ROZDZIAŁ 7

Proszę wiec mnie wysłuchać – zaczęła Ilonka. – Przysięgam panu, że to wszystko prawda. Nie widziałam innego wyjścia.

Opowiedziała wszystko, co się działo od momentu, gdy ojczym oznajmił rodzinie o przyjeździe lorda Dentona, a Muriel zaczęła nalegać, by Ilonki w tym czasie nie było w Towers. Czuła na sobie współczujące spojrzenie hrabiego, gdy wyjaśniała, jak bardzo Muriel była o nią zazdrosna.

Kiedy przeszła do opisu wypadku oraz śmierci Hanny i Lucille Ganymede, odniosła wrażenie, że jego oczy stwardniały. Wargi zacisnął w wąską linię.

Ze zdenerwowania cokolwiek nieskładnie opowiedziała o tym, że kierowało nią nie tylko pragnienie pomocy panu Archerowi, lecz także chęć wykorzystania okazji, by nie śpieszyć zbytnio do Bedfordshire. Miała świadomość, że może zbytnio się odsłania będąc szczerą, ale jednocześnie coś jej radziło mówić hrabiemu całą prawdę, bez względu na to, jak mógłby ją ocenić.

– Cudownie było móc zobaczyć pański… pałac – mówiła- traktowałam to wszystko jako… przygodę. Mój ojciec z pewnością by mnie zrozumiał…

Nie czułam się tak bardzo… winna, jak zapewne byłam.

– Nie przyszło pani do głowy, że powinna mieć przyzwoitkę goszcząc w domu, w którym poza panią przebywali sami mężczyźni? – spytał hrabia.

Ilonka spąsowiała ze wstydu.

– Tak…- przyznała niechętnie- wiedziałam, że powinnam mieć przyzwoitkę, gdybym przybywała pod własnym nazwiskiem, lecz… nie wydawało mi się, by panna Ganymede… wymagała takiej opieki.

– I nie zastanowiła się pani dlaczego?

– Nie. Dopóki lord Marlowe… nie próbował wejść do… mojej sypialni.

– Jedyne usprawiedliwienie, jakie mogę znaleźć dla pani zachowania, to że jest pani młoda i niedoświadczona – rzekł hrabia cicho, jakby mówił do siebie.

– I… szalona- dodała Ilonka żałosnym tonem, po czym westchnęła ciężko.

– Czego się pani po mnie teraz spodziewa?

– Proszę jedynie o przyrzeczenie, że nie powie pan o niczym mojej mamie… ani ojczymowi.

– Przyrzekam. Jednak zdaje sobie pani chyba sprawę, że nie byłem jedynym widzem na przyjęciu.

Ilonka spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.

– Całkiem zapomniałam! – jęknęła. – Pańscy goście… mogą znać mojego ojczyma… tak samo jak pan.

Hrabia Lavenham milczał.

– Chyba nie powiążą mnie… debiutantki z kimś… kto tańczył i śpiewał dla nich na przyjęciu? – spytała z nadzieją.

– Nie jest pani osobą, którą się łatwo zapomina – rzekł hrabia. – Nie chcę pani schlebiać, lecz muszę powiedzieć, że pani taniec wywarł na wszystkich niezwykłe wrażenie. Każdy widz będzie o nim opowiadał, szczególnie że miało to miejsce w moim domu.

Ilonka oczyma wyobraźni ujrzała dżentelmenów, którzy siedzieli wokół stołu, jak opowiadają przyjaciołom w klubie o wyjątkowym przedstawieniu zorganizowanym przez hrabiego Lavenhama po całym dniu spędzonym na wyścigach.

Splotła mocno dłonie.

– Co mam zrobić? Co mogę zrobić?

– Sądzę, że na razie należy mieć jedynie nadzieję, iż dżentelmeni obecni wówczas u mnie w gościnie, a w większości to panowie w sile wieku spędzający czas niemal wyłącznie na wyścigach, nie okażą się bywalcami balów.

Ilonka odetchnęła głęboko.

– Och, dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej?

– Niestety, nikt nie potrafi cofnąć czasu – rzekł hrabia Lavenham bezlitośnie. – Jedyne, co może pani zrobić w tej chwili, to kontynuować przejażdżkę, a potem spróbować zapomnieć, co się stało, zanim rozpoczęła pani swój londyński sezon.

– A pan… zapomni, że spotkał mnie… przed wczorajszym wieczorem? – spytała.

– Powiem raczej, że nie będę o tym nikomu wspominał.

– A jeśli na przykład któryś z pana przyjaciół zapyta, jak odszukać mademoiselle Ganymede?

Hrabia Lavenham skrzywił usta w złośliwym grymasie.

– Skieruję go do madame Vestris, która bez wątpienia do tej pory otrzymała już wieści o losie swojej dublerki.

Ilonka milczała dłuższą chwilę.

– Dziękuję, że nie był pan na mnie aż tak… rozgniewany – rzekła w końcu – jak mi się zdawało… wczoraj wieczór.

– Byłem zdumiony widząc panią. Nigdy się nie spodziewałem spotkać w pałacu Buckingham tancerki i śpiewaczki, którą zatrudniłem do zabawiania gości.

– Rzeczywiście… wygląda to bardzo dziwnie, kiedy ujmuje pan sprawę… w ten sposób- przyznała niemal ze łzami.

– Powinienem chyba jeszcze dodać, że byłem szczęśliwy, iż moje poszukiwania dobiegły końca.

Ilonka na moment zamarła bez ruchu. Wolno podniosła na niego wzrok.

– Pan mnie… szukał? – zapytała z niedowierzaniem.

– Byłem naprawdę wzburzony. Z ledwością potrafiłem uwierzyć, że wymknęła się pani z mojego domu bez pożegnania i nie mówiąc, dokąd się udaje.

– Nie mogłam postąpić inaczej…

– W tych okolicznościach zgadzam się, że było to jedyne rozsądne wyjście! – rzekł hrabia. – Jednak wówczas nie potrafiłem sobie wyobrazić powodu, dla którego miałaby pani wyjeżdżać w tak niestosowny sposób.

Najwyraźniej jego zdaniem każda kobieta, której by zaoferował protekcję, powinna ją przyjąć z wielką chęcią. Ilonka nie rozumiała, dlaczego chciał się zająć akurat nią, chociaż już miał pod swoją opieką aktorkę z Drury Lane. Tego pytania jednak nie mogła mu zadać.

– Szaleństwem było sądzić, że nigdy więcej już pana nie spotkam.

– Zapewne nie miało to dla pani większego znaczenia, podczas gdy ja naprawdę się obawiałem, że może się pani znajdować w nie lada kłopotach.

– Pan… chciał mi… pomóc?

– Pełen byłem najszczerszych chęci.

– Bardzo to uprzejme z pana strony, jednak teraz już pan wie, że z pewnością nie potrzebowałam pańskiej pomocy.

– Doskonale zdaję sobie sprawę, że pani ojczym jest bardzo dobrze sytuowanym człowiekiem – stwierdził hrabia oschle.

Ilonka co prawda nie potrzebowała od hrabiego pieniędzy, ale jakże pragnęła czegoś zupełnie innego, o czym on nigdy się nie dowie.

Zastanowiła się, co by sobie o niej pomyślał, gdyby go teraz poprosiła, by ją raz jeszcze pocałował.

Teraz – kiedy wiedział, kim jest, znał jej sytuację materialną… i nie musiał się o nią martwić.

– Pewnie już nigdy nie zobaczę Apolla ani innych pańskich koni – powiedziała cicho.

Hrabia Lavenham milczał.

Czy nie posunęła się zbyt daleko?

– To byłoby możliwe – rzekł w końcu – kiedy wrócę na wieś. Poprzednio spotkaliśmy się w niefortunnych okolicznościach. Powinienem zaprosić pani matkę i ojczyma oraz, oczywiście, panią na obiad.

Ilonka ujrzała szansę, by spotkać go ponownie.

Serce zabiło jej mocniej.

– Czy… zechce pan to zrobić?

– Zakładam, że znajdzie pani jakiś wolny wieczór w sezonie?

– Tak, oczywiście. – Gorączkowo próbowała przypomnieć sobie plany na najbliższe dni. – Dziś jesteśmy zaproszeni do Devonshire House.

– Ja także zostałem tam zaproszony – zauważył hrabia. – Będzie to dogodna sposobność na rozmowę z pani ojczymem. Zaproponuję, byście któregoś wieczoru zechcieli być moimi gośćmi.

– Mamy wolny wieczór pojutrze- rzekła Ilonka skwapliwie. – Pamiętam też, że w maminym kalendarzyku nie ma nic na najbliższą środę.

– Zapamiętam obie te daty. – Wstał z ławki.

– Robi się późno. Niedobrze by się stało, gdyby zaczęto o pani plotkować. Radzę pani jechać z powrotem Rotten Row, ja udam się w przeciwną stronę. – Mówił tak obojętnym tonem, że dziewczyna poczuła ukłucie w sercu.

Niepokoiła się, czy mimo obietnicy zaproszenia na obiad hrabia Lavenham nie zmieni zdania, kiedy się rozstaną. Na szczęście zobaczy go jeszcze dziś wieczór w Devonshire House. W końcu jednak miała czego wyglądać.

W milczeniu wracali brzegiem Serpentine.

Do koni było już bardzo niedaleko.

– Baw się, Ilonko! – powiedział nagle hrabia.

– Życie towarzyskie może być bardzo pociągające, kiedy jest się jeszcze młodym. Baw się, zanim cię ono znudzi i pozbawi iluzji.

– Czy tak się stało z panem?

– Mówiłem o tobie – odparł – a młode damy nie powinny zbytnio zgłębiać spraw, które ich nie dotyczą.

Zrozumiała, że ją ofuknął, i spłonęła rumieńcem.

– Przepraszam – powiedziała – jeśli nie powinnam była pytać. Jak pan sam zauważył, moim manierom niejedno można zarzucić.

Hrabia roześmiał się krótko.

– To z pewnością prawda. Jesteś bardzo niekonwencjonalną młodą osobą, Ilonko, nie tylko w słowach, lecz także z wyglądu, nie mówiąc już o tańcu. – Przez chwilę stał bez ruchu. – Kto cię nauczył tak tańczyć? – zapytał w końcu.

– Nikt – odparła dziewczyna. – W moich żyłach płynie węgierska krew i kiedy słyszę cygańską muzykę, pojawiają mi się przed oczyma sceny, dzięki którym moje stopy poruszają się, jak gdyby żyły własnym życiem.

– Jakie to sceny? – zapytał hrabia. Najwyraźniej był szczerze zainteresowany.

– Widzę węgierskie stepy, Cyganów w barwnych strojach i malowane wozy. Słyszę muzykę skrzypiec, a w oddali widzę ośnieżone szczyty gór.

– Węgierska krew znalazła odbicie w kolorze twoich włosów – rzekł cicho.

– Jestem bardzo podobna do prababki.

– To wyjaśnia wiele spraw, które mnie dotąd dziwiły.

Zanim jednak zapytała, co miał na myśli, podszedł do koni. Pomógł jej wsiąść, a kiedy włożyła nogę w strzemię, wprawnie ułożył spódnicę.

Następnie odebrał od lokajczyka swojego ogiera i wskoczył na siodło.

Ilonka patrząc na niego myślała, że nie ma na świecie równie przystojnego mężczyzny. Nikt nie mógł pewnej dosiadać konia i piękniej wyglądać na wierzchowcu.

Hrabia Lavenham uchylił cylindra.

– Życzę miłego dnia, panno Compton. Cieszę się, że mogłem panią spotkać ponownie.

Po czym, nie czekając na odpowiedź, puścił konia kłusem brzegiem Serpentine.

Ilonka patrzyła za nim rozżalona. Co z tego, że nie był na nią zły, czego się jeszcze niedawno tak bardzo obawiała, jeśli, niestety, nie jest nią już zupełnie zainteresowany.

Ku swemu przerażeniu zastanowiła się, czy nie byłaby znacznie bardziej szczęśliwa, gdyby przyjęła jego „protekcję”.

Minęli zwieńczone złotem bramy Devonshire House. Matka Ilonki była zachwycona zaproszeniem księżnej i znacznie bardziej niż córka podekscytowana czekającym ich wieczorem.

Myśli dziewczyny przez cały dzień krążyły wyłącznie wokół hrabiego Lavenhama. Obawiała się, że na przyjęciu poświęci jej ledwie chwilkę. Potem będzie musiała się zadowolić towarzystwem młodzieży.

Na balach, w których do tej pory uczestniczyła, spotykała wiele młodych dziewcząt, lecz nie mogła nie zauważyć, że najlepiej bawiły się nie one, ale obyte w towarzystwie pary małżeńskie.

Damy przystrojone w bajeczne klejnoty wyglądały tak elegancko i tak przyciągały wzrok, że rozumiała doskonale, iż debiutantki w swojej prostocie i niedoświadczeniu nie były szczególnie atrakcyjne.

Stąd dżentelmeni wybierali raczej towarzystwo kobiet dojrzałych.

Rozumiała to tym lepiej, gdy sama spróbowała nawiązać rozmowę z debiutantkami. Okazało się, że mimo iż całe dzieciństwo spędziła na wsi w niedostatku, była nie tylko lepiej od nich wyedukowana, lecz także miała żywszy umysł. Szerokie i różnorodne zainteresowania także wyróżniały ją z grona debiutantek.

Dzięki barwnym opowiadaniom ojca o wydarzeniach na torze dziewczyna niemało wiedziała o koniach. Podejrzewała, że jej rówieśnice nie tylko miały niewielkie pojęcie o klasycznych wyścigach, lecz także bały się dosiadać wierzchowca, jeśli nie był wyjątkowo spokojny i potulny.

Młode dziewczęta nie interesowały się także polityką, a jedna z nich zwierzyła się Ilonce, że nie ma pojęcia, kto jest premierem i nigdy nie słyszała o reformie płatniczej.

„Są niewyobrażalnie nudne” – myślała Ilonka pogardliwie.

Nagle przyszło jej do głowy, czy hrabia przypadkiem nie ma podobnego zdania o niej.

Wiedziała przecież, że był wyjątkowo inteligentny.

Nie raz i nie dwa wertowała gazety w poszukiwaniu najmniejszej wzmianki na jego temat.

Dowiedziała się, że często zabiera głos w Izbie Lordów i jest uznanym autorytetem w sprawach kontaktów z innymi krajami.

„Gdybym tylko mogła na chwilę zostać z nim sama- myślała rozmarzona- spróbowałabym go przekonać, że nie jestem podobna do głupiutkich, próżnych panienek. Tyle chciałabym się od niego dowiedzieć…”

Podczas obiadu w Devonshire House rozejrzała się po gościach siedzących przy wielkim stole.

W odległym końcu ujrzała hrabiego – po lewej stronie księżnej. Pogrążony był w rozmowie z drugą sąsiadką, piękną damą wprost obsypaną klejnotami. Zwracał się do niej w sposób, który kazał Ilonce podejrzewać, że istnieje między nimi jakaś intymna więź.

„Może ta dama jest jedną z jego ukochanych” – pomyślała nieszczęśliwa dziewczyna.

Nie potrafiła powstrzymać ciekawości.

– Czy orientuje się pan – zapytała sąsiada, młodzika z cofniętą brodą – kim jest towarzyszka hrabiego Lavenhama?

– To markiza Doncaster.

– Jest piękna.

– Lavenham z pewnością sądzi tak samo. Przecież słynie z tego, że w największym tłumie potrafi na pierwszy rzut oka wyłowić najpiękniejszego konia i najładniejszą buzię. – Roześmiał się cokolwiek złośliwie.

Ilonka poczuła w piersi ogromny ciężar. Zupełnie straciła apetyt.

Musiała dołożyć ogromnych starań, by uprzejmie wysłuchać dość ponurej historii dżentelmena siedzącego u jej drugiego boku, jak to w zeszłym tygodniu wyjątkowo nie miał szczęścia w kartach.

Najwyraźniej próbował utopić smutki w alkoholu, ponieważ opróżniał kieliszek za kieliszkiem.

Ilonka robiła, co mogła, by się powstrzymać od ciągłego spoglądania na koniec stołu i skoncentrować na sąsiadach, lecz jej wysiłki spełzały na niczym. Hrabia Lavenham śmiał się z dowcipów markizy, a rozpacz dziewczyny przerodziła się w fizyczny ból.

Wreszcie, zdawałoby się po nieskończenie długim czasie, księżna wyprowadziła panie z jadalni, zostawiając dżentelmenów przy porto.

Damy poszły na piętro, do gotowalni. Ilonka zajęła się poprawianiem włosów. Nie dostrzegała w lustrze własnej twarzy ani ślicznej sukienki. Zamiast tego prześladował ją widok uwodzicielskich oczu markizy Doncaster wpatrzonych w hrabiego oraz jej czerwonych, prowokująco uśmiechniętych warg.

– Chciałabym już wrócić do domu – wyrwało jej się na głos.

– Nie powinnaś tak mówić – zauważyła dziewczyna stojąca obok. – Teraz dopiero się zacznie prawdziwa zabawa. Będą tańce i spacery po jasno oświetlonych ogrodach… Wiesz, są tam altanki, gdzie możesz usiąść ze swoim towarzyszem… nikt nie zobaczy…

Dziewczyna była płocha i po prostu głupia, więc Ilonka nie podtrzymywała rozmowy i odeszła do matki.

– Obiad był świetny, prawda kochanie? – uśmiechnęła się lady Armstrong. – Księżna wspominała, że na tańce przybywa ponad setka gości, z pewnością będziesz się dobrze bawiła.

– Tak, mamusiu – odrzekła Ilonka z powątpiewaniem.

Akurat kiedy schodziły na parter, rozbrzmiała muzyka. Sala balowa była ogromna i pięknie przystrojona.

Słodko pachniały cięte kwiaty w wazonach ustawione przy każdej ścianie. Kilka przeszklonych drzwi prowadziło wprost do ogrodu. Bajecznie kolorowe światełka przy ścieżkach współzawodniczyły z chińskimi lampionami na gałęziach drzew.

Jeszcze miesiąc temu Ilonka wiele by dała, by móc pójść na takie przyjęcie.

Teraz, spodziewając się lada minuta ujrzeć hrabiego Levenhama w tańcu z olśniewającą markizą, chciała tylko odejść stąd jak najdalej.

Kiedy panowie zaczęli w końcu opuszczać jadalnię, poprosił ją do tańca ów nieciekawy młodzieniec, sąsiad przy stole.

Nie potrafiła wymyślić żadnego obiektywnego powodu do odmowy, więc zatańczyła z nim, lecz przez cały czas jej wzrok wędrował ku drzwiom; czekała na hrabiego.

Wreszcie go ujrzała. Rozmawiał z księciem oraz dwoma gośćmi. Natychmiast odgadła, że ich konwersacja dotyczy wyścigów i koni.

Poczuła się znacznie lepiej i zatańczyła z większym ożywieniem niż dotąd, aż partner zaczął jej prawić komplementy i poprosił o któryś kolejny taniec.

Muzyka ucichła, więc Ilonka zgodnie z obyczajem wróciła do boku matki. Książę, porzuciwszy towarzystwo hrabiego Lavenhama, podszedł do lady Armstrong.

– Jako stary przyjaciel pani męża, domagam się przywileju zatańczenia z panią, jeszcze nim on to uczyni!

– Będzie to dla mnie wielkim zaszczytem, książę – odparła wesoło lady Armstrong.

– Chodźmy więc, pokażemy młodzieży, jak się tańczy – rzekł książę.

Ilonka pozostawiona sama sobie rozejrzała się wokoło i nagle zesztywniała.

Właśnie pojawiła się w drzwiach kolejna grupa nowo przybyłych gości. Wśród nich Ilonka dostrzegła kogoś, kogo miała nigdy w życiu nie zapomnieć – ujrzała czerwoną, nalaną twarz lorda Marlowe'a.

Krzyk uwiązł jej w gardle. W panice uciekła z sali do ogrodu.

Schroniła się w głębokim cieniu pod drzewami.

Tam dopiero przystanęła. Obejrzała się na dom.

Słyszała muzykę i widziała przez okno tańczące pary.

„Co robić?… Co robić?” – nie mogła pozbierać myśli.

Jedna tylko osoba mogła jej dać odpowiedź na to trudne pytanie. Jeden tylko człowiek mógł ją uratować.

Była niemal pewna, że kiedy książę poprosił do tańca jej matkę, hrabia pozostał zatopiony w dyskusji.

„Muszę z nim pomówić!”- postanowiła.

Kilku gości przeszło z sali balowej do ogrodu.

Pomiędzy nimi szedł lokaj niosący satynowe poduszki.

Zaczął je rozkładać na ławkach stojących pod drzewami, niedaleko miejsca gdzie ukryła się Ilonka.

Przywołała go do siebie.

– Czy wiesz, który z gości to hrabia Lavenham? – spytała.

– Tak, proszę pani. Pan hrabia ma wspaniałe konie.

– Myślę, że znajdziesz go w drzwiach sali balowej – powiedziała dziewczyna. – Zechciej go poprosić na bok i przekaż, że chciałabym z nim pomówić.

Lokaj wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Najwyraźniej wiedział, że hrabia Lavenham jest znany nie tylko ze wspaniałych koni, lecz także z licznych romansów.

– Słucham panią.

Pośpieszył w stronę domu, wszedł do sali balowej.

Ilonce zdawało się, że minął wiek cały, od kiedy straciła go z oczu. Już zaczynała się obawiać, że służący nie może znaleźć hrabiego, kiedy nagle ujrzała ciemny kontur barczystej postaci na tle rozjarzonego blaskiem okna.

Wstrzymała oddech.

Stanął na szczycie schodów. Wówczas ujrzała obok niego lokaja wskazującego jej kryjówkę.

Ruszył bez pośpiechu. Ilonka przeraziła się, iż może uznać za nietakt z jej strony posyłanie po niego w taki sposób. Wszedł na trawnik i zbliżył się do dziewczyny, wciąż chowającej się w cieniu za pniem drzewa.

– Ilonka? – zapytał, jakby nie miał pewności, czy ją tutaj zastanie.

Dziewczyna wyszła z cienia.

– Poprosiłam… żeby pan tu przyszedł… bo potrzebuję pana pomocy! – zaczęła drżącym głosem.

Nie musiał szukać jej twarzy w świetle chińskich lampionów, by wiedzieć, że jest przerażona.

– Odejdźmy dalej od domu – powiedział spokojnie.

– Tam będziesz mogła mi opowiedzieć, co cię niepokoi.

Poszli po trawie miękkiej niczym kobierzec. Hrabia z pewnością świetnie znał ogrody, gdyż bez wahania zagłębił się między drzewa i poprowadził do wysokiego muru, który ograniczał posiadłość od tej strony.

Tam, pomiędzy krzewami bzu i jaśminu, odnalazł altankę z drewnianą ławeczką zarzuconą poduszkami.

Łagodne światło płomienia świecy zamkniętej w morskiej latarence tworzyło intymną atmosferę.

Z zewnątrz nie można było dostrzec, co się dzieje w altanie.

Ilonka usiadła, a hrabia Lavenham, charakterystycznym dla siebie zwyczajem, położył ramię na oparciu ławeczki.

– Co cię tak przestraszyło?

– Lord Marlowe! Właśnie przybył… widziałam go! Tak się boję… On może mnie rozpoznać!

Hrabia ściągnął brwi.

– Nie przewidziałem, że Marlowe może być zaproszony do Devonshire House – rzekł półgłosem.

– A jednak jest tutaj! – krzyknęła Ilonka. – Proszę… musi mi pan powiedzieć… co mam robić?

Może powinnam zaczekać w ogrodzie, aż mama zechce wrócić do domu?

– Takie postępowanie z pewnością wywoła komentarze – stwierdził hrabia. – Wątpliwe, by ktokolwiek uwierzył, że byłaś w tym czasie sama.

– Co więc zrobić? – pytała Ilonka zrozpaczona.

– To może nie być jedyny bal, na którym… go zobaczę.

– Cóż, niedobrze, że zdarzyło się to akurat dziś wieczór- rzekł hrabia.

– Jeśli nie dziś, to jutro lub któregoś kolejnego dnia byśmy się spotkali! – Ilonka zrozpaczona załamała ręce. – Lepiej powiem wszystko mamie…

Tylko że to ją na pewno zagniewa, a ojczym… taki dla mnie dobry… będzie oburzony…

– Powinnaś była pomyśleć o tym wcześniej.

– Wiem, źle postąpiłam… ale już panu mówiłam dziś rano, myślałam wtedy jedynie o tym, że byłoby… nieuprzejmie odmówić pomocy panu Archerowi.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że gdziekolwiek indziej mogłabym spotkać któregoś z… dżentelmenów, których pan… gościł.

Nastała cisza. Ilonka zaczęła mieć wątpliwości, czy hrabia Lavenham zechce jej pomóc.

– Wstyd mi ogromnie – powiedziała podnosząc na niego oczy pełne łez. – Naprawdę bardzo mi wstyd, że byłam taka… głupia… pan zapewne mną gardzi… ale proszę, błagam o ratunek… nie mam się do kogo zwrócić.

Jej głos przepełniony był smutkiem. Nie mogła się doszukać we wzroku hrabiego zrozumienia.

Bała się i była przekonana, że teraz lekceważy ją jeszcze bardziej niż dotąd. Po bladych policzkach spłynęły łzy.

– Powiedziałaś, że tobą gardzę – odezwał się hrabia Lavenham w końcu. – Gdyby to nie była prawda, chciałabyś, żebym wobec ciebie żywił jakieś inne uczucia?

Ilonka w swej żałości bez zastanowienia wyznała prawdę:

– Chciałabym, żeby mnie pan podziwiał, miał za inteligentną, za kogoś, kogo mógłby pan… lubić.

Przed ostatnim słowem nastąpiła wyczuwalna pauza, gdyż dziewczyna omal nie powiedziała „kochać”.

Szloch dławił ją w gardle. Zaczęła szukać chusteczki.

Hrabia Lavenham objął ją za ramiona i przyciągnął do siebie.

– Potrzebujesz kogoś, kto by się tobą zaopiekował.

Ilonka skryła twarz na jego ramieniu.

– Nikt… nie chce mi… pomóc… tylko pan – łkała. – Nigdy w życiu nie wyjdę… za żadnego z tych… głupich młodzików.

– Dlaczego?

Przytulał ją mocno, mogła się wreszcie wypłakać.

Tak dobrze było odpowiedzieć mu zupełnie szczerze.

– Żadnego z nich nie kocham… nie mogę żadnego pokochać, bo… bo…

Urwała przelękniona. Zapomniała się na chwilę, była zbyt szczera. Potraktowała hrabiego Lavenhama jak bliskiego przyjaciela, jak kogoś, kto wysłucha wszystkiego i nigdy nie potępi. Omal się nie zdradziła.

– Co chciałaś powiedzieć?

– Nic… nic ważnego.

– A jednak… ja sądzę, że tak. I jeśli mi skłamiesz raz jeszcze, Ilonko, będę się bardzo gniewał.

– Nie, proszę… niech pan się na mnie nie gniewa…

Tego bym nie zniosła.

Uniosła do niego twarz. W świetle latarenki zabłysły wilgotne oczy, zalśniły łzy płynące po policzkach i drżące na wargach.

Przyglądał się jej długo.

Potem, gdy nadal bez słów błagała, by się nie gniewał, przyciągnął ją do siebie bliżej i wargami dotknął jej ust.

Za tym właśnie tęskniła, o tym śniła, o to się modliła, od chwili kiedy ją pocałował po raz pierwszy.

Jej serce zabiło żywiej, znów poczuła magnetyczne fale łączące ich oboje.

Przyciągnął ją do siebie bliżej, pocałunek stał się bardziej władczy, bardziej zniewalający.

Narastała w niej znana już ekstaza, usłyszała muzykę dobiegającą prosto z głębi serca. Wiedziała, że to miłość, miłość, która jest sensem życia!

Gdyby miała teraz umrzeć, nie żałowałaby niczego, ponieważ poznała i zakosztowała niebiańskiego szczęścia.

Hrabia Lavenham całował ją dotąd, aż znów poczuła, że wznoszą się na szczyty pokrytych śniegiem gór i nie pozostało już na całym świecie nic oprócz miłości.

Po długim czasie, który wydał jej się chwilą zaledwie, hrabia uniósł głowę.

– Kocham pana! – Ilonka bezładnie wyrzucała z siebie słowa. – Jak pocałunek może być takim… cudem, jeśli pan mnie nie kocha?

Hrabia Lavenham nie odpowiedział, lecz pocałował ją znów.

Potem – zdawało się, że życie całe minęło przez tę chwilę – spojrzał jej w oczy płonące jak gwiazdy, na jej wargi czerwone od jego pocałunków i twarz rozjaśnioną wewnętrznym blaskiem.

W oczach dziewczyny lśniła miłość.

– Nie chciałem, żeby dziś do tego doszło – powiedział.

– Wiem… jednak… pocałował mnie pan… Nic więcej się nie liczy… nawet lord Marlowe – przy ostatnim słowie głos jej zadrżał lekko.

– Niestety, ten człowiek w dalszym ciągu stanowi zagrożenie – rzekł hrabia Lavenham – i jak już powiedziałem, ktoś powinien się tobą zaopiekować.

Wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi, powinienem to być ja!

– Bardzo bym tego chciała… ale czy to możliwe?

– Twoje potknięcia będą cię prześladować.

Musisz się spodziewać, że zostaniesz za nie ukarana.

Ilonka wstrzymała oddech. Lekko przestraszona słowami hrabiego, przysunęła się do niego bliżej.

– Jak będę… ukarana?

– Ponieważ lord Marlowe, a może także inni panowie z mojego przyjęcia niechybnie cię rozpoznają, będziesz musiała wyjechać.

Ilonka zmartwiała.

– Jakim sposobem… i dokąd miałabym jechać?

– Jeżeli mam się tobą opiekować, musisz wyjechać ze mną.

Ilonka patrzyła pytająco, nie rozumiejąc sensu jego słów.

Nagle przebiegło jej przez myśl, że ponawia swą propozycję, którą po raz pierwszy uczynił jej w swoim domu.

– Tak – uśmiechnął się hrabia Lavenham – oferuję ci swoją protekcję, lecz tym razem na znacznie trwalszych podstawach – jako mojej żonie!

Ilonka była pewna, że się przesłyszała.

– Czy pan… prosi… mnie o rękę?

– A cóż innego mogę począć? Skompromitowałem cię, umieszczając w sypialni przyległej do mojej, a w dodatku niosłem do łóżka, ubraną tylko w nocną koszulkę.

Ilonka krzyknęła z cicha, na policzkach wykwitł jej rumieniec. Ukryła twarz na ramieniu hrabiego.

– Nie chciałam, żeby tak się stało… – wyszeptała.

– Ale ja chciałem! – rzekł hrabia. – Chciałem ciebie, chciałem, żebyś była moja.

Ilonka uniosła głowę i spojrzała na niego zdumiona.

– Właśnie zrozumiałam… dlatego pan kazał zmienić sypialnię.

– Oczywiście, że tak.

Przytulił ją mocniej.

– Och, moja kochana, zachowywałaś się tak beztrosko, że aż się o ciebie bałem. Przewidywałem, co może ci się przydarzyć.

– I… mimo wszystko jest pan gotów mnie poślubić?

– Kocham cię!

Ilonce zbrakło tchu.

– Kocha mnie pan…? Prawdziwie mnie pan kocha?

– Całym sercem.

– Trudno mi uwierzyć… Ja pana kocham nad życie… ale nigdy nie myślałam, że pan mógłby pokochać mnie…

– Dużo czasu mi zajmie przekonywanie cię o szczerości mojego uczucia.

– Proszę, proszę, niech pan mówi.

– Nie zamierzałem wyjawiać ci tego tak szybko, lecz muszę działać w pośpiechu, ponieważ grozi ci napiętnowanie, utrata reputacji. Nie mogę przecież tego tolerować, gdy chodzi o moją żonę.

Będziemy musieli wspólnie przeanalizować sytuację i ustalić, jak nie dopuścić, by Marlowe lub ktoś inny spośród moich gości kiedykolwiek cię rozpoznał.

– Jak chce pan temu zapobiec? – spytała cicho.

– Musimy wyjechać. Tak się składa, że nadarzyła się wspaniała sposobność.

Ilonka spojrzała na hrabiego pytająco, a on mówił dalej:

– Nie dalej jak dzisiaj sekretarz biura spraw zagranicznych prosił mnie, bym złożył nieoficjalną, lecz ważną wizytę w kilku krajach śródziemnomorskich, nawet tak odległych jak Turcja i Egipt.

Rozważam jeszcze, czy powinienem się zgodzić.

Mam wrażenie, że uważałbym taką podróż za całkiem interesującą, gdybym w nią zabrał moją żonę na miodowy miesiąc.

Ilonka nie była w stanie pojąć swego szczęścia.

– Czy to możliwe? Czy pan naprawdę… chciałby mnie zabrać ze sobą? – Jej rozpromieniona twarz zdawała się rozjaśniać altankę. – Ale – zaczęła zupełnie innym tonem – czy jest pan zupełnie pewien… że chce się ze mną ożenić? Nie zniosłabym myśli, że robi pan to z jakiegokolwiek innego powodu, niż dlatego… że kocha mnie naprawdę.

Hrabia roześmiał się cicho.

– Nigdy żadnej kobiety nie prosiłem o rękę, ale chcę, żebyś była ze mną na zawsze i nie zamierzam cię już nigdy stracić! – Mówiąc to przyciągnął ją do siebie gwałtownie i całował zupełnie inaczej niż poprzednio.

Teraz jego wargi były gwałtowne, pełne pasji, namiętne. Ilonka czuła w nich ogień, który powoli obejmował jej ciało. Znajoma ekstaza przepełniła ją intensywną rozkoszą, aż przerodziła się nieomal w ból.

– Kocham cię – szeptała Ilonka. – Pokochałam cię w chwili, gdy po raz pierwszy mnie pocałowałeś… ale… trudno mi… wprost nie mogę uwierzyć, że ty kochasz mnie.

– Zrobię wszystko, by cię o tym przekonać – rzekł hrabia Lavenham. – Ale, moja niegrzeczna dziewczynko, jeszcze nie wymyśliliśmy, jak poradzimy sobie w opresji. Przez twoje niewłaściwe zachowanie znaleźliśmy się w nie lada tarapatach.

– Tak mi przykro… tak bardzo przykro – rzekła Ilonka. – Czy kiedykolwiek zdołasz mi wybaczyć?

– Chyba będę musiał, bo jeślibyś nie zjawiła się w moim domu, wątpliwe, czybym cię kiedykolwiek spotkał. – Hrabia Lavenham zamilkł na dłuższą chwilę, po czym dodał: – Nie, jednak jestem pewien, że to nieprawda. Wierzę przeznaczenie.

Musieliśmy się spotkać. Kiedy patrzyłem na twój taniec, wiedziałem, że szukałem ciebie przez całe życie, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy.

– Wtedy mnie pokochałeś?

– W chwili gdy zaczęłaś śpiewać, poczułem, jak sięgnęłaś do głębi mojego serca, a wówczas coś, co tkwiło we mnie uśpione, coś, czego istnienia nawet nie podejrzewałem, wyszło ci naprzeciw.

– Naprawdę ciebie przyzywałam – szepnęła Ilonka- kiedy tańczyłam… tańczyłam tylko dla ciebie. – I dodała nieśmiało: – A kiedy mnie pocałowałeś… czułam, jakbyś mnie… wyniósł na ośnieżone szczyty gór… i jakby cały świat został… hen, daleko.

– Ja także czułem wówczas coś dziwnego.

W jego głosie brzmiała nuta rozmarzenia.

Ilonka pomyślała, że teraz pocałuje ją raz jeszcze i uniosła ku niemu twarz, lecz on przesunął ustami po jej policzku i niżej, aksamitnymi pocałunkami pieścił szyję.

Wzbudziło to w niej osobliwe uczucie, zupełnie inne od wszystkiego, czego doświadczyła do tej pory. Małe płomyczki przebiegały przez jej piersi aż do twarzy.

– Kocham… kocham cię… – jej słowa zmieniły się w szept zagubiony w urywanym oddechu.

Hrabia Lavenham spojrzał na dziewczynę z ogniem w oczach.

– Jesteś tak nieprawdopodobnie piękna – powiedział drżącym głosem – a do tego tak niewiarygodnie niewinna… będę musiał wiele cię nauczyć.

– Czego nauczyć…? O czym nie wiem?

– Nic nie wiesz o miłości, najdroższa. I uczenie cię będzie dla mnie bardzo podniecające.

– Och… i dla mnie… także.

Znów uwięził wargami jej usta, a wówczas ona poczuła, że wziął w posiadanie ją całą, nie tylko serce, lecz także ciało i duszę.

Kiedy już prawie nie mogła oddychać, z widocznym wysiłkiem wypuścił ją z ramion, lecz wiedziała, że jego serce bije w równie szaleńczym rytmie jak jej własne.

– Teraz posłuchaj mnie, ukochana- powiedział.

– Musimy się zachowywać rozsądnie, mimo że niczego nie pragnę bardziej niż całować cię bez ustanku, aż do świtu.

– Och, tak, tak…

– Znajdziemy na to czas po ślubie – rzekł hrabia – lecz teraz musimy stworzyć plan, dzięki któremu lord Marlowe nie będzie mógł nam zaszkodzić, a twoja matka i ojczym nigdy niczego nie zaczną podejrzewać.

Ilonka cichutko westchnęła ze szczęścia i wsparła głowę na ramieniu ukochanego.

– Co możemy zrobić? – spytała.

– Przede wszystkim… czy masz jakieś inne imiona? Ilonkę zapamięta każdy, kto je usłyszał, a przy tym jest na tyle niezwykłe, że budzi zainteresowanie.

– Na chrzcie świętym otrzymałam imiona Maria, Nadine, Ilonka.

– Podoba mi się Nadine, pasuje do ciebie. Musimy jakoś przekonać twoją matkę, że wolę, abyś w przyszłości była znana pod tym właśnie imieniem.

– Hrabia Lavenham uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. – Jednak dla mnie na zawsze pozostaniesz Ilonką, co oznacza, choć mi tego nie powiedziałaś, „ta, która daje tchnienie życia”.

– Skąd… jak się tego dowiedziałeś?

– Od przyjaciela, który zna węgierski. Właśnie to mi dałaś, moja śliczna – nowe życie, zupełnie inne od tego, jakie znałem dotąd. Ale na razie w towarzystwie musisz być znana jako Nadine.

– Co więc… zrobimy?

– Przystanę na propozycję sekretarza. Pobierzemy się natychmiast, lecz na prowincji, w obecności jedynie twoich rodziców i mojego serdecznego przyjaciela, którego nie było u mnie, kiedy podejmowałem pewną śliczną niegrzeczną tancereczkę.

– Chcę… być tylko twoją… żoną.

– Będziesz nią. Jedna rzecz jest pewna: moja olśniewająca, cudowna Ilonka nie będzie już nigdy zachowywała się nagannie i nie zatańczy dla żadnego innego mężczyzny z wyjątkiem mnie.

Nigdy też, w żadnych okolicznościach nie będzie udawała aktorki.

Ilonka spojrzała na niego, niepewna, czy nie jest zagniewany, lecz jego oczy rzucały figlarne błyski, a na ustach czaił się uśmiech.

– Och, jak ja cię kocham! – wykrzyknęła. – Zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz i przyrzekam, że będę… rozsądna. Już zawsze.

– Bardzo w to wątpię – rzekł hrabia z uśmiechem.

– Widzisz, kochanie, musimy się wiele wspólnie nauczyć, choć nasze serca są pewne, że należymy do siebie. Chcę się dowiedzieć o tobie wszystkiego.

– Dobrze – zgodziła się Ilonka. – Ja też pragnę wiedzieć o tobie wszystko… i oczywiście chciałabym zobaczyć Apolla.

Hrabia Lavenham roześmiał się szczerze.

Przytulił dziewczynę mocno do siebie i całował ją żarliwie, z pasją, aż altanka i ogród zniknęły, a przecudna muzyka, którą się delektowali, dobiegała nie od strony orkiestry w sali balowej, lecz prosto z ich serc.

Potem uniósł Ilonkę prosto do rozgwieżdżonego nieba, ponad ośnieżone szczyty gór, gdzie była już tylko miłość zrodzona z pierwotnej radości życia pulsującej między nimi.

Miłość ich, na wieki.

Загрузка...