ROZDZIAŁ XIX

KOSZMAR NA JAWIE

Irina mogła w tej chwili rozważyć różne rozwiązania.

Na przykład zadzwonić do Patrika.

Albo uświadomić sobie, że jest sama w wielkim domu z bezwzględnym mordercą, pozbawiona wszelkiej pomocy.

Lub że powinna się ukryć.

Albo wybiec z krzykiem na ulicę.

Irina nie skorzystała z żadnego z nich. Zrobiła to, co nakazywał jej spontaniczny odruch serca. Nachyliła się nad Gunvor, by jej pomóc.

– Gunvor – szepnęła, usiłując odwrócić jej bezwładne ciało.

Policjantka była ciężka, a Irina krucha i słaba. Zrezygnowała więc i zajęła się raną poszkodowanej.

Rana wyglądała groźnie, uderzenie trafiło prosto w czaszkę. Irina podłożyła dłoń pod pierś kobiety i ku swej wielkiej uldze poczuła słaby oddech rannej. Gunvor żyła!

– Bogu dzięki – szepnęła.

Co Bóg miał wspólnego z tą sprawą? Przecież pozwolił na to.

Głupie myśli, nie miała na nie czasu. Za wszelką cenę należy zawiadomić Patrika!

Zaczęła szukać telefonu komórkowego Gunvor, ale go nie znalazła. Potem zajrzała do kabury.

Pusta!

Dopiero wtedy zrozumiała, że sama jest w niebezpieczeństwie. Troska o Gunvor kazała Irinie zapomnieć. o własnej osobie.


Muszę znaleźć sznur i związać to babsko. Skąd się tu wzięła? Nie mam na nią czasu, muszę zająć się moim odwiecznym wrogiem.

Odwieczny wróg – jaki ładny zwrot. Znam dużo trudnych wyrazów. Nie wszyscy są tak inteligentni jak ja.

Miała pistolet, co za numer! Nie co dzień spotyka się kobitki z takim cackiem za pazuchą.

Mogłem ją zastrzelić na miejscu, ale moja blondyneczka usłyszałaby huk. Później założę jej jakąś pętlę na szyję. Najpierw znajdę główną ofiarę i nie pozwolę, by szybko umarła.

Potem zajmę się tą starą. Nawet ma niezłe cycki.

Żeby w całym domu nie było kawałka sznura?

Ładne cycki, ale ci się trafiło, stary!

Cholera, ktoś jest na schodach!

To musi być ona! Ha, od razu stwardniał! Czas rozpocząć bal!

Tyle się wyczekałem. Będzie słodko!


Gunvor była jednym wielkim bólem. Nie odważyła się ruszyć głową z obawy o stan kręgów szyjnych.

Irina próbowała ją odwrócić.

Nie rób tego, proszę!

Uciekaj, Irino! Ratuj się!

Nie mam siły mówić, na nic nie mam siły.

Nie rozumiesz, że musisz się ratować?

Zdaje się, że myśli o mnie. Z głupoty czy z litości?

Zapewne z obu powodów.

Dziękuję, dziewczyno, ale wolałabym, żeby choć jednej z nas się udało.

Moje dzieci. Co z nimi będzie?


Do diabła, ile bab tu mieszka? To nie jest ta, na którą czekam.

Ładna. Cholernie ładna. Z nią też się zabawię. Na takich lubię wycinać wzory, ciąć raz w tę, raz w tamtą stronę. Co ona się tak roztkliwia nad tamtą na podłodze? Lepiej spójrz na mnie, w życiu nie widziałaś takiego faceta jak ja.

Może wskaże mi drogę do głównej ofiary. Ukryli ją, czy co? Nie zdążyłem przeszukać piętra, ta stara stanęła mi na drodze.

Tyle kobiet! Wszystkie uszczęśliwię! Lepszego kochanka szukać by ze świecą. Szybko i mocno, tak jak to lubią. Potem spodziewam się nagrody. I pamiątek, zasłużyłem na nie.


Irina odwróciła się. Nikogo nie dostrzegła, usłyszała tylko jakiś jęk.

Uniosła się wolno.

Muszę zadzwonić do Patrika. I po pogotowie.

Drzwi do gabinetu nie zamykają się na klucz. Muszę wrócić na górę, zamknąć się w sypialni i skorzystać z nocnego telefonu. Mam nadzieję, że centrala jeszcze go nie wyłączyła. Zamierzali przyjść dzisiaj i zabrać aparat. Technicy policyjni obiecali odłączyć urządzenie podsłuchowe.

Teraz już nie przyjdą, dawno skończyli pracę.

Może już sobie poszedł?

Wtedy go zobaczyła. Cień w szparze drzwi kuchennych. Oko…

Irinie zabrakło tchu, strach zdławił ją za gardło.

Obserwował ją.

Miała tylko jedno wyjście. Nie zdąży uciec na ulicę, stało zresztą na niej tak niewiele domów, że szansa natknięcia się na sąsiada czy przechodnia była znikoma.

Gunvor nie jest w stanie pomóc, można jedynie liczyć na to, że napastnik uzna ją za martwą.

Irina ruszyła biegiem na schody, tuż za sobą słyszała sapiący oddech i dudnienie butów prześladowcy. Drzwi do sypialni wydały się jej tak odległe…

Potknęła się na ostatnim stopniu.

Nie zdążyła wstać, mocna dłoń zacisnęła się na jej kostce.

Irina krzyknęła z przerażenia.

– Zamknij się, dziwko, i posłuchaj mnie! – warknął. – Nic. ci nie zrobię. Powiedz mi, gdzie ona jest, to cię puszczę!

Obróciła się i zajrzała w jego odrażającą twarz.

– Kto? Nie wiem, o kim mówisz.

– O niej! O Nocnym Rozmówcy. Ona tu mieszka.

– Ja jestem Nocnym Rozmówcą.

– Nie! Nie próbuj mnie okłamywać.

– To prawda, tyle razy usiłowałam ci to wytłumaczyć przez telefon. Puść mnie, bierzesz mnie za kogoś innego.

Była na krawędzi płaczu, ale nie chciała okazywać słabości. Kostka bolała ją od jego żelaznego uścisku, Irina siedziała na podłodze nad krawędzią schodów, a on całym ciężarem przyciskał jej nogi. Usiłowała się wyrwać, ale na próżno.

Na jego twarzy pojawił się wyraz wściekłości.

– Co ty pleciesz, suko? – ryknął, całkowicie tracąc panowanie nad sobą. – Dlaczego mnie cały czas zwodzisz? Nie jesteś nią, nie masz prawa być nią, jesteś zerem, masz być nią, masz być nią, zrozumiałaś?

Zaczął okładać Irinę pięściami. Rozluźnił uścisk na jej kostce i w pewnej chwili zdołała się uwolnić, gubiąc pantofel. Podniosła się na nogi, ale on był szybszy i złapał ją wpół. W dzikiej szamotaninie Irina znalazła się u skraju schodów, straciła równowagę i potoczyła się w dół. W ułamku sekundy zdołała uchwycić się poręczy, ale nie trafiła na stopień. Poczuła gwałtowny ból, jakby w skręconej na krawędzi stopnia kostce zerwało się ścięgno.

Sivert Karlsen ruszył za nią i złapał w chwili, gdy podnosiła się z podłogi. Był znacznie silniejszy i wciągnął ją na podest schodów.

Irinę owionęła woń nie mytego ciała. Brakło jej już siły, by walczyć.

– Przyznaj, że kłamiesz – poczuła smrodliwy oddech Siverta koło ucha. – Powiedz, że ona tu jest! Gdzie się schowała? Jest na górze?

– Nie ma jej tutaj, nie wiem, o kim mówisz. Ponosi cię fantazja – wysyczała.

Karlsen złapał Irinę za włosy i gwałtownym szarpnięciem oderwał jej twarz od podłogi.

W tej samej chwili dobiegi ich odgłos nadjeżdżających samochodów. Karlsen zesztywniał, nie wypuszczając ofiary z uścisku, wbił paznokcie w jej ramię. Rozejrzał się desperacko wokół siebie, po czym pociągnął Irinę w kierunku okna nad drzwiami wejściowymi. Podniósł krzesło i zbił szybę.

– Jeszcze krok i ją zastrzelę! – wrzasnął w kierunku mężczyzn wysiadających z samochodów.

Zatrzymali się. Kątem oka Irina dostrzegła Westlinga i dwóch innych policjantów.

– On zabrał pistolet Gunvor! – zdążyła krzyknąć, zanim ciężki cios spadł na jej skroń.

– Zamknij się, suko, tutaj ja rządzę!

– Co jest z Gunvor? – spytał Patrik.

– Nie żyje – ryknął Karlsen, a Irina słabo pokręciła głową.

Liczyła na to, że dostrzegą ten gest, choć mrok na zewnątrz i w domu gęstniał z każdą chwilą.

– Puść Irinę – Westling starał się panować nad głosem. – Ona nie ma nic wspólnego z tą sprawą.

– Naprawdę? – wrzasnął Karlsen. – Przecież chciała, mnie oszukać. Wymienię ją na tamtą.

– Wiem, o kogo ci chodzi – powiedział Patrik. – O lekarkę, nazywa się Cecilie Lund. Bardzo chętnie się z tobą spotka w szpitalu.

– Myślisz, że się na to zgodzę? Taki głupi nie jestem…

Znacznie głupszy, pomyślała Irina, choć chwila nie była odpowiednia do takich sarkastycznych rozważań.

– Zatrzymam ją jako zakładniczkę, zanim nie przyprowadzicie mi tej drugiej – stwierdził Karlsen. – Oko za oko.

Niezbyt odpowiednio dobrał słowa, ale zrozumieli, o co mu chodzi.

Irina widziała, że mężczyźni wymieniali uwagi, stali w świetle reflektorów. W domu było już zupełnie ciemno.

– Mam jeszcze inne warunki – krzyknął Karlsen – ale nie będę tutaj tkwił na oczach glin. Napiszę list.

Kazał Irinie spisać swoje żądania, potem miała włożyć list do doniczki i zrzucić ją do policjantów.

– Nie mam na czym pisać – powiedziała Irina.

– Masz! Tam leży jakieś czasopismo, na odwrocie jest pełno miejsca. A tu masz ołówek, nie widzisz? Jesteś taka głupia, że powinno się cię zamknąć.

Ciebie też, pomyślała.

Odłożył pistolet i wyjął nóż, okropny nóż o zakrwawionych ząbkach.

– Jest za ciemno – zaprotestowała słabo.

– Pisz!

Przystawił jej nóż do gardła.

– Pisz: „Chcę Cecilie Lund. Zapewnicie mi swobodny wyjazd z miasta. Chcę też dwadzieścia pięć tysięcy koron. Wtedy dostaniecie ją z powrotem”.

Kiedy Irina zaczęła pisać, usłyszała głos Patrika Westlinga.

– Karlsen, nie uda ci się uciec. Wiemy, że zabiłeś tę kobietę z redakcji, to już twoje drugie morderstwo. Puść obie kobiety i poddaj się.

Karlsen roześmiał, się pogardliwie.

– Drugie morderstwo? A co się stało z tą, która zaginęła w centrum handlowym w Drammen? A ta dziewczyna z pola kempingowego?

Przepełniało go uczucie triumfu.

– Poza tym trzymam tu tylko jedną. Tę drugą zabiłem.

Irina za wszelką cenę chciała dać im do zrozumienia, że Gunvor wciąż żyje, jest ciężko ranna. Skończyła pisać.

List zaczynał się od słów: GUNNAR HURT *. Potem następowały żądania Karlsena, a na końcu słowa: MISS YOU.

Karlsen wydukał jego treść.

– Kto to jest Gunnar Hurt? – spytał podejrzliwie.

Napisała te słowa na tyle niewyraźnie, że można je było odczytać jako Gunvor.

– Ten policjant, który czeka na dole.

– A co napisałaś na końcu? Znowu chcesz mnie oszukać? Myślisz, że nie znam angielskiego? Miss znaczy dziewczyna! Miss piękności.

– To mój podpis – skłamała. – Mówią na mnie Miss You.

– Co za głupie przezwisko! No dalej, wyrzuć to! Albo nie, sam to zrobię, baby nie umieją rzucać! Może któregoś trafię!

Własne słowa wydały mu się tak zabawne, że się roześmiał. Irina nigdy w życiu nie słyszała równie zjadliwego rechotania.

Doniczka wylądowała pod stopami policjantów.

– Przeczytajcie to! – ryknął Karlsen.

Patrik podniósł kartkę wyrwaną z czasopisma i rzucił okiem na tekst. Potem podniósł głowę i pokazał kartkę pozostałym policjantom. Z daleka dochodził jęk syren. Inspektor wezwał posiłki.

– Widzisz, że trzymam nóż na jej szyi? – krzyknął Karlsen. – Nie obchodzi mnie, ilu was będzie. Jeśli nie zgodzicie się na moje żądania, poderżnę jej gardło.

Policjanci wiedzieli, że to nie czcza pogróżka.

Patrik Westling nie mógł zrobić nic innego, jak obiecać bandycie swobodny wyjazd z miasta. Zapewnił też, że porozumie się z bankiem w sprawie pieniędzy. Z lekarką był większy problem, mieszkała zbyt daleko, by policja mogła ją natychmiast sprowadzić.

Sivert Karlsen delektował się swoją przewagą.

– Wypuść mnie z miasta, idioto, a sam ją sobie znajdę. Byłeś na tyle głupi, by podać mi jej nazwisko. Należą ci się podziękowania, zakuta pało!

Patrik zrobił krok w kierunku schodów. Karlsen chwycił pistolet i wypalił w jego kierunku. Inspektor wycofał się pospiesznie.

– Jestem niezwyciężony! – ryknął szaleniec.

Manewr inspektora dał Irinie szansę, na którą czekała. Kiedy jej prześladowca sięgnął po pistolet, uwolnił ją na chwilę z uścisku. Irina wyślizgnęła się i pobiegła korytarzem. Ucieczka schodami nie była możliwa.

Karlsen ryknął jak zwierzę, rzucił pistolet i pogonił za nią z nożem w ręku.

Sypialnia, pomyślała z desperacją, leży na drugim końcu korytarza, nie dotrę do niej.

Na piętrze panowała całkowita ciemność. Karlsen potknął się o wystający próg i przewrócił, klnąc szpetnie. Jego ciało zablokowało Irinie drogę do wolności, bała się przeskoczyć nad nim z obawy, że jego szpony znów zacisną się na jej kostce.

Mogła biec dalej korytarzem, ale z tamtej strony nie było żadnego wyjścia, żadnych schodów. W akcie bezradności Irina wbiegła do pokoju gościnnego. Drzwi nie były wyposażone w zamek, mogła mieć jedynie nadzieję, że Patrik i jego towarzysze podążą za nimi.

Rzuciła się za łóżko, zdając sobie sprawę, że mebel nie stanowi wystarczającej osłony. Na myśl o przerażającym nożu Karlsena musiała zagryźć wargi, by nie krzyknąć z przerażenia i rozpaczy.

Napastnik zdążył już wstać i pobiec za nią. W pewnej chwili zatrzymał się, Irinie zdawało się, że szuka wyłącznika, by rozświetlić mroczny korytarz. Po chwili zrezygnował i z impetem otworzył drzwi, które zatrzasnęła za sobą.

Jednak znalazł wyłącznik. Z korytarza sączyło się światło.

Irina przestała oddychać na myśl o tym, co teraz miało nastąpić. Chciała krzyknąć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

W półmroku pokoju Sivert Karlsen dostrzegł jeszcze jedną parę drzwi i uznał, że jego ofiara wybiegła przez nie. Pchnął je. Nie były zamknięte, Irina otworzyła je wcześniej, by wywietrzyć mieszkanie. Drzwi rozwarły się na zewnątrz i Karlsen stracił równowagę. Krzyknął głośno i rozdzierająco.

Irina zamknęła oczy i zasłoniła uszy, ale i tak usłyszała ten krzyk.

Urwał się, kiedy ciało mężczyzny z głuchym łoskotem uderzyło o skały poniżej.

Sivert Karlsen wybrał drzwi do przepaści.

Загрузка...