– Dajcie latarkę! – zażądała podekscytowana Joanna, gdy wreszcie ekipie udało się zrobić niewielki otwór w ostatniej warstwie cegieł, z których zbudowano budzącą ich ciekawość ścianę.
Chwilę potem usiadła, jakby ją ścięło z nóg.
– Co tam jest? – Usłyszała wokół siebie głosy swoich pracowników.
– Sami popatrzcie i powiedzcie, co widzicie, bo może mi się tylko wydawało.
Zaglądali jeden po drugim, ale nikt się nie odezwał, ponieważ wszystkich zamurowało. Patrzyli po sobie w milczeniu.
– Chyba powinnam jechać po Gustava – odezwała się w końcu Joanna.
Znalazła go w gabinecie, gdzie wraz z córką pochylał się nad atlasem świata, coś jej objaśniając.
– Chciałam was zabrać na wykopaliska i pokazać pewną rzecz – rzekła tak spokojnie, jak tylko zdołała.
– Jeszcze pracujecie? Myślałem, że już wracacie na kolację.
– To lepsze niż kolacja.
– Co jest lepsze niż kolacja? – spytał zdumiony dziwnym światłem, jakie ujrzał w jej oczach.
– Sam się przekonaj.
Spojrzał pytająco na córkę, a ta zdecydowanie wzięła go za rękę.
– Idziemy, tato.
Joanna zawiozła ich na miejsce. Już z dala widzieli łunę świateł, gdyż z samochodów wyciągnięto potężne reflektory, więc zrobiło się widno jak w dzień.
– Wyjęliśmy kolejną cegłę, teraz lepiej widać – entuzjazmował się Hal.
– Co lepiej widać? – dopytywał zaintrygowany Gustavo. Joanna podała mu latarkę i wskazała otwór. Chwilę potem usłyszała zduszony okrzyk.
– Czy to jest to, co myślę? – upewnił się.
– Tak, to wygląda na złoto – przyświadczyła Joanna.
– Zaginiony skarb Montegiano – mruknął do siebie.
– Trochę potrwa, zanim zdołamy się tam dostać i wszystko wydobyć – uprzedziła Joanna. – Ale wygląda to całkiem obiecująco.
– Rozumiem. Dziękuję, że mi to pokazałaś. Och, gdybym tylko miał pewność, gdyby można było już wiedzieć… – gorączkował się.
– Cierpliwości, tato – powiedziała tonem niani Renata, która bardzo sobie wzięła do serca, że ma się nim opiekować.
Obudziła się w nocy, czując w pokoju czyjąś obecność.
– Kto tu jest?
– To tylko ja – odpowiedział jej znajomy głos. – Nie pukałem, żeby nie ściągnąć niczyjej uwagi. Nie zapalaj światła.
Wzrok zaczął jej przywykać do ciemności, więc wreszcie ujrzała Gustava siedzącego na brzegu łóżka. W jego oczach błyszczało podekscytowanie, a na ten widok Joannie serce zabiło szybciej. Zakradł się w nocy do jej sypialni…
– Co ty tu robisz? – wyszeptała.
– Nie mogłem spać. Leżałem i myślałem. Jesteśmy na progu czegoś zupełnie nowego. Czujesz to?
– Tak.
Czemu jej nie pocałował? Od tamtej wspólnie spędzonej nocy coś ich dzieliło, jakby padł między nich cień, lecz Gustavo wreszcie przyszedł do niej. Tylko dlaczego nie próbował jej dotknąć?
– Nie mogę już dłużej czekać. Zróbmy to.
– Tak? – spytała bez tchu.
– Jedźmy i sprawdźmy, czy to naprawdę złoto. Jest jeszcze ciemno, ale zaraz zacznie się rozwidniać.
Głęboko dotknięta wpatrywała się w jego twarz, którą widziała coraz wyraźniej.
– Po to do mnie przyszedłeś?
Nie zwrócił uwagi na ton jej głosu, był zbyt pochłonięty myślą o skarbie.
– Wiem, że nie powinienem, ale mnie rozumiesz, prawda?
– Tak, zaczynam cię rozumieć… W porządku, poczekaj na dole, zaraz do ciebie zejdę.
Kiedy znaleźli się na miejscu, rzeczywiście powoli świtało. Ponieważ wieczorem ekipa wyjęła jeszcze kilka cegieł, otwór się powiększył, więc Gustavo próbował się przez niego przecisnąć, lecz okazał się za szeroki w ramionach.
– Nie dam rady. Szkoda, prawie już czegoś dosięgłem…
– Czekaj, ja spróbuję, jestem szczuplejsza. – Joanna znikła do połowy w otworze, a po chwili zażądała: – Wyciągnij mnie. Mam coś.
Gustavo chwycił ją wpół i wyciągnął, lecz potem nie puścił. Stał, trzymając Joannę w objęciach i oddychając z trudem jak ktoś głęboko poruszony.
– Nie wiem, czy odważę się na to spojrzeć – wyznał zmienionym głosem. – Tak wiele od tego zależy…
– Doprawdy? – Nie zdołała do końca ukryć smutku, ponieważ koniec końców majątek okazał się dla Gustava ważniejszy od niej. – Skoro to takie istotne, przyjrzyjmy się znalezisku.
Na jej dłoni spoczywała duża, dość toporna brosza z żółtawego metalu, ozdobiona nieforemnymi kawałkami czegoś, co wyglądało na stare kolorowe szkło.
– Tylko tyle? – stwierdził z bezbrzeżnym rozczarowaniem Gustavo. – Tania błyskotka z brzydkich szkiełek?
Joanna żachnęła się z oburzeniem. Teraz jej oczy błyszczały z podekscytowania.
– To autentyczna biżuteria sprzed półtora tysiąca lat, wygląda zupełnie inaczej niż współczesna. Gdy poprzednim razem znalazłam ozdobę ze „szkiełkami", wyceniono ją na pięć milionów dolarów. Przecież to prawdziwe złoto, rubiny, szmaragdy…
Gustavo porwał ją na ręce i przycisnął do siebie z całej siły, niemal miażdżąc jej żebra. Brosza wypadła z ręki Joanny, lecz nie zważał na to, całował ją jak szalony.
– Wygraliśmy! – wykrzykiwał w uniesieniu. – Teraz wszystko będzie dobrze!
– Tak, stałeś się bogaty – odparła oszołomiona.
– Właśnie! I nareszcie mogę ci się oświadczyć! Jej czoło przecięła pionowa zmarszczka.
– Nareszcie? A wcześniej nie mogłeś?
– Nie, bo dopiero teraz jestem niezależny finansowo, więc masz pewność, że nie poluję na twój majątek.
– Wcale cię o to nie podejrzewałam. Postaw mnie! – zażądała.
Zrobił to, lecz nie wypuścił jej z ramion.
– Nie mogłem cię poślubić, kiedy tak rozpaczliwie potrzebowałem pieniędzy.
– Czemu nie? Dwanaście lat temu oświadczyłeś mi się właśnie z tego powodu i nie winiłam cię za to, więc nie zrobiłabym tego i teraz.
– Nie widzisz, że sytuacja jest inna? Wtedy mieliśmy zawrzeć uczciwy układ, każda ze stron coś dostawała, a tym razem…
– A tym razem kochaliśmy się ze sobą – przypomniała mu. – To zmienia wszystko. Przynajmniej w moim odczuciu.
– Tak, ale przedtem powinienem był ci o czymś powiedzieć, lecz nie zrobiłem tego, a potem nie wiedziałem, jak ci to wyznać. Otóż Crystal zażądała ode mnie natychmiastowej spłaty reszty pieniędzy.
– Wiem o tym od Freddy'ego.
– Czy rozumiesz więc, czemu moja sytuacja stała się beznadziejna? Kochaliśmy się, bo pragnąłem tego ponad wszystko na świecie, ale jak miałbym sprawić, byś w to uwierzyła?
– Właśnie tak. Powiedzieć mi.
– Lecz przecież to samo bym powiedział, gdyby mi chodziło o twój majątek! Skąd wiadomo, że moje zapewnienia nie byłyby kłamstwem? Mogłem starać się o ciebie z bardzo niegodnych powodów.
– Zdaniem niektórych postąpiłeś niegodnie, poślubiając inną, ale wtedy nie przeszkadzała ci niczyja opinia! – rzuciła mu prosto w twarz. – Dla Crystal zgodziłeś się znieść ludzkie gadanie, dla mnie jednak nie poświęcisz się w ten sposób.
– Najmilsza…
– Nie nazywaj mnie tak, hipokryto! Gustavo również stracił panowanie nad sobą.
– Kocham cię, więc będę cię nazywał, jak zechcę! A może moje uczucie nie ma dla ciebie znaczenia?
Przez dwanaście lat marzyła, by wyznał jej miłość i w końcu naprawdę to zrobił, jednak w najgorszy sposób – podczas głupiej, nikomu niepotrzebnej kłótni.
– Miałoby, gdybyś rzeczywiście mnie kochał – odparła powoli. – Wygląda jednak na to, że moja osoba znajduje się dość nisko na liście twoich priorytetów.
– O czym ty mówisz? Owszem, źle to wyszło, powinienem był…
– Przy Crystal nie zastanawiałeś się nad tym, co powinieneś, tylko poszedłeś za głosem serca.
– Czy możemy nie rozmawiać o niej?
– Nie, nie możemy! Gdy chodziło o nią, nie dbałeś o to, co ludzie pomyślą, ani nawet o to, co ty sam o sobie pomyślisz, za to kiedy chodzi o mnie, to na pierwszym miejscu stawiasz swoją dumę, na drugim swoją reputację, a dopiero na trzecim mnie. Nie dbam o takie asekuranckie uczucie, nawet od Freddy'ego dostałam więcej.
– Freddy szukał bogatej żony. Westchnęła.
– Gdybym bez końca rozważała motywy powodujące mężczyznami, którzy mają mniej pieniędzy ode mnie, umarłabym jako stara panna. Nigdy nie zwracam uwagi na stan konta, liczy się tylko to, czy mężczyzna mnie kocha.
– Przecież ci właśnie powiedziałem…
– Wiesz, co ty naprawdę kochasz? Poczucie, że jesteś człowiekiem godnym szacunku.
– Nie wiem, co ty kochasz, ale na pewno nie kochasz mnie! Gdybyś kochała, nie skorzystałabyś z pierwszego pretekstu, żeby się wycofać. Dwanaście lat temu zrobiłaś to samo.
Ogarnął ją tak straszliwy gniew, że prędzej by umarła, niż w tej sytuacji wyznała Gustavowi swoją miłość.
– Wracamy do domu. To nie jest czas i miejsce na podobną dyskusję.
– Owszem, jest. – Nie odzywaj się do mnie! Jestem tak wściekła, że nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek będą chciała z tobą rozmawiać.
– Nie rozumiem cię!
– Co do tego jednego się zgadzamy – skwitowała z zimną furią. – Nigdy mnie nie rozumiałeś.
Odwróciła się, pobiegła do samochodu i ruszyła w stronę pałacu. Dopiero w połowie drogi uświadomiła sobie, że w ten sposób skazała Gustava na powrót piechotą. Nie było to daleko, lecz nie mogła go w ten sposób traktować. Zawróciła.
– Wsiadaj – warknęła, otwierając drzwi. – Ale nie odzywaj się do mnie więcej, rozumiesz?
– Nie – odparł głucho.
W ciągu następnych dni wydobyto cały skarb, a choć jego wartość przekroczyła najśmielsze oczekiwania, Joanna pozostała na ten fakt obojętna, gdyż potrafiła myśleć tylko o jednym. Dla niej Gustavo nie wzgardził opinią i konwenansami, nie podeptał wszystkiego, jak uczynił to dla Crystal, a tym samym po raz drugi złamał Joannie serce. Nie zamierzała zadowolić się jakimś drugorzędnym uczuciem, ponieważ sama kochała całą swoją istotą, bez stawiania jakichkolwiek warunków.
W odróżnieniu od nich dwojga między ich byłymi małżonkami układało się jak najlepiej, więc Freddy opuszczał Montegiano, by zamieszkać w hotelu, w którym zatrzymała się Crystal. W wieczór poprzedzający wyjazd swego niechcianego gościa Gustavo zmusił się do tego, by zachować się jak dobry gospodarz i dołączył do Freddy'ego, który siedział w bibliotece w towarzystwie kryształowej karafki. -Może jeszcze jednego? – zagadnął, widząc pustą szklaneczkę.
– Nie odmówię
Gustavo dolał mu.
– Czy już się pan spakował? – spytał uprzejmie, zajmując miejsce w fotelu.
– Tak, bez obawy, pozbędzie się mnie pan jutro z samego rana.
– Mam nadzieję, że nie czuł się pan tutaj niemile widziany.
– Nie, ja wszędzie dobrze się czuję. Pobyłem sobie z Billym, przestałem się martwić o pana…
– O mnie? – zdumiał się Gustavo.
– Jeśli o mnie chodzi, to może pan sobie skoczyć z mostu do rzeki, oczywiście bez urazy. Myślałem o Jo. No i o Billym. Ale on twierdzi, że pan jest w porządku.
– To miło z jego strony – rzekł ostrożnie Gustavo. – Nie widzę jednak związku…
– Jak rany! – jęknął Freddy. – Wygłupiacie się z Jo od dwunastu lat. Może już dosyć, co?
– Chyba pan coś źle zrozumiał.
– A co, nie byliście zaręczeni? Dziwne, wszyscy mówią, że tak.
– Skoro bawił się pan na moim weselu, powinien pan wiedzieć, co się wydarzyło.
– Nie wiem, bo każdy gadał co innego. Ale teraz pan się w końcu ożeni z Jo i zostanie ojczymem Billy'ego, więc…
– Skąd ten pomysł? – spytał ostro Gustavo, który jak zwykle zesztywniał, gdy rozmowa zaczęła dotyczyć tematów osobistych.
– Wszyscy tak mówią. Chlapnąłbym jeszcze jednego, niech pan doleje, co?
Gustavo dolał mu machinalnie, po czym nalał porcję sobie i wychylił.
– W takim razie wszyscy się mylą.
Freddy zaklął bardzo dosadnie.
– Czemu odstawiacie takie cyrki, skoro szalejecie za sobą? W życiu nie widziałem podobnej pary! I co z tego, że wam kiedyś nie wyszło? To wcale nie znaczy, że musi tak być i teraz.
– Panie Manton…
– Mów mi Freddy. Nic ci się nie stanie, jak zaczniemy sobie mówić po imieniu. Nie lubisz mnie, ale co z tego? Ja też cię nie lubię.
– A czy zechciałbyś mi uprzejmie wytłumaczyć, cóż takiego uczyniłem, żeby sobie zasłużyć na twoją antypatię? – wycedził Gustavo.
– Rozwaliłeś moje małżeństwo.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Jasne! Tacy jak ty nigdy nie wiedzą, o czym mówi taki jak ja – prychnął Freddy. – Chłopie, rzecz w tym, że moja żona bujała się w tobie.
– Mylisz się. Joanna nigdy mnie nie kochała.
– Słuchaj no, to ja żyłem z nią przez osiem lat, więc znam ją kapkę lepiej niż ty. Kurde, kochałem tę dziewczynę. Wiesz, że byłem jej wierny przez całe cztery lata? I to nawet wtedy, gdy była w ciąży?
– Doprawdy ze wszech miar godne podziwu. Freddy był doskonale nieczuły na ironię.
– Też tak myślę. Cztery lata! Aż mi słabo, gdy sobie o tym przypomnę. Gdzie ta karafka? – Dolał sobie solidną porcję. – Po co ja się tak starałem, skoro i tak nie mieliśmy szans, bo dla Jo liczyłeś się tylko ty?
– To naprawdę jakaś pomyłka. Joanna z wielką ochotą zerwała zaręczyny.
– Puknij się! – zirytował się Freddy. – Udawała zadowoloną, bo co miała zrobić? Usychać z rozpaczy, żeby wszyscy wiedzieli, jak jej zależy na tobie? Myślisz, że ona nie ma dla siebie ani trochę szacunku?
– Powiedziała ci to? – spytał Gustavo nieswoim głosem.
– Nie aż tak dosłownie, ale wielu rzeczy się domyśliłem. Na twoim weselu wszyscy gadali o tym, że pan młody nie ożenił się z narzeczoną, tylko z zupełnie inną. To się zaciekawiłem, która to ta wystawiona do wiatru, zatańczyłem z nią i pomyślałem, że tylko głupi mógł jej nie chcieć. Szaleliśmy przez pół nocy, bo chciała pokazać całemu światu, jak to zerwanie jej nie obeszło. Tymczasem guzik prawda.
– Mnie mówiła co innego…
– Mówiła ci dokładnie to, co chciałeś usłyszeć. Kochała się w tobie do szaleństwa, ale zobaczyła, jak się całujesz z inną, no to dała ci wolną rękę i jeszcze wcisnęła kit, żeby ci ułatwić sprawę.
Freddy urwał, czekając na jakiś komentarz, lecz Gustavo milczał i tylko wpatrywał się w swego rozmówcę płonącym wzrokiem, jakby chciał go spojrzeniem przewiercić na wylot.
– Jak ją spotkałem rok później, myślałem, że już o tobie zapomniała. Myliłem się, lecz odkryłem to dopiero po ślubie. Może nie jestem wyjątkowo lotny, ale umiem odgadnąć, kiedy kobieta, z którą się kocham, fantazjuje, że to zupełnie inny gość.
– Są różne rodzaje niewierności… – zacytował z pamięci Gustavo. – To twoje słowa.
– Dokładnie. Fizycznie Jo była mi wierna, ale tak naprawdę zawsze było nas troje w łóżku.
– To tylko twoje podejrzenia – zaprotestował Gustavo, starając się nie poddać radości, jaka coraz szerzej rozlewała się w jego sercu.
– Nie. Raz zdrowo wygarnęliśmy sobie wszystko, praktycznie się przyznała. Owszem, miała do mnie słabość i całkiem dobrze się dogadywaliśmy, ale cały czas to ty byłeś na pierwszym miejscu. Dlatego przyjechałem na wesele Etty, jak się dowiedziałem, że się rozwiodłeś i znowu kręcicie ze sobą. Postanowiłem przyjrzeć się sytuacji, chciałem wiedzieć, co i jak. To dlatego wprosiłem się do ciebie na chama. Dobra, wiem, jestem prostak, ale musiałem wiedzieć, co się święci.
– I czego, jak sądzisz, się dowiedziałeś?
– Masz kota na jej punkcie, a ona na twoim, tylko zachowujecie się jak para skończonych bałwanów. Zróbcie coś z tym wreszcie, nim stracę cierpliwość!
Gustavo siedział jak skamieniały.
– Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że Joanna zrobiła dokładnie to, czego wtedy chciałeś? – spytał Freddy.
Gustavo zaprzeczył.
– Jak mogłeś tego nie zauważyć?
– Może ja też nie jestem wyjątkowo lotny.
– Nie „może", tylko na pewno. I co? Zrobisz coś czy zamierzasz czekać następnych dwanaście lat?
Gustavo zdecydowanie odstawił szklaneczkę na stół.
– Nie zamierzam.
W holu spotkał Billy'ego.
– Gustavo, nie widziałeś mojego taty?
– Siedzi w bibliotece. Nie wiesz, gdzie jest twoja mama?
– U siebie.
– Dzięki.
– Dzięki.
Wszedł do sypialni Joanny bez pukania. Właśnie wyszła spod prysznica, więc odwróciła się do intruza z oburzeniem, jednocześnie chwytając ręcznik, by się nim owinąć.
– Masz tupet!
– Mam. Dopiero teraz. Powinienem był mieć wcześniej. Joanno… – Nagle zabrakło mu słów. Dziwne, przed dwunastu laty umiał obsypywać czułymi słówkami kobietę, w której był zadurzony, zaś gdy kochał naprawdę, nie umiał z siebie nic wydusić. Jedyne, co mu przyszło do głowy, brzmiało: – Czy twój były mąż jest człowiekiem honoru?
– Słucham?
– Czy mogę mu wierzyć, gdy mówi, że mnie kochasz i zawsze kochałaś?
Joanna zamarła, nie wierząc własnym uszom. Gustavo wpatrywał się w nią z takim natężeniem, jakby losy całego świata zależały od jej odpowiedzi, więc zrozumiała, jak to dla niego ważne.
– Tak – odparła w końcu. – Możesz. Pokochałam cię od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że bez wzajemności, ale wyszłabym za ciebie i starała się zdobyć twoje uczucie. Kiedy zjawiła się Crystal, musiałam się wycofać, bo nie da się nikogo zmusić do miłości.
– Nie. Można tylko czekać, aż ta druga osoba przejrzy na oczy, nim będzie za późno. – Mocno chwycił ją za ramiona, a wtedy ręcznik zsunął się na podłogę, lecz Joanna nie zwracała na to uwagi. – Powiedz, że nie jest dla nas za późno, proszę!
– Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie będzie.
– Odkąd spotkaliśmy się znowu, wiedziałem, że dla mnie istniejesz tylko ty, lecz nie mogłem ci tego powiedzieć, tyle rzeczy stało między nami… Myliłem się, teraz to widzę – tłumaczył żarliwie. – Pamiętasz, powiedziałem, że gdybyś nie zwolniła mnie z danego słowa, wzięlibyśmy ślub i żyli długo i szczęśliwie. Zaoponowałaś i miałaś rację. Wtedy nie bylibyśmy takim małżeństwem, jakim będziemy teraz.
– A będziemy?
– Tak.
Pocałował ją, a ten pocałunek oznaczał koniec długich lat samotności i przypieczętowywał złożoną obietnicę.
– Powiedz, że mnie kochasz – szepnął Gustavo.
– Zawsze cię kochałam i zawsze będę cię kochać. Ale… czy jesteś pewien, że właśnie tego chcesz?
– Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien.
– Ludzie będą mówić, że dzięki mnie upolowałeś majątek.
– Niech mówią, co im się żywnie podoba. Chcę być twoim mężem, nic innego mnie nie obchodzi. Za długo byłem ślepy, lecz wreszcie przejrzałem na oczy.