ROZDZIAŁ 5

Wracali do zamku z przejażdżki. Noella myślała o tych kilku pierwszych dniach spędzonych w Ravensdale. Było to cudowne przeżycie.

Hrabia zabierał ją na wycieczki, w czasie których mogła dokładnie zwiedzić posiadłość.

Niektóre z wypraw odbywali wierzchem.

Noella z satysfakcją stwierdziła, że nie zapomniała jazdy konnej, choć upłynęło już pięć lat od śmierci ojca, kiedy to ich sytuacja materialna zaczęła się pogarszać i matka musiała sprzedać konie.

Wierzchowce hrabiego były wspaniałymi, rasowymi i doskonale ułożonymi zwierzętami.

Miała cudownego opiekuna i kompana w osobie gospodarza Ravensdale. Była szczęśliwa.

Wieczorami, kiedy wracała do sypialni, uświadamiała sobie, że darzy hrabiego coraz większą sympatią, choć wciąż nie potrafiła się uwolnić od strachu przed jego niezrozumiałymi, zaskakującymi reakcjami.

Potrafił być ujmująco miły. Chętnie odpowiadał na wszystkie pytania i wydawał się zadowolony z jej towarzystwa. Ale chwilę później, zupełnie nieoczekiwanie, stawał się zgorzkniały, kłótliwy i przyglądał się jej podejrzliwie.

W takich chwilach serce Noelli waliło ze strachu, że hrabia odgadł mistyfikację.

Kiedy jednak głębiej się nad tym zastanawiała, dochodziła do wniosku, że zachowanie hrabiego nie wynikało z jego nieufności wobec niej, ale z podejrzliwości wobec kobiet w ogóle. ' Była też przekonana, że hrabia obawia się z jej strony czegoś nieodpowiedniego, jakiejś niemiłej niespodzianki, która ujawni, że życie w towarzystwie matki i Fairburna naznaczyło ją nieusuwalnym piętnem.

Noella nie miała jednak pojęcia, czego dokładnie się hrabia obawiał. Za mało wiedziała o miejscach, w których obracała się Noely, J żeby wyobrazić sobie ich ewentualne zgubne skutki.

Naturalnie kuzynka poinformowała ją o złej sławie weneckich kasyn. Opowiedziała o comiesięcznych festiwalach, w czasie których wszyscy oddawali się rozmaitym uciechom, ale nie dowiedziała się, na szczęście, że każda wenecka dama musiała mieć swojego cicerona, przewodnika lub kochanka, choć w istocie nie zawsze prowadziło to do zbliżenia cielesnego.

O weneckich dżentelmenach Anglicy zwykli mawiać, że mają oni nieco „inne zainteresowania”, które dotyczą wszystkich pięknych kobiet w mieście, ale z pominięciem własnych żon.

Gdyby Noella wiedziała, że hrabia miał wobec niej tego typu obawy, nie tyle by się przestraszyła, ile zdziwiła. Od urodzenia mieszkała bowiem na wsi i była bardzo naiwna.

Słyszała od kuzynki, że paryżanki upiększały się kosztowną biżuterią, a na ich cześć wydawano przyjęcia, które nazywano „orgiami”.

Nie wiedziała jednak zupełnie, jakie niegodziwości kryją się za tą nazwą.

Podobnie było w Rzymie. Noely często opowiadała o komplementach, których się nasłuchała od ciemnookich Włochów, poznanych przez Fairburna w kasynach:

– Trochę się ich bałam – powiedziała kiedyś. – Czasem przychodzili do mamy, a ja uciekałam od nich i ukrywałam się na wypadek, gdyby chcieli się ze mną kochać.

– A dlaczegóż chcieliby to robić? – zapytała Noella, wpatrując się w kuzynkę szeroko otwartymi oczami.

Szybko jednak sama odpowiedziała:

– A, już wiem. Z pewnością chcieli się z tobą ożenić.

Noely odwróciła wzrok i rumieniąc się wyjaśniła:

– W Italii o małżeństwach decydują rodzice.

Włosi żenią się bardzo młodo.

– Czy to znaczy, że zalecali się do ciebie żonaci mężczyźni?

Noely milczała przez chwilę, po czym powiedziała:

– Pomówmy o czym innym. Dzięki Bogu, porzuciłyśmy Wenecję, Rzym, Neapol, Paryż i wszystkie te miejsca na zawsze. Gdziekolwiek mama będzie chciała stąd wyjechać, ja wolę zostać tutaj.

Noella była wtedy bardzo zadowolona, że kuzynka tak dobrze się czuje w jej towarzystwie.

Zaproponowała jej spacer po ogrodzie i rozmowę na ciekawsze niż mężczyźni tematy.

Teraz jednak była pewna, iż hrabia ją obserwuje i jest gotów natychmiast zareagować na każde niegodne damy zachowanie. Zapewne był przekonany o ich nieuchronności. Co gorsza, mógł też wierzyć, że zaraza „rynsztoków Europy” pozostawiła na Noelli nieusuwalne piętno.

Nie miała innego wyjścia, jak zachowywać się z godnością i unikać sytuacji, które mogłyby go sprowokować do kłopotliwych pytań.

Nie chciała urazić jego uczuć, toteż nie wypytywała go o jego przeszłość, zadowalając się informacjami, które przekazywała jej niania.

Ta zaś miała ich sporo, jako że większość służby stanowili ludzie w starszym wieku, którzy służyli Ravenom od lat i znali hrabiego od dziecka.

Często przed zaśnięciem Noella zastanawiała się, dlaczego Caroline zdecydowała się na tak okrutny postępek wobec własnego syna. „Dlaczego nie zabrała ich obojga?” Któregoś wieczoru domyśliła się odpowiedzi na to pytanie.

Gdyby Caroline odeszła z córką i synem, hrabia by jej tego nie darował. Znalazłby ją i odebrał oboje dzieci. Z pewnością nie pozwoliłby bowiem, żeby jego syn, dziedzic tytułu i majątku, był wychowywany przez innego mężczyznę i kształcony poza Anglią.

Wszystko to było dla Noelli szalenie skomplikowane.

Często myślała o dniu, kiedy Caroline i Noely pozbawione środków do życia przybyły do domu jej matki. Caroline musiała wtedy bardzo żałować, że oddała życie w dobrobycie dla poniewierki.

A zamek i posiadłość wydawały się Noelli coraz wspanialsze. Każdego dnia poznawała nowe skarby i cudowne budowle znajdujące się w okolicy.

Oprócz świątyni Czterech Wiatrów obejrzała kamienne mauzoleum o wspaniale rzeźbionym wnętrzu. Zachwyciła ją cudowna fontanna.

Był to posąg Atlasa dźwigającego Ziemię i to z niej właśnie tryskała woda.

Kiedy Noella ujrzała tę rzeźbę, oniemiała z zachwytu i znieruchomiała.

Hrabia uśmiechnął się do niej i powiedział, że przypomina mu jedną z rzeźb. Uwagę tę wygłosił dobrze znanym Noelli, chłodnym tonem, dlatego nie zorientowała się, że miał to być komplement. Wokół było tyle ciekawych rzeczy, że troszczyła się jedynie o to, żeby nie pominąć niczego ważnego.

Gdzieś w zakamarkach świadomości czaił się wciąż strach, że któregoś dnia jej oszustwo wyjdzie na jaw, że w poniżający, haniebny sposób zostanie odprawiona z zamku.

Gdyby tak się miało stać, byłoby to jak wyrzucenie z raju. Obawa przed takim zakończeniem jej przygody musiała się odbić na jej twarzy, bo hrabia zapytał:

– Czym się martwisz?

– Niczym… tylko pomyślałam właśnie, że jeśli to wszystko jest tylko snem, kiedy się obudzę, nie będzie zamku, fontanny, świątyni i ogrodu.

– A co z właścicielem tego wszystkiego? zapytał hrabia.

Spojrzała na niego. Wyglądał cudownie na wielkim, czarnym ogierze.

– Ty też wydajesz mi się… nierealny – odpowiedziała.

– Kim więc jestem? – zapytał z uśmiechem.

– Może bogiem z Olimpu. I równie nieprzewidywalnym – rzekła bez zastanowienia.

– Co masz na myśli?

Nie powinna była dopuścić, żeby rozmowa tak się potoczyła. Popełniła błąd, nie pozostawało nic innego, niż szczerze mu odpowiedzieć.

– Wiele razy czytałam, że Zeus i wszyscy inni bogowie byli bardzo chimeryczni, zmienni w swoich sympatiach i antypatiach, no i zachowywali się wyniośle wobec istot ludzkich.

– Rzeczywiście takie masz o mnie zdanie?

Pomyślała, że ta rozmowa przybrała zbyt osobisty charakter. Po chwili namysłu powiedziała:

– Czasami jesteś dla mnie bardzo…

miły… a czasami… boję się ciebie.

Przez chwilę jechali w milczeniu, które przerwał hrabia:

– Jesteś zupełnie inna, Noello, niż myślałem.

Spojrzała na niego zdziwiona i zapytała:

A co myślałeś?

– Że spotkam kogoś bardzo światowego, komu po latach spędzonych w kosmopolitycznej Europie trudno będzie polubić wiejskie życie w Anglii.

Noella westchnęła. Gdyby mogła mu powiedzieć, że nigdy nie poznała innego życia, że nawet nie była go ciekawa, że nie ma dla niej piękniejszego miejsca na świecie niż Yorkshire.

Hrabia milczał. Zrozumiała, że czeka na jej odpowiedź.

– Mam nadzieję, że chciałeś mi powiedzieć, iż moje towarzystwo sprawia ci przyjemność… jeśli tak, to jestem bardzo szczęśliwa – powiedziała poganiając konia, żeby odjechać od hrabiego.

Kiedy ją dogonił, nie powrócili już do tego tematu.

Noella z niedowierzaniem myślała o szczęściu, które ją spotyka. Każdego poranka budziła się niecierpliwie oczekując nowych atrakcji, których codziennie dostarczał jej hrabia.

Smaczne, obfite posiłki jedzone cztery razy dziennie sprawiły, że wróciła jej energia i ciekawość świata. Zauważyła też, że niania i Hawkins odmłodnieli i sprawiali wrażenie szczęśliwych.

W czasie porannej toalety w sypialni mogły rozmawiać z nianią bez obaw, że ktoś je podsłucha.

Któregoś ranka Noella dowiedziała się od swojej opiekunki, że wśród służby nie ma nikogo, kto by cokolwiek podejrzewał.

– Mówią, że jesteś nawet ładniejsza od hrabiny – mówiła niania. – Mnie to nie dziwi, bo twoja matka była o wiele piękniejsza od pani Fairburn, jak kazała się nazywać.

– Jakie to szczęście, że byłam tak podobna do Noely.

– Po mojemu – mówiła mania – to Bóg czuwał nad nami, że się tu znaleźliśmy. Gdybyśmy zostali w domu, już dawno byśmy pomarli.

Niania powiedziała to z takim przekonaniem, że Noella nie ważyła się nawet sprzeciwić.

Z każdym dniem coraz trudniej było jej uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno nie miała środków do życia i najmniejszej choćby nadziei na jakąś odmianę.

Z tych myśli wyrwał ją widok zamku, który ukazał się jej w promieniach słońca.

– Czyż może być coś piękniejszego? – zapytała półgłosem.

– To samo pytanie zadaję sobie setki razy i nigdy nie zrozumiem powodów, dla których ktoś chciałby stąd uciekać.

Noella domyśliła się, że hrabia miał na myśli matkę.

– Jeśli chodzi o mnie, gotowam spędzić tu wieczność.

– To nie będzie, oczywiście, możliwe.

– Dlaczego? – Noella spojrzała na niego zdziwiona stanowczym tonem jego głosu.

– Ponieważ kiedyś wyjdziesz za mąż – odparł.

Noella odetchnęła z ulgą, ponieważ przez chwile myślała, że hrabia odsyła ją z zamku z innych powodów.

– Nie ma potrzeby się z tym śpieszyć powiedziała niefrasobliwie. – Jeśli mnie nikt nie poprosi o rękę, nie będę żałowała. Chętnie zostanę tu jako stara panna.

Wjechali na dziedziniec i zatrzymali się przed wejściem. Dwaj służący podbiegli do nich i chwycili konie za uzdy. Hrabia zeskoczył na ziemię i pomógł zejść Noelli, podając jej rękę.

Spojrzała na niego. Był taki silny i przystojny.

Nie potrafiła sobie wyobrazić, że istnieje na świecie mężczyzna piękniejszy i mądrzejszy.

Kiedy dotarli na szczyt kamiennych schodów i weszli do hallu, hrabia powiedział:

Przebierz się szybko. Sir Stephen Horton będzie na obiedzie.

– Znowu? – powiedziała Noella odwracając się do służącego, żeby mu podać szpicrutę i kapelusz. Hrabia zapewne nie usłyszał jej.

Kiedy szła do sypialni, poczuła się rozczarowana tym, że zjedzą obiad we troje, a nie, jak liczyła, we dwoje z hrabią.

W minionym tygodniu hrabia wydał dwa lub trzy małe przyjęcia, na które zaprosił przyjaciół i sąsiadów. Rozmawiali o lokalnych wyścigach konnych, które zaplanowano na przyszły miesiąc. Rozprawiali też o koniach, których hrabia był wielkim znawcą. Większość gości stanowili starsi mężczyźni. Zdziwiła ich obecność Noelli, nie wiedzieli bowiem, że hrabia sprowadził swą siostrę. Dziewczyna wszystkim przypadła do gustu. Przed opuszczeniem zamku goście księcia oświadczyli, że ich żony na pewno będą chciały zaprosić Noellę do siebie, żeby ją poznać.

Przy okazji jednak Noella dowiedziała się, że nieznacznie młodszy od reszty Stephen Horton nie był żonaty.

Dwa dni wcześniej po raz trzeci złożył wizytę hrabiemu, żeby, jak twierdził, omówić problemy związane z hodowlą koni. Noella zauważyła jednak, że sir Stephen Horton poświęca jej nadzwyczaj dużo uwagi. Pomijając fakt, że był nudziarzem i wolał wszystkich pouczać, zamiast rozmawiać, było w nim jeszcze coś, co się Noelli nie podobało.

Mam nadzieję, że długo nie zabawi – pomyślała Noella, idąc korytarzem do sypialni. – Wolałabym, żeby Lyndon zabrał mnie na przejażdżkę.

Niemal tak bardzo jak konne wycieczki, lubiła jazdę wygodną bryczką, która dawała jej możliwość swobodnej konwersacji z hrabią bez krępującej obecności służby. Podziwiała łatwość, z jaką hrabia, nie używając bata, umiał utrzymać konie w ryzach. Prędkość, jaką udawało mu się przy tym osiągnąć, była nadzwyczajna.

Teraz – myślała gniewnie – sir Stephen będzie siedział może nawet do wieczora. Będą musieli go słuchać, zamiast cieszyć się słonecznym dniem.

Zmieniła strój do konnej jazdy na jedną z ładnych, dziennych sukien, które przysłano jej z Yorku. Miała modne, szerokie rękawy i szeroki, rozkloszowany dół.

Smukła talia, ciągle jeszcze zbyt szczupła po latach niedojadania, sprawiała, że Noella wyglądała krucho i niemal eterycznie. Jej suknia miała kolor pierwszych niezapominajek, nieśmiało rozchylających drobne, błękitne płatki pośród innych, bardziej okazałych kwiatów w ogrodzie.

Wchodząc do salonu, była zupełnie nieświadoma urody swej okolonej jasnymi włosami, drobnej i wyrazistej twarzy.

– Jesteś, Noello! – wykrzyknął hrabia. – Sir Stephen właśnie pytał o ciebie.

– Przykro mi, że musieliście na mnie czekać – powiedziała Noella. Mówiąc to podała sir Stephenowi rękę, ten zaś trzymał ją w swej dłoni dłużej, niż wymagała tego etykieta.

Podano do stołu i wszyscy udali się do jadalni. Zgodnie z oczekiwaniami Noelli panowie natychmiast zaczęli rozmawiać o koniach, co pozwoliło jej swobodnie podziwiać obrazy i pięknie malowany sufit. Tak głęboko się zamyśliła, że nie zauważyła, kiedy obiad dobiegł końca.

Gdy wychodzili z salonu, sir Stephen poprosił hrabiego:

– Mogę z panem porozmawiać na osobności?

– Oczywiście – odparł hrabia. – Noella na pewno znajdzie sobie zajęcie w sali muzycznej.

– Naturalnie – odpowiedziała Noella.

Od przyjazdu nie miała zbyt wiele czasu na grę na fortepianie.

Za każdym razem, kiedy wchodziła do sali muzycznej, zachwycały ją bliźniacze klasyczne wzory na suficie i dywanie. Na ścianach wisiały duże obrazy Zucchiego, wnętrze zdobiły złocone krzesła w stylu chippendale, sofy z obiciami z Beauvais i pięknie rzeźbione, pozłacane stoliki pod oknami.

Zasiadła przy fortepianie i zaczęła grać. Kiedy zabrzmiała muzyka, Noella wyobraziła sobie, że pokój jest pełen dam i mężczyzn z minionej epoki.

Ubrani byli w barwne stroje w stylu Ludwika XVI i Marii Antoniny. Kiedy wyimaginowane przez nią postaci zaczęły tańczyć do muzyki, którą grała, ktoś nagle otworzył drzwi. Wróciła do rzeczywistości sądząc, iż to hrabia przyszedł jej powiedzieć, że sir Stephen już wyszedł. Kiedy zdejmowała palce z klawiszy, ujrzała sir Stephena.

Była rozczarowana, więc nawet nie podniosła się z taboretu, czekając, aż gość sam do niej podejdzie.

– To było bardzo romantyczne, Noello powiedział.

Po raz pierwszy zwrócił się do niej tak nieoficjalnie, więc odpowiadając mu, Noella celowo użyła jego tytułu.

– Jest pan muzykalny, sir Stephenie?

– Nie – odrzekł – ale w tej chwili pragnąłbym być poetą.

– Poetą? – wykrzyknęła Noella.

Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić sir Stephena czytającego wiersze, tym bardziej piszącego je.

Przez chwilę milczeli, po czym Noella zapytała:

– Czy Lyndon na mnie czeka?

– Chcę z tobą porozmawiać – powiedział sir Stephen.

Spojrzała na niego i dostrzegła w jego oczach coś, co ją zaniepokoiło.

– Poprosiłem twojego brata o zgodę na poślubienie cię i otrzymałem ją – oznajmił sir Stephen.

Noella nie wierzyła własnym uszom. Wstała z taboretu i wykrzyknęła ze strachem:

– Nie, nie! Oczywiście, że nie!

Chciała się odsunąć, ale przeszkodził jej taboret i fortepian. Sir Stephen chwycił ją za rękę.

– Chcę, byś została moją żoną – powiedział.

– Jestem pewien, Noello, że będziemy razem bardzo szczęśliwi.

Kiedy jego palce zacisnęły się na jej dłoni, Noella poczuła się zagrożona i zapragnęła uciec. Próbowała wyrwać mu swą rękę, ale on trzymał ją mocno, mówiąc:

– Może mój dom nie jest aż tak wspaniały, jak ten zamek, ale należy do mojej rodziny od dwustu lat i na pewno będziesz najpiękniejszą spośród wszystkich kobiet, które kiedykolwiek w nim gospodarzyły.

– Bardzo mi przykro – powiedziała Noella cichutko. – Choć czuję się zaszczycona pańską propozycją, sir Stephenie, nie mogę się zgodzić.

Sir Stephen uśmiechnął się.

– Jesteś jeszcze bardzo młoda – powiedział.

– Rozumiem, że jesteś zdenerwowana i że możesz się nawet trochę obawiać małżeństwa.

Ale będę dla ciebie dobrym i wielkodusznym mężem, i nie ma w Anglii lepszego miejsca do wychowywania dzieci niż Yorkshire.

Noella wciągnęła powietrze. Miała wrażenie, że w ogóle nie słuchał, co do niego mówiła.

Najwyraźniej po prostu uznał, że zostanie jego żoną, zupełnie nie licząc się z jej uczuciami.

Z trudem wyzwoliła dłoń z jego uścisku i ścisnąwszy palce, powiedziała:

– Proszę, niech mnie pan posłucha.

– Ależ słucham – odpowiedział sir Stephen.

– Ale musisz wiedzieć, Noello, że nie zrezygnuję. Twój brat zgodził się na nasze małżeństwo i w ciągu kilku dni zamierzam podać do prasy wiadomość o naszych zaręczynach.

– Nie! – powtórzyła Noella.

Sir Stephen wyciągnął ręce, by wziąć ją w ramiona.

Zrozumiała, że chce ją pocałować i wyrwała się pośpiesznie. Zanim zdążył ponownie ją złapać, Noella wybiegła z pokoju. Słyszała, jak ją wołał, ale nie zatrzymała się. Pragnęła tylko przedrzeć się przez hall, potem w górę po schodach, by wreszcie skryć się we własnej sypialni.

Zamknęła drzwi, przekręciła klucz w zamku i opadła na krzesło, przerażona i bez tchu.

– Skąd mogłam przypuszczać… jak miałam się domyślić… że hrabia będzie chciał mnie tak szybko wydać za mąż, i do tego za sir Stephena Hortona – nie mogła zrozumieć Noella.

Na samą myśl o tym, że miałby ją pocałować, Noella czuła wstręt. Prócz tego, że uważała go za pompatycznego nudziarza, sir Stephen nie podobał jej się jako mężczyzna.

– Jak mogłabym poślubić kogoś takiego? pytała sama siebie z rozpaczą.

Pomyślała o miłości, jaka łączyła jej rodziców, o szczęściu jakie, niby światło, emanowało z ich dusz.

To było jej pragnienie i na pewno nie zaznałaby takiej miłości z sir Stephenem Hortonem.

– Muszę przekonać hrabiego – pomyślała.

Długo siedziała na krześle, po czym wstała i przejrzała się w lustrze.

Nie mogła uwierzyć, że wyglądała tak zwyczajnie, gdy duszę jej owładnęło nieopisane przerażenie.

A jeśli hrabia nie zechce jej wysłuchać?

Nie mogła opanować drżenia.

Potem, bezradna, jęła szukać pociechy w modlitwie.

– Mamo, pomóż mi, pomóż! – błagała. -

Jak mogłabym wyjść za mąż bez miłości?

Zrozumiała po raz pierwszy, że uczucie, którego tak pragnęła, było tą samą miłością, którą kuzynka Caroline czuła do D'Arcy Fairburna.

Może ona także była rozczarowana, może i ona czuła do hrabiego wstręt.

Może dlatego zdobyła się na odwagę, by uciec z mężczyzną, którego nawet nie mogła poślubić.

To było złe i grzeszne, ale równie źle jest poślubić kogoś, kogo się nie kocha, czyj dotyk przyprawia o dreszcz wstrętu.

– Hrabia musi mnie zrozumieć – powiedziała głośno.

Zastanawiała się, co się tam dzieje na dole, czy sir Stephen już doniósł hrabiemu o jej zachowaniu.

– Może po tym już nie zechce mnie poślubić?

– pomyślała z optymizmem.

Potem jednak przypomniała sobie wyraz oczu sir Stephena. Nigdy dotąd tak na nią nie patrzył. Ponieważ zawsze był taki oschły i pompatyczny, Noella nie sądziła, że mógł mieć jakieś uczucia.

Lecz kiedy ścisnął jej dłoń, a potem próbował ją wziąć w ramiona, Noella zrozumiała, że podoba mu się jako kobieta.

– Jak ja to zniosę? – spytała przerażonym głosem.

W końcu, po godzinie, poprawiła fryzurę i z bijącym sercem wolno zeszła po schodach.

Była już prawie w hallu, kiedy idący jej naprzeciw służący wykrzyknął:

– Właśnie szedłem po jaśnie panienkę. Jaśnie pan hrabia pragnie z panienką rozmawiać.

– Jest… sam? – spytała Noella.

– Tak, jaśnie panienko. Sir Stephen wyszedł przed chwilą.

Powoli, jak gdyby każdy krok był dla niej olbrzymim wysiłkiem, Noella szła szerokim korytarzem prowadzącym do biblioteki. Stojące po obu stronach figury wydawały się więziennymi strażnikami, dybiącymi na jej wolność.

Pomyślała, że Cerera z niej drwi, odmówiła bowiem przyjęcia Rogu Obfitości, zaoferowanego jej przez bogatego mężczyznę.

– Wolałabym żebraka albo zamiatacza ulic – powiedziała Noella do siebie.

Kiedy kamerdyner otworzył przed nią drzwi biblioteki, uniosła głowę do góry i weszła do środka.

Hrabia stał przy oknie, spoglądając na ogród. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się i spojrzał w ich stronę, ale nie powiedział ani słowa do Noelli, ani ona do niego.

Dopiero kiedy podeszła bliżej, rzekł:

– Jak już wiesz, sir Stephen Horton poprosił mnie o twoją rękę i otrzymał moją zgodę.

Noella chciała się odezwać, ale nie dał jej dojść do głosu.

– Powinienem cię wcześniej poinformować, że Stephen Horton jest jednym z najbogatszych ludzi w hrabstwie, właścicielem wspaniałego domu. Był już co prawda żonaty, ale owdowiał ponad dziesięć lat temu.

– Był… żonaty? – wyjąkała z trudem Noella.

– Przypuszczam, że nie było to szczęśliwe małżeństwo. Ciebie to jednak nie powinno interesować. Uważam to za wielkie szczęście, że zainteresował się tobą mężczyzna tak majętny i z doskonałego rodu.

– Ale ja… nie mogę wyjść za niego.

– A to dlaczego?

Gniewne pytanie hrabiego ugodziło ją jak kula pistoletu.

– Ponieważ… nie kocham go.

– Powiedziałem ci już, że miłość, o której ciągle mówisz, to rzecz bez najmniejszego znaczenia, ale typowe dla dziewcząt w twoim wieku romantyczne nonsensy i marzenia.

Mówił coraz głośniej i gniewniej:

– Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Powiem więcej, to mrzonki wymyślone przez pisarzy dla pieniędzy. Tylko głupiec może je poważnie traktować.

– To… nieprawda – odparła Noella. – Miłość… jest podstawą… szczęśliwego małżeństwa.

Przypomniała sobie swoich rodziców i starannie dobierając słowa powiedziała:

– Znam ludzi, którzy byli nadzwyczajnie szczęśliwi…

ponieważ się kochali… chociaż nie mieli pieniędzy.

– No to zdarzył się cud – zadrwił hrabia. -

Ja jednak zrobię wszystko, żeby cię ustrzec przed łowcami posagów albo karierowiczami, których celem jest wejście do arystokratycznej rodziny.

– Jeśli o mnie chodzi… to chyba trudno mnie nazwać… łakomym kąskiem… dla łowcy posagów.

– I tu się mylisz – powiedział książę. – Nasz ojciec zapisał ci znaczną sumę pieniędzy, którą będziesz mogła podjąć, kiedy wrócisz do domu jako jego prawowita córka.

Noella była szczerze zdziwiona. Wpatrywała się w hrabiego szeroko otwartymi oczami.

– Czy to znaczy… czy to znaczy, że mam… własne pieniądze?

– Zapomniałem ci o tym powiedzieć pierwszego dnia po twoim przyjeździe. Dopiero Stephen Horton, którego nasz ojciec darzył olbrzymim zaufaniem, właśnie przed chwilą przypomniał mi o tym zapisie.

Noella była tak zdziwiona tymi wieściami, że nie była w stanie się odezwać.

– Naturalnie w jego przypadku nie ma to większego znaczenia – kontynuował hrabia ponieważ, jak już powiedziałem, Horton jest bardzo majętny.

– Nawet gdyby był bogaty jak Krezus… nie wyszłabym za niego.

– Znowu się mylisz- odparł książę. -Jako twój opiekun mam prawo wybrać kandydata na męża, a ty musisz zaakceptować mój wybór. Dowiedz się więc, że moim zdaniem sir Stephen Horton jest właściwym kandydatem na twojego męża.

– Nie zamierzam… wyjść za niego – powiedziała Noella. – Jest nie tylko nudny… ale też… zupełnie mi się nie podoba.

– Co za nonsens! – wykrzyknął rozgniewany hrabia. – To, że jest od ciebie starszy, pozwoli mu należycie się tobą zaopiekować i ustrzec cię od takich pomyłek jak…

Nie dokończył zdania, ale Noella wiedziała, co miał na myśli.

Przez chwilę zamierzała mu powiedzieć, że cokolwiek spotkało jego matkę po śmierci Fairburna, to jednak szczerze kochała człowieka, z którym uciekła. Przypomniała sobie relacje matki z rozmów z Caroline, która twierdziła, że gdyby jeszcze raz przyszło jej wybierać miedzy hrabią a Fairburnem, nie wahałaby się nawet przez chwilę.

Przypomniała sobie, że matka była szczerze zdziwiona siłą uczucia Caroline, ale rozumiała jej determinację, ponieważ sama bardzo kochała swojego męża.

Wspomnienie matki obudziło w niej odwagę i śmiałość:

– To do niczego nie prowadzi… cokolwiek powiesz… nie zmusisz mnie do tego małżeństwa.

– Wyjdziesz za niego, nawet gdybym miał cię siłą zaprowadzić do ołtarza! – krzyczał hrabia. – Przez idiotyczny, dziecinny opór nie jesteś w stanie zrozumieć, że robię to dla twojego dobra. Twoje dotychczasowe życie, miejsca, w których spędziłaś szesnaście lat, skutecznie odstraszą innych konkurentów. Jeśli będą inni. Już nigdy możesz nie mieć tak dobrej propozycji.

– Nie chcę tej… ani innych dobrych… propozycji! – krzyknęła Noella. – Po co ten pośpiech?

Jeśli w ogóle wyjdę za mąż… to za mężczyznę, którego… pokocham!

– Wyjdziesz za tego, kogo ja ci wskażę! – wybuchnął hrabia.

– Nigdy… a ty nie możesz… mnie zmuszać… jeśli spróbujesz… ucieknę!

Kiedy wykrzyknęła ostatnie słowo, hrabia niemal stracił panowanie nad sobą. Ku jej przerażeniu, chwycił ją za ramiona i potrząsając nią, wrzasnął wściekle:

– Jak śmiesz mi się sprzeciwiać? Jesteś taka jak twoja matka! Nie zamierzam tego tolerować! Zmuszę cię do posłuszeństwa, nawet jeśli będę musiał użyć siły!

Była przerażona jego atakiem. Przez chwilę nie mogła zebrać myśli, ale wiedziała, że nie może się poddać.

– Nienawidzę go! Nigdy za niego nie wyjdę!

– szeptała do momentu, kiedy zaczęło jej brakować sił. Wtedy dopiero hrabia przestał nią potrząsać. Spojrzał na nią z wściekłością.

Włosy opadły jej na ramiona. Stała przed nim w milczeniu, nie mogąc złapać tchu.

Wpatrywała się w niego pociemniałymi oczami, w których determinacja mieszała się ze strachem.

Drżącymi rękami odpychała go słabo w odruchu obrony.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, które przerwał hrabia:

– Do diabła! Zrobisz, co ci każę albo, przysięgam, siłą cię do tego zmuszę!

Wykrzyknął to podniesionym z furii głosem, a słowa wydawały się odbijać echem bez końca, aż Noella poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Nie mogła się powstrzymać od szlochu.

Dopiero wtedy ją uwolnił i szybko wyszedł z biblioteki, hałaśliwie zatrzaskując drzwi.

Siły opuściły Noellę. Powoli osunęła się na podłogę.

Загрузка...