ROZDZIAŁ TRZECI

Niedziela, dwudziesty szósty marca. Idziemy do kościoła na ostatnie zapowiedzi. Potem wracamy do domu na lunch. Mama jest w swoim żywiole. Robert zaproponował, że mnie podrzuci. Odmówiłam, twierdząc, że wolę się przejść. Chyba się nie obraził?

– Daisy?

Wiedziała, że to on, gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi. Serce zabiło jej żywiej na tę myśl. Zerknęła na zegarek, ziewnęła i mocniej zacisnęła pasek szlafroka. Dlaczego pobudka w Londynie była o wiele trudniejsza niż na wsi?

– Robercie, jest środek nocy – powiedziała.

– Jest wpół do ósmej. Pora wstawać.

– Naprawdę? – Zamrugała powiekami, spoglądając na zegarek. – A ja myślałam, że za dwadzieścia pięć szósta.

– Lepiej spraw sobie okulary.

– Nie potrzebuję okularów. Potrzebuję snu. Czy musiałeś przychodzić tak wcześnie?

– Nie, ale miałem nadzieję, że zrobisz mi śniadanie. Nie dostałem przecież obiecanej kolacji.

– Nie zasłużyłeś sobie na kolację.

– Możliwe. Nigdy nie twierdziłem, że jestem doskonały. Choć niewątpliwie jestem bliski ideału.

Słysząc rozbawienie w jego głosie, z uśmiechem oparła głowę o futrynę drzwi. To prawda. Był cholernie bliski doskonałości…

– Na śniadanie też nie zasługujesz – powiedziała.

– Nie? A któż inny zrywałby się z przyjęcia, żeby odstawić niewdzięcznego kumpla do domu?

– Wejdź. – Zdjęła łańcuch, a potem poszła do kuchni i nastawiła wodę na kawę.

Wiedziała, że lada chwila Robert stanie za nią w kuchennych drzwiach.

– Nie udawaj, że jesteś na mnie zła. – To nie była prośba.

Powiedział to z przekonaniem kogoś, kto zdawał sobie sprawę, że nie można mu się oprzeć. Daisy nie odwróciła się; wiedziała, że Robert się uśmiecha, a jego uśmiechowi trudno się było oprzeć.

Jakie to niesprawiedliwe… Ale kto powiedział, że świat oparty jest na sprawiedliwości?

– Oczywiście, że jestem na ciebie zła – odpowiedziała, nadal stojąc tyłem do niego. – Zerwałeś mnie z łóżka w niedzielę rano bez żadnego sensownego powodu.

– Powinnaś mi podziękować za wczorajszy wieczór – wyjaśnił.

– Wczorajszy wieczór? – Udawała, że się zastanawia. – Czyżby chodziło ci o Nicka? Dzięki, że mi przypomniałeś. Po raz pierwszy udało mi się poderwać najprzystojniejszego faceta, a ty przegoniłeś go w obawie, że stracisz kolację.

– I rzeczywiście musiałem obejść się smakiem – wtrącił.

– Chyba nie sądziłeś, że po tym wszystkim jeszcze cię nakarmię? – Odwróciła się na pięcie i spojrzała na niego z wyrzutem.

– Po prostu się tobą zaopiekowałem. Czy wiedziałaś, że Gregson jest rozwiedziony? I to dwukrotnie. Monty mi powiedział.

– Monty to stary plotkarz.

– Ostatecznie jest redaktorem kroniki towarzyskiej w poczytnym dzienniku. Plotki to jego specjalność.

Daisy wzruszyła ramionami. Dwukrotnie? No cóż, facet, który tak pochopnie się oświadczał…

– Chyba nie sądziłeś, że miałabym ochotę zostać żoną numer trzy, nieprawdaż?

– Nie… – W głosie Roberta słychać było powątpiewanie.

– Czy wyobrażasz sobie, że pod wpływem chwilowego zauroczenia poślubiłabym zupełnie obcego człowieka?

– To się jednak zdarza. On płaci alimenty dwóm kobietom. I, jak powiedziałaś, jest przystojny. O ile, rzecz jasna, lubisz mięśniaków.

Skrzyżowawszy ramiona, stał oparty o futrynę kuchennych drzwi. Ta niedbała poza oraz arogancja, jaką dosłyszała w jego głosie, doprowadziły Daisy do furii.

– Może się zdziwisz, Robercie, ale niektórym potrzeba czegoś więcej niż seksu! Zdaję sobie, oczywiście, sprawę, że Nick nie znajdował się na twojej liście mężczyzn, którzy mają prawo odprowadzić mnie do domu. Bałeś się, że nie złoży ci raportu? – Robert nic nie powiedział, ale zauważyła, że już nie jest tak rozluźniony jak przed chwilą. – Zresztą, skąd możesz wiedzieć, czy nie miałam ochoty…

– Lepiej nie robić rzeczy, których później przyjdzie nam żałować – stwierdził Robert mentorskim tonem.

– O co ci właściwie chodzi? Ty możesz się zabawiać, ale ja o północy powinnam leżeć w swoim dziewczęcym łóżeczku, czy tak? Otóż nie jestem głupią gęsią…

– O ile pamiętam, ustaliliśmy, że jesteś kaczką. – I zaraz podniósł ręce w charakterystycznym geście poddania. – Michael na moim miejscu zachowałby się dokładnie tak samo.

– Michael jest moim bratem. A tobie co do moich spraw?

– Rany boskie, Daisy! Jeszcze pomyślę, że ten facet naprawdę ci się spodobał.

W głosie Roberta słychać było prawdziwą urazę. Daisy, która zajmowała się parzeniem kawy, pozwoliła sobie na lekki uśmiech satysfakcji. Nie zachwycił ją sposób, w jaki Robert demonstrował wczoraj swoje zainteresowanie jej osobą, ale sam fakt, że przybył jej na ratunek, zasługiwał na uwagę.

– Wprost przeciwnie, mój drogi – odparła hardo. – Bardziej nie podoba mi się to, że w ogóle mogłeś tak pomyśleć.

– W takim razie przepraszam. – Nadal stała odwrócona do niego plecami, a on mobilizował wszystkie siły, by się nie roześmiać. Gdy Daisy obojętnie wzruszyła ramionami, dodał: – Ale szczerze, wybaczyłaś mi?

– Tym razem jeszcze tak – przyznała z pewną niechęcią. Kaczka, dobre sobie!

– Naprawdę chcę cię przeprosić za wczorajszy wieczór. Obawiam się, że cię nie doceniałem, traktowałem twoją obecność w moim życiu jako coś oczywistego…

Odwróciła się i spojrzała z powagą w jego piękne jasno-brązowe oczy.

– To prawda, Robercie. Ale tylko dlatego, że ci na to pozwalałam.

Zapadła cisza, podczas której Robert najwyraźniej przeżuwał tę uwagę.

– Co zjesz na śniadanie? – spytała, by przerwać kłopotliwą ciszę.

Przez moment stał zupełnie bez ruchu, tylko pomiędzy jego brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. Potem odwrócił się i otworzył drzwi lodówki.

– Szkoda, aby bekon się zmarnował – powiedział, ale zaraz dodał ze zdziwieniem: – Ale tu nie ma bekonu…

– Nie ma – przyznała.

– Nie zamierzałaś nakarmić mnie wczoraj wieczorem, prawda?

– Nie sądziłam, że mówisz serio – przyznała. – Jajecznica? – zaproponowała, i nie czekając na jego odpowiedź, wyjęła jajka z lodówki.

– Daisy…

Wbiła jajka do miseczki.

– Wyjmij talerze z szafki, dobrze? – poprosiła, zaczynając roztrzepywać jajka.

Znalazł talerze oraz sztućce i położył na kuchennym stole.

– Daisy, czy mogę cię o coś zaytać?

– Możesz włożyć chleb do tostera? – odparła.

Przeczuwała, o co chciał zapytać. Na pewno zastanawiał się, jak spędzała wolny czas. I cóż miałaby odpowiedzieć? Że zgłębiała tajemnice ceramiki orientalnej? Że dużo czytała i oglądała głupie programy telewizyjne? Owszem, prowadziła również dość ożywione życie towarzyskie. Ale Robert zapewne chciał porozmawiać na zupełnie inne tematy, bardziej osobiste. Dziwne, że tak nagle się tym zainteresował…

– Chleb jest tam – ponagliła go, gdy zamarł bez ruchu. – W pojemniku.

– Dobrze. – W końcu jej posłuchał.

Podniosła wzrok znad miseczki z jajkami, zdziwiona tak łatwym zwycięstwem.

Daisy zleciła Robertowi pozmywanie naczyń, sama zaś weszła pod prysznic. Potem zaplotła wilgotne jeszcze włosy we francuski warkocz i ubrała się w prostą, szarą spódnicę, która nie powinna pognieść się w samochodzie. Do małej torby zapakowała dżinsy, podkoszulek i wygodne buty, które będzie mogła założyć po lunchu na spacer z psami. Zabrała też relaksującą sól do kąpieli, kupioną dla matki w prezencie. Rola matki pana młodego nie była co prawda tak stresująca, jak matki panny młodej, ale Daisy miała wrażenie, że sól się przyda.

– Jesteś gotów?

Robert pił kawę i czytał gazetę.

– Jestem gotów od pół godziny – powiedział wstając.

– Jeszcze nawet nie ma dziewiątej. – Ze zniecierpliwieniem potrząsnęła głową. – Lepiej znajdź sobie szybko dziewczynę, w przeciwnym razie niedziele będą ci się niemiłosiernie dłużyć.

– Mam też inne zainteresowania – odparł, ale z jej spojrzenia wyczytał, że nie dała się zwieść. Uśmiechnął się szeroko. – To fakt. Lubię wędkować.

– A kiedy ostatnio wybrałeś się na ryby?

– Nie wiem. – Zastanawiał się nad tym, gdy schodzili po schodach. – Może dwa tygodnie temu? Byłaś ze mną.

– A zatem to musiało być przed Gwiazdką. Na świątecznym przyjęciu poznałeś Janine, a ja nie byłam na rybach od… – Przerwała, aby wejść do samochodu. Potem zmieniła temat. – Czy chcesz dowiedzieć się czegoś o pozostałych druhnach? – Usiadła na miękkim skórzanym siedzeniu, a Robert zajął miejsce za kierownicą. – Wyobraź sobie, że zamierzały ciągnąć o ciebie losy.

– Losy? Czyżbym miał być nagrodą? – W jego głosie słychać było udawane zdziwienie.

Daisy miała wątpliwości, czy zaskoczenie Roberta jest prawdziwe. Ostatecznie wszyscy mężczyźni są próżni i uwielbiają pochlebstwa.

– W końcu zrezygnowały z tego – podjęła i znów zrobiła teatralną pauzę, by zdążył wydać westchnienie ulgi. – Uznały, że to nie miałoby sensu.

– Czyżby?

Daisy miała starszego brata i doskonale wiedziała, że żaden mężczyzna na świecie nie zdołałby w takiej sytuacji poskromić swojej ciekawości. Uśmiechnęła się z lekko udawaną powagą.

– Oczywiście, bo żadna z nich nie uwierzyła, że pozostałe będą grały fair.

– Wymyśliłaś to sobie, prawda? – Rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.

– Myślę, że Diana okaże się w tym względzie najbardziej… – poszukała odpowiedniego określenia -…pomysłowa.

– Do licha, bawisz się moim kosztem!

– A potem jest Maud – ciągnęła niewzruszenie.

– Maud? Co za słodkie, staroświeckie imię! – Jego głos złagodniał. Daisy zrozumiała, że Robert postanowił podjąć grę.

– Imię słodkiej, staroświeckiej dziewczyny. Takiej, która wierzy w małżeństwo. Ona jest naprawdę ładna, Robercie. Bardzo ładna. I zdaje sobie z tego sprawę. Dobrze zna hotel, w którym odbędzie się przyjęcie i, wyobraź sobie, już wie, gdzie cię zaatakuje. Jest tam duży, dość posępny ogród zimowy…

– Co za wspaniałe miejsce! Uwielbiam posępne, zimowe ogrody, a ty? – Uniósł pytająco brew. – Są trzy druhny. Co mi przygotowuje numer trzy?

– Jeśli z pierwszej i drugiej pułapki wyjdziesz cało, myślę, że Fiona dopilnuje, abyś się nie nudził.

– Widzę, że dzień zapowiada się interesująco. Dzięki za ostrzeżenie. Po tym wszystkim zaproszę cię na lunch i opowiem ci, jak mi poszło, zgoda?

Nagle zrobiło jej się bardzo przykro. Sama potrafiła żartować z jego dziewczyn, jednak nie chciała o nich słuchać.

– To uroczy pomysł, ale zachowaj te historyjki dla swoich kumpli. Ja jestem na nie o wiele za młoda, nie uważasz?

– Może i masz rację. – Zerknął na nią. – Chociaż Nick Gregson był chyba odmiennego zdania.

– Nick Gregson to w gruncie rzeczy przerośnięty mały chłopiec. Co on może wiedzieć o kobietach?

Dom rodziców Daisy znajdował się w tej samej wsi, w której od czasu rozwodu mieszkała również matka Roberta. Daisy, nie czekając na pomoc, szybko otworzyła drzwi i wyślizgnęła się z samochodu.

– Dzięki za podwiezienie. Zobaczymy się w kościele.

Patrzył, jak energicznie maszeruje ścieżką, a potem znika za węgłem domu. Zatopiony w myślach, Robert przejechał wolno przez wieś. Właściwie, ile lat miała Daisy? Znał ją od dziecka. Zawsze kręciła się wokół nich, chodziła za Michaelem, za nimi obydwoma…

Trochę im przeszkadzała, choć starała się zachowywać jak chłopak. Potem była niezdarną nastolatką… Teraz, mimo upływu lat, wciąż zaplatała włosy w warkocz i nadal nosiła sprane dżinsy i wyciągnięty podkoszulek. Ale wczorajszego wieczoru…

– Witaj, Robercie! – Matka wracała właśnie ze spaceru ze swoim ukochanym starym labradorem, który na widok Roberta radośnie zamachał ogonem.

– Spokojnie, Major! – Robert podrapał psa za uchem, a matkę pocałował w policzek.

Razem przeszli wokół domu do tylnego wejścia.

– Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie – powiedziała pani Furneval, wkładając naręcze modrzewiowych gałązek do starego, kamiennego zlewu. Potem pochyliła się, aby wytrzeć ścierką łapy psu.

– Podwiozłem Daisy.

– To miło mieć w drodze towarzystwo. – Umilkła na chwilę, po minucie wznowiła konwersację: – Podaj mi ten dzbanek, kochanie i nalej Majorowi wody do miski. – Gdy Robert wykonał polecenie, ciągnęła: – Nie widziałam Daisy od wielu tygodni. Co u niej słychać?

– Denerwuje się z powodu ślubu Ginny. W ostatniej chwili okazało się, że musi zastąpić jedną z druhen.

– Wspominała mi o tym jej matka. Oczywiście, Margaret jest zachwycona.

– Margaret mogłaby więcej uwagi poświęcić uczuciom swojej córki. Daisy nienawidzi samej myśli o tym występie.

– Naprawdę? To dziwne. Większość dziewcząt uwielbia wkładać nowe suknie i być w centrum zainteresowania.

– Znasz Daisy. Ona nie lubi się stroić… chociaż na przyjęciu u Monty'ego wyglądała całkiem ładnie… – Myśl, że Daisy mogłaby zacząć spotykać się z kimś na stałe, z niewiadomych powodów przyprawiała go o ból głowy. Flirtowała z Gregsonem, ale w gruncie rzeczy niewiele ją obeszło, że został sam na chodniku… Robert w zamyśleniu zmarszczył brwi. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do Daisy.

– Nie wiedziałam, że tak często się widujecie – skomentowała matka, ustawiając dzbanek z gałązkami na parapecie.

– Czasami jadamy razem lunch. – Ale co robiła, gdy była sama? Nigdy mu o sobie nie opowiadała. Potrafiła natomiast cierpliwie słuchać. Może powinien wziąć z niej przykład? Zwłaszcza jeśli chciał się czegoś dowiedzieć o jej życiu osobistym. – Zabrałem ją wczoraj wieczorem na przyjęcie do Monty'ego Sheringhama. – Wzruszył lekko ramionami, gdy wyczuł, że matka bacznie mu się przygląda. – I tak się tam wybierała – dodał zupełnie niepotrzebnie, bo przecież nie miał się z czego tłumaczyć.

– Rozumiem, że Janine to już stare dzieje?

– Odeszła ode mnie – wyjaśnił. – Ona szuka męża, chce założyć rodzinę. Pragnie usłyszeć sakramentalne: „Dopóki śmierć nas nie rozłączy".

– A tego wszystkiego ty nie mogłeś jej dać.

– Szczęśliwy ten, kto zna swoje ograniczenia.

– Czasami myślę, że w powiedzeniu: „ignorancja – kluczem do szczęścia" jest sporo racji. Niekiedy żałuję, że dowiedziałam się o miłosnych przygodach twojego ojca. Gdybym żyła w nieświadomości, prawdopodobnie nadal byłabym szczęśliwą mężatką.

– Żyłabyś w kłamstwie?

– W mniejszym lub większym stopniu wszyscy żyjemy w kłamstwie, kochanie. Ty, na przykład, pozwalasz na to, by młode kobiety, które się w tobie zakochują, miały nadzieję, że zaciągną cię przed ołtarz.

– Zawsze jasno przedstawiam swoje poglądy na temat małżeństwa, nikogo nie zwodzę płonnymi obietnicami – zaprotestował.

– Ale dziewczyny ci nie wierzą. I ty wiesz, że one nie traktują twoich zapewnień serio. – Wzruszyła ramionami. – Wszystkie wolą udawać, że nie interesuje ich małżeństwo. Każda liczy, że przekona cię do zmiany zdania.

– To bardzo cyniczne.

– Ale prawdziwe. Zaparz kawę, a ja wezmę w tym czasie prysznic, dobrze?

– Mamo… – Gdy matka zatrzymała się, odważył się spytać: – Nigdy nie przestałaś go kochać, prawda?

– Twojego ojca? Widziałeś go ostatnio? – Jej pojaśniała twarz była wystarczającą odpowiedzią na pytanie.

– Zadzwonił do mnie, chciał pogadać, umówiliśmy się na lunch. Pytał o ciebie. Zawsze o ciebie pyta.

– Czyżby się zestarzał i przestał interesować młódkami? – Zbliżyła się i położyła Robertowi dłoń na ramieniu. – Nie jesteś do niego podobny, wiesz o tym?

– Wprost przeciwnie. Gdy go widzę, mam wrażenie, że widzę siebie za trzydzieści lat.

– Wygląd o niczym nie świadczy. Liczy się to, co jest w środku. Ale oczywiście masz rację. Nigdy nie przestałam go kochać.

– A więc, dlaczego po prostu nie przymknęłaś oczu na jego grzeszki?

– I kto tu jest cyniczny? – Pokręciła głową. – Gdybym potrafiła zignorować pewne fakty, na pewno bym to zrobiła. Zarówno dla własnego dobra, jak i ze względu na ciebie. Ale od kiedy przejrzałam na oczy, nie umiem już się oszukiwać.


– Musisz bardziej o siebie zadbać, Daisy. – Jej matka pokręciła głową i skrzywiła się z dezaprobatą. – Naprawdę cię nie obchodzi, jakie zrobisz wrażenie? Powinnaś wziąć przykład ze swojej siostry…

Sarah i jej mąż siedzieli nieruchomo w salonie i pilnowali, aby ich wytwornie ubrane dzieci nie pobrudziły się przed wyjściem.

– Idziemy tylko do kościoła, mamo, a nie na rewię mody – odparła Daisy. – Pomóc ci w kuchni?

– Pani Banks wszystko przygotowała. Chodź na górę, zobaczę, co da się zrobić z twoimi włosami.

Daisy rzuciła ojcu spojrzenie pełne niemego błagania. David Galbraith przestąpił z nogi na nogę, chrząknął i zerknął na zegarek.

– Myślę, że pójdę porozmawiać z Andrew.

Pani Galbraith zbyła tę uwagę zniecierpliwionym machnięciem ręki i zaciągnęła Daisy na górę, po czym zaczęła krążyć wokół niej jak wygłodniały rekin. Dwadzieścia minut później Margaret Galbraith musiała przyznać się do porażki. Daisy spokojnie zaplotła włosy we francuski warkocz.

– Oczywiście, to wina twojego ojca – obwieściła Margaret ze złośliwym uśmiechem.

– Co jest winą ojca?

– Cała jego rodzina ma takie okropne włosy. Michael i Sarah na szczęście odziedziczyli włosy po mnie, ale ty… – Westchnęła. – Koniecznie coś trzeba będzie z nimi zrobić przed ślubem.

– Dobrze, mamo – odpowiedziała Daisy potulnie. – Ginny skontaktowała mnie ze swoim fryzjerem. Przyjdzie tu w dzień ślubu i będzie wszystkich czesał, ale chcę zobaczyć się z nim wcześniej, żeby wiedział, co go czeka. Umówiłam się z nim na poniedziałek rano.

– Na początek dobre i to. – Jednak Margaret Galbraith nie była do końca przekonana. Z niezadowoleniem patrzyła na swoją młodszą córkę, ubraną w prostą, szarą spódnicę. W końcu powiedziała: – Jeszcze nie jest za późno, aby się przebrać. Ta spódnica jest w okropnym kolorze i o wiele za długa. Mam wspaniały różowy kostiumik. Będzie leżał, jak ulał.

Różowy, żółty… Jeszcze tylko garść orzechów i trochę sosu czekoladowego, a będę wyglądać jak ogromny deser lodowy…

– Wystarczy, że zmusiłaś mnie do ubrania się w strój druhny, mamo – odparła twardo. – Czy możemy już o tym nie rozmawiać?

Widać było, że pani Galbraith stara się za wszelką cenę utrzymać język na wodzy. Potem lekceważąco wzruszyła ramionami.

– Jakie są te suknie? To znaczy suknie druhen?

– Śliczne! – zakpiła Daisy. Chociaż właściwie była to prawda, gdyby patrzeć z punktu widzenia ognistej brunetki obdarzonej imponującym biustem… Może powinna, tak jak zasugerował Robert, założyć stanik podnoszący biust?

Matkę na długo pochłonął opis sukni, potem nadszedł Michael i w końcu Margaret Galbraith zeszła na dół.

– Cześć, siostro. – Michael uściskał Daisy i uśmiechnął się lekko kpiąco. – Dzięki za zastępstwo. – Z jego twarzy można było wyczytać, że zdawał sobie sprawę z poświęcenia siostry.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała Daisy bohatersko. – A gdzie Ginny?

– Zawiozłem ją do domu. Przyjedzie do kościoła z rodzicami. – Uśmiechnął się radośnie. – Wszystko idzie jak z płatka. A co u ciebie? Nadal sama?

– Na wczorajszym przyjęciu poderwałam wspaniałego faceta – pochwaliła się na przekór prawdzie. – Wysokiego, opalonego Australijczyka. Mamie bardzo by się spodobał. Ale Robertowi nie przypadł do gustu i bezczelnie go spławił.

Michael uniósł brwi.

– Okazało się, że był już dwa razy żonaty – pospieszyła z wyjaśnieniem.

– Och, rozumiem. Robert zawsze zachowywał się w stosunku do ciebie bardzo opiekuńczo.

– Naprawdę? – Daisy się zarumieniła. Miała niejasne wrażenie, że Michael był jedynym człowiekiem na świecie, który domyślał się, co czuła do Roberta. – Sam nie ma młodszej siostry, której mógłby rozkazywać – dodała. – A ty zawsze wszystkim się z nim dzieliłeś, prawda?

– Nie wszystkim. – Michael skrzywił się lekko. – Jeśli postanowi założyć rodzinę, będzie musiał znaleźć sobie własną żonę.

– On nie chce mieć żony.

– Tylko tak mówi. Nie spotkał jeszcze odpowiedniej kobiety.

– Rozumiem. Stosuje tę wymówkę, by się usprawiedliwić, że tak często zmienia dziewczyny.

Michael roześmiał się wymownie, a Daisy poszła jego śladem. Tylko mocne przekonanie, że Robert naprawdę nie chce się żenić, pozwalało jej w miarę bezboleśnie znosić jego liczne związki. Miała świadomość, że i tak na zawsze zostaną przyjaciółmi. Nagle jednak ogarnęły ją wątpliwości. Z wrażenia zabrakło jej tchu. Może Michael miał rację? Co będzie, jeśli pewnego dnia Robert po prostu zniknie na pewien czas i wróci już jako szczęśliwy małżonek?

– Pora wychodzić. – Margaret Galbraith wyłoniła się z kuchni, zakładając rękawiczki. – Daisy, kochanie, może weźmiesz kapelusz?

– Och, nie, mamo.

– Wielka szkoda. Gdy ma się takie rozwichrzone włosy, należy je ukryć. Znajdę ci coś…

Daisy natychmiast wróciła do rzeczywistości. Zerknęła porozumiewawczo na Michaela i, zanim jej matka zdążyła wygrzebać z szafy jakieś okropieństwo, wzięła brata pod ramię i pociągnęła w stronę frontowej furtki.

– Daisy!

Daisy puściła ramię Michaela i odwróciła się, słysząc głos Jennifer Furneval. Starsza kobieta pocałowała ją w policzek i razem ruszyły do kościoła. Michael dołączył do idącego z tyłu Roberta.

– Cieszę się, że cię widzę, Jennifer.

– Ja również. Robert powiedział mi, że przyjechaliście razem. Nie masz własnego samochodu?

– W Londynie nie jest mi potrzebny. Ale jeśli przyjdzie mi częściej jeździć na aukcje, trzeba będzie o tym pomyśleć.

– George zrzucił ten obowiązek na ciebie, nieprawdaż?

– W przyszłym tygodniu jadę na aukcję do posiadłości w Wye Valley. Wystawiono tam bardzo interesującą kolekcję ceramiki orientalnej. Może też się wybierzesz?

– Niestety, nie mogę. Choć jest tam waza w stylu imari, która mi się szczególnie podoba. Ale licytacja przez telefon, tylko na podstawie fotografii, to rzecz wielce ryzykowna.

– Mogę ją obejrzeć i zadzwonić do ciebie. Jeśli mi zaufasz, włączę się w twoim imieniu do licytacji. Dowiedziałam się właśnie, że zawdzięczam ci pracę, mam zatem wobec ciebie dług wdzięczności.

Jennifer skwitowała tę uwagę śmiechem.

– Nonsens, moja droga. To George'owi oddałam przysługę, a nie tobie. Jak on się miewa?

– No i jak tam, Robercie, podobno kolejna dziewczyna poszła w odstawkę? Choć, jak wieść niesie, tym razem to ty zostałeś porzucony.

– Janine? – Robert wzruszył ramionami, maskując narastającą irytację. Dlaczego, u diabła, zamiast mu współczuć, wszyscy stroili sobie z niego żarty. – To było nieuniknione. Ona jest naprawdę śliczna, ale doszła do takiego momentu w życiu, w którym kobiety coraz częściej zaczynają marzyć o domku z ogródkiem i dzieciach.

– A więc…? – Michael uśmiechnął się dwuznacznie.

– A ja nie jestem jeszcze gotów. Słuchaj – zmienił szybko temat – niepokoję się trochę o Daisy… – Nie miał ochoty rozmawiać o Janine, która za kilka dni przejdzie do historii.

– Daisy? A co się stało?

– Nie jestem pewien… Ona nigdy wiele o sobie nie mówi, zauważyłeś to? Większość dziewcząt paple bez przerwy. Opowiadają, gdzie były i co widziały. – Spojrzał przed siebie. Daisy spokojnie rozmawiała z jego matką, ale na pewno rozmowa dotyczyła porcelany, która była ich wspólną pasją. – Zawsze była taka skryta, czy to coś nowego?

– Widujesz ją równie często, jak ja – odpowiedział Michael. Zostali nieco z tyłu i nagle Michael przystanął. – Ale co konkretnie cię niepokoi, Robercie?

Gdybyż to wiedział!

– Sam nie wiem… Wczoraj wieczorem zabrałem ją na przyjęcie do Monty'ego Sheringhama. Myślałem, że najpierw zjemy kolację, ale oświadczyła, że będzie zajęta do dziesiątej. Powiedziała, że pracuje…

– Ale ty jej nie uwierzyłeś?

– Nie wyglądała na kogoś, kto musiał zostać po godzinach. Była dziwnie… ożywiona. Odniosłem wrażenie… Mike, czy sądzisz, że ona może mieć romans?

– Romans? Co za słodkie staroświeckie słowo! Rozumiem, że chodzi ci o romans z żonatym mężczyzną? – Michael wybuchnął szczerym śmiechem. – Daisy? Chyba oszalałeś!

– Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale zastanów się. Gdyby ten facet nie był żonaty, na pewno przyprowadziłaby go na przyjęcie.

– Robercie… – Michael mu przerwał, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili potrząsnął głową i ruszył naprzód.

– Ty coś wiesz, prawda? – Robert pospieszył za nim. Miał ochotę chwycić przyjaciela za gardło i wydusić z niego tę informację. – Powiedz mi, proszę… – Nagle zdał sobie sprawę, że Michael wpatruje się w niego ze zdumieniem. Włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę kościoła. – Widzisz, Mike, ona zawsze przy mnie była… Nie chcę, by popełniła jakiś błąd, który zrujnuje jej życie.

– Oczywiście, masz rację, Robercie. – Michael zrównał się z nim. – No dobrze, powiem ci prawdę. Daisy od dłuższego czasu jest zakochana w pewnym mężczyźnie, ale wygląda na to, że małżeństwo z nim nie wchodzi w grę.

– Zakochana? – Nie odrywał od Daisy oczu. Stała teraz w grupie ludzi przy bramie kościoła i śmiała się z czegoś, co mówiła jego matka. W promieniach wiosennego słońca kosmyki jej włosów, które wymykały się z warkocza, tworzyły wokół głowy świetlistą aureolę. Słysząc jej perlisty śmiech, poczuł ostre ukłucie zazdrości, że istnieje mężczyzna, któremu oddała serce. – Kto to jest? – zapytał szorstko.

– Nie sądzę, by chciała, żebym ci powiedział.

– Dlaczego? Co to za tajemnica? – Pochylił się ku Michaelowi. – A więc miałem rację! On jest żonaty, prawda?

– Posłuchaj, zapomnij o tym, Robercie. Nie powinienem nic mówić. – Mike był bardzo zmieszany. – Daisy jest już wystarczająco dorosła, aby sama podejmować decyzje. -Wzruszył ramionami. – A czy będą właściwe…

– On jest żonaty – upierał się Robert. Doskonale znał ten typ. Facet wymyśla historyjki o chorej żonie, uzależnionej od leków albo alkoholu… W rzeczywistości jednak w ogóle nie ma zamiaru występować o rozwód. – Tak, wiedziałem, że w sobotę wieczorem ktoś u niej był – powiedział cicho.

– Daisy opowiadała mi o opalonym Australijczyku. – Michael znalazł wreszcie możliwość zmiany tematu. – Miała nadzieję, że zaprosi go na wesele, by sprawić przyjemność matce.

Robert nie mógł uwierzyć, że Michael mógł o tym wszystkim mówić tak obojętnie. Oczywiście, nie dał się zwieść uwagą o dwukrotnie żonatym Australijczyku.

– Nie mogę uwierzyć, że traktujesz to tak niefrasobliwie! Chodzi o twoją siostrę, na litość boską! Powinieneś coś zrobić…

– Ona nie potrzebuje niańki, Robercie. Doskonale wie, co robi. – Zerknął na przyjaciela. – Zawsze wiedziała.

– Jak możesz tak mówić! – wybuchnął Robert. – To jeszcze niedoświadczone dziecko, które łatwo zranić!

– To dorosła kobieta, Rob. Ma dwadzieścia cztery lata.

– Dwadzieścia cztery? A tak niedawno była niemowlakiem…

– Gdy ty miałeś siedem lat. Przypominam ci, że niedługo skończysz trzydzieści jeden. Jesteś moim rówieśnikiem.

– Dwadzieścia cztery? – powtórzył Robert. – Wielki Boże! Nadal jest jednak twoją młodszą siostrą, Mike. Rozmawiałeś z nią o tym facecie?

– Nie. Nigdy o tym nie rozmawiamy. I nie waż się przyznać, że cokolwiek wiesz.

– Dlaczego?

– Zaufaj mi, Robercie. Wiem, o czym mówię. – Zerknął na przyjaciela z ukosa. – Nie powiesz jej o tej rozmowie, prawda?

– Nie powiem ani słowa. – Był dziwnie urażony, że Daisy nie jemu się zwierzyła. On przecież opowiadał jej o wszystkim… – Jednak nie mogę ci obiecać, że nic nie zrobię w tej sprawie.

– Co masz na myśli?

– Dowiem się, kto to jest, a potem pokażę mu, gdzie raki zimują. Masz jakieś obiekcje?

Michael potrząsnął głową, a Robert mógłby przysiąc, że przyjaciel tylko z najwyższym trudem zachował powagę.

– Żadnych, szlachetny rycerzu. Szczerze mówiąc, będę ogromnie ciekaw postępów w śledztwie.

– To wcale nie jest śmieszne, Mike.

Daisy była jego prawdziwą przyjaciółką. Stała przy nim zawsze, pocieszała go, gdy tego potrzebował. W dodatku była jedyną dziewczyną, w obecności której można było pomilczeć. W jej towarzystwie czuł się zawsze jak odrodzony, i dlatego nie miał zamiaru przyglądać się bezczynnie, jak jakiś łajdak łamie jej serce!

Загрузка...