ROZDZIAŁ SIÓDMY

– O mój Boże! – krzyknęła Beth od progu. – A cóż to za promienny uśmiech?

– Nie piszcz tak – powiedziała Amanda – bo mi popękają bębenki. Lepiej poproś Jane, by zrobiła mi herbatę.

– Herbatę? Żartujesz sobie chyba ze mnie. Mam zajmować się jakąś durną herbatą, zanim wysłucham opowieści o wydarzeniach wczorajszego wieczoru? A kto wie, może i wczorajszej nocy?

– Poproszę o earl grey – ciągnęła dalej Amanda ze stoickim spokojem. – A jeśli potem znajdziesz chwilę czasu, to wpadnij, proszę, bo chciałabym, abyś rzuciła okiem na roboczą wersję umowy dotyczącej naszej nowej spółki. Powinnyśmy wyjaśnić sobie wszystkie szczegóły, zanim pójdziemy do prawnika. No, chyba nie zapomniałaś o tak ważnej sprawie? – zapytała z pozornym zniecierpliwieniem, całą swoją uwagę skupiając na czytanym dokumencie.

Beth puściła słowa Amandy mimo uszu. Teraz chciała porozmawiać o czymś zupełnie innym. I nie miało to nic wspólnego ani z herbatą, ani tym bardziej ż umową.

– No i co? – zapytała, zasiadając naprzeciwko Amandy. Cóż, należało się z tym Uczyć. Amanda przeczuwała przecież, że nie uda jej się tak łatwo wymigać.

– Ale z czym? – zapytała, jakby nic nie rozumiejąc.

– Mam na myśli ostatnią noc – wyjaśniła Beth. Po jej twarzy błądził wyzywający uśmiech. – Będzie co kołysać?

– Nie za szybko próbujesz wyciągać wnioski?

– Jak to? Chyba nie powiesz, że nic…

– To jedyny powód, który ci przychodzi do głowy?

– Nie mów… zabezpieczył się?

– Oczywiście. To dżentelmen. Nigdy nie wpędziłby kobiety w kłopoty. – Poza tym, jej pierwotny plan wydał jej się teraz zbyt wykalkulowany i… okrutny.

– Można było się tego spodziewać! – Głos Beth zakłócił tok myśli Amandy niczym ostrze sztyletu. – No to masz teraz problem.

– Jaki znowu problem? Nie ma takiego pośpiechu.

– Lepiej kuj żelazo, póki gorące. Nigdy nic nie wiadomo, moja droga.

Amanda spojrzała na nią ostro.

– Co to niby miało znaczyć?

– Właściwie nic. Ale z tego, co pamiętam, chodziło o szybkie i proste załatwienie sprawy. Co zrobisz, jeśli jemu chodziło tylko o szybki numerek?

– Nie bądź cyniczna, Beth. On jest taki ciepły, wyrozumiały i czuły…

– Staram się być realistką. Wyłącznie realistką. I zdaje mi się, że mam w tych sprawach nieco więcej doświadczenia niż ty.

– Wiec co proponujesz?

– Musisz jakoś rozwiązać ten problem. Co powiedziałabyś na stary podstęp ze szpilką?

– A co powiedziałabyś, gdyby twój Mike zapragnął mieć dziecko i uciekł się do identycznego zagrania?

Beth wyraźnie zbladła.

– To nie to samo! OK, zapomnij o szpilce. Ale musi przecież być jakiś inny sposób…

– Z pewnością. Czy mogłybyśmy jednak zająć się tym nieco później? – Mówiąc to, Amanda podała Beth umowę. – Zapoznaj się z nią dokładnie.

– Właściwie jest jeden sposób… – rzuciła nerwowo Beth, mechanicznie wyciągając rękę po umowę.

Amanda patrzyła na koleżankę z wyraźną dezaprobatą. Nagle Beth wystrzeliła jak z procy:

– Możesz go przywiązać do łóżka i doprowadzić do stanu… no wiesz, że nie będzie się mógł powstrzymać.

– Wspaniale! Jesteś nadzwyczaj pomysłowa. – Amanda roześmiała się głośno. – Jedwabne pończochy i bita śmietana w sprayu… I ja mam z tobą prowadzić wspólne interesy? Beth, użyj swojej wyobraźni do czegoś innego. Na przykład do pracy. Musisz znaleźć jakąś dobrą stenotypistkę dla Guya Dymoke'a.

– Już się tym zajęłam. Wyślemy Jennę King – odparła bez chwili namysłu.

– Świetnie. To została jeszcze herbata… – powiedziała Amanda z naciskiem.

– W każdym razie, gdybyś potrzebowała mojego mieszkania, to nie ma sprawy… Mogę zostać u Mika. Muszę tylko wpaść, żeby wziąć trochę czystych ciuchów.

– Dzisiaj mam prezentację w szkole, a weekend Daniel chce spędzić z córką. Spróbuje ją przekonać, że powinna wrócić do szkoły. Mamy zamiar spotkać się w poniedziałek. Do tego czasu nie będę potrzebowała już twojej dziupli. Dzięki.

– Zamierzasz zaprosić go do siebie?

– Oczywiście. – Jednego była pewna. Nie mogła już dłużej ciągnąć tego kłamstwa. Cała ta historia stała się zbyt poważna. Nie wiedziała tylko jeszcze, co powie Danielowi, jak mu to wytłumaczy. – Nie rozumiem, czemu nie mówisz, że robię duży błąd? Że jak tylko spuszczę Dana z oka, będzie napychał sobie kieszenie moimi srebrami rodzinnymi?

– Cóż, uważam, że masz rację. Rzeczywiście, musisz mu o wszystkim powiedzieć.

Zadźwięczała komórka. Zanim Amanda odebrała telefon, zdążyła jeszcze syknąć:

– Herbata…

Beth wstała i skierowała się do drzwi.

– Tu… – Już miała zgłosić się jak zwykle, lecz coś ją tknęło i podała jedynie numer swojej komórki.

– Mandy?

Serce podskoczyło jej do gardła na dźwięk głosu Daniela.

– Umówiliśmy się dopiero na poniedziałek, ale co powiedziałabyś na wspólny lunch?

– Och, byłoby cudownie. Myślałam, że będziesz dziś bardzo zajęty.

– Tak, ale mogę się na trochę wyrwać. Nie wiem tylko, czy twoja apodyktyczna szefowa zechce cię wypuścić.

– Z pewnością nie będzie zachwycona, gdy przepadnę bez wieści na kilka godzin. A co zaplanowałeś?

– Co powiedziałabyś na piknik na zielonej trawie?

– Fantastyczny pomysł! Mamy dziś piękną pogodę. Pozostaje nam więc tylko wybrać miejsce. Regent Park czy Kensington Garden?

– Może Regent Park. Będę czekał o pierwszej przed stacją metra na Baker Street.

– Świetnie, przyniosę kanapki. Na co masz ochotę? Roześmiał się znacząco, a Amanda szybko przerwała połączenie.

Daniel czekał już około dziesięciu minut. Jak zwykle była spóźniona. Zaczynał się powoli niecierpliwić, lecz gdy po chwili ujrzał ją idącą w jego kierunku, zapomniał o swojej irytacji.

– Przepraszam, że znowu na mnie czekałeś. Ale niedługo, prawda? Miałeś wczoraj jakieś problemy?

W odpowiedzi wziął od niej kosz piknikowy i ujął ją pod ramię.

– Problemy? – - zapytał po chwili, kierując się w stronę wolnej ławki.

– Czy Sadie nie wykorzystała twojej nieobecności?

– Na swoje szczęście, nie. Poza tym, już wkrótce wszystko będzie prostsze. W przyszłym tygodniu wraca przecież do szkoły.

– Naprawdę myślisz, że wróci?

– Taką mam nadzieję. – Otworzył z zainteresowaniem koszyk. – Sushi?

– Nie lubisz?

– Nie, dlaczego? Wodorosty są przecież bardzo zdrowe. – Uśmiechnął się od ucha do ucha. – Przynajmniej tak twierdzą dziennikarze.

– Są i kanapki. – Pochyliła się nad koszykiem. – Jestem pewna, że poprosiłam też o… w porządku, jest też pieczona kiełbaska. – Mówiąc to, podniosła wzrok.

Daniel patrzył na nią z jawnym pożądaniem. Ich usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

– Boże, toż to prawdziwa tortura – jęknął. – Marzę o tym, żeby kochać się z tobą teraz i tutaj. Do utraty przytomności.

– Wystraszylibyśmy wszystkie okoliczne kaczki.

– I zaraz by nas aresztowali. Masz dzisiaj wolne popołudnie? – zapytał.

Amanda z trudem przełknęła ślinę. Przeleciała w myślach plan spotkań: trzecia – spotkanie z prawnikiem; czwarta trzydzieści – z dekoratorem wnętrz; potem szkoła. Bez szans. Ale po chwili zapytała filuternie:

– A ty?

Przez moment zastanawiał się, czy nie odwołać ważnego spotkania, które mogłoby zaowocować interesem roku. Nie, tego nie mógł zrobić. Pokiwał więc przecząco głową, lecz bez przekonania.

– Ale za to jutro…

– Myślałam, że chcesz spędzić cały weekend z Sadie?

– Sadie będzie pracować do piątej. Chcę, by poczuła każdy mięsień, żeby miała po prostu dość. Może zrozumie, jak przyjemne życie pędziła w szkole.

– Prawie jest mi jej żal.

– Nawet nie próbuj brać jej w obronę. Wciąż jest ci winna przeprosiny. – Uniósł jej dłoń do ust. – Jednak to, że ona pracuje, wcale nie oznacza, że i ja muszę. Moglibyśmy spędzić ze sobą prawie cały dzień! Uda ci się wyrwać?

Twarz Amandy rozświetliła się. Wiedział, że teraz jest dobry moment, by wyznać prawdę. Coś jednak powstrzymywało go. Nie chciał, żeby Mandy doszła do wniosku, że jej nie ufał. Jutro. Jutro na wsi będą mieli wystarczająco dużo czasu na wszelkie wyjaśnienia. Wyjął chrupiącą kanapkę z serem i z piklami i zatopił w niej zęby.

– Przyjadę po ciebie koło dziesiątej. Co o tym myślisz?

– Cudownie, ale przyjedź lepiej do biura. Jutro rano muszę jeszcze załatwić kilka drobiazgów.

– Do agencji?

– Tak.

Przez chwilę Amanda miała ochotę wyrzucić z siebie wszystko. Ale Daniel gotów pomyśleć, że zażartowała sobie z niego… Może nawet nie będzie chciał kontynuować tej znajomości. Nie mogła ryzykować. Jutro wszystko mu wytłumaczy. Na spokojnie. Być może uda jej się wybrać na tyle dogodny moment, że Daniel potraktuje tę całą sprawę jak dobry żart. Uśmiechnęła się do swoich myśli.

– Dokąd pojedziemy? – zapytała po chwili.

– Myślałem o domku na wsi. To bardzo ciche i spokojne miejsce.

– Sadie, jutro nie będzie mnie w pracy. Nawet nie podniosła wzroku znad gazety.

– No i co z tego? Nie musisz przecież trzymać mnie za rączkę! – Założyła na uszy słuchawki walkmana. – Na wypadek gdybyś miał się o mnie martwić, chcę cię pocieszyć, że znajdą się inni, którzy z miłą chęcią cię zastąpią – dodała jakby nigdy nic i już miała uruchomić przycisk „start", aby dać do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.

Szybkim ruchem ręki powstrzymał ją od tego.

– I mam nadzieję, że na tym poprzestają!

– O co ci chodzi, tato? – Podniosła w końcu wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. – Ty możesz zabawiać się z jakąś panną, a ja mam siedzieć w domu i wertować zeszyty? Tak sobie to wymyśliłeś?

– Czyżbyś dokonała już wyboru? Uważaj tylko, żeby nie zaskoczyły cię skutki tej decyzji.

Pomimo że twarz Sadie pokryta była grubym, trupio bladym makijażem, nietrudno było dostrzec rumieniec na jej policzkach.

– O co ci chodzi, tato? Ned to miły facet, jeśli jego masz na myśli.

– To dobry kierowca. Ale nie sądzę, żeby określenie „miły" zbytnio do niego pasowało. Na ogół trzydziestoletni faceci nie interesują się małolatami chodzącymi do szkoły.

– Już ci powiedziałam, że nie zamierzam wracać do szkoły.

Postanowił zlekceważyć jej ostatnią wypowiedź.

– Sadie, on jest dla ciebie o wiele za stary. Mogę ci przysiąc, że w jego życiu nie brakuje dojrzałych kobiet. Oczywiście, są pewne korzyści wypływające z romansowania z córką szefa. – Specjalnie ujął to w ten sposób. Miało ją to zaboleć. – Nie on pierwszy i nie ostatni wpadł na ten pomysł.

– Sam lepiej uważaj! Kobiety potrafią być równie pomysłowe. Nie zapominaj o mojej kochanej mamusi! – Jej głos brzmiał wyjątkowo nieprzyjemnie. Bawiła się jednym ze swoich licznych kolczyków. – Uważaj, żebyś się nie dał wrobić po raz drugi. A weź przy tym pod uwagę, że kiedy moja mamusia użyła mnie jako argumentu, żeby zmusić cię do ślubu, miałeś zaledwie dwa samochody. Teraz jesteś naprawdę tłustym kąskiem. Myślisz, że panna Fleming nie zdaje sobie z tego sprawy?

Nie ma co, nie była zbyt subtelna. Ale specjalnie jej nie przerywał. Widział, jak miotają nią sprzeczne uczucia, jak unika jego wzroku. Wyglądała na przerażoną. Siedziała na sofie, z oczami wbitymi w podłogę.

– Zapewne zechce ci urodzić dziecko! Czy tego właśnie chcesz? A może to pojawienie mojego braciszka przyrodniego tak cię nastroiło? Tylko sobie wyobraź: miałbyś wreszcie dziedzica, który podążałby twoimi śladami! – krzyczała coraz głośniej. W końcu wstała i skierowała się w stronę drzwi. – A co powiedziałbyś na wnuka? Może powinnam z Nedem trochę nad tym popracować?

– Sadie! – ryknął na nią wściekły.

– Dziwisz się? Jaka matka, taka córka! – Ostatnim słowom zawtórowało głuche trzaśniecie drzwi.

Amanda przemawiała właśnie do adeptek swojej dawnej szkoły. Opowiadała im o swoich doświadczeniach i próbowała zachęcić je do wytężonej pracy, bowiem tylko systematyczność i dyscyplina są kluczem do sukcesu. Nagle poczuła przedziwne mrowienie na całym ciele. Wiedziała, że to za sprawą Daniela, że to on przywoływał ją myślami. Wydało jej się to przedziwne. Na chwilę straciła wątek. Było to zupełnie do niej niepodobne. Dopiero po długich trzech kwadransach mogła do niego zadzwonić.

– Daniel?

– Mandy! Niewiarygodne! Właśnie zastanawiałem się, jak się z tobą skontaktować.

– Wiedziałam! Czułam to!

– Jak to?

Zdała sobie w porę sprawę, jak niedorzecznie zabrzmiałyby jej słowa opisujące te dziwne wrażenia, jakich doznała przed godziną.

– Mam na myśli… że sama nie mogłam już wytrzymać. Jakieś problemy? – Wyczuła zdenerwowanie w jego głosie.

– Nie, już nie. Miałem przykre spięcie z Sadie. Nic nowego, nie martw się. To normalka.

– Chcesz odwołać nasze jutrzejsze spotkanie?

– Ależ skąd!

– Zatem do dziesiątej,

– Będę odliczał każdą minutę. Możesz mi wierzyć. – Odłożył słuchawkę.

Ze zdziwieniem odwrócił się w kierunku pokoju Sadie. Panowała tam kompletna cisza. A jeszcze przed chwilą dobiegała stamtąd ostra, głośna muzyka. Zastukał do drzwi.

– Sadie, mogę wejść?

Nikt nie odpowiedział. Odczekał kilka sekund i zawołał ponownie:

– Sadie?

Znowu nic. Nacisnął klamkę. Lecz w pokoju nikogo nie było. Sadie wymknęła się z domu.

– Spodnie w biurze? Panno Garland! Co to ma znaczyć? Czyżbyś zapomniała o żelaznych regułach, które sama wprowadziłaś? Jak cię widzą, tak cię piszą!

Beth zaczęła najwyraźniej traktować swoją nową rolę niezwykle poważnie. Lecz Amanda, pochylona nad planami, nawet nie podniosła głowy.

– Słowo daję, mówisz jak moja była dyrektorka.

– Naprawdę? A jak ona się ma?

– Słucham?

– No, twoja dawna pani dyrektor. Widziałaś się z nią wczoraj.

– Nie, nie chodzi mi o dyrektorkę ze szkoły sekretarek, tylko o tę w Dower House. Otrzymałam od niej dzisiaj list z zapytaniem, czy nie zechciałabym wygłosić jakiegoś inspirującego przemówienia na zakończenie roku.

– Och, Amando, twoja sława zatacza coraz szersze kręgi!

– Nie bardzo sobie jednak wyobrażam, aby dziewczęta z Dower House były zainteresowane karierą sekretarki. Nie wiem, skąd ten pomysł. A jeszcze do tego ja, jako samotna matka w ciąży, nie byłabym świetlanym przykładem dla tych panienek z dobrych domów.

– Na razie jeszcze nie jesteś w ciąży. Pomyśl tylko o tych wszystkich bogatych osobistościach na widowni. To są przecież ludzie, którzy potrzebują sekretarek i nianiek. Jakaż to cudowna reklama dla naszej firmy!

– Ale nie jestem pewna, jak przyjmie mnie pani Pamela Warburton.

– Nie? Dlaczego więc zaprasza byłe uczennice, święcące swoje sukcesy? Jak myślisz? Chce zrobić dobre wrażenie na rodzicach. – Beth uśmiechała się teraz triumfalnie. Wiedziała, że ma rację. – Zadzwoń do niej i ustal termin.

– A jeśli to będzie klapa?

– Żadna klapa! Jesteś chodzącym przykładem na to, że warto kształcić dziewczęta. Mogą potem osiągnąć taki sam sukces zawodowy jak mężczyźni. I o to przecież chodzi! Czy to są plany biura na parterze?

– Tak. Co o tym sądzisz?

– Daj sobie dzisiaj z tym spokój. Zapomnij o pracy. I baw się dobrze – powiedziała Beth, zabierając jej plany sprzed nosa.

– Hej! Oddawaj! Przecież właśnie je oglądałam.

– Będziesz miała jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby je przejrzeć. Usiądź, napij się kawy i uspokój nerwy. Dokąd się wybieracie?

– Do jakiegoś domku na wsi. To nie może być zbyt daleko, bo Daniel musi wrócić na szóstą. Jest umówiony z córką. – Amanda upiła łyk kawy. Smakowała wybornie. – Pycha! Nie rozumiem, jak możesz żyć tylko herbatkami ziołowymi.

– A co to za domek?

– Nie wiem, chyba wynajęły.

– Wynajęty? To niemożliwe!

– Niby dlaczego?

Beth schowała twarz za kubkiem z herbatą.

– Co ty przede mną ukrywasz? – zapytała Amanda, nagle zirytowana.

– Nic. Nic, o czym chciałabyś wiedzieć.

– Coś o Danielu? Mów w tej chwili!

– Wpadłaś w sidła, moja droga, zanim zdążyłaś połknąć haczyk. – Beth pokręciła z niedowierzaniem głową.

– O co ci chodzi? – drążyła Amanda.

– Nic, nic. Ktoś musi doglądać twoich spraw. Poprosiłam pewną osobę, żeby powęszyła tu i ówdzie. To wszystko.

– Beth, wyraźnie mówiłam ci, żebyś tego nie robiła. To niesmaczne.

– W porządku, przepraszam.

– Ale jeśli jest coś, co powinnam wiedzieć, to powiedz mi to teraz.

– Kto powiedział, że to jest coś złego? Facet cieszy się nieposzlakowaną opinią. Płaci podatki, przeprowadza staruszki przez jezdnię…

– Nie żartuj sobie ze mnie. Co jest?

– Każdy ma jakieś swoje sekrety.

– Jakie sekrety? – Była naprawdę wściekła.

Beth wyjęła z torebki kopertę, lecz po chwili, wyraźnie zła na samą siebie, włożyła ją z powrotem.

– Jestem pewna, że sam ci to wszystko dziś opowie.

– Co mi opowie?

– Spokojnie, to nic ważnego. Naprawdę.

– Beth, przysięgam, kiedyś cię zamorduję. Zadzwoniła recepcjonistka.

– Panno Garland, jest tu ktoś, kto chce się zobaczyć z panną Mandy Fleming. Prosiła pani, żeby panią informować o takich zdarzeniach.

– Dziękuję. Zaraz schodzę.

Spojrzała znacząco na Beth i zdecydowanym ruchem wyciągnęła dłoń.

– No dobra, ale obiecaj, że przeczytasz, dopiero kiedy wrócisz do domu – upierała się Beth. – Daj mu szansę. Proszę cię. Pozwól mu samemu wszystko wyjaśnić.

Amanda nie odpowiedziała.

– Pamiętaj, ciekawość to pierwszy stopień do piekła – rzuciła niewinnie Beth.

– Wiem, wiem, ja też mam przecież swoje sekrety. Kiedy pojawiła się w drzwiach agencji, Daniel właśnie wysiadał z samochodu. Była zbyt zajęta grzebaniem w torebce, by go zauważyć. Jednak już po chwili uśmiechnęła się tak promiennie, że poczuł się onieśmielony. Boże, jaka ona jest cudowna, pomyślał.

– Mamy dla siebie cały dzień – przywitał ją rozpromieniony. – Cały dzień razem. – Ujął mocno jej dłoń, pocałował w policzek, a następnie otworzył drzwiczki samochodu. Mimo jego niezwykłej uprzejmości, miała wrażenie, że jest spięty. Pogładziła go po twarzy.

– Czy twój szef wie, że pożyczyłeś jaguara?

– Tak, z tym nie ma problemu.

– Nie ma? Ciekawe…

– Ach, to bardzo długa historia. Spojrzała na niego.

– Opowiesz mi ją kiedyś?

Spojrzenie, jakim go obrzuciła, uświadomiło mu, że nadszedł już czas, aby zagrać w otwarte karty.

– Tak, Mandy, na pewno ci ją opowiem.

Usiadła w miękkim skórzanym fotelu, a Daniel zamknął za nią drzwi, po czym usadowił się wygodnie obok niej. Mandy z lubością dotknęła drewnianej kierownicy.

– Zniewalający, nieprawdaż? Chciałabyś poprowadzić?

– Teraz? Coś ty? – Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Żartujesz chyba? To bardzo miło z twojej strony, ale chwilowo muszę odmówić. Przywykłam do jeżdżenia czymś zdecydowanie mniejszym. A poza tym, ten szaleńczy ruch na ulicach…

– Czymś mniejszym, to znaczy czym?

Amanda pomyślała w tym momencie o swoim cudownym porsche zaparkowanym w garażu przy domu. Lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język.

– To mały, zielony vauxhall.

– Bardzo słuszny wybór. Jest niezwykle praktyczny. Moje cudo pije benzynę jak smok. A zdobycie części to już zupełny horror. Dlatego nie używam go zbyt często. – Spojrzał na nią wymownie, lecz zaraz potem poczuł się nieswojo. Chyba powiedział trochę za dużo. – Ale dzisiaj to całkiem specjalna okazja.

– Czy to właśnie powód, dla którego jesteś tak bardzo z siebie zadowolony? A może Sadie zmieniła zdanie?

– Niezupełnie – mruknął z lekką rezygnacją, po czym włożył klucz do stacyjki. – Nie tracę jednak nadziei.

Загрузка...