ROZDZIAŁ PIĄTY

Tego wieczoru Joanna nie wróciła do pałacu razem ze swoją ekipą, gdyż potrzebowała samotności i spokoju, by dojść do siebie po tych wszystkich wydarzeniach. Gustavo chyba zawstydził się chwili słabości, bo potem zrobił się nerwowy i szorstki, uparł się, że odwiezie ją do domu na lunch. Nie oponowała, ale dopiero o zachodzie słońca miała trochę czasu tylko dla siebie.

Przyjechała do Montegiano gotowa stawić czoła nawrotowi dawnych uczuć, lecz nie spodziewała się ujrzeć człowieka głęboko zranionego, który budził w jej sercu najgorętsze współczucie i któremu zupełnie nie umiała się oprzeć.

Nie sądziła, by szukał jej towarzystwa po tym, co zaszło, a jednak to właśnie jego samochód zatrzymał się przy wiosce archeologów. Gustavo wysiadł z wozu z uśmiechem, więc Joanna domyśliła się, że postanowił zachowywać się, jakby nic się nie stało.

– Przywiozłem ci coś do jedzenia. Podobno nie byłaś na kolacji.

Podobno? Czyli on też nie był.

– Niepotrzebnie robiłeś sobie kłopot, mam kanapki i piwo. – Machnęła puszką.

– Ktoś, kto przez cały dzień ciężko pracuje, nie może się tak odżywiać. – Rozpakował jeszcze ciepłego kurczaka. -Proszę. Rozchorujesz się, jak nie będziesz o siebie dbała.

– Nic mi nie będzie. Mnie nigdy nic nie rusza.

– Właśnie ci, którzy tak mówią, w końcu robią sobie największą krzywdę – ostrzegł. – Powinnaś mieć trochę więcej rozsądku.

– O przepraszam! Zawsze słynęłam z rozsądku. Wiesz, co o mnie mówiono? „Nudna jak flaki z olejem, ale przynajmniej ten olej ma w głowie".

– Nudna? Ty? Nigdy się nie nudziłem w twoim towarzystwie.

– Nawet wtedy, gdy godzinami gadałam o historii?

– Tym nie sposób mnie zmęczyć. Już wtedy twoja wiedza robiła na mnie ogromne wrażenie.

– Tak naprawdę to mieliśmy wtedy flirtować – przypomniała mu z przekorą. – Tymczasem rozprawialiśmy o Juliuszu Cezarze!

– Nie tylko – zastrzegł się.

– Masz rację. Lukrecja Borgia też okazała się wdzięcznym tematem. Wiesz, odnoszę wrażenie, że nasze zaloty nie przebiegały w sposób konwencjonalny, ale zabij mnie, jeśli wiem, dlaczego.

Roześmiał się szczerze i swobodnie, a zadowolona z uzyskanego rezultatu Joanna dopiła piwo.

– Czekaj, masz wąsy z piany. – Gustavo wyjął z kieszeni czystą chusteczkę.

Joanna stała bez ruchu, gdy delikatnie osuszał jej usta.

– Dziękuję.

– Naprawdę ktoś powinien zacząć o ciebie dbać.

– Nie trzeba, niczego mi nie brak. Mam wszystko, czego potrzebuję. Tylko popatrz. – Objęła gestem teren wykopalisk, powiększający się z każdym dniem, a wtedy jej twarz przybrała dziwny wyraz, jakby Joanna widziała coś, co pozostawało ukryte przed wzrokiem innych.

– Joanno… – zaczął niepewnie Gustavo, lecz ona zeszła po stopniach na dół wykopu, padła na kolana, powiodła palcami po odkrytych tego dnia fragmentach mozaiki, potem wyprostowała się i rozejrzała z płonącymi oczyma i wyrazem takiej dumy na twarzy, że nawet nie musiała nic mówić, by wiadomo było, co chce powiedzieć.

„Oto moje królestwo".

– Joanno – odezwał się ponownie, gdy zaś nie odpowiedziała, podszedł do niej, ujął za ramiona i obrócił ku sobie.

– Hej, gdzie jesteś?

Uśmiechnęła się, lecz jakby z bardzo daleka.

– Tutaj.

– Nie wygląda na to. Czasem odnoszę wrażenie, że ty nie żyjesz w realnym świecie.

– Według ciebie tylko jeden świat jest realny? – zdumiała się. – Czy przeszłość nie jest równie rzeczywista? Sądziłam, że właśnie ty to rozumiesz, że ty też odczuwasz ten dreszcz ekscytacji, gdy wkracza się do zupełnie innego świata, rządzącego się swoimi prawami.

– Ale nie uważasz tamtego za prawdziwszy? – upewnił się z niepokojem, gdyż Joanna wydała mu się nagle odmieniona, dziwna.

– To jak podróżowanie, odkrywanie cudownych miejsc

– ciągnęła w natchnieniu, nie słuchając go. – To największa przygoda, jaka może być, czysta magia.

– Trochę mnie przerażasz.

Uniosła ku niemu twarz, a wtedy oświetliło ją ciepłe światło wiszącego nad horyzontem słońca. Gustavo, zupełnie nie myśląc o tym, co robi, zdjął Joannie kapelusz, by promienie padły również na jej włosy i zmieniły je w czyste złoto. Na ten widok zbrakło mu tchu.

Joanna zamarła i nie zdołałaby się poruszyć, choćby od tego miało zależeć jej życie, ponieważ Gustavo patrzył na nią tak, jak nigdy przedtem. Sprawiał wrażenie, jakby zapomniał o całym świecie, jakby ona jedna zaprzątała całą jego uwagę.

– Joanno… – szepnął po raz trzeci.

Oboje drgnęli, gdy rozległ się świdrujący dźwięk.

– Co to? Jęknęła.

– Moja komórka. Przepraszam. – Wyjęła telefon z kieszeni i odebrała połączenie.

– Ciociu Jo, tu Etta.

– Kto?

– Jak to „kto"? No też coś! Henrietta Rannley, córka twojego stryjecznego kuzyna. Dzwonię z Anglii. Teraz już mnie sobie przypominasz?

– Tak, oczywiście. – Joanna z trudem dochodziła do siebie. Kilkuletnia Etta była dwanaście lat wcześniej jedną z druhen na ślubie Crystal.

– Obiecałaś zadzwonić, ciociu.

– Tak? W jakiej sprawie?

– Mojego ślubu, a w jakiej? Miałaś mnie powiadomić, czy przyjedziesz.

– Och! Kochanie, tak mi przykro, naprawdę chciałam…

– Chciałam, ale trafiłam na jakieś stare kości i wszystko inne zeszło na dalszy plan. Tylko nie zaprzeczaj, ciociu, znam cię! Powiedz lepiej, czy zdołasz się wyrwać na parę dni?

– Nie wiem, ale postaram się.

– Uznaję to za odpowiedź twierdzącą.

Joanna zakończyła rozmowę i ujrzała, że Gustavo oddalił się – może tylko z grzeczności, a może również dlatego, że magia chwili minęła bezpowrotnie. I bardzo dobrze, uznała buntowniczo Joanna. Nie była już zadurzoną nastolatką, nie chciała znów poddać się temu niebezpiecznemu czarowi. Kilkudniowy wyjazd dobrze jej zrobi, pomoże spojrzeć z właściwej perspektywy na to, co się działo.

W ciągu kilku kolejnych dni jej determinacja, by wyjechać, osłabła. Joanna tłumaczyła sobie, że jest potrzebna na miejscu, choć oczywiście jej pracownicy daliby sobie radę sami przez kilka dni. Gustavo spędzał coraz więcej czasu na terenie wykopalisk, obserwując, jak spod ziemi wyłaniają się fundamenty, mury, płytki, kawałki ceramiki. Przyglądał się temu tak wyczekującym wzrokiem, jakby czekał na odkrycie skarbu, od którego zależało jego ocalenie.

– To tylko w książkach ktoś wykopuje broszę, a ona okazuje się warta fortunę – zauważył pewnego razu melancholijnie.

– Chętnie bym znalazła dla ciebie garniec monet, ale to naprawdę bardzo rzadko się zdarza.

– Wiem. Nie zwracaj na mnie uwagi, wygaduję nonsensy. Przepraszam. Masz swoją pracę, a ja ci tylko przeszkadzam.

Joanna nagle zapragnęła otoczyć go ramionami jak kilka dni wcześniej i zapewnić, że znajdzie coś, co mu pomoże, lecz nim zdążyła ulec pokusie – lub ją odeprzeć – Gustavo odwrócił się gwałtownie i odszedł.

Niemal w tym samym momencie błysnęło oślepiające białe światło.

– Ale błysnęło! – krzyknął Hal, lecz zagłuszył go grzmot.

Gustavo zawrócił ku nim szybko.

– Czasem w lecie mamy tu gwałtowne burze. Lepiej wyjdźmy z wykopów, bo potem będzie trudno.

Rada była dobra, lecz, niestety, spóźniona, gdyż właśnie lunęło jak z cebra. W jednej chwili wszyscy przemokli do suchej nitki, a świeżo rozkopana ziemia zmieniła się w grząskie błoto. Każdy próbował wydostać się na twardszy grunt i schronić w samochodzie, co wcale nie okazało się proste, gdyż woda rozmyła przejścia i stopnie, ludzie ślizgali się i przewracali, było przy tym dużo śmiechu, bo chłodna ulewa po wielu godzinach upału znakomicie poprawiała humor.

Nastroje poprawiły się jeszcze bardziej, gdy mokre ubrania przylgnęły do ciał i nagle okazało się, że wszystkie dziewczyny dla większej wygody chodzą bez biustonoszy. Prócz śmiechów rozległy się piski, kobiety zasłaniały się, mężczyźni ze zdwojoną ochotą oferowali pomoc przy wdrapywaniu się na rozmiękłe ściany wykopów.

Joanna stała bez ruchu, zaciskając powieki.

– Wszystko w porządku? – zawołał Gustavo, choć stał tuż obok niej, ale musiał przekrzyczeć harmider, jaki robili jej pracownicy, oraz deszcz i grzmoty.

– Tak! Tylko naleciało mi do oczu i nic nie widzę! Bezradnie wyciągnęła rękę, więc Gustavo złapał ją za ramię.

– Trzymaj się mnie i chodźmy!

Zrobiła krok, poślizgnęła się, odruchowo otoczyła Gustava ramionami, jej dłonie ześlizgnęły się po jego mokrej koszuli, przywarła do niego z całej siły, by nie upaść.

Poczuła twarde, muskularne ciało i to odkrycie wstrząsnęło nią. Tak naprawdę nie wiedziała, jaki on jest w dotyku. Kiedy ją pocałował, przypieczętowując oświadczyny, zrobił to w sumie dość powściągliwie, a Joanna pozwoliła sobie jedynie spleść dłonie na jego karku, nie odważyła się nawet delikatnie pogładzić go po plecach.

Nagle poczuła, że on dygocze i po chwili dotarło do niej, że Gustavo się śmieje. Po chwili ona trzęsła się również i oboje śmiali się jak szaleni.

– No, to następny krok – zakomenderował wreszcie. -Ostrożnie.

Próbowała iść przed siebie, ale cały czas oślepiała ją woda, lejąca się takimi strumieniami, jakby w niebie przerwała się jakaś tama.

– Nie widzę, dokąd idę!

– Nie szkodzi, ja cię trzymam.

– A ty coś widzisz?

– Nie! – odkrzyknął do niej wesoło. – Ale prędzej czy później… Aj!

Teraz on się poślizgnął, stracił równowagę i przewrócił się w błoto, nie wypuszczając jednak Joanny z objęć. Wylądowała miękko na nim, oboje zanosili się radosnym śmiechem, żadne nie miało sił się ruszyć. Pozostali zauważyli, co się dzieje i pospieszyli im z pomocą. Joanna czuła, jak silne dłonie podnoszą ją, wyciągają z wykopu i sadzają na trawiastym brzegu.

Kiedy wreszcie przetarła oślepione oczy, jej spojrzenie padło na siedzącego obok Gustava. Ubłocona koszula lepiła się do torsu i ramion, ujawniając rysunek ich mięśni. Mokre spodnie tak przylgnęły do ciała, że równie dobrze mógłby być nagi… Widząc jego wzrok, popatrzyła po sobie i zrozumiała, że on widzi coś bardzo podobnego. Równie dobrze mogłaby nie mieć na sobie żadnej bluzki… Kto wie, jak długo by siedzieli, przyglądając się sobie nawzajem, gdyby nie błysnęło znowu i nie zaczęło padać jeszcze mocniej.

Wszyscy pospieszyli do samochodów i uciekli do pałacu. Joanna jechała z Gustavem, lecz na szczęście cała uwaga obojga skupiła się na rozmytej i śliskiej drodze, którą wozy pokonywały jak pijane, zarzucane na prawo i lewo.

Niedługo potem Joanna z ulgą weszła pod gorący prysznic i stała tak z zamkniętymi oczami, przeżywając ponownie chwile, gdy czuła jego ciało tak blisko siebie…

Zakręciła wodę, owinęła się ręcznikiem kąpielowym, usiadła na łóżku i znowu przypomniała sobie emocjonujące doznania. On zareagował na nią dokładnie tak samo, czuła to, widziała wyraźnie.

Czy Gustavo też siedział w tym momencie w swojej sypialni, rozpamiętując, co się stało? Czy myślał o tym samym co ona? Czy w nim również budziło to najżywszy niepokój i pytania, jak sobie z tym poradzić? A może w jego przypadku to było tylko chwilowe pożądanie, które już zdążyło się wypalić?

A jeśli nadal go trawiło?

Z niecierpliwością czekała na kolację. Kiedy ujrzy Gustava, pozna przynajmniej niektóre odpowiedzi, wyczyta je w jego oczach, w tonie głosu. Gdy jednak zeszła na dół, usłyszała od Carla, że pan domu pojechał do Rzymu, wezwany tam pilnie w jakichś sprawach finansowych.

Tak naprawdę Joanna wcale nie musiała zobaczyć Gustava, by wiedzieć, co powinna zrobić. Wiele lat wcześniej przysięgła sobie, że już nigdy się tak nie zakocha. Nigdy!

W drodze do sypialni zajrzała jeszcze do Billy'ego.

– Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli na kilka dni wyjadę?

– Nawet nie zauważę, że cię nie ma – odparł z łobuzerskim uśmiechem.

Potargała mu włosy.

– Nie bądź taki chojrak!

– Mamo, naprawdę, jedź spokojnie, ja tu mam masę zajęć, zresztą Renata chyba mnie potrzebuje.

– Też tak myślę. W takim razie ustalone. Nie będzie mnie góra tydzień.

Zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem.

– Znalazłaś sobie chłopaka?

– Nie, jadę na ślub Etty, a jak usłyszę jeszcze jedną bezczelną uwagę, to zabiorę cię ze sobą, bo Etta oprócz orszaku druhen chciała też mieć pazia i nawet pytała o ciebie…

Billy teatralnie złożył dłonie w błagalnym geście.

– Ja już będę grzeczny!

Roześmiała się i ucałowała go na dobranoc, ale przy drzwiach odwróciła się jeszcze.

– Nie wiesz, jak ostatnio układa się między księciem i Renatą?

– Kiepsko. Wczoraj próbował z nią rozmawiać, zaczął całkiem miło i w ogóle, a potem wszystko popsuł, bo powiedział, żeby Renata przestała dyskutować i zrobiła, co jej kazał.

Joanna jęknęła.

– Na pewno chciał jak najlepiej, tylko niepotrzebnie tak gwałtownie zareagował. Gustavo wcale nie jest takim potworem, jak twierdzi Renata.

– Tak, już się przekonałem. Masz rację, on chce dobrze, tylko źle się do tego zabiera.

– Nic dodać, nic ująć. Miłych snów, kochanie. Następnego ranka uprzedziła ekipę o swoim wyjeździe i zostawiła im jak najdokładniejsze wytyczne. Tak jak się tego spodziewała, w ogóle się nie przejęli jej nieobecnością. Carlo obiecał zająć się Billym.

– Wspaniały dzieciak – pochwalił. – Nic się nie martw, będę uważać, żeby nic nie zbroił. A nawet jak zbroi, to zadbam, żebyś się nie dowiedziała.

Gustava znalazła w gabinecie. Na jej widok uśmiechnął się, lecz tylko przelotnie. Sprawiał wrażenie równie spiętego jak ona.

– Przyszłam ci powiedzieć, że jadę na kilka dni do Anglii.

– Słucham?

– Potrzebuję coś sprawdzić w Muzeum Brytyjskim. Rzeczywiście musiała tam zajrzeć, a wolała podać ten powód, gdyż było to bardziej taktowne niż wspominanie o ślubie w Rannley Towers.

– Włoskie ci nie wystarczą?

– Pewne rzeczy znajdują się akurat tylko w Londynie.

– Za to twoje obowiązki są tutaj.

Joanna zupełnie nie spodziewała się sprzeciwu ze strony Gustava, zamierzała go tylko poinformować o swoim wyjeździe.

– Dobrze wiem, jakie są moje obowiązki i równie dobrze wiem, co jest mi potrzebne do pracy.

– A co z twoimi ludźmi? Jak sobie poradzą?

– Gdyby nie potrafili przez kilka dni radzić sobie sami, nie należeliby do mojej ekipy – oznajmiła chłodno.

Na twarzy Gustava odmalował się upór.

– Nie życzę sobie, żebyś wyjeżdżała – uciął ostro. Przyglądała mu się ze zdumieniem. Zawsze zachowywał się bez zarzutu, lecz tym razem wyraźnie okazywał gniew, w dodatku nie wiadomo z jakiego powodu.

– Wcale nie proszę cię o pozwolenie.

– A powinnaś, skoro cię zatrudniam.

Joanna odetchnęła głęboko, by uspokoić nerwy.

– Nawet gdybyś mnie zatrudniał, to i tak nie byłbyś panem i niepodzielnym władcą mojego czasu.

– Co to znaczy „nawet gdybym cię zatrudniał"?

– Technicznie rzecz ujmując, wynająłeś usługi firmy Manton Research, dla której pracuję. Tylko dyrektor zarządzający może wydawać mi polecenia.

– A kto jest dyrektorem zarządzającym?

– Tak się składa, że ja, ale…

– W takim razie, pani dyrektor zarządzająca, składam skargę na jedną z pani podwładnych, której się wydaje, że może pracować na odległość. Ja jednak płacę za usługi pani firmy, a nie za samowolne urlopy!

– Jeśli Książęca Mość raczy przeczytać umowę, którą podpisał… – wycedziła – to przekona się, że sprawy pracownicze pozostają w gestii dyrektora zarządzającego. Zatem to ja decyduję, w jaki sposób pani Manton powinna wywiązywać się ze swoich obowiązków.

– Pani Manton dopiero co przyjechała, więc nie wyrażam zgody na jej wyjazd.

– Pani Manton ma moją zgodę na wyjazd, to wystarczy.

– W takim razie uważam panią Manton za osobę wysoce nieprofesjonalną i sugeruję, by to i owo przemyślała.

Joanna wpatrywała się w niego zdumiona. Co się z nim działo? To nie był Gustavo, jakiego znała, tylko jakiś wyniosły i bezczelny bubek.

Naraz przyszło jej na myśl, że nie musi już nigdzie wyjeżdżać, uciekając przed niechcianym uczuciem, bo sama obecność tego nowego Gustava znakomicie ją wyleczy. Oczywiście w obecnej sytuacji zamierzała jechać z zupełnie innego powodu – po prostu nie mogła ustąpić.

– Tak właśnie działa twoja firma? – ciągnął oskarżycielskim tonem. – Przyjmujesz zlecenie, dłubiesz przy nim parę tygodni, potem znikasz, zostawiając wszystko podwładnym? Pewnie w Anglii masz jakąś inną pracę. Ja jednak nie zamierzam tolerować…

Tego już było za wiele.

– Jak śmiesz?! Wstydu nie masz, zarzucając mi coś podobnego!

Zawahał się.

– W porządku, posunąłem się za daleko.

– O wiele za daleko!

– W takim razie cofam moje słowa, ale nadal nie akceptuję twojego wyjazdu. Jaką mam pewność, że wrócisz?

– Jestem kobietą honoru i to ci powinno wystarczyć -oświadczyła z godnością Joanna. – Kiedy mówię, że coś zrobię, to tak właśnie będzie. A teraz mówię, że wyjeżdżam do Anglii.

– Postąpisz wbrew moim życzeniom.

– Jakoś to zniosę – odpaliła i opuściła gabinet.

Загрузка...