W poniedziałkowe popołudnie przyszli technicy i założyli aparat podsłuchowy na telefon Iriny. Poza tym tego dnia nie zdarzyło się nic szczególnego.
Nadeszła noc. Irina niechętnie przygotowywała się do kolejnego dyżuru. Jej rytm dobowy powoli wracał do normy, tym razem zmuszała się, by nie zasnąć, choć nie wstała z łóżka przed drugą po południu. Była zmęczona, tak jak zmęczona jest większość ludzi wieczorową porą. Na całe szczęście zostało tylko kilka bezsennych nocy. Poniedziałkowa, potem dzień przerwy, środowa, potem wolny czwartek… i…
I koniec! W piątek nie zamieści ogłoszenia i nie będzie musiała czuwać. Nigdy więcej.
Tylko dwie noce. Cudownie!
Zadzwonił filozof, Per Kron.
Chciał przeprosić ją za swoją natarczywość. Teraz zrozumiał, że wprawił ją w zakłopotanie.
– Nie odczułam tego w taki sposób – zapewniła go. – Nie rozmawiajmy już o tym!
Zamilkł. Irina zorientowała się, że zmiana tematu była mu nie w smak.
Gawędzili jeszcze przez chwilę, ale w tonie znacznie mniej swobodnym niż wcześniej. Irina odebrała to z przykrością, traktowała Pera jak dobrego przyjaciela i jeszcze nie była pewna, dokąd ich ta przyjaźń zaprowadzi. Ostatniej nocy sporo myślała o możliwych rozwiązaniach: zerwać wszelkie kontakty czy pomóc samotnemu mężczyźnie w wybrnięciu z trudnego dylematu, jeszcze nie dokonała wyboru.
Wychowano ją w duchu pomocy innym. W każdej sytuacji.
Poczuła ulgę, kiedy Per się pożegnał. Potrzebowała czasu. Mieli się spotkać we wtorek, na całe szczęście w obecności Marity, będzie okazja, by przeanalizować swoje odczucia.
Zaraz potem zadzwoniła jakaś pani, która nie mogła zasnąć i zadręczała się różnymi myślami. Irina poczuła się w swoim żywiole, rozmawiały długo, prawie godzinę. Kiedy pod koniec życzyła kobiecie powodzenia, poczuła się oczyszczona.
Telefon milczał przez dłuższą chwilę. Irina zabijała czas stawianiem niezliczonych pasjansów.
Dzwonek telefonu rozbrzmiał dopiero o czwartej nad ranem. Co dziwne, dzwonek jej domowego aparatu. Tego rozmówcy najmniej się spodziewała. Arnt.
Irina nie miała najmniejszej ochoty na konwersację z byłym mężem. „Ona przynajmniej zna swoje miejsce”. „Kompletnie pozbawiona uroku”. „Zimny kotlet”.
– Czego chcesz? – spytała chłodnym tonem.
– Odszedłem od Inger!
Wiem, pomyślała.
Czekał na okrzyk radości i zaskoczenia, ale się nie doczekał.
– Nie jesteś zdziwiona?
– Właściwie nie – wycedziła. – Skąd dzwonisz?
Jej pobłażliwy ton, jakiego używa się wobec rozbrykanego ucznia, zbił go z tropu.
– Z hotelu. Chciałabyś mnie odwiedzić?
– O tej porze? Nie możesz zaczekać do rana?
– Muszę z tobą porozmawiać. Mogę przyjść?
– Szczerze mówiąc, Arnt, chce mi się spać. Dobranoc!
Rozdrażniona przeszła do sypialni. Miała dość. Pozwól mi uporządkować moje życie, Arnt, pomyślała, składając karty. Pasjans nie wychodził, nawet gdy oszukiwała. W życiu Irina nie sięgała do takich metod, w kartach pozwalała sobie na drobne odstępstwa od surowych zasad.
Podniosła dłonie i przyjrzała się im. Drżały lekko.
Przez Arnta?
Zupełnie niepotrzebnie. Gorzko i gniewnie myślała:
Zrobiłeś ze mnie kukiełkę, Arnt. Cóż wart mój wysiłek, by ci się podobać? Kochałam cię, uwielbiałam, wynosiłam pod niebiosa, a sama się pogrążałam. Wszystkiego mnie nauczyłeś: mówić twoim językiem, kierować się twoim smakiem i twoimi opiniami o innych ludziach. Niszczyłam samą siebie, nawet o tym nie wiedząc.
Dojrzałam, Arnt. W bólu i trudzie narodziłam się ponownie do nowego życia, w którym nie ma miejsca dla ciebie. Zostaw mnie w spokoju, teraz jestem silną. Pewien artysta nauczył mnie patrzeć na świat moimi oczami, a pewien zwykły policjant okazał mi prostą, ludzką życzliwość.
Nie ma miejsca dla ciebie w moim nowym życiu, Arnt. To wspaniała świadomość! Przespałam tyle lat, zmarnowałam ostatni rok na apatyczną egzystencję, której teraz się wstydzę. Nie należysz już do mojej rzeczywistości, Arnt, więc odczep się! Zajmij się tamtą kobietą, zajmij się sobą! To zresztą lubisz najbardziej. Moje oczy były dla ciebie lustrem, w którym widziałeś tylko siebie. Uformowałeś mnie jak glinę, wyzyskałeś moją miłość i zabrałeś duszę, a wszystko z uwielbienia do własnej osoby.
Boże, jestem wolna, nareszcie wolna! Muszę odnaleźć tę dawną Irinę i tchnąć w nią nowe życie!
Kiedy zegar na dole wybił piątą, a ten na rokokowej komodzie zawtórował zabawnym kurantem, zadzwonił telefon.
Irina podniosła słuchawkę.
To był Westling.
– Nie zadzwonił.
– Wiem.
Irina zawahała się.
– Słuchałeś.
– Tylko po to, by sprawdzić, kto dzwonił. Potem wychodziłem z pokoju.
– Rozumiem.
Nie była jednak w stanie ukryć zażenowania.
– Dzwonię, by zapytać, czy ktoś podejrzany nie kręcił się koło domu.
– Nie sądzę. Nic nie słyszałam, a wiatr przecież osłabł. Wyglądałam ostrożnie przez okno, ale na ulicy panował spokój. Bogu dzięki!
Westling milczał przez dłuższą chwilę.
– Irino… Masz jakieś kłopoty?
Co za pytanie!
– Jeśli myślisz o moim byłym mężu, to skończyłam z nim raz na zawsze. To prawda, zadzwonił, ale zrobiłam potem rachunek sumienia…
Czuła się na tyle silna, by zdać Westlingowi sprawozdanie z własnych przemyśleń. O tym, że Arnt uczynił z niej marionetkę, którą poruszał wedle własnych egoistycznych pragnień. Przestała dbać o dobre imię męża, nic mu nie była winna, to on był jej winien całe życie.
Westling słuchał w milczeniu, kiedy wylewała z siebie wspomnienia wieloletnich upokorzeń. Kiedy w końcu przerwała, by zaczerpnąć tchu, powiedział cicho:
– To nie jest twój jedyny problem. Masz inny, świeższej daty, prawda?
Irina zaniemówiła.
– Więc jednak podsłuchiwałeś?
– Tylko troszkę. By się dowiedzieć, że ktoś prosił cię o wybaczenie za zbytnią natarczywość.
– Więc o to chodzi! To nic ważnego. Pewien mężczyzna: który źle zinterpretował sytuację.
Milczenie.
– To jego odwiedzałaś w niedzielę?
– Tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
– Rozumiem.
Nagle zdała sobie sprawę, że Westling nie mógł słyszeć rozmowy z Arntem, którą prowadziła na innej linii. Zupełnie niepotrzebnie opowiedziała inspektorowi historię swego nieudanego małżeństwa.
Właściwie nie żałowała tego kroku. Okazała się nielojalna, ale nielojalność przyniosła jej wyzwolenie!
Westchnęła zniecierpliwiona.
– No dobrze, Patrik, wpadłam w kłopoty. Tak głupie i prymitywne, że aż się ich wstydzę. Tyle że nie mam z kim o nich pogadać.
– Masz mnie. Teraz połóż się spać, zasłużyłaś na sen. O której wstajesz?
Uśmiechnęła się.
– O drugiej będę już na nogach.
– Mogę wpaść czy wolisz spotkać się na mieście? A może żal ci czasu na rozmowę ze zwykłym policjantem?
Poczuła ogromną ulgę.
– Bardzo chętnie cię ugoszczę, jeśli tylko zechcesz słuchać mojego paplania. Ale tylko kawą, bo później jestem zaproszona na obiad… O, nie, nie da rady! Jak mi przykro!
– Co się stało?
– Marita – zmartwiła się.
– Na śmierć o niej zapomniałem! Muszę ją odebrać przed południem. Odłóżmy rozmowę na później. Chyba że wybierasz telefon.
– Mam dość zwierzeń na odległość, a na telefony reaguję już alergicznie.
– Znajdziemy wolny dzień.
Przyjdź teraz, chciała powiedzieć, ale wciąż tkwiła głęboko w ryzach konwenansów.
– Znajdziemy wolny dzień – powtórzyła mechanicznie.
Usłyszała ton zawodu we własnym głosie. Wolny dzień. Wydał się jej tak bardzo odległy.
Miała nadzieję, że Westling nie zauważył jej rozczarowania.
Patrik Westling był spostrzegawczy.
Taka miła, taka kulturalna, pomyślał, a jednocześnie słaba i bezbronna. Miałoby się ochotę przytulić ją i chronić przed niebezpieczeństwami tego świata.
Pewnie ciągnie za nią tłum wielbicieli, jest taka atrakcyjna. Po co jej zwykły policjant?
Co powiedziała wtedy w szpitalu, do Marity? Że chciała popełnić samobójstwo. Przez męża, który ją opuścił.
Musiała go bardzo kochać.
Teraz skreśliła tego męskiego szowinistę ze swego życia. Na całe szczęście!
Miała inne problemy. Głupie, prymitywne, tak je nazwała, ale nie chciała o nich mówić przez telefon.
Biedna dziewczyna!
Westling westchnął i wrócił do łóżka. Mógł liczyć na parę godzin snu.
Załatwione. Droga do niej stoi otworem.
Było pięknie! Cholernie pięknie. Jak na początek.
Jestem wykończony. Takie rzeczy męczą. W dzień jest jeszcze gorzej, trzeba czekać na noc.
Teraz jest zły moment. Muszę jechać do domu po pieniądze, bo mi się należą. Wrócę jutro rano i wszystko zaplanuję.
Kto czeka, doczeka się.
A wtedy, moja mała, zabawimy się. Zatańczymy. Jak pająk z ofiarą. Tylko ty i ja.