ROZDZIAŁ ÓSMY

O dziesiątej z majątku zaczęły wyjeżdżać samochody, kierując się ku pobliskiemu miasteczku Rannley Hayes, gdzie miał odbyć się ślub. Joanna nieuchronnie przypomniała sobie podobny orszak sprzed dwunastu lat, kiedy to w jednym aucie siedziała Crystal, cała w bieli, mająca w ciągu niecałej godziny zostać żoną Gustava.

Joanna nie pamiętała, jaka była pogoda tamtego dnia, za to teraz, gdy wysiadła przed kościołem, słońce świeciło przepięknie. Pomogła Etcie wygładzić suknię, rozłożyła jej welon, podała bukiet. Weszły do kościoła, gdzie czekał lord Rannley, który podał ramię pannie młodej i przy wtórze marsza weselnego poprowadził ją nawą do ołtarza i stojącego przy nim pana młodego.

Joanna postępowała za nimi na czele orszaku druhen, nieustannie lustrując wzrokiem ławki w poszukiwaniu Gustava. Ujrzała go dopiero w ostatniej chwili, gdyż siedział w drugiej ławce od przodu, z samego brzegu. Odwrócił się, słysząc nadchodzących, jego spojrzenie padło na Joannę, która przeżyła wstrząs, gdyż jej widok podziałał na Gustava jak piorun z jasnego nieba. Miał wyraz twarzy człowieka, który w jednej chwili wszystko zrozumiał.

– Kochani, zebraliśmy się dziś tutaj…

Te same słowa słyszał dwanaście lat temu, lecz tym razem nie zwracał na nie uwagi, skupiony wyłącznie na Joannie stojącej prawie tuż obok niego. W kremowej sukni i w kapeluszu przybranym pączkami łososiowych róż wyglądała niczym panna młoda. Ach, i rzeczywiście stałaby u jego boku jako oblubienica, gdyby nie okazał się tak ślepy i głupi. Owszem, w dniu ślubu czuł się niezmiernie szczęśliwy, lecz jakże szybko to szczęście rozwiało się w obliczu rzeczywistości!

Z Joanną wszystko wyglądałoby inaczej. Przysięga miłości i wierności zachowałaby swoją wagę i znaczenie, nie zmieniłaby się w okrutny żart. Dopiero teraz widział cały bezmiar swego błędu, dopiero teraz rozumiał, z kim powinien był się związać tamtego dnia. To Joanna była jego prawowitą narzeczoną i kobietą jego życia. Wpatrywał się w nią podczas ceremonii, pragnąc, by i ona na niego spojrzała, ale nie zrobiła tego, wydawała się głęboko pogrążona w swoich myślach.

Chciałby znać jej myśli, marzenia, uczucia – zwłaszcza te ostatnie – lecz na to za późno, za późno…

Joannie kręciło się w głowie. Tyle ważnych rzeczy wydarzyło się od samego rana, poczynając od spotkania z Gustavem na korytarzu. Atak śmiechu, jakim w końcu skwitowała jego oskarżenia, tak naprawdę miał ukryć jej prawdziwą reakcję. Gustavo sądził, że spędziła noc z mężczyzną i ta myśl go zdruzgotała, Joanna widziała to wyraźnie. Potem, na początku ceremonii ślubnej, przeżył wstrząs na jej widok. W jego oczach wyczytała pytanie, lecz nie miała czasu zastanawiać się, co ono mogło oznaczać.

Ceremonia dobiegła końca, zagrzmiały organy, orszak wyszedł na zewnątrz, pozowano do niezliczonych fotografii, składano życzenia, wrócono do Rannley Towers, a Joanna przez ten cały czas była do dyspozycji panny młodej i czuwała nad pozostałymi druhnami, więc dopiero gdy usiadła przy stole nowożeńców, mogła dyskretnie poszukać wzrokiem Gustava. Zauważyła go przy jednym ze stołów, lecz szybko odwróciła wzrok i więcej na niego nie patrzyła, gdyż nie wiedziała, czy uda jej się w pełni ukryć swoje uczucia.

Nastąpiły zwyczajowe przemówienia i toasty, wreszcie państwo młodzi zatańczyli pierwszy taniec, co oznaczało też całą długą serię tańców dla pierwszej druhny, która podobnie jak panna młoda musiała zatańczyć z prawie każdym. Po paru godzinach nowożeńcy poszli się przebrać do swoich pokojów, a później znowu zeszli na dół, by wyruszyć w podróż poślubną. Zgodnie z tradycją Etta w ostatniej chwili rzuciła bukietem, przy czym ewidentnie celowała w swoją ukochaną ciocię Jo, ta jednak zauważyła ów manewr i zręcznie usunęła się na bok.

– Bardzo się starałaś nie złapać go – skomentował Gustavo, gdy chwilę później stali razem na schodach pałacu i machali odjeżdżającym.

– Zauważyłeś? Po prostu nie chciałam zrobić z siebie idiotki.

– Czy to aluzja do ślubu z Freddym? Złapałaś bukiet Crystal, ale nie przyniósł ci szczęścia. Nie dziwię się, że teraz wolisz być ostrożniejsza. – Podał jej ramię i wraz z innymi wrócili na wesele.

– Gdyby nie małżeństwo z Freddym, nie miałabym Billy'ego, a to największe szczęście, jakie mnie w życiu spotkało. A co do innych aspektów mojego związku… – Obrzuciła go wymownym spojrzeniem. – Cóż, rano sam wykazałeś się sporą wiedzą na temat swobodnego używania życia.

Wziął z tacy przechodzącego kelnera dwa kieliszki szampana i podał jeden Joannie.

– Przeprosiłem cię przecież.

– I słusznie! Ale nawet gdyby twoje podejrzenia były prawdziwe, to żyjemy w wolnym kraju.

– Próbujesz mi powiedzieć, że to, co robisz, to nie moja sprawa?

– A twoja?

– Mogłaby być moja – odparł, patrząc jej prosto w oczy. Joanna upiła trochę szampana, by zyskać na czasie i pozbierać myśli.

Ponieważ powoli zaczęło się zmierzchać, zapłonęły żyrandole. Podano kolejne dania i przyjęcie weselne znowu nabrało rumieńców. Gustavo podprowadził Joannę do okna, gdzie stanęli we wnęce i mogli rozmawiać swobodniej.

– Dziwny dzień – zauważył.

Nie udawała, że nie wie, o czym on mówi.

– To prawda.

– To samo miejsce, ten sam kościół… Nawet grypa pierwszej druhny kojarzy mi się z tym, jak martwiłem się, że zachorujesz, kiedy zobaczyłem cię w nocy na korytarzu całą przemoczoną. Wybacz, ale wyglądałaś strasznie!

I tak też się czułam, pomyślała.

– Nie sądziłam, że pamiętasz podobne drobiazgi.

– Nie mów tak, jakbyś zupełnie wyleciała mi z głowy, bo to nieprawda.

Zmusiła się do beztroskiego śmiechu.

– Jedno spojrzenie na Crystal i wszystko wyleciało ci z głowy!

– Tak, ale tylko na chwilę. Ogarnęło mnie jakieś zaćmienie, lecz szybko mi przeszło. Potem nie miałem już nic, tylko wspomnienia. Dzisiejszy dzień był ich pełen.

– Sprawiły ci wiele przykrości?

– Nie, ponieważ te złe to już przeszłość. Koniec z nimi.

– Bardzo się cieszę. Na pewno przyszłość okaże się dla ciebie dużo łaskawsza, zobaczysz. Jestem pewna, że jeszcze będziesz szczęśliwy.

– To dobrze – rzekł cicho. – Skoro ty jesteś tego pewna, to… Nie, porozmawiamy o tym później, ponieważ znowu zaczęli grać. Od kilku godzin czekam, by z tobą zatańczyć. Dotąd wykazałem się ogromną cierpliwością i czekałem na moją kolej, ale dłużej już czekał nie będę.

– Wyjął jej z dłoni kieliszek i odstawił razem ze swoim na parapet.

Jeszcze nikt nie tańczył z nią w taki sposób. Freddy był znakomitym partnerem w tańcu, co wynikało głównie z jego świetnego wyczucia rytmu, lecz z Gustavem tańczyło się tak, jakby on i Joanna stanowili jedną duszę w dwóch ciałach, które rozumiały się idealnie. Nigdy nie przeżyła nic podobnego, kręciło jej się w głowie z podekscytowania i radości. Co za cudowne uczucie!

Gdy melodia się skończyła, Gustavo nie wypuścił Joanny z ramion, więc przetańczyła z nim kolejny taniec, równie upojny. Potem zaczął się walc, wolny, słodki, sugestywny… Joanna podniosła wzrok na twarz Gustava, ujrzała lekko rozchylone usta i już nie potrafiła oderwać od nich oczu.

– Joanno…?

– Tak…?

To mu wystarczyło za odpowiedź. Chwilę potem przetańczyli przez jedne z otwartych bocznych drzwi, za którymi panował półmrok. Gustavo zamknął je za nimi kopnięciem i już żarliwie całował Joannę.

Marzyła o tym przez tyle lat, więc gdy wreszcie marzenie stało się rzeczywistością, zamierzała wykorzystać owe chwile w pełni. W wyobraźni całowała go tysiące razy, lecz prawdziwe pocałunki o niebo przerastały te z jej fantazji. Gustavo całował ją coraz goręcej, domagając się odpowiedzi, a Joanna udzieliła jej z równą pasją, gdyż wszystko w niej wyrywało się do niego, mógł dostać od niej, czegokolwiek by zażądał i niechby żądał jak najwięcej.

Po jakimś czasie ujął jej twarz w dłonie i zajrzał Joannie w oczy z bezbrzeżną czułością. Musiała śnić. Zawsze tak było… Za chwilę się obudzi, ale póki sen trwa, skupi się na tych kilku upojnych momentach, jakie zostały jej dane.

– Zachowuję się jak szalony…

– Ja też… Ale nie dbam o to. Mam dość tego wiecznego opanowania i rozsądku.

Uśmiechnął się z czułością.

– Ja również. Och, Joanno, Joanno… -Tak…

Zamknęła oczy i poddała się jego słodkim pocałunkom, jakby już nic i nikt nie miało ich rozdzielić.

– Halo, jest tu kto? Halo? – dopytywał natarczywie męski głos. – Przepraszam, nic nie widzę.

Drgnęli.

– O nie! – szepnęła z rozpaczą Joanna.

– Chodźmy stąd, dopóki wzrok mu się nie przyzwyczai – ponaglił cicho Gustavo.

– Nie mogę. On mnie szuka… To Freddy!

– Każ mu iść do diabła.

– To nigdy nie skutkuje, wierz mi. Lepiej ulec od razu i szybciej mieć go z głowy.

Z ociąganiem odsunęli się od siebie i Joanna uczyniła krok w stronę światła padającego z otwartych drzwi, w których widziała znajomą sylwetkę.

– Witaj, Freddy – odezwała się z udawanym spokojem.

– Cześć, Jo. Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać. Westchnęła.

– Wszystko w porządku, nic nie zepsułeś. Poznajcie się. To książę Gustavo Montegiano.

Przez króciutki moment na twarzy Freddy'ego malowało się kompletne zaskoczenie.

– O! – wyrwało mu się, lecz opanował się szybko i podszedł do Gustava z wyciągniętą ręką.

– Miło mi poznać. Pan mnie nie pamięta, ale byłem na pańskim weselu. Nie, proszę nie myśleć, że wkręciłem się bez zaproszenia, przyprowadził mnie przyjaciel przyjaciela przyjaciela.

– Ktokolwiek pana przyprowadził, był pan mile widziany – oznajmił Gustavo z wymuszoną grzecznością. – Czy na to wesele dostał się pan w podobny sposób?

Freddy wybuchnął śmiechem.

– Akurat nie musiałem, ponieważ mam przyjemność znać siostrę pana młodego. – Mrugnął. – Dużą przyjemność, jeśli rozumiecie, co chcę powiedzieć.

– Rozumiemy – ucięła Joanna. – Nie bądź wulgarny.

– Muszę. To część mojego nieodpartego wdzięku. Gustavo popatrzył na jego krągłą, przyjazną, niewinną jak u dziecka twarz. Miał ochotę uderzyć w nią pięścią.

– Jo, jeszcze raz przepraszam, że tak wam się tu władowałem, ale musimy pogadać.

– To chyba nic pilnego i może zaczekać do jutra? Posłał jej rozbrajający uśmiech.

– W tym rzecz, że wpadłem tu tylko na parę godzin. Jo, to naprawdę ważne. Gdyby nie było…

– Już dobrze, poddaję się. – Joanna uległa dla świętego spokoju, wiedząc, że inaczej Freddy będzie męczył ją w nieskończoność. Spojrzała na Gustava i bezradnie wzruszyła ramionami. – Wybacz, muszę iść.

– Oczywiście – odparł sztywno. – Ja także powinienem już wracać na przyjęcie. Miło było pana poznać, panie Manton.

Zrobił, jak powiedział. Wrócił na wesele i zachował się jak najbardziej czarujący z gości – rozmawiał, uśmiechał się, zabawiał innych. I przez cały czas myślał o Joannie. Gdzie była? Czy wciąż z eksmężem? I co robili?

W pewnym momencie zauważył ich. Stali przy drzwiach, pogrążeni w rozmowie, nagle Freddy chwycił Joannę w objęcia i porwał ją do tańca. Gdy go mijali, Gustavo usłyszał jej śmiech.

Przeprosił swoje towarzystwo i udał się na górę.

– Nigdzie nie widziałem Billy'ego – zauważył Freddy, gdy tylko zostali sami.

– Bał się, że Etta zrobi z niego pazia w satynowym ubranku, więc postanowił trzymać się z dala od tej imprezy.

– Mądry chłopak! Gdzie teraz jest? Chyba nie we Włoszech na tych twoich nowych wykopkach?

– Właśnie tam. Jutro do niego wracam. Skrzywił się.

– Jo, to kiedy ja go zobaczę? Stęskniłem się za nim jak jasna cholera!

– Może odwiedzisz go w Montegiano? Gustavo na pewno nie będzie miał nic przeciw temu, a Billy ogromnie się ucieszy.

Freddy rozpromienił się.

– Dzięki za zaproszenie! A teraz chodź, pogadajmy. Przystała na jego propozycję, głównie dla dobra dziecka starając się podtrzymywać jak najbardziej przyjazną relację z byłym mężem. Oczywiście wolałaby spędzać czas w towarzystwie Gustava, lecz tego wieczoru nastrój został i tak bezpowrotnie zepsuty. Wynagrodzą to sobie innym razem. Już niedługo.

Przez następne dwie godziny bardzo miło rozmawiała z Freddym o ich synu, a na koniec dała się porwać do tańca.

– O której musisz jechać? – spytała.

– Jechać? Dokąd?

– Przecież wpadłeś tylko na kilka godzin. Sam tak powiedziałeś.

– Może i powiedziałem. Joanna westchnęła z rezygnacją. -Rozumiem…

– Wkręciłem się na wesele tylko dlatego, że ty byłaś zaproszona. Miałem nadzieję zobaczyć Billy'ego i pogadać z tobą na jego temat.

– Skoro chciałeś pogadać, mogłeś po prostu zadzwonić. Zresztą wtedy upewniłbyś się też, czy Billy tu będzie, a tak jechałeś na próżno.

– Wiesz… – Freddy zrobił dziwną minę, trochę tajemniczą, trochę zakłopotaną. – Był jeszcze jeden powód. Ale o tym kiedy indziej.

– W porządku. Masz gdzie spać?

– Tak.

– Świetnie. W takim razie do zobaczenia rano. Ucałowała go w policzek i poszła szukać Gustava, lecz nigdzie nie mogła go znaleźć, aż wreszcie dowiedziała się od kogoś, że już wrócił do siebie.

W dzień po weselu Gustavo zszedł na dół wcześnie, w nadziei znalezienia Joanny samej. W pustej jadalni Gustavo nalał sobie kawy, podszedł do okna i cofnął się niemal od razu, by nie zauważyła go przechodząca za oknem para pogrążona w rozmowie. Przecież Freddy miał wyjechać jeszcze poprzedniego dnia wieczorem, czemu więc został do rana? Czyżby dla Joanny? Wyglądali na bardzo zajętych sobą.

Usłyszał zbliżające się głosy, zorientował się, że również oni podążają na śniadanie. Zawrócił do stołu, usiadł i właśnie miał sobie nałożyć coś na talerz, by udawać pochłoniętego jedzeniem, gdy nagle znieruchomiał, gdyż tamci dwoje znaleźli się już na tyle blisko, że mógł rozróżnić słowa.

– Muszę wykorzystywać mój wdzięk, bo nic innego mi nie zostało.

– Nic? Akurat! Otrzymałeś ode mnie krągłą sumę, nie możesz narzekać.

– Fakt, ale miałem nadzieję…

– Ile? – W jej głosie brzmiały zarazem rozbawienie i rezygnacja.

– Widzisz, trafia się wyjątkowa okazja…

– Znam te twoje wyjątkowe okazje, Freddy. Dobrze, nie susz mi już głowy. Zapisz mi, ile ci trzeba i na kiedy, zadzwonię do banku i każę to przelać na twoje konto.

– Jesteś aniołem. Nadal masz do mnie słabość, co?

– Wcale tego nie ukrywam, ale nie związałabym się z tobą po raz drugi, choćby mi obiecywano wszystkie skarby świata.

– Nikt by cię o to nie prosił, miałaś już ładnych parę następczyń.

– I tak nie czekałeś z tym do rozwodu – zauważyła cierpko.

Przez chwilę panowała cisza.

– Czy ja mam ci przypomnieć, moja droga, że są różne rodzaje niewierności? – odezwał się wreszcie Freddy. -Dobra, zostawmy to. Obiecaliśmy sobie, że żadne z nas nie będzie chować urazy.

– To prawda – przyznała Joanna, a w jej głosie brzmiała ulga.

Gustavo wstydził się, że podsłuchuje, lecz nie mógł się powstrzymać, gdyż zbyt mu zależało na tym, by dowiedzieć się o Joannie jak najwięcej. W rezultacie zupełnie już nie miał pojęcia, co myśleć, szczególnie zaskoczyła go zagadkowa uwaga o różnych rodzajach niewierności.

Moment później do jadalni wszedł sam Freddy, widocznie Joanna zostawiła go i wróciła na górę.

– Kawy? – zagadnął uprzejmie Gustavo.

– Dzięki, chętnie. No proszę, proszę… Że też to właśnie pan!

– Ach, słyszał pan zapewne o tej starej historii? To naprawdę zamierzchła przeszłość – rzucił z udawaną beztroską Gustavo.

– Skoro tak pan mówi… – Freddy posłodził sobie kawę wyjątkowo szczodrze, a podchwyciwszy spojrzenie Gustava, rzucił: – A co będę sobie żałował!

– Tak, domyślam się, że pan nie z tych, co sobie żałują. Freddy ściągnął brwi.

– Co to właściwie miało znaczyć?

– Cóż, ujmę to następująco… Joanna jest bardzo hojną kobietą.

– Ach, słyszał pan koniec naszej rozmowy? Tak, jest bardzo hojna, a z kolei ja – tolerancyjny. Widzi pan, mężczyzna, który poślubia bardzo bogatą kobietę, zawsze czuje się w jakiś sposób gorszy, tak to już jest. Ale robiłem, co mogłem, żeby moja frustracja nigdy nie odbiła się na Joannie.

Gustavo odwrócił wzrok, starając się ukryć wzgardę. Tamten nie tylko wykorzystywał ją, ale jeszcze miał się za szlachetnego, biorąc jej pieniądze! A ty co innego zamierzałeś zrobić, spytał głos w jego głowie. Jakie ty masz prawo oceniać w ten sposób jej byłego męża?

Przypomniał sobie cień politowania pobrzmiewający w głosie Joanny, ilekroć ustępowała Freddy'emu. Przywykła do mężczyzn, którzy potrzebowali jej pieniędzy – a Gustavo był pierwszym z nich…

– Hej, wszystko w porządku? – Freddy klepnął go po ramieniu.

– Tak – odparł z trudem Gustavo. – W porządku. Wstał i wyszedł, wzburzony do głębi. W drodze na piętro spotkał Joannę. Uśmiechnęła się na jego widok.

– Wybacz, że wczoraj tak cię zostawiłam, ale mieliśmy z Freddym wiele spraw do omówienia.

– Oczywiście – wycedził, choć starał się mówić normalnym tonem. – I zajęło wam to całą noc? Podobno miał wyjechać wczoraj wieczorem.

– Tylko tak powiedział, by mnie zmusić do pogadania z nim. Niestety ma zwyczaj mówić to, co jest dla niego w danym momencie wygodne.

– Zdumiewające. Nigdy bym na to nie wpadł.

– O co chodzi, Gustavo?

– O nic, po prostu nie jestem w najlepszym nastroju.

– W takim razie nie wiem, jak przyjmiesz moje wyznanie. Otóż Freddy ogromnie się stęsknił za Billym, więc pozwoliłam sobie… Wiesz, oni naprawdę bardzo się kochają…

Jęknął.

– Przyjedzie do Montegiano? Kiedy?

– Nie wiem. Masz coś przeciw temu?

– A nawet gdybym miał, czy to by coś zmieniło? Uśmiechnęła się bezradnie i pokręciła głową.

– Hej, wy tam!

Obrócili się i tym razem jęknęli oboje.

– Co znowu, Freddy? – spytała Joanna.

– Chyba pora się zbierać, skoro jedziemy do Włoch.

– My? – powtórzył złowieszczym tonem Gustavo.

– My – przyświadczył spokojnie Freddy. – Joanna nie mówiła panu, że mnie zaprosiła?

– Tak, właśnie usłyszałem, że spotka mnie ten zaszczyt – oznajmił lodowato Gustavo.

– Zaszczyt? Miło, że pan tak mówi, ale nie musi pan mnie jakoś specjalnie podejmować, wystarczy mi byle wyrko.

– Mimo wszystko postaram się zapewnić panu coś lepszego. Cóż, w tej sytuacji lecimy do Rzymu razem.

– Świetnie! – Freddy wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. – Zaraz zadzwonię do Billy'ego i mu powiem.

– Lepiej nie dzwoń, niech ma niespodziankę – doradziła Joanna. – Wyobraź sobie, jaką minę zrobi na twój widok.

Freddy rozpromienił się na samą myśl.

– To jest pomysł!

– Dobrze, idę zarezerwować bilety – zdecydowała.

– Koniecznie powiedz mi potem, ile mam ci zwrócić za bilet – rzekł natychmiast Gustavo.

– Tylko weź miejsca w pierwszej klasie! – zawołał za nią Freddy.

– Wezmę takie miejsca, jakie będą – rzuciła przez ramię. – Jakoś sobie poradzisz.

Kiedy zostali tylko we dwóch, zmierzyli się wzrokiem. Gustavo czuł i niechęć, i pewne zakłopotanie, lecz o ile Freddy podzielał to pierwsze, to drugiego raczej nie.

Загрузка...