Kiedy Camilla wyszła do ogrodu, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, spotkała Michaela. Siedział na huśtawce. Ubrany w białą koszulę i jaskrawoniebieskie spodnie, wyglądał zachwycająco. Przywołał ją gestem ręki. Camilla zdawała sobie sprawę, że do twarzy jej w skromnej, lecz bardzo gustownej bawełnianej sukience, i to dodało jej odwagi.
– Siadaj, Camillo – kiwnął Michael zachęcająco i dziewczyna chętnie skorzystała z zaproszenia.
Huśtawka kołysała się powoli, to Michael decydował o tempie, gdyż jego nogi były dłuższe. Camilla miała ochotę odepchnąć się mocno i rozbujać do oporu, ponieważ dzień był przepiękny, a Michael, najbardziej atrakcyjny mężczyzna, jakiego znała, siedział tuż obok.
– Długo już tu jesteś? – spytała.
– Nie, właśnie wróciłem do domu. Byłem w mieście.
I spojrzał na Camillę swymi zielonymi oczami.
– Camillo, czy masz stałego chłopaka?
– Nie – odparła szybko, a on się uśmiechnął.
– To dobrze – stwierdził i choć zawahał się przez chwilę, nie dodał nic więcej.
– Dlaczego to dobrze? – spytała Camilla, nie mogąc się doczekać wyjaśnienia.
– Nie rozumiesz? – zdziwił się, nie patrząc na nią.
Dziewczyna zadrżała.
– Nie.
– Czy nic nie pamiętasz z czasów, kiedy tu mieszkałaś?
– Przeciwnie, niczego nie zapomniałam. Jak na przykład tego, że ty pierwszy przestałeś się ze mną bawić, ale to było całkiem naturalne. Później jednak przestałeś także ze mną rozmawiać. Unikałeś mnie.
– Tak, właśnie – potwierdził znacząco.
– Czy to także było naturalne?
Michael pochylił się do przodu, wpatrując się w ziemię.
– Czy nigdy nie zrozumiałaś, dlaczego?
– Nie, to było przykre, kiedy czułam, że mnie unikasz.
– Musiałem tak się zachowywać. Byłaś… niepełnoletnia, a ja…
Serce jej biło coraz szybciej.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Chciałem… nie, lepiej zapomnij o tym.
– Nie – zaprotestowała śmiało Camilla. – Dlaczego zacząłeś teraz o tym mówić?
Chłopak odchylił się do tyłu.
– Ponieważ nic się nie zmieniło, Camillo. Wtedy darzyłem cię silnym uczuciem. A kiedy tu przyjechałaś, najpierw zrobiło mi się ciebie żal… i nagle wczoraj wróciłaś do domu jak odmieniona. Camillo, ja…
Nagle Camilla, sama nie wiedząc, jak to się stało, znalazła się w jego ramionach. Poczuła jego wargi na swoich. Boski, nieosiągalny Michael – oszołomiona przyjęła biernie jego pocałunek, nie odwzajemniając go. Nie mogła zebrać myśli, opanować uczuć. Wszystko stało się zbyt szybko.
Przytulił swój policzek do jej policzka.
– Myślę poważnie, Camillo – szeptał. – Pozwól mi się tobą zaopiekować… na całe życie. Jestem… jestem taki zagubiony, nie miałem pojęcia, że mogę odczuwać to w ten sposób, nie wierzyłem, że kiedykolwiek zapragnę się ożenić, ale teraz tego chcę, Camillo!
Michael… jej młodzieńcze marzenie. Jakby stworzony do tego, aby o nim marzyć, lecz Camilla nigdy nawet nie dopuszczała myśli, że te marzenia mogą się spełnić. Czy Michael był jej przyjacielem spotkanym dawno temu w korytarzu? To chyba zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Camilla wiedziała, że potrzebuje czasu, żeby oswoić się z myślą o przyszłości z Michaelem.
Ale potem… potem, kiedy już zaakceptuje takie rozwiązanie… To raj!
Po chwili odsunął ją od siebie. Michael, ten młody człowiek ze słonecznym blaskiem we włosach, jasnymi zielonymi oczyma, białymi zębami i złocistobrązową skórą. Piękny aż do bólu.
– Camillo, chcesz? Powiedz, że… do diabła, idzie Phillip. Co tu robi ta zimna ryba? Zastanów się nad tym, Camillo!
Puścił ją i spiesznie ruszył do domu.
Camilla została sama na huśtawce, ciągle jeszcze czuła zawrót głowy. Kiedy Phillip zbliżył się do niej, miała ochotę rzucić w niego czymś ciężkim.
– Dziękuję, że uratowałaś moje orchidee – zaczął powoli łagodnym głosem. – Zazwyczaj o nich nie zapominam, ale wczoraj wszystko potoczyło się tak szybko.
Jeszcze oszołomiona po zaskakującym wyznaniu miłosnym Michaela, odrzekła:
– Ach, nie ma za co, nie było to takie trudne…
Przyglądał się jej zamyślony.
– Greger mówił, że miałaś dziś w nocy wypadek, że coś się stało ze starym piecem kaflowym. Chyba ma rację, że to samoistne zapalenie. Och, ta Helena i jej całe to malarstwo…
Usiadł na huśtawce na miejscu Michaela i Camilli nie wypadało teraz odejść. Została na swoim miejscu, lecz nie było to już to samo. Phillip to naprawdę zimna ryba. Camilla nigdy nie potrafiła go rozgryźć.
– Tak, myślę, że to brzmi całkiem prawdopodobnie. Nigdy nie wierzyłam w tę szaloną teorię o usiłowaniu morderstwa…
– Usiłowanie morderstwa? Tutaj?
– Powiedziałam, że w to nie wierzę.
Phillip przyglądał się Camilli w zamyśleniu. Nagle dziewczyna wyrzuciła z siebie to, co nie dawało jej spokoju, od kiedy tu przyjechała.
– Czy możesz mi powiedzieć, ile osób właściwie mieszka w Liljegården?
Jego zdziwienie wydawało się szczere:
– Chyba wiesz?
– Ty, twoi trzej bracia i Helena. Czy nie ma tu nikogo więcej?
– Nie, kto, na Boga, mógłby to być? Pani Johnsen? Ona tu nie mieszka.
– Nie, nie myślałam o pani Johnsen.
Opanowała przemożną potrzebę spojrzenia na małe okienko nad wejściem.
– Nie, już nic, Phillipie. Nie przejmuj się tym. O, widzę, że jabłoń nadal tu stoi.
– Pewnie. Helena jest histeryczką. Nie ma takiego pośpiechu z pozbyciem się tego biednego drzewa.
Camilla roześmiała się.
– Phillipie, ciągle mnie zaskakujesz. Nie miałam pojęcia, że przejmujesz się drzewami i kwiatami. Myślę, że cię w ogóle nie znam.
Mogłaby jeszcze dodać: I nie wierzyłam, że będziesz pierwszym, którego mogę skreślić z listy jako Niszczyciela.
– Chyba nie – przyznał, mrużąc oczy. – Nie, na pewno mnie nie znasz.
Camilla zadrżała. Cieszyła się, że był tej nocy poza domem.
Świata nie stworzono w ciągu jednego dnia. Camilla też nie od razu zdobyła pewność siebie. Ciągle towarzyszył jej dawny strach przed zrobieniem czegoś, co mogłoby stać się powodem do krytyki i pogardy innych. Kiedy Greger zwrócił się do niej w biurze trochę surowiej niż zwykle, ponieważ położyła na inne miejsce jakiś dokument, zaczęła się tak trząść, że ze współczuciem przygarnął ją do siebie i pogłaskał po głowie, jak gdyby była małym dzieckiem.
Tego wieczoru Camilla znowu porządnie się wystraszyła.
Siedziała w salonie i przeglądała rodzinny album z fotografiami, który znalazła na półce. Był bardzo stary, spośród osób widniejących na zdjęciach znała zaledwie parę.
Nagle, kiedy odwróciła kolejną stronę, poczuła, jakby krew odpłynęła jej z mózgu. Krzyknęła głośno, nie panując nad sobą, rzuciła album na podłogę, jakby to był wielki, obrzydliwy pająk.
Z dużej na całą stronę fotografii patrzyła na nią twarz, kwadratowa, blada twarz z bardzo jasnymi włosami, demonicznymi brwiami Gregera, wąskimi ustami Phillipa i takimi samymi oczami, jak oczy Dana i Michaela. Mężczyzna był ubrany w mundur galowy, miał duże, białe wąsy, a na kamiennej, niewzruszonej twarzy malowały się zło i emocjonalny chłód. Na zdjęciu był młodszy, niż w czasie kiedy spotkała go Camilla. Dziewczyna jednak nie miała już żadnych wątpliwości, kim był.
Ktoś nadbiegł w pośpiechu, ale nie wiedziała, kto, gdyż na skutek silnego wstrząsu straciła przytomność. Pociemniało jej w oczach, cały pokój zawirował wokół i zniknął. Ktoś szepnął jej do ucha, szybko i cicho:
– Camillo, nie bój się. Jestem przy tobie, tak jak wtedy. On nie może cię skrzywdzić.
Więcej już nie pamiętała.
Kiedy ocknęła się na sofie, wszyscy czterej bracia pochylali się nad nią zmartwieni.
– Co, u diabła, się z tobą dzieje, Camillo? – spytał surowo Greger. – To tylko nasz dziadek.
Łkała cicho, bez łez.
– Prawda, wygląda trochę przerażająco, ale myślę, że jesteś już za duża, żeby wystraszyć się fotografii. O ile wiem, nigdy go nie spotkałaś.
Patrzyła na nich nieobecnymi, błędnymi oczami. Dan przyglądał się jej pytająco, Michael głęboko zmartwiony, Greger zirytowany i bez zrozumienia, Phillip z dziwnym wyrazem twarzy, niemal uśmiechnięty…
Który z nich przed chwilą szeptał do niej? Kim był ten, który także pamiętał tę przeraźliwą ucieczkę pomiędzy martwymi postaciami?
Powoli usiadła.
– Nie, to nic – odparła zmęczona. – On tylko był do kogoś podobny… wybaczcie mi. Zwykle nie mdleję z byle powodu jak jakaś chimeryczna damulka z osiemnastego wieku.
Myślała jednak tylko o tym, gdzie teraz może być mężczyzna ze zdjęcia, ale nie miała odwagi zapytać…