– Co za koszmar – mruknął Daniel pod nosem. Dokąd też ona mogła pójść? Gdzie się włóczy po nocy? A raczej rozbija na motocyklu? Same znaki zapytania. Chwilami zdawało mu się, że wychowywanie tak zbuntowanej nastolatki przerasta jego możliwości. Przez moment łudził się, że poszła do Annabel. Lecz jeden krótki telefon wystarczył, by sprowadzić go na ziemię. Nie było jej tam. Zupełnie nie wiedział, co robić.
Klnąc na czym świat stoi, wyrzucał sobie, że rozpuścił Sadie i zapomniał, jak z nią rozmawiać. Krótko mówiąc, nie radził sobie z nią. Czuł się jak kompletny idiota. W poszukiwaniu córki zadzwonił nie tylko do Boba, ale do jej wszystkich przyjaciół mieszkających w Londynie. Na próżno. Wciąż jeszcze miał nadzieję, że zrobiła to z przekory, jemu na złość, tylko po to, by go przestraszyć. Jeśli o to jej chodziło, to wygrała. Zdesperowany zadzwonił nawet do matki Vicky. Gdy przekonał się jednak, że Sadie nie dotarła do babci, szybko zakończył rozmowę. Nie miał ochoty na wysłuchiwanie nieprzerwanego potoku słów i przykrych wyrzutów.
Jedyne, co mu pozostało, to wsiąść do samochodu, jeździć po ulicach Londynu i szukać Sadie z nadzieją, że być może zauważy gdzieś jej motocykl. Najprawdopodobniej przed jakimś barkiem z frytkami i hamburgerami. Stosunkowo często zdarzało się jej, że chcąc rozładować napięcie, opychała się czym popadnie. Ostatnią rzeczą, jaką miał ochotę przeżyć, to znaleźć Sadie w garażu z Nedem. Dlatego też desperacko odpychał od siebie tę ewentualność. W końcu jednak, gdy wyczerpał już wszystkie inne możliwości, pojechał również i tam. Od razu dostrzegł motocykl Sadie zaparkowany przed małą kafejką naprzeciwko garażu. Mimo że w środku paliło się jeszcze światło, drzwi były zamknięte. Nie pozostało mu więc nic innego, jak sprawdzić, czy nie ma jej w biurze. Na widok ochroniarza skinął głową i wszedł do środka.
Ned Gresham miał wyznaczony dzisiaj późny kurs. Odbierał kogoś z Southampton. Daniel nie miał najmniejszych wątpliwości, że i Sadie o tym wiedziała. Lexus Neda stał na parkingu. A więc kierowca już wrócił. Wokół panowała jednak absolutna cisza. Dan postanowił zajrzeć do pomieszczenia dla kierowców. Stanął pod drzwiami i zaczął nasłuchiwać. I rzeczywiście usłyszał głos Neda:
– Sadie, nie szalej! Po prostu wracaj do domu. Ojciec na pewno martwi się o ciebie.
– Nie jestem dzieckiem! Mam już szesnaście lat. Mogę ci to udowodnić! – Do uszu Daniela dotarł metaliczny zgrzyt rozpinanego zamka błyskawicznego. To skórzana kurtka kombinezonu, pomyślał. Drzwi były uchylone, więc lekko wsunął głowę. Mimo kiepskiego światła i sporego dystansu dostrzegł, że pod kombinezonem Sadie była zupełnie naga. Ogarnęła go niepohamowana wściekłość i zarazem rozpacz. Już miał pchnąć drzwi i wtargnąć do środka, ale powstrzymał go nieco znudzony głos Greshama.
– Świetnie to zaaranżowałaś. Jeśli chcesz się z kimś przespać, to znajdź sobie chłopaka w twoim wieku.
– Ty świnio, ty… – Rzuciła się na niego z pięściami. Daniel był nieco zaskoczony. Stwierdził bowiem, że jego córka ma niezwykle urozmaicony język.
– Ach, Sadie, daj sobie spokój. Spadaj, zaraz mam randkę.
Amanda westchnęła ciężko, gdy usłyszała tę historię.
– Biedna dziewczyna. Musiała czuć się straszliwie upokorzona. I co było dalej? – zapytała po chwili. – Co zrobiłeś?
– Wycofałem się po cichutku, zanim któreś z nich zdołało mnie zauważyć. Kiedy kilka minut po mnie wśliznęła się do domu, siedziałem i oglądałem wiadomości. Wierz mi, to było najdłuższe dziesięć minut mego życia. Liczyłem na to, że po takim przeżyciu będzie wolała zostać w domu, ale nie miałem pewności. A kiedy dzisiaj rano wychodziła do pracy, wyglądała fatalnie: jakby ją ktoś przeżuł i wypluł.
– Poszła rano do pracy?
– Jak widzisz! Jestem przecież z tobą. Zasugerowałem jej, że wygląda nie najlepiej i powinna zostać w domu. Nawet za cenę odwołania naszego dzisiejszego spotkania.
– Zrozumiałabym. Sadie jest na pierwszym miejscu. To jasne.
– No cóż, powiedziała, że czuje się dobrze. Zaproponowała nawet, że zrobi zakupy na weekend. – Spojrzał na nią wymownie. – Mimo wszystko chyba będzie mi jej brakowało, kiedy wróci do szkoły w przyszłym tygodniu.
– Przecież będziesz widywał ją wieczorami. Uniósł brwi.
– Przepraszam, myślałem, że wiesz. Jest w szkole z internatem, w Dower House. Zastanawiałem się, czy nie przenieść jej do Londynu. Ale zdecydowałem zostawić ją tam, gdzie jest.
– Czyli w Dower House?
– Tak. Dlaczego się tak dziwisz? Masz coś przeciwko szkołom z internatem? To zresztą była jej decyzja. Ja…
Amanda zaprzeczyła ruchem głowy.
– Ależ skąd, mówiłam ci już, sama chodziłam do szkoły z internatem – wpadła mu w słowo. Jednocześnie zastanawiała się, jak mógł pozwolić sobie jako kierowca na zapłacenie tak słonego czesnego. – Chodzi tylko o to, że ja też skończyłam szkołę w Dower House.
– Nie żartuj! Ależ ten świat jest mały.
Dotarli do autostrady. Daniel przyspieszył i samochód zaczaj wprost płynąć po szosie. Nareszcie byli sami. Znalazła jakąś kasetę i wsunęła ją do magnetofonu. Przejeżdżali obok lotniska Heathrow. Obserwowała przez okno startujące samoloty i rozmyślała nad tym, jakim cudem było go stać na to, by wysłać córkę do jednej z najdroższych szkół w kraju.
Zdała sobie nagle sprawę, jak niewiele Daniel o niej wie. Miała przecież mieszkanie w jednej z najdroższych dzielnic Londynu, sportowy samochód, prowadziła prężne przedsiębiorstwo… I to nie dlatego, by zdobyć środki do życia, lecz dla własnej przyjemności. Jej ojciec postarał się, by zabezpieczyć ją do końca życia. Nie mówiła o tym wszystkim, by Daniel nie czuł się skrępowany w jej towarzystwie. Przynajmniej wmawiała sobie, że właśnie dlatego przemilczała pewne sprawy.
Ale on miał pieniądze. I to był ten jego sekrety o którym wspominała Beth. Jak tego dokonał? Skąd je miał? Wygrał w zakładach piłkarskich? Koperta, którą wręczyła jej Beth, stała się nagle wielce intrygująca. Nie dawała Amandzie spokoju. Leżała na dnie torebki. Ręka Amandy powędrowała bezwiednie w jej kierunku. Przez moment miała ochotę sprawdzić, co jest w środku. Tu i teraz. Korzystając z tego, że Dan skoncentrowany jest na prowadzeniu samochodu. W tym momencie spojrzał na nią tym swoim uśmiechem, który powodował, że zapominała o bożym świecie. Jej zaciśnięte na kopercie palce rozluźniły się.
– Zaraz będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że nie jesteś zmęczona.
Po chwili wjechali na niewielką polanę otoczoną gęstym, liściastym lasem. Grube pnie drzew lśniły w słońcu. Na środku stała przepiękna, stara leśniczówka. Była bardzo zadbana i przytulna. Zapraszała wręcz do swego wnętrza. Wokół domu pyszniły się kolorowe rabaty kwiatowe i przeuroczy skalniak, pokryty dywanem drobnych roślin.
– No to jesteśmy – rzucił Dan, patrząc na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
– Boże, jak ni cudownie. Zupełnie jak w bajce! – wykrzyknęła radośnie.
Odetchnął z wyraźną ulgą i roześmiał się.
– A ja jestem wilkiem i zaraz cię zjem! – Mówiąc to, splótł ręce wokół jej talii. Ich usta połączyły się w długim pocałunku. Całował jej oczy, policzki, szyję… Nie mógł się pohamować. Nie chciał przestać. – Ta kobieta wzbudzała w nim szalone uczucia. Emocje sięgnęły zenitu, gdy odpinał haftki jej stanika. Ona zaś już dawno zapomniała o tej cholernej kopercie, która jeszcze przed chwilą nie dawała jej spokoju.
Zaśmiała się nagle.
– O co chodzi? – Podniósł głowę i zobaczył w jej oczach rozbawione ogniki.
– Och, zachowujemy się jak para nastolatków kochających się w samochodzie.
Zamyślił się, słysząc te słowa.
– Kiedy byłem nastolatkiem, nie miałem samochodu. Jeśli mam poczuć się jak nastolatek… – wysiadł z samochodu, wziął ją na ręce i delikatnie położył na ziemi -… co myślisz o tym?
Cóż mogła myśleć, czując jego dłonie na swoim spragnionym ciele? To było to, o czym cały czas marzyła. Pospiesznie rozpięła guziki jego koszuli, ściągnęła ją nerwowo i rzuciła za siebie. Przez moment przebiegło jej przez myśl, że zapewne o kilka kroków stąd stoi wygodne, ciepłe łóżko…
Amanda zatraciła się zupełnie. Leżała praktycznie naga w ramionach Daniela i właściwie cały świat mógłby przestać w tym momencie dla niej istnieć. Zdawała sobie doskonale sprawę, że zachowuje się jak zwariowana nastolatka. Ale było jej to naprawdę obojętne.
Gdy uspokoiła się i ucichła, Daniel wyszeptał:
– Chyba będzie lepiej, jeśli przeniesiemy się w bardziej komfortowe warunki.
– Dlaczego? – zapytała, przeciągając się rozkosznie.
– Zdaje mi się, że leżę na jakiejś szyszce. Spojrzała na niego ze zdziwieniem
– Przecież tu nie ma drzew iglastych.
Zsunął ją z siebie
– Popatrz sama! I jak wynagrodzisz mi ten odcisk na plecach? – spytał z szelmowskim uśmiechem.
Amanda rozejrzała się dokoła.
– Jak tu pięknie. Moglibyśmy się trochę przejść – zaproponowała.
– Masz na myśli spacer do domu?
– Wydaje mi się, że na lunch jest jeszcze trochę za wcześnie – powiedziała, wciągając bluzkę.
– Moglibyśmy jeszcze coś zrobić w celu zaostrzenia apetytu, prawda?
– Taaak? – wyszeptała przeciągle, a w jej głosie zabrzmiało lekkie zdziwienie.
– Pozwól jednak, że najpierw cię oprowadzę,
– Ależ ty jesteś przewrotny! Choć właściwie mogłam się tego po tobie spodziewać.
Wyciągnął w stronę Amandy obie ręce i pomógł jej wstać. Potem podniósł torebkę i pozbierał jej zawartość, która rozsypała się po trawie. Weszli do domu tylnymi drzwiami.
Urocza, lśniąca czystością kuchnia, spiżarnia i mały warsztat stanowiły część gospodarczą. Po drugiej stronie znajdował się przestronny, wygodnie urządzony salon. Spodobał się Amandzie. Grube zasłony, miękki dywan, kominek, olbrzymia, stara szafa i rozłożyste fotele. W powietrzu unosił się zapach lawendy. Na górze było kilka przytulnych sypialni i całkiem nowa, prześliczna łazienka.
Chodzili po pokojach bez słowa, lecz Amanda widziała kątem oka, że cały czas bacznie ją obserwował. Ich wycieczka zakończyła się w głównej sypialni, Wszystko było tam z drewna. Ogromne drewniane łoże, drewniane szafki nocne i duża drewniana szafa ubraniowa. Podeszła do małego okienka. Zdawało jej się, że tego właśnie od niej oczekiwał.
– Co tam jest za lasem? – zapytała z głupia frant.
– Nie kończące się pola i łąki. Właśnie tam uczyłem Sadie jeździć. Najpierw na motocyklu, a potem samochodem. O właśnie, samochód to następna rzecz, którą chciałaby mieć. Mandy… – Nagle głos Daniela zabrzmiał poważnie. Stanął tuż obok niej. – Ja nie wynająłem tego domku. On należy do mnie.
– Do ciebie? A dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Wiem, że to głupie. Miałem ci wszystko wytłumaczyć już wcześniej. Bo widzisz, Mandy, ja nie jestem szoferem. Szlag by to trafił – wyrwało mu się znienacka. Był bardzo zdenerwowany. – Wybacz mi to kłamstwo. Zbudowałem tę firmę od zera.
Nagle wszystkie elementy zaczęły do siebie pasować. Jakby ktoś ułożył porozrzucane puzzle w zgrabny obrazek. A zatem Daniel Redford nie był facetem, który rozglądał się nerwowo w nadziei na znalezienie odpowiedniej partii… Tego się przecież najbardziej obawiała. Ale dlaczego nic jej nie powiedział?
– Zacząłem z jednym samochodem, dwadzieścia lat temu.
– Ach tak…
– Wiem, że powinienem był powiedzieć ci wcześniej. Gniewasz się na mnie?
Gniewać się? Była po prostu wściekła. Dosłownie gotowała się w środku. Dała się złapać na pospolitą gierkę… Skromny szofer… Dlaczego Beth nie powiedziała jej o tym? Do licha, już ona jej wygarnie. Nie chciała jednak, by dostrzegł jej poruszenie.
– A czy mam ku temu powód? To świetny żart – powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Choć tak naprawdę, chciało jej się płakać.
Przez moment uwierzył, że wszystko jest w porządku.
– Mandy… przepraszam. Wybacz mi. Wiem, popełniłem błąd. Nie powinienem był cię okłamywać. Powinienem ci powiedzieć…
– Dlaczego więc tego nie zrobiłeś?
Nic nie odpowiedział. Milczenie pogrążyło go jeszcze bardziej.
– No cóż, zdaje się, że wszystko rozumiem – powiedziała z sarkazmem w głosie. Ale czy ona nie zrobiła czegoś bardzo podobnego? Oczywiście, mogłaby usprawiedliwiać samą siebie, wmawiać sobie, że zrobiła to po to, by go chronić, by nie czuł się skrępowany w jej towarzystwie. Lecz to z pewnością nie był główny powód jej postępowania. A jeśli on wiedział, kim była w rzeczywistości? Niczego nie była już pewna. Szkoda, że żadne z nich nie potrafiło być do końca szczere.
– Zamierzałem wyjaśnić ci wszystko w garażu. Chciałem zaprosić cię do biura… i wytłumaczyć ci…
– A ja pokrzyżowałam twoje plany. Przyjechałam za wcześnie i znalazłam cię w kombinezonie, grzebiącego pod samochodem…
– Chciałem ci wszystko powiedzieć tamtej nocy, gdy przyjechałem do ciebie. Ale cóż…
– Sprawy potoczyły się inaczej, niż planowałeś. Przytaknął skinieniem głowy.
– Nie przejmuj się, mogło być gorzej… – I jest, pomyślała. Ona wciąż nie powiedziała mu prawdy o sobie.
– No właśnie, mógłbym powiedzieć ci, że jestem milionerem, będąc w rzeczywistości żebrakiem.
– A jesteś milionerem?
– Chyba tak, przynajmniej na papierze. Choć większość stanowią aktywa firmy i inwestycje. Sporo zainwestowałem w nieruchomości.
– To rozsądne posunięcie.
– Tak? Być może, nigdy nie myślałem w ten sposób. Słuchaj, Mandy, chciałbym powiedzieć ci teraz całą prawdę. Posłuchaj…
– Daniel, obawiam się, że ja też mam ci coś do powiedzenia.
Uniósł do góry rękę i wyjął z jej włosów liść. Bała się podnieść wzrok. Lękała się tego, co zobaczy w jego oczach. Tak było o wiele łatwiej. Czuła jego dłoń na swoim policzku, dotyk jego ust na swojej szyi…
– Popatrz na mnie, Mandy – poprosił po chwili. – Prawda jest taka, że kocham cię do szaleństwa.
– Cóż za piękna, sentymentalna scena! – W drzwiach wejściowych stała Sadie. Czarny skórzany kombinezon, czarne włosy i papierowo blada twarz. I tym razem nie był to efekt wyrafinowanego makijażu. Stała z szeroko otwartymi, przestraszonymi oczami i trzymała w ręku kopertę.
– Sadie! – Daniel wyglądał na bardzo zmieszanego. Myślałem, że jesteś w garażu.
– Byłam, owszem. Ale pomyślałam, że przyjadę tu trochę wcześniej. Chciałam rozpalić ogień w kominku i przygotować coś do zjedzenia. Dla ciebie! – Te ostatnie słowa podkreśliła szczególnie wyraźnie, patrząc przy tym wymownie na Amandę. – Rozmawiałam o tym z Bobem. On też stwierdził, że to dobry pomysł, i że sprawię ci tym przyjemność. Byłeś dla mnie bardzo wyrozumiały przez ten ostatni tydzień. Chciałam ci jakoś podziękować. Ale nie sądziłam, że przywieziesz ją tutaj…
– Sadie! – wyrwało się Amandzie. Dobrze wiedziała, do czego Sadie zmierza.
– Nie nazywaj mnie Sadie. Nikt cię do tego nie upoważnił. Tylko przyjaciele mogą do mnie tak mówić. A ty… ty nie jesteś nikim lepszym od mojej matki. Zupełnie jak ona!
– Jej oczy płonęły. – Chciałam ci się zrewanżować, tato. Myślę, że to wystarczy – powiedziała, podając mu kopertę.
– Ona zaangażowała prywatnego detektywa, żeby cię sprawdził! Tu jest wszystko na temat twojego życia osobistego, dochodów, firmy…
Amanda widziała, jak Daniel napina mięśnie.
– Skąd to masz? – spytał zmienionym głosem. – Grzebałaś w torebce Mandy?
– Nie musiałam. Znalazłam to koło samochodu. Tam, gdzie jest taka wygnieciona trawa.
– Sadie, wyjdź stąd natychmiast i poczekaj na dole – zwrócił się do niej rozkazującym tonem.
Wzruszyła tylko ramionami.
– Nie ma sprawy. Włączę czajnik. Jestem przekonana, że panna Fleming z przyjemnością napije się herbaty, zanim stąd wyjedzie. – Jej kroki zadudniły na schodach.
– Mandy…
– Przestań. – Amanda odsunęła się od niego. Tak było łatwiej. – Nic nie mów, proszę cię.
– Czy to prawda?
Nie. Tak. Co miała mu powiedzieć? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Ze sposobu, w jaki na nią patrzył, wywnioskowała, że i tak podjął już decyzję.
– Kiedy Vicky chciała, abym się z nią ożenił, zaszła po prostu w ciążę.
– Co, tak sama…?
– Przestała brać pigułki, ale nic mi o tym nie powiedziała. A kiedy była już w ciąży z Sadie, zaczęła mnie szantażować, że jeśli się z nią nie ożenię, pójdzie na zabieg. – Odwrócił się do okna. – A teraz, tam na trawie…
Wiedziała, co chce powiedzieć. Zapomniał o zabezpieczeniu. Zachowali się jak para nierozsądnych nastolatków. Było to zarówno głupie, jak i szalone. Nie pozwoliła mu jednak dokończyć.
– Nie musisz się martwić. Małżeństwo jest ostatnią rzeczą, o której myślałam. Mogę ci obiecać, że cokolwiek się stanie, nigdy mnie więcej nie usłyszysz i nie zobaczysz. – No cóż, pomyślała z sarkazmem, czyż nie tak miało być? Czyż nie tak zaplanowała?
Powoli, ociągając się, wsuwała bluzkę do spodni. Wszystko wykonywała w zwolnionym tempie, jakby czekała na to, że Daniel coś jeszcze powie, choć jedno słowo. Liczyła na to, że zaproponuje jej podwiezienie. Zamiast tego jednak stał tam i patrzył na nią, jakby była mu całkowicie obca. I to też przecież była część jej planu. Cóż za paradoks. Wiedziała, że jeżeli natychmiast stąd nie wyjdzie, wybuchnie płaczem. Odwróciła się więc i po chwili słychać było, jak schodzi po schodach.
Sadie czekała na nią w salonie, z założonymi rękami i z wyrazem triumfu na twarzy. Ten widok podziałał na Amandę jak zimny prysznic. Skutecznie ją otrzeźwił. Wyjęła z torebki telefon komórkowy i wystukała numer radiotaxi. Musiała przełamać się wewnętrznie, by zapytać Sadie o adres. Kiedy skończyła rozmowę, Sadie wycedziła z typową dla nastolatków wyższością w głosie:
– Możesz poczekać na zewnątrz.
Trzeba przyznać, pomyślała Amanda, że to wyjątkowo bezczelna dziewczyna. Nie miała pojęcia, jak postąpiłaby, będąc na miejscu Sadie, która bądź co bądź miała za sobą bolesne przeżycia i doświadczenia. Jej własna matka posłużyła się nią jako pretekstem, żeby złapać faceta. Potem bez skrupułów porzuciła i męża, i małą córeczkę. A teraz jakaś obca kobieta chciała ukraść Sadie ojca No i ten raport prywatnego detektywa… Amanda musiała przyznać, że los nie oszczędzał Sadie. Gdy była już w drzwiach, odwróciła się i powiedziała:
– Wróć do szkoły, Sadie. Jesteś mu to winna.
– Tak, jasne, żebyś go mogła porwać w swoje szpony, gdy tylko zniknę! Czy uważasz, że jestem na tyle głupia? Nie ma mowy!
– Tylko do końca roku. – Amanda mocno akcentowała każde słowo. – Potem możesz przenieść się do szkoły w Londynie.
– Skąd o tym wiesz? – spytała napastliwie.
– Porozmawiaj z ojcem. – Dostrzegła cień niepewności na twarzy dziewczyny. – Zobaczysz, że się zgodzi. A mnie nie musisz się obawiać, nie stanowię dla ciebie żadnego zagrożenia. A teraz to już na pewno nie. Czy sądzisz, że po tym wszystkim będzie chciał się jeszcze ze mną spotykać?
Sadie nie dała się na to złapać.
– Musisz mi przysiąc, że będziesz trzymać się od mego z daleka.
Amanda zamarła. Miała więc podeptać być może swoją ostatnią szansę na ułożenie sobie życia?
– Przysięgnij! – Sadie nie dawała za wygraną.
– A jeśli to zrobię, wrócisz do szkoły?
Sadie spojrzała na nią ze zdziwieniem i skinęła głową na znak zgody.
– Zatem dobrze, przysięgam.
Do taksówki, która czekała na nią na końcu drogi, szła jak w transie. Nie mogła już powstrzymać łez, które płynęły strumieniami po policzkach. Szlochała coraz głośniej. Waśnie utraciła największą miłość swego życia. Jedyną, jak jej się zdawało. Prawdziwą.