W głębi domu zegar wybijał godzinę dwunastą.
Camilla stała sama w ciemnym korytarzu i czekała. Nie było tu okna, jedyne światło, jakie docierało, to wąska żółta smuga widoczna pod kuchennymi drzwiami.
Czy przyjdzie? Listu, który pozostawiła, nie znalazła na miejscu, musiał więc otrzymać wiadomość.
Nie musisz się ujawniać, napisała. Było to jeszcze przed rozmową z Michaelem. Czy to Michael? Taki uroczy, życzliwy, wesoły…
Nie udało jej się odtworzyć w myśli jego twarzy. Rozmywała się we mgle z jakiegoś niewiadomego powodu.
Lecz myśl o Michaelu jako Przyjacielu mimo wszystko raniła jej wrażliwą duszę, ponieważ wykluczała trzech innych braci.
Greger był jej wrogiem. Phillip także. I Dan.
Takie rozwiązanie sprawiło jej przykrość.
Nagle smuga światła zniknęła. Teraz także w kuchni zapadła ciemność. Nie chciał ryzykować, za nic nie chciał zostać zdemaskowany.
Myślisz, że nie wiem, że jesteś Michaelem? A może się mylę?
Zaskrzypiały otwierane i następnie zamykane drzwi. Serce Camilli waliło jak młot. Kroki się zbliżały. Poruszyła się, ażeby dać znać, gdzie jest.
Czyjeś ramiona objęły ją łagodnie. Camilla przytuliła się do ciała Przyjaciela, które promieniowało ciepłem, dawało poczucie bezpieczeństwa i czułość, o którą nie podejrzewałaby Michaela. Położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy.
Stali tak nieporuszeni, a sekundy płynęły. Jego usta musnęły jej włosy, a następnie szyję, łagodnie i delikatnie. Zapanował między nimi dziwny nastrój smutku i tęsknoty niczym krótki refleks pamiętnego wieczoru sprzed sześciu lat.
Camilla przesunęła rękę w stronę ramienia nieznajomego. Nie miała odwagi wsunąć jej pod koszulę i dotknąć nagiej skóry, ale przez materiał mogła wyraźnie wyczuć nierówności blizny. Wtedy uśmiechnęła się do siebie uspokojona.
– To była próba zabójstwa, prawda? – spytała cicho.
Przytaknął.
– Kto?
Tym razem zaprzeczył ruchem głowy. Albo nie wiedział, kto to zrobił, albo nie chciał powiedzieć.
Z westchnieniem wysunęła się z jego objęć.
– Teraz zaczerpnęłam już siły – szepnęła. – Dziękuję, że przyszedłeś.
Ostrożnie palcem wskazującym uniósł jej brodę. Następnie lekko ją pocałował. Kiedy zauważył, że drżąca próbuje złapać oddech, ponownie objął ją i pocałował tak namiętnie, że Camilla straciła na chwilę poczucie rzeczywistości. Ponownie znalazła się w garderobie, dziewięć lat wstecz, znowu ogarnęło ją to samo nieznane i wspaniałe ciepło.
Wtedy chłopak odsunął się energicznie. Słyszała, jak biegł korytarzem i jak zatrzaskują się za nim kuchenne drzwi.
Wolno wróciła do swego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i niczym lunatyk podeszła do lustra.
– Michael – powiedziała bezmyślnie. – Michael.
Ale ponownie, nie wiedzieć czemu, poczuła ukłucie w swej spragnionej czułości duszy.
Kiedy następnego ranka Camilla weszła do kuchni, Greger próbował ukroić starą i twardą piętkę chleba. Phillip szukał filiżanki w kredensie, a Dan siedział na blacie kuchennym obok kuchenki i zaglądał do dzbanka od kawy, w którym, sądząc po zapachu, musiały się znajdować stare fusy zalane wodą.
Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, spoglądając na nich z ukosa.
– Nie, tak nie można.
Z kobiecą stanowczością otworzyła lodówkę.
– Przecież tu jest mnóstwo jedzenia – zawołała wzburzona. – A wy zjadacie jakieś stare skórki od chleba! Zeskakuj ze stołu, Dan, on nie jest do siedzenia. Te śmieci wyrzucimy. Dajcie mi dziesięć minut, to napijecie się prawdziwej kawy i dostaniecie porządne śniadanie.
Oniemiali wlepili w nią wzrok.
– Ratujcie mnie! – wykrztusił w końcu Phillip. – Ale mi gospodyni!
– Wyjdź za mnie, Camillo! – zawołał Dan.
– O nie, ja jestem jej szefem – zaoponował Greger – i ja decyduję, co ma robić. Camillo, wyjdź raczej za mnie!
Roześmiała się, wyjmując tymczasem jajka.
– Naprawdę musieliście długo radzić sobie bez pomocy domowej, jeżeli oświadczacie się, zanim jeszcze spróbujecie, jak smakuje moja kuchnia. Dan, sprzątnij ten okropny stół, żebym mogła na nim nakryć.
Dan usłuchał bez słowa sprzeciwu. Sprzątnął paczkę zleżałej margaryny, gazety i górę okruchów.
Wszystko było już prawie gotowe, kiedy Greger zauważył:
– O, widzę w gazecie najnowsze wiadomości. Policja wtargnęła wczoraj do dyskoteki, ażeby ująć szefa gangu narkotykowego. Ale ptaszek się wymknął.
– Wydawało mi się, że czułem wyraźnie zapach haszu, kiedy tam byłem – zabrzmiał beztroski głos Dana.
– Policji nie interesują narkomani – stwierdził Greger. – Chcą złapać głównych dystrybutorów.
– Czy są w ogóle tacy w naszym mieście?
– Tak mówią. Ale w gazetach piszą o tym więcej…
Phillip podniósł się energicznie.
– Nie! – zawołał i wyrwał gazetę z ręki Gregerowi.
– Co z tobą? – zdumiał się Greger. – To chyba nic takiego?
– Phillip ma rację – wtrącił się nieoczekiwanie Dan, ponieważ ci dwaj nigdy nie mogli się pogodzić. – Może go za bardzo nie kocha, ale mimo to…!
– Czy jest coś o moim ojcu? – spytała Camilla. – Jeżeli tak, to nie musicie się o mnie obawiać.
Phillip podał jej niechętnie gazetę.
„Moja najnowsza miłość”, oznajmia znany powszechnie dyrektor John Berntsen, ciągłe energiczny, ciągle równie młody. Widzimy go tu z jego ostatnim odkryciem, przeuroczą Heleną Franck. Na nasze pytanie, czy tym razem to coś poważnego, oboje zgodnie zapewniają, że są jedynie „dobrymi przyjaciółmi”. „Właśnie się dowiedziałem, że zostałem wyleczony z groźnej choroby”, mówi Berntsen. „Idziemy więc to uczcić”. My jednak odnosimy wrażenie, że ich przyjaźń jest bardzo zażyła.
W rubryce towarzyskiej widniało ich zdjęcie – dwoje pełnych radości życia, uśmiechniętych i czarujących ludzi.
Camilla próbowała zebrać myśli. Ojciec wyzdrowiał…
To z pewnością duża ulga. Uśmiechnęła się bezradnie.
– Helena jako macocha… dziwny pomysł!
Camilla dotknęła czyjejś ręki i nieświadomie ją ścisnęła.
– Helena nie będzie żadną macochą – stwierdził Phillip oschłym i pewnym głosem. – Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem przez telefon. Była oburzona tym epizodem z dziennikarzem, przeklinała go i była bliska płaczu. Nigdy nie wyjdzie za twojego ojca, Camillo. Dla Heleny jest to tylko przygoda, z której zamierza się wycofać. Bała się, że mogłabyś mieć jej to za złe.
– Nie ma obawy. Ale czy to także nieprawda, że ojciec wyzdrowiał?
– Nie, to akurat się zgadza. Jego lekarz był zdumiony nagłą poprawą, opowiadała Helena. Silny organizm.
Camilla pobladła, spuściła głowę i wtedy zauważyła, że ściska czyjąś rękę. Podniosła wzrok i ujrzała wesołą twarz Dana.
– Przepraszam – wyjąkała i cofnęła rękę.
– Co za dzień, jak okropnie dziś gorąco – zabrzmiał w drzwiach czyjś glos i do kuchni wszedł Michael ubrany tylko w jasne, sprane spodnie. Jego wspaniały tors był równie opalony jak twarz. Camilla poczuła, jak zaczerwieniły się jej policzki, kiedy pomyślała, że być może to jego spotkała i obejmowała wczoraj w nocy w korytarzu.
– Ach, jak pięknie pachnie! Czy to ty, moja najdroższa, dokonałaś tych cudów? Co ja widzę? Dan! Jesteś na nogach o tej porze? Chyba nie jesteś chory?
Rozparł się na krześle tuż przed Camillą, zwrócony do niej plecami. Odchylił się do tyłu i wyciągnął do niej dłoń.
Camilla przyglądała mu się szeroko otwartymi oczyma, zapomniawszy podać mu ręki.
Skóra Michaela była gładka i złocistobrązowa. Na lewym ramieniu Camilla nie dostrzegła nawet śladu blizny.