ROZDZIAŁ TRZECI

Usiadła, nie odrywając od niego wzroku. Dojrzał, zmężniał i mimo swoich trzydziestu czterech lat miał już lekko srebrzyste skronie oraz znękany wyraz twarzy człowieka uginającego się pod brzemieniem trosk.

Przyjrzał jej się, marszcząc brwi.

– Czy my się przypadkiem nie znamy?

– Spotkaliśmy się kiedyś. Dawno temu.

– Proszę mi wybaczyć… Zaraz sobie przypomnę.

– Tak, wszyscy się zmieniamy – stwierdziła filozoficznym tonem. – Dwanaście lat to bardzo dużo.

– Dwanaście? Panno najświętsza! Joanna!

– No, nareszcie! – Zaśmiała się, ponieważ już na tyle otrząsnęła się z zaskoczenia, że potrafiła docenić śmieszne strony sytuacji. – Nie było to zbyt taktowne z twojej strony!

Gustavo zarumienił się, a ona przypomniała sobie, jak bardzo potrafił być wrażliwy, wręcz nieśmiały, i ta cecha wydała jej się tyleż dziwna, co ujmująca u człowieka o tak wysokiej pozycji społecznej.

– Wybacz, nie chciałem. Ogromnie miło znowu cię widzieć. Ale co tutaj robisz? Czyżbyś przyjechała w związku z tym odkryciem? – Wskazał w stronę wykopalisk.

– Tak, zostałam archeologiem.

Wyciągnął rękę, by pomóc jej się podnieść. Jego dłoń była dokładnie taka, jak Joanna zapamiętała – szczupła, lecz mocna.

– Bardzo tego chciałaś, doskonale pamiętam, jak mi o tym mówiłaś.

– Wiem, zadręczałam cię gadaniem o historii i…

– Wcale nie! Słuchałem tego z największą przyjemnością. Opowiadałaś z takim zapałem, oczy ci błyszczały… Czyli osiągnęłaś swój cel i pracujesz w ekipie pani Manton, która, jak mnie zapewnia Carlo, jest wybitną specjalistką, jedną z najlepszych. Z czego się śmiejesz?

– Muszę podziękować Carlowi za tak pochlebną opinię.

– Jak to? Nie chcesz chyba powiedzieć… Spojrzała na niego z rozbawieniem.

– Może chcę.

– To ty jesteś panią Manton?

– Przyznaję się do winy.

– Wybacz, nie przyszło mi to do głowy, ponieważ podobną reputację zyskuje się na ogół w późniejszym wieku.

– Cóż, jestem młoda, ale i tak najlepsza – skwitowała ze śmiechem.

– Nie wątpię. A teraz wracajmy do domu, tam będzie chłodniej. – Zapraszającym gestem wskazał stojący opodal samochód, którego Joanna dotąd nie zauważyła.

Podczas drogi zdołała pozbierać się do końca. Choć nadal ogromnie atrakcyjny, Gustavo nie był już tym młodzieńcem z jej snów, którego wizerunek hołubiła W sercu mimo upływu lat. Tak, teraz mogła czuć się przy nim zupełnie bezpiecznie, nic jej nie groziło.

– Czy Carlo cię uprzedził, że cała moja ekipa zamieszkała w pałacu? – zagadnęła.

– Tak, wspomniał mi o tym przez telefon.

– Nie przeszkadza ci taki najazd? – Gdy zaprzeczył, dodała: – Chodziło nam o to, by mieć jak najbliżej do pracy. W środku dnia wysyłam wszystkich z powrotem na lunch i sjestę.

– Sama też musisz coś jeść. Zapraszam do mojego gabinetu, zjemy razem i opowiemy sobie o wszystkim, co działo się przez te lata.

Gdy jednak przyjechali na miejsce, Carlo porwał ich od razu do jadalni, gdzie podano lunch pracownikom Joanny. Gustavo zachował się jak idealny gospodarz, w ciągu następnej godziny zdołał porozmawiać z każdym, traktując wszystkich z szacunkiem i uwagą. Joanna wiedziała, że to po prostu część wychowania, jakie odebrał. Jego zachowanie, choć świadczyło wyłącznie o nienagannych manierach, urzekło wszystkich, zwłaszcza należące do ekipy kobiety.

Młodziutka Claire, świeżo po college'u, gapiła się na niego z iście cielęcym zachwytem. Rudowłosa Lily, antropolog, która zakochiwała się w dziesięć minut i odkochiwała w pięć, wyglądała na zadurzoną po uszy. Nawet niska i poważna Sally, szorstka i burkliwa, chyba że siedziała z nosem w komputerze, nie potrafiła oderwać wzroku od włoskiego księcia, więc w końcu i Joanna spojrzała na niego ich oczami, zapominając o przeszłości. I w pełni zrozumiała ich reakcję.

Kiedy się w nim zakochała, był jeszcze bardzo młody. Po upływie lat stał się mężczyzną w kwiecie wieku. Przedtem był zbyt smukły, może nawet zbyt chudy, zbyt chłopięcy, teraz wyraźnie zmężniał.

– Czy ktoś może wie, gdzie jest moja córka? – spytał w pewnym momencie, rozglądając się dookoła.

– Pewnie z moim synem – odparła Joanna. – Świetnie się dogadują.

– Masz syna? Ile ma lat?

– Dziesięć.

– Czy twój mąż też przyjechał?

– Nie, rozwiedliśmy się przed dwoma laty.

– Joanno, naprawdę musimy porozmawiać. Chcę wiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło.

– Ja też. O, jest Billy. I Renata.

Uważnie obserwowała jego reakcję. Natychmiast obrócił się ku drzwiom, na jego twarzy malował się uśmiech. Przez ułamek sekundy jego córka odpowiedziała podobnym uśmiechem, po czym spochmurniała, co stanowiło wyraźny dowód, że jej niechęć do ojca nie płynie z głębi serca. Gustavo podszedł i uściskał ją, co przyjęła niemal obojętnie.

– To Billy, mój syn – przedstawiła Joanna, zbliżywszy się do nich. – Kochanie, to jest książę Gustavo.

– Dla ciebie po prostu Gustavo – rzekł, wyciągając dłoń do chłopca.

Billy przywitał się grzecznie, lecz ku konsternacji Joanny zachowywał się bardzo chłodno, co książę chyba też zauważył.

– Szefowo, jakie konkretnie masz dla nas plany na dzisiejsze popołudnie? – spytał Hal, prawa ręka Joanny.

– Ja mam dla państwa plany, jeśli można – wtrącił gładko Gustavo. – Chciałem zaprosić wszystkich obecnych na kolację. Stroje dowolne – dodał, podchwytując spłoszone spojrzenie Hala. – A teraz proszę mi wybaczyć.

Dotknął ramienia córki, bez słowa dając znak, by poszła razem z nim, lecz ona odwróciła się plecami. Patrzył na nią przez chwilę, zaś Joannie zdawało się, że oddałby wszystko za jeden uśmiech córki. Kiedy to nie nastąpiło, wyszedł.

Wieczorem Joanna wzięła długą kąpiel, potem włożyła szkarłatną jedwabną bluzkę, spodnie z czarnego aksamitu, wpięła w uszy złote kolczyki, rozczesała włosy sięgające teraz ramion. Gdy wyszła na korytarz, dołączyły do niej Lily i Claire, które dzieliły pokój. Zwłaszcza Lily wiele sobie obiecywała po tym wieczorze, na co wskazywała głęboko wycięta sukienka.

– Co za towar! – Entuzjazmowała się. – Pierwsza klasa! Co za oczy! Co za mięśnie! Ach, mieć takiego!

– Czy ty zawsze musisz myśleć o jednym? – zganiła ją Sally, wyłaniając się z sąsiedniego korytarza razem z Halem.

– Słuchaj, jako antropolog mam tyle do czynienia z martwymi facetami, że w porównaniu z nimi każdy żywy jawi mi się jako cud natury.

– Ja jestem jak najbardziej żywy – zadeklarował natychmiast Hal, który od niepamiętnych czasów nie tracił nadziei na zdobycie Lily. W odpowiedzi usłyszał tylko:

– Waruj!

I Hal potulnie położył uszy po sobie.

– A co się stało z żoną księcia? – zaciekawiła się Sally.

– Rozwiedli się – wyjaśniła ściszonym głosem Joanna. -Oczywiście nie należy o tym wspominać

– Nie pisnę ani słowa, przecież jestem niezwykle dyskretna – zadeklarowała Lily, zresztą mijając się z prawdą.

– Swoją drogą, czy ona upadła na głowę? Mieć takiego i nie trzymać się go pazurami przez resztę życia?

– Czy możemy zmienić temat? – spytała Joanna.

– Może on wcale nie jest taki wspaniały, na jakiego wygląda – podsunęła Claire. – Kto wie, czy nie ma paskudnego charakteru? Lily tylko prychnęła.

– Nawet z paskudnym charakterem byłby seksowny jak diabli.

– Uspokójcie się – zażądała Joanna. – Ani słowa więcej na ten temat! Naprawdę nie można was nigdzie zabrać!

Kolacja upłynęła bardzo miło, głównie na omawianiu odkrycia i snuciu przypuszczeń co do jego wartości. Joanna tak pokierowała rozmową, by na pytania Gustava odpowiadał Hal, bardzo zresztą z tego zadowolony, gdyż kochał gadać, zaś sama dyskretnie obserwowała zachowanie księcia i jego córki. Renata okazywała ojcu niechęć, gdy się do niej zwracał, lecz kiedy poświęcał uwagę komuś innemu, zerkała na niego co i rusz, a w jej oczach nie malowała się wtedy wrogość, lecz tęsknota. Nie dała mu się jednak ani razu na tym przyłapać, odwracała buzię w inną stronę, ilekroć na nią spojrzał.

Po kolacji Laura oznajmiła, że dzieci powinny już iść spać, więc Billy i Renata grzecznie powiedzieli wszystkim dobranoc. Dziewczynka pozwoliła, by ojciec ją ucałował, lecz nawet nie próbowała przytulić się do niego. Gustavo nie zmuszał jej do niczego, tylko stał i patrzył, jak wychodziła, nie obejrzawszy się ani razu.

Joannę zaczęło dławić w gardle na widok tego imponującego mężczyzny, pokonanego przez wrogość dziecka. Od momentu, gdy Renata zrobiła ojcu afront, miły dotąd wieczór stracił dla Joanny cały urok, wyczuła zresztą, że Gustavo również nie miał już serca do dalszego zabawiania towarzystwa. Oczywiście nadal zachowywał się jak wzorowy gospodarz, po kawie i drinkach odprowadził gości na piętro, zaś oni wykorzystali uczynność pana domu, zagadując jeszcze o ten czy inny drobiazg. Gustavo odpowiadał uprzejmie, a Joannę ogarniało coraz większe współczucie, gdyż domyślała się, jak bardzo pragnął zostać sam.

Wreszcie wszyscy rozeszli się do swoich pokojów. Joanna zajrzała po drodze do sypialni syna, gdyż ujrzała wąski pasek światła pod drzwiami.

– Powinieneś już dawno spać, a nie czytać.

– Mamo, a jak człowiek ma zasnąć przy takim hałasie? – poskarżył się tonem urażonej niewinności. – Czemu ludzie zawsze muszą żegnać się tak głośno?

Nie chciała z tym polemizować, choć oczywiście nie dała się nabrać. Billy po prostu znalazł sobie świetny pretekst.

– W porządku, ale teraz już jest spokój, więc odłóż książkę.

– Dobrze, mamo. Uściskali się i Joanna cicho wyszła na korytarz. Panował na nim półmrok, gdyż przygaszono światła, toteż dopiero po paru krokach zorientowała się, że nie jest sama. Zamarła. Po przeciwnej stronie korytarza stał Gustavo pod drzwiami Renaty. Położył dłoń na klamce, nacisnął, lecz drzwi nie ustąpiły. Spróbował jeszcze raz. Zamknięte. Opuścił dłoń, stał tak przez kilka długich chwil, wreszcie powiedział coś, co zabrzmiało jak:

– Kochanie, proszę…

Gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi, oparł czoło o framugę.

Joanna wycofała się bezszelestnie, by Gustavo nie zorientował się, że ktoś był świadkiem jego cierpienia. Udało jej się niepostrzeżenie wrócić do swojego pokoju, ale nie położyła się, gdyż zbyt wiele się wydarzyło, by mogła zasnąć.

Przyjechała w nadziei, że ujrzy szczęśliwą rodzinę, dzięki czemu raz na zawsze uwolni się od przeszłości, a tymczasem odkryła ból, gorycz i rozpad małżeństwa, dla którego poświęciła własne szczęście.

Podeszła do okna, popatrzyła na fontannę w ogrodzie, na rozległy trawnik i las za nim. Rozległo się pohukiwanie sowy. Joanna dokładnie widziała miejsce na tarasie, gdzie czekała pewnej nocy dwanaście lat temu, licząc na to, że Gustavo zejdzie do niej i będą razem podziwiać blask księżyca. I rzeczywiście dołączył do niej, lecz ich rozmowa nie okazała się ani trochę romantyczna, raczej wymuszona i nieszczera.

Piękno włoskiej nocy przemówiło do niej z nieprzepartą mocą, wymknęła się z pokoju i wyszła na taras. Mimo upływu tylu lat nic się nie zmieniło, zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Po chwili ktoś podniósł się z krzesła stojącego w rogu i podszedł do niej.

– Witaj – rzekł cicho Gustavo. – To ty byłaś na korytarzu, prawda?

– Tak. Przepraszam, nie chciałam być nietaktowna, ale zajrzałam jeszcze na chwilę do Billy'ego i…

– Nie tłumacz się, proszę. Myślałem tylko, że może ona… – urwał, bezradnie wzruszył ramionami.

Ponieważ jej oczy zaczęły przywykać do ciemności, zobaczyła niski stolik, a na nim butelkę wina i dwa kieliszki. Gustavo napełnił je i podał jeden Joannie.

– Czekałeś na kogoś?

– Tak. Na ciebie.

Nawet nie pytała, skąd wiedział, że ona przyjdzie.

– Noc wydała mi się taka piękna, chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza…

Skinął głową.

– Ja siadam tu każdego wieczoru i czekam, aż opadną ze mnie troski całego dnia. Oczywiście rano nieodmiennie pojawiają się kolejne, ale ten odpoczynek na tarasie pozwala mi spojrzeć na wiele spraw z właściwej perspektywy.

– Gustavo, czy Renata obwinia cię za wszystko?

– Odgadłaś czy ktoś ci powiedział?

– Cóż, zaprzyjaźniła się z Billym, dużo mu o sobie mówi.

– Domyśliłem się tego po jego niechętnych spojrzeniach.

– Tak mi przykro, naprawdę. On wcale nie chce być niemiły…

– Nie przepraszaj. Cieszę się, że moja córka znalazła przyjaciela i ma się komu zwierzać. Potrzebuje kogoś bliskiego, bo całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach, o czym zapewne wiesz.

– Słyszałam o rozwodzie – rzekła ostrożnie Joanna.

– A o tym, że syn nie był mój?

– Też.

– W takim razie wiesz wszystko – podsumował.

– To musiało być dla ciebie straszne… Potrząsnął głową.

– To nieistotne, najważniejsza jest Renata. Tak się cieszyła z braciszka, a tymczasem jednego dnia straciła i matkę, i brata. Jest nieszczęśliwa i wyładowuje na mnie całą frustrację. Ma mnie za najgorszego potwora na świecie. Tylko co ja jej takiego zrobiłem?

– Zatrzymałeś ją tu siłą, nie pozwoliłeś jej wyjechać z mamą – Joanna ze współczuciem powtórzyła słowa Renaty. – I zabraniasz im się kontaktować.

– Ja? Czy muszę ci mówić, że przystałbym na wszystko dla jej dobra? Ale Crystal wcale nie zamierzała zabrać córki, bo ten pajac, z którym teraz mieszka, nie zgodził się na to. Crystal ją porzuciła bez chwili wahania! Obiecała dzwonić raz w tygodniu, ale nie robi tego, a kiedy ja dzwonię do niej, rozłącza się pod byle pretekstem.

– Zaczynam rozumieć. Tylko Renata powiedziała… -zawahała się.

– Co? Zdradź mi, powinienem wiedzieć, co ona myśli.

– Że Crystal kupiła jej komórkę i dzwoni codziennie. Gustavo ukrył twarz w dłoniach.

– Tak, Renata ma komórkę – odezwał się wreszcie. – Ale dostała ją ode mnie, właśnie po to, by mieć kontakt z matką. Crystal zna numer, lecz nie zadzwoniła ani razu, w dodatku sama nigdy nie odbiera telefonów od córki, pewnie wyłączyła komórkę i kupiła sobie nową. A wiem to wszystko wyłącznie z przysyłanego billingu. – Zaśmiał się gorzko. – Byłoby miło, gdyby córka mówiła mi cokolwiek o sobie, ale ponieważ tego nie robi, muszę się uciekać do takich metod.

– Nie wiem, co powiedzieć…

– Nie da się powiedzieć nic, co zmieniłoby sytuację na lepsze, uwierz mi. Renata nakazała sobie nienawiść do mnie, bo w przeciwnym wypadku musiałaby zmierzyć się z prawdą, że matka zupełnie o nią nie dba, a jak dziecko może się z tym pogodzić? Chciałbym jej pomóc, lecz chyba jestem ostatnią osobą, która się do tego nadaje. – Naraz uśmiechnął się melancholijnie. – Proszę, jak za dawnych czasów… Znowu ci się zwierzam.

Joanna zdławiła okrzyk zdumienia. Znowu? Nie pamiętała żadnych osobistych zwierzeń z jego strony.

– Rzeczywiście dużo rozmawialiśmy – zgodziła się ostrożnie. – Zwłaszcza podczas mojego pobytu tutaj.

– Tak, i bardzo lubiłem te rozmowy. Zawsze miałem wrażenie, że mogę ci powiedzieć wszystko, a ty zrozumiesz. Przedtem przy nikim innym tak się nie czułem. Potem też nie – dodał.

– Ale przecież… przecież rozmawialiśmy tylko o…

– Nieważne, o czym, ważne, że zawsze słuchałaś, nie osądzałaś, po prostu ofiarowałaś mi całą swoją uwagę. Przynajmniej tak to odczuwałem i było mi z tym dobrze.

Joanna oniemiała. A więc Gustavo też w jakiś sposób cenił ich związek? Czyżby do tego stopnia pochłaniało ją własne uczucie, że przeoczyła ten fakt? Na to wyglądało! Czyli jej szalona miłość była w sumie dość samolubna, karmiła się fantazjami na temat księcia z bajki. Ta odkryta po latach prawda poraziła ją.

– Lata spędzone u boku osoby nie dbającej o to, co myślę, dodatkowo podniosły twoją wartość w moich oczach. Nawet nie wiesz, jak się cieszę z naszego spotkania! Często o tobie myślałem przez te lata. Czemu tak na mnie patrzysz? – spytał, gdy spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Trudno mi w to uwierzyć.

– Czemu? Zawsze miło cię wspominałem. Ty pewnie nie powiesz tego samego o mnie, ponieważ postąpiłem wobec ciebie podle.

– Nie, starałeś się postąpić uczciwie. Zresztą mnie też było na rękę to zerwanie.

– Ale może nie sposób, w jaki do niego doszło.

– Nie przesadzaj, czy wyglądałam na porzuconą nieszczęśnicę? – spytała z udawanym rozbawieniem. – Powinieneś był widzieć, jak tańczyłam na twoim weselu!

– Oczywiście, że widziałem. Prawie cały czas miałaś jednego partnera. Swoją drogą, nie udało mi się dowiedzieć, kto to był, nikt go nie znał.

Znowu ją zaskoczył. Zauważył jej towarzysza? Pytał o niego? Dałaby głowę, że był wtedy ślepy i głuchy na wszystko.

– Nikt go nie znał, ponieważ to był przyjaciel czyjegoś przyjaciela i wkręcił się na przyjęcie nieproszony, ale zachowywał się, jakby miał prawo tam być. Cały Freddy Manton.

– Manton?

– Tak. Wyszłam za niego.

Gustavo gwałtownie odstawił kieliszek.

– Byłaś w nim zakochana? Zerwałaś ze mną ze względu na niego?

– Skądże. Poznałam go dopiero na weselu, potem przez rok się nie widzieliśmy, spotkaliśmy się przypadkiem na jakiejś imprezie i tak jakoś wyszło…

– Rozumiem – rzekł po chwili i dolał jej jeszcze szampana.

– Nie tak dużo, nie chcę się upić – zaoponowała.

– Nie upijesz się. Pamiętam, że masz mocną głowę. Roześmiała się.

– Nie wiem, czy warto sobie obciążać pamięć takimi drobiazgami.

– Pamiętam wszystko – rzekł cicho. – Wszystko. A ty nie?

Загрузка...