ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jill w panice poszukała wzroku Zane'a, który skinął głową w ledwo zauważalny sposób. Uklękła, kładąc dłonie na ramionach dziecka.

– Jak długo tu stałeś? – spytała łagodnie.

– Nie wiem. Wiatr mnie obudził. To jak w końcu, czy Zane jest moim tatą?

– Tak – odparła drżącym głosem. – Cieszysz się?

Zapadła cisza, którą przerywało jedynie wycie wiatru za oknem. Twarz Zane'a stała się biała jak papier.

– Ale… on mnie chyba nie lubi, Jilly – szepnął chłopiec i wbił wzrok w podłogę.

Nerwowym gestem odgarnęła włosy z czoła. Była przekonana, że Zane usłyszał odpowiedź syna.

– Dlaczego tak uważasz, kochanie?

– Bo wczoraj powiedział, że nie ma dzieci.

– A czy pamiętasz, jak mówił, że jego żona umarła, zanim mogłaby urodzić mu dziecko?

– Tak.

– Widzisz, długo, długo po tym poznał twoją mamę… – urwała, przez chwilę zastanawiając się, co wolno jej powiedzieć. – Pamiętasz opowieść o Kabloonie? Jak długo przebywał z dala od rodziny? To samo przydarzyło się tobie. Twoi rodzice znali się bardzo krótko. Było to jeszcze przed tym, jak twoja mama przeprowadziła się do innego miasta. Nie wiedziała wtedy, że wkrótce przyjdziesz na świat. Tatuś szukał jej, ale nie mógł odnaleźć, tak jak tata Kabloona nie mógł odnaleźć swojego małego synka. Twój tata nie wiedział, gdzie jest twoja mama, nie wiedział nawet, że ty się urodziłeś. A potem mama dowiedziała się, gdzie mieszka twój tato i postanowiła wysłać cię do niego na święta.

Przerwała i popatrzyła na Kipa z miłością. Miała nadzieję, że to drobne kłamstwo będzie jej kiedyś wybaczone.

– Najciekawsze jest to, że Zane dopiero dzisiaj dowiedział się, że jest twoim ojcem – dokończyła z uśmiechem. – Nie powiedział ci o tym, bo bał się, że go nie polubisz.

– Przecież ja go kocham! – wykrzyknęło dziecko z rozbrajającą szczerością.

– W takim razie pokaż, że tak jest naprawdę, synku – odezwał się wzruszony Zane, rozkładając ramiona.

– Uwierz mi, że zawsze chciałem mieć takiego chłopca, jak ty – powiedział, kiedy Kip mocno objął go za szyję.

– Ja też cię kocham i nigdy się z tobą nie rozstanę.

Jill dyskretnie wycofała się z kuchni. Uznała, że w takiej chwili ojciec i syn powinni zostać sami.

Wróciła do łóżka z przeświadczeniem, że Kip jest bezpieczny. Marianne nie sprawdziła się w roli matki, ale teraz przy chłopcu był jego ojciec, gotów zawsze o niego walczyć. Ulga, która ją ogarnęła, była tak wielka, że Jill rozluźniła się wreszcie i wkrótce powieki zaczęły jej ciążyć.

Odwróciła się na bok i ułożyła wygodniej pod kołdrą. Jej myśli zaczęły teraz krążyć wokół matki chłopca. Mam nadzieję, Marianne, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś, westchnęła. Jeśli historia się powtórzy i obudzisz się z przekonaniem, że nie chcesz już być z Lylem, nie spodziewaj się, że będziesz mogła wrócić do syna. On nie jest już tym samym bezbronnym dzieckiem, które porzuciłaś…

– Jilly? Jilly? Śpisz?

– Cześć, maluchu – mruknęła zaspanym głosem, zerkając spod wpólprzymkniętych powiek na zegarek.

Było dopiero wpół do siódmej, a wiatr za oknem był tak samo gwałtowny, jak w nocy. Pognieciona pościel leżąca na drugim łóżku wskazywała na to, że Zane w końcu ułożył chłopca do snu.

– Gdzie Bestia? – Usiadła z westchnieniem, odgarniając włosy z oczu.

– Tatuś mówi, że teraz jesteśmy rodziną. Bestia jest w moim pokoju. Teraz będę musiał co rano go wyprowadzać.

Tatuś…

Z jaką łatwością przyszło Kipowi wymówić to słowo. Wspaniale, że obudził się w domu swojego ojca ze świadomością, że jest u siebie. I że już tu pozostanie.

Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że kiedy była dzieckiem, stała obecność jej wspaniałego ojca wydawała jej się zupełnie naturalna. A Kip? Kip dopiero miał się uczyć kontaktów z tatą. Do tej pory nie znał bliżej żadnego dorosłego mężczyzny. Dla chłopca musiało być to szczególnie bolesne.

Na razie był zachwycony, choć zapewne nie miał jeszcze pojęcia o tym, jak bardzo zmieni się odtąd jego życie. Pewnego dnia, kiedy będzie trochę starszy, zrozumie, jak niezwykłym człowiekiem jest jego ojciec i jak wielkie spotkało go szczęście, że los pozwolił im się odnaleźć.

– Przygotujesz śniadanie, Jilly? Tatuś powiedział, że też lubi naleśniki.

Podniosła się, przeciągnęła, a pięć minut później, odświeżona i przebrana w dżinsy oraz ciemnozielony sweter, weszła do kuchni.

– Śniadanie na stole – zakomunikowała po kolejnych pięciu minutach swojemu pomocnikowi, który właśnie rozlewał sok pomarańczowy do szklanek.

– Zawołam tatę! – krzyknął z zapałem i wybiegł z kuchni.

Zane zjawił się natychmiast, trzymając Kipa na rękach. Był już ubrany i świeżo ogolony. Jill nie mogła oprzeć się pokusie, aby na niego nie spojrzeć. Na tle kremowego swetra jego oczy wydawały się jeszcze bardziej błękitne.

Uderzyło ją, że on także uważnie jej się przygląda. Zatrzymał dłużej wzrok na jej złotych włosach, zawijających się lekko przy policzkach, a wówczas Jill zaczerwieniła się i poprawiła je z zakłopotaniem.

– Jestem głodny jak wilk. Mógłbym zjeść cały półmisek naleśników, a ty, kolego? – zwrócił się do Kipa.

Nawet nie zwróciła uwagi na to, co odpowiedział chłopiec. Choć Zane mówił do niego, ani na chwilę nie spuszczał oka z Jill.

Uciekła szybko wzrokiem i zajęła się nakładaniem naleśników na talerze.

– To co? Powiesz jej? – spytał Zane, kiedy siedzieli już razem przy stole.

– Zaraz, tato, niech przełknę… – Pokiwał głową malec.

– Co tam znowu wymyśliłeś? – Jill potargała go po czuprynie.

– Tatuś i ja chcemy, żebyś z nami została – powiedział bez namysłu Kip.

– Jestem przecież.

– Ale my chcemy, żebyś z nami zamieszkała.

Mogła się spodziewać, że prędzej czy później Kip wpadnie na taki pomysł, nie sądziła jednak, że wyjawi go w obecności Zane'a, który z całą pewnością byłby temu przeciwny. Spojrzała na niego przelotnie – jego twarz przybrała nagle zagadkowy wyraz.

– Bardzo bym chciała, Kip, ale to chyba niemożliwe – powiedziała powoli, odkładając widelec.

– Nieprawda! Tatuś się z tobą ożeni! Powiedz jej, tatusiu…

Jill poczuła, że robi jej się słabo.

Tymczasem Zane poprawił się na krześle, po czym położył dłoń na ramieniu syna i powiedział spokojnym, pewnym głosem:

– W nocy wszystko ustaliliśmy. Potrzebujemy kobiety, która zaopiekowałaby się nami. Wiem, że nie jestem ideałem, ale wciąż pracuję nad sobą, no a Kip…

– Tatuś zamieszka z nami w Ketchikan, dopóki nie skończę przedszkola – dokończył szybko chłopiec, nie chcąc zwlekać dłużej z przedstawieniem sedna sprawy.

– Potem, kiedy nie będziesz musiała już tam pracować, przeprowadzimy się wszyscy tutaj.

– Chyba że nadal będzie pani chciała pracować jako nauczycielka – przerwał mu ojciec. – Wtedy spróbuję znaleźć pani posadę w Thorne.

– Tatuś powiedział też, że będę mógł pojechać z wami w podróż poślubną. Będziemy oglądać lodowce… I morsy, i foki, i niedźwiedzie polarne… Sama więc pani widzi. Wszystko zostało dokładnie zaplanowane. W tej sytuacji musi pani tylko powiedzieć „tak".

Загрузка...