że będziesz w drodze do Hertfordshire.

– Miałem coś, do załatwienia niedaleko ciebie. Wiedziałem, że będziesz wyjeżdżać koło szóstej, więc doszedłem do wniosku, iż pokażę ci drogę. Jeszcze raz chcę cię przeprosić za moje zachowanie.

Uśmiechnęła się.

Kiedy przechodzili koło kościoła, Lydie popatrzyła smutno w kierunku ławki, na której odpoczywały z ciotką w czasie wieczornych spacerów. Już nigdy tam nie usiądą.

– Chwila smutku? – zapytał.

– Poczucie winy.

– Chcesz o tym porozmawiać?

– Nie odwiedzałam jej tak często, jak mogłam.

– Zostałaś z nią w sobotę, potem miałaś się z nią zobaczyć w czwartek.

– Byłam u niej od poniedziałku do czwartku. – Nagle się zaczerwieniła. – Zrobiłam coś strasznego, Jonah.

– Zamkną cię za to? – zapytał z uśmiechem, lecz zaraz zorientował się, że sprawa jest naprawdę poważna.

– Nie mogę przestać kłamać. Zanim wzięłam od ciebie czek, nigdy nie kłamałam. A teraz? Najgorsze, że ciebie też wciągnęłam w to bagno.

– Może lepiej powiesz mi o wszystkim – powiedział łagodnie.

– Masz rację… – Milczała przez chwilę. – Umówiłam się z ciotką na czwartek, ale pojechałam do niej już w poniedziałek, bo nie chciałam być w domu. Bałam się, że utonę w tych wszystkich kłamstwach. Dlatego zostałam aż do czwartku.

– Bałaś się wrócić do domu?

– Tak.

– Co się stało?

– Zrobiłam coś strasznego – wydusiła w końcu. – W poniedziałek, kiedy powiedziałam ojcu o twoim telefonie, o tym, że wyjeżdżasz na cały tydzień, był bardzo poruszony. Chce jak najszybciej podpisać jakąś ugodę z tobą, ta sytuacja po prostu go zabija…

– Tak… – mruknął.

– Szepnął, że dłużej nie potrafi już czekać. Wyglądał jak ktoś powalony na deski, zdruzgotany klęską. Nie mogłam tego wytrzymać. Powiedziałam mu, że masz dla niego jakąś bardzo dobrą propozycję.

Spodziewała się wybuchu, lecz Jonah zapytał bardzo łagodnie:

– A jaka to ma być propozycja, Lydie?

– Powiedziałam, że nie podałeś mi żadnych szczegółów… Chciałam tylko, żeby choć na chwilę ojciec przestał się martwić.

– Proszę, powtórz słowo w słowo, co obiecałaś w moim imieniu.

Czuła, jak policzki płoną jej żywym ogniem.

– Tylko tyle, że masz jakąś propozycję. Gdybyś widział ten błysk nadziei w jego oczach…

– I kupił to?

– Wyznał, że gdy zastanawiał się, kto mógłby mu pomóc w tej koszmarnej sytuacji, na myśl przychodziłeś mu tylko ty…

– To wszystko?

– Tak. Ale gdy ojciec zaczaj mnie wypytywać…

– Wolałaś uciec. Rozumiem. Otworzyła drzwi domu.

– Przepraszam, Jonah. Zachowałam się haniebnie. Teraz będę musiała przyznać się do wszystkiego.

Delikatnie dotknął jej ramienia.

– Nic nie mów.

– Wymyśliłeś coś?

– Zostaw to mnie.

Widziała, że nic więcej z niego nie wyciągnie.

– Nie jesteś na mnie wściekły?

– Kłamałaś, by ratować swojego ojca. Co mam ci wybaczać? – Uśmiechnął się czarująco. – Mam szansę na filiżankę herbaty?

Pogawędzili jeszcze jakiś czas, wreszcie Jonah powiedział zdecydowanie:

– Lepiej sobie pójdę, zanim mnie wyrzucisz. – Wstał, odsuwając krzesło.

– Nie wyrzucę cię. – Uśmiechnęła się. – Dzięki za wszystko. Zabrałam ci mnóstwo czasu. – Pomyślała, że pewnie Jonah śpieszy się na randkę.

Gdy byli przy drzwiach, popatrzył w zielone oczy Lydie.

– Nie martw się, obiecuję, że coś wymyślę. Potem pocałował ją, a ona poczuła, iż ugięły się pod nią nogi. Jednak na myśl, że tej nocy będzie obejmował inną kobietę, odepchnęła go lekko.

– Kochanie, poczekaj, aż cię poproszę – szepnął jej w ucho.

– Kochanie, mam nadzieję, że nie poprosisz – odparowała z miejsca.

Jonah wybuchnął śmiechem.

– Uwierz mi, Lydie, będziesz wiedziała bez proszenia. Lydie zaniknęła drzwi, wróciła do pokoju i opadła na krzesło. Jonah pocałował ją, a ona, idiotka, go odepchnęła.

Загрузка...