ROZDZIAŁ PIĄTY

Kolacja nie była zbyt wyszukana, ale za to bardzo smaczna. Makaron z tartym serem i kawałkami szynki, a do tego pikantny keczup.

Miło było patrzeć, jak zaaferowany Nathan krząta się po kuchni.

Przy stole rozmowa niespodziewanie zeszła na święta.

– A co będziesz robił później, po Nowym Roku? Nathan nagle wstał i zaczął sprzątać talerze.

– Powiedziałam coś niewłaściwego? Sądziłam, że może masz już jakiś kontrakt…

– Prawdopodobnie wyląduję na drugim końcu świata – odparł z gorzkim uśmiechem. – A mógłbym przecież osiąść gdzieś na stałe i pracować jak wszyscy normalni ludzie.

– A ten biznes reklamowy?

– No właśnie, może coś z tego wyjdzie.

– Sally zapłakałaby się na śmierć. Twierdzi z całym przekonaniem, że jesteś jednym z najlepszych fotografów świata.

– Ach, młodsze siostry zawsze mają skłonności do przesady. – Nieco nerwowo chwycił pilota i włączył telewizor. Dźwięk jednak wyłączył. – Mam wyrobioną pozycję, to fakt, ale wiele rzeczy się zmieniło i jestem już zmęczony takim trybem życia. Może dobrze byłoby zacząć robić coś innego… – Wyłączył telewizor i oparł łokcie o stół. – Pasjonowało mnie życie i historia, która dzieje się dziś. Na ekranie wygląda to jak film, ale dzieje się naprawdę i mogło równie dobrze przytrafić się także mnie. Jednak to nie mnie odebrano bezprawnie dom, pracę, rodzinę… Chciałem to udokumentować, tę niesprawiedliwość dziejową, miałem na tym punkcie obsesję. Wciągnęło mnie jak wir, jakbym był uzależniony, jakby utrwalenie tych wszystkich tragedii na kliszy miało odmienić świat, przerwać pasmo nieszczęść.

Spojrzała na niego. Na jego skroniach pulsowały nabrzmiałe żyły, zaciął usta, a dłonie zacisnął w pięści.

– Zrozumiałem, że to moje szaleństwo tak naprawdę niczego nie zmieni, nikomu w ten sposób nie pomogę. Dlatego… odchodzę.

– Odchodzisz? Jak to? Co masz na myśli? Przecież pracujesz dla wielu agencji…

– Już nie pracuję – wpadł jej w słowo. – Widzisz tu gdzieś kamerę, aparaty, obiektywy? Czuję się tak, jakby po latach ktoś zdjął mi pętlę z szyi.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Nagle zabrakło jej słów. Wpatrywała się w ciemny ekran i milczała przez dłuższą chwilę, sącząc wino.

– I co masz zamiar dalej robić?

Wziął głęboki oddech i wbił oczy w sufit.

– Szczerze? Kiwnęła głową.

– Nie mam zielonego pojęcia. Zawsze chciałem być tylko fotografem. Zatraciłem tożsamość, Erin.

– Ale przecież nie musisz być fotografem wojennym. Jest tyle innych możliwości… – zaprotestowała. – A poza tym, skąd wiesz, że to, czym zająłeś się teraz, nie będzie sprawiać ci przyjemności.

– Może. – Nathan wzruszył ramionami. – Jest wiele dróg… ale jakoś nie do końca sobie wyobrażam, żebym mógł pracować z modelkami. Nie o tym marzyłem. Gdy się zaczęło swoje życie zawodowe od górnej półki, trudno potem zadowolić się czymś poślednim. Praca w agencji reklamowej wydaje mi się całkiem bez wyrazu. – Machnął lekceważąco ręką.

Erin wiedziała, że powiedział już i tak więcej, niż chciał, dała więc spokój.

– Powiedz lepiej coś o sobie – usłyszała po chwili. – Dlaczego jesteś bibliotekarką?

– To nie takie proste. Nie, nie zrozum mnie źle, lubię swoją pracę, ale to nie to, o czym zawsze marzyłam. – Po krótkiej chwili milczenia ciągnęła dalej. – Studiowałam antropologię i marzyłam o pracy badawczej w terenie. To przez tę przeklętą alergię wszystko wzięło w łeb. Zrobiłam więc specjalizację z zachowań współczesnego homo sapiens w mieście. To też bardzo ciekawe – dodała po chwili.

– O co w tym chodzi? – zapytał zaskoczony.

– No wiesz, mowa ciała, która często zdradza to, czego nie chcesz sam powiedzieć, integracja z grupą i tym podobne dziwactwa.

– Mowa ciała, to brzmi interesująco – zamruczał. Zaczerwieniła się. Wciąż nie potrafiła kontrolować własnych reakcji.

– Sam przecież też wiesz coś na ten temat…

– To prawda, przez obiektyw widać znacznie więcej niż gołym okiem. A nie myślałaś nigdy o jakichś szkoleniach?

– Nie, nie nadaję się na nauczyciela. Kocham książki, muszę jednak przyznać – dodała po namyśle – że od czasu do czasu marzy mi się praca, która stawiałaby przede mną większe wyzwania. Mam na myśli jakieś artykuły na temat badań antropologicznych, może kiedyś jakąś książkę…

– A zatem witaj w klubie trzydziestolatków poszukujących swojego miejsca w życiu.

– Zaraz, zaraz, mam dopiero dwadzieścia siedem lat – zaprotestowała, szturchając go łokciem w bok.

– No tak, od trzydziestki dzielą cię jeszcze całe lata świetlne – zaśmiał się. – Dobrze, więc na razie mianuję cię honorowym członkiem tego klubu, no, powiedzmy ze względu na tę zmarszczkę, o tu, pomiędzy brwiami.

– Jaką zmarszczkę? – niemal krzyknęła oburzona.

– No tę, która pojawia się, gdy cię całuję.

– Słucham? Przestań…

– Przykro mi, ale to niemożliwe, bo to jedyna metoda, byś zapomniała, że nie należy się ze mną zadawać. – Pochylił się nad nią i pocałował. Nie był to jednak zwykły pocałunek. Całował ją tak, jakby była jedyną osobą, której pragnął.

Czuła się cudownie w jego objęciach. Mogłaby tak spędzić całe życie.

– Pachniesz mężczyzną – powiedziała po chwili. – A twoje pocałunki…

– Tak? Zmieszała się.

– Są gorące, namiętne, pełne żaru? – zasugerował. Chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać. Kręciło się jej w głowie. Alkohol zrobił swoje.

– Jesteś naprawdę zabawny – powiedziała. Nie mogła oderwać oczu od jego ust. – A poza tym bardzo słodki – dodała, celując palcem w dołeczek na jego policzku.

– Słodki? O, to jest komplement, który każdy mężczyzna chciałby usłyszeć.

– Gdyby mi tak nie szumiało w głowie, pewnie bym ci tego nie powiedziała – zakończyła z uśmiechem.

– To może podzielisz się ze mną jeszcze jakimiś spostrzeżeniami lub może jakąś sprawą, która nie daje ci spokoju?

Spojrzała na niego podejrzliwie.

– Czy ty przypadkiem nie chcesz mnie wykorzystać?

– zapytała zaczepnie.

– A chciałabyś, żebym cię wykorzystał?

Pewnie, że tak, pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos.

– Jeśli masz na myśli negocjacje, to lepiej je odłożyć, bo nie jestem dziś zdolna do podejmowania ważnych decyzji. Dziś jestem tobą oczarowana i z pewnością nie miałabym nic przeciwko temu, by spędzić z tobą tę noc.

– A nie sądzisz, że to wspaniały pomysł?

– Może i tak, ale nie mogę. Bo widzisz… powiedziałabym ci coś, ale to wielki sekret.

– Mnie możesz go zdradzić…

– Niestety nie, o tym nikt nie może wiedzieć. – Ziewnęła. – Strasznie jestem śpiąca.

Nathan pocałował ją w czoło i pomógł jej wstać.

– Idź zatem spać, słodka bibliotekarko, zanim się zgodzisz, bym cię uwiódł.

– Dobrze mówisz, bardzo jesteś miły. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdybyś był grubianinem.

– Skąd wiesz? A może to są właśnie moje sidła?

– Niewykluczone. – Uśmiechnęła się zalotnie, posłała mu całusa i zamknęła za sobą drzwi.


Erin, przerażona, otworzyła oczy. O rany, coś mi się wydaje, że nieźle wczoraj narozrabiałam, przypomniała sobie. Spojrzała na zegarek. Dlaczego budzik zadzwonił, przecież dzisiaj sobota? Chyba zapomniałam go wyłączyć… Trzeba było zakończyć wczoraj picie wina na drugim kieliszku, skarciła się w myślach. Dobrze, że przynajmniej nie wyznałam mu całej prawdy. Zrobiło się jej głupio. Senność minęła bez śladu, mimo że spała zaledwie kilka godzin. Tak, była zdenerwowana, bo ostatnio zawodziła samą siebie. Jak mogła dopuścić do takiej sytuacji, przecież brakowało naprawdę niewiele, a jej misterny plan wziąłby w łeb. Odkąd Nathan pojawił się na horyzoncie, w jej życiu zapanował kompletny chaos.

Postanowiła zejść na dół. Nath brał właśnie prysznic, a jego pościel leżała rozrzucona na łóżku. Zacisnęła oczy, by odepchnąć od siebie pokusy czyhające na nią w każdym kącie tego domu. Ale to nic nie dało. Wciąż widziała Nathana stojącego pod prysznicem w świetle księżyca. I co gorsze, on faktycznie tam stał i woda faktycznie spływała wzdłuż jego muskularnego ciała, docierając do każdego zakamarka. Mogłaby przecież zakraść się do łazienki po kryjomu, stanąć tuż za nim, nawet w koszuli nocnej, objąć go i przytulić się do jego wilgotnego, rozgrzanego ciała. I jej ręce mogłyby, tak jak woda, poczuć jego napiętą skórę. Rozmyślała o tym, siedząc w kuchni na krześle. Zupełnie zapomniała, że zeszła, by zaparzyć kawę. Ciekawe, jak zachowałby się w takiej sytuacji? Jeśli jej plan miałby się powieść, nie mógłby odwrócić się w nieodpowiedniej chwili ani zrobić niczego, co by ją spłoszyło. Nie mógłby też na nią spojrzeć tymi swoimi zielonymi oczami, bo zaraz zmiękłyby jej kolana. A co by było, gdyby objął ją silnymi ramionami i wciągnął do siebie pod prysznic? Jej koszula nasiąkłaby wodą, nie pozostawiając już żadnych niedomówień co do kształtów jej ciała. Albo gdyby sięgnął po mydło i zacząłby ją namydlać? Potem pewnie zdjąłby z niej mokrą koszulę, a ich nagie, rozgrzane ciała przylgnęłyby do siebie i…

– Witaj, piękna bibliotekarko! Głos Nathana wyrwał ją z marzeń.

– Cześć – powiedziała zmieszana.

– Jakiś kac? Co to za wypieki?

– O raju, zapomniałam, po co tu przyszłam. – Zerwała się na równe nogi i zabrała za mielenie kawy.

To jasne, że wiedział, o czym myślała. Wystarczyło na nią spojrzeć, a wszystko było oczywiste. Trzęsły się jej ręce i czuła, że jest czerwona jak burak. Minęła dłuższa chwila, nim się pozbierała.

– Nie, nie mam kaca – odparła w końcu, spoglądając mu wreszcie w oczy. – Po prostu jestem trochę nieprzytomna, bo zapomniałam wyłączyć budzik. – Musiała odwrócić wzrok. Nathan wyglądał dokładnie tak jak w jej marzeniach. No, może z tą drobną różnicą, że teraz był ubrany. Czarne dżinsy, jak zwykle, czarny, robiony na drutach golf, podciągnięte rękawy – widok zapierający dech. Boże, gdyby podszedł teraz do mnie, nie mam pojęcia, co bym zrobiła, pomyślała ze strachem. Gdybym poczuła jego zapach i usta, byłby koniec… Nie, żadnych więcej fantazji, zbeształa się w duchu. Koniec z tym, koniec i już.

– Coś jest nie tak? – zapytał.

W tym momencie zdała sobie sprawę, że stoi z zaciśniętymi oczami i za wszelką cenę próbuje odsunąć od siebie natrętne myśli.

Wystarczył jeden rzut oka, i naprawdę nietrudno było odgadnąć, co się z nią dzieje.

– Nie, dlaczego, wszystko w porządku. – Podniosła do ust kubek z kawą, zapominając, że jest bardzo gorąca. Aż ją zemdliło, ale udawała, że nic się nie stało.

Teraz jedyny ratunek to kofeina, i to w dużych ilościach. Tylko tak uda mi się wydostać z tej krainy fantazji.

– Tak naprawdę nigdy nie byłam dostatecznie wstawiona, by mieć potem kaca. Ale nawet mała ilość alkoholu działa na mnie ogłupiająco, jak wczoraj, a potem dopada mnie na ogół senność.

– Nie powiedziałbym wcale, że robisz się głupiutka. Zastanawiałem się nad tym, co powiedziałaś wczoraj wieczorem…

– Doprawdy? – Więc jednak rozmyślał o jej sekrecie, a miała nadzieję, że nie zwrócił uwagi na jej słowa.

– No, i mam dla ciebie pewną propozycję…

– Propozycję?

– Myślę, że powinniśmy napisać razem książkę.

– Książkę? My?

– Tak, my, książkę. Natchnęło mnie, gdy opowiadałaś o zachowaniach ludzi w grupie… homo sapiens w mieście, pamiętasz?

Kiwnęła głową.

– No właśnie. Twoje badania antropologiczne i moje fotografie, to byłoby wyzwanie dla nas obojga.

Dłuższy czas opowiadał o tym, jak to sobie wyobraża, aż zaczęła się zastanawiać, kiedy zdążył wszystko tak dokładnie przemyśleć. Zadziwił ją.

– I co o tym sądzisz, urocza bibliotekarko? – zapytał wreszcie.

To brzmiało jak bajka, jak oferta, która spada człowiekowi z nieba tylko raz w życiu; jak początek nowej drogi. Ale jak długo zamierzał tu zostać? Przecież napisanie takiej książki zajęłoby im mnóstwo czasu. Miała tysiące pytań, jednak wrodzona ostrożność powstrzymywała ją przed wypowiadaniem ich na głos.

– Pomysł jest świetny, ale jak miałaby wyglądać realizacja? Jak to sobie wyobrażasz?

– To całkiem proste. Książka powstanie w wyniku naszej wspólnej pracy. To znaczy, najpierw powinniśmy wszystko obgadać, ustalić, o co nam chodzi, czego szukamy, co bierzemy na warsztat, a potem razem spróbowalibyśmy to jakoś połączyć.

Razem? Mieliby więc krok po kroku wszystko robić razem? To duży problem. Z jednej strony pomysł był genialny i spełniłby wielkie marzenie Erin, ale z drugiej, na samą myśl o tak ścisłej współpracy z Nathanem ogarniała ją prawdziwa panika. Dzień w dzień z nim? I jak miałaby się ustrzec przed jego czarodziejskim spojrzeniem? Jak zrobić, by znikły wizje i marzenia, które ostatnio, nawet wbrew sobie samej, mogła snuć bez końca?

– Miałeś przecież stąd wkrótce wyjechać, a taki projekt zabierze sporo czasu…

– Jeszcze nie wiem, co zrobię, czy wyjadę i dokąd. Znalazłem się na dość ostrym życiowym zakręcie… Myślałem, że mógłbym kupić gdzieś w okolicy dom i osiąść tu na stałe. Sama mówiłaś, że powinienem być blisko rodziny, a rodzinę mam właśnie tu.

Poczuła, jak coś ściska ją za gardło, a serce zaczyna walić jak młot. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.

– Chcesz się osiedlić w Maine? – wydusiła w końcu.

– Na dobre? – Dlaczego chciał koniecznie pokrzyżować jej plany, które łączyły się ściśle z jego wyjazdem. Czy życie musiało być aż tak skomplikowane? I dlaczego, gdy wypowiadał ostatnie słowa, poczuła ten zniewalający dreszcz szczęścia?

– Na razie jeszcze nic nie zdecydowałem – dodał szybko, widząc na jej twarzy przerażenie.

– Sally byłaby zachwycona – wykrztusiła.

– Ale ty nie wyglądasz na szczęśliwą.

– Ja…? W tej sprawie moja opinia w ogóle się nie liczy – wybrnęła jakoś.

– Dla mnie tak. Dlaczego nie chcesz, żebym tu został?

– zapytał wprost.

Nie przestrzegał zasad. Nie wolno mu było stawiać takich pytań. Zawarli przecież umowę…

– Przyznaj się, zwyczajnie się boisz, prawda? Sama myśl o tym, że mógłbym mieszkać niedaleko i kręcić się w pobliżu, napawa cię przerażeniem.

Znalazła się nagle w potrzasku. Takie zbliżenie z nim oznaczało koniec niezależności, wiedziała to na pewno. Najrozsądniej byłoby więc natychmiast odrzucić propozycję współpracy. Ale jak to zrobić, kiedy pokusa była tak wielka? Marzyła o tym, marzyła już od lat, a w dodatku trafiał się jej wzięty fotograf o nadzwyczajnej reputacji. Z pewnością nie mieliby trudności ze znalezieniem wydawcy. Mogliby przeanalizować całą złożoność współczesnego społeczeństwa, relacje między ludźmi zarówno w pracy, jak i w rodzinie. Pokusić się o analizę socjologiczną wybranych miejsc, choćby na przykład centrów handlowych, pasaży czy blokowisk. Możliwości było nieskończenie wiele.

– To świetny pomysł i naprawdę chętnie podjęłabym wyzwanie, ale nie dziw się, że mam pewne obawy…

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę – powiedział, widząc iskrę, która zapaliła się w jej oczach. Sięgnął po długopis i bloczek i podał je Erin. Trzeba kuć żelazo póki gorące, pomyślał. Wspólny projekt to doskonała okazja, by lepiej się poznali. Poza tym był przekonany, że to niepowtarzalna szansa na radykalne zmiany w życiu. A może uda im się zawojować rynek, kto wie?

Erin natychmiast przystąpiła do sporządzania planu działania. Skrzętnie zapisywała pomysły, którymi sypała jak z rękawa. Była niezwykle podekscytowana, paplała niemal bez przerwy, nie mogąc powstrzymać potoku słów. Wkrótce i Nathan zaraził się jej entuzjazmem.

– Wiesz co, a może już teraz spróbujemy się nieco rozejrzeć? Zobaczymy, co uda się nam załatwić od ręki – zaproponował.

W odpowiedzi ujrzał szeroki uśmiech na twarzy Erin.

Cały weekend jeździli po Portlandzie, rozmawiali z różnymi ludźmi, opowiadali o swoich pomysłach i robili zdjęcia.

W niedzielę wieczorem zdjęcia były gotowe. Rozłożyli je na stole i stali nad nimi, próbując dokonać wstępnej selekcji i dopasować do nich notatki sporządzone przez Erin.

– Jesteś genialny! Wciąż nie rozumiem, jak ci się udało przekształcić łazienkę Sally w ciemnię fotograficzną, ale wiem, że to absolutnie genialny pomysł. Nie mogłam się już doczekać, żeby zobaczyć te zdjęcia.

– Wiesz – spojrzał na nią poważnie – to był naprawdę wspaniały weekend, Erin. Myślę, że odwalamy kawał dobrej roboty i ani Sally, ani Thomas nie będą nam mieli za złe tej czerwonej lampki w swojej łazience.

Jego piękne oczy zawsze wywoływały w niej niepokój. Stała przez moment jak zahipnotyzowana i nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Chodź ze mną. – Podszedł bliżej i ujął ją za rękę. Przeszli do salonu. Cudownie było czuć na sobie jego gorące spojrzenie i słyszeć czuły szept:

– Nadal uważasz, że jestem słodki?

Wprawdzie nie odpowiedziała, ale wyraźnie było widać, że nie zmieniła zdania. Choćby chciała, nie potrafiła mu się oprzeć ani odmówić sobie cudownych chwil spędzonych w jego objęciach. A wszystko z powodu tych nieziemskich oczu i długich rzęs.

Pokiwała głową. Siedzieli jakiś czas na sofie, wpatrując się w siebie, aż wreszcie Nathan zapytał:

– Wystarczająco słodki, by mnie pocałować?

– Ale dziś przecież nie piątek – powiedziała niepewnie, przypominając o tym bardziej sobie niż jemu. Najchętniej uciekłaby z pokoju, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.

Już bez słowa położył głowę na jej kolanach, a dłoń Erin bezwiednie powędrowała w kierunku jego włosów.

– A nie moglibyśmy już dziś wrócić do naszych negocjacji? – odezwał się po chwili i objął ją czule.

Zadrżała, a jej ciało zalała fala ciepła.

– Dlaczego każda nasza wieczorna rozmowa kończy się tym samym?

– Czyli czym? – zapytał, udając, że nie rozumie, o co chodzi.

– Taką bliskością…

– Bo bardzo cię lubię, słodka bibliotekarko. – Przyciągnął ją do siebie, a ich usta połączyły się w gorącym pocałunku.


Lot numer 1532 z Aten, godzina 6.30, 2 grudnia.

Erin wpatrywała się w swój notes Za dwa dni wracają Thomas i Sally. Tyle miała biegania, że nawet się nie spostrzegła, kiedy minął ten ostatni tydzień. Nathan prawie co dzień podwoził ją do pracy, a potem odbierał, czego naturalnie nie omieszkała skomentować nawet pani Appleton. Erin starała się jednak nie reagować w żaden sposób na jej uwagi, zwłaszcza że wcale nie były takie dalekie od prawdy. Spędzała z Nathanem niemal każdą wolną chwilę. Po południu kursowali po mieście w poszukiwaniu interesujących miejsc i sytuacji, które pasowałyby do ich projektu.

Za to wieczory stawały się z dnia na dzień coraz bardziej ryzykowne i stawiały pod poważnym znakiem zapytania dotychczasowe, niezłomne postanowienia. Ramiona Nathana przyciągały ją niczym magnes i było jej coraz trudniej rozstać się z nim przed snem, zwłaszcza że wiedziała, iż wystarczy przejść zaledwie kilka kroków, by znowu cieszyć się wzajemną bliskością. Nie potrafiła sobie tego odmówić. Przy Nathanie emocje zawsze brały w niej górę nad rozsądkiem. W głowie miała mętlik i mieszaninę sprzecznych uczuć. Nie za bardzo potrafiła sobie z tym poradzić. Co gorsza, przestawała już rozumieć, dlaczego właściwie koniecznie starała się trzymać go na dystans. W tej sytuacji wszystkie jej plany brały w łeb, a przecież już za siedem tygodni miała wyznaczony termin w klinice. Kiedyś ten czas wydałby się jej wiecznością, a dziś miała wrażenie, że to tuż-tuż.

Ciekawe, co powiedziałby Nathan, gdyby się dowiedział, że jestem w ciąży, pomyślała. Doskonale wie, że nie jestem związana z żadnym mężczyzną, więc z pewnością nie kupiłby historyjki o przelotnej przygodzie z jakimś przystojniakiem. Ale przecież już za dwa dni, gdy przyjedzie Tom z żoną, wszystko się skończy. Wrócę do dawnego trybu życia. Gdy już znajdę się z dala od czarodziejskiej aury Nathana, z pewnością odzyskam całkowitą jasność myślenia, pocieszała się. Nie wolno mi się teraz zakochać, co najwyżej może połączyć nas książka, nad którą mamy wspólnie pracować. Gdyby nie to, z pewnością bardzo szybko wymazałby mnie z pamięci, a ja jeszcze długo bym cierpiała, gotowa zmienić dla niego wszystkie życiowe plany. Tak to bywa z facetami. Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, już niedługo się rozstaniemy i znowu będę myślami wyłącznie przy moim dziecku. Z Nathanem połączą mnie jedynie sprawy czysto zawodowe. Żadnych awantur i wyrzutów, tylko spokój i opanowanie, postanowiła. Nie wolno mi dopuścić do tego, by Tom i Sally zaczęli coś podejrzewać. Wówczas szybko doszliby do wniosku, że to dziecko Nathana i jeszcze zechcieliby nas nakłaniać do małżeństwa. Nie wiadomo, czym by się to skończyło, może nawet i rozbiciem rodziny, bo każdy czułby się w obowiązku wziąć stronę swojego rodzeństwa. Zamyśliła się na chwilę. Ale po co ja tu roztaczam takie wizje, jakby zbliżał się koniec świata? Po co ta panika? Nathan przez cały czas dobrze się bawi, a przecież ja nigdy nie dawałam mu odczuć, że może liczyć na coś więcej. Wręcz przeciwnie, nieustannie podkreślałam, że nie chcę i nie mogę się z nikim wiązać. W sobotę rano pojedziemy razem po Thomasa i Sally. W drodze na lotnisko wszystko mu wyjaśnię. Nie będzie miał czasu, by robić mi sceny albo czynić wyrzuty, zwłaszcza że wracać będziemy już w towarzystwie. Wkrótce potem, może nawet jeszcze tego samego dnia, wyprowadzę się i cała sprawa przycichnie. Tak, to doskonały pomysł.

Erin była zadowolona ze swojego planu i jeszcze tylko projekt napisania wspólnej książki stanowił dla niej pewien problem. Wiedziała jednak, że i z tym się upora.

Загрузка...