ROZDZIAŁ CZWARTY

Dziś jest piątek. To była pierwsza myśl, która przyszła Erin do głowy po przebudzeniu. A do tego miała dziś wolne. Cały tydzień czekała na ten moment. Nathan zachowywał się bez zarzutu, choć czuła, że wytwarza się między nimi jakaś nić porozumienia. Trudno było jej uwierzyć, że ten wiecznie uśmiechnięty facet, który zawsze potrafił ją rozbawić, czuły i ciepły, który już nie raz ocierał jej łzy, inteligentny i męski, to ten sam Nathan Chase, o którym wcześniej miała takie złe zdanie. Wytłumaczenie mogło być tylko jedno: istniała jakaś ważna przyczyna, że traktował swoją rodzinę tak, a nie inaczej. Erin zaczęła się zastanawiać, od kogo mogłaby się czegoś dowiedzieć. A może by porozmawiać z samym Nathanem? Może on wszystko jej wyjaśni? Przypomniało się jej, co czuła, gdy przytulał ją do siebie. Szybko naciągnęła kołdrę na głowę. Spędzali razem poranki, paplając beztrosko przy porannej kawie. Potem zazwyczaj patrzyła przez okno, jak Nath wychodzi z domu, idzie do swojego samochodu i odjeżdża. Dokąd, nie wiedziała. Wracał naprawdę późno, ale zawsze zdążyli jeszcze obejrzeć razem wiadomości i trochę pogadać. Starał się zachowywać odpowiedni dystans – był dla niej jak kochający brat. Dzień w dzień wydzwaniali do niego najróżniejsi ludzie, już nie tylko kobiety. Wszyscy mieli jakieś ważne sprawy. Oczywiście, nie miała pojęcia, co robił, gdy go nie było, ale w domu zachowywał się nienagannie. Nie spodziewała się, że będzie go na to stać. Tym bardziej paliła ją ciekawość, jak będą wyglądały te dzisiejsze pertraktacje i czy w ogóle o nich pamiętał.

Nagle coś ją zaintrygowało za oknem. Odsunęła zasłony. Śnieg! Pierwszy śnieg! Aż podskoczyła z radości. Na moment zupełnie zapomniała o Nathanie. Cały ogród i ulica pokryte były świeżym puchem, który ciągle sypał się z nieba.

W zawrotnym tempie zbiegła na dół, wypiła kawę, która na szczęście stała na podgrzewaczu, i rzuciła się do szafy w przedpokoju w poszukiwaniu narciarskiego kombinezonu Sally. Ubrała się ciepło i wyszła na dwór. Było cudownie, zupełnie jak w bajce. Z nieba leciały wielkie płatki śniegu – miękkiego, lekko wilgotnego, wprost idealnego do lepienia bałwana. Spokoju i ciszy nie mącił nawet najlżejszy podmuch wiatru. Po prostu wspaniale! Erin z entuzjazmem małego dziecka zabrała się do pracy i już wkrótce przed domem pojawiła się para wspaniałych śnieżnych postaci, a po chwili dołączyły do niej trzy małe bałwaniątka.

Erin przez kilka minut z wielką satysfakcją obserwowała swoje dzieło, a potem beztrosko pogrążyła się w radosnej zabawie robienia orłów na śniegu. Leżąc na plecach, wpatrywała się w puchate chmurki na niebie, do złudzenia przypominające stado wesołych baranków, gdy usłyszała kroki, a zaraz potem zgrzyt klucza przekręcanego w zamku. Obejrzała się i zobaczyła Nathana, ubranego jak zwykle w czarne dżinsy i skórzaną kurtkę.

– Dzień dobry! – zawołała.

– Hej, co tam się wyprawia? – zapytał ze śmiechem i już po chwili stał obok, patrząc na nią z góry. Wyciągnął rękę. – Masz policzki rumiane jak dziecko, a na rzęsach płatki śniegu – powiedział z zachwytem. – Czym mnie jeszcze zaskoczysz? Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak rozkosznie bawił się na śniegu.

– Spróbuj sam, to wielka frajda!

Ukucnął, by ogrzać jej policzki. Powolnym ruchem przyłożył do nich dłonie, a zaraz potem, nie wiedziała, jak to się stało, poczuła na swoich zmrożonych ustach jego gorące wargi.

– Dzień dobry! – usłyszeli nagle za sobą. – Przepraszam, że przerywam tak romantyczną scenę.

Oboje spojrzeli w stronę podjazdu. Z samochodu wychylała się olśniewająco piękna blondynka.

Nathan wstał bez słowa i podszedł do niej. Rozmawiali tylko krótką chwilę i zaraz potem dziewczyna odjechała.

– Lubisz blondynki, co? – wymamrotała Erin, podnosząc się ze śniegu. Była wściekła. Dlaczego nieznajoma musiała zjawić się akurat w takim momencie? I w ogóle, kim były te wszystkie dziewczyny? Przecież to niemożliwe, żeby miał tyle kochanek!

– Naliczyłam ich już sześć. To już szósta… lala.

– To fakt, że lala, ale nie moja. – Nathan spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. – To już trzecia, którą ostatnio wygryzłaś w pięknym stylu.

– Ja? Przecież to nie ja cię pocałowałam, sam jesteś sobie winien. Nie powiedziałam ani słowa.

– Ale to ty wyglądasz tak ponętnie, tak rozkosznie i seksownie w tym kombinezonie.

Zrobiła zdziwioną minę. Więc wyglądała seksownie? Poczuła satysfakcję. A może stroił sobie z niej żarty?

– Dostrzegam wyraźny brak aureoli u aniołków – zauważył nagle Nathan.

– To nie aniołki, tylko orły – wyjaśniła trochę urażona.

– O, przepraszam. – Uklęknął i dorysował postaciom na śniegu rogi i ogonki. Potem wstał i klasnął w ręce. – Teraz wszystko gra. Co o tym sądzisz? – Wyszczerzył się do niej w uśmiechu.

– Pięknie. – Erin sprawiała wrażenie nieobecnej. – Czy tam, gdzie jesteś, kiedy cię nie ma tutaj, jest jeszcze więcej urodziwych blondynek?

– Prawdę mówiąc, to skończyły mi się wszystkie blondynki. Jestem tu całkiem obcy i skąd teraz wezmę nowe? To ty pozbawiłaś mnie szansy na piękną blond-przewodniczkę, muszę więc zadowolić się pewnym rudzielcem.

– Kupię ci w prezencie mapę okolicy. Nathan roześmiał się.

– Dam ci poprowadzić mój samochód – szepnął podstępnie.

Skąd wiedział o jej sekretnym marzeniu, nie miała pojęcia. Nim się zorientowała, zdążył zrobić pięć potężnych śniegowych kul i stał teraz, patrząc na nią z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem na twarzy. Jego triumf nie trwał jednak długo. Nie spodziewał się ataku. Erin w mgnieniu oka zgarnęła cztery kule i zaczęła uciekać, a po chwili zbombardowała go śnieżkami. Ani razu nie chybiła. Zawsze potrafiła celnie rzucać, co w dzieciństwie uczyniło z niej wroga numer jeden wszystkich chłopaków z sąsiedztwa.

Schowała się za drzewem i prędko zaczęła lepić kolejne śnieżki.

– Jak daleko się jeszcze posuniesz? – zawołał Nathan, robiąc groźną minę. – Ukradłaś mi moje kule! To nieuczciwe!

Kiedy Erin wychyliła się, by rozpocząć kolejny atak, okazało się, że Nathan podszedł bliżej, niż sądziła. Było za późno na ucieczkę. Mimo to odwróciła się i puściła pędem przed siebie. Jednak już po chwili poczuła jego silną dłoń na swoim nadgarstku, a zaraz potem otoczył ją ramionami i szepnął:

– Mam cię, teraz już mi nie uciekniesz.

Powoli, z namaszczeniem Scałował z jej twarzy płatki śniegu. Nagle jej chichot ucichł, a miejsce dziecięcej radości zajęło całkiem inne odczucie. Spojrzała na niego i z czułością odgarnęła mu do tyłu włosy. Uśmiechnął się ciepło.

– Czy przyznasz się wreszcie, że mnie lubisz? – zapytał.

– A co będzie, jeśli to zrobię?

– Jest wiele możliwości – szepnął tuż koło jej ucha. – Można wyjść razem na kolację. Albo… – Zawiesił na chwilę głos, po czym dodał: – Kochać się gorąco na lodowatym śniegu, a potem kurować aż do świąt… – Mówiąc to, pokrywał jej twarz drobnymi pocałunkami. Z jego oczu biło prawdziwe szczęście. Na końcu potarł nosem o jej nos. – Moglibyśmy też wejść do środka i przetrząsnąć nasze ubrania w poszukiwaniu zagubionego śniegu. O Boże, moglibyśmy…

Z błogich marzeń wyrwał ich nagle przejmujący dźwięk klaksonu. Erin, brutalnie przywołana do rzeczywistości, nie wierzyła własnym oczom. Nie wiedziała, jak to się stało, ale rozanielona leżała w śniegu, w który całym swoim ciężarem wgniatał ją Nathan. Nigdy dotąd nie zdarzały się jej takie historie. Jak to się miało do jej planów na przyszłość?

Nathan, wyczuwając zmianę nastroju, zsunął się na bok i przyglądał się jej z zaciekawieniem.

Trudno jej było znieść jego spojrzenie. Coś szarpało ją za serce.

– Więc jak? – zapytał po dłuższej chwili. – Zostaniesz moją przewodniczką? – Wyjął z kieszeni kluczyki i zadzwonił nimi nad jej twarzą. – Podwieziesz mnie teraz do centrum i przyjedziesz po mnie o szóstej, a cały dzień samochód będzie do twojej dyspozycji.

Nie mogła już dłużej w sobie tego dusić, musiała go wreszcie zapytać.

– A co z tymi wszystkimi kobietami? – wypaliła, zanim zdążyła się pohamować.

– Jakimi kobietami?

– No tymi z literą „y” w imieniu, łącznie z tą, co tu przed chwilą była?

– Znowu jesteś zazdrosna?

Tego nie mogła mu darować. Sięgnęła po śnieg i jednym zwinnym ruchem wpakowała mu garść zimnego puchu za koszulę.

Aż go zatkało. Kluczyki wypadły mu z ręki. Prychając i klnąc pod nosem, zaczął wytrząsać śnieg spod ubrania.

– Chyba już na zawsze zostaniesz nieznośną chłopczycą, ale skoro pytasz – przyblokował ją nogą, gdy chciała wstać – to zostań, chętnie ci wyjaśnię. Nigdy nie było żadnego haremu. Ci wszyscy ludzie to moi znajomi i przyjaciele, także kobiety. Oni planują założyć agencję reklamową i prosili mnie o pomoc.

– Chcesz przez to powiedzieć, że nie ma w twoim życiu żadnej blondynki? – Potrzebowała tego potwierdzenia.

– Nie ma – pokręcił głową.

To niedobrze, pomyślała. Co z moimi planami? Musiała przecież myśleć o dziecku.

– Nathan…

– Tak?

Ciepło w jego oczach było nie do zniesienia.

– Nie mogę zmienić moich planów, nie powinnam była cię pytać, to nie moja sprawa. Lepiej nie umawiajmy się na żadne piątkowe negocjacje, to nic nie da – wyjąkała.

Widział jej rozterkę, więc przerwał rozmowę i zaczął szukać w śniegu kluczyków. Po chwili znowu podzwaniał nimi przed jej oczami.

– Zawrzyjmy układ, dziś pożyczam ci samochód, a jutro będziesz moją przewodniczką, zgoda?

– Umowa stoi! – Złapała kluczyki i wsunęła je do kieszeni. Doskonale zdawała sobie sprawę, że za jego na pozór niewinnym uśmieszkiem kryje się jakiś przewrotny plan, ale miałaby nie skorzystać z takiej okazji? Kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze będzie jej dane przejechać się takim samochodem. Nie ma głupich, pomyślała. Zdążył poznać już mój pogląd na sprawę, więc nie powinien robić sobie żadnych nadziei.

Ruszyli w stronę domu. Nagle Nathan przystanął i spojrzał wymownie na rodzinę bałwanów.

– Nieźle, masz zamiar mieć tyle dzieci?

– To się jeszcze zobaczy – odparła wymijająco.

– Dlaczego właściwie nie wyszłaś dotąd za mąż?

– Jakoś tak się ułożyło…

– Nie spotkałaś tego jednego jedynego?

– Nie wierzę w takie rzeczy – ucięła krótko.

– Cyniczna romantyczka?

– Nie jestem romantyczna.

– Oczywiście! Lepisz tu całe rodziny bałwanów, w całym domu palisz pachnące świece, całujesz jak anioł i co? Nie jesteś romantyczna? Chyba nie zamierzasz mieć tej gromadki z byle kim, z pierwszym lepszym, a może i gorszym.

Po co zaczął ten temat? Erin poczuła nagle, że nie może powstrzymać łez. Schyliła nieco głowę, by ukryć je przed Nathanem.

– Daj już spokój, to nie twój problem…

– Nieprawda, dziś mamy piątek.

– Idę się przebrać – oznajmiła. – Zaraz wracam i możemy ruszać.

– Świetnie, ja jeszcze zostanę i porzeźbię sobie trochę w śniegu.

W płaszczu i botkach nie wyglądała już jak dziecko. Poza tym z jej oczu znikł gdzieś bez śladu blask, a na jego miejscu pojawił się smutek.

– No, to jedziemy – zawołała, wychodząc z domu.


Wieczorem, gdy wrócili, była wściekła jak osa. Czy Nathan musiał być tak cholernie szarmancki? Czemu koniecznie chciał namieszać w jej życiu? Wiele razy jadła w tej restauracji, ale jeszcze nigdy nie było tam tak cudownie. To Nathan sprawiał, że czuła się wspaniale. Jego ciepłe spojrzenia, miłe słowa, czułe gesty – to wszystko było nie do zniesienia. Dała się zapędzić w kozi róg i strasznie ją to irytowało.

– Było wspaniale – uśmiechnął się uroczo. – Już dawno nie spędziłem tak cudownego wieczoru.

– Ja też świetnie się bawiłam, ale co do naszej umowy…

– Chcesz ją przedłużyć?

– Właśnie tak.

– W porządku, w takim razie niniejszym zostaje przedłużona do następnego piątku. – Twarda sztuka z tej bibliotekarki, pomyślał, choć musiał przyznać, że miało to swój urok. Na jej twarzy malowały się jednocześnie ulga i zawód. Dzisiejszego wieczoru przeszedł sam siebie. Tak bardzo chciał ją przekonać, że nie jest taki, za jakiego go uważa. Choć do tej pory nigdy nie myślał o małżeństwie czy rodzinie, to jednak wiedział, że przygoda na jedną noc nie wchodzi w rachubę. To by go nie satysfakcjonowało, nie w tym wypadku.

Poszedł do kuchni, a po chwili wrócił z dwoma drinkami. Usiadł obok niej.

– Więc jak to było? – zapytała, kontynuując pogawędkę, którą wcześniej przerwali. – Długo byłeś na tej wyprawie w Chinach?

– Dwa tygodnie w okresie wielkich powodzi, a potem jeszcze tydzień w górach, gdzie z kolei lawiny pogrzebały pod śniegiem całe wsie. – Nastrój wyraźnie mu się pogorszył.

– Jeśli nie masz ochoty o tym rozmawiać, nie musimy. – Erin natychmiast dostrzegła tę zmianę.

– Nie, dlaczego, to żadna tajemnica. Pogoda zupełnie oszalała. To było niesamowite przeżycie. Śnieżyce na przemian z ulewnymi deszczami i burzami.

– Jak mogłeś pracować w takich warunkach?

– Potrafię pracować w każdych warunkach – uśmiechnął się blado. – W końcu to tylko pstrykanie zdjęć i podszczypywanie panienek – dodał nieco sarkastycznie.

– Wybacz, nie chciałam, byś sądził, że nie doceniam twojej pracy. Pewnie zginęło wielu ludzi?

– Nawet bardzo wielu. Lawiny przypominają tornado, miażdżą domy i łamią drzewa jak zapałki. Świat bywa okrutny…

– Bardzo to przeżyłeś…

– Na szczęście byłem tylko widzem, a nie ofiarą. – Nic nie wspomniał o heroicznej walce, jaką toczyli ludzie, by wydostać swoich bliskich pogrzebanych żywcem pod tonami śniegu, o rozpaczy i bezsilności, które odbierały chęć do życia.

– Specjalizujesz się w klęskach żywiołowych?

– Nie tylko. Można powiedzieć, że specjalizuję się w cierpieniu. – Zmusił się do uśmiechu i wzruszył ramionami. – Puste twarze ofiar tortur, szkliste spojrzenia tych, którzy przeżyli kataklizmy, przerażone oczy głodujących dzieci, oto moja praca.

– To musi być bardzo trudne – powiedziała cicho.

– Ach – odrzucił jej współczucie. – Pstrykanie zdjęć ma być trudne? To proste. Żyć pośród gwałtu i tortur, w czasie wojny i głodu, kiedy wszystko zostało ci odebrane – to jest trudne. – Chwycił swoją szklankę i opróżnił ją do dna. Patrząc w sufit i nie do końca kontrolując swoje słowa, ciągnął dalej: – Ja zarabiam na ludzkim cierpieniu. To wszystko, czym się zajmuję. A kiedy już jestem zmęczony i mam dość przygnębiających obrazów, lecę sobie do Hiszpanii, żeby odpocząć.

– Co ty mówisz? Pomagasz o wiele bardziej niż my wszyscy. Opowiadasz światu, co się dzieje gdzieś tam, daleko, podczas gdy my wiedziemy tu spokojne i dostatnie życie.

Zdjął jej rękę ze swego ramienia. Nie chciał współczucia, nawet jeśli pochodziło od niej. Współczucie osłabiało, a on potrzebował teraz siły, by dojść do siebie po ostatniej wyprawie, odzyskać swój drapieżny humor, który umożliwiał wykonywanie tego potwornego zawodu. Milczał. Coś ściskało go za gardło i nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Bezwiednie zacisnął dłonie w pięści i gdyby nie jej czuły dotyk, pewnie zasnąłby w tej pozycji. Tak bardzo był zmęczony.

– Nie powinieneś sobie tego wyrzucać, proszę…

– Co ty możesz o tym wiedzieć, mała bibliotekarko… Nie powinienem? – szepnął. – A kto jest tym zerem, tym głupkiem, który nie przyjechał nawet na pogrzeb własnego ojca i zaniedbuje swoją rodzinę? Czy nie za to mnie znienawidziłaś, zaocznie, że tak powiem?

– Nie nienawidzę cię, nie jesteś tym, za kogo cię miałam. Dziś wiem, że musiałeś mieć swoje powody, a ja nie powinnam cię tak pochopnie oceniać.

– A może to właśnie ty masz rację? Gdybym tak naprawdę chciał, to z pewnością zjawiłbym się tutaj w odpowiednim momencie. To wszystko na ten temat.

Erin wstała i pochyliwszy się nad nim, cmoknęła go w czoło.

– Lepiej będzie, jak się położysz. Powinieneś odpocząć. Dobranoc, Nathan.

Nie chciał, żeby odchodziła, ale nie chciał też jej zatrzymywać. Jak to się stało, że tak nagle jakaś kobieta wkroczyła w jego życie? Subtelnymi pytaniami, delikatnym głosem, rozkoszną niewinnością zawojowała jego serce. Do tej pory z nikim nie rozmawiał o swoich problemach. Nawet sam przed sobą nigdy się nie przyznawał, jak mu to wszystko potwornie doskwiera. Wśród kolegów po fachu słynął wręcz ze swojego czarnego humoru. Nie odsłaniał się nigdy. Skrywał wszelkie emocje, jakby nie miał do nich prawa. Może właśnie dlatego okazywanie uczuć własnej rodzinie wydawało mu się takie banalne? Zresztą już jako dziecko czuł się odrzucony przez bliskich. Najpierw czuł smutek, potem wściekłość, gniew, aż w końcu odizolował się od wszystkich, zabarykadował przed światem. Maska uprzejmej obojętności – to było właściwe rozwiązanie. Nie chciał, by kiedykolwiek powróciły paraliżujące odczucia z tamtych lat. A jednak teraz coś zaczynało go dręczyć i z całą pewnością miało to ścisły związek z uroczą bibliotekarką, która, odkąd ją poznał, nieustannie pojawiała się w jego myślach, wprowadzała nieład i zamieszanie do jego życia. Ku swemu zaskoczeniu chciał od niej tego, czego nigdy nie udało mu się uzyskać od rodziców – bezwarunkowej akceptacji. Przeraziła go ta myśl. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu czegoś mocniejszego, w czym mógłby utopić żal. Skąd nagle u niego takie emocje? Kilka uśmiechów, parę skradzionych pocałunków, czuły dotyk dłoni i jakieś drobne szaleństwo na śniegu, i co? I to powód, by zmieniać całe swoje życie? A może tak wygląda miłość? Ale on nauczył się nie ufać miłości. Doskonale pamiętał, jak matka patrzyła na niego tym niepojętym, obcym wzrokiem, jakby dopiero przed chwilą go zauważyła i zastanawiała się, co właściwie robi w jej życiu. Wstrząsnął nim lodowaty dreszcz. Odsunął od siebie ten przygnębiający obraz. Po cichu wszedł na górę i mimo dręczącej tęsknoty ukrytej gdzieś w głębi serca nawet się nie zatrzymał przed drzwiami Erin.


W weekend znowu pojawiły się bliźnięta, tak więc Erin nie miała na nic czasu. Przez kolejny tydzień także praktycznie się nie widywali. Oboje starali się dostosować do reguł gry, a Nathan zdawał się jej wręcz unikać. Trochę ją to bolało, ale przecież sama tego chciała. Skąd zatem brało się przykre uczucie odrzucenia? Miała wrażenie, że tamtego wieczoru powiedział jej więcej, niżby chciał. Teraz była już pewna, że pod płaszczykiem nonszalancji starannie ukrywał swoje demony.

Nadszedł kolejny piątek, a Erin, zamiast tryskać energią, czuła się rozbita i zmęczona. Niby lubiła swoją pracę, ale tak naprawdę wcale nie marzyła o katalogowaniu książek. Pragnęła coś stworzyć, coś napisać, choćby jakiś artykuł z zakresu antropologii.

Od samego rana męczyła się z komputerem, który dziś był wyjątkowo złośliwy i kapryśny.

– Ktoś do pani, pani Avery.

Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, że to pani Appleton, która przyszła, by ją powiadomić, że zjawił się klient.

– Tylko zajmij się nim jak należy – syknęła przez zęby. – To może być twoja życiowa szansa. Ten facet potrzebuje jakichś pozycji dotyczących rytuałów plemiennych. Powiedziałam, że jesteś naszym ekspertem w tej dziedzinie.

Erin przywołała na twarz profesjonalny uśmiech.

– To lekka przesada. Nie jestem ekspertem, ale postaram się panu pomóc. – Podniosła wzrok na przybysza i zdębiała. Przed nią stał Nathan.

– Co ty tu robisz? – zapytała, gdy pani Appleton zostawiła ich samych.

– Poszukuję informacji – odparł krótko, uśmiechając się przy tym szeroko.

– O rytuałach plemiennych? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Starała się zignorować fakt, że jego widok wywołał w jej głowie całkowity zamęt.

– Oczywiście. A może podejrzewasz mnie, że wymyśliłem sobie taki pretekst tylko po to, żeby cię zobaczyć? – Pochylił się i zniżył głos: – Jeśli mam być szczery, tak właśnie jest, ale nie mów o tym nikomu. – Nagle wyjął z kieszeni notes i powiedział: – Badam zwyczaje plemienne związane z zalotami.

– Co takiego?

– Dziś jest piątek, dzień negocjacji, i muszę wiedzieć, jak poderwać jedną rudą bibliotekarkę, która pewnej nocy, skąpana w poświacie księżyca, z wdziękiem wkroczyła w moje życie.

– Hm… chwileczkę, mówi pan bibliotekarka… – Wystukała coś na klawiaturze komputera. – A więc zaloty… O, bardzo mi przykro, ale komputer nie dysponuje takimi danymi. Niestety, nie będę mogła panu pomóc. Może powinien pan sam napisać taką książkę – dodała z uśmiechem.

– Świetny pomysł! – Śmiech Nathana przyciągnął aprobujący wzrok pani Appleton. – A czy w takim razie dysponowałaby pani dziś po pracy wolnym czasem w celu przeprowadzenia wstępnych badań?

– Co pan ma na myśli?

– O, jeśli chodzi o moje myśli, to zachowują się jak kolejka górska, niełatwo to wyrazić. Mógłbym zaprosić panią na taką przejażdżkę…

To fakt, również ona przy nim zawsze czuła się jak na kolejce górskiej.

– Mam zatem rozumieć, że zabiera mnie pan w środku zimy do parku rozrywki?

– Wiem, że kocha pani zabawy na śniegu…

– Nathan, ale parki rozrywki są zimą nieczynne! – nie wytrzymała w końcu.

– Mylisz się, jeden jest otwarty cały rok, ten obok wielkiego centrum handlowego. To co, dzisiaj czy w weekend?

Widząc jej niezdecydowanie, powiedział:

– W takim razie przyjeżdżam po ciebie dziś o szesnastej.

Pokiwała głową. W końcu w zeszłym tygodniu wszystko poszło gładko, więc dlaczego teraz miałoby coś nie wyjść?


– O rany… – jęknął Nathan, spoglądając w dół. Unosili się wysoko ponad domami, kołysząc się lekko na wietrze.

– Nie mogę wprost uwierzyć, że taki facet jak ty ma lęk wysokości! Naprawdę nigdy jeszcze nie jechałeś kolejką górską? – Rozbawił ją tym i rozczulił.

Pokręcił głową.

Po raz pierwszy miała nad nim przewagę. To było dziwne uczucie.

– Niepotrzebnie zaczęliśmy tak ostro – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie lepiej było iść na jakąś karuzelę?

– Przecież to cudowne uczucie. Jakbyś fruwał ponad chmurami! – zawołała niemal euforycznie. – Nie wierzę, że taki obieżyświat czuje, delikatnie mówiąc, respekt przed zwykłą kolejką górską. Spójrz tylko, jak tu pięknie!

Gdy osiągnęli pierwszą stację, Nathan z ulgą zeskoczył na ziemię. Jego radość prysła jednak natychmiast, gdy spojrzał przed siebie. Trudno było z tego miejsca dostrzec koniec trasy, jaką mieli jeszcze do pokonania. I choć widok zapierał dech w piersiach, Nathan zbladł jeszcze bardziej.

– Daj spokój, to przecież wspaniała zabawa! Jak masz stracha, krzycz. To pomaga, przekonasz się.

Nawet się nie zorientował, gdy znów wylądował w wygodnym foteliku obok słodkiej bibliotekarki. Objął ją mocno ramieniem i poczuł, jak spadają w otchłań.

– Nic nie poszło jak na razie po mojej myśli – powiedział, gdy ku jego wielkiej radości oddalali się już od końcowej stacji kolejki, trzymając się za ręce. – To ty powinnaś szukać schronienia w moich bezpiecznych ramionach. Całkowity niewypał!

Ale jego oczy mówiły coś zupełnie innego. Erin widziała w nich radość i te niebezpieczne chochliki, których powinna się strzec. Przechadzka za rękę też nie należała do bezpiecznych rozwiązań, ale trudno jej było odmówić sobie tej odrobiny czułości.

– Och, nie przesadzaj…

– Nie przesadzam, to prawdziwy nokaut dla mojego ego. Będę musiał zastosować środki specjalne, które sprawią, że nikomu nie piśniesz ani słowa.

– No cóż, jestem gotowa przyjąć jakąś łapówkę. – Spojrzała wymownie na budkę z lodami, obok której właśnie przechodzili. – Poproszę trzy gałki – dodała po chwili, jakby nigdy nic.

– Lody? Zimą?

Poprawiła szalik, zapięła się po samą szyję i powiedziała spokojnie:

– Czekoladowe.

– Tak jest – zasalutował.

Z lodami weszli do pobliskiego namiotu, by chwilę odpocząć.

Potem dłuższy czas włóczyli się jeszcze po parku, aż wreszcie chłód zmusił ich do powrotu.

Gdy jechali samochodem, Erin nie mogła oderwać oczu od silnych dłoni Nathana, spoczywających na kierownicy. Wyobraziła sobie, że dotykają jej włosów, twarzy, piersi, i westchnęła cicho.

– Stało się coś? – zapytał.

– Nie, nic – skłamała.

– No to co, zgoda?

– Ale o co chodzi? – Pochłonięta własnymi myślami, nie usłyszała, o co ją pytał.

– Chciałbym przyrządzić dziś dla ciebie kolację, zgoda?

– Potrafisz gotować? Niesamowite. Powiedz mi zatem, jak to się stało, że nie usidliła cię jeszcze żadna kobieta?

– Nie dałem się! Nie łatwo mnie poskromić.

– Są na to sposoby. Na przykład kocura wystarczy wykastrować i staje się łagodny i potulny jak baranek – powiedziała i parsknęła śmiechem.

– Nie wierzę własnym uszom! Chyba nie sugerujesz, że… No nie, jest w tobie zbyt wiele z damy, byś mogła wpaść na coś podobnego.

Poczuła się nieswojo. Co też jej przyszło do głowy…

– Przepraszam, to był głupi żart.

– Tylko przypadkiem się tym nie przejmuj! – roześmiał się.

– Zawsze za bardzo się przejmuję, to taka moja specjalność.

– Jest w tym coś uroczego – powiedział Nathan i zjechał na pobocze. Odpiął pas i niespodziewanie pochylił się nad nią, by złożyć na jej ustach gorący pocałunek.

Загрузка...