ROZDZIAŁ VIII

Camilla z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się swemu odbiciu w ogromnym lustrze. Czy to ona? To niemożliwe!

Włosy, krótkie i orzechowobrązowe, lekko się kręciły wokół twarzy, która nabrała teraz zupełnie innego wyrazu. Oczy były duże i zadziwiająco jasne, brwi tworzyły piękne łuki. Skóra nabrała ciepłego, złocistego odcienia.

Martha obserwowała ją zadowolona. Wykonała wspaniałą robotę, to było pewne. Kosztowało ją to wiele wysiłku, gdyż większa część pracy polegała na tym, żeby dodać Camilli pewności siebie. Dziewczyna była trudnym obiektem, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Prawdę mówiąc, Martha powątpiewała chwilami w powodzenie swych działań. Kilka razy bagatelizowała defekty urody Camilli, żeby ją pocieszyć. Ale oto dzieło było skończone. Martha sama czuła się zarówno zaskoczona, jak i wzruszona przemianą.

– Gotowe! Musisz jednak uważać z kolorami – przestrzegła na koniec Martha. – Zbyt ostre barwy będą za bardzo kontrastowały z twoją jasną skórą, powinny raczej być stonowane! A teraz możesz spokojnie iść do domu – zapewniła ciągle oszołomioną Camillę. – Resztę garderoby dostarczę samochodem, a ty popracuj jeszcze nad swoją postawą. Potrenuj trochę w drodze powrotnej!

Camilla podziękowała gorąco, po czym wyszła na skąpaną w sierpniowym słońcu ulicę, niepewnie poruszając się w nowych butach na podwyższonych obcasach, ubrana w szafirowoniebieski komplet składający się z sukienki i płaszcza, nie dla „dam”, ale zwracający uwagę.

Dziewczyna nigdy się nie dowiedziała, że była jedyną uczestniczką wielkiej loterii reklamowej domu mody „Martha”…

W oknie wystawowym dostrzegła odbicie eleganckiej młodej kobiety i zdumiała się, kiedy pojęła, że jest to jej własny obraz.

Ktoś gwizdnął za nią, a jakiś starszy pan się zatrzymał i za nią obejrzał. Wspaniale było czuć się obiektem pełnych podziwu spojrzeń, jak łatwo teraz trzymać wysoko głowę!

Przyjemnie będzie wejść do Liljegården! Spotkać spojrzenie Michaela. I Dana, i Gregera. A Phillip – czy wreszcie zauważy, że ona istnieje?

Ale kiedy Camilla otworzyła drzwi do holu, powrócił dawny strach. Była godzina szósta, wszyscy siedzieli już chyba przy stole i czekali na nią. Dziewczynę wypełniła nagle dzika potrzeba ucieczki i ukrycia się. Była już na schodach, gdy przypomniała sobie o swoim postanowieniu.

W rozpiętym płaszczu, spod którego widać było piękny wzór na sukience, weszła nieśmiało do jadalni.

Spojrzeli odruchowo w jej stronę, unieśli pytająco brwi, jak na widok kogoś nieznanego. Po chwili zabrzmiał głos Dana:

– No nie, taka przemiana… Feniks odradzający się z popiołu! Camilla!

– Co? – zdziwił się Phillip.

– Coś ty zrobiła? – spytał głupio Michael. – Ścięłaś włosy czy…?

Greger tylko wybałuszył oczy.

Dan opanował się pierwszy. Podskoczył i złapał Camillę za ręce.

– Camillo, wyglądasz olśniewająco! Nie miałem pojęcia, że twoje oczy są takie niebieskie!

Camilla chciała powtórzyć to, co powiedziała jej Martha, że to kolor ubrania podkreśla barwę oczu. Lecz właśnie wtedy poczuła, że wspomniane przed chwilą jej niebieskie oczy zaraz zmienią kolor na czerwony z powodu łez radości. Spróbowała się opanować i powiedzieć coś dowcipnego, ale nie zdołała wydobyć słów. Pociągając nosem, zawstydzona ukryła twarz w jasnoniebieskiej koszulce Dana.

Zaskoczony, nie bardzo wiedział, jak się zachować, zawahał się przez chwilę, po czym zażartował:

– No już przestań, nie wiesz jeszcze, czy tusz jest wodoodporny. Nie chcesz chyba być cała w paski jak amerykańska flaga?

Poszukał chusteczki i ostrożnie wytarł jej łzy z policzków.

– Zawsze psuję cały efekt – zaśmiała się zakłopotana.

Dan podprowadził ją do stołu i pomógł zdjąć płaszcz. Phillip przysunął jej krzesło.

Z pewnością traktują mnie teraz inaczej, pomyślała Camilla z odrobiną goryczy. Czy rzeczywiście wygląd tak wiele znaczy? Nie, to nie tylko z powodu wyglądu. Mogła sobie wyobrazić, jakie nieciekawe wrażenie sprawiała zaledwie parę godzin temu. Nie było w niej ani odrobiny radości życia, ciepła czy poczucia humoru, lecz tylko niezręczność wywołana przekonaniem, jak bardzo jest beznadziejna. Ale teraz powinna uwolnić się od dawnych schematów myślowych, dokładnie tak, jak poradziła jej Martha.

Kiedy bracia zjedli obiad i każdy miał się udać do swoich zajęć, Dan powiedział:

– Camillo, wyglądasz tak wspaniale, że nawet taki snob jak Dan mógłby zaprosić cię na randkę, tylko po to, żeby pokazać wszystkim swoje nowe trofeum. Dzisiaj jednak idę na wieczorek rosyjski z żyrafami i wujkiem Alfredem. Co byś powiedziała na czwartek?

Zawahała się, spróbowała zagarnąć włosy za ucho, ale nie miała już czego zagarniać. Nigdy nie mogła rozgryźć Dana. Był jak węgorz, który prześlizguje się między dłońmi, gdy tylko ktoś próbuje dokładnie mu się przyjrzeć. Lecz może pewnego dnia, będąc z nim sam na sam, zmusi go do pokazania swej prawdziwej twarzy? A jeśli to on jest Uwodzicielem, będzie wiedziała, jak sobie z nim poradzić. Dana się nie obawiała. Był najmniej niebezpieczny spośród wszystkich braci.

– Dobrze – zgodziła się w końcu. – Dziękuję za zaproszenie.

– A ja muszę się przygotować do podróży. Wyjeżdżam na kongres adwokacki – zakomunikował Phillip. – W charakterze protokolanta. Adwokatem chyba nigdy nie zostanę. Chociaż mój szef uważa, że mam tak dystyngowany wygląd, że klienci czują się upokorzeni na sam mój widok. Jak sądzicie, czy mam to uznać za komplement, czy obrazę?

– Dystyngowany to łagodne określenie dla „zimny jak ryba” – odparł Dan.

– A więc to nie był komplement – zaśmiał się Phillip. Wydawało się, że nie czuł się tym urażony. – Czekają mnie dwie godziny jazdy pociągiem, muszę się pospieszyć. Jeżeli będziecie chcieli się ze mną skontaktować, to zatrzymam się w Grand Hotelu. Zawsze to lepiej, kiedy jest jedna gęba mniej do wykarmienia. Wrócę do domu któregoś ranka.

Phillip nie był z tych, którzy odzywają się nie w porę, i Camillę zaskoczyła jego autoironia. Spojrzała na niego nowymi oczyma, nie znała go od tej strony.

– À propos – zagadnęła obojętnie. – Rozmawiałam dziś z Marthą. Miła kobieta. Czy jej dzieci są w waszym wieku?

– Martha? – spytał Michael zdumiony. – Ona nie ma dzieci.

– Tak zrozumiałam…

– Musiałaś źle zrozumieć – odparł Greger. – Martha nigdy nie wyszła za mąż.

Camilla wolno wchodziła po schodach. Myślała, że zadała sprytne pytanie. Łatwo by policzyła, który z braci był rówieśnikiem dziecka Marthy.

Zamiast tego dowiedziała się czegoś całkiem innego: kto był prawdziwą matką adoptowanego chłopca.

Odwróciła się. Bracia nadal stali na dole i rozmawiali.

– Dostałam list pewnego razu w korytarzu – powiedziała.

– Co tam mamroczesz? – spytał Michael.

– Cytat – odparła Camilla. – Gdzie ja czytałam te słowa? „List pewnego razu w korytarzu”.

Pokręcili głowami, nie rozumiejąc.

– Zresztą wszystko jedno.

Kiedy była już u siebie w pokoju, skreśliła szybko kilka słów na kartce. Liczyła na to, że jej tajemniczy przyjaciel będzie zainteresowany nowiną, którą przyniosła od Marthy, i miała nadzieję, że jest dość inteligentny, żeby zrozumieć sens jej „cytatu”. Tylko jeden człowiek mógł to zrozumieć.

Dziękuję za pomoc, nieznany Przyjacielu. Bardzo chciałabym, żebyś mi wyjaśnił, jakie zamiary ma każdy z braci wobec mnie i kim Ty jesteś. Chyba jednak nie możesz? Czy wiesz, że jesteś adoptowany? Nie znam Twojego ojca, lecz Twoja matka jest wyjątkowym człowiekiem. Myślę, że świadomość tego przyniesie Ci ulgę.

Co Cię powstrzymuje przed ujawnieniem się? Czy jesteś żonaty albo związany w jakiś inny sposób? A może boisz się, że ta nieznośna Camilla spadnie Ci na kark? Zapewniam Cię, że mogę opanować swoją tłumioną tęsknotę za miłością. Tę tęsknotę opanowuję już przez dwadzieścia dwa lata, a więc nie rzucę się w ramiona pierwszego lepszego mężczyzny, który okaże mi odrobinę życzliwości.

Chyba że jest on jednym z tych, których bardzo, bardzo lubię…

Następnie Camilla zbiegła po schodach i ruszyła dalej ciemnym korytarzem obok kuchni. Pamiętała, że wzdłuż sufitu biegła rura. W pośpiechu położyła zwiniętą kartkę na rurze tuż nad miejscem, gdzie nieznajomy pocałował ją sześć lat temu. Rozejrzawszy się ostrożnie, czy nikt jej nie widział, pobiegła z powrotem.

Kiedy była już na szczycie kuchennych schodów, zatrzymała się z wahaniem. Znajdująca się najdalej część holu na pierwszym piętrze była słabo oświetlona, lecz Camilla dostrzegła wyraźnie wielkie, tajemnicze drzwi nad schodami.

Nieśmiało zbliżyła rękę do klamki. Nacisnęła ją zdecydowanie. Jak się spodziewała, drzwi były zamknięte na klucz.

Wtedy Camilla zrobiła coś, na co nigdy przedtem nie odważyłaby się: ostrożnie zapukała do drzwi.

Kiedy uświadomiła sobie, co zrobiła, czmychnęła wystraszona jak zając w stronę światła i pokoju Heleny.

Загрузка...