To nasz ostatni wspólny dzień, pomyślała Erin i spojrzała na zegarek. Miała nadzieję, że Nathan wstanie dziś trochę wcześniej niż zwykle. Chciała z nim porozmawiać, zanim pójdzie do pracy. Dzisiejszy wieczór będzie zupełnie wyjątkowy, postanowiła, dziś nie czas na problemy, komplikacje i rozterki.
Skrzypnęły drzwi i do kuchni niespodziewanie zajrzał Nathan. Miał na sobie jeszcze piżamę i przeciągle ziewał. Natychmiast gdy ją zobaczył, posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Zaspany, z potarganymi włosami wyglądał jak chłopiec, który zamierza coś spsocić. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały ku górze, ale próbowała to ukryć za kubkiem z kawą. Bezskutecznie.
– Cześć, podoba ci się moja nowa piżama? Kupiłem ją z myślą o tobie. Pamiętasz? Na początku naszej znajomości wytknęłaś mi jej brak.
– Śliczna, tylko zapomniałeś ją uprasować. – Próbowała zlekceważyć jego słowa, jednak na wspomnienie tamtej nocy jej policzki oblały się rumieńcem. Czy pamiętał, że to ich ostatni wspólny dzień? – Jutro rano odbieram Sally i Toma z lotniska, pojedziesz ze mną?
– Oczywiście, jeśli tylko mnie obudzisz.
– Musiałabym cię zbudzić o wpół do szóstej.
– To może ja cię obudzę? A może w ogóle nie będziemy kładli się spać? Może…
Nie zdołał powiedzieć nic więcej, bo Erin na wszelki wypadek wetknęła mu do ust tost z masłem. Pomogło tylko na moment, bo już w chwilę później siedziała u niego na kolanach. Jego gorące spojrzenia doprowadzały ją do szału. Nie potrafiła odmówić sobie bliskości. Od jutra koniec ze wszystkimi wybrykami, ale dziś… dziś jest zupełnie wyjątkowy dzień. Ujęła twarz Nathana w dłonie i zaczęła go namiętnie całować. Nie czekała długo na jego reakcję. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że czuła jego gorące, prężne ciało i mocno bijące serce. Jęknęła cicho i zamknęła oczy, by przypadkiem nie zdołał w nich wyczytać, co teraz czuje i o czym marzy. Ostatni dzień i ostatnia noc, a od jutra koniec wszystkiego… Nie będzie czułych spojrzeń zielonych oczu ani namiętnych ust, ani nawet żartów, które tak lubiła, ani… Boże, jak bardzo pragnęła spędzić z nim tę ostatnią noc. Marzyła, by kochał ją do szaleństwa, nim rozstaną się na zawsze. Przecież i tak złamała już wszystkie swoje zasady, cóż mogłaby zmienić ta jedna, ostatnia noc? Wiedziała, że wystarczy tylko jedno jej słowo i wiedziała też, że byłaby to najpiękniejsza noc w jej życiu. Nie wierzyła w miłość. Odrzucała ją. Może ze strachu przed porażką, a może bała się konfliktów, sama nie wiedziała do końca dlaczego. Czuła jednak, że to co się z nią dzieje, to coś zdecydowanie więcej niż tylko pociąg fizyczny. Nawet nie próbowała tego nazwać.
W radiu podali godzinę.
– Muszę już iść – szepnęła.
Ale Nathan nie wypuścił jej z ramion. Całował ją gorąco, trzymając w objęciach tak mocno, że unosiła się w powietrzu. W ten sposób przemierzył całą kuchnię. Dopiero przy drzwiach opuścił ją i stopy Erin dotknęły podłogi.
Jak miała odejść w takiej chwili? Skąd wziąć na to siłę i jak sprawić, by Nathan zniknął z jej życia, by zapomniała o nim na zawsze? Jutro rano wszystko mu wytłumaczy. Będzie musiał mnie zrozumieć, nie ma innego wyjścia, myślała zrozpaczona.
Pobiegła na górę, by przygotować się do pracy. Po kilkunastu minutach stała w przedpokoju i wkładała płaszcz. Gdy wyjmowała rękę z kieszeni, coś upadło jej na podłogę. Nathan schylił się i podniósł broszurkę, którą kilka tygodni temu wzięła z instytutu dla przyszłych samotnych matek. Wyrwała mu ją pospiesznie z ręki i wsunęła do torebki, panicznie poszukując jakiegoś wytłumaczenia, którym zamknęłaby mu usta. Wiedziała jednak, że jej reakcja była zbyt jednoznaczna i nie pomoże żadne banalne wyjaśnienie.
– Co to? – zapytał Nath, patrząc jej prosto w oczy. Zdążył przeczytać nagłówek na broszurze.
– Nic takiego, jakaś ulotka. Gdzieś ją znalazłam, nie pamiętam dokładnie…
– Nie okłamuj mnie, Erin. Czy to jest może ten twój wielki sekret? Chcesz się poddać sztucznemu zapłodnieniu?
– Żartujesz sobie ze mnie? – starała się go wyśmiać. – To nic nieznaczący świstek. Byłam ciekawa, to wszystko.
– Widzę przecież, że to nieprawda. – Bez pytania sięgnął do jej torebki i wyjął ulotkę. – „Klinika Nowego Życia” – przeczytał na głos.
– Oddaj to w tej chwili – zezłościła się. – To nie twoja sprawa.
– Jak to nie moja? Erin, nie mogę wprost uwierzyć, że planujesz dziecko z probówki. Właśnie teraz. I nawet nie będziesz wiedziała, kto jest jego ojcem!
– Przeciwnie, dawcę można wybrać, nie masz o tym pojęcia. Będę wiedziała o nim wszystko, od numeru butów począwszy, po jego IQ. Możesz więc być pewien, że będą to dobre geny.
– Dobre geny? Szokujesz mnie! – Patrzył na nią, jakby oszalała.
Musiała przyznać, że w jego ustach słowa te brzmiały odstraszająco.
– Kiedy masz zamiar to zrobić? A może już jesteś w ciąży? Nie, nie wierzę…
W jego oczach dostrzegła prawdziwe przerażenie.
– Nie twoja sprawa – odburknęła.
– Muszę to wiedzieć, Erin! Powiedz mi, jesteś w ciąży? Potrząsnęła przecząco głową.
– Dzięki Bogu… – odetchnął z ulgą. – A kiedy planujesz?
– Wkrótce.
– A co sądzi na ten temat twoja rodzina?
– Nikt o niczym nie wie i nie waż się nikomu mówić. Coś zmyślę…
– I nie boisz się, że spotkasz potem kogoś, kogo pokochasz? I co wtedy?
– Nic.
– A jeśli będziecie mieli wspólne dzieci?
– To co, dziecko to dziecko.
– To bardzo lekkomyślna decyzja, nawet jeżeli uważasz, że wszystko przemyślałaś. Kierujesz się emocjami, nie rozsądkiem, i robisz dziecku wielką krzywdę…
– Niedługo będę miała już trzydziestkę, nie mogę czekać z tym do końca życia. – Tak naprawdę nie chodziło jej wcale o wiek, ale Nathan nie musiał przecież wszystkiego wiedzieć.
– Erin, masz zaledwie dwadzieścia siedem lat. To trochę za wcześnie, by popadać w taką desperację. Z pewnością już wkrótce spotkasz odpowiedniego mężczyznę, z którym zechcesz założyć rodzinę.
Spuściła wzrok, a potem przykucnęła, by zawiązać buty.
– To naprawdę nie twoja sprawa – syknęła, otwierając gwałtownie drzwi.
Ale on zatrzasnął je z powrotem.
– Naprawdę nie moja? – powiedział zirytowany. – A co z nami, Erin? Czy choć przez moment przyszło ci do głowy, co ja będę czuł, kiedy się o tym dowiem?
– Nie dowiedziałbyś się… – Tylko tyle zdołała powiedzieć. Głos jej się załamał, a do oczu napłynęły łzy. Cały świat był teraz zamazany.
– Jak możesz być tak wyrachowana! – wykrzyknął, a jego wzrok stał się lodowaty jak nigdy dotąd.
– Mówiłam ci cały czas, że nie chcę się wiązać. To ty nie dawałeś mi spokoju, a teraz zachowujesz się tak, jakbym cię wykorzystała.
– A nie jest tak? Jak to inaczej nazwać? Zwyczajnie bawiłaś się mną! Taka mała przygoda, zanim zajdziesz w ciążę, co?
– To wcale nie tak! – zawołała i rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach i szlochając, ciągnęła dalej: – Mieliśmy zostać przyjaciółmi, a nie kochankami, obiecałeś mi to. Zresztą nie mamy szansy na poważny związek. Nie kochasz mnie, więc w czym rzecz?
Zapadła cisza.
– A skąd ta pewność? Więc co tu robię?
– Nigdy nic nie mówiłeś…
– A chciałaś to usłyszeć?
To prawda, w jej życiu nie było miejsca na romantyczną miłość. Tak przecież postanowiła. Dziecko było na pierwszym miejscu. Ale czemu on się tak unosił? Czy to gniew, czy rozczarowanie, czy może urażona duma? Przecież taki mężczyzna jak on nie nadaje się na ojca rodziny. Wieczny włóczęga, który nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca, zmienny i niestały… Choć może gdzieś w środku, pod tą twardą powłoką jest w nim także człowiek wrażliwy i czuły, opiekuńczy i ciepły. Miała przecież okazję tego doświadczyć. Ale na jak długo starczy mu tych uczuć? Gdy trochę odpocznie, odpręży się, zniknie na zawsze. Nie mogła podejmować takiego ryzyka.
– Przykro mi – powiedziała, spuszczając głowę.
– W porządku, staram się zrozumieć, ale dlaczego nie weźmiesz na przykład pod uwagę mnie jako ojca dla swojego dziecka? Może nie masz na mój temat tak pełnych danych, jakimi dysponuje twój instytut, ale chętnie ci służę wszelkimi informacjami. Nie bez znaczenia jest też sposób, w jaki powstaje dziecko… To naprawdę niezła zabawa – dodał sarkastycznie.
– No właśnie! – krzyknęła. – Gdybym tylko mogła ci zaufać, że zostawisz nas potem w spokoju! Gdyby nie ta obawa, dawno bym się zdecydowała.
– Słucham? Czy zastanawiałaś się kiedykolwiek, jak trudno samotnej osobie wychować dziecko?
– A jednak wielu kobietom to się udaje, i to całkiem nieźle.
– Bo nie mają innego wyjścia. Na świecie nie brak mężczyzn, którzy nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za rodzinę. Ale to wyjątkowo nie fair wobec dzieci i matek. – Miał ochotę nią potrząsnąć. – Nie na darmo natura wyznaczyła do roli rodziców dwoje ludzi.
– Mam przecież brata i siostrę, na pewno mi pomogą. No i mam też w końcu rodziców…
– A zastanawiałaś się, co twoje dziecko będzie czuło, gdy się dowie, że nigdy nie miało ojca? Jak mu to wytłumaczysz?
Z trudem pozbierała myśli.
– Nie mogę dopuścić do tego, by jakiś facet próbował kiedykolwiek odebrać mi moje dziecko, przekupując je słodyczami czy upominkami, na które mnie nie będzie stać. I to tylko dlatego, że akurat przyjdzie mu ochota zabawić się w tatusia. – Erin wybuchła płaczem.
Gdy Nathan postąpił krok do przodu, zawołała:
– Nie dotykaj mnie!
On jednak zignorował jej słowa, podszedł i przytulił ją.
– Już dobrze, Erin, uspokój się, nie chciałem cię zdenerwować. Może kiedyś twoi rodzice wszystko zepsuli, ale to jeszcze nie powód, by popadać w taką panikę. To może się udać, wierz mi. Nie jesteś przecież swoją matką, tylko sobą, i przeżyłaś, co przeżyłaś. Dobrze wiesz, jak powinno to wyglądać. Naprawdę, nie wszyscy mężczyźni są tacy jak twój ojciec…
– Ale ja tak strasznie boję się zaryzykować, rozumiesz? Nie potrafię tego w sobie przełamać i nic na to nie poradzę. Zostaw mnie w spokoju, Nathan. – Nienawidziła uczucia bezsilności, jakie ogarniało ją, gdy ją przytulał. – Nie chcę, byś teraz wchodził z buciorami w moje życie! – Wyrwała się z jego objęć i nim zdążył się zorientować, wybiegła na dwór.
Ten dzień nie należał do najbardziej udanych. Erin siedziała w pracy i bezmyślnie gapiła się w komputer. Wiedziała, że tym razem Nathan poczuł się naprawdę dotknięty. Nie będzie już żadnych negocjacji, czułych gestów i słów i nikt nigdy nie powie już do niej „słodka bibliotekarko”. A tego będzie jej brakować najbardziej. Ale może to i lepiej, bo przecież i tak już wkrótce by się rozstali, więc poranna historia zaoszczędziła jej trudnych wyjaśnień i pełnego niedomówień pożegnania. Jakiś czas będzie jeszcze czuła rozczarowanie i ból, ale była pewna, że w końcu pogodzi się z takim rozwiązaniem. Gorzej było z Nathanem. Czuł się wykorzystany i oszukany. Ale przecież wcale nie miała takiego zamiaru. I co z tego. Nie pomagały ani prośby, ani groźby – po prostu nie przyjmował do wiadomości, że ona nie chce się teraz z nikim wiązać. Trudno, sam się wmanewrował w tę głupią sytuację. Teraz czekało ją nie lada wyzwanie – za wszelką cenę musiała odnaleźć w sobie dawny spokój i harmonię. Już za rok będzie kołysać w ramionach swoje dziecko. Nagle jednak ogarnęły ją wątpliwości. Cały czas dźwięczały jej w uszach słowa Nathana, że prościej byłoby zajść w ciążę z nim. Czy mówił to na serio, czy tylko się z niej naśmiewał? Nic nie mogła na to poradzić, ale jego dziwna propozycja wydała się jej niezwykle kusząca. Zaczęła mazać nerwowo długopisem po kartce. Zapędził ją w kozi róg. A może o to mu właśnie chodziło? Wspaniale by było tulić do siebie jego dziecko. Przecież on wcale nie musiałby o tym wiedzieć. Był cudownym kandydatem na przygodę na jedną noc. Więc chyba warto rozważyć taką możliwość? Czy teraz, kiedy dowiedział się już o wszystkim, uda się jej uśpić jego czujność? W końcu należał do rodziny, z pewnością dowie się, że urodziła dziecko. Na pewno zacznie coś podejrzewać. Z łatwością będzie mógł to sobie wyliczyć i… Nie, nie mogę do tego dopuścić, to byłoby szaleństwo, wprawdzie bardzo kuszące, ale szaleństwo.
– Spójrz, Erin – wyrwała ją z rozmyślań pani Appleton. – Tu jest dyskietka z najnowszą korespondencją. Wiesz, że komputer to nie moja specjalność, nie ufam jakoś tej skrzynce. O, co ja widzę, więc myślisz o nim poważnie? Nawet nie wiesz, jak się cieszę. To wyjątkowo uroczy mężczyzna.
Erin z przerażeniem spojrzała na leżącą przed nią kartkę papieru, na której dziesiątki razy nagryzmolone było imię Nathana. Jej ręką. Zmieszana, natychmiast zgniotła kartkę i wrzuciła do kosza.
– Erin, niepotrzebnie się wstydzisz. Od czterdziestu lat jestem mężatką i wciąż jeszcze pamiętam, jak bardzo byłam kiedyś zakochana. Tak się cieszę, że znalazłaś kogoś wyjątkowego.
Pani Appleton pogładziła ją po ramieniu i wróciła do swojego biurka.
Ja go przecież nie kocham, to tylko chwilowe zauroczenie, może nawet zakochanie, ale to nie to samo co miłość, pomyślała w popłochu Erin. Zgoda, lubię spędzać z nim czas, pociąga mnie jako mężczyzna, ale to jeszcze nie powód, bym miała się z nim wiązać i planować wspólną przyszłość. Poczuła, że palą ją policzki. Wstała i poszła do łazienki. To, co zobaczyła w lustrze, przeraziło ją na dobre. Nie sposób było zaprzeczać faktom, nie mogła się już dłużej oszukiwać. Prawdę miała wypisaną na twarzy. Wystarczył jeden rzut oka. Może i bardzo tego nie chciała, broniła się ze wszystkich sił, lecz w tej właśnie chwili zrozumiała, że to bez sensu. Nathan zdobył jej serce.
Jakimś cudem udało się jej przeżyć ten dzień. Bezskutecznie próbowała skoncentrować się na pracy. Natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Rozum i serce toczyły ze sobą zażartą walkę.
Z pracy wyszła później niż zwykle, choć tak naprawdę nic nie zdołała zrobić. Na ulicach leżał mokry, rozjeżdżony przez samochody śnieg. Bała się wracać do domu, nie chciała stanąć oko w oko z Nathanem. Ale wizja, że zastanie dom pusty, za to pełen wspomnień, także napawała ją lękiem.
– Witaj, Erin – usłyszała za sobą.
Nath, oparty o samochód, uśmiechał się do niej.
Stanęła jak wryta. Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Wpatrywała się w niego, jakby zobaczyła zjawę. Kochała tego faceta, teraz była już tego pewna, i to było najstraszniejsze. Serce podpowiadało jej, by podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję, ale rozum doradzał ucieczkę.
– Nie spodziewałam się ciebie – wykrztusiła w końcu.
– Dziś piątek…
– Sądziłam, że nasza umowa nie ma już racji bytu…
– Wsiadaj, jest zimno – powiedział zdecydowanym głosem.
– Dokąd jedziemy? – zapytała, gdy ruszył.
– Nie wiem.
Jechali w milczeniu, aż wreszcie Nathan zjechał na pobocze. Widok był iście bajkowy – wielkie śnieżne czapy ciężko zwisały z wierzchołków drzew.
– Chciałbym, żeby to dziecko było moje – odezwał się po chwili. W jego głosie nie było ani sarkazmu, ani złośliwości. Erin czuła, że jest z nią szczery. – Dlaczego nie chcesz dać mu szansy, by miało ojca? Pomyśl, co będzie, gdy kiedyś wyjdziesz za mąż?
– Wszystko będzie normalnie. Czemu tak cię to niepokoi? – spytała zszokowana jego bezpośredniością.
– Bo bardzo chciałbym mieć rodzinę i wiem, że z tobą byłoby to możliwe.
– Nic nie rozumiesz. Cały czas staram się właśnie tego uniknąć – odparta z rozpaczą w głosie. – Mam się z tobą związać, wiedząc, jaki masz stosunek do własnej siostry?
– Nie mieszaj do tego Sally, proszę, tu chodzi o nas, o ciebie, o mnie i o nasze dziecko.
Coś ścisnęło ją za gardło.
– Zawsze uważałem – ciągnął dalej Nathan – że stałe związki to nie dla mnie, starego trapera i ciągłego tułacza. Ale nieoczekiwanie w moim życiu zdarzyło się coś zadziwiającego, dla ciebie chciałbym wszystko zmienić, jesteś dla mnie ważna, najważniejsza… Skoro nie chcesz się wiązać, a chcesz mieć dziecko, pozwól chociaż, żebym to ja był jego ojcem. Zależy mi na tym…
Wiedziała, ile go to kosztowało, jaki opór musiał w sobie przełamać, by wyznać jej to wszystko. Ale czy jeszcze niedawno nie mówił, że nikogo nie potrzebuje?
– Nie, nie wyobrażam sobie tego – powiedziała i pokręciła przecząco głową. Jej serce krwawiło, ale co miała zrobić, nie mogła inaczej postąpić. Żadnego ryzyka. Dlaczego mu tak na tym zależy? Miała nadzieję, że może zechce wyjawić jej swoje powody. I choć nie bardzo wiedziała, co to zmieni, to jednak było coś, co bardzo chciała usłyszeć.
– Więc nie chcesz… – Był spokojny i poważny, żadnych krzyków czy nerwowych gestów. – Próbuję cię zrozumieć, ale powiedz mi, co znaczyły dla ciebie te wspólnie spędzone tygodnie. Bawiłaś się mną tylko?
– Nie – szepnęła, a z jej oczu popłynęły łzy. Nathan otworzył okno i do środka wpadło świeże, mroźne powietrze. To pomogło jej się uspokoić.
– Gdy zacząłeś mnie zaczepiać i o mnie zabiegać, nie mogłam ci się oprzeć. Ale wiedziałam przecież, kim jesteś, jaką wykonujesz pracę, i że już wkrótce znikniesz na długie miesiące, a może i lata. Sam mówiłeś, że chcesz tylko poflirtować…
– Ale między nami jest coś więcej, nie ma sensu temu zaprzeczać. Niestety, ty nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Nie chcesz dać nam szansy.
– Wynikną z tego same komplikacje – powiedziała z ciężkim sercem. – Należymy przecież do jednej rodziny. Po prostu… zostaw mnie w spokoju.
Widziała, jak napinają się mięśnie jego twarzy i jak zaciska dłonie na kierownicy. Po chwili bez słowa włączył silnik.
– Możesz zawieźć mnie z powrotem do biblioteki? – zapytała przez zaciśnięte gardło.
Gdy dojeżdżali na miejsce, popatrzyła na niego badawczo i zapytała:
– Nie zdradzisz mnie, prawda? Nie powiesz nikomu? Oni będą już jutro…
Nawet na nią nie spojrzał. Na moment otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zmienił zdanie i tylko kiwnął głową.
– Dziękuję – szepnęła, powstrzymując łzy, i wysiadła z auta.
Była przy swoim samochodzie, gdy usłyszała, jak Nathan z piskiem opon rusza z miejsca. To już koniec, pomyślała, wszystko wróciło do normy, mogę bez przeszkód realizować moje plany. Tylko dlaczego jest mi tak ciężko na sercu? Przecież powinnam poczuć ulgę.
Gdy zadzwonił budzik, wokół panowała jeszcze ciemność. Erin miała wrażenie, że zasnęła zaledwie przed chwilą. Ubrała się i zeszła na dół. Nathan nie wrócił na noc. Na kuchennym krześle nie leżała jego kurtka, a jego buty nie blokowały drzwi do przedpokoju. Erin wyjrzała przez okno. Samochodu też nie było. Szybko zrobiła sobie kawę, wypiła ją duszkiem i ruszyła na lotnisko. Sama. Starała się nie myśleć o tym, gdzie Nathan spędził noc. Thomas i Sally wyglądali na wypoczętych i szczęśliwych. Natalie spała w ramionach ojca.
– I jak tam urlop? – zapytała Erin.
– Cudownie! – wykrzyknęła Sally.
– Mokro – powiedział w tym samym momencie Thomas.
– Fakt, to nie był najbardziej słoneczny miesiąc tego roku w Grecji – zachichotała Sally. – Ale i tak było naprawdę wspaniale.
Tom uniósł jedną brew i rzucił jej groźne spojrzenie.
– Lało jak z cebra. Jeszcze nigdy w życiu tak nie przemokłem, jak tego dnia, gdy zwiedzaliśmy Akropol!
– Za to miałeś niepowtarzalną okazję chodzić śladami wielkich myślicieli – zaszczebiotała Sally. – Ach, nie słuchaj jego zrzędzenia, Erin. – Machnęła ręką. – Byliśmy też na wspaniałej wycieczce w Delfach. No wiesz, tam gdzie znajdowała się wyrocznia.
Sally ogarnęła prawdziwa euforia. Całą drogę usta jej się nie zamykały. Opowiadała dosłownie o wszystkim, począwszy od greckich bogów, a skończywszy na muzyce, restauracjach i jedzeniu. Dzięki temu Erin uniknęła trudnych pytań i jeszcze trudniejszych wyjaśnień.
– Nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę wreszcie Nathana – powiedziała nagle Sally, gdy zbliżali się do domu. – Nie widziałam się z nim dwa długie lata! Czemu nie przyjechał z tobą na lotnisko?
– O, przepraszam cię bardzo, jakoś zapomniałam mu zaproponować – skłamała Erin. W duchu liczyła na to, że nie spakował jeszcze swoich rzeczy i nie wyjechał bez uprzedzenia.
Na szczęście jego samochód stał przed domem. Odetchnęła z ulgą.
Sally wzięła na ręce śpiącą córeczkę i pełna entuzjazmu niemal wbiegła do środka.
– Jest zwariowana na punkcie swego brata – skomentował z uśmiechem Tom.
– A ty go w ogóle znasz?
– Widziałem go dwa razy w życiu, ale już dawno temu. Ostatni raz, kiedy zmarła ich matka. Przenocował wtedy u nas. Wydaje się dość sympatyczny, ale nie zachowuje się jak ktoś, kto należy do rodziny. Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek uda mi się mu dorównać – zaśmiał się nieco nerwowo. – A co ty o nim sądzisz? – zapytał niespodziewanie. – Mieszkaliście przez miesiąc razem, więc znasz go chyba nie gorzej niż Sally.
– Jest w porządku – odparła Erin, otwierając drzwi.
– Nathan! – zapiszczała Sally na widok brata schodzącego po schodach. Rzuciła mu się na szyję, a zaraz potem wcisnęła mu w ramiona Natalie, która zdążyła się obudzić.
– Witaj, siostrzyczko! – zawołał Nathan i przytulił ją do siebie. Erin rzucił krótkie, chłodne spojrzenie.
Wolała zniknąć z horyzontu, nie czuła się zbyt komfortowo w jego towarzystwie. Zeszła na dół dopiero wtedy, gdy odjechał swoim wspaniałym samochodem.
– I jak ci się z nim mieszkało? – zapytała Sally, kiedy zostały same.
– No cóż, nie sprawiał większych kłopotów, poza tym, że na początku myślałam, że to włamywacz – odparła.
– Ale czy znaleźliście wspólny język? – Zielone oczy Sally przypominały do złudzenia oczy Nathana. – Mam na myśli, no wiesz, czy nie zanosi się na żaden romans?
– Nie. – Erin pokręciła głową i udała zdziwienie.
– Szkoda, myślałam, że może coś z tego będzie – zadumała się Sally. – Tylko sobie pomyśl, dwoje ludzi po przejściach, zdecydowanych na samotność, i nagle odkrywacie, co to miłość…
– Och, Sally, czytasz za dużo romansideł. A po jakich on jest przejściach? – zaciekawiła się nagle.
– A czemu cię to interesuje?
– No powiedz, proszę, nie bądź taka.
– Dobra, chodź ze mną do kuchni, to może ci coś opowiem.
W kuchni Sally zrobiła kawę i obie usiadły przy stole. Erin czekała w milczeniu, aż przyjaciółka pozbiera myśli.
– Co tak naprawdę o nim sądzisz? – zapytała w końcu Sally.
– Jest inny, niż się spodziewałam – powiedziała Erin wymijająco i zaczerwieniła się.
– Pewnie uważałaś, że jest zimnym draniem, bo nie odwiedzał nas zbyt często…
Erin zesztywniała.
– Ale ja go rozumiem – powiedziała cicho Sally. – Po tym, co przeszedł, naprawdę mu się nie dziwię, że trzyma się z dala od tego miejsca.
Erin nie odzywała się. Czekała, co będzie dalej.
– Nie ma dobrych wspomnień z dzieciństwa – ciągnęła Sally. – Nath nie jest moim biologicznym bratem. Został adoptowany, gdy miał pięć lat.
– Adoptowany? – powtórzyła głucho Erin. – Ale przecież jesteście tacy podobni…
– To zbieg okoliczności. Rodzice byli przekonani, że nie będą mogli mieć własnych dzieci i…
– Zaadoptowali go – dokończyła Erin.
– Tak, a w trzy lata później urodziłam się ja. Byli mną tak zafascynowani, że prawie zapomnieli o swoim synku… Nie, nie traktowali go źle, ale stał się mało ważny. To musiało być dla niego straszne, tylko pomyśl, najpierw porzucili go rodzice, potem tułał się po rodzinach zastępczych, wreszcie znalazł przybranych rodziców, ale i oni go odrzucili – psychicznie…
Teraz dopiero Erin zrozumiała znaczenie słów Nathana. Wiedziała już, dlaczego tak wypytywał ją o dziecko, o plany na przyszłość. Ale czemu nie chciał utrzymywać kontaktów z Sally? Przecież ona miała kompletnego fioła na jego punkcie.
– Nie może mieć do ciebie żalu, to nie była twoja wina…
– Jasne, ale był tylko małym chłopcem i potrzebował miłości, zrozum to. Nigdy mi nie dokuczał, jednak doskonale czuł, że nie jest już chciany i trzymał się na uboczu. Bardzo wcześnie wyprowadził się z domu. Miałam wtedy dziesięć lat, a on ledwo skończył osiemnaście.
Dlaczego nie dowiedziałam się o tym wcześniej, pomyślała z rozpaczą Erin.
– Szukał swoich biologicznych rodziców?
Sally pokiwała głową.
– I co?
– Miał wtedy siedemnaście lat. Matka rzuciła w niego butelką z piwem, krzycząc, że zrujnował jej życie. Nic się nie zmieniła od czasu, kiedy się go wyrzekła. Od tamtego dnia Nathan nigdy więcej o niej nie mówił.
– Zadziwiające, że poradził sobie z tym wszystkim i wyrósł na porządnego człowieka – wyszeptała Erin.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z niego dumna. Tak strasznie chciałabym, żeby znalazł jakąś wspaniałą kobietę, która obdarzy go miłością i urodzi mu piękne dzieci. Nath zasługuje na szczęście. Naprawdę ci się nie podoba?
Erin nic nie odpowiedziała.
– A jednak! – wykrzyknęła triumfalnie Sally. – Masz to wypisane na twarzy. – Przysunęła się bliżej i objęła szwagierkę. – Prędko, opowiadaj mi wszystko.
– Sally, tu nie ma nic do opowiadania. – Erin mimo bólu roześmiała się. I choć zabrzmiało to niezbyt naturalnie, udało się jej zmylić bratową. – Czy ty i Tom rozmawialiście już z rodzicami o świętach? – zmieniła temat.
Sally wzruszyła ramionami.
– Będzie tak, jak zechce Nathan, ale cieszyłabym się, gdyby choć raz cała rodzina spędziła święta u nas. Erika, oczywiście ty i Nathan. Czy to nie brzmi jak bajka? Naturalnie zaprosilibyśmy także rodziców…
– Byłoby wspaniale i wreszcie skończyłby się ten doroczny cyrk – wymamrotała Erin. Ale jak miała spędzić święta pod jednym dachem z Nathanem?
– Jak zwykle problemy – powiedział Tom, wchodząc do kuchni. – Rozmawiałem właśnie z mamą o świętach, no i nijak nie można się z nią dogadać. Ma zamiar i ciebie dorwać, Erin. Lepiej już teraz przygotuj się na niezły magiel. Powiedziałem, że nie ma cię w domu.
– Wielkie dzięki, braciszku, ale nie sądzisz, że rodzicom będzie przykro, jak zostaną na święta sami?
– Naturalnie zaprosiłem ich do nas, ale na razie nie dostałem odpowiedzi. Poza tym mają przecież swoje rodziny. Chodzi im tylko o zdobycie przewagi nad przeciwnikiem, wierz mi. Nie możemy pozwolić, by dyrygowali nami do końca życia.
– Będzie mi tęskno za dzieciakami – westchnęła Erin cicho.
– Nie martw się, pomyślałem i o tym – dodał Tom z dumą. – Zaprosiłem wszystkie dzieciaki zaraz po świętach na urodziny Natalie.
– Wszystkie? Jesteś naprawdę kochany! – zawołała uszczęśliwiona Erin i cmoknęła brata w policzek.