Muszę zdobyć jakieś pieniądze – powiedziała Noella do siebie.
Postanowiła przejść się jeszcze raz po domu, ale tylko utwierdziła się w przekonaniu, że sprzedała już wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.
Któregoś dnia niania powiedziała, że powinny coś zrobić z odzieżą Caroline i jej córki.
Noella zgodziła się po chwili wahania.
– Te rzeczy są z pewnością zakażone – powiedziała.
– Myślę, że niczego już na nich nie ma.
Przecież wydezynfekowałyśmy sypialnię. Na wszelki wypadek wywieszę jeszcze wszystko na dwór.
Pokoje, w których zmarły Caroline i Noely, zostały wydezynfekowane na polecenie lekarza. W sypialni rozłożono substancję, którą podpalono i zamknięto drzwi pokoju. Duszący dym rozszedł się po całym domu.
Otworzyły resztę okien i drzwi, ale zapach śmierci wdarł się w każdy kąt budynku. Prześladował Noellę tak uporczywie, że w tamtych dniach większość czasu spędzała na dworze.
Niania wyjęła z szaf ubrania Caroline i jej córki. Rozwiesiła je na trzy dni na sznurach w ogrodzie.
Noella sprzedała je kilka dni później wędrownemu handlarzowi, który zajeżdżał w te okolice raz na tydzień.
Zawsze był gotów kupić wszystko, na czym mógł zrobić interes.
Zostawiła sobie kilka sukien wieczorowych, chociaż były zbyt wytworne i wydekoltowane dla przyzwoitej angielskiej dziewczyny.
Dlatego wisiały ciągle w pokoju, w którym mieszkała Caroline.
Handlarz zabrał także resztki garderoby, która została po pani Wakefield.
Pozbycie się ich sprawiło Noelli ból, ale czuła, że jedzenie było wtedy ważniejsze niż stroje.
Nie tylko o siebie musiała się przecież troszczyć.
Była jeszcze prawie sześćdziesięcioletnia niania, która opiekowała się Noellą od najwcześniejszego dzieciństwa.
Był też Hawkins, były ordynans ojca. Kiedy pan Wakefield przeszedł na emeryturę, Hawkins opuścił pułk, by dalej mu służyć.
Oficjalnie został zatrudniony do opieki nad końmi, ale szybko stał się uniwersalnym sługą, gotowym zrobić wszystko, czego się od niego wymagało.
Często myślała o tym, że to dzięki Hawkinsowi ona i niania jeszcze żyły.
W ostatnich miesiącach żywili się królikami, które Hawkins łapał w sidła w lasku za ogrodem, i drobnymi rybami, które łowił w strumieniu.
Do gwiazdki jedli ziemniaki, które Hawkins posadził i przechował w starej szopie. Jednak przed Nowym Rokiem ich sytuacja była rozpaczliwa.
Bywały dni, kiedy musieli przeżyć tylko na czerstwym chlebie, który piekarz sprzedawał im za jednego czy dwa pensy, bo nikt inny i tak by go nie kupił.
Hawkins nie był już młody. Zbliżał się do siedemdziesiątki.
Noella zauważyła, że wygląda na starszego, niż był w rzeczywistości, ponieważ był niedożywiony.
Podobnie było z nianią.
Choć nigdy nie powiedzieli tego głośno, Noella wiedziała, że oboje bardzo się bali, iż przyjdzie im dokonać żywota w przytułku.
– Nie dopuszczę do tego, choćbym nie wiem co miała zrobić – powtarzała sobie w myślach, choć nie przychodził jej do głowy żaden pomysł na wyjście z tych kłopotów.
Postanowiła sprzedać dom. Jak jednak znaleźć chętnego na położony na odludziu, zaniedbany budynek? Czasami wydawało się jej, że dach runie im na głowy i ów dom stanie się ich grobem.
– Muszę coś zrobić – powiedziała na głos.
Podeszła do okna. Znów ogarnęło ją przerażenie.
Zaczęła się modlić. Już nie tylko do Boga, ale do zmarłej matki.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Niania zapewne niczego nie słyszała. Noella postanowiła sama otworzyć przybyszowi.
Z przykrością pomyślała, że za chwilę znów będzie musiała odbyć rozmowę z kimś, kto przychodzi ze wsi, żeby domagać się uregulowania zaległych rachunków. Znów czeka ją upokarzające tłumaczenie, że nie ma ani grosza.
Zdenerwowana, niepewna otworzyła drzwi.
Ku jej ogromnemu zdumieniu ujrzała eleganckiego, modnie ubranego mężczyznę.
Przed domem stał powóz, do którego zaprzężone były dwa rasowe konie. Na jego tyle stał służący, a z przodu siedział woźnica.
Spojrzała na przybysza, potem znów na powóz i znów na nieznajomego, który powiedział:
– Chciałbym rozmawiać z Noellą Raven.
Jestem jej kuzynem.
Zaskoczona spojrzała na niego. Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, nieznajomy znów się odezwał:
– To zapewne pani. Nazywam się Jasper Raven – powiedział, zdejmując kapelusz z głowy.
– Nie. To nie ja, ale proszę wejść do środka. Wszystko panu wytłumaczę – odrzekła szybko.
– Oczywiście – powiedział przybysz.
Wszedł za Noellą do domu. Zauważyła, że szukał miejsca, w którym mógłby zostawić kapelusz. Sprzedała stół i dwa ładne dębowe krzesła. Korytarz był teraz zupełnie pusty.
Nic nie powiedziała. Poprowadziła gościa do bawialni. Zauważyła, że przybysz uniósł brwi ze zdziwienia, kiedy ujrzał opustoszały pokój. Nie usiadł jednak, zanim nie usłyszał zaproszenia Noelli. Z wahaniem skorzystał z fotela. Kapelusz położył obok, na podłodze.
Noella siadła na sofie naprzeciwko niego.
– Niestety… muszę panu przekazać złe wieści – powiedziała.
– Złe wieści? – powtórzył Raven wzburzonym głosem.
– Noella i jej matka… nie żyją.
– Nie żyją? To nie do wiary! – wykrzyknął Raven.
– A jednak to prawda. Zaraziły się chorobą, którą ich przyjaciel przywlókł z Afryki. Zmarły mimo wysiłków lekarza i mojej matki.
Przybysz się nie odzywał.
– Mm… mmoja mama… zaraziła się od nich… i również zmarła.
– Bardzo mi przykro – odezwał się Raven.
– Rozumiem, co pani przeżyła.
– Wciąż trudno mi w to wszystko uwierzyć.
Zauważyła, że Raven zmarszczył twarz, kiedy jej słuchał. Przyjrzała mu się bliżej i stwierdziła, że wcale nie był taki młody, jak jej się zrazu wydał. Mógł mieć trzydzieści pięć lat. Mimo wysokiego wzrostu i szczupłej sylwetki nie był przystojny. W jego twarzy było coś nieprzyjemnego.
Noella nie mogła oprzeć się ciekawości i zapytała:
– Powiedział pan, że jest krewnym Noelli.
– Tak. Jak już powiedziałem, nazywam się Raven. Jestem kuzynem hrabiego Ravensdale.
– Noely oczekiwała wiadomości od ojca zaczęła Noella.
– Niemożliwe, przecież on nie żyje.
– Powiedziała, że napisała do niego z Wenecji.
Nie wiedziała jednak, dlaczego ojciec nie odpowiedział na jej list.
– Z prostego powodu. Hrabia był ciężko chory. Dopiero jego syn, który wrócił z zagranicy po śmierci ojca, zajął się zaległą korespondencją.
– Szkoda, że Noely o tym nie wiedziała powiedziała cicho.
– Cóż. Teraz już za późno – w głosie Ravena zabrzmiała irytacja raczej niż współczucie czy żal. – Moja podróż po Europie okazała się zupełną stratą czasu.
Noella odezwała się uspokajająco:
– Tak mi przykro. Jestem jednak pewna, że gdyby Noely żyła, byłaby niezwykle szczęśliwa ze spotkania z krewnym ze strony Ravenów.
– Niewiele mi to daje – ostro powiedział przybysz.
Na twarzy Noelli odmalowało się zaskoczenie.
Mężczyzna widać potrzebował kogoś, komu mógłby się zwierzyć z trapiących go spraw, bo odezwał się w te słowa:
– Śmierć panny Noelli jest moją osobistą tragedią.
– Ale dlaczego?
– Jej brat, obecnie już hrabia, polecił mi ją znaleźć. Gdyby moja misja powiodła się miałem otrzymać nagrodę. Hrabia pragnął, żeby panna Noella zamieszkała w jego domu.
– Gdyby o tym wiedziała – powiedziała ze smutkiem. Po chwili jednak ciekawość kazała jej zadać kolejne pytanie:
– Jaki jest hrabia? Kuzynka Caroline nie opowiadała o nim zbyt wiele.
– Kuzynka Caroline? – powtórzył Raven. -
Czyżby pani również była z nami spokrewniona?
– Nie z Ravenami – odparła Noella – ale Caroline, o której powinnam chyba mówić hrabina, była kuzynką mojej matki, a także jej najlepszą przyjaciółką.
Zauważyła, że Raven słuchał jej słów z uwagą.
– Kiedy umarł kapitan D'Arcy Fairburn, kuzynka Caroline i Noely wróciły do Anglii.
Zamieszkały u nas. Były bardzo biedne. Byłoby cudownie, gdyby wtedy hrabia mógł im pomóc.
– Właśnie dlatego chciał je znaleźć – powiedział Raven. – Co więcej, obiecał mi hojną nagrodę za odnalezienie jego siostry.
– Nie wygląda pan na człowieka w potrzebie – powiedziała Noella.
Raven roześmiał się i rzekł:
– Pozory mylą.
Zapewniam panią, że moja sytuacja finansowa jest opłakana. – Nagle zmienił ton, jakby mitygując się, i powiedział:
– Proszę mi wybaczyć tę niegrzeczność, ale jeszcze nie zapytałem pani o jej imię.
– Zapewne zdziwi to pana, ale na imię mam również Noella. Kiedy się okazało, że zarówno moja matka, jak i kuzynka Caroline oczekują rozwiązania na Boże Narodzenie, postanowiły nadać swoim dzieciom takie same imiona. Noel dla chłopca, Noella. dla dziewczynki.
– Domyślam się, że ten pomysł mógł wszystkim nieco skomplikować życie- zauważył Raven.
– Mógłby, gdybyśmy utrzymywały bliskie kontakty – zgodziła się Noella. – Ale po raz pierwszy spotkałyśmy się rok temu i wtedy okazało się, jak bardzo byłyśmy do siebie podobne.
– Oczywiście, ma pani przecież włosy tego samego koloru co ona – powiedział Raven takim głosem, jakby dopiero teraz to sobie uświadomił.
Noella uśmiechnęła się i wyjaśniła swojemu rozmówcy:
– Mama zawsze mówiła mi, że to dziedzictwo po przodku pochodzącym ze Szwecji.
Zauważyła, że Raven przygląda się jej badawczo.
Poczuła się niezręcznie. Ten zaś sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej małe skórzane etui. Otworzył je. Wewnątrz był miniaturowy portret. Wręczył etui Noelli. Ujrzała twarz rocznego dziecka o złotych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Nie miała najmniejszych wątpliwości. To była Noely.
– Nawet kiedy dorosła, wyglądała zupełnie tak samo – powiedziała urzeczona odkryciem Noella.
– Ten portret mógłby uchodzić za pani podobiznę z dzieciństwa – zauważył Raven.
Noella z uśmiechem oddała mu etui i powiedziała:
– Tak mi przykro, że nie mogę pana… niczym ugościć… obawiam się, że nic nie mam w domu.
Po chwili milczenia Raven zapytał:
– Jak to się stało, że jest pani tak biedna?
– Po śmierci matki straciłam rentę ojca powiedziała.
– Jak pan widzi nie zostało mi już nic, co mogłabym… sprzedać.
Ubóstwo tego domu było tak oczywiste, że mówiła o nim bez oporów i zakłopotania.
Pomyślała, że gdyby Noely na czas otrzymała pomoc od brata, z pewnością nie opuściłaby jej w potrzebie.
Raven podniósł się nieoczekiwanie z fotela, przemierzył pokój i przystanął, wpatrując się w zaniedbany ogród.
– Kto tu jeszcze mieszka? – zapytał.
– Moja niania i ordynans ojca, mieszkający z nami od dnia, w którym tata przeszedł na emeryturę i kupił ten dom.
– Z pewnością ma pani jakichś przyjaciół w okolicy.
– Nie mamy zbyt wielu sąsiadów. A nieliczni mieszkańcy tych stron sami nie są zbyt majętni.
Noella pomyślała, że chodzenie po prośbie do sąsiadów byłoby zbyt wielkim upokorzeniem.
Po śmierci matki zapomnieli o istnieniu Noelli. W większości byli to zresztą ludzie w podeszłym wieku. Ich dzieci wyprowadziły się z tego odludzia do Londynu albo w inne bardziej interesujące okolice.
Tak więc sąsiedzi nie zapraszali jej do siebie, a ona była zbyt nieśmiała albo dumna, żeby szukać u nich wsparcia.
Raven odwrócił się od okna. Podszedł do zajmowanego wcześniej fotela i znów w nim usiadł.
– Ciągle nie znam pani nazwiska – powiedział.
– Przepraszam. Powinnam się przedstawić, kiedy pan przybył. Nazywam się Wakefield, Noella Wakefield.
– Proszę mnie posłuchać, panno Wakefield.
Mam propozycję, która może być dla pani bardzo korzystna.
Mówił powoli i z namysłem. Wydawał się ważyć w myślach każde słowo. Noella zaś wpatrywała się weń szeroko otwartymi oczami.
Wiedziała, że zamierza jej powiedzieć coś niezwykle ważnego, choć nie miała pojęcia, do czego Raven zmierza.
– Przed dwoma miesiącami – zaczął Raven – odwiedziłem kuzyna, hrabiego Ravensdale.
Chciałem go zapoznać z pewnym wynalazkiem.
– Wynalazkiem?
– Chodziło o teleskop, urządzenie nowocześniejsze niż używane obecnie w marynarce.
Uważałem, że produkcja i sprzedaż tego wynalazku może być szalenie opłacalna.
– Bardzo interesujące – powiedziała Noella.
– Zamierzałem poprosić kuzyna o pomoc w finansowaniu przedsięwzięcia, ale jak zwykle odniósł się do projektu bez entuzjazmu.
– Dlaczego?
– Bo ma taki sam trudny charakter jak jego ojciec – uciął Raven.
– Mama była zdania, że mąż kuzynki Caroline był bardzo despotyczny i budził postrach – zauważyła Noella. – To smutne, że brat Noely się w niego wdał.
– Wielu ludzi czuje się onieśmielonych w jego towarzystwie. Ja zaś uważam, że jest po prostu skąpy.
– Dlatego że odmówił finansowania pańskiego wynalazku?
– Mam przyjaciela, który jest ekspertem w tej dziedzinie – odpowiedział Raven. -Zapewnił mnie, że to iście rewolucyjny projekt, dużo nowocześniejszy od sprzętu, którego używa się obecnie.
Noella zastanawiała się, co to miało wspólnego z Noely. Raven, jakby czytając w jej myślach, przystąpił do wyjaśnień.
– Po wielu kłótniach hrabia powiedział, że skoro mogę skonstruować teleskop, dzięki któremu będzie można widzieć dalej niż kiedykolwiek przedtem, powinienem potrafić odnaleźć jego siostrę, o której nie miał żadnych wieści poza jednym listem do ojca.
– Teraz rozumiem! – wykrzyknęła Noella. -
Musi pan być bardzo sprytny, skoro trafił pan aż tutaj.
– Najpierw pojechałem do Wenecji, skąd został wysłany list. Po przepytaniu niezliczonej ilości ludzi, którzy znali kapitana Fairburna w czasie, kiedy tam mieszkał, pojechałem w ślad za Noely i jej matką do Neapolu.
– To właśnie stamtąd kuzynka Caroline i Noely przyjechały tutaj – zauważyła Noella.
– Tak właśnie sądziłem – powiedział Raven.
– Ale okazuje się, że cała moja podróż poszła na marne.
– Bardzo mi przykro! – wykrzyknęła Noella.
– Niestety, nic na to nie można poradzić.
– Prawdę mówiąc, jest jedna możliwość stwierdził Raven ze spokojem.
Noella spojrzała na niego zaskoczona, kiedy powiedział:
– Twierdzi pani, że jest bardzo podobna do swojej kuzynki.
– Podobieństwo jest tak duże, że można by nas wziąć za bliźniaczki.
Raven pochylił się w fotelu do przodu.
– Mam dla pani propozycję.
– Propozycję?
– Widzę, panno Wakefield, że rozpaczliwie potrzebuje pani pieniędzy.
– Wyobrażam sobie, że trudno byłoby to ukryć – odpowiedziała Noella. – Jak pan widzi… nie zostało mi już nic… co mogłabym sprzedać.
– Zauważyłem to, jak również fakt, że jest pani dużo szczuplejsza niż powinna.
Raven obrzucił ją krótkim spojrzeniem i Noella poczuła, że się rumieni.
Pomyślała, że jest zbyt impertynencki, więc odrzekła:
– Jakoś sobie poradzimy. Jest mi tylko przykro, panie Raven, że pańska podróż na nic się nie zdała.
Wstała z fotela, lecz ku jej zaskoczeniu, Raven nie zbierał się do wyjścia.
Patrzył, jak słońce odbijało się w jej włosach.
Wyglądało to, jakby jej szczupłą, wyrazistą twarz otaczała aureola światła.
– Niech pani siada – powiedział ostro.
Tak ją to zaskoczyło, że go posłuchała.
– A teraz niech pani słucha i spróbuje zrozumieć, co do niej mówię.
Noella spojrzała na niego, a on ciągnął dalej:
– Hrabia Ravensdale postanowił wyrwać swoją siostrę ze świata, w jakim, jak sądzi, żyje ona wraz ze swą matką i kapitanem D'Arcy Fairburnem.
Noella słuchała go z niejakim zdziwieniem w oczach.
– Obiecałem hrabiemu, że odnajdę tę dziewczynę, ale niestety, nie ma jej już wśród żywych.
Myślę jednak, że bogowie byli dla mnie łaskawi i zesłali mi zastępstwo.
Mówiąc to wykrzywił usta. Kiedy zaś uświadomił sobie, że Noella go nie zrozumiała, powiedział:
– Proponuję, żeby zastąpiła pani swoją kuzynkę.
Noella patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Nie rozumiem…
– Myślę, że już tak – sprostował Raven. -
Widziała pani tę miniaturę i na pewno wie, że trudno byłoby komukolwiek zaprzeczyć, iż to pani jest na fotografii.
– Co chce pan powiedzieć? – zapytała Noella.
– Proszę zrozumieć – rzucił ostro Raven.
Hrabia Ravensdale chce, abym przywiózł mu siostrę. Mam dwa wyjścia:
mogę wrócić do niego i powiadomić go, że ona nie żyje i w związku z tym nie ma szans się z nią zobaczyć.
Przerwał i uśmiechnął się, zanim powrócił do wyjaśnień.
– Albo mogę wrócić z kimś, kto, jak sama pani powiedziała, jest podobny do siostry hrabiego tak bardzo, że mógłby być jej bliźniaczką.
– Sugeruje pan że powinnam… udawać…
Noely?! – wykrzyknęła Noella.
– Nie tylko to sugeruję – powiedział Raven – ale mówię pani, że byłaby pani wyjątkowo głupia, gdyby na to nie przystała.
– Nie… oczywiście, że nie… jak mogłabym… zrobić coś takiego? – oburzyła się Noella.
Raven wstał z fotela.
– W takim razie odbyłem tę podróż na próżno i mogę jedynie mieć nadzieję, panno Wakefield, że miło będzie pani zagłodzić się na śmierć, bo jest pani na najlepszej do tego drodze.
Raven wziął kapelusz i ruszył w kierunku drzwi. Dopiero gdy do nich dotarł, Noella powiedziała, jakby do samej siebie:
– Jak mogłabym zrobić coś takiego? Byłoby to oszukańcze i… złe.
– Dla kogo? – zapytał Raven. – Dla pani?
Dla pani służących, którzy prawdopodobnie są tak samo wychudzeni i wygłodzeni jak pani?
Na wzmiankę o służących Noelli przeszła przez głowę myśl. że przecież nie może z premedytacją pozwolić niani i Hawkinsowi umrzeć z głodu.
Na pewno nie powinna, jeśli tylko było jakieś wyjście. Tego ranka niania zrobiła Noelli na śniadanie grzankę z czerstwego chleba i dodała doń maleńką porcję ryby, którą Hawkins złowił wczoraj, po czym rzekła:
– To wszystko co mamy i kiedy będziesz dziękować Bogu za jego skromne dary, możesz zaznaczyć, że w istocie są bardzo skromne.
Noella spojrzała na talerz ze śniadaniem, a niania dodała:
– Nie mamy nic do picia prócz wody. Herbata skończyła się przed dwoma dniami, a ja wolałabym być już w grobie, niż zaczynać dzień bez filiżanki herbaty.
Wyszła z pokoju, zanim Noella zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Wiedziała, że brak herbaty był dla niani najgorszym niedostatkiem.
Była pewna, że Hawkins miał podobne odczucia.
Zjadłszy swą głodową porcję ryby z grzanką bez masła, pomyślała, że nie mogą tak dalej żyć.
W przeciwnym razie wkrótce, jak mawiała niania, „skończą w grobach”.
Kiedy teraz patrzyła na Ravena, myślała że gdyby przyjęła jego propozycję, uratowałaby nie tylko siebie, lecz także nianię i Hawkinsa.
Myśląc o nich przeleżała bezsennie pół ubiegłej nocy. Byli wobec niej bardzo lojalni i żadne z nich nie poskarżyło się ani razu, że od śmierci matki Noelli nie otrzymywali pensji.
Z właściwym sobie stoickim spokojem wierzyli, że „coś się wydarzy”, choć nie mieli pojęcia, co to by mogło być.
Oto była odpowiedź i Noella poprosiła drżącym głosem:
– Mógłby mi pan trochę dokładniej wyjaśnić, czego pan… ode mnie oczekuje?
Przez twarz Jaspera Ravena przemknął ledwie dostrzegalny uśmiech, kiedy powoli powrócił do fotela i ponownie w nim usiadł.
– To dość proste – powiedział cicho. – Ta choroba, o której pani wspomniała, panno Wakefield, zabiła Caroline, hrabinę Ravensdale, i jej wspaniałego przyjaciela, z którym żyła.
Przerwał na chwilę, zanim podjął wątek.
– Kiedy przybyłem, pani była w rozpaczy i zastanawiała się właśnie, co ze sobą począć.
– Ale na pewno… gdybym… podała się za Noely, hrabia zacząłby coś podejrzewać?
– Jakie miałby powody do podejrzeń? zapytał Raven. – Nie widział swojej siostry od czasu, gdy miała dwa lata, a kiedy jego matka uciekła, sam miał zaledwie jedenaście lat.
– Ale… – zaczęła Noella.
– Nie ma żadnego „ale” – przerwał Raven.
– Nikt nie będzie oczekiwał od pani więcej wiadomości o rodzime niż pani posiada, skoro matka nie mówiła nic o życiu, jakie wiodła, zanim zdecydowała się uciec z D'Arcy Fairburnem i, żeby posłużyć s słowami pani krewnych, „żyć z nim w grzechu”.
– Rozumiem, że byli tym… bardzo zaszokowani – wyszeptała Noella.
Przypomniała sobie, jak sama się czuła, kiedy matka po raz pierwszy opowiadała historię Caroline.
– Jest mało prawdopodobne, by ktoś chciał rozmawiać z panią na ten temat – rzekł Raven.
– Teraz proponuję, byśmy jak najszybciej wyruszyli w drogę do Yorkshire, gdzie brat oczekuje pani.
Noella krzyknęła leciutko:
– Nie mogę tak po prostu… wyjechać!
– Dlaczegóż by nie?- zapytał. Nie wierzę, że zostawia tu pani cokolwiek ważnego.
Noella rozejrzała się dokoła oszołomiona.
Potem powiedziała:
– Rozumie pan, że muszę zabrać ze sobą nianię i Hawkinsa?
– Wielkie nieba, to doprawdy zbyteczne powiedział Raven. – Dam im trochę pieniędzy i znajdą sobie inne posady.
– Nie, nie! Oczywiście że nie! – wykrzyknęła Noella. – Muszę ich zabrać albo nie pojadę wcale.
– To niemożliwe – oznajmił Raven – trzeba by było ich wtajemniczyć.
– Mam do nich pełne zaufanie.
Zorientowała się, że niełatwo go będzie przekonać i dodała:
– Niania opiekuje się mną od urodzenia, a Hawkins był ordynansem ojca w jego pułku.
Krzyknęła lekko, po czym oznajmiła:
– Byli tacy wierni, tacy wspaniali. Albo pojadą ze mną, albo będę musiała zostać.
Mówiła tak stanowczo, że Raven musiał ustąpić.
Raz jeszcze wstał i przemierzył pokój, by wyjrzeć przez okno, jakby próbował sobie coś przemyśleć. Potem oznajmił:
– No dobrze, zgoda. Lecz jeśli zdradzą panią i hrabia wyrzuci was do rynsztoka, stanie się tak całkowicie z pani winy.
Noella zrozumiała, że zwyciężyła i powiedziała:
– Myślę, że skoro nie możemy poczęstować pana obiadem, powinien pan udać się do zajazdu, który jest przy drodze o jakieś dwie, trzy mile stąd. Kiedy pan wróci, będziemy już spakowani i gotowi do drogi.
– Zajazd? Będzie nam potrzebny – ucieszył się Raven.
Zauważywszy zaskoczenie Noelli wyjaśnił:
– Chyba nie sądzi pani, że w moim powozie zmieści się tyle osób i do tego z bagażami?
Obawiając się, że Raven chce ją rozdzielić z nianią i Hawkinsem, Noella powiedziała:
– Nie rozumiem, dlaczego Hawkins nie miałby siedzieć z woźnicą na koźle, a niania na małej ławce naprzeciw nas. Ta odrobina bagażu, którą mamy, da się z łatwością przywiązać z tyłu.
Raven myślał nad tym przez chwilę, po czym rzekł:
– Pożyczyłem ten powóz od przyjaciela. Na podróż do Yorkshire będzie nam potrzebny obszerniejszy i wygodniejszy pojazd.
W jego głosie dała się wyczuć niechęć, więc Noella zapytała:
– Jest pan pewien że… to mądra decyzja?
Nie wolałby pan wyjechać i zapomnieć o mnie?
– Co? Miałbym stracić szansę na to, żeby pani, nazwijmy go, brat sfinansował mój teleskop?
Nie, lady Noello, odbędzie pani tę podróż tak, jak sobie pani tego życzy, a ja się zajmę przygotowaniami.
Nie uszedł jej uwagi fakt, że Raven zwrócił się do niej, nazywając ją lady Noellą.
Kiedy odprowadzała go do drzwi, wciąż nie wierzyła, że wszystko to dzieje się naprawdę.
Kiedy Raven odchodził, miała przeczucie, że to żart, który się właśnie kończy.
Jeśli jednak jej gość miał wrócić, Noella miała bardzo mało czasu. Ruszyła do kuchni.
Niania gotowała, a Hawkins wszedł do środka z naręczem drewna.
Tego na szczęście im nie brakowało. Gęsty zagajnik, który rósł przy ogrodzie, dostarczał im dość drewna, żeby ogrzać dom i ugotować to, co udało im się zdobyć do jedzenia.
Noella siadła przy stole i poprosiła nianię i Hawkinsa o uwagę.
Była pewna, że kiedy usłyszą, co ma im do powiedzenia, pomyślą, że cała historia jest tworem jej wyobraźni albo snem.
Przyglądali się jej z niedowierzaniem.
Kiedy powtórzyła im w szczegółach propozycję Ravena, niania odezwała się w te słowa:
– Twoja matka, panie świeć nad jej duszą, przewróciłaby się w grobie na samą myśl, że mogłabyś dopuścić się oszustwa.
– Wiem, nianiu. Wiem, co mama powiedziałaby o tym. Nie sądzę jednak, że mama byłaby zadowolona, gdybyśmy tu zostali bez jedzenia i umarli z głodu.
Spojrzała na Hawkinsa w nadziei, że ten ją wspomoże. Wydało się jej, że dostrzegła błysk w jego oczach, kiedy się odezwał:
– Po mojemu to, co panna Noella mówi, nie ukrzywdzi nikogo. Przy okazji może nareszcie się najemy.
– Prawda jest prawdą, a kłamstwo kłamstwem – odpowiedziała mu ze złością niania.
– To i ja nie chcę kłamać i mówić, że będę patrzeć, jak panna Noella chudnie coraz bardziej, aż kiedyś wiatr ją nam porwie.
Noella spojrzała na nianię w milczeniu. Niemal każdego tygodnia zwężały suknie Noelli o kilka centymetrów, a one i tak ciągle były o wiele za luźne.
– Musisz jedynie wyobrazić sobie – mówiła Noella – że to ja zmarłam, a nie Noely.
– Chcę powiedzieć, że kłamstwo nie prowadzi do niczego dobrego.
Niania mówiła ostrym tonem, ale Noella wiedziała, że staruszka musi się z nią zgodzić.
Nie mieli innego wyjścia.
– Pan Raven wróci po obiedzie -poinformowała ich. – Proponuję więc szybko się spakować.
– Najpierw musisz coś zjeść – powiedziała niania. – Ugotowałam zupę na króliku. Był tak mały, że ledwo go było widać, ale lepsze to niż nic.
– Dobrze, poczekam w jadalni.
Noella wiele razy przekonywała nianię, żeby pozwoliła jej jadać w kuchni, ale staruszka stanowczo się temu sprzeciwiła:
– Dopóki ja żyję, będziesz się zachowywała jak dama.
Noella weszła do opustoszałej jadalni. Były tu dwa proste, drewniane krzesła i prowizorycznie podreperowany stolik, którego nikt nie chciał kupić. Sprzęty te ustawiono na środku pomieszczenia i tu właśnie, zdaniem niani, było miejsce, w którym przystało jadać dobrze wychowanej pannie.
Na przykrytym czystym obrusem stole leżała serwetka i stała szklanka wody. Po chwili pojawiła się niania z talerzem gorącej zupy i kawałkiem czerstwego chleba, które tego dnia miały stanowić obiad Noelli.
Kiedy Noella zaczęła jeść, niania powiedziała:
– Rozmawiałam z Hawkinsem i oboje doszliśmy do wniosku, że lepiej ci będzie bez nas.
Jakoś tu sobie poradzimy. Najważniejsze, że będziemy mieli dach nad głową.
Noella wiedziała, że niania i Hawkins ponad wszystko bali się przytułku. Spojrzała na kobietę i pomyślała, że poza tą dwójką starych ludzi nie miała nikogo bliskiego.
– Jeśli wy tu zostaniecie, ja również się stąd nie ruszę. Powiedziałam już Ravenowi, że bez was nie pojadę do Yorkshire. Nianiu, jesteś dla mnie jak rodzina. Gdziekolwiek pójdę, zawsze będziesz częścią mojego życia. Za nic nie chcę cię utracić.
Zauważyła łzy w oczach niani, ale jej głos zabrzmiał jak zwykle stanowczo:
– Dobrze, jeśli tak, będę musiała szybko się spakować powiedziała i wyszła z pokoju.
Noella prędko dokończyła posiłek i poszła jej śladem.
Nie miały wielu rzeczy do spakowania. Zaledwie kilka wysłużonych sukienek i dwie szykowne wieczorowe toalety, które należały do Noely.
Uznała, że na podróż ubierze się w suknię i pelerynę, w których jej matka chodziła do kościoła. Postanowiła zaprezentować się jak najpoważniej. Kiedy jednak spojrzała w pozbawione ram lustro, z którego musiała korzystać po sprzedaży garderoby, powiedziała do niani:
– Wyglądam jak żebraczka przybywająca do pałacu króla Cophetuy. Jakież to jednak może mieć znaczenie?
– Miejmy nadzieję, że jego wysokość zabije tłustego cielca, żeby uczcić powrót marnotrawnej córy. – Po tych słowach niani Noella roześmiała się na głos.
Kiedy Raven wrócił, przywiózł im trochę pasztetu wieprzowego, zakupionego w zajeździe.
Poprosił, żeby szybko zjedli, ponieważ bardzo zależało mu na szybkim wyjeździe.
Noella zmusiła się do zjedzenia paru kęsów.
W przeciwieństwie do niej niania i Hawkins zjedli wszystko, nie pozostawiając ani kawałka.
Jeszcze zanim skończyli posiłek, Raven krzyczał do nich, żeby się pośpieszyli, bo nie jest w stanie utrzymać koni na wodzy.
Kiedy wreszcie Hawkins zamknął drzwi i wręczył klucz Noelli, ta czuła się, jakby wszystko to było snem. Wciąż nie wierzyła, że opuszcza dom, w którym się urodziła i spędziła osiemnaście lat. Że odjeżdża w towarzystwie mężczyzny, którego poznała zaledwie kilka godzin wcześniej. Że poda się za Noely, która spoczywa na cmentarzu obok jej matki.
– To szalony pomysł-powtarzała w myślach.
Z drugiej strony cała ta historia w jakimś sensie ją zaintrygowała. Od momentu, w którym ujrzała Ravena, jej życie się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W każdym razie nie musiała już zaprzątać sobie głowy myślami o tym, skąd wziąć następny posiłek.
Spojrzała na nianię siedzącą naprzeciwko.
Noella wiedziała, że jej decyzja może być oceniana jako naganna, ale z drugiej strony była pewna, że ze względu na dobro tych dwojga staruszków nie mogła postąpić inaczej. Czyż mogła skazywać na śmierć głodową tych oddanych jej bezgranicznie ludzi?
Spojrzała na Hawkinsa, który energicznie wszedł na powóz i usadowił się obok woźnicy.
Wszystko dlatego, że starzec najadł się nareszcie do syta pożywnej strawy.
Kiedy spojrzała na nianię, zauważyła, że zwykle blade policzki staruszki nieznacznie się zaróżowiły.
– Mamo, nawet jeśli popełniam niewybaczalne oszustwo – mówiła w myślach – to przynajmniej ocalę nianię i Hawkinsa.
Niemal poczuła na sobie spojrzenie uśmiechniętych oczu matki.
Kiedy ruszyli w drogę, pomyślała z niepokojem, że w postawie Jaspera Ravena jest jakaś cyniczna satysfakcja. Sprawiał wrażenie człowieka, który nadspodziewanie łatwo rozwiązał wszystkie swoje kłopoty.
– Wszystko się jakoś ułoży – pocieszała się Noella.