ROZDZIAŁ XIV

ŚRODA

Następnego ranka inspektora Westlinga wyrwano z łóżka bardzo wcześnie. Znaleziono zaginioną kobietę.

Stał wpatrzony w ciało rozciągnięte na hałdzie śmieci. Odnalazł je pies policyjny.

Makabryczny widok wstrząsnął Westlingiem z dwóch powodów.

– Co za zwyrodnialec! – wykrztusił jego asystent z pobladłą twarzą. – Tak ją pociąć!

– To właśnie mi się nie podoba – stwierdził inspektor. – Metoda wydaje mi się znajoma.

Asystent obrzucił Westlinga szybkim spojrzeniem.

– Wie pan, kto to zrobił?

– Nie. Ten, kto stosował tę metodę zabijania, siedzi w zakładzie.

– Wariat?

– Kiedyś tak się to nazywało. Teraz mówi się psychoza lub zaburzenia psychiczne. Uznałbyś to za normalne?

– Nie – wzdrygnął się asystent.

Westling nachylił się nad ofiarą.

– Używa specjalnego noża – powiedział bezbarwnym tonem. – Tak samo zabito poprzednią dziewczynę. – Wyprostował się. – Zadzwonię do szpitala i zapytam o Siverta Karlsena. Jeśli wciąż tam jest, to mamy kłopoty.

– A jeśli go wypuścili?

– To też mamy kłopoty, ale przynajmniej będziemy znać nazwisko sprawcy. To jednak niemożliwe, nie mogli go tak po prostu wypuścić!

Rozmowa ze szpitalem jeszcze bardziej wzburzyła Westlinga. Tak jest zawsze, pomyślał z gorzką ironią. Policja z trudem łapie przestępcę, którego później adwokaci, sądy, psychiatrzy i psycholodzy wypuszczają na wolność. Za dobre sprawowanie. „Nikła szansa recydywy”. Sivert Karlsen opuścił zakład miesiąc temu – zachowywał się poprawnie, a czynu zbrodniczego dopuścił się w głębokim afekcie, kierowany zazdrością. Zbłądził zresztą tylko raz, cztery lata temu. Tak przynajmniej uznali wakacyjni praktykanci.

Westling miał odmienne zdanie. Mord wyglądał na czyn rytualny, a te zwykle następują seriami. Inspektor podejrzewał zresztą, że Karlsen popełnił ich więcej, zbrodnia nosiła znamiona profesjonalnej roboty. I nie była ostatnią, o czym świadczyło ciało tej biednej kobiety.

Dlaczego wybrał właśnie ją?

Westling kazał swojej ekipie zabezpieczyć miejsce zbrodni i zająć się obdukcją, a sam pojechał do matki ofiary. To był najmniej przyjemny obowiązek, zwłaszcza w przypadku tak okrutnej i gwałtownej śmierci, ale ktoś musiał go spełnić.

Kobieta okazała się jedną z tych matek, które przykuwają do siebie córki nieustannym narzekaniem i wypominaniem własnych chorób i słabości. W kółko powtarzała: „Co teraz ze mną będzie? Czy nikt nie pomyśli o mnie?” Pytania inspektora o kontakty córki pozostały bez odpowiedzi. Matka ofiary bolała nad stratą córki, lecz znacznie bardziej użalała się nad własnym losem.

Nic nie wskazywało na to, by wiedziała, z kim spotykała się córka.

Kobieta zdawała się przygnieciona ciężarem tragedii, ale wszelkie oferty pomocy ze strony Westlinga odrzuciła ze wzgardą. Jej ostatnia replika brzmiała:

– Jak ona mogła mi coś takiego zrobić?

Westling okazał zrozumienie.

– Gniew często bywa reakcją na stratę bliskiej osoby.

Odwróciła się bez słowa.

Inspektor wyszedł przygnębiony i udał się do redakcji gazety.

Zaczął od typowych pytań. Z kim pracowała ofiara? Skierowano go do działu ogłoszeń.

Pracownica działu potraktowała go z góry. Nie, nie wiedziała, z kim koleżanka zamierzała się spotkać. Była bardzo tajemnicza, pewnie z jakimś mężczyzną.

Miała stałego partnera? Nie.

Patrik miał wrażenie, że błądzi w ciemnościach. W akcie desperacji pokazał kobiecie zdjęcie Siverta Karlsena.

– Poznaje go pani?

Kobieta przechyliła głowę w bok i wlepiła oczy w zdjęcie.

– No – powiedziała gburowato – zdaje się, że tu był?

Tego Westling nie mógł wiedzieć.

– Tak, w zeszłym tygodniu. Albo dwa tygodnie temu. Nie, w zeszłym tygodniu. Kirsten się nawet podobał, w moim pojęciu wygląda okropnie.

– Ach, tak – mruknął niewyraźnie Westling.

Nie miał w zwyczaju wypowiadać się na temat fizjonomii przestępców, ale całkowicie się zgadzał z rozmówczynią.

Kirsten – tak miała na imię zamordowana dziewczyna.

– Chciał zamieścić ogłoszenie? – spytał.

– Nie. Czego to chciał? Czegoś niezwykłego, ale odmówiłam mu. Kirsten stała obok mnie, o tutaj, i się do niego zalecała. Wzrokiem, ale i tak to dostrzegłam. A on do niej mrugnął. Nie znoszę mężczyzn, którzy do mnie mrugają.

Ja też nie, pomyślał Patrik. Rzecz jasna, do mnie mrugają rzadko…

Wiedział już, co łączyło ofiarę z Sivertem Karlsenem. Nie musiał wiedzieć więcej, ale dla pewności zapytał:

– Czego chciał ten człowiek? Może sobie pani przypomni?

Kobieta wytężyła pamięć.

– O coś pytał. Już wiem! – pojaśniała. – Drukujemy czasem pewne ogłoszenie, pytał, kto je zamieścił. Oczywiście nic mu nie powiedziałam.

– Jakie ogłoszenie?

– Nocny Rozmówca. Widział je pan? Jakaś kobieta odbiera nocą telefony od samotnych ludzi. Zresztą już skończyła. Trzeba przyznać, że długo nie wytrzymała!

Patrik Westling poczuł, jak oblewa go fala gorąca.

– Nie mogę, niestety, podać jej nazwiska ani adresu – ciągnęła kobieta – ale jeśli chodzi o…

– Dziękuję, wiem, kim ona jest. Pomogła mi pani rozwiązać zagadkę kryminalną!

– Doprawdy?

– Tak! Proszę tylko nikomu o tym nie mówić, póki ptaszek nie znajdzie się za kratkami. To mogłoby być niebezpieczne.

– Rozumiem – odrzekła z nagłym przestrachem. – Myśli pan, że będzie mnie szukać?

– Nie. Dla pewności jednak proszę dobrze zamykać drzwi. Może podejrzewać, że Kirsten się pani zwierzała.

– Poproszę męża, żeby po mnie przyjechał – stwierdziła kobieta słabnącym głosem.

– Tak będzie najlepiej! Jeszcze raz dziękuję.


Westling zadzwonił do Iriny, ale nikt nie podnosił słuchawki.

Gdzie mogła być? Sprawy nie wyglądały zbyt różowo. Westling złożył telefoniczny raport o swojej wizycie w gazecie i pojechał do domu Iriny.

A jeśli stało się najgorsze? Może Sivert Karlsen już ją dopadł?

Nikt nie znał jego adresu. Karlsen pochodził z innego miasta, w którym przydzielono mu jakiś pokój, kiedy wyszedł z zakładu. Rzadko tam przebywał, właściwie zgłaszał się jedynie po zasiłek. Policja już była w jego mieszkaniu, znaleźli jedynie niedopałki papierosów i puste butelki po piwie, nie zasłane łóżko i zdjęcia pornograficzne na ścianach.

Sąsiedzi zeznali, że Karlsen często wyjeżdża. Chyba był w domu poprzedniej nocy, nie, dwa dni temu, choć może jednak poprzedniej…

Nie mogli się zdecydować, policjanci wysnuli więc własne wnioski. Chodziło o noc z wtorku na środę. Kirsten zginęła w noc z poniedziałku na wtorek.

Sivert Karlsen znów jednak wyfrunął ze swego gniazdka. Zakładano, że wyjechał do Høyden.

Tylko Patrik Westling mógł go rozpoznać, gdyby spotkali się w Høyden. Pochodzili z tego samego miasta.

Inspektor skręcił w wąską uliczkę i zatrzymał samochód przed domem Iriny. Zadzwonił do drzwi, ale nikt mu nie otworzył. Ogarnął go niepokój, znacznie większy niż zwykle w takich sytuacjach. Jak miał dostać się do środka? Musiał sprawdzić, czy jej tam nie ma, czy nic się jej nie stało.

Ani przez chwilę nie wątpił, że nocnym prześladowcą Iriny jest Sivert Karlsen. Wszystko się zgadzało. Karlsen szukał nazwiska i adresu Nocnego Rozmówcy, bo sądził, że jest nim kobieta, której nienawidził i pożądał jednocześnie. Posłużył się biedną Kirsten, by zdobyć te informacje. Kirsten zapewne podała mu adres Iriny.

Wtedy ją zabił. Przedtem wykorzystał seksualnie. Być może z początku dziewczyna była mu powolna, ale wkrótce jego zbrodnicza natura doszła do głosu. Kirsten mogła sądzić, że uratuje życie, zdradzając te informacje, ale Karlsen nie okazał litości.

Patrik wzdrygnął się na samą myśl o zbrodni. Teraz najważniejsza była Irina.

Musiał dostać się do środka. Kartki z prośbą o telefon Irina mogłaby nie potraktować zbyt poważnie.

Wyważyć drzwi? A może zbić szybę? Na samą myśl o tym, że Irinie stało się coś złego, ścisnęło go w dołku ze strachu.

W tej samej chwili pod dom podjechała taksówka i wysiadła z niej Irina.

Bogu dzięki. Wprawdzie nie modlę się do Ciebie, Boże, ale mogę chyba Ci podziękować? To chyba lepsze niż namolne prośby?

Podeszła do niego zdziwiona, musiał walczyć ze sobą, by nie wziąć jej w ramiona.

– Coś się stało? – spytała.

Wyglądała tak krucho i bezbronnie, nigdy dotąd żadna kobieta nie wydala mu się równie pociągająca! To dziwne, ale wcześniej tak o niej nie myślał. Z początku brał ją za jedną z tych miłych, ale pustych i chłodnych dam z bogatych dzielnic miasta. Teraz musiał przyznać, że się mylił. Irina była po prostu dobrym człowiekiem. Pełnym zahamowań i nierozsądnych poglądów na temat własnej powierzchowności i braku talentów, wpojonych jej przez głupiego męża. Ciepła i serdeczna, i w oczach Patrika Westlinga niezwykle piękna.

– Tak, coś się stało – odrzekł, odbierając jej torbę pełną zakupów. – Jak to dobrze, że jesteś zdrowa i cała! Odtąd nie wolno ci nigdzie wychodzić bez mojej zgody.

– Nie miałam w domu nic do jedzenia. O co chodzi? Opowiadaj!

Westling zdecydował się niczego nie owijać w bawełnę. Irina musiała zrozumieć powagę sytuacji.

– Zidentyfikowaliśmy twojego prześladowcę, tego zboczeńca. To gwałciciel i morderca, którego jacyś idioci zwolnili z zakładu psychiatrycznego. Znaleźliśmy tę dziewczynę z gazety. Zabił ją, aby zdobyć twój adres.

– Och – jęknęła Irina, otwierając drzwi.

Weszli do środka.

– Dopóki go nie złapiemy, nie możesz być sama ani przez sekundę. Mogłabyś się do kogoś wyprowadzić?

– Nie – pokiwała głową. – Nikogo takiego nie znam.

– Ten przyjaciel, którego odwiedzasz?

– Nie – rzuciła ze zdecydowaniem, które ją samą zdumiało. – Nie, do niego już nigdy nie pójdę!

Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, ale nic nie dodała.

– Nie mógłbyś…? – zaczęła błagalnie Irina.

Pod jej wzrokiem nieomal się ugiął. Pokręcił przecząco głową.

– Tkwię w samym środku dochodzenia, nie chciałabyś być przy tym. Nie dysponuję wolnymi ludźmi.

Po raz kolejny uświadomiła sobie, jak niewielu ma przyjaciół.

Westling spojrzał na zegarek.

– Jest wpół do trzeciej. Nie mogę wrócić tu przed piątą, a samej cię w domu nie zostawię.

– Mogę iść do pastora…

Patrik objął spojrzeniem skuloną ze strachu Irinę i spontanicznie zmienił decyzję.

– Najlepiej chodź ze mną. Znajdzie się dla ciebie jakiś kąt na posterunku.

Pojaśniała.

– Może cela?

– Tam przynajmniej byłabyś bezpieczna – stwierdził sucho. – Mamy chyba coś lepszego.

– Zaczekasz chwilkę?

– Jak długo zechcesz.

Konwencjonalna formułka w tej chwili nabrała innego znaczenia. Patrik naprawdę czuł, że tak myśli.

Irina zawahała się przez chwilkę, jakby roztrząsając jego słowa, potem skinęła lekko głową i zaczęła się zbierać. Włożyła wiktuały do lodówki, poprawiła swój wygląd w lustrze.

– Jest coś nowego o złodzieju i jego łupie? – krzyknęła, wkładając do portfela parę banknotów.

– Nie – odpowiedział jej z kuchni, gdzie go umieściła. – Za dużo spraw naraz…

– Rozumiem. Wciąż nie pojmuję, jak dostał się do środka.

I nagle przypomniała sobie słowa, które gdzieś usłyszała. Ruszyła wolno w kierunku kuchni i zatrzymała się w progu.

– Patrik…

– Wyglądasz, jakbyś wpadła na genialny pomysł.

– Możesz powiedzieć mi, gdzie były włamania? Jeśli to nie poufne informacje?

– Ależ skąd. U dyrektora Nielsena – zaczął odliczać na palcach – adwokata Hemminga, doktora Hansena…

– Doktora Hansena? Znam go, to mój lekarz. Nudny typ!

Patrik skwitował uśmiechem tę jej spontaniczną ocenę.

– Jeszcze u dyrektora Svensruda i pani Bern. I u ciebie.

– To razem sześć osób. Sprawa pani Gustavsen podpada pod inną kategorię?

– Tak.

– Tak myślałam. Tamci nie byli zbyt wyrafinowani. Posłuchaj mnie teraz, to ważne. Od jak dawna działa ten włamywacz?

– Niech się zastanowię. Od jakichś… dziesięciu miesięcy.

Irina kiwnęła głową, jakby znalazła potwierdzenie swych przypuszczeń.

– Żona dyrektora Nielsena lubi romansować, wszyscy o tym wiedzą poza jej mężem. W małżeństwie adwokata Hemminga źle się dzieje, potrafią kłócić się w towarzystwie i obrzucać zjadliwymi spojrzeniami. Żona doktora Hansena to nadęta, wiecznie niezadowolona kobieta. Dyrektora Svensruda nie znam, ale zdaje się, że mieszka z żoną w eleganckiej posiadłości.

– Tak jak pozostali poszkodowani.

– Pani Bern jest rozwiedziona. Układa ci się to w jakiś wzór?

– Nie bardzo.

– A mnie tak. Wydaje mi się, że mam podejrzanego.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

Irina pospieszyła z wyjaśnieniami.

– Pewna dama opowiadała mi dzisiaj o pewnym mężczyźnie, który sieje spustoszenie w sercach pań z towarzystwa, odwołując się do ich macierzyńskich uczuć.

– Nie pojmuję. Kogo masz na myśli?

– Pera Krona.

Patrik wciąż nic nie rozumiał.

– Przecież on jest kaleką!

– Tak, to pewna trudność. Pamiętasz, jak opowiadałam ci o moim przyjacielu? Którego odwiedzałam kilkakrotnie? To Per Kron.

Westling spojrzał na akwarelę.

– Teraz rozumiem.

Irina przyglądała się inspektorowi od dłuższej chwili i musiała przyznać, że coraz bardziej się jej podoba. Twarz Westlinga nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale ciepłe niebieskie oczy równoważyły braki urody.

– Opowiedz mi teraz, co sam wiesz na temat Pera Krona.

– Dobrze, jeśli obiecasz, że nikomu tego nie powtórzysz.

– Ja nie plotkuję. Potraktuj mnie jak koleżankę po fachu!

Skinął głową rozbawiony. Irina w niczym nie przypominała policjantki, przynajmniej z wyglądu. Wkrótce miał się przekonać, że było inaczej.

– Wiem tyle, co ty. Historie miłosne. Kron wyprowadził się ze swojego miasta rodzinnego, kiedy ziemia zaczęła mu się palić pod stopami. Z powodu trojga dzieci, na które powinien łożyć, z trzech różnych matek. Wciąż brakowało mu pieniędzy.

– Nie? W mieszkaniu ma mnóstwo cennych drobiazgów.

– Ma też samochód – dodał Westling z wrogością w głosie, której sam się nie spodziewał. – Samochód dla niepełnosprawnych, dostał go od związku.

Irina zdecydowana była drążyć sprawę do samego końca.

– Wiesz, na co choruje?

– Jakieś uszkodzenie kręgosłupa, przerwanie połączeń nerwowych.

– Też to słyszałam. Może prowadzi podwójne życie?

– Niegłupia myśl. Sama przyjemność być na utrzymaniu gminy, instytucji i bogatych filantropek. Coś się jednak nie zgadza, moja miła, byłaś u niego, kiedy włamano się do twojego domu.

– Nie przez cały czas. Odwiozłam Maritę, co zajęło mi ponad godzinę.

– Więc w jaki sposób dostał się do środka?

– Oto mój as atutowy. Byłam już u Krona wcześniej. Wtedy zostawił mnie samą w pokoju i poszedł szukać akwareli. Moja torebka stała na stoliku w holu. Długo nie wracał. Miał wystarczająco dużo czasu, aby zrobić odcisk moich kluczy. Do drzwi wejściowych i szafki w sekretarzyku.

Patrik patrzył na nią przyjaźnie.

– Później dorobił klucze. To się może zgadzać, Irino.

Moja miła, tak ją przed chwilą nazwał. Irinie spodobało się to określenie.

– Mój miły Patriku – odwzajemniła się – co powiesz o mojej wersji? Per Kron wkrada się w łaski samotnych lub sfrustrowanych bogatych kobiet, zaprasza je do siebie i wykorzystuje okazję, by zrobić odciski ich kluczy.

Westling nie odrywał od niej wzroku. W końcu zrozumiała dlaczego.

– Nie, nie – powiedziała zdecydowanie. – Ze mną też próbował, stąd znam jego metodę, ale nic nie wskórał.

Niewiele brakowało, sumienie podszeptywało Irinie, że nie do końca jest szczera.

– Więc na czym polega ta jego metoda? – spytał beznamiętnie.

– To było dość… nieprzyjemne. Wolałabym o tym nie wspominać, ale… powinieneś wiedzieć. Usiłował mi wmówić, że potrzebuje kobiety, która zrozumiałaby jego potrzeby. W domyśle: łóżkowe. Wstydzę się do tego wracać! Kiedyś prosiłam cię o radę w tej sprawie, pamiętasz?

– Mów dalej – poprosił równie beznamiętnie.

Westchnęła z rezygnacją.

– Był taki samotny i bezradny i marzył o spotkaniu tej jednej jedynej życzliwej duszy! Chciał, żebym przyszła jutro wieczorem.

– Pójdziesz?

– Nie. Zresztą już o to pytałeś.

Zawahała się przez moment.

– Prawdę mówiąc, zastanawiałam się jakiś czas, czy nie powinnam… mu pomóc. Wychowano mnie w duchu życzliwości. Nie mogłam jednak, czułam wstręt. Nie pójdę do łóżka z człowiekiem, którego nie kocham.

Westling nie odpowiedział. Irina zacisnęła zęby.

– Najgorsze, że chciałam rzucić Maritę w jego ramiona. Dzięki Bogu, nie zrobiłam tego! Miałam wątpliwości.

– Nazwałbym to raczej zdrowym rozsądkiem.

– To prawda. Patrik, co robić? Nie możemy przecież pytać tych kobiet, czy romansowały z Kronem.

– Nie, nie możemy. Możemy jedynie sprawdzić, czy znajduje się w kręgu ich znajomych, ale to zajmie mnóstwo czasu.

Irinie przyszło nagle coś do głowy. Bezwiednie złapała Westlinga za ramię.

– Wpadłam na pewien pomysł. Jeśli masz trochę czasu, możemy złapać złodzieja.

Spojrzał na zegarek.

– Właściwie to nie, prowadzę dochodzenie, ale… No dobrze, przynajmniej cię wysłucham.

Nie odtrącił jej ręki, ale Irina sama ją odsunęła, zdumiona własną bezpośredniością.

– Zrobimy tak – zaczęła z ożywieniem.

Patrik wysłuchał jej uważnie.

– Można spróbować – stwierdził, kiedy skończyła. – Nie sądzę, że jest na tyle głupi, by się na to nabrać, ale możemy spróbować.

W duchu przyznał jednak, że jak na osobę cywilną, którą niektórzy określiliby mianem damulki z wyższych sfer, miała pomysły godne policjantki.


Dziś wieczorem!

Wszystkie przeszkody usunięte, nie muszę dłużej czekać. Pełne biodra, ten jej tyłek i jasne włosy.

Ale sobie dogodzę!

A potem z nią skończę.

Загрузка...