ROZDZIAŁ DRUGI

Wyglądała jak słodka wróżka z bajki, gotowa spełniać życzenia. Figurka jak u porcelanowej laleczki, aureola blond włosów, roześmiane niebieskie oczy, usta w kształcie serduszka, perlisty śmiech, któremu nikt nie potrafił się oprzeć. Była rozkoszna, zachwycająca, słodka.

Zupełne przeciwieństwo Joanny.

Do Rannley Towers zaprosił ją Frank, daleki kuzyn Joanny, bezskutecznie zresztą zabiegający o względy swej spokojnej, powściągliwej kuzynki. Przy pierwszym spotkaniu Crystal nawet jej się spodobała, ponieważ dzięki swej urodzie i poczuciu humoru była duszą towarzystwa.

Miała zwyczaj mówić z wielkim ożywieniem i tak szybko, że Gustavo często prosił ją o powtórzenie jakiegoś angielskiego słowa, którego nie zrozumiał.

– Och, to się wymawia inaczej! – Crystal poprawiała go ze śmiechem, a on śmiał się razem z nią.

Czy to wtedy Joanna po raz pierwszy wyczuła niebezpieczeństwo? Potem spostrzegła, jak na widok tamtej zaczynają błyszczeć mu oczy. Jak on spogląda na drzwi, gdy Crystal nie ma w towarzystwie i jaką przyjemność sprawia mu jej przyjście. Joanna stanowczo ignorowała te oznaki i setki innych, tłumacząc sobie, że to wszystko nic nie znaczy. Jednak któregoś dnia dalsze udawanie stało się niemożliwe.

Podczas spaceru weszła z pełnego słońca pomiędzy drzewa, więc w pierwszej chwili widziała wszystko trochę niewyraźnie i gdy spostrzegła Gustava, przez moment myślała, że jest sam. Dopiero potem ujrzała drobną kobietę, którą wziął w ramiona i zaczął całować.

Całował ją tak, jak nigdy nie całował Joanny, jakby nie mógł się nasycić.

Świat rozpadł się na kawałki, tak samo jak jej serce.

Ukryła się za wielkim dębem, niepotrzebnie zresztą, bo tamci dwoje byli zajęci tylko sobą i nic do nich nie docierało. Nagle Joanna usłyszała głos narzeczonego:

– Wybacz, najdroższa, nie mam prawa tego robić, skoro nie mogę ci nic zaoferować.

– Nie kochasz mnie?

– Kocham cię, szaleję za tobą. Gdybym… – urwał gwałtownie.

Joanna wstrzymała oddech, za to serce biło jej coraz mocniej.

– Gdybyś najpierw spotkał mnie, nie oświadczyłbyś się Joannie?

– Nigdy – rzekł zmienionym głosem.

– Nie chcesz mnie poślubić, najdroższy?

– Nie pytaj! – krzyknął.

– Muszę – przekonywała tym swoim słodkim, kuszącym głosem. – Skoro i tak mamy siebie utracić, to przynajmniej chcę znać prawdę.

– Dobrze, powiem prawdę. Chcę cię poślubić – wyznał pełnym namiętności głosem. – Nie mogę tego uczynić, ale nikt i nic nie zabroni mi kochać cię i pragnąć. Jesteś przy mnie w każdej chwili, w nocy i we dnie, marzę o tobie na jawie i w snach.

– Czemu więc mnie odtrącasz?

– Ponieważ dałem już słowo Joannie. Błagam, zrozum mnie…

– Ale dlaczego, dlaczego? Przecież ona cię nie kocha, a ty nie kochasz jej!

– Za kilka dni bierzemy ślub, wszystko jest już od dawna ustalone. Miałbym upokorzyć ją przed całym światem? Nie mogę tego zrobić.

– A czy pomyślałeś o przyszłości? O tych wszystkich latach, które spędzisz z kobietą, której nie kochasz?

Cisza, która zapadła po tym pytaniu, zmroziła Joannę do szpiku kości. Trwało to wprawdzie tylko kilka sekund, co wystarczyło jednak, by odniosła wrażenie, że umiera. Potem usłyszała nabrzmiały rozpaczą głos Gustava:

– Jakoś to zniosę.

Joanna sądziła, że złamanego serca nie da się złamać jeszcze bardziej, lecz myliła się, i to bardzo. Paradoksalnie to właśnie świadomość, że wszystko stracone, pozwoliła jej wyjść zza drzewa i spytać z uśmiechem:

– Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć?

Nigdy nie zapomniała wyrazu ich twarzy, ten widok wrył jej się w pamięć na wieki. Gustavo był wstrząśnięty, zbladł straszliwie. Mina Crystal nie dawała się równie łatwo rozszyfrować, dopiero później Joanna pomyślała, że tak wyglądałby zadowolony kot, który dorwał się do śmietanki. W tamtym jednak momencie skupiła się wyłącznie na tym, co miała do zrobienia.

Crystal odezwała się pierwsza.

– Nie chcieliśmy, żebyś dowiedziała się o nas w ten sposób – wyznała z odpowiednią dozą zakłopotania.

Joanna udała kompletną beztroskę.

– Och, nieważne, w jaki sposób się dowiedziałam. Najważniejsze, co teraz zrobimy.

– Nie obawiaj się, nie będę prosił, byś zwolniła mnie z danego słowa. – Głos Gustava brzmiał głucho.

– Sama cię rzucę. – Wzruszyła ramionami. – Daj spokój, nie żyjemy w dziewiętnastym wieku. Nic wielkiego się nie stanie, jeśli zmienimy zdanie w ostatniej chwili.

W jego oczach pojawiła się nadzieja i tego Joanna też nigdy nie zapomniała.

– Mówisz poważnie? – upewnił się, nie wierząc własnym uszom.

– Jak najbardziej. Kochanie, zastanów się tylko… – Po raz pierwszy nazwała go tak czule – na co mi mąż, który kocha inną?

– Ale przecież wszystkie formalności…

– Do diabła z nimi! Powiemy, że się rozmyśliliśmy. Oboje. Załatwmy to od razu i miejmy to z głowy. – Odwróciła się, gdyż nie miała sił dłużej udawać.

– Joanno! – zawołał za nią Gustavo, gdy zaczęła się oddalać, i dopiero wtedy w jego głosie pojawiła się ciepła nuta, na którą tak długo czekała. Dopiero w tym momencie poczuł do swej pierwszej narzeczonej jakieś żywsze uczucie, a była nim wdzięczność. Joanna nie chciała go słuchać, uciekła do domu.

Nie bardzo pamiętała, co się potem działo, wszystko wydawało jej się jakimś koszmarnym snem. Nastąpił szereg burzliwych scen, ponieważ rodzina zareagowała szokiem, Gustavo praktycznie nic nie mówił, to Joanna tłumaczyła wszystkim, że postanowili się rozstać i dodawała ze śmiechem, jak bardzo się z tego cieszy, bo to małżeństwo naprawdę nie było dobrym pomysłem.

Chyba jednak nikt nie dał się nabrać, ponieważ Gustavo nie odwołał ślubu, tylko wymienił jedną oblubienicę na drugą. Joanna zachowywała się tak, jakby zupełnie jej to nie obchodziło, wiedząc, że na domiar złego musi pojawić się na zaślubinach i weselu, bo inaczej jej uczucia wyjdą na jaw.

Jednak w noc poprzedzającą ceremonię już nie wystarczało jej szlochanie w poduszkę, chciała krzyczeć z całych sił. Nie zważając na szalejącą burzę wymknęła się bocznym wejściem do lasu, gdzie oddała się rozpaczy, wyjąc jak zranione zwierzę.

– Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!

Dlatego, że on kocha ją, a nie ciebie, odpowiedziała sama sobie. Dlatego, że tamta jest piękna i olśniewająca, a ty najzupełniej przeciętna. Dlatego, że żadne pieniądze świata nie są w stanie zmusić go do miłości.

Kiedy minął pierwszy szał, wcale nie poczuła się lepiej, za to była zupełnie wykończona. Osunęła się na kolana, oparła się o pień i wyszeptała zachrypniętym od krzyków głosem:

– Czemu to zrobiłam? Czemu tak łatwo go oddałam? Mogłam zostać jego żoną i sprawić, żeby mnie w końcu pokochał.

Ogarnął ją straszliwy żal, zaczęła płakać, cicho i bezradnie, nieszczęśliwa do granic możliwości. Po jakiejś godzinie wstała z trudem i wróciła do domu, modląc się w duchu, by nikogo nie spotkać. Na parterze nie było żywej duszy, na piętrze również i Joanna już prawie znalazła się przed drzwiami swego pokoju, gdy z sąsiedniego korytarza wynurzył się ubrany w szlafrok Gustavo, który zamarł na jej widok. Nic gorszego nie mogło jej się przydarzyć.

– Joanno, co się dzieje? Byłaś na zewnątrz? Podczas burzy?

– Kiedy wychodziłam, nie padało.

– Ale przecież leje od dobrej godziny!

– Poszłam na bardzo długi spacer i nie zdążyłam wrócić przed deszczem.

Z troską spojrzał na jej czoło.

– Zraniłaś się!

– Właśnie dlatego, że tak się spieszyłam z powrotem -zmyślała gorączkowo. – Potknęłam się w lesie i uderzyłam głową o drzewo.

– To trzeba opatrzyć. Pozwól…

– Nie dotykaj mnie – zażądała, gdy chciał delikatnie dotknąć jej czoła. Bała się, że zaraz zacznie krzyczeć.

Cofnął rękę.

– Moja droga, przecież ty szczękasz zębami i jesteś kompletnie przemoczona. Weź gorącą kąpiel, bo inaczej się zaziębisz. – Patrzył na łzy na jej twarzy, przekonany, że to krople deszczu. – Uważaj na siebie, proszę. Nie chcę, żebyś chorowała w dzień mojego ślubu. Będziesz najważniejszym gościem, tyle ci zawdzięczam…

Patrzył na nią tak ciepło, że nie wytrzymała i uciekła do swojego pokoju. Zdarła z siebie mokre ubranie i stanęła pod prysznicem, pozwalając, by gorąca woda lała się na nią przed długie, długie minuty. Gdy wreszcie trochę doszła do siebie i odzyskała zdolność myślenia, zastanowiło ją, co Gustavo robił na korytarzu w środku nocy, a potem przypomniała sobie, czyj pokój znajdował się w tamtym korytarzu. Oczywiście Crystal.

Joanna sądziła, że wypłakała już wszystkie łzy, lecz myliła się.

Następnego dnia siedziała w kościele, patrząc na plecy ukochanego, który czekał przy ołtarzu na inną. Kiedy się odwrócił i spojrzał na zbliżającą się pannę młodą, na jego twarzy odmalował się wyraz absolutnego zachwytu i oddania. Joanna zamknęła oczy, zrobiło jej się słabo, lecz na szczęście nie zemdlała. Siedziała sztywna i nieruchoma, słuchając, jak tamci dwoje wymieniają słowa przysięgi.

Stało się. Gustavo był dla niej stracony na zawsze.

Na weselu tańczyła do upadłego, by zagłuszyć ból. Właśnie wtedy poznała Freddy'ego Mantona, przyjaciela czyjegoś przyjaciela czyjegoś przyjaciela. Nie wiedziała, jak się właściwie wkręcił na to wesele, ale był przystojny, przesympatyczny i znakomicie tańczył. Kiedy muzyka stała się wolniejsza i bardziej romantyczna, Joanna znów zatańczyła z Freddym, pozwalając się czule przytulić, by wszyscy widzieli, jak dalece nie dba o byłego narzeczonego. Miała nadzieję, że Gustavo zauważy, co się dzieje, lecz kiedy przesunął się w tańcu obok nich, Joanna nie mogła się dłużej łudzić. On nawet jej nie zauważał! Trzymał w objęciach żonę i wpatrywał się w jej prześliczną twarzyczkę z nabożnym zachwytem, a Joanna, widząc to, umarła po raz kolejny.

Wreszcie nadszedł moment, w którym państwo młodzi ruszali w podróż poślubną. Podczas gdy Joanna planowała jechać od razu do Montegiano, Crystal wybrała Las Vegas, na co Gustavo przystał bez wahania, gdyż nie potrafił jej odmówić. Ponieważ trzeba było odegrać swoją rolę do końca, Joanna wraz z innymi wyszła przed rezydencję, by pomachać na pożegnanie odjeżdżającym małżonkom. Rzucony przez Crystal bukiet poleciał prosto na nią, Joanna złapała go najzupełniej odruchowo, więc nagle trzymała w rękach ślubną wiązankę, która od początku powinna była należeć do niej.

Dopiero później zrozumiała, co się z nią stało owego dnia i co to dla niej oznaczało. Przeszła przez ogień, dzięki temu stała się silniejsza. Po tym wszystkim nic nie mogło jej dotknąć i zranić.

Zdała na archeologię i rzuciła się w wir pracy, wszyscy wróżyli jej znakomitą przyszłość w zawodzie.

– Moim zdaniem przeszłaś załamanie nerwowe – powiedziała jej potem ciocia Lilian. – Ilekroć cię widziałam, miałam wrażenie, że to twoje ostatnie chwile. Powinnaś była zrobić coś sensownego, na przykład popłynąć w rejs luksusowym statkiem, tymczasem ty zagrzebałaś się w tych okropnych książkach, co jeszcze bardziej ci zaszkodziło.

Joanna wiedziała doskonale, że właśnie te „okropne książki" ją ocaliły i to dzięki nim rozdzierająca rozpacz zmieniła się w tępy ból, z którym nauczyła się sobie radzić, ponieważ zafascynowanie archeologią szczęśliwie usuwało go na dalszy plan.

Przysięgła sobie już nigdy nie pokochać nikogo w podobny sposób. Więcej nikt jej nie skrzywdzi.

Zaczęła znów przyjmować zaproszenia na imprezy i nawet całkiem dobrze się na nich bawiła. Któregoś razu, gdy sączyła szampana…

– A kogóż to moje oczy widzą? – Freddy Manton uśmiechał się do niej szeroko. – Znikłaś po tamtym weselu i od tej pory mam złamane serce.

– Nie wyglądasz na cierpiącego – skwitowała z rozbawieniem.

Zaczęli się spotykać. Był naprawdę przemiłym towarzyszem, człowiekiem może cokolwiek nieodpowiedzialnym, lecz pełnym życzliwości. Joanna, której doskwierała samotność, wytłumaczyła sobie, że ogromna sympatia wystarczy, toteż wkrótce go poślubiła. Szybko zaszła w ciążę, dyplom uzyskała tuż przed urodzeniem Billy'ego.

Musiała oddać Freddy'emu sprawiedliwość – on rzeczywiście się starał i dochowywał jej wierności przez całe cztery lata, co w jego przypadku stanowiło absolutny rekord. Przez kolejne cztery byli ze sobą ze względu na dziecko, wreszcie Joanna miała dość tych ciągłych zdrad. Rozstali się w przyjaźni, ponieważ żadne nie czuło się zranione, co jedynie dowodziło, że nie łączyło ich naprawdę głębokie uczucie.

Podczas tych wszystkich lat nie miała żadnych wieści o Gustavie, tylko raz przeczytała przypadkiem w gazecie, że książę i księżna Montegiano doczekali się męskiego potomka dziewięć lat po urodzeniu córki. Czyli Joanna podjęła słuszną decyzję, usuwając się w cień, ponieważ małżeństwo Gustava i Crystal okazało się udane.

Właściwie ja też nie mam na co narzekać, pomyślała, siedząc przy oknie hotelu w Tivoli. Była w pełni dojrzała, spokojna, silna, miała wspaniałą pracę, dobre kontakty z eksmężem, a nade wszystko cudownego syna, który uważał, że ma fajną mamę, co w ustach dziesięciolatka stanowiło duży komplement. Czuła się całkiem szczęśliwa.

Czemu więc wracała do Montegiano?

Znów popatrzyła w stronę Rzymu. To proste. Wracała, by po latach dokonać egzorcyzmów, wypędzić ducha i stać się osobą naprawdę wolną.

Brama majątku otworzyła się przed nią jak niegdyś. Jadąc do pałacu, Joanna rozmawiała wesoło z synem, starając się nie myśleć o tym, co stanie się za kilka minut, gdy zobaczy Gustava. Oczywiście nie tylko jego, bo będzie tam również Crystal…

Gdy samochód zatrzymał się przy szerokich schodach z białego marmuru, zwieńczonych wspaniałym frontonem ze smukłymi kolumnami, z pałacu wyłonił się miły starszy pan.

– Jestem Carlo Francese – przedstawił się, ściskając im dłonie. – Pełnię honory pana domu pod nieobecność księcia Gustava.

Jej serce ścisnęło się boleśnie, lecz Joanna wytłumaczyła sobie, że w sumie nawet dobrze się składa, gdyż nic nie będzie jej rozpraszało podczas oględzin odnalezionych fundamentów.

– To pokój zwany komnatą Juliusza Cezara – wyjaśnił Carlo, otwierając przed Joanną drzwi. – Lokuje się tutaj wyłącznie specjalnych gości.

Miała na końcu języka: „Wiem", ponieważ mieszkała w nim podczas poprzedniego pobytu w pałacu. Billy dostał sąsiednią sypialnię, urządzoną z równym zbytkiem, co doprowadziło go do ataku śmiechu. Gdy Joanna odświeżyła się trochę, zeszli razem na dół. Na schodach Billy odwrócił się nagle.

– Tam ktoś jest!

Joanna spojrzała we wskazanym kierunku i ujrzała ponad balustradą bladą twarz małej dziewczynki, przyglądającej im się z wyraźną wrogością. Chwilę później dziewczynka znikła. Joanna nie myślała o tym dłużej, ponieważ zbierała siły na spotkanie z Crystal, jednak na parterze czekał na nich tylko Carlo, który zaprowadził ich do pysznie urządzonego salonu z wielkimi oknami wychodzącymi na rozległy trawnik i natychmiast zaczął rozwodzić się na temat znaleziska.

Billy słuchał przez jakiś czas, ale potem wymknął się cichaczem.

– Zobaczył jakąś dziewczynkę na schodach, pewnie pobiegł się z nią pobawić – wyjaśniła Joanna.

– To Renata, córka Gustava. – Carlo westchnął z głębi serca. – Biedne dziecko.

– Czemu biedne? Czyżby była zazdrosna o młodszego braciszka?

Profesor rozejrzał się i zniżył głos.

– Książę niedawno się rozwiódł, bo chłopiec nie był jego. Żona odeszła z dzieckiem do kochanka.

Joanna z trudem zdławiła okrzyk.

– Crystal go zdradziła?

– Tak. Pani ją zna?

– Spotkałyśmy się kiedyś, wiele lat temu. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, więc nie wiedziałam, co się u niej dzieje.

– Oczywiście nie wspominamy o niczym w obecności księcia, on to bardzo przeżył, dlatego na wszelki wypadek ostrzegam panią, jaka jest sytuacja. A teraz może chodźmy zobaczyć wykopaliska. To jakieś półtora kilometra stąd.

– Bardzo chętnie pójdę, tak naprawdę nie mogę się już doczekać.

Jeden rzut oka na odkryty fragment dawnych fundamentów wystarczył, by Joanna zrozumiała, z czym ma do czynienia. To było epokowe odkrycie! A ona nie wypuści go z rąk, bo w obliczu czegoś takiego jej sprawy osobiste schodziły na dalszy plan. Nie ma znaczenia, że to majątek Gustava, nie ma znaczenia, co ją kiedyś z nim łączyło. To ona będzie tu dalej kopać, nie odda tego znaleziska nikomu.

Resztę dnia spędziła z profesorem na terenie wykopalisk, w pewnym momencie przyłączył się do nich Billy z Renatą, dzieci wydawały się całkiem dobrze dogadywać. Podczas kolacji Joanna poznała Laurę, opiekunkę dziewczynki, miłą kobietę w średnim wieku, którą zresztą Billy oczarował z miejsca i owinął sobie wokół palca – jak to on!

– Mamo, Renata opowiedziała mi o swoim tacie – zdradził, gdy wracali na górę. – To prawdziwy potwór! Czy wiesz, że jej mama odeszła?

– Tak, profesor wspomniał o tym.

– To książę kazał jej odejść i zabronił Renacie iść z mamą. Trzyma ją tu siłą i nie pozwala im się kontaktować. On wszystkich nienawidzi. A na niej się wyżywa.

– Nie wierz w to.

– Dlaczego? Sama zawsze mówisz, żeby trzymać się faktów i dowodów. To, co mówi Renata, jest faktem. Jaki masz dowód, że ona się myli?

Nie zamierzała mu tłumaczyć, że Gustavo nigdy by niczego podobnego nie zrobił. Czy ona rzeczywiście wiedziała, co on mógł zrobić, a czego nie? Westchnęła.

– Niepotrzebnie wbijałam ci do głowy podstawy logiki.

– Teraz już za późno, mamo.

– W takim razie przynajmniej poczekaj i przekonaj się, co ma na swoją obronę druga strona.

– Dobra. Jak on przyjedzie, spytasz go, co on wyprawia.

– Jazda do łóżka! I przestań być taki przemądrzały.

– Na to też za późno – odparował.

W ciągu kolejnych dwóch dni Joanna zdołała ściągnąć do Montegiano całą ekipę. Praca okazała się dla niej prawdziwym błogosławieństwem, gdyż odrywała jej myśli od Gustava i jego rozwodu. Jednak ilekroć patrzyła na Renatę, powracały dręczące myśli. Czy Gustavo rzeczywiście zgorzkniał i stał się „potworem"? To możliwe, zważywszy, jak uwielbiał Crystal. Ale czy naprawdę mściłby się na własnym dziecku?

Joanna nie mogła uwierzyć, że ta pyzata dziewczynka o bardzo inteligentnym spojrzeniu to córka ślicznej jak aniołek Crystal. Mała jadała posiłki z Billym i Joanną, lecz prawie się nie odzywała, tylko raz podjęła próbę nawiązania kontaktu.

– Billy opowiadał mi o swoim tacie – oznajmiła nagle. – Moi rodzice też się rozwiedli.

– Słyszałam – odparła łagodnie Joanna.

– Billy mówi, że tata często do niego dzwoni na komórkę.

– Zgadza się. Kilka razy w tygodniu.

– A moja mama dzwoni do mnie codziennie! I specjalnie po to kupiła mi komórkę! Gdyby nie rozmawiała ze mną chociaż raz na dzień, toby umarła ze smutku. Czasem płacze, bo tata nie pozwala nam być razem, ale kiedyś po mnie przyjedzie, zabierze mnie i uciekniemy na koniec świata. Tata nigdy nas nie znajdzie! – Głos drżał jej coraz bardziej, wreszcie zamilkła i odwróciła się, by otrzeć łzy.

Joanna nie wiedziała, czy dziecko płacze, bo rzeczywiście ojciec źle je traktuje, czy dlatego, że ta opowieść była wyssana z palca. Oczywiście nie mogła o to spytać, pozostało jej tylko pozwolić, by Billy pocieszył Renatę.

Mijały dni. Codziennie koło pierwszej Joanna zwalniała swoich pracowników na dwie godziny sjesty, lecz sama nie wracała z nimi do pałacu, by odpocząć w chłodzie. Choć osoby o tak jasnej karnacji jak ona powinny wystrzegać się słońca, miesiące i lata spędzone na wykopaliskach zahartowały ją. Jej skóra dawno nabrała złocistego odcienia, włosy zjaśniały od słońca.

Któregoś dnia zrzuciła znoszone espadryle i wyciągnęła się wprost na ziemi, szeroko rozkładając ramiona. Miała na sobie pobrudzone ziemią workowate spodnie, męską koszulę, przepasaną w talii jednym ze starych krawatów Freddy'ego, bo nie było sensu kupować nowego paska do takiej brudnej roboty. Leżała bosa i umorusana, jej twarz przykrywał płócienny kapelusz z wielkim rondem. Musiała wyglądać jak kloszard, lecz nie dbała o to. Czuła się cudownie.

Przysnęła.

Obudził ją jakiś ruch, właściwie bardziej wyczuła niż usłyszała, że ktoś zatrzymuje się przy niej, a potem przyklęka u jej boku.

– Idź sobie – wymamrotała. – Ja śpię.

– Przepraszam bardzo… – odezwał się uprzejmy głos i ktoś zdecydowanie ujął ją za ramię.

Odsunęła kapelusz, spojrzała pod słońce na pochyloną nad nią twarz.

– Kim jesteś? – spytała półprzytomnie, zła, że przerwano jej sen.

Zanim odpowiedział, otrzeźwiała i rozpoznała rysy, których miała nigdy nie zapomnieć.

Загрузка...