ROZDZIAŁ 4

W sypialni na piętrze Ilonka przysiadła na stołeczku przed toaletką i czekała, aż serce zwolni szalony bieg, a oddech się uspokoi.

Burza uczuć z wola przycichła, lecz dziewczynie trudno było wrócić do rzeczywistości i odnaleźć prawdziwą siebie. Nigdy dotąd nie tańczyła tak dobrze, nie okazała tyle szczerości w każdym geście.

Doskonale wiedziała, dlaczego tak się stało. Po pierwsze, z całych sił próbowała być pomocna panu Archerowi – przecież od jej starań tak wiele zależało! Po drugie, dopingowała ją obecność publiczności, szczególnie hrabiego Lavenhama.

Nie można powiedzieć, by zamierzała za wszelką cenę wywrzeć na nim wrażenie, ale ponieważ gorąco i szczerze pragnęła pomóc panu Archerowi, wczuła się na tyle mocno w rolę, że z Ilonki Compton przerodziła się w prawdziwą węgierską tancerkę, którą widziała w myślach.

Teraz musiała się na powrót przeobrazić, by w swoim zwykłym – jak uważała, prozaicznym- wcieleniu podjąć przygotowania do podróży ku Bedfordshire i pobytu z wiecznie skwaszoną ciotką Agatą. A wszystko dlatego, że przyrodnia siostra była chorobliwie zazdrosna.

Jeszcze na jedną cudowną chwilę pozwoliła zwyciężyć wyobraźni, poddała się marzeniom.

Powoli rytm serca przycichał. Spojrzała w lustro.

Choć oczy nadal miała nienaturalnie błyszczące, rozpoznawała już własną twarz – na powrót stawała się Ilonką.

Usłyszała pukanie do drzwi.

– Proszę wejść! – zawołała sądząc, że to jedna z pokojówek.

Ku jej zdumieniu w drzwiach ukazał się lokaj.

– Pan hrabia prosił o przekazanie pani wyrazów uznania i powtórzenie, że będzie się czuł zobowiązany, jeśli zechce pani dotrzymać mu towarzystwa w salonie.

Tego Ilonka się nie spodziewała.

Odegrała przecież swoją rolę, dała przedstawienie dla hrabiego i jego gości. Nie sądziła, by gospodarz miał jakąkolwiek rację prosić ją o coś więcej. Zamierzała stanowczo odmówić.

Już odpowiednie słowa formowały się jej na ustach, gdy nagle pomyślała, że jeśli nie uczyni zadość życzeniu hrabiego, może zaszkodzić panu Archerowi.

Miała mocne wewnętrzne przekonanie, że aplauz, jakim goście nagrodzili jej występ, zrobił na gospodarzu duże wrażenie. Jeżeli się nie myliła, zapewne hrabia zaproponuje panu Archerowi organizację występów także podczas innych przyjęć, a może nawet zarekomenduje go swoim przyjaciołom.

Pamiętała jednak, że sam nie bił braw. A jeśli w odwecie za jej odmowę użyje swej władzy przeciw panu Archerowi?

„Na pewno tak zrobi- myślała- ponieważ jest przekonany, że wszyscy muszą być mu ślepo posłuszni. Nie liczy się z naszymi uczuciami, bo nie jesteśmy dla niego nikim ważnym”.

Złościły ją podobne wnioski, lecz trudno było ich uniknąć.

Gdyby była panią siebie, wysłałaby hrabiemu wiadomość, że wypełniła już obowiązki określone w kontrakcie, za który płacił, że jest zmęczona i ma jedno życzenie: udać się na spoczynek. Wyobraziła sobie wściekłość hrabiego na wieść, że sprzeciwiła mu się zwykła aktorka, po której oczekiwał dozgonnej wdzięczności za to, że ją w ogóle zauważył. Wątpliwe jednak, czy lokaj znajdzie w sobie tyle odwagi, by taką wiadomość powtórzyć.

Uśmiechnęła się bezwiednie.

„Cóż, tak czy inaczej muszę pomóc panu Archerowi”- zadecydowała.

Czuła na sobie zaciekawiony wzrok lokaja, który zdawał się nie rozumieć jej wahań. Rozmyślnie przeciągnęła ciszę.

– Proszę przekazać panu hrabiemu – odezwała się wreszcie – że przyjdę za kilka minut.

– Tak jest, proszę pani – służący wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym dodał zuchwale: – niech to nie trwa długo, bo pan hrabia nie lubi czekać.

Zamknął za sobą drzwi i nie zdołał już usłyszeć śmiechu Ilonki.

Ponieważ nie lubiła być ponaglana, rozmyślnie wolno przyczesała włosy, wygładziła suknię, a następnie przez dłuższą chwilę przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Wreszcie wolnym krokiem ruszyła przez korytarz wiodący do głównych schodów.

Nie mogła powstrzymać się od myśli o tym, jak przerażona byłaby matka, gdyby wiedziała o jej wyczynach. Pewnie Muriel lepiej by się czuła w tej roli. Mogłaby się cieszyć otoczeniem grupy dżentelmenów – i to bez żadnej konkurencji. Wspomnienie przyrodniej siostry ponownie zrodziło w Ilonce żarliwą nadzieję, że lord Denton, przebywający już w Towers, tak się rozkocha, iż z dnia na dzień poprosi Muriel o rękę.

„Gdyby się szybko pobrali, mogłabym niedługo wrócić do domu, do mamy” – pomyślała dziewczyna. Niczego na świecie nie pragnęła bardziej.

Kiedy znalazła się w hallu, lokaj przyśpieszył kroku, by otworzyć przed nią drzwi salonu.

Ogarnął ją hałas podniesionych głosów i śmiechów.

Choć brzmiały wesoło, odniosła wrażenie, że to przyjęcie nie zostałoby powszechnie uznane za właściwe dla debiutantki.

„Ale przecież właśnie nie mogę nią zostać” – usprawiedliwiła się przed sobą.

Lokaj otworzył drzwi na oścież. Dziewczyna wysoko uniosła brodę i ruszyła naprzód wolnym krokiem znamionującym spokój, którego wcale nie czuła.

W dużym pokoju, pod rozjaśnionymi tysiącem świec kandelabrami, zapadło wymowne milczenie.

Dziewczyna próbowała odsunąć na bok tremę i zawstydzenie, opanować się i skoncentrować.

Niestety, nie widziała nawet poszczególnych twarzy, jedynie rozmazane plamy. Aż nagle, zupełnie jakby za sprawą cudu przejrzała na oczy, dostrzegła hrabiego, a u jego boku pana Archera.

Dwaj spośród dżentelmenów zebranych w salonie zaczęli klaskać.

– Brawo! – krzyczeli jak poprzednio.

– Bogini powróciła z Olimpu! – odezwał się głośno jeden z nich. – Miejmy nadzieję, że nie dostrzeże w nas bydląt, którymi niewątpliwie jesteśmy!

Na to pozostali gruchnęli śmiechem. Ilonka nawet nie zwróciła głowy w ich stronę, szła przed siebie, utkwiwszy wzrok w panu Archerze.

Wyszedł dziewczynie naprzeciw, ujął jej dłoń i uniósł do ust.

– Dziękuję, że zechciała pani przyjść- powiedział tak cicho, iż tylko ona go usłyszała.

Tak więc miała rację, domyślając się, że od jej decyzji wiele zależało.

Stary aktor poprowadził ją do gospodarza.

– Panie hrabio, niech mi wolno będzie przedstawić: oto mademoiselle Ilonka!

Dziewczyna skłoniła się wdzięcznie.

– Jestem zachwycony mogąc panią poznać – rzekł gospodarz głębokim głosem, który słyszała już raz, wówczas gdy próbowała zasnąć zaraz po przyjeździe.- Chciałbym pani podziękować za olśniewający występ.

– Jest pan bardzo uprzejmy.

Podniosła się z ukłonu, spojrzała hrabiemu w oczy i nagle się zorientowała, że jego wzrok ogromnie ją peszy. Miała rację sądząc, że ten wielki pan jest wyniosły i apodyktyczny. Nie chciała dać mu poznać, że ją onieśmielał.

– Podziwiałam pański pałac, panie hrabio – rzekła obojętnym tonem, którego matka użyłaby w takiej sytuacji. – Często słyszałam o pańskich wspaniałych koniach, lecz nie zdawałam sobie sprawy, że posiada pan także godne podziwu obrazy.

Odnosiła wrażenie, że drgnął zdumiony, lecz o d powiedział niemal od razu.

– Z przyjemnością oprowadzę panią po mojej galerii, mademoiselle – przy najbliższej okazji.

Teraz moi przyjaciele z niecierpliwością oczekują poznania pani.

Ilonka zdała sobie sprawę, że podczas rozmowy otoczyli ich goście. Tłoczyli się tuż przy niej, mieli czerwone twarze i taksowali ją spojrzeniami w tak impertynencki sposób, że aż poczuła gniew.

Bezwiednie postąpiła krok i tym samym znalazła się u boku hrabiego.

On jakby zrozumiał jej odczucia.

– Sądzę, panowie- rzekł- że wprawiacie mademoiselle Ilonkę w kłopot, chcąc się z nią poznać wszyscy naraz. Łatwiej będzie, jeśli przedstawicie się jeden po drugim, w ten sposób każdy z was będzie miał szansę zamienić z nią dwa słowa.

– Ja wolałbym z tą panienką zatańczyć! – wykrzyknął jeden z nich.

– Tylko dlatego, że chcesz ją dostać w swoje łapy, Alec – odparował drugi.

Ilonka była pewna, że w ten sposób nie odezwałby się żaden z dżentelmenów w ich domu. Zesztywniała.

Nie miała najmniejszej ochoty przebywać w towarzystwie mężczyzn, którzy najwyraźniej za dużo wypili, a nadal trzymali w dłoniach kieliszki z winem.

– Jestem trochę zmęczona – zwróciła się do gospodarza. – Podróżowaliśmy przez dwa dni i wolałabym, jeśli to możliwe, porozmawiać z panem i z nikim więcej.

Mogła to być jedyna okazja, by szepnąć słowo w sprawie starego aktora.

– Wybór, oczywiście, należy do pani – odparł hrabia z galanterią. – Proponuję, byśmy usiedli, poczęstuję panią kieliszkiem szampana. – Wskazał sofę stojącą przy kominku.

Ilonka ruszyła w tamtą stronę. Zajęła miejsce twarzą do pokoju. Za plecami miała stół zastawiony najwspanialszą chińską porcelaną, tak więc było niemożliwe, by któryś z gości zbliżył się do niej niezauważenie. Czuła się jak osaczona przez stado wilków. Tylko zachowując najwyższą ostrożność mogła zyskać nieco poczucia bezpieczeństwa.

D'Arcy Archer taktownie usunął się w cień. Jego towarzystwo nie było pożądane, więc odszedł w drugi koniec pokoju, gdzie stał ogromny, imponujący fortepian. Usiadł przy instrumencie i zaczął cicho grać. Spod palców artysty popłynęła łagodna, cicha muzyka, odpowiednie tło do rozmowy.

Kiedy hrabia podszedł do Ilonki, dziewczyna usłyszała robione półgłosem uwagi, że nie ma sensu współzawodniczyć z Vincentem.

– Nigdy się nie zakładam przeciw faworytowi – powiedział któryś z gości.

Pozwalali sobie na śmiechy i żarty pomiędzy sobą, ponieważ sądzili, że hrabia jest skupiony wyłącznie na rozmowie. Ilonka odniosła wrażenie, iż mieli dla niego zbyt wiele podziwu i szacunku, zarówno jako dla mężczyzny, jak i dla gospodarza, by mu się w czymkolwiek sprzeciwić.

Hrabia usiadł na sofie.

– Woli pani szampana – zapytał – czy może raczej likier?

– Dziękuję – odrzekła Ilonka. – Jedyne, czego mi trzeba, to usłyszeć, że podobało się panu dzisiejsze przedstawienie.

– Sądziłem, że nie ma potrzeby, bym wyrażał słowami rzeczy oczywiste.

– Więc podobało się panu? – nalegała Ilonka.

– O wiele bardziej niż mógłbym oczekiwać.

Dziewczyna podziękowała uśmiechem.

– Tak się cieszę! – rzekła. – Tak bardzo się cieszę!

– Dlaczego? – spytał hrabia, odrobinę jakby zniecierpliwiony.

– Nasze dzisiejsze powodzenie było ogromnie ważne dla pana Archera- odpowiedziała Ilonka.

– Jak wielu innych ludzi ze świata teatru, wycierpiał w życiu swoje i pana zamówienie na występ przyszło w najodpowiedniejszym dla niego momencie. – Przerwała, lecz ponieważ hrabia milczał, pochyliła się ku niemu i ciągnęła błagalnym tonem: – Proszę, niech go pan zatrudni jeszcze jeden raz. A może zechce pan polecić go swoim przyjaciołom?

Hrabia uniósł brwi. Siedział na sofie nieco bokiem, zwrócony ku dziewczynie.

– Sądziłem, że mówimy o pani – rzekł z niezrozumiałym dla Ilonki wyrazem twarzy.

– Moja osoba nie ma tu najmniejszego znaczenia – powiedziała dziewczyna szybko. – Zgodnie z tym, co mówił pan Archer, przyjechałam tu tylko na ten jeden, jedyny występ. On natomiast… – Nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo hrabia wpadł jej w słowo.

– Gdzie pani występuje w Londynie? Dlaczego do tej pory pani nie widziałem?

Ilonka milczała przez kilka sekund. Zastanawiała się, co powinna odpowiedzieć.

– Myślałam – odezwała się w końcu nieco kpiącym tonem – że pan Archer nie pozostawił wątpliwości, iż zjawiłam się tutaj tylko po to, by raz wystąpić przed pańskimi gośćmi, a potem wracam tam, skąd przyszłam.

– Czyli dokąd?

– Gdzież indziej, jeśli nie na Olimp? – Sądziła, że jest przebiegła, zapobiegając jego wścibstwu.

– Nie może się pani spodziewać, że wystarczy mi taki nieprecyzyjny adres – odparował hrabia – ale o tym możemy porozmawiać później.

– Chcę pomóc panu Archerowi.

– Dlaczego? Czy on wiele dla pani znaczy?

– Szkoda mi go. – Nie była pewna, czy obrała właściwą drogę.

Hrabia cenił sukces, był zainteresowany wyłącznie tym, co najlepsze. Jeśli dalej będzie próbowała pomóc panu Archerowi w ten sposób, może mu wyświadczyć niedźwiedzią przysługę. Przecież arystokrata życzył sobie płacić jedynie gwiazdom, takim aktorom, którzy mogliby grać przed ogromną publicznością i żądać astronomicznej gaży.

– Pan Archer nigdy nie będzie prosił o po moc – dodała szybko – lecz wiem, że pan, tak poważany wśród amatorów jeździectwa i w towarzystwie, mógłby wiele dla niego uczynić.

Zdawało jej się, że hrabia lekko skrzywił wargi w cynicznym grymasie.

– Większość młodych kobiet na pani miejscu oczekiwałby czegoś dla siebie.

– Ja nie potrzebuję pomocy – rzekła Ilonka zdecydowanie.

– Jest pani tego pewna?

– Tak, zupełnie pewna.

– Czy przemawia pani teraz jako bogini, czy jako ambitna młoda tancerka? Nie widziałem pani w Covent Garden, a przecież ta scena byłaby dla pani o wiele bardziej odpowiednia niż Royal Olympic Theatre.

Ilonka nie potrafiła udzielić odpowiedzi.

– Zapewne zamierza pani nadal pracować z madame Vestris od początku następnego sezonu.

Uważam, że marnuje się pani jako dublerka i mógłbym pani znaleźć zatrudnienie w znacznie bardziej prestiżowym teatrze, a w nim bez wątpienia dałoby się zaaranżować dla pani jakąś główną rolę.

– Bardzo to uprzejme z pana strony – odparła Ilonka – jednak nie prosiłam o pomoc dla siebie, lecz dla pana Archera.

– Dlaczego on jest dla pani taki ważny? Albo też proszę pozwolić mi sformułować to pytanie w inny sposób: dlaczego on panią aż tak zajmuje?

Może sądził, że ona i pan Archer są krewnymi?

Lub domyślał się jakichś innych zobowiązań? Nie chciała kłamać, więc po chwili wahania zmieniła temat.

– Z pewnością nie bardzo pana zajmuje ta rozmowa.

Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym.

– Chcę rozmawiać o pani – odparł.

– Ja wolałabym mówić o koniach, a szczególnie o Apollu. Jak on się czuje?

– Co pani wie o moich koniach? Wspomina pani o nich już po raz drugi.

– Wiem, że odnosił pan ogromne sukcesy na wyścigach – rzekła Ilonka. – Apollo wygrał derby we wspaniałym stylu, praktycznie o krótki pysk.

Posłużyła się słowami ojca, kiedy opisywał słynny bieg. Twierdził, że był to najbardziej ekscytujący wyścig, jaki miał okazję oglądać.

– Nawet nie żałowałem pieniędzy, postawionych na niewłaściwego konia – opowiadał żonie – bo chciałem, żeby wygrał najlepszy, a do ostatniej sekundy nie było wiadomo, który to będzie.

– Natomiast ja żałuję tych pieniędzy, kochanie – odparła matka Ilonki – ponieważ nie stać nas na żadne straty, nawet jeśli nie są znaczne.

– Wiesz, ile straciłem przez cały dzień na wyścigach? – zapytał ojciec.

Matka potrząsnęła głową, a Ilonka dostrzegła niepokój w jej pięknych oczach.

– Nic! – roześmiał się ojciec. – W rzeczy samej, nawet wygrałem! – Wydobył z kieszeni pełną garść kuponów oraz monet i położył wszystko na kolanach żony. – Mój piękny niewierny Tomasz mi nie ufa! Ale tak właśnie jest! Dziś wracam do ciebie jako zwycięzca.

– Och, kochanie, tak się cieszę!

Ojciec roześmiał się, przytulił żonę zapominając o pieniądzach na jej kolanach. Monety rozsypały się dookoła i mała Ilonka zaczęła je zbierać.

Rozmyślała o tym, jak wszyscy byli szczęśliwi, kiedy jej ojciec wygrywał, i jak nieszczęśliwi, gdy tracił.

„Taki po prostu jest świat – zastanawiała się teraz.

– Hrabia Lavenham potrafi się troszczyć o konie, ale nie rozumie cierpienia ludzi doświadczonych przez los”.

– Jeżeli nie wyjedzie pani jutro rano zbyt wcześnie – powiedział gospodarz – a mam nadzieję przekonać panią, by tego nie robiła, będziemy mogli razem obejrzeć Apolla.

– Jest tutaj?

– Tak, nawet startował w dzisiejszych wyścigach.

Miał silną konkurencję, ale ją pokonał.

– Och, to cudownie! – wykrzyknęła Ilonka. – Bardzo chciałabym go zobaczyć! Marzę o tym!

Była tak podekscytowana, że hrabia przyjrzał się I jej zdziwiony.

Ilonka miała przeczucie, że widok Apolla w jakimś sensie zbliżyłby ją do ojca. Może poczułaby się jak wówczas, gdy wieczorami opisywał jej wyścigi i wyjaśniał, w jaki sposób zwycięzca zdoła ł pobić resztę stawki.

– Czy tylko z powodu konia, który panią ciekawi, zgodziła się pani tu przyjechać? – zapytał hrabia. – Nie spodziewałem się osoby ani tak utalentowanej, ani tak pięknej. – Mówił obojętnie, i raczej chłodnym tonem, przez co komplementy nie wprawiały dziewczyny w zakłopotanie.

– Kiedy zgodziłam się przyjechać tutaj z panem Archerem, nie wiedziałam, że to pan jest właścicielem Apolla – odparła Ilonka zgodnie z prawdą.

– W czasie gdy koń wygrał derby, pan posługiwał się nazwiskiem Hampton.

– Niezwykle mi pochlebia, że moja osoba tak panią zainteresowała – stwierdził hrabia. – Trudno mi jednak uwierzyć, że pani, taka młoda, pamięta ten wyścig. Nie mogę też dać wiary, że występuje pani w którymś z londyńskich teatrów.

Gdyby tak było, znałbym panią ze sceny.

– Rzeczywiście…

– Ile ma pani lat?

Ilonka nie widziała powodu, dla którego miałaby kłamać.

– Osiemnaście.

– Kiedy zaangażowano panią do zespołu madame Vestris w Royal Olympic Theatre?

Dziewczyna myślała gorączkowo nad odpowiedzią, gdy przeszkodził im jeden z gości.

Był z pewnością znacznie starszy od gospodarza.

Właściwie, zdaniem Ilonki, był prawie w średnim wieku. Twarz miał nie tylko czerwoną, lecz nawet jakby nalaną i spuchniętą pod oczyma, co nadawało mu odrażający hulaszczy wygląd.

– To nie w porządku, Vincent – powiedział stając przy sofie. – Zachowujesz się jak pies ogrodnika.

Jeśli nie będziesz ostrożny, wywołasz rewolucję.

– Przykro mi, George – uśmiechnął się hrabia- lecz jak sam zrozumiesz, znajduję mademoiselle Ilonkę szalenie interesującą i nie mam życzenia swojej pozycji nikomu odstępować.

– Przestrzegam cię, źle czynisz – nalegał przyjaciel.

– Dobrze więc – westchnął hrabia. – Mademoiselle, pozwoli pani przedstawić sobie lorda Marlowe'a, dżentelmena, który będzie panią czarował bez żadnych zahamowań, proponuję więc, by jego słowa traktowała pani z rezerwą. – Podniósł się z sofy.

Ilonka nie miała ochoty rozmawiać z lordem Marlowem, który bez wątpienia wypił o wiele za dużo. Wstała także.

– Mam nadzieję, hrabio – rzekła – że nie poczuje się pan dotknięty, jeśli pójdę odpocząć. Szczerze mówiąc, czuję się wyczerpana.

– Nie, na to nie mogę pozwolić – zaprotestował lord Marlowe. – Chcę z panią porozmawiać, śliczna panienko, i wiem, co szeptać w pani śliczne małe uszka, żeby chciały mnie słuchać. – Zapraszającym gestem wyciągnął do niej rękę.

Ilonka patrzyła na hrabiego.

– Pożegnam się z panem Archerem i pójdę już na górę.

Nie czekała na pozwolenie, nie chciała też usłyszeć słów lorda Marlowe'a. Szybkim krokiem przeszła na drugi koniec sali. Poruszała się z naturalną gracją, tak cudowną, że każdy mijany gość odprowadzał ją wzrokiem. Stanęła przy fortepianie.

D'Arcy Archer zdjął ręce z klawiatury.

– Chcę się już położyć – powiedziała Ilonka cicho.

– Przykro mi, że musiała pani tu zejść- rzekł stary aktor – ale goście nalegali i nic nie mogłem na to poradzić.

– Rozumiem. Teraz chyba jednak mogę już iść?

– To nie będzie łatwe… – zaczął D'Arcy Archer i naraz umilkł. Wstał na widok nadchodzącego hrabiego.

– Chciałbym złożyć propozycję – odezwał się gospodarz – którą, mam nadzieję, zechce pan przyjąć.

– Jaka to propozycja?

– Chodzi o to, żebyście zostali u mnie do jutra i wieczorem, po kolacji dali jeszcze jedno przedstawienie.

Ilonka chciała odpowiedzieć, że to niemożliwe, lecz ujrzała zachwyt w oczach pana Archera i wówczas dopiero w pełni uświadomiła sobie znaczenie prośby hrabiego.

– Wprawdzie już zatrudniłem na jutro innych artystów – ciągnął gospodarz – jednak mam pewność, że nic nie spodoba się moim gościom bardziej niż powtórzenie waszego dzisiejszego przedstawienia lub wystawienie podobnego. Zapewniam was, że będę bardzo szczodry, jeśli poświęcicie mi tak wiele waszego cennego czasu.

– Byłbym zachwycony mogąc przyjąć tę propozycję- rzekł D'Arcy Archer- lecz w pierwszej kolejności muszę uzyskać zgodę mademoiselle.

– Mówiąc to spojrzał na Ilonkę, a ona wiedziała, że błaga ją, zaklina, niemal na kolanach modli się o jej zgodę.

– Powiedziała mi już pani – zwrócił się hrabia do Ilonki – że chciałaby zobaczyć Apolla, a z przyjemnością pokażę pani także resztę mojej stajni. Moglibyśmy to uczynić jutro rano, zanim około południa wyjadę z przyjaciółmi na wyścigi.

Podczas gdy mnie nie będzie, dom i ogrody są do pani dyspozycji, co także może panią zainteresować, jak sądzę.

Ilonka rozmyślała. Jeśli chce postąpić zgodnie z nakazami dobrego wychowania, odrzuci zaproszenie hrabiego i zacznie nalegać na pana Archera, żeby ją odesłał na najbliższy przystanek dyliżansu pocztowego, skąd będzie się mogła dostać do Bedfordshire. W takim wypadku zachowałaby się okrutnie, pozbawiając pana Archera szansy, której tak wyczekiwał. Byłby to akt samolubny.

Dziwne, lecz choć jej pobyt w tym domu był naganny, choć musiała przebywać sama w gronie podchmielonych dżentelmenów, jednak wolała to, niż siedzieć w brzydkim zimnym salonie w Chmurnym Zamku i słuchać gderania ciotki Agaty.

Obaj mężczyźni w milczeniu czekali jej decyzji.

Hrabia Lavenham wyraźnie był bardzo pewny swego. Nie wierzył, by mogła mu odmówić. Zdawało jej się, że widzi na jego wargach zwycięski uśmiech, a w oczach błysk triumfu. Z całego serca pragnęła powiedzieć „nie”.

Jedno spojrzenie na pana Archera przeważyło szalę.

Znów patrzył na nią tym błagalnym spojrzeniem wiernego psa, taki był bezradny i żałosny.

– Sprawiłoby nam przykrość, hrabio – zaczęła wolno – gdybyśmy po dzisiejszym udanym wieczorze mieli pana jutro rozczarować.

– Moim zdaniem nie ma powodu do obaw – odparł gospodarz. – Powiedzmy, że jestem gotów podjąć to ryzyko.

Teraz już uśmiechał się zupełnie otwarcie. Denerwowało to Ilonkę.

– Cóż, zgadzam się spełnić pańskie życzenie.

A teraz chciałabym już iść na górę.

– Nie będę się sprzeciwiał. Jednak zanim pani odejdzie, proszę się zgodzić raz jeszcze zaśpiewać dla moich przyjaciół. Są zawiedzeni, że tak krótko mogli się rozkoszować pani towarzystwem. Będę niezmiernie wdzięczny i zobowiązany.

Spojrzał wymownie na D'Arcy Archera. Ilonka odgadła ukrytą w tym spojrzeniu obietnicę. Hrabia był gotów zapłacić za dodatkowy występ.

– Czy to nie będzie dla pani zbyt męczące? – spytał pan Archer, siadając na powrót przy fortepianie.

Dumą napawał go niedawny sukces, a bardziej nawet radowała myśl o pozostaniu w gościnie przez jeszcze jeden dzień i o większym zarobku.

– Nie, czuję się świetnie. Co mam zaśpiewać?

– Może coś, co wszyscy dobrze znają- zaproponował.

Zniżył głos i dodał ciszej:

– O tej porze, po dobrej kolacji wszystko im się spodoba! Proszę się nie denerwować.

– Nie jestem zdenerwowana – odparła Ilonka.

W tej samej chwili dostrzegła wpatrzonego w siebie lorda Marlowe'a. Stał blisko, niemal przy samym fortepianie.

Hrabia zwrócił się do swoich przyjaciół:

– Panowie, przekonałem mademoiselle Ilonkę, by raz jeszcze zaśpiewała nam dzisiaj na dobranoc, a co więcej, przyrzekła jutro wieczorem ponownie uraczyć nas widokiem swego tańca.

Rozległ się szmer aprobaty, a D'Arcy Archer nie zwlekając uderzył w klawisze i popłynęły pierwsze akordy pieśni bawarskich dziewcząt „Gdzie jest mój luby”.

Ilonka stanęła przy fortepianie tuż koło starego aktora. Kątem oka dostrzegła, jak hrabia podchodzi do drzwi, otwiera je i cicho rozmawia ze stojącym za nimi lokajem.

Czyżby nie był zainteresowany jej śpiewem? Zanim jednak skończyła się przygrywka, już zamknął drzwi i odwrócił się, gotów słuchać.

Dziarska niemiecka piosenka chwyciła publiczność za serce, tak jak przewidywał pan Archer. Kiedy się skończyła, wybuchła burza oklasków. Ilonka skłoniła się i uśmiechnęła do pana Archera. R u szyli w stronę wyjścia.

– Mademoiselle! – u boku dziewczyny jak spod ziemi wyrósł lord Marlowe. – To było porywające!

Chcę mieć okazję wyrazić pani swój zachwyt – zakończył ciszej.

Zamierzał ująć dłoń Ilonki, lecz zdołała się wywinąć i zanim zdążył jej przeszkodzić, pośpieszyła w stronę otwartych drzwi, gdzie czekał hrabia.

– Dobrej nocy, lordzie – rzuciła jeszcze na odchodnym.

Gospodarz zamknął za sobą drzwi salonu i poprowadził ją do hallu.

– Bardzo mi się podobał pani śpiew – oznajmił – lecz pani taniec to coś absolutnie czarującego, tak uroczego, że nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego wcześniej pani nie odkryłem.

– Jest pan bardzo szczodry w komplementowaniu, ale szczerze mówiąc, choć zapewne trudno będzie panu w to uwierzyć, nie zależy mi, by mnie ktokolwiek odkrywał. Jestem bez tego zupełnie szczęśliwa.

– Chce pani powiedzieć – upewnił się, kiedy szli w stronę schodów – że nie jest pani zaślepiona pracą aktorki ani nie ma obsesji na punkcie sceny, choć wybrała ją pani jako drogę swojej kariery.

– Nie marzę o niczym w szczególności, chcę tylko być sobą i wyrażać siebie na swój własny sposób.

– Ilonka uznała z dumą, że zręcznie wybrnęła z kłopotliwej sytuacji. Powiedziała prawdę, a jeśli zostanie opacznie zrozumiana, to już nie jej wina.

Stanęli u podnóża schodów. Hrabia Lavenham przyglądał się jej przenikliwie, jak gdyby podejrzewał nieszczerość lub obłudę i był zdecydowany wyjaśnić powody.

Wyciągnęła do niego rękę i dygnęła.

– Dobrej nocy, panie hrabio.

Nie odpowiedział, lecz ujął jej dłoń i przytrzymał przez chwilę. Spojrzenie szarych oczu paliło twarz dziewczyny.

Podniosła na niego wzrok i wszystkie czcze, błahe słowa zamarły jej na jej ustach. Mogła tylko patrzeć na hrabiego i milczeć. Chciał jej powiedzieć coś ważnego, ale co?

Ktoś ponownie otworzył drzwi salonu. Usłyszała za sobą rozbawione głosy i śmiech. Wyswobodziła dłoń z uścisku i bez słowa pośpieszyła po schodach na górę. Nie obejrzała się za siebie, choć wiedziała, że hrabia Lavenham nie ruszył się z miejsca.

„Niepokoję go – pomyślała. – Nie może się zbyt dużo o mnie dowiedzieć, ale dobrze mu zrobi, jeśli będzie miał świadomość, że nie zdoła mnie zaszufladkować i jednocześnie nie pojmie dlaczego”.

Na piętrze chciała z klatki schodowej skręcić w lewo, w stronę pokoju, który oddano jej do dyspozycji, ale wówczas ukazała się przed nią jakaś starsza pokojówka.

– Proszę wybaczyć- powiedziała- lecz musiałam przeprowadzić panią do innego pokoju.

– Przeprowadzić? Co się stało?

– Pan hrabia uważał, że nie jest pani dość wygodnie – odparła gładko pokojówka. – Pozwoli pani za mną, zaprowadzę ją do nowej sypialni.

Ilonka uznała to wszystko za dziwne, ponieważ pokój, w którym zamieszkała na początku, był przecież całkiem odpowiedni.

Niemniej ruszyła za pokojówką. Dosyć długo trwało, nim przeszły do innej części pałacu. Służąca otworzyła jakieś drzwi i wprowadziła Ilonkę do prawdziwej komnaty. Tak właśnie dziewczyna wyobrażała sobie prywatne pokoje w starym gregoriańskim domu.

Na suficie zobaczyła malowane sceny rodzajowe, ściany wyłożone były drewnem, długie okna obramowane storami w uchwytach o kształcie palmowych liści. Piękne łoże wspierały cztery rzeźbione i złocone kolumny, od baldachimu spływały jedwabne zasłony haftowane tak gęsto i kunsztownie, że wzbudziłyby zachwyt nawet matki Ilonki.

Dwie służące wieszały już jej suknie, nie tak dawno wypakowane; kufry także przeniesiono tutaj.

Dziewczyna zrezygnowała z dalszych pytań.

– Byłabym wdzięczna – rzekła tylko do pokojówki – gdyby pomogła mi pani rozpiąć sukienkę.

Jestem bardzo zmęczona i z pewnością natychmiast zasnę.

– Należy mieć taką nadzieję, proszę pani – powiedziała kobieta głosem, który zabrzmiał w uszach Ilonki jak echo głosu Hanny.

Wspomnienie o starej pokojowej przywiodło ją na myśl jak żywą. Ilonka niemal fizycznie odczuła jej obecność. Jaka byłaby pełna dezaprobaty z powodu nagannych postępków skromnie wychowanej panienki, a nawet zgorszona, ponieważ dziewczyna zgodziła się powtórzyć ten sam karygodny akt następnego wieczoru.

– Biedna, kochana Hanna – szepnęła Ilonka do siebie, kiedy służąca pomagała jej rozpiąć guziki i wieszała suknię w garderobie.

Druga służąca pokazała jej, że bezpośrednio z sypialni można przejść do łazienki z wpuszczoną w posadzkę wanną. Ilonka podobne widywała na rysunkach przedstawiających rzymskie łaźnie.

– Cudownie! Taka łazienka w gregoriańskim domu! – wykrzyknęła.

– Pan hrabia kazał ją wybudować w miejsce dawnej gotowalni – wyjaśniła pokojówka z nutą jakby urazy w głosie – ale większość pań i tak woli brać kąpiel normalnie, w sypialni.

Ilonka miała ochotę się roześmiać. Najwyraźniej tutejsza służba, jak każda inna, nie znosiła nowości.

Postanowiła korzystać podczas pobytu u hrabiego z wszelkich nowoczesnych wynalazków, na jakie natrafi.

Służące dygnęły i wyszły z pokoju, a Ilonka zamknęła za nimi drzwi na klucz.

Ostatnie słowa matki, jakie usłyszała przed wyjazdem do Bedfordshire, brzmiały:

– Mam nadzieję, kochanie, że w gospodach, w których będziecie stawać na noc, nie zaznasz niewygód.

Nigdy nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz, a jeśli będą wyglądały słabo i niepewnie, podstaw krzesło pod klamkę.

Ilonka się wówczas uśmiechnęła.

– Będę pamiętała, mamusiu, ale mało prawdopodobne, żeby ktoś chciał mnie okraść.

– Nie tylko złodzieje mogą cię niepokoić, kochanie- odparła lady Armstrong- więc przyrzeknij mi, że zrobisz to, o co cię proszę.

– Przyrzekam, mamusiu, n i e martw się o mnie.

Zamknę drzwi na klucz, zmówię pacierz i nie zapomnę umyć zębów. – Ilonka roześmiała się wesoło.

Lady Armstrong objęła córkę i rzekła cicho, jak gdyby do siebie:

– Jesteś o wiele za ładna, moja najdroższa, by podróżować przez cały kraj dyliżansem pocztowym.

Powinnaś jechać prywatnym powozem, z dwoma lokajczykami na skrzyni.

– Nic mi nie będzie – odparła Ilonka. – Chyba nawet najgłupszy chłopak z farmy zauważy, że nie nadaję się na żonę dla niego, więc nikt mnie nie będzie nagabywał, szczególnie w obecności Hanny.

– To prawda, kochanie- zgodziła się lady Armstrong z uśmiechem. – Jednak proszę, byś pamiętała, co ci powiedziałam.

Ilonka ucałowała matkę na pożegnanie. Siedząc już w powozie uznała, że dobre rady zapewne wcale się nie przydadzą. Doprawdy, trudno było sobie wyobrazić, że w podróży z Hanną czeka ją coś niecodziennego, jak napad rozbójników czy złodziei.

Takiej przygody, jaką właśnie przeżywała, nie była w stanie przewidzieć.

– Nigdy nie myślałam, że zdarzy mi się spać w podobnym pokoju – rzekła na głos.

Umyła się w łazience, gdzie prócz wanny zainstalowano elegancką umywalnię z gorącą wodą w błyszczącej miedzianej bańce otulonej – dla utrzymania ciepła – pikowaną narzutką.

Zgasiła wszystkie świece prócz dwóch stojących przy łóżku i uklękła do pacierza.

Modliła się za Hannę i za biedną aktorkę, dziękowała Bogu za ten ekscytujący wieczór i prosiła, by hrabia Lavenham zechciał zrobić coś dla pana Archera, gdy już opuszczą pałac. Dla siebie prosiła o przebaczenie kłamstw i uczynków, których matka z pewnością by nie zaaprobowała.

– Choć przecież także by uznała, iż trzeba pomóc panu Archerowi – powiedziała cicho.

Raz jeszcze obejrzała pokój i wsunęła się pod kołdrę. Materac był bardzo miękki i wygodny, poduszki wypchane najprzedniejszym puchem, a prześcieradła z najgładszego lnu.

„Hrabia Lavenham wiedzie naprawdę komfortowe życie” – pomyślała.

Jeszcze przez chwilę nie gasiła świec. Chciała się przyjrzeć pięknemu wnętrzu, wyobrażała sobie arystokratki, które sypiały tutaj w dawnych latach.

Zaciekawiło ją, czy może królowa Adelajda gościła kiedyś u hrabiego – komnata miała wystrój iście królewski.

W pewnej chwili głęboką ciszę przerwało leciutkie stukanie do drzwi. Nie była pewna, czy się nie przesłyszała, dopóki nie zabrzmiało jeszcze raz.

Czyżby wróciła któraś z pokojówek?

Zanim zdecydowała, czy spytać, kto stoi za drzwiami, usłyszała głos:

– Wpuść mnie, śliczna panienko, chcę z tobą porozmawiać.

Ilonka usiadła na łóżku sztywno wyprostowana.

Lord Marlowe! Bez najmniejszej wątpliwości rozpoznała jego dudniący głos. Teraz brzmiał on jedynie bardziej bełkotliwie.

– Wpuść mnie! – nalegał intruz. – Muszę z tobą porozmawiać! No, otwórz!

Nagle dziewczynę opanował strach. Nigdy nie bała się bardziej.

Wyskoczyła z łóżka. Cicho podbiegła do drzwi.

Jednym spojrzeniem oszacowała zamek. Był duży, więc zapewne mocny.

W tej samej chwili poruszyła się klamka. Lord Marlowe napierał. Dziewczynę ogarnęła panika.

A co będzie, jeśli zamek w drzwiach się podda?

Gorączkowo rozejrzała się wokół. Wzrok jej padł na ciężkie krzesło z białego drewna inkrustowanego złotem, z siedzeniem ozdobionym brokatową tapicerką. Z niemałym trudem przyciągnęła je do drzwi i zablokowała oparciem klamkę, tak jak radziła matka.

Serce tłukł o się jej w piersi jak oszalałe. A jeśli lord Marlowe będzie próbował się włamać? Miała ochotę krzyczeć ze strachu, lecz wiedziała, że na nic się to nie zda. Pokój, w którym nocował pan Archer, był daleko, a ona nie miała pojęcia, czy jej krzyki w ogóle kogokolwiek zainteresują.

Zerknęła na fotel, stojący obok łóżka. Był ciężki, ale zebrawszy wszystkie siły, zdołała go przepchnąć aż do drzwi.

Lord Marlowe żądał coraz głośniej:

– Wpuść mnie! Otwieraj!

Nie miała w podobnej materii najmniejszego doświadczenia, ale intuicja podpowiadała jej, iż intruz jest zbyt pijany, by się zorientować, że nie ma żadnych szans, a przy tym zbyt zamroczony, by odejść.

Ustawiła fotel ciaśniej pod drzwiami.

Gorączkowo myślała, co jeszcze mogłaby zrobić, gdy nagle obok kominka otworzyły się ukryte drzwi.

Zaskoczona odwróciła głowę i ujrzała hrabiego Lavenhama. Drżące serce powiedziało jej, że nadszedł na ratunek.

– Proszę, niech mi pan pomoże! – zawołała, nim zdążył się odezwać. – Jeśli zamek pęknie… lord Marlowe zdoła… wejść do mojej sypialni!

Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co mówi, wiedziała jedynie, że hrabia pojawił się w ostatniej chwili, jak anioł wybawienia.

– Zaraz się z łajdakiem rozprawię! – powiedział z grymasem wściekłości i opuścił pokój tymi samymi drzwiami, którymi wszedł.

Загрузка...