ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Straciłeś dla niej głowę – przypomniała mu Joanna.

– Tak, lecz gdybyś nie zwolniła mnie z danego słowa, wzięlibyśmy ślub i żyli długo i szczęśliwie. Zamiast tego pozbyłaś się mnie z nieprzyzwoitym wręcz pośpiechem, rzucając na pastwę losu.

– Ach, czyli potrzebowałeś niani? – spytała żartobliwym tonem, skoro i on żartował.

– Niektórych mężczyzn trzeba pilnować, by nie popełniali głupstw, widać i ja do nich należę, spójrzmy prawdzie w oczy…

Roześmiali się zgodnie.

– Naprawdę ożeniłbyś się ze mną, gdybym nie zwolniła cię z danego przyrzeczenia i zmusiła do ślubu?

– Ty nigdy nikogo do niczego nie zmuszasz – rzekł cicho. – Ale mogłaś mi przypomnieć, jak powinien postąpić człowiek honoru.

– Przecież postąpiłeś jak człowiek honoru! Po pierwsze zamierzałeś dotrzymać obietnicy, po drugie miłość była dla ciebie ważniejsza niż mój majątek. Nie mogę cię za to nie podziwiać!

Gustavo oniemiał ze zdumienia.

– Aha, i skąd pewność, że żylibyśmy szczęśliwie? Przecież zżerałaby cię tęsknota za Crystal – dodała Joanna.

Przez chwilę panowało milczenie.

– Joanno, czy mogę cię o coś zapytać?

– Słucham.

– Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała odpowiedzieć, bo właściwie nie mam prawa, ale… Dlaczego zgodziłaś się za mnie wyjść?

Przez jedną szaloną chwilę miała ochotę wyznać mu prawdę, na szczęście w ostatnim momencie uświadomiła sobie, że to oznaczałoby nałożenie kolejnego ciężaru na jego barki.

Wzruszyła ramionami z udawaną nonszalancją.

– Tak samo jak ty uległam presji rodziny. Miałam poślubić kogoś wyjątkowego, a trudno było o kogoś lepszego niż ty. Wywarłeś na mnie duże wrażenie.

– Aż zrozumiałaś, jak mało ci zależy na podobnej wyjątkowości… Tak, zgadza się, nie bylibyśmy szczęśliwi, nie mógłbym ci dać tego, czego potrzebujesz. Sama zapewniłaś sobie życie, w którym znalazłaś spełnienie. Praca sprawia ci więcej satysfakcji, niż mógłby to uczynić jakikolwiek mężczyzna.

– Jakbym słyszała Freddy'ego! Mawiał, że prowadzę podwójne życie, a to drugie, zawodowe, jest dla mnie ważniejsze niż on.

– Miał rację? Pokiwała głową.

– Chyba tak… Biedny Freddy! Ja naprawdę nie nadawałam się na jego żonę. Jedyne, co mi zawdzięcza, to Billy.

– Wspaniały chłopak – przyznał szczerze Gustavo. – Jest podobny do ojca?

– Pod pewnymi względami. Po mnie ma logiczny umysł i potrzebę niezależności, po nim nieodparty wdzięk.

– Twój mąż był aż tak czarujący?

– Był? Jest! Freddy będzie absolutnie rozbrajający do końca swoich dni.

Gustavo patrzył zdumiony, jak Joanna uśmiecha się przy tych słowach.

– Ty chyba nadal masz do niego słabość.

– Przepadam za nim, szczególnie od rozwodu. Przesympatyczny, wesoły, dusza towarzystwa. Cudowny kompan, pod warunkiem, że nie jest się jego żoną.

– Czemu się rozstaliście?

– Bardzo się starał dochować mi wierności, ale to wbrew jego naturze. Skoro jednak przestałam być jego żoną, to już mi to nie przeszkadza i możemy się przyjaźnić. Jest świetnym ojcem, Billy go uwielbia, czemu wcale się nie dziwię. Freddy to w sumie duży dzieciak, wieczny marzyciel. Och, on i te jego wynalazki! – Roześmiała się. – Co chwilę wymyśla coś epokowego, ja wykładam fundusze na realizację projektu, po czym następuje spektakularna klapa!

– Wykładasz fundusze – powtórzył zmienionym głosem Gustavo, wyraźnie zły. – Czy po to byłaś mu… Nie! Wcale tego nie powiedziałem! Nic nie słyszałaś, proszę! – Ukrył twarz w dłoniach, nie posiadając się ze wstydu.

– Sugerujesz, że ożenił się ze mną dla pieniędzy? – spytała niewinnie. – No coś ty! Kto robi podobne rzeczy w dzisiejszych czasach?

– Joanno, błagam! Czy musisz mi to wyrzucać?

– Ale co takiego? Ach, to! – zawołała, jakby dopiero w tym momencie pojęła, w czym rzecz. – No tak, przecież właśnie ty zamierzałeś poślubić mnie ze względu na majątek!

Zacisnął szczęki.

– Skoro tak stawiasz sprawę…

– Oczywiście w twoim przypadku było to zupełnie co innego – droczyła się dalej.

– Dobrze, śmiej się ze mnie, ale to naprawdę było co innego. Ja cię od początku ogromnie lubiłem, inaczej w ogóle nie brałbym takiego rozwiązania pod uwagę.

– Wiem o tym doskonale – zapewniła go uspokajającym tonem. – Wybacz, wcale nie zamierzałam sobie z ciebie dworować, no, może troszeczkę, by cię rozbawić. W tej całej nieszczęsnej sytuacji tkwi pewien komizm. Na marne poszło całe… – Nagle urwała i szybko otarła łzę, tak szybko, że on niczego nie dostrzegł.

– Co poszło na marne?

– No… całe planowanie przyszłości.

– A właśnie, co porabiasz w najbliższych dniach? Pytam, bo dostałem zaproszenie na ślub lady Henrietty Rannley. Czy mam rację, sądząc, że ty też się tam wybierasz?

Joanna z trudem ukryła uśmiech, na wszelki wypadek odwróciła głowę.

– Czyżby Billy miał za długi język? Gustavo wolał ująć to dyplomatyczniej.

– Twój syn to bardzo pomocny chłopiec.

Muszę porozmawiać z Billym, postanowiła Joanna. Należą mu się podziękowania.

Rozpierało ją poczucie szczęścia. Gustavo zadał sobie wiele trudu – wyłącznie po to, by być z nią! Nie potrafiła myśleć o niczym innym.

– W takim razie najwygodniej byłoby chyba jechać do Rannley Towers razem, nie sądzisz? – odezwała się w końcu, pozbierawszy się jakoś. – Ja jestem zaproszona na jutro, mam nocować, ty zapewne też.

Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, odwróciła się i ujrzała, że on położył głowę na poduszce i zasnął. Widać opadła go nagła senność i musiał się jej poddać, a Joanna nie dziwiła się temu wcale, w końcu miał za sobą wyjątkowo długą podróż. Starając się nie obudzić Gustava, ostrożnie uniosła jego nogi i ułożyła je na kanapie, a potem przykryła go kocem.

Przez chwilę stała nachylona, przyglądając mu się uważnie. Rysy Gustava wygładziły się, znikło z nich napięcie, jakby ta rozmowa przyniosła mu ulgę, zdejmując z jego barków przynajmniej część ciężaru. Zaczynał przypominać tego młodego człowieka, którego obraz Joanna przez tyle lat nosiła w sercu.

Delikatnie pocałowała go w czoło.

– Dobranoc. Miłych snów.

Poszła do sypialni, myśląc o tym, jak była pewna siebie, gdy jechała na to spotkanie po latach. Zamierzała uwolnić się od słabości do Gustava raz na zawsze i czuła się na siłach, by to zrobić. I tak by się stało, gdyby nie ujrzała człowieka głęboko zranionego, który potrzebował jej przyjaźni i pomocy, bo przed kimś takim nie mogła się bronić.

Nie ucieknie przed nim, za późno już na to. Lecz tym razem nie poprzestanie na przyjaźni. Tym razem chce więcej, dużo więcej.

Tym razem chce mieć go całego.

Rano nie znalazła w salonie nikogo. Gustavo zjawił się, gdy kończyła jeść śniadanie.

– Zamierzałem zostawić ci krótki list z przeprosinami za moje prostackie zachowanie, ale nie wiedziałem, jak to ubrać w słowa, więc wymknąłem się cichcem jak złodziej do swojego pokoju – wyznał z zakłopotaniem.

– Nie przejmuj się takimi drobiazgami. Jedziemy do Rannley Towers razem, prawda? Za godzinę będę gotowa do wyjścia.

– W takim razie czekam na dole. Aha, Joanno… Dziękuję za wszystko.

Więcej już nie nawiązywał do poprzedniego wieczoru.

Majątek earla Rannleya znajdował się osiemdziesiąt kilometrów od Londynu. Pojechali tam pociągiem, ze stacyjki odebrał ich brat pana młodego. Kiedy znaleźli się na miejscu, gdzie bawiło już sporo gości, niektórzy unosili brwi ze zdziwienia, widząc ich razem i przypominając sobie o skandalu sprzed lat.

Jeszcze do poprzedniego wieczoru Joanna ogromnie obawiała się przyjazdu w miejsce, z którym wiązały się bolesne wspomnienia, lecz skoro przyjechała z Gustavem, nie musiała się już o nic martwić. To jej towarzystwa szukał, to dla niej naraził się na niewygody długiej podróży, to ją sprowadził wieczorem na kolację.

Idąc przez hol, ujrzeli swe odbicie w wielkim lustrze. Joannę na nowo uderzyła prezencja Gustava, jego klasa, przejawiająca się w każdym ruchu godność. Jaka kobieta nie byłaby dumna, trzymając pod ramię takiego mężczyznę?

Tym razem wiedziała, że pasuje do niego. Znikła tamta niepewna siebie dziewczyna o nijakim wyglądzie, zamiast niej patrzyła z lustra elegancka kobieta w niebieskiej sukni, opanowana, świadoma swej siły, nie bojąca się niczego.

Przez ten moment, gdy odbijali się w lustrze, Joanna dostrzegła jeszcze coś. Błysk dumy w oczach Gustava. Dumy, że ma taką towarzyszkę.

Ze względu na odbywające się następnego dnia wesele nie podano normalnej kolacji, by nie odrywać kucharzy od właściwej pracy, gościom zaoferowano szwedzki bufet. W rezultacie wszyscy krążyli swobodnie po całej jadalni, rozmawiając, z kim dusza zapragnie, a nie tylko z najbliższymi sąsiadami, jak to zazwyczaj dzieje się przy stole. Joanna z przyjemnością witała się z krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi, oczywiście licząc się z tym, że niektórzy okażą się ciekawscy. Najbardziej dociekliwy był pan domu, którego ogromnie lubiła, a który miał tę jedną wadę, że przywiązywał nadmierną wagę do tytułów.

– Ty znowu z nim? Tutaj? Czyżby jednak…

– Tommy, jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz, to zapomnij o tym.

– Gdzie w takim razie jest jego żona? Słyszałem jakieś pogłoski…

– Rozwiedli się.

– Rozstał się z tamtą i przyjechał z tobą? Hmm…

– Już ci mówiłam, zapomnij o tym.

– Ależ moja droga, mam milczeć, gdy nadarza się okazja dodania księcia do rodziny? Poprzednim razem wymknął nam się z rąk, ale…

– Tommy, za sekundę przydepnę ci nogę! Mocno!

Dał jej wreszcie spokój, lecz potem rozmawiał o czymś z Gustavem, który miał trochę niewyraźną minę, więc Joanna postanowiła zaoszczędzić mu dalszych niezręcznych konwersacji i podeszła do niego, ledwie lord Rannley dał mu spokój.

– Idę się położyć, robi się późno – oznajmiła.

– Ja też. Weszli na górę.

– Jutro czeka nas długi dzień.

– I pewnie niełatwy – dodał.

– Wszystko będzie dobrze – obiecała. – Dobranoc. Uściskali się i każde udało się do swojej sypialni. Joanna była tak szczęśliwa, że zasnęła z łatwością i spała spokojnie do samego świtu, kiedy to ktoś dosłownie wskoczył na jej łóżko, złapał ją za ramiona i zaczął nią energicznie potrząsać.

– Ciociu Jo, obudź się, stało się coś strasznego! Otworzyła oczy i ujrzała zdenerwowaną twarz Etty.

– Co się dzieje?!

– Gina ma gorączkę! To chyba grypa.

– Cholera jasna! – podsumowała Joanna, nie przebierając w słowach, gdyż rzeczywiście nie wyglądało to dobrze. Gina była pierwszą druhną.

– Błagam, zastąp ją! Macie taką samą figurę, jej sukienka będzie pasować na ciebie.

– Dobrze, dobrze… – Joanna mruknęła półprzytomnie, na co Etta ucałowała ją siarczyście.

– Jesteś kochana. A teraz śpij dalej.

Joanna zasnęła, nim córka jej kuzyna wyszła z pokoju.

Obudziła się dwie godziny później i aż usiadła na łóżku z wrażenia, gdy przypomniała sobie poranną wizytę. Chwyciła za słuchawkę i wybrała numer pokoju Etty.

– Słuchaj, czy mi się zdaje, czy byłaś u mnie rano z pytaniem…

– Tak, ciociu, i zgodziłaś się! Przyjdź, proszę, przymierzysz sukienkę i zjemy razem śniadanie.

Joanna narzuciła na siebie szlafrok i kilka minut później już pukała do Etty. Panna młoda zaplanowała, że dla większego efektu druhny włożą takie same stroje jak ona – tylko w innym kolorze. Pierwsza druhna była ubrana na kremowo, sześć pozostałych na różowo, zaś panna młoda oczywiście na biało. Dopasowane i eleganckie satynowe suknie miały wierzchnią warstwę z koronki, ich rozcinane rękawy sięgały ziemi. Oprócz koloru różnicę stanowiło też nakrycie głowy, dla Etty zaprojektowano długi welon, a dla druhen kapelusze z wielkimi rondami, przybrane świeżymi kwiatami.

– Pasuje idealnie. Wiedziałam! – oświadczyła z satysfakcją Etta, gdy Joanna przymierzyła strój Giny. – Dobrze, zdejmij ją, ciociu, zaraz nam przyniosą śniadanie.

Cokolwiek oszołomiona Joanna zjadła świeże rogaliki i popiła je kawą, wysłuchując szeregu instrukcji i starając się wszystko zapamiętać.

– Pobiegnę wziąć prysznic i zaraz wrócę, kochanie -obiecała.

Była tak zaaferowana, że nie zauważyła Gustava i praktycznie wpadła na niego na korytarzu.

– O, dobrze, że cię widzę – ucieszyła się i dotknęła jego ramienia.

Ku jej zaskoczeniu, zbladł i odsunął się.

– Nie pojadę razem z tobą do kościoła, jak się umawialiśmy – ciągnęła.

– Rozumiem – wycedził przez zaciśnięte zęby.

– Widzisz, tak się składa…

– Nie tłumacz się. Powinienem był się domyślić.

– Ale czego? – spytała, coraz bardziej zdumiona jego dziwnym tonem i zachowaniem.

Obejrzał ją od góry do dołu.

– Nie za późno wracasz do siebie? Lepiej robić to o świcie, unikając ciekawskich oczu i nie trafiając na języki.

W tym momencie zrozumiała, w czym rzecz.

– Chcesz mi powiedzieć, że… Czyli według ciebie ja… Gustavo, czy ty wiesz, czyj to pokój?

– Nie i nie chcę wiedzieć! – uciął ostro.

– Za to ja chcę usłyszeć przeprosiny! Jak śmiesz? Powinieneś się wstydzić! Co ty sobie w ogóle myślisz, obrażając mnie w ten sposób?

Zaskoczył go ten wybuch gniewu.

– Nie było moją intencją obrażanie cię.

– Nie? W takim razie może zechcesz mi dokładnie wytłumaczyć, co twoim zdaniem robiłam za tymi drzwiami?

Zaczerwienił się lekko.

– Nie zechcę. A teraz, jeśli pozwolisz…

– Nie, nie pozwolę! Nie możesz rzucać oskarżeń, a potem sobie iść, jakby nigdy nic.

– Nie rzucałem żadnych oskarżeń.

– Tak? – Nagle jej poczucie humoru wzięło górę nad gniewem i Joanna wybuchnęła śmiechem. – Och, mój drogi, ależ z ciebie bałwan!

– Wypraszam sobie… – zaczął, lecz urwał, gdyż zaczęła chichotać już zupełnie bez opamiętania i aż musiała bezsilnie oprzeć się o ścianę.

Przyglądał się tej dziwnej reakcji, rozpogadzając się powoli. Naraz w tamtym pokoju też rozległ się śmiech – damski śmiech, więc Gustavowi spadł kamień z serca. Chwilę później drzwi otworzyły się, na korytarz wypadła Etta, ponad jej ramieniem dało się dostrzec jeszcze trzy inne kobiety.

– Ciociu, dobrze, że jeszcze nie poszłaś, bo… Och, dzień dobry. – Na widok Gustava szczelniej otuliła się szlafrokiem.

– Ciocia już pana uprzedziła, że porywam ją na cały dzień?

– Jak dotąd nie miałam okazji. – Joanna opanowała się z trudem. – Gustavo, nastąpiła zamiana planów. Pierwsza druhna zachorowała na grypę, mam ją zastąpić.

Etta przeniosła spojrzenie z jednego na drugie, po czym taktownie wycofała się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Gustavo był zdenerwowany, zawstydzony, zły na siebie, a jednocześnie swoim zwyczajem nie potrafił ubrać w słowa tego, co czuje, więc Joanna ulitowała się nad nim.

– Jak mogłeś? – spytała na poły z wyrzutem, na poły z rozbawieniem.

– Najmocniej cię przepraszam za… za…

– Ty już lepiej nic nie mów! – zbeształa go z czułością. – Zobaczymy się w kościele.

Lekko dotknęła dłonią jego policzka, równie delikatnie musnęła wargami drugi, po czym odeszła, nie oglądając się za siebie.

Загрузка...