ROZDZIAŁ CZWARTY

Czy pamiętała wszystko? Przecież tak usilnie starała się zapomnieć…

– Ja chyba też – przyznała po chwili.

– Wiesz, czego nigdy nie mogłem zrozumieć? Czemu dałaś się w to wszystko wciągnąć.

– Z powodu cioci Lilian, która koniecznie chciała nas wyswatać. Zgodziłam się na spotkanie z tobą, żeby zrobić jej przyjemność, a potem… Potem było za późno na wycofanie się.

– Tak mi przykro! Nie przyszło mi do głowy, że zostałaś do tego zmuszona.

– Och nie, to nie tak.

– A jak? Chciałem z tobą porozmawiać przed moim ślubem, żeby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło, a jednocześnie nie miałem pojęcia, co mógłbym ci powiedzieć.

– Ponieważ już wszystko zostało powiedziane.

– Czyżby?

Joanna odstawiła kieliszek, pochyliła się i mocno ujęła go za ręce.

– Posłuchaj, to było, minęło i nie ma sensu do tego wracać. Jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi.

Skinął głową.

– Dziwne… Kiedyś znałem cię tak dobrze, a teraz nic o tobie nie wiem.

Mylisz się, pomyślała. Wtedy też czegoś nie wiedziałeś.

I to najważniejszej rzeczy.

– Cieszę się, że wyszłaś za mąż i pewnie przez kilka lat byłaś szczęśliwa. Przynajmniej mam taką nadzieję. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Dziękuję.

– To nie był czczy komplement, naprawdę tak myślę. Zachowałaś się wtedy wspaniałomyślnie, podziwiałem cię. Ty okazałaś się silna, a ja… – wzruszył ramionami – chętnie z tego skorzystałem.

– Co wcale ci się nie podobało – dokończyła.

– Mężczyzna nie lubi chować się za spódnicą, to oznaka słabości.

– Moim zdaniem przyjęcie czyjejś pomocy wcale nie jest oznaką słabości. W dodatku w tamtej sytuacji właśnie tak należało postąpić. No i nie zapominajmy, że miłość odmienia nawet najsilniejszego mężczyznę, a ty byłeś wtedy bez pamięci zakochany w Crystal.

– Byłem – rzekł z powagą.

Czekała, aż on powie coś jeszcze, lecz zamilkł, więc usiadła na kamiennej balustradzie, podciągnęła kolano, oparła na nim łokieć i zapatrzyła się na zalany księżycową poświatą park.

Gustavo przyglądał jej się z pewnym zakłopotaniem, gdyż miał przed sobą Joannę, jakiej nie znał. Podczas kolacji zauważył, że pracownicy zwracają się do niej „szefowo", a w tym słowie brzmi prawdziwy respekt, a także duma z przynależności do jej zespołu. W pewnym momencie Hal zdradził półżartem, że wszyscy boją się pracodawczyni.

Nie lękali się jej srogości. Po prostu nie chcieli jej zawieść, bo darzyli ją wielkim szacunkiem. Osiągnęła wysoką pozycję, lecz nie dlatego, że tak jak on odziedziczyła tytuł i pozycję, tylko uczciwie na wszystko zapracowała. Biorąc to pod uwagę, miano „szefowej" posiadało wyższą rangę niż tytuł księcia.

Tak, trzydziestoletnia Joanna miała klasę, jakiej osiemnastoletnia mogłaby jej tylko pozazdrościć. I stała się naprawdę piękna.

– Pamiętasz, jak przyszłaś tu na taras którejś nocy? Zobaczyłem cię i chciałem do ciebie dołączyć, ale wydawałaś się tak pogrążona w myślach, że nie śmiałem podejść.

– Och!

– W końcu podszedłem, ale czułem się niezręcznie i rozmowa potoczyła się jakoś sztywno. Miałem wrażenie, że chcesz mi coś powiedzieć, więc czekałem, ale musiałem się mylić.

Joanna milczała, coraz bardziej zdumiona. Jak bardzo był przenikliwy, skoro wyczuł jej pragnienie. A równocześnie jakże niedomyślny, skoro nie odgadł, o co chodzi!

Z głębi lasu znowu dobiegło pohukiwanie sowy.

– Tamtej nocy też odezwała się sowa – przypomniała Joanna z uśmiechem. – Pewnie ta jest jej dalekim potomkiem. Chyba to zawsze najbardziej mi się podobało w Montegiano. Tutaj nic się nie zmienia.

– Nic się nie zmienia – zgodził się. – A jednak zmienia się wszystko.

– Tak – odparła po chwili. – Zmienia się wszystko.

Po tych słowach zamilkli, wpatrując się w noc, poddając się ogarniającemu ich uczuciu spokoju. Gustavo dalej siedział na krześle, wpatrując się w profil Joanny. W pewnym momencie odwróciła twarz w stronę Gustava i uśmiechnęli się do siebie, lecz nic nie mówili.

Zupełnie nie czuła upływu czasu, dlatego była zaskoczona, gdy na niebie pojawiła się zorza.

– Czy to już świt? – spytała.

– Tak. Jest czwarta rano.

– Pamiętam, jak stałam w oknie swojego pokoju i patrzyłam na wschodzące słońce. To było cudowne.

– Ciekawe, o czym wtedy myślałaś… Pewnie o tym zaginionym pałacu, o którym ci opowiadałem i który tak podziałał na twoją wyobraźnię.

Skinęła głową, choć w rzeczywistości myślała wtedy o Gustavie.

– Pamiętam, jak pokazałeś mi miejsce, w którym według starych przekazów wznosiły się niegdyś potężne mury.

– Tak, byłem w błędzie. Pałac znajdował się jakieś osiemset metrów dalej i nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli, gdyby któregoś dnia nie obsunęła się ziemia, odsłaniając fragment ruin. Wielka szkoda, że mnie tu nie było, gdy Carlo po raz pierwszy pokazał ci wykopaliska. Chciałbym zobaczyć twój wyraz twarzy.

Roześmiała się.

– Musiałam wyglądać jak dziecko, które dostało mnóstwo prezentów!

– I właśnie tego widoku żałuję. Zawsze byłaś taka chłodna i opanowana, chętnie zobaczyłbym, jak skaczesz z radości. – Nagle wstał. – Jedźmy tam!

– Chętnie – zgodziła się z ożywieniem.

Parę minut później już jechali jego samochodem w stronę ruin i niedługo potem stali na wzgórzu, spoglądając na odkryte fragmenty.

– Posuwamy się dość powoli, by niczego nie uszkodzić i należycie wszystko zabezpieczyć – wyjaśniła Joanna.

– Ile razy tędy przechodziłem lub przejeżdżałem, nie podejrzewając, co kryje się pod powierzchnią… – stwierdził w zadumie. – To odkrycie nastąpiło w bardzo dobrym momencie, ono może mnie uratować.

– W jakim sensie?

– Muszę spłacić Crystal. Sporo włożyła w renowację pałacu, a teraz domaga się zwrotu poniesionych kosztów. Ma do tego prawo. Częściowo ją spłaciłem, lecz muszę zdobyć resztę sumy. Jest powiedzenie o wydobyciu pieniędzy choćby spod ziemi, co trafnie oddaje moją sytuację.

– Aż tak źle?

– Nie uważam się za biedaka, jak widzisz, żyję na całkiem przyzwoitym poziomie. Znalazłem środki na opłacenie twojej ekipy, ponieważ traktuję to jako dobrą inwestycję. Gdybyś wykopała złotą wazę liczącą dwa tysiące lat oraz jakiś dowód, że Juliusz Cezar otrzymał ją w darze od Kleopatry, byłbym ci niezmiernie wdzięczny… Wybacz, nie powinienem wygadywać podobnych nonsensów.

– To wcale nie musi być nonsens. Cuda się zdarzają.

– Wiem – szepnął tak cicho, że ledwo usłyszała.

– Słucham?

– Nie, nic takiego – uciął szybko i wskazał porozstawiane namioty. – To wygląda jak nieduża wioska.

– Ten największy namiot to nasza kantyna, dlatego za nim stoi ciężarówka, a w niej generator prądu, więc zawsze możemy liczyć na zimne piwo z lodówki. Pełna niezależność, jak widzisz!

– Ty zawsze byłaś niezależna – zauważył. – Niezależna, samodzielna, nie chciałaś nikomu niczego zawdzięczać…

– Nic podobnego nie mówiłam.

– Nie musiałaś. Nawet kiedy miałaś osiemnaście lat, sprawiałaś wrażenie zupełnie samowystarczalnej.

– W takim razie masz szczęście, że nie ożeniłeś się ze mną – rzuciła lekkim tonem. – Z takimi ludźmi ciężko się żyje, bo chociaż często potrafią dawać, to w ogóle nie potrafią brać, a w ten sposób też można kogoś zranić.

– Miła odmiana po kimś, kto potrafi tylko brać – mruknął z gryzącą ironią, lecz po chwili zreflektował się. – Zapomnij, co powiedziałem. Naprawdę staram się unikać krytykowania Crystal, to w końcu matka mojego dziecka.

– Oczywiście, rozumiem. Jednak chyba trochę się mylisz co do mojej osoby.

– Niewykluczone, przecież byłaś bardzo skryta… Zawsze mnie intrygowało, czy pancerz, którym się odgrodziłaś od świata, był przemyślaną decyzją. Może trzymałaś wszystkich na dystans, bo czułaś się z tym bezpieczniej? Nie wiem.

Zaskoczył Joannę po raz kolejny. Zdołał ją poznać o wiele lepiej, niż sądziła. Przypomniała sobie swoją przysięgę, że już nigdy więcej nikogo tak nie pokocha, że stanie się absolutnie samodzielna. A jeśli podobną postawę nieświadomie przejawiała już wcześniej? Jeśli Gustavo, który był naprawdę spostrzegawczy, wyczuł tę cechę i właśnie to go zniechęciło?

– Patrz – rzekł nagle, wskazując niebo na wschodzie.

Obróciła się i ujrzała narastającą jasność, nad horyzontem pojawił się brzeg tarczy słonecznej. Stojący za Joanną Gustavo delikatnie położył dłonie na jej ramionach.

– Zawsze uważałem, że to najpiękniejsza pora dnia.

– Ja też.

Potem nic już nie mówili i żadne nawet nie drgnęło, aż do momentu, gdy blask podnoszącego się coraz wyżej słońca oślepił ich i musieli osłonić oczy.

– Chyba pora wracać – rzekł wreszcie z żalem Gustavo. W drodze powrotnej Joanna nie odzywała się. W oczach jeszcze miała zachwycający spektakl, z kolei w duszy coraz wyraźniej słyszała głos, który powtarzał jej, że powinna wyjechać z Montegiano, nim będzie za późno. Lecz Joanna wiedziała, że już było za późno.

Przez kilka następnych dni Gustavo często jeździł do Rzymu w sprawach finansowych, zazwyczaj drogą prowadzącą koło wykopalisk. Czasem zaglądał do wioski archeologów, oprowadzano go wtedy po namiotach, gdzie na stołach leżały znalezione fragmenty ceramiki. Któregoś dnia, wracając z miasta po południu, wstąpił do nich znowu. Joanna była pogrążona w rozmowie z Halem, Sally siedziała z nosem w komputerze, dzieci oglądały coś na ekranie laptopa.

– Jaki przyjemny chłód! – rzekł zaskoczony Gustavo. -Zainstalowaliście klimatyzację? Jesteście sprawni jak mała armia.

Sally zerknęła znad klawiatury.

– Logistyka – wyjaśniła zwięźle. – Podstawa każdej udanej operacji.

– To tylko pokazuje, jakim byłem ignorantem, wyobrażając sobie archeologów jako ludzi z łopatkami.

– Owszem, używamy łopatek – wyjaśniła Joanna. – Ale oprócz tego dysponujemy radarem, fotografią laserową, komputerami… Przywieźliśmy całą masę sprzętu.

– I nie tylko – rzekł cicho, spoglądając na dzieci. Billy tłumaczył coś Renacie, która chłonęła każde jego słowo. – Ona teraz bardzo potrzebuje kogoś takiego.

– A on potrzebuje kogoś takiego jak ona.

– Tak, podziw kobiety bardzo się przydaje, nawet dziesięcioletniemu mężczyźnie, choć może mu nieźle uderzyć do głowy.

Niby od niechcenia podszedł do dzieci, udając, że jego uwagę przyciągnął rysunek na ekranie laptopa. Spytał, co robią. Billy odpowiedział wesoło i nawet Renata zdobyła się na nikły uśmiech, więc Gustavo skierował następne pytanie bezpośrednio do niej. Odpowiedziała bez zwykłej wrogości. Zadowolona z obrotu sprawy Joanna zbliżyła się do nich dyskretnie.

– Szybko się uczysz – Gustavo pochwalił córkę.

– Joanna mówi, że jestem zdolna – odparła poważnie Renata.

– Bo to prawda – potwierdziła Joanna. – Czy wiesz, że ona w lot wszystko łapie? Nigdy jej nie trzeba wyjaśniać niczego dwa razy.

– Mądra dziewczyna! – ucieszył się Gustavo, promieniejąc dumą, a Renata odpowiedziała uśmiechem.

Oby tak dalej, poprosiła w myślach Joanna.

Coś natchnęło Gustava, który wskazał na ekran laptopa, bardzo przytomnie udał, że czegoś nie rozumie i poprosił o wyjaśnienie. Renata z zapałem zaczęła mu tłumaczyć, lecz w pewnym momencie zawahała się.

– Billy, użyłam właściwego słowa? – upewniła się.

– Nie, chodziło ci o… – Naraz rozległ się sygnał jego komórki. – Chwila. – Przeczytał wiadomość i zachichotał. – To od taty. Przysłał mi kawał. Mój tata zna najlepsze kawały na świecie.

– Ja też mógłbym opowiedzieć kilka całkiem niezłych – oznajmił z godnością Gustavo, by Renata nie poczuła się gorsza.

– Hm, mój tata to prawdziwy mistrz. Ale ja go zaraz zagnę! – Pochylił głowę, a jego palce tylko śmigały po klawiszach komórki. Po chwili triumfalnie wysłał wiadomość. -Widzicie, my się pojedynkujemy na kawały. Wysłałem taki, że mu kapcie spadną!

Odpowiedź przyszła równie błyskawicznie, a po jej przeczytaniu Billy pękał ze śmiechu.

– O rany, ale świński!

– Nie daj się, Billy! – podpuszczała go Joanna.

– Wiem, co możesz mu odpisać – zaproponował Hal. -Znacie ten o…

Tylko Renaty nie rozbawił dowcip opowiedziany przez Hala, ponieważ to, co się działo, uświadomiło jej boleśnie pewną rzecz. Ona też miała komórkę, tylko że jej telefon zawsze milczał. Wybuch płaczu był tuż-tuż, lecz zdławiła go siłą woli. Pyzata buzia stężała.

Joanna dostrzegła niebezpieczeństwo, zaczęła dawać rozpaczliwe sygnały Gustavowi, ten próbował przytulić córkę, lecz było za późno, gdyż poczucie wrogości powróciło, i to ze zdwojoną siłą. Dziewczynka wyrwała się ojcu i wyskoczyła z namiotu.

Gustavo chciał biec za nią, lecz Joanna potrząsnęła głową. Zaufał jej i pozwolił, by to ona poszła szukać Renaty. Znalazła ją schowaną za kawałkiem muru w płytkim wykopie, skuloną, z twarzą ukrytą w dłoniach. Joanna delikatnie dotknęła jej ramienia.

– To musiało być dla ciebie przykre…

– Bo tęsknię za mamą. Ona dzwoniła dziś rano, powiedziała, że mnie bardzo kocha i że cały czas myśli, jak mnie stąd zabrać. Uciekniemy już niedługo. Ale nie powtórzysz nic tacie, obiecaj!

– Obiecuję – zapewniła Joanna, która wyczuła jego obecność. Stał opodal, niewidoczny dla nich.

– Bo gdyby wiedział, toby mnie nie puścił.

– Może dlatego, że cię kocha? – podsunęła Joanna. -Mnie się wydaje, że twój tata nie wytrzymałby bez ciebie nawet jednego dnia. Nie pomyślałaś o tym?

Renata pokręciła głową.

– Pomyśl, jaki on jest samotny i smutny! Tylko ty mu zostałaś. Naprawdę mogłabyś go zostawić zupełnie samego w tym wielkim pałacu?

Buzia dziewczynki rozjaśniła się i Joanna sądziła, że udało jej się trafić do dziecka, lecz to trwało tylko przez chwilę.

– Tata wygonił mamę i Toniego. On chce być sam.

– A jeśli to tylko tak wyglądało, a było zupełnie inaczej? Czemu nie spytasz taty, co się naprawdę stało?

– Pytam go, ale on nie mówi mi prawdy!

– Nie, nie kłamie, po prostu o pewnych rzeczach jest mu bardzo trudno mówić. Dlatego musisz mu pomóc. Musisz zaopiekować się tatą.

– Zaopiekować się tatą? – powtórzyła zaskoczona. – On nikogo nie potrzebuje.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz… Dziewczynka zerwała się na równe nogi.

– Nie mylę się, nie, nie, nie! I nienawidzę cię, i nienawidzę taty, i nienawidzę was wszystkich! Ale taty najbardziej! Nienawidzę go! Nienawidzę! Nienawidzę! – wykrzyczała i uciekła.

Hałas wywabił z namiotu Billy'ego, który natychmiast popędził za przyjaciółką.

– Nie biegaj w tym upale! – zawołała Joanna.

– Ja się nimi zajmę – uspokoił ją Hal, który również wyskoczył na zewnątrz. – Pojadę za nimi i odwiozę ich bezpiecznie do domu. Możesz na mnie liczyć. – Chwilę potem odpalał jeden z wozów.

Joanna weszła między namioty.

– Przerwa! – zawołała donośnie. – Wszyscy do domu na lunch!

Tak jak się tego spodziewała, polecenie zostało wykonane szybko i ochoczo, dzięki czemu została sama z Gustavem. Odszedł trochę dalej i stał w cieniu drzewa, odwrócony plecami. Joanna mogła sobie tylko wyobrażać, przez co musiał przechodzić, gdy usłyszał krzyk córki.

Podeszła i dotknęła lekko jego ramienia.

– Wszystkie dzieci tak mówią. Nie bierz sobie tego do serca.

– Wiem, że dzieci tak mówią, ale Renata cierpi. Bardzo. I powiedziała, co naprawdę myśli. – Odwrócił się, wcale nie ukrywając, że płakał. Na jego policzkach wciąż lśniły łzy. – Dziękuję za to, co zrobiłaś.

– Gustavo, zawsze chętnie ci pomogę, ale czegoś tu nie rozumiem. Czemu Renata opowiada podobne rzeczy?

– Crystal nie pożegnała się z nią, pewnie w ogóle o tym nie pomyślała, ale Renata zobaczyła przez okno, jak mama wsiada do samochodu, więc zbiegła na dół, nie chciała jej puścić. Crystal powiedziała tylko, że przyśle po nią później i zatrzasnęła drwi. Renata koniecznie próbowała wsiąść za nią, a ja ją wtedy przytrzymałem, żeby nie stała jej się krzywda, bo samochód już ruszał.

– I stąd wzięła się ta cała historia o tym, jak to zatrzymałeś Renatę siłą?

– Tak. Ona może nawet zapomniała, co się wydarzyło naprawdę. A ponieważ Crystal nigdy po nią nie przysłała, Renata próbuje sobie z tym poradzić, robiąc ze mnie potwora. – Nagle głos mu się załamał i Gustavo przestał udawać dzielnego. – Co ja mam zrobić? – wyszeptał z rozpaczą. – Pomóż mi, Joanno. Nie mam nikogo innego, do kogo mógłbym się zwrócić. Pomóż mi!

Objęła go, a on przytulił się do niej mocno.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Загрузка...