ROZDZIAŁ TRZECI

– No i co tam, Beth? Zapisałaś mnie na wizytę w klinice? – spytała Amanda, gdy wreszcie dotarła do biura.

– Pary nie puszczę z ust, dopóki nie powiesz mi, jak przebiegło spotkanie z Guyem Dymoke'em.

Dopiero gdy wyciągnęła z Amandy wszystkie interesujące ją szczegóły, powróciła do sprawy, która pochłaniała jej koleżankę najbardziej.

– Dopiero listopad? – Amanda nie umiała ukryć rozczarowania.

Tak bardzo chciała mieć dziecko! Jeszcze kilka dni temu przekonana była, że podjęła ze wszech miar słuszną decyzję. Dlaczego teraz oceniała swe działanie jako zimne, wykalkulowane i samolubne? Swoją drogą, ciekawe jak wygląda ta procedura… Pewnie trzeba wypełnić kwestionariusz, by określić pożądane cechy dawcy: wzrost, kolor oczu, poziom IQ… Boże! Amandę przeszył nieprzyjemny dreszcz.

– Właściwie to może nawet i lepiej. Nie muszę się przecież tak bardzo spieszyć.

– O, co to? Czyżby lektura poradników ostudziła twój zapał?

– Oczywiście, że nie.

Lecz tak naprawdę dręczyły ją liczne wątpliwości. Zastanawiała się, jak poradzi sobie z ewentualnymi problemami.

Będzie przypatrywała się, jak jej dziecko rośnie, ale nigdy nie będzie mogła powiedzieć: „Och, jak bardzo przypominasz mi ojca!" albo „Skóra zdjęta z ojca".

– Jesteś pewna, Beth, że nie było dla mnie żadnych wiadomości?

– A co, czekasz na jakąś?

– Właściwie nie… – szepnęła, napotkawszy badawcze spojrzenie sekretarki.

– A więc?

– No, już dobrze. Może i czekam – dodała niezbyt chętnie.

Daniel otworzył szufladę biurka i wyjął z niej kolczyk. Uśmiechnął się do siebie, gdyż natychmiast przed oczami stanęła mu właścicielka zguby. Jednak zamiast podnieść słuchawkę i wykręcić numer Agencji Garland, wyjął kopertę, włożył do środka kolczyk i napisał na niej dużymi literami „Mandy Fleming". Podrzucę to dzisiaj do jej biura. Tak będzie najlepiej.

– Dobra, opowiedz mi o nim. – O kim?

– O facecie, który nie dzwoni.

– Nie znasz go.

Beth uśmiechnęła się szeroko. Amanda poczuła, jak się czerwieni.

– Poznałam go w piątek.

– No i? Chodząca doskonałość? No, powiedz wreszcie!

– To zależy, co rozumiesz pod tym pojęciem. Szeroki uśmiech znowu zagościł na twarzy Beth.

– Teraz już wiem, dlaczego w ogóle nie przejęłaś się tak odległym terminem wizyty w klinice. Znalazłaś swój osobisty bank spermy? Jak on się nazywa?

No cóż, nie była to w końcu państwowa tajemnica.

– Daniel Redford.

– Ładnie! – Beth wstała i podeszła do ekspresu z kawą. – Napijesz się?

– Dziękuję. Jestem przecież na specjalnej diecie dla przyszłych matek – odparła z uroczym uśmiechem.

– O rety! Od kiedy?

– Od chwili kiedy spotkałam Daniela.

– Cóż za determinacja. Widzę, że kiedy naprawdę czegoś chcesz, nic nie jest w stanie cię powstrzymać. Czyżby miłość od pierwszego wejrzenia? A co na to twój wybranek?

– Nie wiem, może z tego wszystkiego w ogóle nic nie będzie? – wymamrotała Amanda jakoś smętnie.

Miała nadzieję, że Daniel zadzwoni albo zostawi wiadomość na sekretarce. Sprawdzała chyba tysiąc razy… i nic. Szkoda, że telefon Beth przerwał tak miło rozwijającą się rozmowę z Danielem… Gdyby wiedziała, że tak to się skończy, pozwoliłaby dzwonić komórce do upojenia.

– Jest żonaty?

– Nie, rozwiedziony. Ma kilkunastoletnią córkę.

– To ciekawe, że faceci, którzy ci się podobają, są najczęściej rozwodnikami. A dlaczego ty właściwie do niego nie zadzwonisz, co? Zaproś go na kolację i wytłumacz, że masz dla niego korzystną propozycję nie do odrzucenia.

– Mogłabyś być bardziej delikatna, Beth.

– Kim on właściwie jest?

Wahała się. Nie była pewna, czy powinna odpowiadać na to pytanie. A, co tam, pomyślała.

– Kierowcą, który zawiózł mnie do „The Beeches".

– O rany! – Beth nie mogła wyjść z osłupienia. – I co, flirtował z tobą? Z Amandą Garland?

– Tak, ale… – Dlaczego on właściwie jeszcze nie zadzwonił? Czuła się niepewnie. Czyżby tylko wmawiała sobie, że Daniel jest nią zainteresowany?

– Czy on ma pojęcie, kim jesteś?

– Żadnego! – powiedziała Amanda nie bez satysfakcji. – Mówiąc szczerze, ma nie najlepsze zdanie o Amandzie Garland. Uważa, że to jakaś wstrętna jędza.

– Jak zareagował, gdy poznał prawdę?

– Nie dowiedział się, w tym rzecz. Przedstawiłam się jako Mandy Fleming.

Beth wybałuszyła oczy.

– Jesteś mistrzynią świata! – Tylko na tyle mogła się w danej chwili zdobyć.

– Beth, powiedz lepiej, czego dowiedziałaś się w sprawie rozszerzenia naszej działalności.

Tak po prostu wrzucić kopertę z kolczykiem do skrzynki na listy? To chyba głupi pomysł. A jeśli poczta zgubi przesyłkę? Daniel chwycił za słuchawkę, lecz odłożył ją natychmiast. Niech Mandy zadzwoni pierwsza. Rozdarł kopertę, lecz zamiast włożyć kolczyk do szuflady, wsunął go do kieszeni marynarki.

Beth miała za sobą bardzo pracowity dzień. Przekazała Amandzie wszystkie informacje na temat przepisów dotyczących zatrudnienia i koniecznego wykształcenia opiekunek do dzieci, jakie tylko udało jej się zdobyć. Zaraz potem natychmiast powróciła do tematu, który interesował ją o wiele, wiele bardziej.

– Czy ten facet nadal myśli, że jesteś zwykłą sekretarką? Kłopoty, to naprawdę twoja specjalność. – Beth nie kryła niezadowolenia.

Po cóż było zaprzeczać? I tak nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia. Zadzwoń, na litość boską, zadzwoń… Niespodziewanie rozległ się dzwonek telefonu. To był brat Amandy, który chciał zaprosić ją na niedzielny obiad.

– Powiedz mi o nim coś więcej – poprosiła Beth.

– No dobrze. Ma około czterdziestki, jak sądzę. Ciepłe oczy, promienny uśmiech… Coś w rodzaju nieoszlifowanego diamentu. I te usta… – Nie mogła przestać o nich myśleć. – Ma też bardzo ładne dłonie. – Wyobrażała sobie, jak dotykają jej ciała…

– O rety! Wygląda na to, że się…

– Nie powinnam się angażować. Masz rację, sama proszę się o kłopoty.

– Amando! Jeżeli zdecydowałaś się zrobić coś tak szalonego, dlaczego nie miałabyś przy okazji zaznać nieco przyjemności?

– O nie, to nie byłoby w porządku w stosunku do Daniela. To tak, jakbym go wykorzystywała.

– Nie martw się, on też będzie coś z tego miał.

– Nie o to chodzi… Bardzo pragnę mieć dziecko. Czy wiesz, jak spadł poziom przyrostu naturalnego w Anglii? Prawdziwe samobójstwo demograficzne.

– Tak mi przykro – odgryzła się sarkastycznie Beth. – Czyżbyś chciała pomóc państwu? A może to przez twoją bratową? Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś kompletnie szalona? Masz najlepszą agencję sekretarek w Londynie. Jesteś osobą zamożną i wpływową. Otrzymujesz zaproszenia na wszystkie znaczące premiery, a swój wolny czas spędzasz ze śmietanką towarzyską tego kraju…

– Wszystko dlatego, że nie mam po co wracać do domu.

– Chcesz z tego zrezygnować?

– A co będzie za dziesięć lat? Beth nic nie odpowiedziała.

– Nie zaprzeczam, że ciąża Jill obudziła do życia mój zegar biologiczny. Ale może tak właśnie miało być?

– Więc zrób to tak, jak wszyscy normalni ludzie: najpierw wyjdź za mąż, a potem pomyśl o powiększeniu rodziny.

Amanda wzruszyła ramionami.

– To nie takie proste, gdy skończysz trzydziestkę… Może jestem zbyt wybredna. Dla ciebie to żaden problem. Zakochujesz się i już. Ja nie potrafię. Do tej pory byłam zbyt zajęta, a teraz jest już za późno.

– Nigdy nie jest za późno, żeby się zakochać w odpowiednim facecie.

– To dobre dla niepoprawnych romantyków.

– A twój brat?

– No tak… – zawiesiła głos. – Ale czy wiesz, ile małżeństw kończy się rozwodem? Nie chcę przeżywać rozczarowań.

– A czy ty wiesz, co tracisz, świadomie rezygnując z miłości? Zdajesz sobie z tego sprawę? Amanda nie chciała o tym myśleć.

– Kobieta potrzebuje czegoś więcej niż banku spermy.

– Chyba muszę przyznać ci rację. Wygrałaś.

– Wiec co, zadzwonisz do niego?

– I mam się z nim umówić?

– Nie słuchasz, co mówię. Poznaj go najpierw, a potem ewentualnie…

– A jeśli odmówi?

– Zanim cokolwiek powie, ty i tak będziesz znała odpowiedź. Nie wie przecież, kim jesteś naprawdę. Może tak jest nawet lepiej.

– Sugerujesz, że nie powinnam mu mówić?

Zrobiła przy tym tak niezwykle zabawną, zaskoczoną minę, że Beth wybuchła niepohamowanym śmiechem.

– Natychmiast przestań, Beth. Uspokój się. To wcale nie jest śmieszne.

– Przepraszam. – Beth starała się zachować powagę. Nagle Amanda zmieniła temat.

– Myślę o zamontowaniu tu lodówki. Muszę przecież trzymać gdzieś świeże mleko i soki.

– Wizyta w klinice wypada dopiero za kilka miesięcy! Ale, oczywiście, w tym czasie wiele może się zdarzyć…

– Na przykład… wreszcie zadzwoni Daniel – przerwała jej Amanda.

– Widzę, że muszę się mieć na baczności – powiedziała Beth. – Jeszcze chwila, a wylejesz mnie z pracy za te moje uwagi.

– Na pewno nie teraz, kiedy mamy rozpocząć nową działalność. Będę potrzebowała wspólniczki. Ktoś musi mi pomóc. Pomyślałam, że spodoba ci się ta nowa rola.

– Chcesz, żebym została twoją wspólniczką, Amando?! – Beth nie ukrywała zdziwienia. Uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Będę trzymała kciuki za ciebie i za Daniela. Naturalne sposoby poczynania dzieci są o wiele przyjemniejsze niż te laboratoryjne.

Amanda skrzywiła się na samą myśl.

– Może spróbuję się czegoś o nim dowiedzieć – rzuciła na zakończenie Beth.

I to mówiła ta niepoprawna romantyczka? Amanda popatrzyła na nią zaskoczona.

– Dowiedzieć się czegoś o Danielu? Ale dlaczego?

– Wybacz mój cynizm, ale coś mi się wydaje… no, może nie ty jedna zauważyłaś jego zniewalający uśmiech. A jeśli to znany uwodziciel?

– Co za bzdura. Bądź poważna, Beth.

– Staram się. Ale tu przecież chodzi o potencjalnego ojca twego dziecka.

Amanda nie chciała usłyszeć ó Danielu nic złego. Powiedziała jednak:

– W porządku, pomyślę nad tym.

– Wiesz, że nie możesz go w żadnym wypadku zaprosić do siebie?

– Niby dlaczego?

– Tylko idiota uwierzyłby, że sekretarkę stać na utrzymanie mieszkania w modnej, drogiej dzielnicy. Nawet tak dobrze opłacaną jak Mandy Fleming.

– Fakt. O tym nie pomyślałam. Ale i tak kiedyś będzie musiał poznać prawdę.

– Po co?

– Bo chcę być w stosunku do niego fair.

– Gdzie Sadie? – spytał Daniel, rozglądając się dokoła. Bob wysunął się spod doskonale utrzymanego, pięknego starego samochodu, którym wozili do ślubu młode pary.

– Poszła z chłopakami na obiad.

– Z jakimi chłopakami? – zapytał zaniepokojony.

– Z Davidem i Michaelem.

– Był z nimi Ned Gresham?

– Spokojnie, szefie. Wiedzą, na co mogą sobie pozwolić. Mała świetnie sobie radzi.

– Zależy, z której strony na to spojrzeć. – Zamyślił się, a po chwili dodał: – Nie masz z nią żadnych problemów?

– Próbuje mnie trochę zaszokować, klnąc jak szewc. Postanowiłem to ignorować. Niezbyt lubi myć samochody, ale zadziwiająco dużo wie o mechanice. Myślisz, że wróci do szkoły?

– Taki jest plan.

– Nie martw się na zapas. Zobaczysz, wszystko się ułoży.

– Bob starał się go pocieszyć. – Sadie marudziła, że nie chcesz jej wozić do pracy.

– Dziwisz się? Zawieźć to ja ją mogę, ale z powrotem do szkoły.

– Tak sobie pomyślałem, że skoro mam ten niewielki motocykl… Nic specjalnego, ale trochę go można podrasować. Przecież Sadie ma prawo jazdy na motocykl, nic nie stoi na przeszkodzie…

Dan nie wierzył własnym uszom.

– Sadie ma prawo jazdy?

– Powiedziała, że świetnie ją wyszkoliłeś.

– Owszem, zgadza się. Ale co z tego, jest za młoda!

– Teraz można zdawać po ukończeniu szesnastego roku życia. Zrobiła je latem, gdy spędzała wakacje u koleżanki.

– A to spryciara! – Daniel uśmiechnął się pod nosem.

– Powiedziałeś jej o motocyklu?

– Coś tam wspomniałem, że mogłaby… mi przy nim pomóc. Poza tym Maggie się o nią dopytywała.


Znali się od wieków. Bob i Mag okazali mu wielką życzliwość, kiedy Vicky odeszła i Daniel został sam z małym dzieckiem. Gdyby nie oni… Westchnął ciężko na wspomnienie tamtych trudnych chwil.

– No dobra, zobaczymy się później. Cześć, Bob.

Daniel wyjął bilety z szuflady biurka. Jeszcze raz przyjrzał się kolczykowi, który znalazł w jaguarze. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że w obecnej sytuacji nie powinien angażować się w związek z Mandy Fleming. Dość miał kłopotów ze swoją zbuntowaną córeczką… A poza tym, dlaczego taka kobieta jak Mandy miałaby zainteresować się szoferem? To czysty absurd. Zacisnął kolczyk w dłoni, podniósł słuchawkę i wystukał numer. Do diabła ze zdrowym rozsądkiem, pomyślał.

– Agencja Garland. Mówi Beth Nolan.

– Beth, czy mógłbym zostawić wiadomość dla Mandy Fleming?

Po drugiej stronie słuchawki zapanowała zadziwiająca cisza.

– Mandy Fleming?

– To jedna z waszych sekretarek.

– Mogę się dowiedzieć, z kim rozmawiam?

– Bardzo przepraszam. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Daniel Redford.

– Przykro mi, ale nie wolno mi przekazywać dziewczynom prywatnych informacji.

Nie zdziwiło go to.

– To właściwie nic osobistego. Dzwonię z Capitol Cars. Myślę, że panna Fleming w zeszłym tygodniu zostawiła kolczyk w jednym z naszych samochodów.

– Doprawdy?

– To chyba dosyć cenny drobiazg. Czy mogłaby zadzwonić do naszego biura?

– Dlaczego nie podrzuci go pan do nas, do agencji? Mogę zaręczyć, że dopilnuję, aby do niej trafił.

No cóż, czasami trzeba trochę poblefować.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Znalezione przedmioty mamy obowiązek zwracać właścicielom do rąk własnych. – Jeden: jeden, droga Beth, pomyślał z satysfakcją.

– W takim razie, sprawa nie będzie taka prosta.

Amanda siedziała przy biurku i obgryzała ołówek. Oczywiście nie zgubiła tego kolczyka przypadkiem. Może Daniel go nie zauważył? Może wciągnął do odkurzacza? Najlepiej będzie, jeśli wyjaśni to od razu. Podniosła słuchawkę.

– Capitol Cars. Mówi Karen. W czym mogę pomóc? Amanda zauważyła, że drżą jej dłonie. Odchrząknęła nerwowo i powiedziała:

– Zgubiłam kolczyk. Możliwe, że w jednym z waszych samochodów.

– Nie ma problemu. Sama wszystko gubię. Kiedy to się stało? – zapytała sekretarka, zanim Amanda zdążyła cokolwiek wyjaśnić.

Łatwo mi poszło, pomyślała Zdenerwowanie powoli mijało.

– Wiózł mnie Daniel Redford – dodała bez wahania.

– Dan? Ach, to musiał być piątek.

– Tak, rzeczywiście. To mógł być piątek. Czy mogłaby pani sprawdzić? Zostawię swój numer telefonu.

– Proszę poczekać. Zaraz zapytam Dana, czy znalazł pani kolczyk.

Jak to? To on jest w biurze? Ponownie poczuła przypływ zdenerwowania.

– Mandy? Halo!

– Daniel – odezwała się po dłuższej chwili. – Nie sądziłam, że zastanę cię w biurze. Nie siedzisz za kółkiem?

– Nie dzisiaj!

Znów ten jego zabójczy śmiech.

– Dzwonię, bo prawdopodobnie zgubiłam kolczyk w twoim wozie.

– Rzeczywiście. Dzwoniłem do agencji kilka minut temu i zostawiłem dla ciebie wiadomość.

Jego głos był taki opanowany. Dlaczego więc ona zupełnie nie potrafiła zapanować nad swoimi emocjami?

– Jak chcesz go odebrać? Podrzucić do biura?

O nie, nie można dopuścić, by natknął się na Beth. Ile by z tego było gadania.

– Nie, mam lepszy pomysł. Zostaw go w recepcji w twoim garażu.

Wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Wcale nie chciał, by jego chłopcy pożerali ją wzrokiem, kiedy tam się pojawi. Wziął do ręki bilety. Chyba oboje już od dawna wiedzieli, jak potoczy się dalej ta rozmowa. Nie ma co, bez wątpienia byli wytrawnymi graczami.

– A może poszlibyśmy razem do teatru. Pamiętasz, mówiłem ci o biletach? Mógłbym ci oddać przy okazji kolczyk. Do rąk własnych!

– To bardzo miłe z twojej strony. Ale pewnie wolałbyś pójść na to przedstawienie z córką?

– Z Sadie?

Usłyszała nutę niepewności w jego głosie.

– Ona ma na razie co innego na głowie. A poza tym, wolę iść w twoim towarzystwie.

Nareszcie to powiedział.

– Naprawdę? Boże, to cudownie! – Oblała się płomiennym rumieńcem. Dziękowała niebiosom, że Daniel jej teraz nie widzi.

– Jest tylko jeden mały problem. To przedstawienie jest już jutro.

– I to ma być problem?

– Batem się, że będziesz zajęta…

Dla każdego innego byłaby zajęta, ale nie dla niego!

– Nie mogłabym przepuścić takiej okazji! Przecież to teraz najmodniejsze przedstawienie!

– Spektakl zaczyna się o siódmej trzydzieści. Czy mogę po ciebie przyjechać?

Od razu przypomniała sobie słowa Beth odnośnie zbyt dobrej dzielnicy, drogiego mieszkania…

– Nie wiem jeszcze, gdzie będę. Zostaw mój bilet w kasie. Spotkajmy się w teatralnym barku.

– Dobry pomysł. – Wyczuł, że chciała trzymać go trochę na dystans. – Zatem o siódmej w barze.

Kiedy odłożyła słuchawkę, musiała się powstrzymywać, żeby nie zacząć krzyczeć ze szczęścia. Odezwał się pierwszy i zostawił wiadomość w biurze. Była bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.

Zadzwonił telefon.

– A zatem, Mandy Fleming, zostawiłaś kolczyk w jego samochodzie? Brawo! Muszę przyznać, że to całkiem niezłe zagranie. – Beth była najwyraźniej zaskoczona.

Загрузка...