1835
Noella z rozpaczą rozejrzała się po pokoju.
Była wstrząśnięta tym, jak bardzo się zmienił od czasu jej dzieciństwa. Po wiszących tu kiedyś obrazach pozostały tylko prostokątne ślady na ścianach. Zniknęło też lustro znad kominka, a także piękne francuskie biurko, przy którym jej matka pisywała listy.
Z dawnego umeblowania pokoju została sofa o połamanych sprężynach, dwa sfatygowane fotele i dywan tak wytarty, że nikt nie chciałby go wziąć nawet za darmo.
Resztę rzeczy sprzedano, a przedmioty pozostawione w pokoju nie były warte ani szylinga.
Podeszła do okna i spojrzała na zaniedbany, zarośnięty ogród.
Wzeszły kwiaty posadzone przez matkę.
Między drzewami wyrosły żółte narcyzy. Jednak od dawna nie koszona trawa w niczym nie przypominała zielonego, gładkiego kobierca, który Noella pamiętała z przeszłości.
Krzewy, którym wiosna przywróciła życie, zmagały się w walce o światło z przerastający mi je krzakami dzikich jeżyn.
– Co mam zrobić? – szepnęła.
Wokół panowała głucha cisza. Noella zaszlochała:
– Mamo… pomóż mi… proszę… pomóż mi.
Ciągle jeszcze trudno było jej uwierzyć, że sprawy potoczyły się w tak zawrotnym tempie.
Zanim uświadomiła sobie, co się stało, została zupełnie sama, zdana tylko na siebie.
Kiedy jej ojciec zakończył wspaniałą karierę wojskową, uwieńczoną orderami za dzielność, otrzymał wysoką emeryturę.
Rany, które odniósł na polu bitwy, nadwerężyły jego zdrowie, ale zmarł wiele lat po opuszczeniu wojska.
Wdowie po nim przyznano rentę równą połowie jego emerytury.
Odkąd Noella pamiętała, ich życie było pozbawione trosk, a dom wypełniała miłość. Nigdy nie przyszło jej na myśl, żeby spytać, co powinna zrobić, gdyby straciła także matkę.
Od dziecka Noella uważała za naturalne, że kiedyś poślubi mężczyznę, który się nią zaopiekuje.
Po stracie ukochanego męża pani Wakefield postanowiła dołożyć wszelkich starań, żeby zapewnić córce jak najszczęśliwszą przyszłość.
Przede wszystkim zatroszczyła się o jej gruntowne wykształcenie.
Wszystkie oszczędności, które odłożyli za życia męża, zostały przeznaczone na edukację Noelli.
W rezultacie jej wykształcenie znacznie przewyższało normy przyjęte dla dziewcząt w jej wieku.
Noella była niezwykle inteligentna i błyskawicznie przyswajała przekazywaną jej wiedzę.
Miała zresztą doskonałych nauczycieli.
Wszechstronnie wykształconego pastora miejscowej parafii, emerytowanego dyrektora szkoły oraz guwernantkę, która spędziła wiele lat w arystokratycznych domach.
Noella uwielbiała czytać. Często też oddawała się marzeniom, które jej matka nazywała „podróżowaniem w myślach” po najdziwniejszych miejscach całego świata.
Cóż więcej mogła robić, skoro życie towarzyskie praktycznie nie istniało w cichej wiosce w Worcestershire, do której przybyli po przejściu ojca na emeryturę i zamieszkali w skromnym domku.
Był to stary, biało-czarny budynek z drewna, który Noelli wydawał się najpiękniejszym domem na świecie, pełnym słońca i radości.
Nawet po śmierci męża matka często wieczorami żartowała z Noellą, kiedy dziewczyna odrobiła już lekcje.
Opowiadały sobie historie o skarbie znalezionym w ogrodzie, marzyły o podróżach do miejsc, o których czytała Noella i które pobudzały jej wyobraźnię.
Któregoś dnia, blisko rok temu, Noella miała wtedy siedemnaście lat, niespodziewanie przybyła do nich kuzynka mamy, Caroline Ravensdale z córką.
Matka często wspominała Noelli o kuzynce Caroline, którą wprost uwielbiała. Były rówieśniczkami, znały się od dziecka i razem się wychowały. Matka jednak opowiadała tylko o czasach dzieciństwa. Dopiero kiedy Noella skończyła szesnaście lat, dowiedziała się o późniejszych dziejach Caroline Ravensdale.
Ojciec Caroline, jak się okazało, był o wiele bogatszy od ojca matki Noelli. Któregoś roku rodzice zabrali Caroline na karnawał do Londynu.
Piękna dziewczyna cieszyła się niewiarygodnym powodzeniem.
– Miała włosy tego samego koloru co twoje, kochanie – opowiadała matka Noelli. – W każdym pokoleniu naszej rodziny rodzą się jasnowłose dzieci. To dzięki naszym dawnym szwedzkim przodkom.
Włosy Noelli były złote jak słońce wschodzące nad horyzontem. Ludzie o takich włosach najczęściej mają oczy koloru jasnoniebieskiego nieba, a oczy Noelli przypominały barwę głębokiego błękitu morza przed burzą.
– Po tym niebywałym sukcesie w Londynie – matka ciągnęła opowieść – nikt się nie zdziwił, że Caroline tak cudownie wyszła za mąż.
– Kogo poślubiła, mamo? – zapytała Noella.
– Hrabiego Ravensdale – odpowiedziała matka. – Był od niej znacznie starszy, ale miał potężny majątek w Yorkshire, a poza tym dom w Londynie i jeszcze jeden w Newmarket ze stadniną koni wyścigowych.
Noella słuchała opowieści oczarowana.
– Był dziwnym człowiekiem – matka ciągnęła opowieść – wzbudzał we mnie lęk, kiedy go poznałam.
– Poznałaś go, mamo?
– Oczywiście – odpowiedziała jej matka pierwszy raz, kiedy jeszcze byli zaręczeni i hrabia przyjechał w odwiedziny do rodziców Caroline.
Drugi raz spotkałam go wkrótce po ich ślubie, kiedy odwiedziłam Caroline w Yorkshire.
– Opowiedz mi o tym, proszę.
Pani Wakefield wahała się przez chwilę, zanim spełniła prośbę córki.
– To chyba w czasie tych odwiedzin uświadomiłam sobie po raz pierwszy, że Caroline poślubiła mężczyznę, który mógłby być jej ojcem.
Zastanowiła się przez chwilę, zanim podjęła opowieść.
– Był przystojny i bardzo apodyktyczny.
Odniosłam wrażenie, że traktował Caroline jakby nie była jego żoną, lecz uczennicą.
– A ona nie miała nic przeciwko temu? zapytała Noella.
– Nie chciała o tym rozmawiać, ale sprawiała na mnie wrażenie odrobinę niespokojnej. Życzyłam jej z całego serca szczęścia w tym małżeństwie, ale ona wcale nie wyglądała na szczęśliwą.
Westchnęła i mówiła dalej.
– Yorkshire jest jednak tak daleko stąd, że nie odwiedziłam jej tam powtórnie. Kilka razy byłam jednak ich gościem w Londynie, kiedy hrabia otworzył dom rodziny Ravenów. Cudownie bawiłyśmy się na balach i biegałyśmy razem po sklepach.
Noella zauważyła czułość w oczach matki.
– Kochałyśmy się z Caroline jak siostry.
Pozwalała mi nosić swoje stroje, tak jak w dzieciństwie dzieliłyśmy się zabawkami.
– To musiało być cudowne! – wykrzyknęła Noella.
– Naturalnie – zgodziła się pani Wakefield.
– Pierwszy raz w życiu ubierałam się w drogie i piękne suknie, kochanie. Nie chcę się przechwalać, ale odniosłam wtedy naprawdę ogromny sukces w towarzystwie.
– Przy twojej urodzie nie mogło być przecież inaczej, mamo.
– Choć nie byłam tak urodziwa jak Caroline, kiedy twój ojciec poznał mnie na balu wydanym w domu Ravenów, natychmiast powiedział, że jestem dziewczyną, którą chce poślubić.
– Jakież to romantyczne, mamo! – zawołała Noella.
– To była najcudowniejsza chwila w moim życiu – powiedziała pani Wakefield. – Chciałabym umieć opisać, jak przystojny był twój ojciec w mundurze.
– Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia?
– To uczucie było silniejsze ode mnie – powiedziała pani Wakefield. – Niestety, nie mogliśmy się pobrać tak szybko, jakbym sobie tego życzyła, ponieważ batalion, którym dowodził mój przyszły mąż, został wysłany do Indii.
Noella jęknęła rozczarowana.
– To musiało być straszne dla was obojga.
– Miał tylko tyle czasu, żeby wyznać mi miłość -powiedziała pani Wakefield -i poprosić, żebym na niego czekała. Zgodziłam się.
– Tak więc… wyjechał – wyszeptała Noella.
– Tak. A ja wróciłam na wieś – mówiła pani Wakefield. – Byłam przekonana, że żaden inny mężczyzna nie spodoba mi się bardziej i nie będzie dla mnie znaczył tyle co twój ojciec.
– Jestem jednak pewna, że miałaś i innych konkurentów – domyśliła się Noella.
– Tak, dwóch czy trzech – potwierdziła pani Wakefield. – Byłoby ich więcej, gdybym ich ośmieliła.
– Ale ty czekałaś na ojca.
– Nie było go prawie osiem lat – powiedziała pani Wakefield -a kiedy wrócił do kraju, bardzo się bałam, że mnie nie zechce.
– Chyba pisał do ciebie.
– Dwa, trzy listy tygodniowo – odpowiedziała pani Wakefield z dumą -w których wyznawał, że wciąż o mnie myśli i modli się, żeby jego pułk został odesłany do Anglii.
– Nie chciałaś nigdy pojechać do niego do Indii? – zapytała Noella.
– Podróż trwała wtedy prawie pół roku odparła pani Wakefield. – Nawet gdyby moi rodzice mieli pieniądze na sfinansowanie takiej eskapady, nie pozwoliliby mi samej wyjechać tak daleko od domu.
– Biedna mama. Musiałaś więc czekać tutaj tak długo! – zawołała Noella.
– Byłam na swój sposób szczęśliwa. Kiedy twój ojciec nareszcie wrócił do domu, natychmiast się pobraliśmy, mimo że lekarze zalecali mu odpoczynek po ranach odniesionych w Indiach.
Pani Wakefield uśmiechnęła się i ciągnęła opowieść.
– Ale pamiętasz, jaki uparty był ojciec, kiedy coś postanowił. Skoro więc się uparł, że mnie poślubi, wszyscy lekarze świata nie byliby go w stanie powstrzymać. Wzięliśmy ślub w wiejskim kościele w towarzystwie kilkorga przyjaciół, którzy wypili toast za nasze zdrowie.
– Wyobrażam sobie, co czułaś, kiedy porównałaś swój skromny ślub ze wspaniałym weselem kuzynki Caroline – zadumała się Noella.
– Wesele Caroline było bardzo huczne.
Oprócz mnie miała siedem innych druhen.
Pani Wakefield zamyśliła się na chwilę, ale szybko powróciła do swojej opowieści.
– Ja nie miałam drużek ani paziów, ale kiedy wychodziłam za twojego ojca, wydawało mi się, że anioły śpiewają nad nami i spowija nas niebiańskie światło.
Jej głos zadrżał nieco, kiedy kontynuowała opowieść.
– Trzy miesiące później okazało się, że jestem w ciąży. Z tobą, kochanie.
– Cieszyłaś się, mamo?
– Oboje byliśmy tak wzruszeni i zachwyceni, że nie wierzyliśmy, iż mogą istnieć ludzie szczęśliwsi od nas.
– Opowiedziałaś o wszystkim kuzynce Caroline – domyśliła się Noella.
– Tak. Natychmiast wysłałam do niej list powiedziała pani Wakefield -a Caroline odpisała, że ona również oczekuje kolejnego dziecka. Miała już wtedy syna, którego urodziła w dziewięć miesięcy po ślubie.
Matka opowiedziała Noelli o listach, które kuzynki wysyłały do siebie każdego tygodnia, opisując swoje uczucia i dzieląc się refleksjami.
Któregoś tygodnia stała się bardzo dziwna rzecz. Listy kuzynek minęły się i obie przekonały się, że napisały te same słowa:
Lekarze twierdzą, że rozwiązanie nastąpi w Boże Narodzenie albo dzień, dwa przed lub po świętach.
Jestem pewna, że również ty urodzisz dziecko w tym czasie. Mam nadzieję, że zgodzisz się na mój pomysł, żeby chłopcu dać na imię Noel, a dziewczynce Noella.
– Nie było nic nadzwyczajnego w tym, że wpadłyśmy na ten sam pomysł w tym samym czasie i wysłałyśmy jednakowo brzmiące listy powiedziała pani Wakefield do córki. – Caroline i ja byłyśmy sobie bardzo bliskie.
Pani Wakefield uśmiechnęła się i dodała:
– Nie tylko myślałyśmy w ten sam sposób, ale również wyglądałyśmy jak siostry. Myślę, że obie oczekiwałyśmy, że również nasze dzieci będą do siebie podobne, chociaż miały różnych ojców.
Córka pani Wakefield zawsze była ciekawa losów Noelli Raven, która była nie tylko jej imienniczką. Dziewczyny były też rówieśniczkami, obie przyszły na świat w święta Bożego Narodzenia, mimo to nigdy jeszcze się nie spotkały.
Noella nie rozumiała, dlaczego nie poznała jeszcze swojej kuzynki. Dopiero po wielu latach pani Wakefield uznała, że jej córka jest dość dorosła, żeby poznać całą historię.
Noella pamiętała, że matka opowiadała ją ściszonym głosem, trochę zażenowana.
Dwa lata po powiciu córki hrabina Ravensdale zakochała się szaleńczo w mężczyźnie, którego poznała, gdy wraz z mężem wybrała się na wyścigi konne do Newmarket.
Kapitan D'Arcy Fairburn był przystojnym hulaką. Słynął z tego, że gdziekolwiek się pojawił, łamał serca niezliczonym niewiastom.
Miał przy tym tyle rozbrajającego uroku, że był mile widziany zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, i podejmowano go w najlepszym towarzystwie. Sam zresztą pochodził z dobrej rodziny, tyle że był namiętnym hazardzistą.
Purytańscy krewni Fairburna tracili humor, kiedy ktoś wspominał go w ich obecności.
To jednak absolutnie nie przeszkadzało D'Arcy'emu w wędrówkach od buduaru do buduaru.
Z drugiej strony był doskonałym i uznanym sportowcem; przyjmowano go w Jockey Clubie i w domach członków najbardziej ekskluzywnych klubów w Saint James.
Łatwo można było przewidzieć, że przywrócona światu po dwóch latach pobytu w Yorkshire Caroline zakocha się w tym pożeraczu niewieścich serc. Co jednak dziwniejsze, on także stracił dla niej głowę.
– I ja, i wiele innych osób byliśmy jednak szczerze zdumieni – opowiadała pani Waleefield – kiedy Caroline uciekła z kapitanem D'Arcym Fairburnem, zabierając ze sobą Noellę.
– Domyślam się, jaki to musiał być szok dla wszystkich – Noella słuchała opowieści z przejęciem.
– Wszyscy byliśmy zaszokowani – odparła matka -a hrabia był bardzo rozgniewany, naprawdę go to wzburzyło. Natomiast Caroline napisała mi w liście, że wyjeżdża za granicę.
Najpierw udali się do Paryża, a później podróżowali po całej Europie, wybierając te miasta, w których Fairburn mógł się oddawać hazardowi.
– Dlaczego hrabia nie zdecydował się na rozwód? – zapyta Noella.
– Wszyscy przypuszczali, że się z nią rozwiedzie – mówiła matka – ale w trosce o własne dobre imię nie chciał wywoływać skandalu.
Nie zapominaj bowiem, że sprawą musiałaby się zająć Izba Lordów.
– Co się działo później?
– Caroline zniknęła i nie odezwała się do mnie przez następnych kilka lat.
Noella zauważyła, że matka ciągle czuła urazę do Caroline za tak długie milczenie.
– Ale oto któregoś roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia otrzymałam od niej list, w którym napisała, że jej Noella jest śliczną dziewczynką i że bardzo chciałaby wiedzieć, czy ty jesteś do niej podobna.
– Domyślam się, że byłyśmy do siebie bardzo podobne.
Musiało jednak upłynąć dużo czasu, zanim córka pani Wakefield mogła potwierdzić to przypuszczenie.
Matka, wyjaśniając Noelli dzieje swojej kuzynki, dodała że Caroline przestała używać tytułu hrabiny i nazwiska męża. Zmieniła je na Fairburn.
– Miała nadzieję – mówiła pani Wakefield że dzięki temu ludzie, których poznała za granicą, będą myśleli, że jest żoną Fairburna.
– A co się stało z synem, który został z mężem Caroline? – zapytała Noella.
– Zostawiła go przy ojcu z oczywistych powodów.
Przecież to on był dziedzicem hrabiowskiego majątku. Często się zastanawiałam pani Wakefield westchnęła – jak bardzo nieszczęśliwy i samotny musiał być ten chłopiec pozbawiony matczynej opieki.
Cała ta historia wydała się wtedy Noelli fascynująca, ale dość trudna i skomplikowana, toteż nie zaprzątała sobie nią myśli do czasu, gdy niespodziewanie, mniej więcej rok temu, pojawiła się w ich domu pani Fairbum. Towarzyszyła jej córka.
Był wczesny wieczór. Noella siedziała z matką przed kominkiem w bawialni. Rozmawiały o przeróbkach sukni, aby nadać jej modny wygląd, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
– Ciekawe, któż to może być? – zdziwiła się pani Wakefield.
– Pójdę otworzyć, mamo – powiedziała Noella.
– Niania jest zajęta w kuchni przygotowaniem kolacji.
Wyszła z małej bawialni i wąskim korytarzem pośpieszyła do drzwi. Kiedy je otworzyła, ze zdumieniem zauważyła stojący na dziedzińcu powóz, a na schodach kobietę w średnim wieku i towarzyszącą jej młodą dziewczynę. Było bardzo chłodno, więc obie damy były mocno opatulone.
– Ty jesteś Noella! – wykrzyknęła kobieta.
W tej samej chwili do drzwi podeszła pani Wakefield i zawołała szczerze zdumiona:
– Caroline! Czy to naprawdę ty?
– Tak, to ja. Averil, przybywam do ciebie z prośbą o pomoc.
Kuzynki ucałowały się na przywitanie. Noella przyglądała się swojej imienniczce. Miała wrażenie, że patrzy na własny portret. Noely tak na nią mówiła matka – miała włosy tego samego koloru, takie same ciemnoniebieskie oczy i identyczny uśmiech.
– Mogłybyśmy uchodzić za bliźniaczki powiedziała Noella.
Pani Wakefield posadziła gości przy kominku, a woźnica wynajętego powozu wyładował ich bagaże.
Historia, którą opowiedziała Caroline, była długa i smutna. Kuzynki rozmawiały szeptem, ale Noella słyszała każde słowo opowieści pani Fairburn.
Z upływem czasu jej przyjaciel coraz bardziej lekkomyślnie oddawał się hazardowi. Zadłużył się tak dalece, że zaczął przyjmować pieniądze od kobiet.
Któregoś dnia wdał się w karcianą awanturę, w czasie której został wyzwany na pojedynek.
Caroline ze strachu o niego odchodziła od zmysłów. Pocieszała się jednak myślą, że walczył już w wielu pojedynkach i zawsze wychodził z nich obronną ręką.
Być może dlatego, że się postarzał, a może jego przeciwnik był nie tylko młodszy, ale też lepiej strzelał, dość że kapitan Fairbum został ranny w pojedynku i zmarł trzy dni później.
Caroline i Noely zostały same i praktycznie bez środków do życia.
– Myślałam, że będę mogła liczyć na pomoc moich przyjaciół, których tylu miałam w Neapolu, bo tam właśnie zdarzyła się ta tragedia – opowiadała pani Fairbum – ale wszyscy odsunęli się ode mnie. Uświadomiłam sobie wtedy, że jedynym ratunkiem dla mnie i Noely jest powrót do Anglii.
– Postąpiłaś bardzo rozsądnie – przyznała pani Waleefield.
– Nie mamy pieniędzy – ciągnęła Caroline – ani też nikogo, kto mógłby nam pomóc.
– Możecie zostać u nas – zaproszenie zabrzmiało ciepło i szczerze w ustach pani Wakefield.
– Najdroższa Averil, wiedziałam, że to powiesz, ale nie mogę się narzucać.
– Ależ Caroline! Jestem bardzo szczęśliwa, że znów będziemy razem.
Wspominając tamte dni Noella przypomniała sobie, że jej matka była istotnie bardzo szczęśliwa w towarzystwie Caroline. Ona sama zaś lubiła rozmawiać z Noely.
Mimo że były do siebie tak podobne, Noely wydawała się starsza. Być może pobyt na kontynencie tak na nią wpłynął.
Wiodła wówczas bogate życie towarzyskie i często podróżowała od jednego kasyna do drugiego. Opowiadała teraz swojej imienniczce historie, o których ta nigdy wcześniej nie słyszała.
Niektóre obserwacje Noely cechował jednak osobliwy cynizm, który nie pasował do jej delikatnej, pięknej twarzy.
– Jeśli chodzi o pieniądze, tata był beznadziejny – mówiła Noely.
Noella wiedziała, że mówiąc „tata”, jej rozmówczyni ma na myśli kapitana Fairburna, a nie swojego naturalnego ojca.
– Musiało być wam… ciężko – powiedziała Noella z wahaniem.
– Przeszłyśmy istne piekło – odparła Noely.
– Często miałyśmy do wyboru albo wyłudzać posiłki od obcych ludzi, albo cierpieć głód.
W jej głosie zabrzmiał ostry ton, który nie uszedł uwagi Noelli.
Po jakimś czasie, kiedy dziewczęta poznały się lepiej, Noely wyznała:
– Miałam już tak dość zamartwiania się, skąd weźmiemy następny posiłek, że któregoś dnia – byłyśmy wtedy w Wenecji – zdecydowałam się napisać do mojego prawdziwego ojca, hrabiego Ravensdale.
Noella była zdumiona.
– To odważny krok.
– Opisałam mu, jak beznadziejna była nasza tułaczka po europejskich kasynach i zapytałam, czy pozwoliłby mi wrócić do domu.
Wstrząśnięta Noella w pierwszej chwili pomyślała, że potajemne wysłanie listu do ojca było wysoce nielojalne wobec matki. Potem jednak uświadomiła sobie, jak ciężko było im żyć bez pieniędzy i jak poniżające dla Noely było udawanie córki człowieka, który nie był nawet mężem jej matki.
– Czy zdajesz sobie sprawę – mówiła Noely że w rzeczywistości jestem lady Noella Raven?
– Nie pomyślałam o tym – odparła Noella.
– A jednak to prawda. Tylko że teraz, kiedy D'Arcy Fairburn nie żyje, będę musiała się zaopiekować matką – Noely westchnęła. -
Naturalnie, mój ojciec nigdy nie wybaczy mamie ucieczki, również krewni się od niej odwrócili.
W tej sytuacji nie mam wyboru, muszę pozostać Noellą Fairburn.
– Tak bardzo ci współczuję – powiedziała Noella – miejmy nadzieję, że coś się jednak wydarzy.
– Ale co? – zapytała Noely.
Jak się później okazało, wydarzenia potoczyły się w sposób równie nieoczekiwany, co tragiczny.
Przez kilka miesięcy cała czwórka żyła bardzo oszczędnie ze skromnej renty pani Wakefield, nieustannie radząc nad sposobami zdobycia jakichś pieniędzy.
Caroline musiała sprzedać futra i wszystkie przedmioty przedstawiające jakąkolwiek wartość, żeby zdobyć pieniądze na opłacenie powrotnej podróży do Anglii. Kiedy przybyła z córką do domu pani Wakefield, miała przy sobie zaledwie parę funtów.
Wszystkie zdawały sobie sprawę, że nie mogą tak żyć bez końca.
Któregoś dnia Caroline otrzymała list. Kiedy go przeczytała, krzyknęła z radości.
– Nareszcie dobra wiadomość! Cudowne wieści, Averil.
– Cóż się stało? – zapytała pani Wakefield.
– To od przyjaciela, bardzo dobrego przyjaciela.
Nazywa się Leon Rothman. Jutro przybywa do Anglii i chce się ze mną zobaczyć.
Spojrzała na córkę.
– Kochanie, pamiętasz, że w dniu naszego wyjazdu z Neapolu zatrzymałam się koło jego willi i zostawiłam list, w którym informowałam go, że wyjeżdżamy do Anglii i mamy nadzieję się tutaj zatrzymać?
Kiedy Caroline opowiadała o swoim przyjacielu, w jej głosie pojawiła się osobliwa nuta.
– Był wtedy w Afryce, tak więc mój list przeczytał dopiero przed tygodniem, kiedy wrócił do Neapolu. Natychmiast ruszył w drogę moim śladem. Teraz wszystko się odmieni.
– Czy to oznacza – pytała pani Wakefield że zamierzasz poślubić tego dżentelmena, Caroline?
Caroline spojrzała na nią zaskoczona i powiedziała:
– Poślubić go? Ależ to niemożliwe.
On już jest żonaty. Ale jest bogaty, bardzo bogaty. I zawsze był bardzo oddanym… przyjacielem.
W chwili ciszy przed słowem „przyjaciel” było więcej treści, niż Caroline zawarła w całym zdaniu. Noella nie zrozumiała tego niuansu, ale nie uszło to uwagi jej matki, która przyglądała się kuzynce z dezaprobatą. Wstała od stołu i zanim wyszła z pokoju, powiedziała:
– Mam nadzieję, że nie spotka cię zawód, Caroline.
Następnego ranka Caroline i Noely wyruszyły wynajętym powozem do Worcester, gdzie w najlepszym hotelu czekał na nie Rothman.
– Z pewnością zechce nas natychmiast zabrać do Londynu – mówiła z przekonaniem Caroline – kiedy dojedziemy na miejsce, przyślemy po resztę naszych bagaży, choć jestem pewna, że Leon kupi nam wszystko, czego będziemy potrzebowały.
Zabrały ze sobą tylko tyle rzeczy, żeby im wystarczyło na dwie, trzy noce.
Ich podniecenie tak się udzieliło Noelli, że upłynęła dłuższa chwila od wyjazdu Caroline i jej córki, zanim uświadomiła sobie, że jej matka odnosi się do całej historii z dezaprobatą.
Wróciły do bawialni i pani Wakefield rzekła niespodziewanie:
– Najdroższa, byłabym tak szczęśliwa, gdybyś i ty miała okazję poznać takich ludzi, jakich ja znałam w młodości.
– Jakich?
– Damy i dżentelmenów, prowadzących przyzwoity tryb życia – odpowiedziała ostro.
Wzięła córkę za rękę i usiadły razem na sofie.
– Posłuchaj, Noello, masz już prawie osiemnaście lat i jesteś dość inteligentna, żeby zrozumieć, że niektórzy postępują dziwnie, może źle. Ale to ich sprawa. Obiecaj mi, że ty zawsze będziesz próbowała robić w życiu to, co jest słuszne i dobre.
– Ależ oczywiście, mamo.
Matka wypowiedziała te słowa z taką powagą, że po chwili Noella domyśliła się.
– To twoja kuzynka Caroline wytrąciła cię z równowagi, prawda? Ale dlaczego? Myślisz, że źle robi, okazując tak wielką radość ze spotkania z tym panem?
Przez chwilę myślała, że mama pozostawi jej pytanie bez odpowiedzi. Ta jednak rzekła:
– Kocham Caroline od najmłodszych lat, ale chcę, żebyś ty, kochanie, zrozumiała, że popełniła błąd, opuszczając męża i uciekając z mężczyzną, którego nie mogła poślubić.
Zamilkła na chwilę, jakby ważąc słowa, po czym ciągnęła dalej:
– Źle uczyniła też, spotykając się z tym jakimś panem Rothmanem, i oczekując opieki od żonatego mężczyzny, który ma własną rodzinę.
– Rozumiem, co chcesz powiedzieć, mamo.
– Miłość to bardzo dziwne uczucie – kontynuowała matka. Kiedyś zrozumiesz, że gdy jest się zakochanym, wszystko widzi się z innej perspektywy i wydaje się, że nic nie ma znaczenia, oprócz siły i blasku własnych uczuć.
Wciągnęła głęboko powietrze, zanim ze spokojem zaczęła mówić dalej.
– Ale miłość dana jest nam przez Boga i jeśli ją zdradzimy, jeśli uczynimy źle, wtedy zbezcześcimy coś doskonałego, boskiego w swojej istocie.
Słowa te zaskoczyły Noellę, więc jej matka pochyliła się, by ją ucałować.
– Modlę się z całego serca, byś kiedyś zakochała się w mężczyźnie tak wspaniałym i szlachetnym jak twój ojciec. Wtedy zrozumiesz, że miłość, która łamie boskie prawa, hańbi tych, którzy się na nią godzą.
Powiedziawszy to, pani Wakefield podniosła się z sofy i wyszła z pokoju, żeby ukryć przed córką łzy.
Po jej wyjściu Noella głęboko zastanawiała się nad znaczeniem jej słów.
Nie mogła odpędzić od siebie myśli o niesprawiedliwości losu, który zrządził, że Noely żyła w nędzy pozbawiona wszystkich przywilejów, do których miała prawo jako córka swojego ojca.
– Być może kiedyś hrabia przebaczy kuzynce Caroline – pomyślała Noella z optymizmem – wtedy Noely będzie mogła być sobą i żyć w dostatku, do którego tęskni.
Ona sama zawsze żyła skromnie i nie marzyła o fortunie.
Ale wtedy nie wiedziała jeszcze, jakie nieszczęście ją czeka ani jak przeznaczenie odmieni jej życie.
Trzy dni po wyjeździe Caroline i Noely powróciły.
Kiedy tylko Noella powitała je u progu, od razu spostrzegła, że stało się coś strasznego.
Weszły do domu bardzo blade i zdenerwowane.
Caroline opadła na sofę bez sił, jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa, i powiedziała do pani Wakefield:
– Trudno mi o tym mówić – sama nie mogę w to uwierzyć – ale Leon Rothman nie żyje.
– Nie żyje? – wykrzyknęła pani Wakefield.
– Zmarł dzisiaj wczesnym rankiem. Zaraz potem zabrałam Noely i wyjechałyśmy stamtąd.
– Ale dlaczego? Co się stało?
– Zaraził się jakąś chorobą w Afryce i po przyjeździe do Neapolu powinien pójść do szpitala. Lecz kiedy przeczytał mój list, postanowił natychmiast przybyć mi z pomocą.
Caroline Fairburn mówiła z wysiłkiem, z trudem panując nad łamiącym się głosem.
– W drodze do Anglii miał wysoką gorączkę i jakaś okropna trucizna opanowała całe jego ciało.
Szlochając ciągnęła dalej:
– Kiedy dotarłyśmy do hotelu, jego sługa opowiedział nam o chorobie i o tym, że wezwany przezeń miejscowy lekarz nie miał pojęcia, jak leczyć jego pana.
Caroline opowiadała ze łzami w oczach.
– Zmagał się z chorobą. Walczył o życie z taką samą determinacją, jaką wykazywał w interesach. Ale umarł. Odjechałyśmy stamtąd z poczuciem winy. Nic jednak nie mogłyśmy już dla niego zrobić.
Caroline wybuchnęła płaczem. Pani Wakefield objęła ją.
– Tak mi przykro, tak mi przykro – szeptała.
– Averil, co ja teraz pocznę? To była moja ostatnia nadzieja. Chciałabym też umrzeć.
Pani Wakefield próbowała ją pocieszać. Po jakimś czasie zaprowadziła wyczerpaną Caroline do sypialni.
Następnego ranka okazało się, że Caroline i jej córka zaraziły się chorobą, na którą zmarł Leon Rothman.
Lekarz był bezsilny. Zalecił jedynie chorym, żeby pozostały w łóżkach. Przepisał jakieś lekarstwo, które wyglądem i skutecznością przypominało farbowaną wodę.
Matka stanowczo zabroniła Noelli zbliżać się do chorych i sama opiekowała się Caroline i jej córką. Noella protestowała, ale pani Wakefield powiedziała:
– Masz się trzymać z daleka od ich pokoju. Pomóż niani w kuchni gotować i przynosić jedzenie na górę, ale jeśli się zbliżysz do którejś z nich, będę się bardzo gniewała.
– Zrobię, co mi każesz, mamo, ale proszę, żebyś się nie przemęczała.
Później doszła do wniosku, że to właśnie w wyniku przemęczenia jej matka, osoba i tak nie najlepszego zdrowia, zaraziła się tą samą chorobą.
Caroline i jej córka zmarły tego samego dnia, w odstępie kilku godzin. Pani Wakefield umarła, jeszcze zanim ich ciała zostały zabrane z domu.
Początkowo Noella miała wrażenie, że wszystko to jest złym snem, z którego zaraz się zbudzi.
Po pogrzebie matki Noella została sama z nianią w pustym domu i bez pieniędzy.
Ich życie stawało się trudniejsze z każdym dniem.