– Wyjeżdżasz!? – Właściwie wcale nie była zaskoczona, tylko ten okropny ból, który przeszył jej ciało, wprawił ją w zadziwienie. Kilka dni… Dała się oszukać.
– Tak, do Ameryki Południowej. Doszło tam do zaostrzenia sytuacji politycznej, w każdej chwili może wybuchnąć wojna domowa. Nie mogę odrzucić tej propozycji, ale wkrótce wrócę, obiecuję.
Erin skinęła potakująco głową. To jasne, wróci prędzej czy później, ale już nie do niej. A więc ta noc była jedna, jedyna. I dobrze, tak widocznie miało być. Ból minie, a życie będzie toczyć się dalej.
– Wiem, co myślisz, ale ja wrócę.
– Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań, myśl raczej o Sally. To fakt, że chciałam spędzić z tobą kilka dni, ale jeśli to niemożliwe, trudno.
– Nie mów tak, jakby to był koniec. Jest nam razem zbyt dobrze…
– Grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? – zaniepokoiła się nagle.
– Nie większe niż zwykle.
– To nie brzmi pocieszająco.
– Będę z powrotem za niecałe trzy tygodnie. Czy mogłabyś w tym czasie pomyśleć poważnie o nas i o naszym dziecku? Chyba nie jestem gorszy od jakiegoś anonimowego dawcy bez twarzy?
– Gdybym miała wybrać ojca dla mojego dziecka, bez wątpienia zostałbyś nim ty, ale każde z nas chodzi swoimi drogami. Skuci więzami, nie czulibyśmy się szczęśliwi i ono też nie. Dlatego powinno należeć tylko do mnie.
– Mimo wszystko przemyśl to, Erin, a gdy wrócę…
– Nie mam o czym myśleć.
– Proszę. – Potrząsnął nią lekko – Nie rób mi tego teraz, obiecaj, że porozmawiamy po moim powrocie. Muszę już iść, czekają na mnie.
– W porządku.
Widział w jej oczach cierpienie.
– Nie martw się, wszystko będzie dobrze, znam tę okolicę i jadę tam ze starym, wypróbowanym przyjacielem. Jeśli tylko będę mógł, zadzwonię do ciebie.
Ubrał się prędko i wsunął do torby aparat fotograficzny. Był wściekły, że musi zostawić Erin w takim stanie. Wciąż stała na środku pokoju, owinięta w ręcznik. Z kamienną twarzą czekała, aż wyjdzie, jakby nie miała go już nigdy więcej zobaczyć.
Objął ją i przytulił, ale nie odwzajemniła uścisku.
– Proszę cię, spójrz na mnie – szepnął. Jej oczy błyszczały od łez.
– Erin, czekaj na mnie. – Czemu czas im nie sprzyjał? Dlaczego musiał się z nią teraz rozstawać?
– Wiem, że się spieszysz, więc idź już – powiedziała, z trudem powstrzymując łzy.
Ucałował ją, zarzucił na ramię torbę i ruszył do wyjścia.
Chciała zatrzasnąć za nim drzwi, chciała je kopnąć z całej siły. Zamachnęła się i upadła na podłogę.
Nathan natychmiast zawrócił, podniósł ją i posadził na sofie.
– Powiedziałem, że wrócę, zaufaj mi. – Pocałował ją jeszcze raz i dodał: – I będziemy mieli dziecko. My będziemy mieli dziecko, nasze dziecko: twoje i moje.
Po jej policzkach potoczyły się ciężkie łzy. Przytuliła się do niego i desperacko go pocałowała. Odwzajemnił pocałunek, ale czas był nieubłagany.
– Uważaj na siebie, proszę – szepnęła. Wstała i pociągnęła go za rękę do góry. – A teraz już idź.
– Będzie mi ciebie brakowało, ja… – zawahał się. – Bardzo wiele dla mnie znaczysz. – Odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Z powrotem usiadła na sofie, podciągnęła kolana i objęła je ramionami. Kiedyś już tak było, kiedyś już to przeżyła. Jeszcze na studiach. Jej chłopak wyjechał i obiecywał, że wróci. Nigdy więcej go nie zobaczyła. Nath też nie wróci. To dla niego najlepsze wyjście, by zachować twarz. Jego duma z pewnością bardzo cierpiała, gdy ona tak bezkompromisowo odrzuciła jego propozycję. A więc ten etap swego życia musi uznać za zamknięty, a czas spędzony z Nathanem zatrzymać jako cenne wspomnienie. Wstała i poszła do sypialni. Wzięła do ręki notes i zaczęła liczyć. Pozostało jeszcze dziewiętnaście dni do wizyty w klinice. Tylko dziewiętnaście dni, a potem jej życie nabierze całkiem innego blasku.
W dwa tygodnie później Erin siedziała ze swoją siostrą bliźniaczką w restauracji. Nathan nie zadzwonił. Wysłał jedynie do Sally wiadomość, że będzie poza zasięgiem. Erin unikała rozmów na temat tego, co zaszło między nią a Nathem w czasie świąt. Czuła się samotna i niezrozumiana. Potrzebowała czyjegoś wsparcia.
– Poproszę dużego hamburgera – zwróciła się Erika do kelnera. – Dasz mi parę frytek?
Erin odsunęła od siebie plastikowy talerz.
– Proszę, zjedz wszystkie, i tak nie mam na nie ochoty. – Postanowiła powiedzieć dziś o swych planach siostrze. Może zechce jej towarzyszyć podczas zabiegu w klinice. Komuś musiała zaufać. – Będę miała dziecko.
Erika aż się zakrztusiła.
– Jesteś w ciąży? – wykrzyknęła.
Kilka głów odwróciło się w ich kierunku.
– Urodzisz Nathanowi dziecko? O rany, siostrzyczko, tak się cieszę! To naprawdę wspaniały facet, lepiej nie mogłaś trafić. Na kiedy masz termin?
– To nie będzie dziecko Nathana i proszę, nie krzycz tak. Nie chcę, by wiedziało o tym całe miasto.
– Nie Nathana? – szepnęła. – Jak to wyjaśnisz? Miałaś dwóch facetów naraz? Ty?
Przy stoliku obok zapanowała cisza.
– Wychodzimy – wycedziła Erin przez zęby. – I ani słowa więcej.
Erika dosłownie biegła za nią do samochodu. Gdy obie siedziały już w środku, Erin powiedziała:
– Nie jestem jeszcze w ciąży, ale mam zamiar poddać się zabiegowi sztucznego zapłodnienia. Tylko ja będę miała prawa do dziecka.
– A co z nim? Nie kochasz go?
– Kocham i on chce dziecka, ale nie mogę tak komplikować sobie życia. Przejdzie mi.
– Chce mieć z tobą dziecko? On cię kocha, nie bądź głupia, nawet ja to widzę!
– Od kiedy jesteś taka romantyczna? – Erin spojrzała na siostrę podejrzliwie.
– Zerwaliście ze sobą? – spytała Erika.
– Nie, musiał wyjechać – wyjaśniła Erin. – Ten związek nie ma szans. Nath niby obiecał, że wróci, ale ja wiem, że nie wróci, a nawet jeżeli, to na pewno nie na zawsze. Nigdy się nie ustatkuje.
– Zobaczysz, wróci…
– Skąd możesz to wiedzieć, przecież wcale go nie znasz. Zresztą to i tak nie ma znaczenia, nie chcę się z nikim wiązać.
– Jesteś tego absolutnie pewna? A co będzie, gdy wróci, kiedy będziesz już w ciąży?
– W ciągu kilku ostatnich lat był tu tylko ten jeden raz, na pewno nie wróci. Zna moje plany, wie, co sądzę o jego trybie życia.
– Erin, wybacz, ale to czyste szaleństwo! Proszę cię, błagam, nie rób tego. Czy pozwolisz, by nasi starzy i tamten nędzny studencik zmarnowali ci życie? Jeśli tylko kochasz Nathana, nie odpychaj go, to byłoby idiotyczne! Daj mu szansę…
– Myśl, co chcesz, i tak to zrobię. Zresztą Nathan nigdy nie mówił, że mnie kocha. Chce po prostu, by to było jego dziecko. Zapomnij o wszystkim, a teraz odwieź mnie już do domu, proszę.
– Kiedy to ma nastąpić? – zapytała Erika dopiero wtedy, gdy dojechały na miejsce.
– W piątek. Już za pięć dni będę w ciąży, choć niby nie ma gwarancji, że uda się za pierwszym razem.
– Chcesz, żebym pojechała z tobą? Erin uśmiechnęła się.
– Miło z twojej strony, że mi to proponujesz.
– Generalnie nie mam nic przeciwko temu, ale kiedy znalazłaś takiego faceta, to nonsens. – Coraz głośniej bębniła palcami o kierownicę.
– Nic już nie mów, wszystko postanowione.
– Nie mam do ciebie siły. Już dobrze, pojadę tam z tobą. O której?
Zaterkotał budzik. Erin otworzyła oczy. Pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, to że dziś będzie nosić już w sobie swoje dziecko. Nie Nathana. Przypomniała sobie chłodne, sterylne wnętrza kliniki i przeszył ją dreszcz. To jednak zupełnie co innego niż silne ramiona Nathana. Zrobiło się jej niedobrze. Wstała z łóżka i pobiegła do łazienki. Była blada jak ściana. Trochę za wcześnie na poranne mdłości, pomyślała. Zmusiła się, by zjeść śniadanie, starając się odepchnąć od siebie wszystkie złe myśli. Gdy była gotowa do wyjścia, zadzwoniła do siostry.
Kiedy dojeżdżały do instytutu, trzęsła się jak galareta. Za godzinę będzie już po wszystkim, powtarzała raz po raz w myślach, chcąc dodać sobie otuchy.
– Mogłabyś jechać trochę szybciej – zwróciła się do Eriki. – Za dziesięć minut mam wizytę.
Erika mruknęła coś o zakorkowanych ulicach i zmieniła temat.
– Miałaś jakieś wieści od Natha?
Jeden rzut oka na siostrę wystarczył za każdą odpowiedź. Włączyła radio, chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
– Witam panie – powiedziała uprzejmie Rachel. – W czym mogę pomóc?
– Nazywam się Erin Avery. Mam umówioną wizytę na dziesiątą.
– Zgadza się, pani Avery, proszę chwilę zaczekać, zaraz panią zawołam.
Erin rzuciła siostrze ukradkowe spojrzenie, pełne strachu i obaw.
– To tylko prosty zabieg, prawda? Wszystko będzie w porządku? – zapytała ją, jakby chciała przekonać samą siebie, że nie ma się czego bać.
Erika jednak milczała.
Po co ją o cokolwiek pytam, i tak ma inne zdanie. Jest po stronie Nathana, pomyślała Erin. Była jednak bardzo wdzięczna siostrze, że przynajmniej zdecydowała się jej towarzyszyć.
Na stole w poczekalni leżał cały plik broszurek informacyjnych, dokładnie takich jak ta, która wypadła Erin tamtego ranka z kieszeni płaszcza. Powróciły wspomnienia i znowu zrobiło się jej niedobrze. Na domiar złego do poczekalni wszedł w tym samym momencie młody mężczyzna. Wlepiła w niego wzrok, choć wiedziała, że to bardzo niestosowne. A może to właśnie ojciec mojego dziecka, pomyślała z przerażeniem. Po chwili dosiadła się do niego jakaś młoda kobieta i Erin odetchnęła z ulgą.
– Pani Erin Avery – usłyszała nagle przez głośnik. Wstała i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały czas trzymała siostrę kurczowo za rękę.
– Erin…
– Co?
– Erin, czy ty naprawdę jesteś tego absolutnie pewna? Może poczekaj z tym jeszcze trochę…
– Poczekać, ale na co? Aż pojawi się książę z bajki? I kto to mówi? – syknęła przez zęby i wyrwała dłoń z uścisku siostry. Miała tego wszystkiego powyżej uszu.
– Wychodzę za mąż…
– Za mąż? – powtórzyła jak echo. – Ty? Erika kiwnęła głową.
– Richard poprosił mnie o rękę i zgodziłam się. Kochamy się… tak jak wy. Nawet jeśli Nath jeszcze ci tego nie powiedział, z pewnością tak właśnie jest. Wstrzymaj się, proszę cię, to nie jest dobry moment na taką decyzję.
– Pani Avery? – W poczekalni pojawiła się Rachel.
– Już idę – powiedziała Erin i zdecydowanie ruszyła przed siebie.
W gabinecie czekała na nią doktor Roser. Zadała jej kilka standardowych pytań, a potem poprosiła, by przygotowała się do zabiegu. Erin, wdzięczna losowi, że choć na moment została sama, weszła za parawan i wzięła kilka głębokich oddechów. Więc Erika wychodzi za mąż, tego by się naprawdę nigdy nie spodziewała. I co gorsza miała rację w tym, co przed chwilą powiedziała. Ale skoro raz już postanowiła i stała teraz tu, w gabinecie, bez sensu byłoby odwlekać wszystko w czasie i raz jeszcze przeżywać ten horror od początku. Włożyła białą, sterylną koszulę i wyszła zza parawanu. Jej oczom ukazał się spory wózek ze sprzętem przygotowanym do zabiegu. Zrobiło się jej niedobrze, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Doktor Roser uśmiechnęła się ciepło i wskazała ręką leżankę.
– Proszę bardzo, zapraszam.
Nogi miała jak z waty, ale wykonała polecenie lekarki. Dziecko, moje dziecko… Ta wizja dawała jej siłę i wiarę, że wszystko będzie dobrze. Małe, słodkie maleństwo… o ślicznych zielonych oczach… Nagle ogarnął ją paniczny lęk. Nie miała żadnej pewności, że jej dziecko będzie miało zielone oczy, żaden z dawców nie miał zielonych oczu. Przerażona usiadła na leżance, a z jej piersi wyrwał się krzyk:
– Nie!
Doktor Roser podeszła do niej i z niepokojem w głosie zapytała:
– Co się dzieje, pani Avery? Może jest pani zimno?
– Zimno? – powtórzyła, a zaraz potem wybuchła płaczem. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Nie mogła tego zrobić, nie teraz, kiedy tak bardzo kochała Nathana. – Nie mogę tego zrobić, nie teraz, przepraszam, pani doktor. Mam przed oczami obraz małego dzidziusia z zielonymi oczami – zaszlochała.
– Rozumiem – pokiwała głową lekarka. – Proszę zatem poczekać, aż będzie pani całkowicie pewna.
– Ale ja przecież byłam pewna, tylko te zielone oczy… Żaden dawca nie ma zielonych oczu.
– Nie sądzę, by to rozwiązało pani problem. Wydaje mi się, że ma pani na myśli całkiem konkretnego mężczyznę, czy tak, pani Avery?
Erin rozpaczliwie przytaknęła skinieniem głowy.
– Ale on nie chce mieć dzieci…
– Chce…
– A zatem w czym problem?
Nagle drzwi gabinetu otworzyły się z impetem i rozległ się przepraszający głos Rachel:
– Prosiłam, żeby zaczekał chwilę, ale nie chciał mnie słuchać.
Erin ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre. Sama nie wiedziała, czy bardziej ze strachu, czy ze szczęścia.
– Nie wierzę własnym oczom! Jak mogłaś zrobić to potajemnie! – warknął Nathan, po czym podszedł i wziął ją w ramiona.
Nie ośmieliła się spojrzeć mu w oczy. Boże, jak potwornie głupio się czuła.
– Wnioskuję – odezwała się doktor Roser – że to jest ten zielonooki mężczyzna, o którym pani wspominała.
Erin kiwnęła głową.
Doktor Roser zamknęła drzwi i poprosiła Nathana, by usiadł.
– Pani również. – Spojrzała na Erin.
– Dlaczego nie zaczekałaś, aż wrócę? – Jego oczy wciąż jeszcze ciskały błyskawice. – Gdybym tylko wiedział, nigdy bym nie wyjechał.
Erin wiedziała, że mówi prawdę.
– Erin – powiedział już łagodniej i ujął jej twarz w swe duże dłonie. – Nawet jeśli ten zabieg się udał i jesteś w ciąży, będę kochał to dziecko jak moje własne. Nie martw się, wszystko się ułoży. Zawsze będę je traktował tak samo jak nasze wspólne dzieci. To mogę ci obiecać.
– Ale…
– Dosyć, nie będziemy już o tym więcej rozmawiać. Nie próbuj się nawet sprzeciwiać.
– Nathan – powiedziała z czułością, głaszcząc go po potarganych włosach. – Kocham cię. Nawet wtedy, gdy zachowujesz się, jakbyś był moim szefem. – Z jej oczu popłynęły łzy. – Zawsze cię kochałam.
– Naprawdę? Pokiwała głową.
– Nie ośmieliłem się nawet o tym marzyć, po prostu za wszelką cenę chciałem cię przy sobie zatrzymać. Wszystko bym zrobił, żebyś mnie lubiła, pragnęła, potrzebowała, ale o twojej miłości nie śmiałem marzyć, wierz mi. Sam jestem wszystkiemu winien – mruknął pod nosem. – Nie powinienem był wyjeżdżać, nim wszystkiego dokładnie nie obgadaliśmy. To był duży błąd, ale obawiałem się, że nie zechcesz mnie nawet wysłuchać. Dopiero gdy Erika dała mi znać, że zdecydowałaś się na zabieg, wszystko stało się jasne. Tak bardzo żałowałem, że nie powiedziałem ci nigdy, że cię kocham…
– A teraz?
Nath spojrzał niepewnie na lekarkę.
– Przepraszam, zostawiam państwa samych. Wygląda na to, że ma pani swojego prywatnego dawcę i nie będę już pani potrzebna. – Doktor Roser wyszła, zamykając za sobą drzwi.
– Nie będzie potrzebna? – powtórzył Nathan zaskoczony. – Jak to?
– Bo nie ma żadnego dziecka, Nath – szepnęła Erin, a po jej policzkach znowu popłynęły łzy.
– Nie ma? – powtórzył jak echo.
– Nie zrobiłam tego, nie mogłam. Cały czas myślałam o dziecku, które miałoby zielone oczy jak ty.
Nathan przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Patrzył na nią zaszokowany.
– Ale ja mówiłem poważnie, będę je kochać…
– Wiem, ale ja nie zrobiłam tego, bo chcę mieć dziecko z tobą. Choć strasznie się boję…
– Życie to jedno wielkie ryzyko, ja też się boję, ale nie można robić uników. Oboje będziemy się starać z całych sił.
– Powiesz mi to w końcu, czy nie?
– Ale co?
– No, wiesz…
Chrząknął i podrapał się po głowie.
– Erin, tak bardzo, bardzo cię kocham. – Otoczył ją ramionami i przytulił tak mocno, aż zabrakło jej tchu.
– Jestem taka szczęśliwa – szepnęła przez łzy, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili jednak zreflektowała się i spojrzała na niego srogo. – Muszę poważnie porozmawiać z Eriką. Jak śmiała się wtrącać?
Nathan położył jej palec na ustach.
– Erika pojechała teraz do domu, a zanim jej coś powiesz, najpierw porządnie się zastanów. Wiesz, że niełatwo było się ze mną skontaktować. Pokonała mnóstwo przeszkód, żeby mnie tu ściągnąć.
– Boże, jaka moja siostra zrobiła się romantyczna… – Erin spojrzała na Natha jakby innymi oczami. – Wyglądasz na bardzo zmęczonego…
– No cóż, podróż do ciebie zajęła mi jedynie trzydzieści godzin. Bałem się, że nie zdążę… Ale nawet gdybym przyjechał za późno, kochałbym to dziecko, wierz mi, kochałbym je z całego serca.
– Wiem – szepnęła czule, gładząc go po policzku. – Sally opowiedziała mi, co przeszedłeś.
Zapadło krótkie milczenie.
– Nie miała prawa – odezwał się po chwili Nathan z oburzeniem.
– Wiedziała lepiej niż ja, że cię kocham i pewnie dlatego to zrobiła.
– Nasi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, ale to było silniejsze od nich, Erin. Nikt nie może ręczyć za siebie w takiej sytuacji.
Nie było w nim ani cienia nienawiści. Nie mogła tego pojąć.
– Nie masz im tego za złe?
– Na pewno nie było to dla mnie łatwe, ale gdyby nie oni, wychowywałbym się w domu dziecka, a w najlepszym wypadku w rodzinie zastępczej. Wiele im zawdzięczam.
– Ale… – zaprotestowała Erin.
– Zostawmy ten temat.
– A co z Sally? Chciałabym choć to zrozumieć. Dlaczego tak rzadko odzywałeś się do niej?
– To z powodu moich biologicznych rodziców. Gdy udało mi się ich odszukać, potraktowali mnie gorzej niż źle i wtedy wszystko we mnie zamarło, chciałem uciec od wszelkich emocjonalnych związków. I zrobiłem to, wyjechałem do Europy, a moim jedynym kompanem był aparat fotograficzny, który dostałem w prezencie na osiemnaste urodziny. Miałem wiele szczęścia. Udawało mi się być w odpowiednim miejscu o właściwej porze, i już wkrótce gazety chętnie kupowały moje zdjęcia. Wciągnęło mnie to jak nałóg, sądziłem, że dla wszystkich będzie lepiej, jeżeli zniknę z horyzontu. Moja praca była naprawdę niebezpieczna, po co mieli się o mnie nieustannie martwić. – Nathan zawiesił na chwilę głos, wziął głęboki oddech i ciągnął dalej: – Przyjechałem dopiero na pogrzeb matki. Wcześniej nikt mnie nie powiadomił, że jest z nią aż tak źle. Ojciec miał do mnie ogromny żal, powiedział mi wiele rzeczy, których być może potem żałował. A jednak…
– Co takiego ci powiedział? – zapytała z przestrachem Erin.
– Że byłem trudny i niewdzięczny i lepiej, gdyby mnie nie adoptowali, bo sprawiłem im wielki zawód. – Umilkł, a jego twarz zrobiła się biała jak kreda. – Odtąd trzymałem się z daleka. Nie wiedziałem, jak mógłbym to wszystko naprawić. Przykro mi z powodu Sally, ona niczemu nie była winna. Może teraz uda mi się jej to jakoś wynagrodzić. Wiem, że trudno mnie pokochać, a i ja sam boję się swoich uczuć…
Erin pogładziła go po głowie, tak jak głaszcze się małe dziecko, które spotkała jakaś przykrość. Będziemy mieli jeszcze dosyć czasu, pomyślała z czułością, by uleczyć wszystkie rany.
– Dość leniuchowania – zmieniła nagle ton. – Czas, byś wziął się do roboty…
– Do roboty? – Spojrzał na nią zdziwiony, nie rozumiejąc, o co chodzi.
– Tak, mój kochany, do roboty – uśmiechnęła się tajemniczo i ściągnęła mu kurtkę. – Rozumiem, że od dziś mam na ciebie monopol? – Jej palce powędrowały do jego koszuli i zaczęły ją powoli i z namaszczeniem rozpinać. – Spójrz tylko na tę leżankę, czeka, aż zrobimy z niej użytek. Podobno masz zostać moim prywatnym dawcą, więc na co czekasz?
– Co takiego, Erin, tutaj? Chyba żartujesz! – roześmiał się.
W chwilę później poczuł na sobie jej rozpalone usta i gorący oddech.
– Przyszłam tu w określonym celu i nie mam zamiaru wyjść z pustymi rękami – szepnęła.
– Olala! Moja szalona bibliotekarko, co ty wyprawiasz? Zaraz, zaraz, zmieniłem zdanie. Trzy tygodnie temu hasło brzmiało: „Nie ma dziecka, nie ma seksu”, a dziś: „Nie ma małżeństwa, nie ma seksu”!
– Nath, jesteś podły! – Patrzyła w jego roześmiane oczy i wiedziała, że naprawdę ją kocha.
– Nie mam innego wyjścia, bo inaczej czmychniesz mi sprzed ołtarza, znam cię.
– To może przedtem zechcesz zaoferować klinice choć małą, malutką próbkę swych możliwości? – uśmiechnęła się filuternie. – To nie ma nic wspólnego z seksem, przyznasz sam.
– Co ty wyprawiasz, Erin, zaskakujesz mnie… – westchnął głośno, poddając się z błogim wyrazem twarzy pieszczotom jej niecierpliwych rąk i namiętnych ust. Czuł, że przegrywa, ale po raz pierwszy w życiu nic sobie z tego nie robił. Cudownie było oddać tę walkę walkowerem.